- Opowiadanie: seeker - Towarzyszka

Towarzyszka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Towarzyszka

– Jeśli ktoś bardzo czegoś pragnie, pożąda, myśli o tym intensywnie, to z czasem może wpaść w urojenia wzrokowe bądź słuchowe, na temat tejże rzeczy. Czasem taki stan może być wręcz kreowany, prowokowany, iluzoryczny, tworzony na życzenia podmiotu. Jeśli tak tylko zechce, choćby podświadomie, a ludzie różne pomysły przecież mają – powiedział młody mężczyzna, po czym polał sobie i swojemu rozmówcy kieliszek wódki. Oparł się o framugę okna, spoglądają na jesienny deszcz.

– O czym ty gadasz? – zapytał Vainoharkainen, pijąc kolejkę.

– O tym, że wiele rzeczy, które ty bierzesz za zjawiska paranormalne, może mieć przyczynę w ludzkiej psychice. Pomyśl o tym. Uganiasz się za latającymi spodkami, duchami, potworami, kryptydami, spiskami i nie wiadomo czym jeszcze. Ale ile z tych rzeczy widziałeś na własne oczy? – Mężczyzna napełnił kolejny kieliszek. – Pomyśl o tym – powtórzył. – Jeździsz po całym kraju, wysłuchujesz historii frajerów, którzy chcą o tym mówić, spisujesz je, drukujesz i sprzedajesz frajerom, którzy chcą o tym czytać. Nie mówię oczywiście, że to źle – biznes jak każdy inny, jest chyba nawet spory popyt na takie rzeczy. Ale że sam w to wszystko wierzysz, to mnie już trochę dziwi.

– Oglądałem w swoim życiu wiele dziwnych rzeczy, Orceen – odparł Vainoharkainen. – Przez ostatnie dwa lata byłem świadkiem zdarzeń, których ani ja, ani ty, ani nikt inny nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć.

– Piłeś też sporo alkoholu – powiedział szyderczo Orceen. – Przez ostatnie dwa lata. Ta praca widać musi być dla ciebie bardzo stresująca.

– Nie przekręcaj – oburzył się Vainoharkainen.

– Nic takiego nie robię. Skąd możesz mieć pewność, że kontrolujesz to, co się z tobą dzieje, co? – spytał. – Kontrolujesz? Zresztą, nie mówię, że to źle. Przynajmniej prowadzisz ciekawe życie. W sumie to chyba nie ma wielkiej różnicy, jak się człowiek prowadzi. Życie i tak nie ma większego sensu, a większość ludzi spędza je w czterech ścianach szarych blokowisk, pracując za marne grosze i gapiąc się wieczorami w telewizory. Obawiają się przy tym byle przeziębienia czy stłuczenia… albo zamachu terrorystycznego lub innej niesamowitości, która statystycznie rzecz biorąc nie ma prawa się wydarzyć. Wszak życie ma wielką wartość i trzeba o nie dbać, tłumaczą. Mniejsza o to, że jest bezsensowne, nudne i pełne upokorzeń. Tak trzeba i tyle. I jeszcze spłodzić, a potem wychować kilkoro bachorów, które zamęczą ich na śmierć, a jak dorosną, będą prowadziły równie zryte życie co rodzice. Robią to, choć nie wiedzą czemu. W sumie dziwi mnie, że ludzkość nigdy tego nie zakwestionowała. Uroiliśmy sobie, że naszym obowiązkiem jest przedłużanie gatunku – a po kiego diabła? Moglibyśmy przecież zakończyć całą tę szopkę w zaledwie kilkadziesiąt lat, po prostu się nie rozmnażając. A tak… żyjemy w jednym wielkim urojeniu. Że życia ma jakiś sens, że istnieją jakieś wyższe wartości, że jest coś, dla czego musimy żyć… Wątpię.

Dlatego też – i uznaj to za komplement – wolę samotnika, który budzi się na tyle wcześnie, aby jeszcze zobaczyć zachód Słońca, ugania się po nocach za zielonymi ludzikami, a potem upija ze mną do nieprzytomności. Lubię cię Vaino, takim jakim jesteś.

– Orceen, upijam się od śmierci Natallee, dobrze o tym wiesz – odrzekł bez emocji.

– Natallee, Natallee, gdyby ona żyła, pewnie byśmy się nie spotykali, a ty byś miał gromadkę dzieci i prowadził tak samo nudne życia jak cała reszta. A tak pijesz i robić coś ciekawego, choć według mnie głupiego. Ale nie przejmuj się moim bełkotem. Powiedziałem już, że cię lubię i cenię to, co robisz. Tak swoją drogą, czemu się za to wziąłeś?

– Nie wiem. Chyba widzę w tym jakiś sens. Taki sposób na życie.

– Twoje życie to iluzja. Uganiasz się za czymś, co nie istnieje, choć chciałbyś, żeby było inaczej. A wiesz czemu? Ponieważ ona też nie istnieje, już, a ty nie możesz się z tym pogodzić. Szukasz swojego szczęścia, chociaż ono odeszło razem z nią.

– Ja przynajmniej nie gardzę ludźmi – odparł spokojnie. – Rozumiem ich i chcę im pomóc.

– I zarobić na nich – roześmiał się.

– Z czegoś trzeba żyć. Osobom, które proszą mnie o pomoc, pomagam za darmo.

– Ale zarobić na opisie tej pomocy. Zresztą, ja ci niczego nie zarzucam. Nie gardzę wszystkimi ludźmi, tylko większością z nich. Ciebie doceniam, mówiłem to już.

Vainoharkainen złapał za pustą butelkę wódki i wrzucić ją do kosza. Podszedł do domowego piecyka i dorzucił drewna. Spojrzał na smutną jesień za oknem.

– Sądzisz, że wszyscy ludzie, którzy widzą coś niesamowite, mają zwidy? – zapytał.

– Tak. No, może nie. Mogą też widzieć coś normalnego, co biorą za rzecz niesamowitą. Śmierć twojej żony była tajemnicza i niezrozumiała. To normalne, że w takiej sytuacji człowiek zagłębia się w tę tematykę. Choć zachowujesz się raczej jak chłopak, który szuka sobie dziewczyny, a tworzy tulpę.

– Mówisz o fałszywych przyjaciołach? To naturalne, choć nie do końca wyjaśnione zjawisko psychologiczne i raczej nie niebezpieczne. Ludzie, którzy tworzą tulpy, w pełni je kontrolują. Nie ma to nic wspólnego z rozdwojeniem jaźni.

– Nie fałszywych, tylko wymyślonych – poprawił go Orceen. – Niemniej jednak fakt, że ludzki umysł jest zdolny do takich urojeń świadczy o tym, że tych urojeń jest pełno wszędzie wokół. Zresztą, mówi to coś o osobach, które je tworzą. Człowiek taki gada sam ze sobą tak długo, że w końcu w jego umyśle powstaje nowa, oddzielna świadomość, która staje się jego rozmówcą. Towarzyszą temu omamy słuchowe i wzrokowe – tulpa staje się oddzielnym bytem, który jest z tobą i sam myśli. Po co to komu? Jedni robią to w imię samorozwoju, inni z samotności. Nie mówię, że to coś złego – sam wolę toczyć dialogi sam ze sobą niż z większością ludzi. Niemniej jednak, jest to trochę dziwne. A może ja jestem taką twoją tulpą, co Vaino? Wymyśliłeś mnie po śmierci Natallee, żeby mieć się z kim urżnąć raz na tydzień, choć tak naprawdę pijesz do lustra – roześmiał się.

– Nie żartuj sobie Orceen – oburzył się. – Tulpy nigdy mnie nie interesowały. Ale masz rację – praca pomaga mi zapomnieć o Natallee.

– Tego nigdy nie kwestionowałem. Pijemy dalej? Wódka się skończyła, trzeba by kupić kolejną.

– Nie, idę do domu spać. Jutro mam robotę do wykonania.

– A za czym to znowu będziesz się uganiać? – zapytał z udawanym zaciekawieniem.

– Chcę sprawdzić pogłoski o pewnym nawiedzonym domostwie. Napiszę o nim reportaż.

– Powodzenia – roześmiał się.

Vainoharkainen podniósł się i odszedł od stołu. Pomógł swojemu gospodarzowi uporządkować bałagan. Wszedł do sieni i założył płaszcz.

– Widzimy się za kilka dni. Dokończymy nasze rozważania – powiedział.

– Przychodź, kiedy tylko chcesz – powiedział Orceen. – Aha, i nie bierz sobie do serca bzdur, które gadam po pijaku. Bardzo mi przykro, że twoje życie nie ułożyło się tak, jak sobie marzyłeś.

– Teraz to już nie ma żadnego znaczenia – wzruszył ramionami. – Lubię swoje życie i swoją pracę. Każdy ma jakieś demony z przeszłości, które musi skrywać. Przyjdę niedługo.

– Lepiej, byś sobie znalazł jakąś dziewczynę, niż ciągle ze mną siedział – roześmiał się Orceen. – Te spotkania doprowadzą cię w końcu do obłędu. Albo przynajmniej zniszczą ci wątrobę.

– Na coś trzeba umrzeć. Sam powiedziałeś, że nie ma to wielkiego znaczenia – uśmiechnął się.

Wyszedł na ulicę. Była całkiem pusta. Jego włosy zmoczył drobny deszcz. Mieszkał kilka przecznic dalej, poszedł więc spacerem, choć nogi miał miękkie od krążącego w żyłach alkoholu. Myślał o jutrzejszym zadaniu. Na szczęście miał mnóstwo czasu, aby się wyspać i wytrzeźwieć. Po kilku minutach dotarł do swojego mieszkania i położył się w ubraniu na kanapie.

 

Od śmierci żony Natallee, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach i została znaleziona martwa z dala od domu, Vainoharkainen zajmował się tropieniem zjawisk niewyjaśnionych. Jeździł po kraju, zbierał sensacyjne relacje, badał je i robił reportaże. Sprzedawał to potem do różnych pism, które interesowały się taką tematyką. Teraz obrał sobie za cel niewielką wioskę na południu, której mieszkańcy twierdzą, że jeden opuszczony dom jest nawiedzony przez duchy. Otrzymał wiele opisów na temat dziwnych dźwięków dochodzących z wnętrza oraz tajemniczych przedmiotów, jakie znajdowali w środku młodzi ludzie, którzy odważyli się tam zapuścić. Niektórzy też twierdzili, że byli świadkami paranormalnej aktywności, takiej jak samoistne poruszanie się rzeczy martwych lub widok nieznanych cieni na ścianach. Vainoharkainen miał zamiar osobiście to sprawdzić i spędzić w tym domu jedną noc.

 

Obudził się następnego dnia przed południem. Umył się, zjadł sytą jajecznicą, wypił zimną wodę. Czuł się bardzo dobrze. Przez jakiś czas krzątał się po domu, zastawiając się nad tym, co go czeka.

 

Prowadził blog internetowy, na którym prosił ludzi, aby go informowali o przypadkach wszystkiego, co tajemnicze. Interesował się danym incydentem, jeśli otrzymał wiadomości przynajmniej od dwóch świadków. Ale o nawiedzonym domu w wiosce Z**** słyszał już jednak od kilku niezależnych świadków, którzy tam mieszkali. Mówili o tym też teoretycy, którzy interesowali się tematem. Vainoharkainen uznał, że nawet jeśli sprawa jest tylko plotkarską sensacją, to i tak może być dobrym materiałem na reportaż. Zdecydował, że warto jej poświęcić jeden weekend.

Wioska była oddalona o około trzy godziny drogi od jego miejsca zamieszkania. Wyjechał późnym popołudniem, aby być na miejscu jeszcze przed zmrokiem. Na miejscu zatrzymał się u starszego człowieka, z którym umówił się wcześniej przez internet.

– Dzień dobry, panie Morris – krzyknął przez ogrodzenie do osoby w kapeluszu, która szwendała się po ogrodzie. – To ze mną prowadził pan korespondencję mailową, byliśmy umówieni.

– O, witam pana – odparł Morris, wkładając fajkę do ust. – Miło mi pana wreszcie poznać. Proszę wejść do środka. Przygotuję panu herbaty.

– Jeśli mam być szczery, to wołałbym jak najszybciej znaleźć się u celu – stwierdził z entuzjazmem. – Chciałbym obejrzeć dom, zanim jeszcze zapadnie zmrok. Zaprowadzi mnie pan tam teraz?

– Ależ oczywiście, jak pan sobie życzy – zgodził się.

We dwóch załadowali się do auta i pojechali polną, krętą drogą przez las.

– Dom jest za lasem – powiedział Morris. – Niedaleko, ale mimo to niewielu ludzi mieszka na tyle blisko, aby mieć go cały czas na widoku. Poprzedni lokatorzy byli zdaje się sporymi odludkami.

– Wie pan, kto jako ostatni zamieszkiwał dom, zanim został opuszczony i zrodziła się legenda o duchach? Czytałem kilka różnych wersji. Najpopularniejsza mówi o młodej dziewczynie, która popełniła samobójstwo.

– Owszem, to jest prawdopodobne. Młoda dziewczyna, Nelly, Nathally, jakoś tak. Nie wiem dokładnie, to było kilkadziesiąt lat temu, a wszelkie historie są tylko powtarzane z ust do ust. Podobno jej rodzice zginęli na wojnie, a ona otrzymała cały majątek. Mieszkała tam kilkanaście lat, jednak z nikim się nigdy nie związała, nie założyła rodziny i ogólnie nie utrzymywała kontaktów z sąsiadami. Podobno oszalała i podcięła sobie żyły. Potem domem nikt się nie zainteresował i popadł w ruinę. Aż w końcu ciekawscy mieszkańcy, głównie młodzi chłopcy, zrobili sobie z niego miejsce spotkań. Pili tam piwo, nocowali, palili ogniska. Aż niektórzy zaczęli być świadkami dziwnych wydarzeń. Mówili o głosach niewiadomego pochodzenie, cieniach na ścianach, poruszających się przedmiotach, dziwnych zapachach, a niektórzy wręcz twierdzili, że widzieli zjawę.

– Młodej dziewczyny? Tej… Nathally? – spytał.

– Bo ja wiem – odparł Morris. – Widzieli coś, czego nie potrafili zbyt dobrze opisać. Może nic nie widzieli, tylko sobie umyślili. Większość tych historii jest nieskładna i nie trzyma się kupy. Świadkowie zaprzeczają sami sobie. Niemniej jednak, w końcu wynieśli się stamtąd i niechętnie potem zbliżali do domu. Od czasu do czasu ktoś tam jeszcze zaglądał i niektórzy potwierdzali, że w środku „coś jest”. No więc zrodził się mit i cała wieś się boi.

– A pan? Co pan sądzi?

– Ja? Nie ma zdania na ten temat. Wiem tyle, co usłyszałem od innych. Sam nigdy niczego niepokojącego tam nie zauważyłem. Doceniam jednak, młody człowieku, że chcesz tam spędzić noc. Może coś się wyjaśni. O ile wyjdziesz stamtąd żywy jutro rano – roześmiał się, kaszląc przy tym. Vainoharkainen również się śmiał, choć raczej nieszczerze. Nie czuł co prawda wielkiego strachu, ale nie lubił takich żartów. Traktował swoją pracę poważnie i z doświadczenia wiedział, że wiąże się z nią pewne ryzyko. Jeśli nie od sił nadnaturalnych, to choćby z ludzkiej ręki. Kiedy szukał materiałów, wałęsał się po różnych opuszczonych lub podejrzanych miejscach i wiedział, że może to być niebezpieczne. Zdarzało mu się już natykać na kryminalistów, sekciarzy, a nawet seksualnych zboczeńców. Chociaż nigdy nikt nie wyrządził mu większej krzywdy.

 

W końcu dotarli na miejsce. Dom był drewniany, sporych rozmiarów, tak że mogłyby w nim mieszkać dwie rodziny. Część szyb była powybijana, w dachu tworzyły się niewielkie dziury, a sporej wielkości ogród był zapuszczony i zarośnięty. Mimo to, nie wyglądał bardzo źle. Vainoharkainen pomyślał, że dałoby się go wyremontować i ładnie urządzić.

– Drzwi są otwarte? – zapytał.

– Tak – odparł Morris. – Wyważono je kiedyś i nikt nie naprawił zamka. Oprowadzę cię.

Weszli do środka. Dom był obszerny i dobrze umeblowany. Wszędzie walały się śmieci, niektóre zapewne dosyć świeże. Półki pokrywał kurz.

– W tym pokoju możesz spać – Morris pokazał mu niewielką sypialnię. – Łóżko jest stare i spleśniałe, ale dosyć wygodne. O ile masz swój koc, choć pewnie i tak zjedzą cię wszy. A tu jest główny salon, jest w nim sporo miejsca. Tam dalej kuchnia, totalnie zagracona – wskazał ręką. – Za nią są schody na drugie piętro, gdzie jest kilka pokoi. Stamtąd wejdziesz na strych. Na końcu korytarza jest właz do piwnicy – ale jeśli coś w niej kiedyś było, to już dawno została splądrowana.

– Dzięki – powiedział Vainoharkainen. – Zostanie pan ze mną, żeby coś zjeść? Mam trochę zapasów, moglibyśmy zrobić ognisko – zaproponował.

– Nie, ja wracam do siebie – odparł zdecydowanie. – Nie zostaję tu po zmroku.

Vainoharkainena zdziwiła ta uwaga, ale nic się nie odezwał. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniach.

– W takim razie, dziękuję za pomoc – powiedział. Odwieźć pana z powrotem?

– Nie, dzięki. Chętnie się przejdę. Przyjdę cię odwiedzić jutro rano – powiedział i wyszedł z budynku, kierując się w stronę lasu. Vainoharkainen pożegnał go wzrokiem.

– No to zostaliśmy sami – powiedział sam do siebie, kiedy staruszek się już oddalił.

Obszedł budynek dookoła i obfotografował do z zewnątrz. Następnie wszedł do środka i zrobił szczegółowe zdjęcia każdego pomieszczenia. Spieszył się z tym, póki miał jeszcze w miarę dobre światło, gdyż Słońce już zachodziło. Mając dobre ujęcia, będzie mógł rano porównać, czy wszystko jest na swoim miejscu. Umieścił też małe kamery w najbardziej newralgicznych punktach domu. Włączył dyktafony, aby wychwycić każdy podejrzany szelest. Przy wejściu i na schodach prowadzących do góry rozsypał mąkę, aby wykryć ewentualne ślady stóp. Były to rutynowe czynności w tego typu przypadkach.

 

Tak przygotowany, zamknął się w pokoju, w którym miał zamiar spędzić noc. Okrył się kocem i przygotował sobie kanapkę. Było już ciemno i dosyć zimno. W domu jednak panował spokój i nic nie wskazywało, aby mogło się w nim wydarzyć coś złego lub nietypowego. Okolica wydawała się całkowicie opuszczona. Ani żywej duszy. Martwej chyba też nie.

 

Siedząc na kanapie, zatopił się w myślach. Myślał o Natallee, o swoim życiu i pracy. Zaczął zastanawiać się nad historią tego domu. Kto go zamieszkiwał? Dziewczyna, o której opowiadał mu Morris – czy popełniła samobójstwo z samotności, z nieszczęśliwej miłości, obłędu? Czy jej duch szwenda się tu gdzieś, zagubiony? Oglądając pokoje, nie zauważył nic, co świadczyłoby o jego lokatorach. Nie była żadnych zdjęć, pamiętników, ani listów. Znalezione rzeczy wskazywały raczej, że mieszkało tu kiedyś więcej osób. Przedmioty, które mogły należeć do kobiet, mężczyzn lub dzieci. Wiele półek i szaf było zresztą pustych – zostały przez kogoś opróżnione lub też rozkradzione.

 

W końcu Vainoharkainen wyciągnął butelkę whisky i pociągnął z niej solidnego łyka. Nie powinien chyba tego robić, ale uspokajało go to. Zresztą, dobrze mu się myślało po alkoholu, o ile kontrolował jego ilość. Nie wydawało mu się, aby miał problem z piciem, choć z pewnością pił o wiele częściej niż większość ludzi i do tego w samotności. Mimo to potrafił utrzymać bystrość umysłu, kiedy to było potrzebne. Poza tym miał swój sprzęt, który pracował za niego. Starał się nasłuchiwać, ale nawet jeśli zaśnie, to kamery i dyktafony wszystko zarejestrują. Tak zwykle wyglądała jego praca – rzadko był naocznym świadkiem czegoś niesamowitego.

 

Do drugiej w nocy nic się jednak nie działo. Cisza na kilometr. Okolica była tak spokojna, że gdyby był poetą, szukałby tu natchnienia. Położył się wreszcie wygodnie i usnął.

 

Obudziły go promienie wschodzącego Słońca. Rozejrzał się po pokoju. W świetle dnia wyglądał on ciepło i przyjemnie. Sięgnął po termos i wypił kilka łyków zimnej już kawy. Postanowił oglądnąć cały dom.

Wyszedł na korytarz. Przebiegł go mętnym wzrokiem i spojrzał na podłogę. Mąka… pomyślał. Schylił się, aby obejrzeć ją dokładniej. Były na niej niewielkie ślady ludzkich butów – być może kobiecych, na obcasie. Prowadziły do schodów na piętro, tam się jednak urywały. Ciekawe. Czyżby jednak miał w domu gościa i go przegapił? A może to ślady obecności byłej lokatorki, tej… Nathally? Spotykał się już z tego typu aktywnością paranormalną. Wyjął aparat i sfotografował podłogę. Następnie rozmontował ze ścian kamery – jeśli ktoś tu był, to z pewnością go uchwyciły. Obejrzy taśmy, kiedy będzie miał dostęp do lepszego sprzętu. Nie miał teraz czynnego zasilania, a baterie do urządzeń, którymi dysponował, były na wyczerpaniu.

 

Rozejrzał się po salonie i kuchni. Nie zauważył niczego niepokojącego. Znów porobił dokładne zdjęcia wszystkim zakątkom w pomieszczeniach. Wyszedł na górę i na strych. Wszystko wyglądało po staremu. Żadnych przewróconych lamp, żadnych otwartych okien, żadnych śladów stóp.

W końcu wyszedł na ganek, aby cieszyć się przez chwilę oblewającym go, ciepłym światłem słonecznym. Wyciągnął z torby kanapkę i usiadł na spróchniałej ławce. Jego wzrok przykuła w pewnym momencie postać, przechodząca przez furtkę. Morris? Nie, z pewnością nie.

 

Wstał. Osoba zbliżyła się, tak że mógł ją lepiej dojrzeć. Była to młoda kobiety, ubrana w białą sukienkę do kolan, z chustką na szyi i kapeluszem na głowie. Wyglądała dość uroczo i niewinnie.

– Kim pani jest – zapytał, podchodząc do niej. Pomyślał, że jest niesamowicie piękna.

– To chyba ja powinnam zadać do pytanie – odparła z uśmiechem. Jej głos był pogodny i radosny. – Nie sądziłam, że ktoś tu mieszka.

– Nie mieszkam tu, tylko się zatrzymałem – wyjaśnił, myśląc o jej uśmiechu i barwie głosu. Zauważył, że ciężko mu było skupić się czymkolwiek innym, kiedy się w nią wpatrywał. Spodobała mu się już od pierwszego wejrzenia. – Nazywam się Vainoharkainen Raskone. Piszę reportaż o tym domu – wytłumaczył.

– Długo tu pan jest?

– Od wczoraj. Zapewne pani słyszała o legendach, które krążą wokół tego miejsca? – podał jej rękę na powitanie.

– Oczywiście, że słyszałam. Dlatego też tu jestem – odwzajemniła uścisk. Jej skóry była gładka i delikatna. Vainoharkainena przebiegł dreszcz, kiedy go dotknęła. – Natallee Hackford, miło mi.

– Jak? – spytał nagle zaskoczony, słysząc drogie mu imię żony. Po chwili się zorientował, że nie powinno go wcale dziwić, że ktoś może nosić to samo imię.

– Co jak? – zapytała zdziwiona. – Powiedziałam, że nazywam się Natallee Hackford. I proszę mi mówić po imieniu. Jestem jeszcze młoda i nie lubię, jak ktoś się do mnie zwraca per pani.

– Nie, nieważne – odparł zmieszany. – Przepraszam Natallee. Więc, co cię tu sprowadza?

– To samo, co i pana – stwierdziła, patrząc się na dom. – Badam legendę tego domu. Zbieram materiały na tekst o historii rodziny, która tu kiedyś mieszkała. Pisuję dla gazet.

– To bardzo ciekawe, że akurat spotkaliśmy się w tym samym dniu – roześmiał się. – Też mi mów po imieniu, proszę. Wybacz, że zadam ci nietypowe pytanie, ale… – zawahał się, patrząc dyskretnie na jej buty – czy byłaś w tym domu dziś w nocy?

– Co? – spytała zdziwiona. – Nie, oczywiście, że nie. Przyjechałam dopiero przed chwilą. Samochód zaparkowałam w lesie. Mam zamiar posiedzieć tu chwilę, porobić zdjęcia i wracam. Dlaczego pytasz?

– Za chwilę ci wyjaśnię. Myślę, Natallee, że mógłbym ci trochę pomóc w twojej pracy – uśmiechnął się.

– To wspaniale – ucieszyła się. – Miło będzie spędzić ten czas w towarzystwie. Jestem bardzo ciekawa, co też możesz mi powiedzieć na temat tego domu. Słyszałam o nim wiele różnych historii, więc uznałam, że muszą zobaczyć go na własne oczy – powiedziała, wyciągając notes i gładząc się po włosach.

– Jeśli szukasz to czegoś zaskakującego, to raczej się rozczarujesz – mruknął.

Otworzył przed nią drzwi i zaprosił do środka. Cały czas myślał o tym, jak olśniewająco jest piękna. I do tego to imię, tak bliskie jego sercu. Cieszył się niezmiernie, że spotkał takie towarzystwo.

 

Oprowadził ją po wszystkich pomieszczeniach, opowiadając co wie i po co tu przyjechał. Pokazał jej zdjęcia oraz pokazał ślady na mące, które już uległy sporemu zatarciu. Opowiedział też wszystko, czego dowiedział się na temat historii kobiety, która tu mieszkała. Dziewczyna wydawała się zainteresowana i była pod wrażeniem, że spędził w domu całą noc. Ciekawiły ją też nagrania, które zrobił.

– Jak tylko przerzucę te materiały na komputer, to dokładnie je przeanalizuję i prześlę ci, jeśli zauważę cokolwiek ciekawego – powiedział.

– Masz bardzo interesującą pracę. Myślę nawet, że moglibyśmy się dogadać i współpracować – stwierdziła.

– Ty też odwiedzasz różne tajemnicze miejsca? – zapytał. – Czy też interesuje cię tylko ten dom.

– Pisuję dla kobiecych magazynów – odparła. – Zbieram różne tajemnicze historie z równie tajemniczych miejsc. Odwiedzam je, jeśli to możliwe, aby mieć lepszy podgląd. Wypytuję ludzi, kolekcjonuję zdjęcia, czytam stare pamiętniki i próbuję z tego sklecić coś sensownego.

– Co wiesz na temat historii tego miejsca? – zapytał z zaciekawieniem.

– Bardzo mało. Właściwie to niewiele więcej, niż ty mi powiedziałeś. Rodzina zaginęła, córka mieszkała tu sama przez wiele lat, nie utrzymywała z nikim kontaktu. Choć niektórzy mówią, że miała romans z którymś z sąsiadów, który ponoć jeszcze żyje. Ale to plotka – nie mogłam dojść, o kogo chodziła. No i w końcu dziewczyna popadła w obłęd, a może to była miłość, nie wiem – może jedno i drugie – i podcięła sobie żyły. Trupa znaleziona po wielu miesiącach i zakopano w jakimś komunalnym cmentarzu – również nie doszłam gdzie. Ogólnie, jedna wielka mgła – same domniemania. Liczyłam, że będąc tutaj dowiem się czegoś, znajdę jakiś pamiętnik, album ze zdjęciami, czy coś. Jeśli nie, to będę miała bardzo słaby materiał, ty zresztą pewnie też. No bo te plotki, że niby ponoć dom jest nawiedzony. Możesz je potwierdzić w jakiś sposób?

– Nie wiem – odparł. – Spędziłem tu noc i nic nadzwyczajnego się nie działo. Oprócz tych śladów na mące. Ale to mogło być w sumie cokolwiek, może w ogóle jakieś zwierzę… W każdym razie, nie zauważyłem niczego, co by mnie napełniło grozą, taką o jakiej opowiadali miejscowi. Jeśli nie znajdę niczego na nagraniach, to uznam, że pobyt tu był stratą czasu. Ale pewnie skrobnę jakiś artykuł, starając się możliwie jak najbardziej udramatyzować

– Chciałabym porobić trochę zdjęć – stwierdziła. – Potowarzyszysz mi? – zapytała, patrząc na niego radośnie. Vainoharkainen pomyślał, że ma bardzo piękne oczy. – Chyba, że musisz już jechać? – dodała.

– Nie muszę jechać, mam bardzo elastyczne godziny pracy. Mogę tu siedzieć, ile tylko będę chciał. Jasne, bardzo chętnie ci pomogę – zgodził się z radością.

 

Przez następne kilka godzin chodzili po całym domu, przeglądając wszelkie zakamarki. Natallee fotografowała każdy przedmiot, jaki znalazła, niektóre brała ze sobą. Wspólnie wymieniali się uwagami i dyskutowali na temat swoich zainteresowań. Vaihoharkainen całkiem zapomniał o tym, że miał się spotkać z Morrisem. Zapomniał zresztą o wszystkim innym, oczarowany urodą i inteligencją swojej nowej towarzyszki.

– Mieszkamy całkiem niedaleko od siebie – stwierdziła, wypytując się go o szczegóły jego życia. Moglibyśmy się czasem spotykać i razem próbować coś stworzyć. Chętnie bym z tobą gdzieś pojechała w poszukiwaniu duchów lub latającym spodków – roześmiała się. – To jest naprawdę fascynujące.

– I ja nie miałbym nic przeciwko, choć dotychczas zwykle pracowałem sam – odrzekł, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Może razem stworzymy jakiś projekt. Moglibyśmy robić dobre artykuły. Ja bym się zajmował badaniem obecnego stanu opuszczonych miejsc, a ty byś próbowała rozszyfrować ich historię.

 

Spędzili niemal cały dzień, chodząc po ogrodzie, obserwując dom ze wszystkich stron i wymieniając się doświadczeniami. Wieczorem rozpalili ognisko i upiekli kiełbaski. Vainoharkainen poczęstować Natallee butelką piwa. Dziewczyna siadła obok niego i otuliła się kocem. Oparła głowę na jego ramieniu. Z fascynacją wpatrywał się w jej delikatne, ciemne włosy.

– Widziałeś kiedyś ducha? – zapytała.

– Nie wiem. Mam wiele zdjęć i relacji, ale sam rzadko bywam świadkiem czegoś niesamowitego. Kilka razy zdawało mi się, że zauważyłem coś dziwnego, ale do dziś nie jestem pewien, co to dokładnie było. Słyszałem za to często niewytłumaczalne odgłosy oraz widziałem poruszające się przedmioty, których źródła siły nie potrafiłem ustalić. Ale, no cóż, nie wykluczam, że brak racjonalnego wyjaśnienia większości rzeczy może być spowodowany po prostu brakiem wiedzy. Ludzie często widzą to, co chcą zobaczyć. Nasz umysł i nasza wyobraźnia, potrafią nas oszukiwać.

– Zawsze chciałam przeżyć coś niesamowitego – stwierdziła. – Moje życia, do tej pory, było raczej nudne. Choć nie narzekam na swoją pracę, mogłaby być gorsza.

– Życie większości ludzi jest nudne – wzruszył ramionami. – Dlatego wielu z nich decyduje się na robienie rzeczy głupich, czy wręcz szalonych. Jedni ryzykują życie, drudzy wyrządzają wiele zła, a jeszcze inni popadają w obłęd. Wszystko dlatego, że nie potrafimy poradzić sobie z naszą niespokojną naturą. Czasem po prostu szukamy rzeczy, które nigdy nie istniały.

– Mówisz tak, jakbyś składać samokrytykę – uśmiechnęła się do niego. Vainhoharkainen nie mógł oderwać wzroku od tego uśmiechu.

– Być może i tak jest – odparł. Natallee zauważyła, że się na nią cały czas patrzy. Ich spojrzenia spotkały się. Vainoharkainen podniósł głowę i spojrzał w ciemne chmury nad głową. Natallee jeszcze bardziej się do niego zbliżyła.

W tym momencie wyczuli czyjaś obecność. Zza ogrodzeniem stał pan Morris i przyglądał się im. Wyglądał na zmęczonego i zasępionego.

– Dobry wieczór, panie Morris – krzyknął Vainoharkainen.

Starszy człowiek pomagał mu ręką.

– Kto to jest? – spytała Natallee.

– Przyjaciel – odpowiedział. – Pomógł mi znaleźć to miejsce. Panie Morris – krzyknął. – Przyjdzie pan do nas, aby poczęstować się kiełbasą z ogniska?

– Nie, dziękuję – odparł. – Przyszedłem tylko popatrzeć, czy wszystko z tobą w porządku. Widzę, że dobrze się bawisz i zostajesz na dłużej.

– Natalle mnie zatrzymała – powiedział. Dziewczyna pomachała do Morrisa.

– Dobry wieczór panu! – krzyknęła. Morris nic nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko w nich dziwnym wzrokiem. – Niech pan do nas dołączy – dodała. – Zapraszamy.

– Mam nadzieję, że znalazłeś to, czego szukałeś – zwrócił się do Vainoharkainena, ignorując Natallee. – Powodzenia życzę – machnął ręką i odwrócił się, kierując się w stronę swojego domu.

– Ciekawy człowiek – powiedziała Natallee – nawet mi nie odpowiedział na powitanie – obruszyła się.

– Ciekawy… – potwierdził Vainoharkainen. – Ale sympatyczny, choć może trochę dziwny. Mieszka samotnie. Interesuje się tym domem. Ale też się go boi. Kiedy byłem z nim tu wczoraj, nie chciał zostawać na dłużej. A teraz nawet nie chciał wejść.

– Mieszka tu wiele lat. Kto wie, jakie rzeczy widział lub słyszał? Starzy ludzie mają swoje urojenia.

– Jak na starego człowieka, dobrze zna się na technice – roześmiał się Vainoharkainen. – Zanim go spotkałem osobiście, mailowałem z nim przez kilka tygodni. Tak w sumie, to większość materiałów na temat tego domu pochodzi właśnie od niego.

– A to ciekawe. Też chętnie bym sobie z nim porozmawiała, skoro tyle wie – odparła, popijając piwo.

– Jest już ciemno – stwierdził Vainoharkainen. – Daleko zaparkowałaś samochód? Powinniśmy się chyba zbierać.

– Nie chcę odjeżdżać – stwierdziła, przytulając się do niego. – Chcę tu zostać na noc. Przeżyć coś ciekawego. Wsłuchiwać się w cichy korytarz licząc, że coś się wydarzy, nawet jeśli to ma być tylko urojenie. Chcę zobaczyć, jakie to uczucie.

– Mówisz poważnie? – zapytał, obejmując ją ramieniem.

– Tak. I chciałabym, abyś mi towarzyszył.

– Dobrze. Jak chcesz. – odpowiedział, bez zastanowienie. Chciał być przy niej jak najdłużej, bez względu na wszystko. Była pierwszą kobietą, do której poczuł sympatię, od czasu straty żony. Myślał tylko o niej.

– Vaino, mogę cię o coś zapytać? – spytała nieśmiało. – O coś osobistego?

– Pytaj, moja droga – uśmiechnął się.

– Dlaczego tak nerwowo zareagowałeś, kiedy się przedstawiłam? Sprawiałeś wrażenie, jakbyś, no nie wiem, bał się mojego imienia.

– Twoje imię… – mruknął – to smutna historia.

– Związana z moim imieniem?

– Tak. Miałem kiedyś żonę, która nazywała się tak jak ty.

– Miałeś? – spytała z podejrzliwością. Vainoharkainen zamilkł na chwilę i dorzucił drewna do ognia. Zmrok ogarnął już całą okolicę.

– Miałem żonę. Nie żyje od dwóch lat. Pewnego dnia po prostu zniknęła. Wyszła w nocy i nie wróciła. Znaleźli jej zwłoki po kilku miesiącach, daleko od domu, w lesie. Miała podcięte żyły. Śledczy stwierdzili, że to było samobójstwo. Nigdy do końca w to nie uwierzyłem. Do dziś próbuję dociec, co tak naprawdę się z nią stało.

– Bardzo mi przykro – powiedziała Natallee.

– Mi też – wyszeptał, ledwie słyszalnym głosem.

Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu, patrząc się w ogień. Natellee powoli złapała go za rękę. Vainoharkainen spojrzał na nią. Nieśmiało przyłożył jej dłoń do swoich ust. Drugą ręką pogładził ją po włosach. Nie protestowała.

– Zimno mi – wyszeptała. – Zostaniesz ze mną?

– Zostanę – odparł, obejmując ją czule.

Po chwili wpadli do pokoju, w którym była sypialnia. Ognisko zostawili niedogaszone. Przez okna wbijało się do środka blade światło Księżyca w pełni. Vainoharkainen rzucił dziewczynę na łóżko i zaczął całować. Zatopili się w miłosnych uściskać.

– Chcę być z tobą. Cały czas. Znam cię tak krótko, ale wiem, że chcę być z tobą. Zbyt długo byłem sam – wyszeptał.

– Ja też – odpowiedziała. – Całuj mnie. I kochaj.

– Masz blizny na rękach – powiedział, gładząc jej dłoń.

– To smutna pozostałość po ciężkim okresie w moim życiu. Kiedyś chciałam odejść na zawsze. To był błąd, o którym nie chcę już pamiętać. Nie zwracaj na to uwagi.

– Nie będę – powiedział i czule ucałował jej ręce. – Kocham cię – powiedział szczerze.

– Ja ciebie też.

Czuł się szczęśliwy, pierwszy raz od dwóch lat. Pierwszy raz miał kogoś, kogo mógł obdarzyć uczuciem. Zdawało mu się to tak piękne, że wręcz nierealne. Nie myślał o tym jednak. Skupił się tylko na Natallee i jej pięknie. Tę noc spędzili razem. Zasnęli wtuleni w siebie. Nie obchodził ich dom, ani historie z nim związane. Nie myśleli o strachu, ani tajemniczości. Myśleli o sobie.

 

Vainoharkainen obudził się późną porą. Słońce górowało wysoko na niebie. Przetarł oczy. Poraził je blask światła dnia. Natallee nie było przy nim. Wstał i rozejrzał się po pokoju. Wyszedł na korytarz.

– Natallee! – krzyknął. Dziewczyna mu nie odpowiedziała. Wyszedł na ganek. Również jej tam nie było. Zaniepokoiło go to trochę. Przeszedł po wszystkich pomieszczeniach i obejrzał ogród. Podszedł do rozsypanych popiołów w ognisku. Leżały przy nich dwie puste butelki piwa. Nigdzie nie było Natallee, ani nawet żadnego śladu jej obecności.

– Natallee, gdzie jesteś!? – krzyknął rozpaczliwie i znów zaczął obłędnie chodzić po domu. Przez długi czas rozglądał się, próbując uchwycić choćby jakiś ślad po niej, jakąś wiadomość. W końcu zrezygnowany usiadł na ganku i otworzył butelkę piwa. Nie zostawiła mu żadnego kontaktu do siebie. Nie pomyślał, aby poprosić ją o telefon, albo adres zamieszkania. Był pewny, że obudzi się przy niej i wspólnie wrócą do miasta, snując plany na przyszłość. Miał z nią przecież tyle wspólnych zainteresowań, tyle tematów do obgadania. Było mu szkoda, że ten jeden dzień, który spędził tak szczęśliwie, tak szybko minął.

 

W końcu zdecydował się opuścić dom. I tak był w nim dłużej, niż planował, chociaż nie żałował tego. Napisał jeszcze list do Natallee, podając w nim swoje dane kontaktowe. Zostawił go na stole, licząc na to, że być może dziewczyna jeszcze tu wróci. Wsiadł w samochód i ruszył w drogę powrotną.

Zatrzymał się jeszcze, aby pożegnać się z panem Morrisem. Staruszek siedział w bujanym fotelu w swoim ogrodzie, pykając fajkę. Vainoharkainen podszedł do bramki. Morris również się podniósł i zbliżył do niego.

– Opuszczam to miejsce – powiedział, podając mu rękę. – Dziękuję za pomoc.

– Mam nadzieję, że poszukiwania były owocne – uśmiechnął się starszy człowiek.

– I tak, i nie. Z pewnością pobyt tutaj dał mi sporo do myślenia. Kto wie, może jeszcze tu przyjadę kiedyś.

– Wątpię – odparł. – Ludzie rzadko tu wracają.

– Skoro tak pan mówi… Tak swoją drogą, czy nie widział pan przypadkiem dziś tej dziewczyny?

– Jakiej dziewczyny? – spytał, jakby nie wiedział, o co chodzi.

– No tej w kapeluszu. Natallee. Tej, z którą wczoraj siedziałem przy ognisku. Rozmawialiśmy przecież razem.

– Nie widziałem żadnej dziewczyny – odparł ze spokojem. – Owszem, rozmawialiśmy wczoraj, ale byłeś całkiem sam.

Vainoharkainen popatrzył się na niego z oburzeniem, ale też zbity z tropu.

– Żartuje pan sobie ze mnie?

– Ani trochę – powiedział poważnie. – Byłeś całkiem sam. Mogę przysiąc, że nikogo innego tam nie było.

– Ale przecież… – zająknął się – przecież rozmawialiśmy razem. Przywitała się z panem.

– Rozmawiałem wczoraj tylko z tobą. Z nikim innym – odparł chłodnym głosem.

– Moment, nie rozumiem – sięgnął pamięcią do wczorajszego wieczora. – Przecież przedstawiłem ją panu, pamiętam to. Powiedziałem panu jej imię. Skoro byłem sam, to dlaczego nie uznał mnie pan za wariata i nie zwrócił uwagi na moje absurdalne zachowanie?

Staruszek wzruszył ramionami.

– To ty byłeś w tym domu. To było twoje doświadczenie, nie moje. Ja nie przekroczyłem furtki. Nic mi do tego, co tam widziałeś. Każdy szuka własnej prawdy.

– Sugeruje pan… – zapytał nieśmiało – że spotkałem tak, nie wiem, ducha? Spędziłem cały dzień i całą noc z tą dziewczyną. Wiem, co widziałem.

– I gdzie ona teraz jest? – zapytał. – Nie wiem, co widziałeś i niczego nie sugeruję – kontynuował Morris. – Mam tylko nadzieję, że znalazłem tam to, czego szukałeś.

– Ale… – wyjąkał.

– Ale co? Nie mnie cię oceniać. Pomogłem ci, na ile mogłem. Nie mam już nic więcej do dodania. Idź dalej swoją drogą i szukaj, co zgubiłeś. Nie jestem ci już do niczego potrzebny. Miło było cię poznać.

Vainoharkainen odwrócił się bez słowa i wsiadł do samochodu. Nacisnął pedał gazu i ruszył do domu. Co jakiś czas ocierał łzy, które mimowolnie napływały mu do oczu. Czuł się rozbity, oszukany i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Z drugiej strony, jeśli Natallee była duchem, lub jakąś inną projekcją paranormalną, to powinien być zadowolony – znalazł to, czego szukał – przeżyć coś, czego nie potrafi wyjaśnić. Na tym przecież polegała jego praca. Nie pocieszało go to jednak. Nie chciał też uwierzyć w takie wyjaśnienie. Może Morris sobie po prostu okrutnie zażartował? Ale co się w takim razie z nią stało? Opuściła go, bez pożegnania? Cóż, jego żona w gruncie rzeczy zrobiła to samo – obudził się rano i nie znalazł jej przy swoim boku. A potem znalazł ją martwą. Nie chciał sobie przypominać tego koszmaru.

 

Wpadł wieczorem do mieszkania, rzucił wszystko, otworzył lodówkę i wyciągnął z niej butelkę whisky. Nalał sobie pełną szklankę i usiadł przed komputerem. Wziął się do przeglądania nagrań ze swoich kamer. Miał po kilka godzin filmów, z różnych pomieszczeń, które monitorował. Na pierwszy ogień rzucił kamerę, która była zamontowana w holu głównym. To tam znalazł ślady stóp.

 

Przewijał film, uważnie wpatrując się w ekran, szukając czegoś nietypowego. W pewnym momencie zatrzymał nagranie i szybko cofnął. Przewijał klatka po klatce. Patrzył ze zdumieniem na ekran, oglądając, jak niewidzialna siła otwiera drzwi. Według czasu na kamerze, była to trzecia w nocy. Zapewne spał już wtedy. Drzwi same się otworzyły i same zamknęły. Korytarz był całkiem dobrze oświetlony wpadającymi przez okno promieniami odbitego światła Księżyca.

 

Vainoharkainen zauważył niekształtny cień na ścianie. Nie miał on właściciela, ale poruszał się. Czy to wtedy zostały zostawione ślady butów? Nie mógł tego dostrzec na filmie. Nagle zauważył coś dziwnego na lustrze, które było wywieszone na ścianie. Zaczął się tam jawić jakiś obrys postaci. Vainoharkainen zatrzymał i zrobił przybliżenie. Poprawił ostrość i nałożył filtr rozjaśniający obraz. To co ujrzał, zaskoczyło go. Widział, czego był niemal pewien, twarz pana Morrisa.

 

Co u diabła? – spytał sam siebie. Pociągnął potężny łyk whisky. Jeszcze przez jakiś czas wpatrywał się w tajemniczą twarz, aby się upewnić, co widzi. Jak to możliwe? – myślał. Wyciągnął telefon. Mimo późnej pory zdecydował się zadzwonić do staruszka. Odnalazł go na liście kontaktów i dotknął przycisk połączenia. „Wybrany przez ciebie numer nie istnieje” – wyświetlił się komunikat. Nie, to niemożliwe. Przecież dzwonił do niego kilka razy, właśnie na ten numer. Czy powinien teraz tam wrócić, aby upewnić się, czy z Morrisem wszystko w porządku? A może to znów jakiś durny kawał? Czuł się zdezorientowany tą sytuacją. Próbował jeszcze kilka razy się dodzwonić, ale za każdym razem bez skutku. Cały czas też wpatrywał się w przerażającą twarz na ekranie swojego komputera.

 

Oparł się zmęczony o fotel i nalał kolejną szklankę whisky. Postanowił zadzwonić do Orceena. Wybrał numer na liście kontaktów i przyłożył telefon do ucha. Czekał chwilę. Nie było sygnału. Zdziwiony spojrzał na ekranik. „Wybrany przez ciebie numer nie istnieje” – znów głosił komunikat. Cóż to oznaczać!? – krzyknął. Czuł się, jakby ktoś sobie z niego okrutnie żartował. Sytuacja jednak nie wydawała się śmieszna.

 

Ubrał się i wyszedł z domu. Postanowił osobiście odwiedzić Orceena. Nie było to daleko. Przeszedł szybkim krokiem te kilka przecznic i po chwili był pod jego mieszkaniem. Zapukał kilkakrotnie. Nikt nie otworzył. Mimo wszystko postanowił wejść do środka. Miał przy sobie klucze. Kiedy poznał Orceena, ten szukał mieszkania i Vainoharikainen pomagał mu je kupić. Przez jakiś czas Orceen mieszkał zresztą u niego, za co był mu bardzo wdzięczny. Kiedy miał już swoje cztery kąty, wręczył mu klucze i powiedział, że może przychodzić, kiedy tylko zechce.

 

Otworzył drzwi i wszedł do środka. W mieszkaniu było ciemno. Orceena nie było w środku. Wszedł do salonu i zapalił światło. Wydał z siebie jęk zdziwienia. Pod oknem stała jakaś postać, odwrócona do niego plecami.

– Natallee? – spytał z mieszanką strachu i zdziwienie.

– Tak, to ja – odpowiedziała dziewczyna i odwróciły się do niego. Uśmiechała jej. Jej wyraz twarzy był pogodny i niewinny. Vainoharkainen chciał podbiec do niej i ją przytulić. Opanował się jednak.

– Natallee… Co ty tu robisz?

– Czekam na ciebie – odpowiedziała ze śmiechem. – Myślałeś, że cię opuściłam? Chcę być z tobą.

– Cieszę się z tego, ale… co z Orceenem? Gdzie on jest?

– Orceenem? – spytała.

– Tak. Moim przyjacielem, który tu mieszkał.

– Nie ma go już – wzruszyła ramionami. – Odszedł i nie wróci. Teraz tylko ja tu jestem. Jestem tu dla ciebie.

– Ale jak? Natallee, jakim cudem tu się dostałaś? Skąd wiedziałaś, że ja tu będę?

– Wiedziałam. Jestem tutaj, ponieważ ty tu jesteś.

– A Orceen?

– Nie ma go, powiedziałam. Jestem tylko ja.

Vainoharkainen podszedł do niej, aby lepiej jej się przyjrzeć. Spoglądała na niego z miłością. Z trudem się opanował, aby nie rzucić jej się na szyję i nie przytulić, pocałować.

– Natallee, to nie możliwe – powiedział łamiącym się głosem. – To jakiś absurd. Kim ty jesteś, powiedz mi.

– Jak to kim? Przecież mnie znasz.

– Czy jesteś… czy jesteś prawdziwa?

` – Oczywiście, że tak – roześmiała się. – Przecież mnie widzisz. Dotykałeś mnie i możesz to zrobić też teraz. Całowałeś się ze mną. Kochałeś się ze mną – zarumieniła się na twarzy.

– To prawda, ale… pan Morris twierdził, że cię nie widział. Stwierdził, że jesteś, no nie wiem czym. Że… nie istniejesz.

– Cóż to za bzdury – oburzyła się. – A kim takim jest pan Morris? Tak bardzo mu wierzysz? Bardziej niż mi? A może to on nie istnieje? – zamilkła, wpatrując mu się w oczy. – Kocham cię – dodała.

– Ja ciebie też – odparł. – Ale powiedz mi, kim naprawdę jesteś. Zjawą? Urojeniem? Żywą osobą? Snem? Dlaczego tu jesteś, zamiast Orceena? To nieracjonalne!

– A wolisz mnie, czy Orceena? – spytała. – Vaino, ranisz mnie, wygadując takie rzeczy. Jestem tu dla ciebie. Może jestem tym, kim chcesz. Mogę być wszystkim. Nie chcesz być ze mną?

– Chcę – odpowiedział, zbliżając się do niej. – Tylko ciebie chcę. Pragnę być z tobą. Bardzo pragnę.

– No to co stoi ci na przeszkodzie? Po prostu zostań tu ze mną. Przytul się do mnie – powiedziała ciepło.

– Zrobię to, ale jak możesz udowodnić, że… no nie wiem, jak mam to powiedzieć…

– Co mam ni by udowodnić? Że tu stoję? Że jestem? Że cię kocham? Jestem tu, po prostu.

– Dobrze, ale…

– Przestań, proszę! Przestań mówić w ten sposób. Przytul mnie, proszę cię.

Wyglądała czarująco, kiedy to mówiła. Jej głos przyprawiał go o dreszcze. Nie był już w stanie odmówić tej prośbie. Odrzucił wszystkie pytania, jakie nasuwały mu się do głowy. W końcu ją miał. Miał to, o czym marzył. Była tu, realnie. Podszedł do niej i objął za ramiona. Wtulił głowę w jej włosy. Wdychał jej zapach. Słuchał bicia jej serca. Trwali tak w bezruchu, ciesząc się sobą nawzajem.

– Będę z tobą zawsze, kiedy tylko zechcesz – wyszeptała Natallee.

Koniec

Komentarze

Przyjemnie się czytało, ciekawy klimat i zakończenie, które nie do końca udało mi się przewidzieć. Było kilka błędów – zapamiętałem: "zostały zostawione" (brzydko to brzmi), "sie", pewnie coś jeszcze, ale wyleciało mi już z pamięci.

>> Jeśli ktoś bardzo czegoś pragnie, pożąda, myśli o tym intensywnie, to z czasem może wpaść w urojenia wzrokowe bądź słuchowe, na temat tejże rzeczy. << – „można popaść w urojenia( lub chorobę )” a nie „wpaść”. Wpaść można na coś, lub pod coś!!!   >> Czasem taki stan może być wręcz pożądany, prowokowany, iluzoryczny, tworzony na życzenia podmiotu. Jeśli tak tylko zechce, choćby podświadomie, a ludzie różne pomysły przecież mają (…) << – Powtórzenia, i jeszcze raz powtórzenia. Opisujesz to, co już wyżej przedstawiłeś.   >> (…) wiele rzeczy, które ty bierzesz za zjawiska paranormalne, może mieć przyczynę w ludzkiej psychice. Pomyśl o tym. Uganiasz się za latającymi spodkami, duchami, potworami, kryptydami, spiskami i nie wiadomo czym jeszcze. Ale ile z tych rzeczy widziałeś na własne oczy? – Mężczyzna napełnił kolejny kieliszek. – Pomyśl o tym – powtórzył. – Jeździsz po całym kraju, wysłuchujesz historii frajerów, którzy chcą o tym mówić, spisujesz je, drukujesz i sprzedajesz frajerom, którzy chcą o tym czytać. Nie mówię oczywiście, że to źle – biznes jak każdy inny, jest chyba nawet spory popyt na takie rzeczy. Ale że sam w to wszystko wierzysz, to mnie już trochę dziwi. << -– Znowu POWTÓRZENIA !!!   „spory popyt” – „duży popyt” !!!   >> Oglądałem w swoim życiu wiele dziwnych rzeczy (…) << – „Oglądałem w moim życiu….” I jeszcze dodatkowo powtarzasz jak mantrę  słowo „rzeczy”. Synonimów już zabrakło w języku polskim?   >> (…) I jeszcze spłodzić, a potem wychować kilkoro bachorów, które zamęczą ich na śmierć, a jak dorosną, będą prowadziły równie zryte życie co rodzice. Robią to, choć nie wiedzą czemu.<< -– To całe wyrażenie, to jest jakaś masakra. Kolokwializmów to nawet nie mam zamiaru krytykować. Ale całość brzmi tak okropnie, że odechciewa się tego czytać.   >> (…) by jeszcze zobaczyć zachód Słońca << – z małej litery słońce.   >> Obudziły go promienie wschodzącego Słońca.<< – Znowu robisz ten sam błąd, z małej litery słońce.   >> Postanowił oglądnąć cały dom. << – Ło Jezu słodki, co to za wyrażenie! OBEJRZEĆ a nie OGLĄDNĄĆ !!!

>> Wyszedł na korytarz. Przebiegł go mętnym wzrokiem (…) << – Piękne są te zdanie. A to do tego absurdalnie katastrofalnie źle brzmiące.   >> Były na niej niewielkie ślady ludzkich butów – być może kobiecych, na obcasie. << -– Niewielkie ślady – po prostu ślady. Ale skoro piszesz o butach, to nie ślady tylko ODCISKI w tym przypadku pewnie chodziło ci o podeszwę.   >> Wyjął aparat i sfotografował podłogę. << – A po cholerę robić serię zdjęć całej podłogi ?!   >> Następnie rozmontował ze ścian kamery – jeśli ktoś tu był, to z pewnością go uchwyciły. << -– Świetnie, wymontował i rozmontował wszystkie kamery by wyjąć z nich nagrany film. A nie można tylko wyjąć rolki z filmem czy tam dyskietki?   Dalej nie czytałem, może później podejmę próbę i zmierzę się z Twoim tekstem. W tej chwili tego nie da się normalnie czytać. Mnóstwo błędów. Głównie powtórzeń i zjedzonych literek, oraz: problemów ze składnią, zaimkozy i nadmiaru dziwnych określeń. Piszesz o zwykłych sprawach w taki przedziwny i zawiły sposób, że czytelnik się w nich gubi jak w dżungli na Sumatrze.   Popraw ten tekst. Przemyśl to, o czym chcesz pisać. Nie udziwniaj. No i mam nadzieję, że następne będą o wiele lepsze. Na tym etapie, z tymi błędami, jest bardzo źle. Czekam na poprawiony tekst.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Mkmorgoth, pozwól, że z tobą popolemizuję. (Wracając do innego tekstu, wcięż nie dowiedziełem się od ciebie, dlaczego napisy nie mogą głosić.)

>> Postanowił oglądnąć cały dom. << – Ło Jezu słodki, co to za wyrażenie! OBEJRZEĆ a nie OGLĄDNĄĆ !!! "Oglądnąć", choć mnie również się nie podoba, jest w słowniku i jak najbardziej można tego słowa użyć.

>> Były na niej niewielkie ślady ludzkich butów – być może kobiecych, na obcasie. << -– Niewielkie ślady – po prostu ślady. Ale skoro piszesz o butach, to nie ślady tylko ODCISKI w tym przypadku pewnie chodziło ci o podeszwę. Odcisk jest śladem.

>> Następnie rozmontował ze ścian kamery – jeśli ktoś tu był, to z pewnością go uchwyciły. << -– Świetnie, wymontował i rozmontował wszystkie kamery by wyjąć z nich nagrany film. A nie można tylko wyjąć rolki z filmem czy tam dyskietki?

A może rozmontował kamery, bo nie chciał już ich używać? Nigdzie w teksicie nie jest napisane, że zrobił to, by obejrzeć film.

mkmorgoth

Pierwszy zarzut o powtórzeniach jest według mnie odrobinę niesprawiedliwy. Zauważ, że pierwsze zdanie mówi o pożądaniu czegoś konkretnego, a drugie o pożądaniu danego stanu, w którym sobie coś roisz. To nie jest to samo. A biorąc pod uwagę sens całego tekstu,  uważam, że nacisk na to mam sens.

 

Co do drugiego zarzutu o powtórzeniach, to akurat te powtórzenie zostały tam użyte celowo (nawet napisałem w jednym miejscu -powtórzył – bohater specjalnie powtarza ten zwrot), może nie licząc słowa "rzeczy", to mea culpa. Ale reszta wpisuje się w specyfikę wypowiedzi tej postaci :) Choć pewnie mógłby i to lepiej ujął, ale wydaje mi się, że wolno tak pisać. Ludzie w końcu też tak się często wypowiadają.

 

">> Były na niej niewielkie ślady ludzkich butów – być może kobiecych, na obcasie. << -– Niewielkie ślady – po prostu ślady. Ale skoro piszesz o butach, to nie ślady tylko ODCISKI w tym przypadku pewnie chodziło ci o podeszwę. "

Nie no, każda oznaka przejścia kogoś lub czegoś jest śladem, także po butach (przynajmniej w definicji słownikowe). Odciski by bardziej pasowały do palców, ust, czy czegoś takiego, przynajmniej tak mi się wydaje.

 

">> Następnie rozmontował ze ścian kamery – jeśli ktoś tu był, to z pewnością go uchwyciły. << -– Świetnie, wymontował i rozmontował wszystkie kamery by wyjąć z nich nagrany film. A nie można tylko wyjąć rolki z filmem czy tam dyskietki? "

Nie. Główny bohater planować zakończyć na tym swoje badania (miał zamiar spędzić w domu tylko jedną noc), dlatego zdemontować całe kamery, gdyż nie były mu już więcej potrzebne.

 

Poza tym dziękuję za uwagi i liczę, że mimo wszystko dobrniesz do końca :)

 

 

zygfryd89

Napis nie może głosić, bo nie może wydobyć z siebie głosu :) Chociaż ten zwrot jest już tak powszechny, że według mnie można go używać, sam nigdy nie słyszałem, żeby to był błąd. Mówi się też "komunikat głosi", "tablica głosi" itd.

Dużo literówek, ale przynajmniej bohater zachowuje się w miarę rozsądnie. Według mnie – jest postęp. :-)

Babska logika rządzi!

@zygfydzie: @seeker:   Niestety, wybaczcie, ale nie mogę się z Wami w pełni zgodzić, i nasze zdania zawsze były, są i będą podzielone – To prawda, że >>oglądnąć << jest wyrażeniem występującym w słowniku SJP, ale jest to wyraz stosowany w polszczyźnie bardzo rzadko, i głównie ma znaczenie, tylko i wyłącznie, regionalne. Użycie go w literaturze jest trochę (z mojego punktu widzenia oraz dla wygody czytających) niepoprawne. I lepiej pisać: obejrzeć, obejrzałem, oglądałem niż oglądnąłem, bo brzmi trochę sztucznie i wydaje się, – mimo że jest poprawne – niegramatyczne. Zatem wyrażenie oglądnąć jest wciąż od lat obiektem sporu językoznawców z różnych rejonów naszego kraju. To może póki sprawa się wyjaśni do końca, używać znanego u lubianego słowa oglądać.   Ślady czy odciski: No dobra, odcisk to ślad. Okej: to ja napiszę dwa zdania: "Odcisk podeszwy buta ma 20 cm długości" – "Ślad podeszwy ma 20 cm…" Pierwsze zdanie jest poprawne. Drugie jest błędne. Mimo że, ślad i odcisk ma to samo znaczenie, to w tej kwestii narracyjnej, gdzie widzimy na podłodze pozostawione ślady, można napisać, aby spór zakończyć: odcisnęły się ślady…   Co do kamer: Miałem na myśli logikę zdania. Więc, może ja zapytam się tak: Czy kiedy włożymy płytę CD do napędu optycznego w laptopie (lub PC) to będziemy rozmontowywali cały laptop na części, aby wyjąc z niego płytę? Czy po prostu wyjmiemy ją z napędu?   Autor napisał: "Następnie rozmontował ze ścian kamery – jeśli ktoś tu był, to z pewnością go uchwyciły. " – Fakt, wcześniej jest wzmianka, że został na noc w nawiedzonym domu. Okej.   Zygfryd napisał:  "(…) może rozmontował kamery, bo nie chciał już ich używać? Nigdzie w tekście nie jest napisane, że zrobił to, by obejrzeć film."   Więc odpowiadam: trzeba to jasno i krótko opisać, że kamery były dla niego bezużyteczne, więc wymontował je ze ścian, następnie wyjął taśmy z nagranym filmem. A nie pisać że on je rozmontował. Bo wygląda tak, jakby rozebrał kamery na części.   PS. Dzięki seeker za wyjaśnienie spornego zdania, że napisy nie mogą głosić.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Zakończenie mnie zaskoczyło

Przynoszę radość :)

Niezłe to opowiadanie, ale bardzo niedopracowane. Mnóstwo błędów i usterek –– powtórzeń, literówek, że o znacznie przekroczonej normie użycia zaimków nie wspomnę. Nader często potykałam się o źle skonstruowane zdania, nie mając pewności, czy dobrze rozumiem intencje Autora. Mimo tych wszystkich kłód rzucanych mi pod nogi, dobrnęłam do końca, ale trochę się rozczarowałam, bo zaproponowane zakończenie pozostawiło pewien niedosyt.  

 

„…powiedział młody mężczyzna, po czym polał sobie i swojemu rozmówcy kieliszek wódki”. –– Wolałabym: …powiedział młody mężczyzna, po czym nalał sobie i swojemu rozmówcy po kieliszku wódki.

 

„Mężczyzna napełnił kolejny kieliszek”. –– Mężczyzna ponownie/kolejny raz napełnił  kieliszek. Chyba że mężczyzna, przed każdą kolejką, sięgał po nowe kieliszki.

 

„Życie i tak nie ma większego sensu, a większość ludzi spędza je w czterech ścianach szarych blokowisk, pracując za marne grosze i gapiąc się wieczorami w telewizory”. –– Ze zdania wynika, że blokowisko ma cztery ściany a ludzie pracują w tych czterech ścianach. ;-) Może: Życie i tak nie ma większego sensu, a większość ludzi spędza je pracując za marne grosze, by po powrocie do szarych blokowisk, w czterech ścianach mieszkań, gapić się wieczorami w telewizory.

 

„Osobom, które proszą mnie o pomoc, pomagam za darmo. – Ale zarobić na opisie tej pomocy”. –– Wolałabym: Osobom, które proszą mnie o pomoc, pomagam za darmo. –– Aby zarobić,/Ale zarabiasz, opisując ją.

 

„Vainoharkainen złapał za pustą butelkę wódkiwrzucić ją do kosza”. –– Vainoharkainen złapał pustą butelkę po wódcewrzucił ją do kosza. Czy nie widzisz sprzeczności, pisząc pusta butelka wódki?

 

„…sam wolę toczyć dialogi sam ze sobą niż z większością ludzi”. –– Wolałabym: …sam wolę toczyć dialogi ze sobą, niż z większością ludzi. Lub. …właściwie wolę toczyć dialogi sam ze sobą, niż z większością ludzi.

 

„Lepiej, byś sobie znalazł jakąś dziewczynę, niż ciągle ze mną siedział…” –– Wolałabym: Lepiej, byś sobie znalazł jakąś dziewczynę, zamiast ciągle ze mną siedzieć

 

„…oraz tajemniczych przedmiotów, jakie znajdowali w środku młodzi ludzie, którzy odważyli się tam zapuścić”. –– Wolałabym: …oraz tajemniczych przedmiotów, które znajdowali w środku młodzi ludzie, odważywszy się tam zapuścić.

 

„Umył się, zjadł sytą jajecznicą…” –– Literówka.

 

„Wioska była oddalona o około trzy godziny drogi od jego miejsca zamieszkania”. –– Odległość dzielącą dwa miejsca, podajemy np. w kilometrach. Określenie trzy godziny drogi, bez sprecyzowania środka lokomocji, właściwie niewiele mówi o dystansie, bo mogły to być także trzy godziny marszu.

 

„…aby być na miejscu jeszcze przed zmrokiem. Na miejscu zatrzymał się…” –– Powtórzenie.

 

„…z którym umówił się wcześniej przez internet”. –– ….z którym umówił się wcześniej przez Internet.

 

„O, witam pana – odparł Morris, wkładając fajkę do ust. – Miło mi pana wreszcie poznać”. –– Morris mówił z fajką w ustach? ;-)  

 

„We dwóch załadowali się do auta i pojechali polną, krętą drogą przez las”. –– Polna droga prowadzi wśród pól. Skoro pojechali przez las, to nie polną, a leśną drogą. Leśna droga także może być kręta.

 

„…zrobili sobie z niego miejsce spotkań”. –– …zrobili sobie w nim miejsce spotkań.

 

„Może nic nie widzieli, tylko sobie umyślili”. –– Może nic nie widzieli, tylko sobie wymyślili.

 

„Ja? Nie ma zdania na ten temat”. –– Literówka.

 

„Wiele półek i szaf było zresztą pustych – zostały przez kogoś opróżnione lub też rozkradzione”. –– Puste półki i szafy zostały rozkradzione i jednocześnie stały w opuszczonym domu? ;-)  

 

Wyszedł na górę i na strych”. –– Wychodząc na górę i na strych, można, przy okazji, wyjść na idiotę. ;-)

Proponuję: Wszedł na górę i na strych.

 

„Zauważył, że ciężko mu było skupić się czymkolwiek innym, kiedy się w nią wpatrywał.” –– Wolałabym: Zauważył, że kiedy się w nią wpatrywał trudno mu było skupić się na czymkolwiek innym. Ciężkie jest coś, co dużo waży.  

 

„Jej skóry była gładka i delikatna”. –– Literówka.

 

„To samo, co i pana – stwierdziła, patrząc się na dom – Badam legendę tego domu”. –– To samo, co i pana – stwierdziła, patrząc na dom – Badam jego legendę.

 

„…powiedziała, wyciągając notes i gładząc się po włosach”. –– W jaki sposób można, wyciągając notes, gładzić się jednocześnie po włosach, szczególnie, gdy na głowie ma się kapelusz?

 

„Jeśli szukasz to czegoś zaskakującego…” –– Literówka.

 

„Cieszył się niezmiernie, że spotkał takie towarzystwo”. –– Cieszył się niezmiernie, że jest /może być w jej towarzystwie. Spotkać towarzystwo, to spotkać kilka osób.

 

Pokazał jej zdjęcia oraz pokazał ślady na mące, które już uległy sporemu zatarciu”. –– Powtórzenie. Kto i kiedy zatarł ślady na mące?

 

„…i zakopano w jakimś komunalnym cmentarzu…” –– …i zakopano na jakimś komunalnym cmentarzu

 

„Przez następne kilka godzin chodzili po całym domu…” –– Przez kilka następnych godzin chodzili po całym domu

 

„…stwierdziła, wypytując się go o szczegóły jego życia”. –– …stwierdziła, wypytując go o szczegóły z życia.

 

„Vainoharkainen poczęstować Natallee butelką piwa”. –– Literówka, chyba że częstuje Kali. ;-)

 

Nasz umysł i nasza wyobraźnia, potrafią nas oszukiwać”. –– Powtórzenia.

 

„Moje życia, do tej pory, było raczej nudne”. –– Literówka.

 

„Natallee zauważyła, że się na nią cały czas patrzy”. –– Wolałabym: Natallee zauważyła, że cały czas na nią patrzy.

 

„Ich spojrzenia spotkały się. Vainoharkainen podniósł głowę i spojrzał w ciemne…” –– Powtórzenie.

 

Zza ogrodzeniem stał pan Morris i przyglądał się im”. –– Za ogrodzeniem stał pan Morris i przyglądał się im.

 

„Wsłuchiwać sięcichy korytarz licząc, że coś się wydarzy …” –– Wolałabym: Wsłuchiwać się w ciszę w korytarzu/w ciszę korytarza, licząc na jakieś zdarzenie

 

„Przez okna wbijało się do środka blade światło Księżyca w pełni”. –– Wolałabym: Przez okna wpadało blade światło księżyca w pełni.

 

„Zatopili się w miłosnych uściskać”. –– Zatopili się w miłosnych uściskach.

 

„Słońce górowało wysoko na niebie”. –– Masło maślane. Czy słońce mogło górować nisko?

 

„Zatrzymał się jeszcze, aby pożegnać się z panem Morrisem”. –– Proponuję: Zatrzymał się jeszcze, aby pożegnać pana Morrisa.

 

„Nagle zauważył coś dziwnego na lustrze, które było wywieszone na ścianie”. –– Nagle zauważył coś dziwnego w lustrze, które było zawieszone na ścianie.

 

„Cóż to oznaczać!? – krzyknął”. –– Literówka.  

 

„Przeszedł szybkim krokiem te kilka przecznic…” –– Przeszedł szybkim krokiem tych kilka przecznic

 

„Otworzył drzwi i wszedł do środka. W mieszkaniu było ciemno. Orceena nie było w środku”. –– Powtórzenie.

 

„Natallee, to nie możliwe…” –– Natallee, to niemożliwe

 

„Co mam ni by udowodnić?” –– Co mam niby udowodnić?  

 

„Odrzucił wszystkie pytania, jakie nasuwały mu się do głowy”. –– Wolałabym: Odrzucił wszystkie pytania, które cisnęły się do głowy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki regulatorzy, mam nad czym myśleć!

 

PS> Da sie gadać z fajką w ustach, wiem, bo sam palę :)

Cieszę się, jeśli moje uwagi przydadzą się Tobie. Zaznaczam, że to tylko sugestie.   OK, pewnie da się, tylko wydało mi się to mało eleganckie. Zjawia się umówiony gość, a Morris, na powitanie, bierze fajkę w zęby i zaczyna bełkotać, zamiast się ładnie przywitać. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka