- Opowiadanie: Jezus93 - Dzień jak co dzień

Dzień jak co dzień

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dzień jak co dzień

Dzień jak co dzień

 

 

Dzień jak co dzień. Marek obudził się w swoim ciasnym pokoju, przetarł oczy, przeczesał dłońmi swoje długie włosy i leniwie zrzucił nogi z łóżka. Przeciągnął się, był sam. Rodzice od dawna byli w pracy „to dziwne” pomyślał „byłem pewny że moja mama ma dzisiaj wolne”. On sam nie wiedział czemu zmuszał się, aby wstać, ogarnąć się raz dwa i dotrzeć na uczelnie. Studiował jakieś gówno, sam nie wiedział dokładnie nawet na jakim był wydziale, zwisało mu to. Zaczął studia tylko dlatego, żeby zrobić przyjemność swojej mamie.

 

Odruchowo wrzucił dwie kromki chleba do tostera. Chwilę potem otworzył laptopa i wszedł na jakże popularny portal społecznościowy. Wchodził tam pomimo tego, że zdawał sobie sprawę jak bezcelową czynnością to było. Nigdy nic ciekawego tam nie ma, mimo że jego 820 znajomych na FB przeglądała całą sieć, żeby wrzucić jakieś ścierwo na swoją tablice i zdobyć góre lajków czyli w ich mniemaniu akceptację i poklask. Jak wiadomo i tak wszyscy mieli to w dupie, bo co kogo obchodzi kot z kanapką na głowie, albo jakaś gówniana piosenka którą wszyscy słyszeli już 150 raz i wymiotują jak tylko ją widzą.

Puuf tosty wyskoczyły z hukiem, Marek lekko podskoczył. Wyjął je z tostera, leniwie rozsmarował masło na kromkach i wrócił do komputera popijając tosty rozgazowaną już colą od której chyba był uzależniony.

Popadł w monotonie. Codziennie to samo, wstać, tosty, uczelnia, potem leżenie do góry jajami, oglądając seriale ściągnięte z torrentów lub national geografic, żeby poczuć się mądrzejszym. Czasem przeczytać jakąś książkę, ale też rzadko, był zbyt leniwy nawet na to, żeby przewracać gałkami ocznymi. Tak zdecydowanie papka telewizyjna była dla niego lepiej przyswajalna, zero myślenia, zero wysiłku, tylko siadasz, nalewasz coli i oglądasz jakąś miazgę przygotowaną przez ludzi z za oceanu dla ciemnej amerykańskiej masy. Jak się okazuje dobrą i dla Marka.

 

Coś jednak było nie tak, niby wszystko było jak zawsze, puste mieszkanie, tosty, cola. Jednak czuł się nie pewnie, spojrzał na zegarek.

– O kurwa zaraz się spóźnię

 

Wrzucił jakiś zeszyt do torby żeby stworzyć pozory. Zarzucił ją na ramie wskoczył w białe adidasy, założył ramoneskę i wybiegł na klatkę schodową. Wychodząc z wieżowca, wyciągną ze spodni pomiętą, miękką paczkę czerwonych malborasów, zajrzał do niej i wyjął z niej ostatniego papierosa. Odpalił ją w biegu i przyśpieszył żeby zdążyć na tramwaj. Na przystanku wyjął komórkę i sprawdził godzinę. Było wcześnie, nie musiał się spieszyć. Zmrużył oczy zastanawiając się jakim cudem. Przed chwilką był spóźniony a nagle ma jeszcze bardzo dużo czasu.

 

Zaniepokoiło go coś jeszcze, znał swoje miasto doskonale, mieszkał tam 20 lat. Drogę na uczelnie znał na pamięć. Wiedział gdzie idzie i gdzie jedzie, jednak miał wrażenie że całe miasto jest jakby wywrócone na lewą stronę. Nie wiedział czemu. Pomyślał „pewnie jestem nie wyspany”.

 

Podjechała bimbajka, nowoczesny długi tramwaj. Miał szczęście, zazwyczaj jechał starym zdezelowanym gratem nienadającym się do użytku, jednak w większości takie maszyny sunęły po torach jego miasta. Usiadł, wyciągnął telefon w celu rozwalenia kilku kloców i zabiciu paru zielonych świnek w Angry Birds i doznał szoku! Zegarek w jego telefonie nie pokazywał godziny, ujrzał jakieś nieokreślone symbole które kompletnie nic mu nie mówiły. „Jebany telefon” pomyślał „znowu coś się pierdoli, ileż można”. Zresetował go i odetchnął z ulgą, wszystko było już OK.

 

Na uczelni standard, kilka znajomych mord, z którymi i tak nie miał zamiaru rozmawiać więcej niż to było konieczne. Chciał odbębnić wykłady i ćwiczenia po czym szybko wrócić do domu, był niewyspany i już zaczynało brakować mu coli a nikotyna przestała krążyć we krwi.

 

– Kurde fajki mi się skończyły, Tomek poczęstuj no szlugiem ?

-Spoko trzymaj

 

Wyszli przed wydział odpalili po papierosie, nigdy dużo nie gadali, jednak tylko z nim mógł zamienić kilka słów o czymś bardziej konkretnym niż to co kto ostatnio znalazł na kwejku, sadolu, albo innym jakże ambitnym portalu internetowym.

– wiesz co mi się dzisiaj śniło ?

– co ? Marek zapytał niepewnie, bo z niewiadomych przyczyn poczuł strach gdy Tomek zadał to pytanie

– stary wiem ze to było dziwne, strasznie dziwne, w sumie się nie znamy a razem obracaliśmy jedną laskę na jednej z imprez u mnie w domu.

 

– tak dziwne ziomek. Nigdy nie chciałbym skrzyżować mieczy z jakimkolwiek z moich kumpli. Nie wiem skąd biorą Ci się tak posrane pomysły

 

– ej nie oceniaj mnie, to tylko sen !

 

Marek po przyjaznej wymianie zdań trochę się uspokoił.

-dobra idziemy na chemie stary, zaraz się spóźnimy

 

Tomek wszedł do budynku wydziału. Marek pociągnął ostatnie dwa szybkie machy swojego papierosa, rzucił nim o ziemie, po czym przydeptał go sprawnie dwa razy obracając stopę upewniając się czy kiep na pewno się zgasił. Zajęło to kilka sekund. Wszedł i zauważył coś dziwnego, Tomka już nie było. Jakby rozpłynął się w powietrzu.

 

Bum znikąd Marek znalazł się w auli gdzie chemiczka nudnym głosem jak Krystyna Czubówna opowiadała o jakiś chemicznych rzeczach o których Marek nigdy nie miał i raczej nie będzie miał pojęcia. Nie był pewny jak i kiedy się tam znalazł. Jednak siedział i tępym wzrokiem wgapiał się w zegarek nad tablica multimedialną. Wgapiał się w niego coraz dłużej i intensywniej, już prawie nie słyszał chemiczki. Jej głos zamienił się w stłumiony szum gdzieś w tle. Wszystko jakby zaczęło zwalniać. Stawało się powolne i zamglone. Marek nie wiedział co się dzieje rozglądał się dokoła, ale nikt poza nim chyba nic nie odczuwał, wszyscy skrzętnie coś notowali, ale jakby w zwolnionym tempie. Przerażenie ogarnęło go w momencie. naprawdę przestaje wiedzieć co się dzieje. Kiedy ponownie spojrzał na zegarek okazało się, że sekundnik w zegarze stanął bez ruchu, jak i wszystko dookoła…

 

Autobus. Marek jedzie jak zawsze do domu, nic się nie dzieje. Marek był skołowany, skąd on się tu wziął pomyślał. Jakim cudem w ułamku sekundy z wykładu z chemii znalazł się w autobusie do domu. Wszystko zaczyna być coraz dziwniejsze pomyślał. Miał wrażenie, że to on panował nad sytuacją z niewiadomych przyczyn. Wiedział że to przez niego czas na wykładzie stanął w miejscu. Był ciekaw czy może kontrolować więcej rzeczy.

 

-Ja pierdole chyba oszalałem – powiedział Marek będąc pewien że to zwidy ze zmęczenia i nie ma opcji żeby jakkolwiek siłą woli wpłynął na otoczenie

 

– Co mi tam pośmieję się sam z siebie. Będzie przynajmniej co wrzucić na Wall

 

Marek rozejrzał się wokół siebie, myśląc jak mógłby sprawdzić swoje rzekome nadprzyrodzone moce. Zauważył upuszczoną przez kogoś dwuzłotową monetę leżącą na końcu autobusu. Zaczął wgapiać się w nią niesamowicie intensywnie i… i.. i nic nic się nie stało

 

– Boże jestem debilem

 

Jednak spojrzał na nią raz jeszcze. Ta nagle jak żywa wstała, stanęła na kancie i poturlikała się do Marka. Podniósł ją obejrzał dokładnie po czym wsunął ją do kieszeni. Włosy stanęły mu dęba. W życiu chyba nie był tak wystraszony i tak ździwiony jednocześnie:

 

– Ciekawe co jeszcze potrafię… ,: pomyślał wyskakując z autobusu nieopodal centrum handlowego w pobliżu którego mieszkał.

 

Wszedł do środka, zaczął się przepychać przez grono różnych ludzi, który z niewiadomego powodu gapili się na niego jakby wiedzieli, że chce on coś przeskrobać. Zignorował to, zawsze zwracał na siebie uwagę na tej dzielnicy, może nie aż tak, ale jednak długie włosy i skórzana kurtka nie pasowała do okolicy zdominowanej przez zagorzałych kibiców jakiejś zapyziałej drużyny piłkarskiej z niewiadomych względów napierdalających się z kibicami trochę lepszej ekipy żużlowej. Ale cóż, logika skrajnych prawicowców i kiboli zawsze chyba pozostanie dla Marka zagadką.

 

Tak wiec łaził bez celu i myślał co też mógł jeszcze osiągnąć jakie ma umiejętności ? Przy okazji kupił sobie papierosza na sztuki i pewnej grubszej pani z kiosku która robiła to z czystej uprzejmości, albo chęci większego zarobku na jednej paczce, cóż i Markowi i jej było to na rękę, ponieważ kto jak kto ale biedny student na utrzymaniu rodziców nie zawsze miał pieniądze na zakup całej paczki papierosów. Usiadł na ławce odpalił najobrzydliwszego papierosa jakiego miał okazje kiedykolwiek odpalić i zaczął dumać.

 

Po chwili zobaczył jakiegoś dupka w srebrnej bm-ce w raybanach na czole i omedze na nadgarstku. Wyglądał jakby urwał się z New Jersey. „To nie uczciwe ze takie dupki mają pełno hajsu a ja kupuje fajki na sztuki” pomyślał. Hmmm a gdyby tak… Marek spojrzał się na faceta w samochodzie zamknął oczy i nagle stanęła mu przed oczami liczba… 545 zł… wiedział, nie wiadomo skąd, że to była liczba pieniędzy w portfelu tego frajera, skupił się mocno… i… Facet odjechał z piskiem opon, a jedyne co po nim zostało to stłumiony bit jakiejś techniawki oddalający się wzdłuż ulicy. Marek wstał, zgasił papierosa i sięgnął do kieszeni po gumę do żucia. Ku jego zdziwieniu, nie miał w spodniach gumy lecz dokładnie 545 zł. :

 

-i to mi się kurwa podoba, to ja rozumiem – krzyknął zadowolony i poszedł po paczkę malborasów, puszkę zimnej coli – tak to ja mogę żyć….

 

Nie wiedzieć skąd, nagle siedział już w swoim mieszkaniu, skacząc po kanałach, szukając czegokolwiek co zapchałoby mu czas na tyle długo, aby móc bez zawahania iść spać. I jakoś przetrwać nudne popołudnie. Nagle dzwoni telefon

 

– ej stary słuchaj nudzi mi się dzisiaj dosyć wyszedłbyś może zapalić koło 22?

 

– pewnie nie ma sprawy ziomek, spotkajmy się tak gdzie zawsze. Kurwa stary miałem posrany dzień musze Ci o tym opowiedzieć, no kurwa nie uwierzysz

– no spoko stary… luz na fajce mi wszystko opowiesz

 

– no lajcik – powiedział Marek po czym odłożył telefon

 

To Grzesiu, często razem wychodzili na szluga, oboje nie mieli nic lepszego do roboty wieczorami, wiec szlajali się od ławki do ławki odpalając papierosa za papierosem rozmawiając o rzeczach mniej lub bardziej ważnych, czasem jak im obu towarzyszył dopływ gotówki, szli wypić piwo lub dwa na ławce, a wtedy dopiero zaczynały się głębsze „rozkminy”

 

Wychodząc z domu, nałożył kaptur na głowę i chciał czmychnąć niezauważony przez kogokolwiek, to ważna umiejętność zważając na to ze w okolicy były ze 3 speluny w których piwo lało się litrami. Prawie codziennie towarzystwo wyłażące na światło nocy spotykali się i tłuki z błahych powodów. Naprawdę nie trzeba było się postarać żeby dostać w łeb od jednego czy drugiego delikwenta. Zazwyczaj Markowi udawało się uniknąć kłopotów jednak nie tym razem. Idąc nagle poczuł silną dłoń na swoim ramieniu i tubalny głos właściciela dłoni:

 

– ej ziomek skąd jesteś kurwa co ?

 

– mieszkam niedaleko, czego chcesz chłopie ?

 

-eeee coś ty taki agresywny kurwa co ? w łeb chcesz ciotuchno ? – powiedział osiłek głosem już nieco podniesionym. Marek umierał ze strachu jego wyobraźnia już pokazywała mu jak leży na ziemi z rozkwaszonym nosem na ziemi wołając o pomoc która nigdy nie przyjdzie, a jedyne na co może liczyć to kopanie jego już połamanego ciała:

 

– daj mi spokój, nie szukam kłopotów. Czego chcesz pieniędzy ? nie mam kurwa, ja biedny student. – bał się jak nigdy, zimny pot oblał jego czoło gdy zobaczył, że tym tekstem tylko podkurwił osiłka, który chyba już zamierzał się zamachnąć i trafić go byle mocniej. Osiłek podniósł rękę, Marek krzyknął i w momencie kucnął. Kafar machnął się i przeszedł kilka kroków zanim odzyskał równowagę. Tak to naprawdę go zirytowało:

 

– o proszę jaką zwinną panienkę mamy – powiedział po czym ruszył na niego szarżą. Marek podniósł ręce w coś na kształt gardy i w tym momencie znowu jak na wykładzie wszystko zwolniło ! Osiłek zamarł w bezruchu z uniesioną ręką. Parek opuścił ręce obszedł osiłka dookoła:

 

-ja pierdole co tu się dzieje… – powiedział po czym wymierzył osiłkowi kilka kopnięć w twarz:

 

-to kurwa za te wszystkie chwile strachu, za wszytkie kurwa zabrane pieniądze, za każdego łysego debila w bramie, za wszytkich kurwa normalnych kurwa ludzi – mówił kopiąc osiłka raz po raz, potem splunął na nadal wrytą w ziemie i stojącą w bezruchu niczym rzeźba postać osiłka. BUM:

 

– Kurwa Grzesiu co ja dzisiaj przeżyłem, kurwa sam nie wiem co się dzieje, stary ja chyba oszalałem

 

– Ej spokojnie co jest– Powiedział Grzesiek wyciągając rękę z odpaloną już zapalniczką w stronę Marka. Marek odpalił papierosa i zaczął mówić dalej:

 

– ej chłopie nie uwierzysz – zaciągnął się – najpierw telefon pokazuje mi pojebane godziny, potem czas mi na wykładzie staje, kurwa przysięgam Ci. Wiem ze to niedorzeczne i nienormalne ale tak było, potem kurwa siłą jebanej woli wyruchałem jakiegoś buca na ponad pięć stówek, a teraz skopałem jakiegoś osiłka, bez żadnego problemu, bo kurwa stał ! rozumiesz zaczepił mnie a potem stał w miejscu jak jebany kamień i dał mi się kopać po twarzy! To jest nienormalne

 

– Jezu chłopie i ja mam w to uwierzyć ? stary a jarałeś coś dzisiaj poza szlugami ?

 

– no właśnie nie ! stary nie pale zioła na co dzień za kogo ty mnie masz

 

– no nie wiem stary brzmi jak dobra mocna bania

 

– wiem i do tego kurwa czułem się jakbym miał przeskoki w czasie i przestrzeni ! nawet nie poczułem kiedy minęły mi zajęcia, wchodzę wykład z chemii i jeb jestem prawie w domu w jebanym autobusie !

– za dużo alkoholu – powiedział po czym pociągnął dużego łyka zimnej perełki.

 

– a pierdolisz… stary to naprawdę niepokojące śmiej się ile chcesz, ale tu się coś dzieje i to kurwa nie są żarty.

 

– eh a jak tam z Moniką ?

 

– no jak kurwa nie odzywamy się, jestem załamany, kurwa tyle czasu i wszystko jak krew w piach.

 

– ehhh

 

– no kurwa eh żeby jeszcze miała powód, to nie… z dnia na dzień odjebało jej coś i widzisz… sam jestem i jeszcze mi odpierdala, nie wiem co się dzieje.

 

– Ziomek ogarnij się, kurwa obudź się bo ześwirujesz. – w tym momencie dla marka Stasiek zamarł w dziwnej pozycji jak ze stop klatki. W prawej ręce dymił mu się papieros a dym jakby zawisł w powietrzu. Jego twarz zaczęła się roztapiać jakby była polana kwasem. Wszystko zaczęło się roztapiać ławka na której siedzieli, otoczenie, drzewa bloki, a wszystko spływało w sam koniec jak w jakąś czarną dziurę.

 

Marek obudził się we własnym łóżku zlany potem. Słyszał tylko matkę krzątającą się po kuchni:

 

– Wstawaj pijaku, śniadanie

 

Była 10 rano, sobota, nigdzie nie musiał iść, nie musiał się spieszyć, spojrzał na komórkę. Sms. „gdzie ty jesteś ja jebe szukamy Cie wszędzie” Gruby godzina 3:04 :

 

-Gdzieś ty wczoraj był?! Jezu śmierdzi tu jak w gorzelni, mówiłam nie chlaj – powiedziała jego mama po czym wylała ubite jajka na rozgrzaną patelnie, syk był dla Marka niczym gwóźdź wbijany w ucho. Tak zdecydowanie miał potężnego kaca

-Mamo daj mi spokój okej ? miałem wczoraj naprawdę przesrany dzień – powiedział po czym upił łyka coli z dwulitrowej butelki

 

-co ty dziecko opowiadasz… siedziałeś cały dzień na dupsku przecież nic nie zrobiłeś ! wieczorem stwierdziłeś, że idzie z chłopakami do klubu trzasnąłeś drzwiami i tyle Cię widzieliśmy.

 

W tym momencie Marek uświadomił sobie, ze to wszystko to był pijacki sen. Niesamowicie realny, ale jednak sen. Był pewny, że nie śni, że to jawa i wszystko dzieje się naprawdę. Zaśmiał się ze swojej głupoty, jednak uśmiechnął się pod nosem i lekko chwiejnym krokiem przeszedł do salonu, w którym siedział jego ojciec czytając poranną gazetę. :

 

-ładnie żeś się wczoraj załatwił, aż Ci miskę do pokoju przyniosłem… Nie chlaj tej coli tyle dziecko, w wieku 30 lat już nie będziesz miał zębów

 

– daj mi spokój i błagam mów ciszej…

 

– już się o Ciebie bałem. Podobno jakiegoś łebka skopali wczoraj w nocy pod blokiem. Odzywaj się czasem czy żyjesz okej ? będziemy mniej się martwić…

 

Koło 12 po śniadaniu i po tym jak Marek już częściowo doszedł do siebie, rozdzwonił się telefon. To Gruby:

 

-aleeeeeeś wczoraj pojechał stary, tak najebanego to Cię dawno nie widziałem

 

– pogratulujesz mi jak się spotkamy łajzo – pieszczotliwie odpowiedział Marek

 

– ej wyjdź na fajkę stoje pod Twoją klatką

 

– no spoko tylko nie mam szlugów.

 

– nie pytam się czy masz szlugi tylko kurwa wyłaź.

 

Marek dość leniwie założył spodnie, czarną koszulkę z wielką czaszką, która była logiem zespołu Misfits, I wszedł do przedpokoju w celu założenia swoich butów, założył lewy i sięgając po prawy zamarł w bezruchu. Jego prawy but był cały we krwi. Bordowe pasy adidasa nie były już na miałem lecz ciemno krwistym tle.:

 

– o ja pierdole… co jest…

 

Szybko założył ramonskę, przeszukał jej kieszenie w których znalazł 500 zł i paczkę malborasów… Sen okazał się prawdziwszy niżby się mogło wydawać…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Dodam jeszcze, że liczby w tekście zapisujemy słownie, używamy przecinków, każde zdanie dialogu zaczynamy dużą literą, że są samogłoski w języku polskim, które posiadają tzw.-  ogonki  wrzucić jakieś ścierwo na swoją tablice i zdobyć góre lajków.

I że masz masę innych błędów, jakbyś nie czytał tego tekstu

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

 zajrzał do niej i wyjął z niej ostatniego papierosa. Odpalił ją w biegu – powtórzenia. I co odpalił? Paczkę?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nadmiar zaimków również nie jest Twoim przyjacielem.   Marek obudził się w swoim ciasnym pokoju, przetarł oczy, przeczesał dłońmi swoje długie włosy i leniwie zrzucił nogi z łóżka.

Dookreślanie, że to byl jego pokój jest zbędne. Jeszcze bardziej zbędne jest pisanie, że przeczesał swoje włosy. Rodzice od dawna byli w pracy „to dziwne” pomyślał „byłem pewny że moja mama ma dzisiaj wolne”. Rodzice od dawna byli w pracy. To dziwne, pomyślał, byłem pewny, że moja mama ma dzisiaj wolne. albo

To dziwne – pomyślał – byłem pewny, że moja mama ma dzisiaj wolne. albo "To dziwne" – pomyślał – "byłem pewny, że moja mama ma dzisiaj wolne".   On sam nie wiedział czemu zmuszał się, aby wstać, ogarnąć się raz dwa i dotrzeć na uczelnie.

On sam? Nie wystarczy samo "sam"? Wystarczy. Do tego "uczelnię", bo to jedna uczelnia. Tę uczelnię, te uczelnie. Tekst jest pełen błędów.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dobrnąłem do jednej trzeciej tekstu i dalej nie dałem rady. Przecinkologia, zaimki… Zdania jakieś takie (tam gdzie powinny być kropki, nie ma ich, a są przecinki, a i nieraz nawet nie to)… dziwne. Tu przykład: „[…]Przy okazji kupił sobie papierosza na sztuki i pewnej grubszej pani z kiosku która robiła to z czystej uprzejmości, albo chęci większego zarobku na jednej paczce, cóż i Markowi i jej było to na rękę, ponieważ kto jak kto ale biedny student na utrzymaniu rodziców nie zawsze miał pieniądze na zakup całej paczki papierosów.[…] – Kupił papierosza czy papierosa? To zdanie jest fatalne – jest w nim kilka mniejszych i jeszcze bez przecinków. Jeśli będziesz chciał mam w Wordzie jeszcze kilka pozaznaczanych błędów. Wystarczy, ze napiszesz. Pozdrawiam.

Mee!

Dużo błędów, ale nie takich zwyczajnych, z niedopatrzenia, problemów z ortografią… Brakuje Ci kropek. Imię: "Marek" napisałeś raz z małej literki. Jeszcze czasami (to na szczęście o wiele rzadziej) masz powtórzenia: "Marek umierał ze strachu jego wyobraźnia już pokazywała mu jak leży na ziemi z rozkwaszonym nosem na ziemi wołając o pomoc która nigdy nie przyjdzie, a jedyne na co może liczyć to kopanie jego już połamanego ciała:"

Co do pomysłu. Każdy ma inny.Tutaj prowadzisz całkiem fajną akcje, tyle że, końcówka… Nie w moim typie. Wiesz, w takim razie, można spuentować dosłownie wszystko, zawsze z tym samym skutkiem. "To tylko sen." Przy czym, mnie osobiście raziła duża liczba wulgaryzmów. Może potrzebna, a może nie? Tak czy siak – tekst – jeśli byś go poprawił, byłby całkiem dobry. Tylko właśnie. Spróbuj to zrobić i wlepić poprawioną wersję, jeśli oczywiście będziesz mieć czas i chęci.   Pozdr.

Pomysł – zamysł jakiś jest, ale przedstawiony, że nie daj Quetzalcoatlu. Tekst do generalnego remontu.

A mi to tak średnio się podoba fabuła. Pod kontem tchniczym już Ci wyżęj ludzie popisali. Ja odniosę się do fabuły…jakbym wszyzstko gdzieś już wcześniej widział. Głowny bohater, to typowy na moje oko studnet z "wyje*aniem na wszystko". Końcówka mogłaby być zaskakujaca, ale dla niedzielengo cztytacza. Raczeh wiekszosc tutaj domyslała sie konca. Tak srednio na moje oko.

Popieram niestety przedmówców. Nie dotarłam daleko (przeczytałam dwie strony), bo dalej zwyczajnie nie dałam rady. Ugrzęzłam w błędach i potknięciach. Polecony przez Kozę wątek może być niezłym początkiem. Niestety, nawet najgenialniejszy pomysł nie obroni się, jeżeli nie zostanie ubrany w odpowiednie słowa. Nie da się przeskoczyć zasad języka polskiego.   Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka