daję na pożarcie c.d. z http://www.fantastyka.pl/4,56842815.html ;)
Każde me życzenie miało swoją cenę. Płatność następowała jednak w nietypowej walucie. Za uzyskiwane dobro, należało zapłacić złem. Nikt niestety nie przylepiał naklejki z ceną. Nie było też żadnej aukcji, handlu ani targowania. To, ile w zamian miałem zrobić złego, powinienem wyważyć samemu. Jeśli dokonana zapłata była obiektywnie zbyt niska, mój mroczny kontrahent mógł samodzielnie postarać się o dopłatę. Niestety czynił to wówczas moimi rękami. Kontrakt każdorazowo gwarantował mi jednak w tym wypadku powszechną bezkarność, w znaczeniu immunitetu od ludzkiej sprawiedliwości. Diabeł dosłownie przeistaczał mnie w inne formy, pod którymi egzekwował należną mu zapłatę. Czyniąc to, dbał jednak o moje bezpieczeństwo, by nie stała mi się żadna krzywda, jakbym był jego ukochanym pupilem, lub cennym narzędziem. Nie oznacza to jednak, że od czasu do czasu, w ramach żartu nie zostawiał mnie z przysłowiową ręką w nocniku. Po pewnym czasie doszedłem jednak do wprawy w ukrywaniu śladów zbrodni.
Zawierając tą umowę, niestety nie do końca zdawałem sobie sprawę z ryzyk płynących z przyjętej formuły rozliczeń. Nie byłem jeszcze wówczas wyedukowany w arkanach prawniczych formuł i specyficznym dla tego zawodu toku rozumowania. Umowa nie wyjaśniała podstawowej sprawy, kto miał mieć uprawnienie do weryfikacji ekwiwalentności? W praktyce niestety okazało się, że prawo to przysługiwało drugiej stronie. O dziwo jednak, kontrakt nie był w tej części w ogóle nadużywany, tak jakby mój kontrahent był związany ściśle określonym cennikiem, którego musiał się trzymać co do joty. Za drobne przyjemności uzyskane z użyciem mrocznych mocy, wystarczało poczynić niewielkie psikusy. Gdy jednak bezczelność, lub nieprawdopodobność mej zachcianki przekraczała granice dobrego smaku, bądź godziła w naturę rzeczy, prawa fizyki czy nieuchronną konsekwencję zdarzeń, cena potrafiła być straszna. Jeśli moim życzeniem było, by ofiara wypadku wyszła z niego bez szwanku, choć szanse na to były bliskie zeru, by spłacić ów dług praktycznie musiałbym kogoś zabić. Życie za życie. Jeśli nie zrobiłem tego dobrowolnie, działo się to wbrew mej woli.
Pamiętam, jak na samym początku, zapragnąłem wznieść się w powietrze i niczym ptak dryfować na wietrze, poetycko muskającym mnie w policzki. Wrażenia były niesamowite. W sekundzie, z małego pokoju mieszkania moich rodziców, przeniosłem się nad szczyty Alp. Słońce głaskało mnie po twarzy, a okalający mnie widok i strach przed wysokością, wprawiały me serce w szalony galop. Refleks słońca na śniegu wprost oślepiał me oczy. Po paru minutach byłem niestety z powrotem w swym pokoju, rozpamiętując piękno, którego doznałem.
Cena okazała się wręcz absurdalna. Pamiętam, jak tydzień później, pod postacią wilgotnego obłoku przeniknąłem w instalację elektryczną, powodując jej zwarcie. Na szczęście w samolocie nie było wielu pasażerów. Myślałem, że to tylko mi się śniło. Wieczorem wszystkie stacje trąbiły o katastrofie lotniczej gdzieś tam w Stanach. Pierwotnie nie przyjmowałem do wiadomości, że to ma jakikolwiek związek. To przecież był tylko sen? Teraz już wiem, że o pewne rzeczy nie warto się modlić.
***
– Część Rysiu! – powiedział Wojtek.
– Cześć, cześć.
Uścisk zimnej dłoni Ryśka, tradycyjnie przyprawił Wojtka o spazm dreszczy.
– Coś ty, w lodówce znowu siedział?
– Oj widzę, że ten dowcip ci się nigdy nie znudzi. Ale uwierz mi, wszyscy błogosławimy panującą u nas temperaturę. Znaczy w lecie. Bo zimą to trzeba w kurtkach łazić. Odkąd kochana Unia sfinansowała remont całego ośrodka, a nieomylny jaśnie szefo orzekł, że starczy też na wymianę klimatyzatorów, standard życia szeregowej mrówki wzrósł nam, mówię ci bracie. Wcześniej to była dopiero tragedia, ledwo te gówna wyrabiały. Po ogłoszeniu przetargu na te klimatyzatory, normalnie ustawiały się kolejki by szefowi stopy całować. No, dopóki nie przyszła zima. Wtedy wszyscy podkurwieni chodzili, nie mówiąc o tym, że co chwilę ktoś grypę łapał.
– A tu wyłączyć tego ustrojstwa to nie bardzo, nie? Mięso by się popsuło?
– Rzekłeś.
– Taaaa. Tyle że patrząc się na wasz ośrodek, to wnoszę, że na remont całego nie starczyło. A klimatyzatory, to mówisz, że dostarczyła firma z chin?
– Jak z Chin?
– Bo je możecie tylko ustawić na zi-mno! Albo ni chu ja! Nie dmu cha!
– To powiedz to tym swoim kolegom z gospodarczej. Ale dopiero w zimie, bo teraz to nikt donosu nie złoży.
– Nono. Dobra. To co dzisiaj mamy na talerzu?
Mówiąc to mężczyźni podeszli do stołu.
– Et voilà! – powiedział Rysiek, udając że ściąga nieistniejące prześcieradło, z leżącego przed nim nagiego trupa. – Kobieta, lat trzydzieści, trzydzieści trzy. Metr sześćdziesiąt wzrostu, pięćdziesiąt sześć kilo…
– Miseczkę też sprawdziłeś?
– Zboczeniec! …włosy platynowy blond, oczy niebieskie, no pewnie że sprawdziłem. – kontynuował niezrażony Rysiek. – Do protokołu stwierdzam, że z kapiącej śliny, z japy prokuratora Wojtka Rybaka wnoszę, że denatka jest w jego typie i chciałby z nią zostać na osobności.
– Zboczeniec – odwdzięczył się Wojtek. – Pewnie że bym chciał. A potem z tobą.
– … prawdopodobny czas zgonu, szósty sierpnia dwa tysiące jedenastego roku, między godziną pierwszą a trzecią rano. Oględziny zewnętrzne wskazują na obecność plam opadowych okolic pleców, stóp i przedramion, co wynika z ułożenia ciała w pozycji z podkurczonymi nogami. Nie stwierdza się otarć zewnętrznych powłok ciała, w szczególności pięt lub łokci. Brak śladów świadczących w oczywisty sposób o przenoszeniu zwłok z poza lub do miejsca ich ujawnienia. Ślady na miejscu zdarzenia wskazują jednak, że ofiara została przeniesiona do wanny z sypialni, w której sprawca dokonał zabójstwa. Nie stwierdzono zewnętrznych śladów gwałtu. Paznokcie ofiary zostały przycięte, prawdopodobnie post mortem. Celem pobrania materiału DNA, pobrano i zabezpieczono próbki materiału biologicznego z jamy ustnej, nosa, uszu, pochwy, okolic dłoni, pozostałości po paznokciach oraz kilku innych przypadkowo wybranych miejsc. Ty, a oglądałeś wczorajszy mecz?
– Nie. W dupie mam te pedalskie zabawy. A wiesz, że jak ją znaleźli to pływała w chlorze?
– Oj zabrzmiało to dwuznacznie. Heheh. DNA i tak musimy zrobić.
– … ty rzeczywiście. Wróóóóć. W dupie mam… No dobra. Po prostu nie lubię sportów piłko nożnych.
– Dziwny jesteś. A propo dupy, to mi ją tylko zawraczasz. Kurwa, znaczy zawracasz. Na ciele ślady użycia ostrego narzędzia. Ogółem ujawniono dwadzieścia cztery… dwadzieścia pięć ran okolic jamy brzusznej. Do protokołu stwierdzam, że jest godzina dwudziesta druga jedenaście. Rozpoczynam otwarcie zwłok.
– Ale co tu lubić. Biegają, biegają, kopią, kopią. Nudy. Albo jak udają ciotki, że ktoś ich sfaulował. To już wolę jakiś film, gdzie przynajmniej się strzelają i pożytek z obejrzenia takiej rozrywki jakiś jest. A czemu studentów dzisiaj nie masz? Porobilibyśmy se jakieś jaja.
– Dajże spokój. Już nie możemy. W zeszłym miesiącu, Józek kroił delikwenta, wiesz który nie? No i wiesz, jedną ręką tnie brzuch, drugą standardowo wcina bułę, jak to Józek. I wiesz. Stary numer, zaczął udawać, że chce oblizać skalpel. No to jeden student wziął i centralnie rzygnął. Prosto na trupa. Czaisz? Cheftnął takim strumieniem, że szok. Józek też ponoć rykoszetem dostał, ale on nic, zimną krew zachował. I tak stoi w tym obrzyganym kitlu, i dalej ta bułkę wpierdala. No i wtedy nastąpił Armagedon. Kurwa cała sala zaczęła rzygać. Wiesz jaka afera była? Potem jak obrońca tego bandyty co gościa uspał, jak się dowiedział, to wszystkie wyniki badań zakwestionował, że materiał został zanieczyszczony. No i odtąd studenta u nas nie uraczysz. A Józiu dalej na L4.
– Kurwa. Coraz mięksi ci studenci.
– Oj tak nie kozacz. Na początku, na widok trupa też żeś białkami do góry świecił.
– Oj tam oj tam.
– No tak. Zapomniałem, że pan Wojciech od małego był hardkorem.
– Tnij tam lepiej i nie gadaj tyle po próżnicy. Jadem tak z paszczy pryskasz, że sam ten materiał zanieczyścisz.
– To lepiej nie mów nic obrońcy.
– Najpierw sprawcę znaleźć trzeba, potem mu się obrońcę z urzędu wyznaczy. Najgłupszego jaki tylko urzęduje w Warszawie. Ale powiedz, jak ten prawnik od tych rzygów się dowiedział? Bo podejrzewam, że w protokole nikt nie pisał historii o bułce? Kto to w ogóle był?
– No ten wasz ulubiony sukinkot.
– No nie mów że pan Alojzy? Skurwysyn.
– Kurwa ale swoją drogą, współczuję chłopu, że go tak skrzywdzili takim imieniem.
– No weź. Alojzy to nic, gościu ma na nazwisko Cietrzew.
– O kurwa. Ale powiedz mi. On jest taki dobry, czy po prostu wy jesteście tacy tępi?
– Powiem ci, że nie wiem. Chyba jedno i drugie. Strasznie mu na tych wygranych zależy.
***
-----
c.d.n.
Przecinkoloza wariuje, aż kwiczy. Zmiana perspektywy jest dziwna. W zapis dialogów też coś się wkradło.Kilka literówek hasa po tekście. Ogólnie rzecz biorąc, przydałaby się porządna koretka. Z opowiastek o trupiarni: Ja, za przeproszeniem, się na śniadanie nawpierdalałem smażonych frankfurterek i zeżarłem ich z sześć albo osiem, a potem się okazało, że akurat sekcja zwłok się trafiła na medycynie sądowej. Z tego powodu obawiałem się, że może być krucho. Ale – co ważne – zwłoki w środku cuchną tak samo jak patroszony kurczak, a ja spędziłem sporo dzieciństwa na wsi, więc jestem niejako uodporniony. Zatem dzielnie stałem z nosem w stole sekcyjnym. Ciepło się zrobiło, bo nas w jakieś trzydzieści osób spędzili do salki sekcyjnej i paru lamusów odleciało, ale pawia akurat nikt nie puścił ; ) Na szczęście nie robili przy nas badania treści jelit, bo z przetrwaniem tego nawet ja bym miał problem.
I po co to było?
Ja z kolei na swój "pierwszy raz" na trupiarni przyszedłem przygotowany, tj. na czczo, żeby jakby co, wstydu nie było. Trafiła się ofiara wypadku przy pracy, 30 metrowy lot z finałem na główkę. Jak doktor wylał na stół coś co kiedyś było czaszką, mózgiem, oczami itd. z takiej jednorazowej reklamówki jak z tesco (to było lata temu, wtedy jeszcze takie dżezy się zdarzały.. ;) ) to i tak myślałem że zejde… O dziwo na sali najlepiej trzymały się panie, wszyscy panowie (w tym ja) stali jak najbliżej okna gdzie zapachy nie dochodziły. Odnośnie tekstu --> coś nie mogę tych akapitów poprawić. :( Regulatorzy się nie odezwali, to też błędów nie wyłapałem. :) W ogóle coś komentarzy mało, to nie wiem czy taki tekst wybitny czy taki słaby? ;) no chyba, że z założenia błąd popełniłem, że znowu fragment wyrwany z kontekstu i niekompletny. pzdr. m.
No to jest jakiś ciąg dalszy. Ludzie raczej do takich tekstów nie zaglądają. Na stronie najlepiej sprawdzają się skończone opowiadania na 8-12 stron.
I po co to było?
No właśnie, ja to oceniam po swojemu, tj. jak coś ma więcej niż 2 str. to muszę znaleźć dłuższą wolną chwilę by to przeczytać. A jak jest coś krótkiego, to nie ma problemu by w ciągu dnia kliknąć i szybko raz dwa zerknąć okiem… a tak zupełnie BTW, czy jakiś tutejszy admin zbiera dane odnośnie liczby odwiedzin danego opowiadania? Ilość zarejestrowanych użytkowników jest spora, ale odkąd tutaj zaglądam to widzę że komentuje gdzieś tak z 10-15 osób.. ;)
Dobrze się zapowiada. I jedno i drugie. Czekam na więcej.
Infundybuła chronosynklastyczna
Owszem, z 10-15 osób regularnie komentuje. Powiedziałbym, że w granicach 40 nieco rzadziej. Czyta ponoć więcej. No właśnie, ja to oceniam po swojemu, tj. jak coś ma więcej niż 2 str. to muszę znaleźć dłuższą wolną chwilę by to przeczytać.
Cóż – po dłuższym czasie aktywności na stronie prawdopodobnie znudzą Ci się prologi, fragmenty, części pierwsze i tak dalej, ponieważ w pewnym sensie tradycją jest, że takie cykle nigdy się nie kończą. I do większości z nich można napisać taki sam komentarz. Poza tym, jak trafisz akurat na drugą część, to raczej nie będzie Ci się chciało zaglądać do poprzedniej. Natomiast skończone opowiadanie daje nadzieje na jakąś czytelniczą przyjemność.
I po co to było?
Nie lubię czytać ciągów dalszych, które nastapiły, ale Twoje "ciągi", mimo że bezsensownie krótkie, dobrze się czyta. Napięcie rośnie z powodu wysokiego poziomu narracji. Naprawdę dobrze się czyta, chociaż przejście z narracji pierwszoosobowej do dialogu, jak skok do wody w upalny dzień :P Nagłe i przyniosło ulgę ;)
Długie to w całości?
Prokris --> dzięki za komentarz. :) Całość docelowo będzie miała ok 350 str. B5. Na razie jest to dopiero wczesna faza produkcji. Dużo rozgrzebanych wątków, momentami dziurawych jak ser. Tak po prawdzie to z 2 opowiadań które kiedyś popełniłem powstaje 1. Następny fragment będzie dłuższy ;) Pzdr. m.
Jeśli dobrze policzyłam, tym razem Autor uraczył nas 1,3% swojego opowiadania. Jeśli tempo prezentowania fragmentów oraz ich wielkość utrzymają się, w tym roku nie poznamy zakończenia opowieści.
To, ile w zamian miałem zrobić złego, powinienem wyważyć samemu. – To, ile w zamian miałem zrobić złego, powinienem wyważyć sam.
…w ramach żartu nie zostawiał mnie z przysłowiową ręką w nocniku. – …w ramach żartu nie zostawiał mnie z ręką w przysłowiowym nocniku.
Zawierając tą umowę… – Zawierając tę umowę…
…nie do końca zdawałem sobie sprawę z ryzyk płynących… – …nie do końca zdawałem sobie sprawę z ryzyka płynącego… Ryzyko nie występuje w liczbie mnogiej.
Pamiętam, jak na samym początku, zapragnąłem wznieść się w powietrze i niczym ptak dryfować na wietrze, poetycko muskającym mnie w policzki. Wrażenia były niesamowite. W sekundzie, z małego pokoju mieszkania moich rodziców, przeniosłem się nad szczyty Alp. Słońce głaskało mnie po twarzy, a okalający mnie widok i strach przed wysokością, wprawiały me serce w szalony galop. Refleks słońca na śniegu wprost oślepiał me oczy. – Przykład nadmiaru zaimków.
…to mówisz, że dostarczyła firma z chin? – …to mówisz, że dostarczyła firma z Chin?
Do protokołu stwierdzam, że z kapiącej śliny, z japy prokuratora… – Wolałabym: Do protokołu stwierdzam, że ze śliny kapiącej z japy prokuratora…
…o przenoszeniu zwłok z poza lub do miejsca ich ujawnienia. – …o przenoszeniu zwłok spoza lub do miejsca ich ujawnienia.
Celem pobrania materiału DNA, pobrano i zabezpieczono próbki… – Powtórzenie.
A propo dupy, to mi ją tylko zawraczasz. – A propos dupy, to mi ją tylko zawraczasz.
Cheftnął takim strumieniem, że szok. – Haftnął takim strumieniem, że szok. Domyślam się, że Autor miał na myśli tradycyjne w takich okolicznościach haftowanie, zwane też puszczaniem pawia. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy --> dzięki za korektę, kurcze czytałem ten fragment z 15 razy przed publikacją i nie wyłapałem takich baboli… Niestety za późno na edycję. Proponuję zmienić regulamin tej strony, wprowadzając odowiązek czytania przez Regulatorów każdego tekstu przed upływem 24 h od publikacji. :) Co do procentów, na razie łącznie umieściłem jakieś 8,5 strony B5, czyli nadal mniej niż 1% całości.. ;) pzdr. m.
Michalusie, teraz już wiem, że mnie chyba nie lubisz, i pewnie zależy Ci bym rychło zeszła, padając twarzą na klawiaturę, przy okazji "wyczytawszy" sobie oczy. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mniej niż 1%? Ło matko! Chyba trzeba będzie poprosić Brajta o całą jedną zakładkę dla Ciebie…
Regulatorzy --> otóż nie, doceniam trud włożony w korektę. Szkoda jednak, że zazwyczaj Twoje komentarze ograniczają się do wyłapywania baboli. (no nie mówię o kąśliwych uwagach, które są czystą poezją :) ). Prokris --> jam niegodny takich przywilejów :) z resztą nie mam jeszcze gotowego produktu, a jakbym miał, to sorry najpierw bym go próbował opchnąć u jakiegoś wydawcy :D a póki co zapraszam do ciągu dalszego, tym razem w dłuższym wydaniu: http://www.fantastyka.pl/4,56842840.html
Michalusie, czego Ci brakuje w moich komentarzach, skoro uważasz, że są ograniczone? ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy --> cóż, brakuje takiej… recenzji właściwej? :) myślę, że każdy z piszących na tym portalu, poza uwagą, że są tam jakieś błędy interpunkcyjne czy ortograficzne, z niecierpliwością wyczekuje też opinii na temat meritum…? :)
Kurczę. Rozumiem, że to pierwsze dałeś dla testu, jako zajawkę. Ale dlaczego nie mogłeś wrzucić całej reszty (tego, co chcesz opublikować) razem? Przecież takie dziabanie tekstu jest głupie, czytelników nie przysparza, niestety, a do tego przyczynia się do rozczłonkowanych opinii (inaczej oceniasz coś, co przeczytałeś jako całość, a inaczej jak ci ktoś wrzuca po kawałku raz na jakiś czas).
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
No cóż, przykro mi, ale chyba trudno ocenić meritum utworu, skoro pozwoliłeś mi przeczytać zaledwie mikroskopijny ułamek całości. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Beryl --> może faktycznie mea culpa, ale tak jak pisałem, oceniam to niejako swoim zachowaniem, tj. teksty ~2 stronnicowe czytam regularnie, a te dłuższe (vide np jestem człowiekiem) – tylko w przerwach między 1 etatem w pracy a 2 etatem w domu ;) Poza tym, twierdzę, że każda strona tekstu musi się bronić z osobna i przyciągać taką samą mocą. Niestety nie mam też tyle czasu, by napisać np.: cały rozdział od a do z. Skrobię sobie na raty, przez co zazwyczaj każdy fragment stanowi coś co ma tam jakąś mini puentę. :)
regulatorzy --> zawsze można ocenić i podzielić się uwagą na temat mikroskopijnego ułamku całości. Poza tym, mogłem nie zdradzać, że ów fragment to skromny wycinek. :)
Michalusie, może następnym razem coś skrobnę, ale z pewnością nie będzie to recenzja. Od pisania recenzji są zawodowcy, ja jestem zaledwie poprawiaczką amatorką. Robię to, co sprawia mi przyjemność. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bardzo mały fragment. I, mimo Twoich deklaracji, puenty nie zauważyłam. Samodzielnie wygląda bez sensu, w nawiązaniu do pierwszej części, dużo lepiej. Fajnie, że czytelnik dowiaduje się więcej na temat umowy, ale co dialog przy sekcji wnosi do fabuły? Oprócz przedstawienia adwokata Cietrzewia? Ale ciągle jestem ciekawa, co dalej będzie się działo z bohaterem.
Babska logika rządzi!