- Opowiadanie: JulesF - Nadinspektor

Nadinspektor

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nadinspektor

Adam Rogacki był naprawdę oszołomiony wtargnięciem brygady antyterrorystycznej. Była godzina dwudziesta druga, nie spodziewał się żadnych gości, z tego co pamiętał, z nikim się nie umawiał. Funkcjonariusze nie bawili się w grzeczności takie jak pukanie, czy dzwonek, niewielkim ładunkiem wybuchowym zamienili połowę drzwi w drzazgi. Pirotechnik przesadził z materiałem. Adam zdołał się tylko obrócić w stronę odzianych na czarno facetów w kominiarkach, krzyczących, by się nie ważył nawet drgnąć. Jego twarz z pełni zadowolenia przeszła przez maskę zdziwienia, aż po kompletny szok i przerażenie.

 

– Mamy zabezpieczone ofiary, zakładnicy są cali – oświadczył donośnie, chropowatym głosem jeden z funkcjonariuszy, który znalazł się najbliżej Adama.

 

Funkcjonariusze wzięli go pod ręce. Adam R. miał przechlapane, złapali go na gorącym uczynku, złapali go ze spuszczonymi spodniami, dosłownie i w przenośni.

 

 

 

Starszy Nadinspektor Marek Gorzki odsunął od siebie akta Adama Rogackiego. Nie lubił tego typu spraw. Nie lubił też fabularyzowania raportów przez tego kretyna z brygady, tego no, jak mu tam było, Gumy, sierżanta Zygfryda Gumy. Na początku była to całkiem miła odmiana, jednak gdy raporty zaczęły się niepotrzebnie rozrastać, zajmowało to zbyt wiele czasu. Czasu Gumy i co ważniejsze, czasu Gorzkiego.

 

Starszy Nadinspektor Gorzki służył już prawie dwie dekady. Pamiętał jeszcze czasy poprzedniego systemu. Jego czarne włosy, przyprószone były gdzieniegdzie siwizną. Wysokie, poorane bruzdami czoło, zmęczone spojrzenie i nieogolony trzydniowy zarost. Duma policji i obraz nędzy i rozpaczy. Z tym drugim zgadzał się, zwłaszcza gdy spojrzał w lustro w męskim kiblu dla personelu. Kolejna noc spędzona na komendzie. Kołnierzyk zmięty i pobrudzona koszula dopełniały obraz idealnie.

 

Mundur niestety powędrował do pralni. Niech państwo zajmie się spieraniem mózgu jednego z większych gangsterów tych czasów. Gorzki nie miał zamiaru robić tego u siebie w domu. Zupełnie bez znaczenia dla tej decyzji było to, że żona powiesiłaby go za jaja, gdyby przyniósł takie pranie. To nie to samo, co gacie, w które zesrał się w zeszłym roku, gdy patrzył w lufę AK-47. Gorzki nadal nie wiedział jakim cudem żadna z kul wtedy go nie trafiła. Na samą myśl o tym dniu zaciskały mu się zwieracze.

 

Nie, to nie Gorzki rozwalił głowę tego gangstera. Gdyby kumpel miał trochę mniej pewną rękę, to głowa Starszego Nadinspektora rozpadłaby się jak arbuz. Nie dość, że to on, Marek Gorzki rozpracował gangstera i jego środowisko, to jeszcze o mało co nie zginął, a laury przypadły jednak temu, który pociągnął za spust. Gdyby tego było mało, musiał kłamać, by kryć strzelającego. Pił już dzisiaj czwartą kawę, o ile można było nazwać to kawą, ta rozpuszczalna lura dostępna na terenie komendy miała tyle wspólnego z prawdziwą kawą, co kozia dupa z trąbą. Gorzki wiedział jak smakuje prawdziwa, miał w domu ekspres i prawdziwe aromatyczne ziarna. Problem w tym, że od paru dni nie był w domu, więc teraz musiał wlewać w siebie te pomyje pełnymi kubkami, a i tak nie czuł, by mu to pomagało.

 

Starszy Nadinspektor siedział teraz w nieklimatyzowanym pomieszczeniu do przesłuchań. Połowę jednej ściany stanowiło wielkie lustro. Tak jak na filmach, na tym podobieństwo jednak się kończyło. Skoro komendy nie stać było na klimatyzację, to na pokój za lustrem weneckim też nie, poprzestano więc, ze względów psychologicznych, na zamontowaniu najzwyklejszego w świecie lustra. Przynajmniej jeśli chodzi o to pomieszczenie. Gorzki wyciągnął z kieszeni pomiętą paczkę papierosów, a z niej wyjął równie pomiętego szluga. Złapał papierosa ustami i trzymał go tak przez chwilę. Nie palił, znaczy starał się rzucić. Był zmęczony i potrzebował tej odrobiny relaksu jaką daje mu trzymanie fajki. Przyjrzał się wytartemu opakowaniu. Już sam nie wiedział co za świństwo pali. Odkąd wprowadzono te wielkie obrazki pokazujące płuca i raka, zdzierał je zaraz po zakupie jeśli się dało, jeśli nie to ścierał na krawężniku, albo innej chropowatej powierzchni, aż nic nie pozostawało z tego obrzydlistwa. Władze potrafią popsuć każdą przyjemność.

 

– Dawajcie tu tego Rogackiego – zawołał Gorzki. W jego głosie nie było słychać zmęczenia, które było bezdyskusyjne dla każdego, kto by na niego spojrzał. Sam zdawał się być zdziwiony, że tyle sił zachował na krzyczenie.

 

Rogackiego, skutego, prawie że wniesiono trzymając pod ramionami. Posadowiony i rozkuty Adam R. wyglądał jak przerażone dziecko, które zaraz może się rozpłakać. Skulony, ze wzrokiem wbitym w podłogę wyłożoną brzydką szarą wykładziną.

 

Gorzki zacmokał zniesmaczony, pokiwał głową i rzekł:

 

– Nie wstyd panu? – Gorzki podsunął sobie akta i otworzył na pierwszej stronie. – Adam Rogacki? – spytał. Brak odpowiedzi. – Pytałem się obywatelu, czy nazywacie się Adam Rogacki. Proszę odpowiadać.

 

– Zgadza się…, dokładnie tak jak jest tam napisane – odparł zlękniony Rogacki, po czym dodał – Panie Władzo – nie wiedział jak się zwracać do funkcjonariusza, nie chciał go urazić, nie znał się na stopniach i kompetencjach. Wiedział, że najgorszym co może być to urażona duma człowieka, który ma choć odrobinę władzy.

 

– Ja nie władza – Gorzki uśmiechnął się. – Władza to jest tam – wskazał palcem sufit. – Pan powinien o tym dobrze wiedzieć, że władza jest nad nami. – Zrobił na chwilę pauzę, by pozwolić, aby aresztowany mógł przetrawić tą filozoficzną mądrość, którą się z nim podzielił. – Ja, ja jestem tylko skromnym Starszym Nadinspektorem – dodał ze szczerą skromnością w głosie. Tego musiał się nauczyć, by przetrwać na państwowej posadzie, szczerej skromności. Pozwalała ona zdobywać przychylność zakutych łbów, dla których służył. Cóż, nie było wyboru, skoro nie chciał się wychylać. Za stary już na to był, wychylanie się zostawiał młodszym i głupszym od siebie, on i tak od jakiegoś czasu znajdował się na wylocie.

 

– Przepraszam Starszy Nadinspektorze – wyrzucił z siebie szybko takim tonem, że nie było wątpliwości, że jego skrucha jest szczera. Na tym to on powinien się znać, pomyślał sobie Gorzki.

 

– Odczytane były uprawnienia? Nadal nie chcecie skorzystać z pomocy adwokata?

 

Adam R. pokiwał głową i to musiało wystarczyć Starszemu Nadinspektorowi. To i tak była kwestia wtórna. Nie znaleziono w pokoju innych osób, ani niezbędnego sprzętu do uniknięcia najgorszego. Drzwi otworzono w ostatniej chwili i pół tuzina policjantów stanie teraz za świadków tego jednego incydentu. Krępująca sytuacja.

 

– W rubryce powołanie podał pan – tu Gorzki spojrzał na Adama R. znacząco – ksiądz – dokończył przeciągle. – A gdzie księdza sutanna i koloratka, co? – Rogacki nie skrywał złośliwości w tym pytaniu. Podziałało, zawstydził podejrzanego, bo Rogacki zrobił się czerwony. Gdyby nie trzymał teraz tej pomiętej fajki to zacierałby ręce pod stołem, z radości, że trafił się łatwy klient.

 

– Nie zdążyłem… znaczy się, nie dano mi okazji… ledwo zdążyłem naciągnąć spodnie – jeszcze trochę, a głowa mu od krwi wybuchnie. Grube krople potu wykwitły na czole Rogackiego, a Gorzki, który to dojrzał, znów się uśmiechnął kącikiem ust.

 

– Jest ksiądz…, pan – Gorzki w tym miejscu trochę się skonfundował, teraz on nie wiedział jak się zwracać, zanim jednak Rogacki mógł się odezwać, zdecydował, że ksiądz będzie bardziej bolało. – Ksiądz jest oskarżony o poważną zbrodnię. Ja, jako gorliwy katolik, któremu biskupi i księża pomagają na co dzień znaleźć właściwą drogę, czuje obrzydzenie do księdza. – Oczywiście Gorzki pieprzył farmazony, taki z niego katolik, jak z tego, co ma w kubku, kawa. Ale działało. Rogacki wił się na krześle pod spojrzeniem Nadinspektora jak nieprzygotowany na lekcję uczniak. – Sąd może wlepić księdzu karę śmierci – po czym jeszcze dodał – no może poprzestanie na „zamrażarce”.

 

Wyraz twarzy Rogackiego nie wymagał komentarza. Zamrażanie wprowadzono jako karę stosunkowo niedawno. Sprawca dzieli los plemników. Zamykają go w komorze kriogenicznej i zamrażają, dokładnie tak jak na tych starych filmach science fiction. Nic dodać, nic ująć. I niby gdzie ta kara? Cóż, odmrożenie następuje po usunięciu odpowiedniego fragmentu mózgu, oczywiście w czasach, gdy taka technologia zostanie opracowana i przetestowana. Gorzki uważał to za durny pomysł, wprawdzie były argumenty natury fiskalnej, mrożonki wiele nie potrzebują, ale… Starszy Nadinspektor skupił się na swoim podejrzanym.

 

– Zwłaszcza ksiądz powinien o tym wiedzieć, że to grzech surowo karany, tu – efektowna pauza, znowu palcem wskazał do góry – i tam. Co ksiądz ma na swoją obronę? – milczenie – Czy naprawdę…

 

Gorzkiemu przerwało pukanie. Do pokoju wszedł jego podwładny, sierżant, chyba sierżant, Starszy Nadinspektor gubił się w tych wszystkich szarżach, zwłaszcza po tych ostatnich zmianach. Mógł zatem uśmiechnąć się do samego siebie, miał coś wspólnego z Adamem R. Gorzki wiedział, kto ma mu czyścić buty. Więc potencjalny czyściciel butów, „prawdopodobny” sierżant Potulny, przerwał przesłuchanie.

 

– Czego Potulny?! Nie widzicie, że jestem zajęty? – Gorzki wyprostował się na krześle, wyciągnął papierosa z ust i obrzucił Potulnego złowrogim spojrzeniem. Potulny jednak nie zląkł się, patrzył gdzieś poza Gorzkiego. Patrzył dokładnie w narożnik pokoju, gdzie jeden z jego kolegów, który niezbyt lubił Gorzkiego, załatwił swoją potrzebę. Narożnik był trochę pożółkły. Potulny odnosił wrażenie, że czuć lekki smród uryny.

 

– Starszy Nadinspektorze, tutaj palić nie wolno – zwrócił uwagę głośno i wyraźnie Potulny, jakby sam wydawał rozkaz.

 

– Ty Potulny, nie mów mi co wolno, a czego nie – odpowiedział bez gniewu, niemal ojcowskim tonem. – Poza tym, księdzu to nie przeszkadza – po czym dodał w kierunku Rogackiego – prawda? Potulny, czego chcesz, do rzeczy, byle szybko, nie mam całego dnia.

 

– Pan komendant prosił, żeby tą sprawę, no wie Pan Starszy Nadinspektorze, o którą chodzi, żeby ją załatwić tak, jak było uzgodnione – wyrzucił z siebie „prawdopodobnie sierżant” Potulny.

 

– Potulny, gdzie wasza postawa, na baczność! – Gorzki ofuknął podwładnego.

 

– Tak jest Starszy Nadinspektorze Gorzki! – odpowiedział Potulny, przyjmując postawę zasadniczą.

 

– A teraz słuchajcie uważnie, idźcie przekazać komendantowi, że to moja sprawa i niech, za przeproszeniem, spierdala. Gówno mnie obchodzi, że biskup trzyma go za jaja i grozi przehandlowaniem jego duszy diabłu. Jak chce, niech wyda mi polecenie na piśmie. Mam już tutaj pięćdziesiątego z poważnymi zarzutami. – Zrobił przerwę na nabranie wdechu i pomachanie do lustra. Rogacki siedział cicho z wybałuszonymi oczami, a Potulny jak przystało komuś z jego nazwiskiem, potulnie stał na baczność. Gorzki wkręcanie podejrzanych miał we krwi.– Zapamiętaliście, co macie przekazać?

 

– Myślę, że tak Panie Starszy Nadinspektorze.

 

– Odmaszerować!

 

– Tak jest! – Potulny zaczął się wycofywać z pokoju.

 

– Potulny? Czekajcie no – „prawdopodobny sierżant” zatrzymał się w drzwiach. – Macie może ognia? – Gorzki zamachał fajką w powietrzu.

 

Potulny nic nie mówiąc podszedł, wyłuskał z trudem z przyciasnych spodni munduru zapalniczkę i odpalił przełożonemu fajkę. Gorzki zaciągnął się i było po nim widać, że delektuje się tą chwilą. Odchylił się na oparciu i spoglądał na sufit pełen maleńkich dziurek i obracający się wielki wiatrak wentylatora mielącego cały czas to samo powietrze. Po czym zwrócił się do Potulnego.

 

– No Potulny, będą z ciebie jeszcze ludzie, a teraz bądź łaskaw zamknąć drzwi z drugiej strony.

 

„Prawdopodobnie sierżant”, zrobił coś, co mogło prawdopodobnie uchodzić za salut i wyszedł. Gorzki nie lubił się do tego przyznawać przed sobą, ale ze wszystkich swoich podwładnych, najbardziej lubił właśnie tego Potulnego. Facet był inteligentny i mógł zajść daleko, do tego miał lepiej wykształcony instynkt przetrwania niż Gorzki.

 

Nie wymaga więc wyjaśnienia fakt, że Starszy Nadinspektor, który utrzymał stanowisko w zasadzie dzięki temu, że swego czasu trafił do mediów, musiał gnieździć się w niewielkim, nieklimatyzowanym pomieszczeniu. Podkreślić jednak należy, że brak funduszy, na który to argument powoływał się komendant, był tylko wymówką. W dobie, gdy nawet on ze swoją marną pensją, w domu miał fotel, który dopasowywał się do ciała, tutaj musiał co chwilę unosić drętwiejące pośladki z tych gównianych krzesełek. Pomyśleć, że technika ruszyła tak do przodu, że w kieszeni trzymał potężny komputer w postaci zwykłej płytki dwa na dwa. Kolonizacja Marsa była na ukończeniu, a zjednoczona Europa miała własne wojska. Gorzki szczerze nienawidził komendanta, komendanta i jeszcze wielu innych osób.

 

– Myślał ksiądz, że księdza nie namierzymy? Teraz, gdy wielki brat wie kiedy, kto i z jakim natężeniem puszcza bąki? Po co to było księdzu? Skoro jest ksiądz tak słaby, to może nie trzeba było wstępować na tą drogę życia?

 

Gorzki zrobił przerwę, by znowu delektować się pomiętym papierosem. Dawno nie palił, z tego co pamiętał to rzucał, ale kiedy to było. Gorzki w końcu mógł się zrelaksować. Dym papierosa zaczął zasnuwać niewielki pokoik, Rogackiego ewidentnie drażnił w oczy. Taki postęp, ale niektóre rzeczy pozostały ciągle takie same. Papierosy nadal zabijają, kto wie, może ta właśnie ich cecha jest najbardziej pociągająca. Gorzki nigdy nie widział, by ktoś kupował te tak zwane zdrowe i naturalne. Sam raz dał się skusić, potem rzygał jak kot przez pół dnia. Nie zmieniło się też to, co zrobił ten siedzący przed nim facet, który powinien mieć koloratkę. Nie zmienił się i pewnie już nie zmieni Starszy Nadinspektor Gorzki, był za stary, a o awansie mógł sobie tylko pomarzyć. Był pewien, że teraz odbywa się konferencja prasowa z udziałem jego szybkostrzelnego kolegi.

 

Księżom nie wolno było palić. Palić i robić innych rzeczy, które w zaciszu plebani lub klasztorów oczywiście robili, ale tam Starszy Nadinspektor uprawnień nie miał. Cisza, aż świdrowała w uszach. Wwiercała się coraz głębiej w barierę milczenia Andrzeja. Gorzki spokojnie czekał, aż ksiądz pęknie. Zawsze pękają, podejrzani, nie księża, choć może. Rogacki już wycierał pocące się dłonie o jeansy, one też przetrwały bez zmian w tym świecie, no może teraz są w stanie produkować takie z większą ilością dziur. Gorzki uśmiechnął się do swoich myśli i dalej delektował się papierosem. Cisza, nieznośna cisza popycha do mówienia, zwłaszcza ludzi słabych, a Adam R. nie wydawał się należeć do innej grupy ludzi. Rogacki przyglądał się podejrzanemu, jak ten rozchyla usta, jakby już chciał coś powiedzieć i zamyka, jakby dopiero co się rozmyślił. Nie było nawet tykania zegarka, który by tą ciszę zagłuszył.

 

Nawet mucha nie chciała zabrzęczeć i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta kawa i to paskudne śniadanie z rana. Gorzki pamiętał jak kiedyś mógł jeść prawdziwe ziemniaki i prawdziwe mielone mięso, ewentualnie coś, co udawało to mięso. Jego żołądek kiepsko reagował na tabletki żywnościowe. Gorzki musiał się spiąć, by jego wiatry nie zakłóciły tego wyczekiwania. Teraz on zaczął się pocić.

 

Starszy Nadinspektor uniósł powolnym ruchem rękę nad blat. Andrzej R. podskoczył z przerażenia, gdy bez najmniejszego ostrzeżenia Gorzki walnął dłonią w stoliczek. Plastikowo-aluminiowa konstrukcja, z tych, które kiedyś Gorzki zabierał pod namiot, aż podskoczyła. Podskoczyło też ciśnienie Rogackiego. Gorzkiemu natomiast ulżyło.

 

– Niech ksiądz spojrzy tutaj – przesunął tą samą ręką, która przed chwilą tak przeraził podejrzanego, akta, przeglądane przed wprowadzeniem Rogackiego. – To jest streszczenie materiałów, które mamy na księdza. Zebrane w ciągu dwudziestu czterech godzin od ujęcia na gorącym uczynku – ton głosu sugerował Andrzejowi, że w tym momencie powinien okazać podziw.

 

Gorzki znowu kłamał, ale nie było tego widać w jego zmęczonej twarzy. Długie, pożółkłe od papierosów palce przejechały po okładce i uniosły ją. Gorzki nie spieszył się. Prawdziwy rekwizyt, zalecany przez psychologów, jedna z niewielu rzeczy, do których się przydali. Teraz, gdy wszystko można było sprawdzić na interaktywnym stole, papierowe akta były przeżytkiem. Takowe leżały tylko w pokojach przesłuchań. Tylko pierwsze karty dotyczyły sprawy, reszta to była makulatura. Pierwsze strony były papierem RW, pozwalającym na wielokrotne zapisywanie na nim danych. To miało przekonać pozwanego, reszta miała wywołać efekt psychologiczny. Oczywiście trik ten nie działał, gdy podejrzany miał jakiegoś kauzyperdę. Mało kto jednak chciał bronić w takiej sprawie, zarzuty były zbyt ciężkiego kalibru, zbyt obrzydliwe, a od jakiejś dekady zbierane dowody były nie do podważenia, negocjowalna była co najwyżej wysokość kary.

 

– Powie nam ksiądz coś jeszcze? Nigdzie tu nie jest napisane, by przyjął ksiądz śluby milczenia – Gorzki zgasił peta na blacie stołu. Po co popielniczka w miejscach, gdzie palić nie wolno. Po upewnieniu się, że zgasł, wrzucił go z powrotem do wytartego opakowania, a popiół i czarną smugę na blacie wytarł palcem. Dało to chwilę Andrzejowi R. na przemyślenie wszystkiego jeszcze raz. – Mógłby ksiądz ułatwić sobie i przede wszystkim mi życie.

 

– Miałem chęć… – pokiwał głową – nie, potrzebę, tak to lepsze słowo. Palącą potrzebę. Czułem, że mogę zbłądzić bardziej, gdybym tego nie zrobił.

 

– Proszę księdza – Gorzki nie zamierzał tego słuchać dalej – nie obchodzi mnie dlaczego, mamy zeznania księdza w tej kwestii. Mamy zabezpieczone ślady i wyniki przeszukania. Był ksiądz sam. Płyta została zabezpieczona i po procesie będzie zniszczona. – Gorzki był już trochę zniecierpliwiony. Adam R. speszył się znowu i zamilkł. Nie powinien tu być, nie powinien imać się takiego powołania, do tego trzeba mieć mocne nerwy i charyzmę większą niż upierdliwi akwizytorzy Amway’a

 

Starszy Nadinspektor nie lubił „czarnych”, za to czym byli i za to, że trzymali łapę prawie na wszystkim. Nawet mafia za swoich najlepszych dni nie miała takich wpływów. Czerpał niejako satysfakcję z przyciskania takich, czuł się jak bohater książkowy, stawający jako jeden z niewielu przeciwko mitycznej hydrze. Jeden z niewielu już muszkieterów opierających się sile purpuratu.

 

Ten tutaj nie miał jednak zbyt wiele do powiedzenia. Co gorsza, Gorzki odnosił uzasadnione wrażenie, że tym osobnikiem nie ubodzie zbyt mocno biskupa. Nie był kimś wystarczająco ważnym, zwyczajny klecha, a może kamraci po prostu postanowili go poświęcić, tak pokazowo. Zwykle przylatywała ta ich mafijna papuga, specjalista od prawa kanonicznego i tego dla zwykłych śmiertelników. Boże, jak on nienawidził tego skurwiela, Waldemar Piłat był dobry, pomimo takich możliwości technicznych, jakimi dysponowała policja, przy każdej prawie okazji łoił tyłek stronie, którą reprezentował Gorzki. Starszy Nadinspektor był pewien, że do takiego wyniku odpowiednio przyczyniły się długie paluchy „czarnych”, którzy z samego tacowego mogli kupić połowę tego państwa, w śmieciokracji więcej głosów w kieszeni nie potrzeba.

 

Piłat był zbyt dobry, by wyszło mu to na zdrowie. Kto wdepnął w to gówno raz, wyjścia nie miał nawet co szukać. Poprzedni adwokat „czarnych”, po nałożonej ekskomunice o mało co, a zostałby zlinczowany po wyjściu z budynku sądu przez oddanych i prawdziwych chrześcijan. Tymczasem jakimś cudem, parę dni po skandalu, Jan Betonowe Buty znalazł się na dnie jeziora. Nikt nic nie widział, ani nie słyszał. Stwierdzenie w tym przypadku, że facet zapadł się pod ziemię lub poszedł jak kamień na dno było zarazem jak najbardziej prawdziwe, ale i równie niestosowne. Wszyscy umyli ręce i sprawców ostatecznie nie wykryto, przynajmniej oficjalnie.

 

Żadne z rozwiązań, które leżały w gestii Gorzkiego nie pozwalało na wbicie szpili. Sama ta myśl sprawiała, że i tak już wymęczony Starszy Nadinspektor zaczął kompletnie nieprofesjonalnie się zachowywać. Zaczął sobie po prostu odpuszczać tę sprawę. Przestało mu zależeć. To była już ostatnia dzisiaj i przedłużanie tego przedstawienia stawało się nazbyt irytujące. Gorzki nie potrafił powiedzieć, która z wymienionych przyczyn odpowiada za to, że stracił swoje profesjonalne podejście.

 

– Zarzut ludobójstwa to nie przelewki, ma ksiądz szczęście, plemniki w większości zostały zabezpieczone i będą żyły. Taakkk…. – przeciągał – ale nadal pozostaje to usiłowanie, a i pewnie znajdziemy dowody na inne zbrodnicze zachowania księdza. Piłata jeszcze nie ma, to znaczy, że współpraca jest księdza jedynym wyjściem. – Andrzej R. zamrugał tylko, nie wiedząc najwidoczniej o kogo chodzi.

 

– Proszę księdza, rozumiem, że pociągali księdza ministranci i długo się ksiądz wstrzymywał, biegli nie mogli nadziwić się nad zagęszczeniem, ale… to sprawa księdza powołania, wasza wewnętrzna i sądu. Nas, a zwłaszcza mnie interesuje skąd ksiądz miał płytę i gdzie ksiądz ma pozostałe.

 

– Od wiernego – Andrzej R. odetchnął z ulgą, w końcu mógł udzielić odpowiedzi.

 

– Od wiernego? – co ksiądz jeszcze ciekawego, kurwa, powie. – Gorzkiemu mignęła iskierka gniewu w oczach, które na chwilę zrobiły się zimno stalowe, by powrócić za moment do zmęczonego wyblakłego koloru. – Tyle to wiemy, potrzebujemy nazwisk – skarcił księdza i nacisnął ręką tak mocno na stolik, że o mało co nie przydusił nim podejrzanego.

 

– Nazwisko? – Andrzej R. spuścił głowę z rezygnacją. – Nie mogę – głos mu się łamał – tajemnica spowiedzi.

 

Starszy Nadinspektor schował twarz w dłonie i rozcierał nimi twarz. Wiedział, że to koniec przesłuchania, nic wartościowego z niego nie wyciągnie. Andrzej na pewno nie miał ochoty zakładać betonowych trzewików. Nikt z tej kliki nie sypał, znali za dużo tajemnic, a utrzymanie tej tajemnicy było ich największym przywilejem. Gdyby zaczęli sypać, byłby to ogromny cios dla nich i dla wiernych.

 

Gorzki zjechał dłońmi na kark i rozmasował go, koniec na dzisiaj, dzięki twojemu bogu, księże Andrzeju. Trzeci dzień z rzędu, chciałby się w końcu umyć i ogolić. Lewa dłoń Gorzkiego zadrżała. Kiedyś, dawno temu, jeden z czarnych poświęcił go kwasem. Gdyby Gorzki nie zasłonił się wtedy ręką, teraz nie miałby twarzy. Kwas uszkodził nerwy i dlatego służba w terenie już nie wchodziła w rachubę – ta ostatnia akcja była wyjątkowa, bo to on głównie rozpracowywał gangstera więc musiał dopilnować sprawy do samego końca. Ksiądz próbował wypędzić z niego demona, albo raczej udowodnić, że Marek Gorzki źle reaguje na wodę święconą. Jak wykazały następne chwile, spodnie i genitalia księdza też byłby przesiąknięte demonem, syczały i dymiły mocniej niż ręka Gorzkiego.

 

Od paru lat można było już dokonać regeneracji i przeszczepu komórek nerwowych, ale Gorzki był już na to za stary – kolejna rzecz, na której już mu nie zależało. Poparzona i drżąca ręka przypominała mu o tym, jaki jest ten świat na zewnątrz, jacy potrafią być pasterze i przede wszystkim to, że powinien być wdzięczny za każdy dzień życia, który mu pozostał, bo śmierć może przyjść w bolesny i okrutny sposób. Wstał, wyciągnął się, ziewnął.

 

– Dziękuję księdzu, to będzie wszystko. – Gorzki zamknął akta i obrzucił spojrzeniem siedzącą i garbiącą się sylwetkę. Ksiądz Andrzej nie miał najwidoczniej pojęcia co robić i co się dzieje, siedział spięty i wyprostowany.

 

Teraz Gorzki mógł sobie pozwolić na odczuwanie pewnego współczucia. W sumie rozumiał tą potrzebę, kiedyś uważane to było za naturalne, taka ludzka potrzeba. Lepsze to niż gwałcenie czy szukanie na siłę żony, bo plemniki zżerają mózg i myśli się nie tą głową, co trzeba. Gorzki od lat żywił przekonanie, że to właśnie stąd bierze się połowa pedofilskich problemów. Druga wynika pewnie z tego, że mający taki problem, myślą, że jak się otoczą innymi „czarnymi” i oddadzą bogu, to im to zboczenie minie, najwidoczniej gdzieś w tej logice był i jest błąd. Podobnie chyba sprawa miała się z homosiami. Wykluczeni społecznie i traktowani jako degeneraci dali sobie wmówić, że służba bogu ich uzdrowi. Także w tej logice był błąd i Gorzki stawiał złoto za orzechy, że polegał on na tym samym.

 

Pamiętał jeszcze czasy, gdy nikt nie robił z tego problemu, wszystko się zaczęło od tych popaprańców, co to niby słyszeli wrzaski umierających zarodków. Jak już zrobiono ten krok, następny nie był wcale zaskoczeniem. „Czarni” i grupka konserwatystów doszukała się analogii. Jajeczko – ciało, wnikający w nie plemnik – dusza, tak oto dusza łączy się z ciałem. Moment został wskazany. Oczywiście męskie grono przypisało sobie niby tą ważniejszą, wieczną część człowieka. Człowiek bez duszy istnieć nie może i już jesteśmy przy kwalifikacji, zwykłej zwyczajnej masturbacji, onanizacji, ipsacji, czy może samogwałtu, czochrania Freda, iskania mandryla, walenia konia, jak zwał tak zwał, jako ludobójstwa. Swoją drogą sporo synonimów nawymyślano. Jak to mówił dawno temu Georg Carlin, nie każda ejakulacja zasługuje na imię.

 

Oczywiście kwestia do poruszenia mogła być wstydliwa, ale jak najbardziej naturalna i niekaralna, a tu masz babo klops, jeden błąd wyborczy. Społeczeństwo obudziło się zbyt późno i teraz mamy pełne „zamrażarki”.

 

Starszy Nadinspektor zasunął plastikowe składane krzesełko, tak że czerwone oparcie znalazło się prawie pod stolikiem. Przechodząc obok Andrzeja R. położył mu dłoń na ramieniu w geście pocieszenia.

 

– Niech ksiądz się nie martwi, to nie będzie boleć, z resztą są spore szanse, że prokuratura spieprzy sprawę, więc proszę być dobrej myśli i – zamyślił się na chwilę – i proszę się modlić, może księdza wysłucha. Proszę tu spokojnie czekać, Potulny zaraz księdza przejmie.

 

Gorzki stanął w drzwiach i zawołał Potulnego, nie musiał nic wyjaśniać. Z twarzy Potulnego nie był w stanie wyczytać, czy komendant dał jakiś respons. Nie interesowało go to na tyle, by się dopytywać. Andrzej R. został wyprowadzony z pokoju przesłuchań bez incydentów. Gorzki stał przez chwilę i patrzył, jak powłócząc nogami, zmierzał ku swojemu nie najciekawszemu przeznaczeniu.

 

Gdy ksiądz Andrzej zniknął z widoku, Starszy Nadinspektor ruszył korytarzem w kolorze sraczkowatego brązu. Kierował się od razu do wyjścia. Pomimo odczuwanego zmęczenia, coś pchało go do domu. Nie wiedział, czy była to potrzeba ucieczki od tego miejsca, czy od tej sprawy, czy może nadzieja na gorący prysznic, porządną kawę i ciepłe łóżko.

 

Z drugiego piętra Gorzki zszedł schodami, jego stare serce jeszcze tyle mogło wytrzymać. Spieszył się, a niestety obie windy były powyżej czterdziestego piętra. Marzył tylko o tym, by wsiąść do swojego Tamago. Tamago – w pełni zautomatyzowane jajeczko było bezpieczne i zabierało we dokładnie wskazane miejsce. Pomyśleć, że kiedyś potrzebowano dróg i były problemy z nawigacją. Tamago poruszało się we wszystkich wymiarach i nie wymagało trzymania cały czas za stery. Oczywiście to cudeńko było japońskim wynalazkiem. Dziw, że przy takiej globalizacji, trzeba było czekać prawie rok, aż będzie dostępne w Europie.

 

Na parterze, z radości na widok rozsuwanych automatycznie drzwi prowadzących na zewnątrz, drogi ucieczki od tego całego burdelu, o mało co nie zarobił ponownie grzywny. Nie było wyjątków, każdy, nawet on sam się złamał po dwóch tygodniach buntu i mocnym nadwyrężeniu budżetu domowego. Gorzki nie przyznawał się sam przed sobą, że tak naprawdę pantoflarz z niego i właściwie żona go złamała.

 

W ogromnym patio wisiało wielkie, rzymskie narzędzie tortur i pozbawiania życia. Każdy przechodzący obok, pod karą grzywny, musiał zrobić to co teraz Gorzki. Starszy Nadinspektor przyklęknął przed krzyżem, dotknął prawą ręką czoła, burczącego z głodu brzucha, a potem obu ramion, od lewej do prawej i nie daj Boże odwrotnie. Marek Gorzki stresował się i zaschło mu w gardle, bał się, że kiedyś przyjdzie dzień, gdy przeżegna się w złą stronę. Taka obraza majestatu nie przeszłaby niezauważona w pomieszczeniu pełnym funkcjonariuszy i petentów. Dwóch bezdomnych właśnie teraz przyglądało mu się uważnie. Gorzki mógł tylko przypuszczać, że są to tajniacy, z wydziału wewnętrznego.

 

Niestety na Nadinspektora czekała jeszcze jedna nieprzyjemna niespodzianka. Nagle tłum petentów i funkcjonariusze zaczął się rozstępować niczym morze, przed biskupem, który nie był ani Mojżeszem, ani nawet Żydem. Obwieszony złotem i klejnotami, w ilości przewyższającej stan magazynowy nie jednego jubilera, zdawał się płynąć, z taką godnością poruszają się tylko władcy dusz. Ogromny złoty krzyż zawieszony na szyi wymagał pomocy w dźwiganiu dwóch innych kapłanów. Taka złota aluzja, „biskup niesie ciężki krzyż zbawiciela”. Jak to na różne sposoby można interpretować ciężar brzemienia.

 

Biskup dostrzegł oczywiście swoją czarną, niepokorną owieczkę. Nie było to trudne, Starszy Nadinspektor wyglądał, jak jeden z bezdomnych petentów, a był w miejscu przeznaczonym dla pracowników, więc rzucał się w oczy. Purpurat ruszył w kierunku zbłąkanej owieczki. Hierarcha go nawet lubił. No może lubił to za dużo powiedziane. Po prostu, wymęczony Marek Gorzki, z gorączkowo lśniącymi oczami, przypominał Biskupowi kota, którego wraz z kumplem Świrusem zagonili do zaułka. Zwierzak skakał, rzucał się, drapał i miotał, próbując najpierw umknąć, a gdy już nie było gdzie – walczyć. Nie miał szans.

 

– Witam, Nadinspektorze

 

– Witam, księże biskupie … – Gorzki zawiesił głos, nie kończąc zdania.

 

– Czyżbyś chciał coś jeszcze powiedzieć? – spytał po chwili Biskup.

 

– Tylko tyle, że dobrze ekscelencja się trzyma. – Gorzki miał ochotę dokończyć rymowankę, z zawartością męskiego członka i rzyci adwersarza. Choć czasem Nadinspektor Gorzki zachowywał się jak samobójca, to mimo tych lekkich skłonności na razie nie miał zamiaru ich realizować. Zresztą w tym męskim gronie lizusów i wazeliniarzy, którymi otacza się Hierarcha, proponowana rymowanka mogłaby być opisem codziennej rutyny. Komendant też właził w tyłek Jego Ekscelencji. Teraz to Gorzkiemu przypomniało się coś z lat dzieciństwa, a zwłaszcza równie niecenzuralna odpowiedź, w tym wypadku, z silnymi konotacjami religijnymi, „a Tobie w krzyż, bo w pierwotnie proponowane miejsce to przyjemność”. Kobiety mają rację, mężczyźni nigdy nie dorastają.

 

Gorzki tylko jeszcze cicho dodał:

 

– Starszy.

 

– Co tam mówiłeś mój drogi? – Biskup udawał, że nie dosłyszał.

 

– Od pewnego czasu już mam rangę Starszego Nadinspektora Ekscelencjo. – Gorzki starał się ukryć niechęć w głosie, słabo mu to jednak wychodziło. Biskup zdawał się tym jednak nie przejmować.

 

– Ach tak, w końcu komendant docenił pana zdolności i dał panu awans – stwierdził jowialnie Biskup. Jego słowa były dobrze słyszalne w całym pomieszczeniu, ponieważ gdy hierarcha mówi, zwykli ludzie milczą. – Dawno już radziłem to mojemu przyjacielowi – tu komendant prawie nie wyszedł z siebie. – Będę się dalej przyglądał pana karierze Nadinspektorze… o przepraszam Starszy Nadinspektorze, jest pan niezwykle intrygującą osobą.

 

– Nie bardziej niż Ekscelencja – Gorzki starał się szczerze uśmiechnąć. Po zaperzonej minie tego buca, którego ktoś zrobił komendantem widział, że nie do końca zamiar swój zrealizował.

 

– A teraz wybaczy pan, ale wzywają mnie obowiązki. – Po czym dodał już ciszej i mniej oficjalnym tonem – czekają ludzie i dusze do ułaskawienia, od kar wiecznych i doczesnych.

 

Zgrzyt zębów Gorzkiego nieomalże był słyszalny. Skłonił się lekko, nie całował pierścienia Biskupiego jak robił to komendant, uważał to za obrzydliwy i niehigieniczny zwyczaj. Biskup odszedł, a za nim dreptał posłusznie buc, niczym ratlerek. Buc na odchodnym rzucił mu władcze i karcące spojrzenie wilka, co omalże nie wprawiło Gorzkiego w dobry nastrój.

 

Starszy Nadinspektor żywił cichą nadzieję, że ktoś w końcu owinie porządnie ten wielki krzyż wokół szyi Biskupa i postanowi sprawdzić na głębokiej wodzie, czy czysta woda przyjmie go w swoje objęcia. Oto Biskup jednym słowem ułaskawi tych, których Gorzki pomagał przymknąć. Ciekawe, czy i Rogackiego też wyciągną.

 

Marek Gorzki pozostał rozdarty pomiędzy pragmatyzmem, a idealizmem, pomiędzy ideologią, którą narzucało mu społeczeństwo, a własną, pomiędzy logiką i jej brakiem, czy w końcu pomiędzy prawem i sprawiedliwością. W dziwne miejsce zawędrował ten świat. W roku pańskim 2059 Federacja Europejska stanęła na szczytach obłędu.

 

 

Koniec

Komentarze

Ciekawy pomysł, powiedziałbym nawet, że groteskowy. Czytało się dobrze, choć zauważyłem trochę powtórzeń i gdzieś mi śmignęły brakujące przecinki. Ale generalnie jest w porządku.

 

Pozdrawiam



Mastiff

Zacznę od przeprosin za zwięzłość komentarza.   

Po pierwsze: politagitprop we fantastyce? Trzeba dobrać formę. Inną, bo ani to groteska, ani satyra, ani postapo pewnego rodzaju. Moim zdaniem, oczywiście.  

Po drugie: skoro układy są, jakimi je Autor wymyślił, to brygada antyterrorystyczna zbędna, policja zbędna, wiadomo kto i jak załatwia tę sprawę we własnym zakresie.  

Jedyny plus --- nazwisko inspektora.  

Kończę przeprosinami, że tak to widzę i odbieram.

Nowa Fantastyka