- Opowiadanie: Monsun - Książę z kapelusza

Książę z kapelusza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Książę z kapelusza

– Hej ho ku­mosz­ko! Przy­sze­dłem po na­sze­go syna kró­lew­skie­go!

 

Przy­sa­dzi­sty cza­ro­dziej w fi­ku­śnym ró­żo­wym ka­pe­lu­szu i zie­lo­nych sza­tach cią­gną­cych się za nim pół metra, wto­czył się do za­gro­dy.

Wo­ła­na ko­bie­ta unio­sła głowę znad swego za­ję­cia. Wy­dłu­by­wa­nie dżdżow­nic i in­nych ro­ba­ków mo­ty­ką z ziemi było pracą na­praw­dę wy­czer­pu­ją­cą. Małe ro­ba­le były na­praw­dę spryt­ne w ucie­ka­niu pod zie­mię.

Opu­ści­ła wzrok na prze­ko­pa­ny ka­wa­łek ziemi i syk­nę­ła gło­śno, rzu­ca­jąc się na nią w ślad za ucie­ka­ją­cym ro­ba­kiem. Z trium­fem wy­cią­gnę­ła dżdżow­ni­cę za głowę… albo tą tyl­nią część i z roz­ma­chem rzu­ci­ła ją w sto­ją­cą nie­opo­dal miskę z wodą. Dno już było za­sła­ne uro­czy­mi stwo­rze­nia­mi róż­ne­go ro­dza­ju.

– Co ty bre­dzisz, mości magu?– zdu­mia­ła się ko­bie­ci­na.– Tu nie ma ksią­żąt. Ino mój synuś.

Wska­za­ła brodą mło­dzień­ca, który z wy­raź­nym za­pa­łem od­da­wał się za­pa­som ze świ­nią w gnoju i bło­cie. Po chwi­li chło­pak za­czął gło­śno ogła­szać swoje zwy­cię­stwo z dur­nym zwie­rzę­ciem i wy­smar­kał się na swoją prawą dłoń.

– Cóż. Ach. To jest nasz ksią­żę– po­wie­dział mar­kot­nie cza­ro­dziej.

Po chwi­li "ksią­żę" po­dłu­bał pal­cem w nosie. Coś tam zna­lazł i po uważ­nym obej­rze­niu wło­żył palca do ust i go ob­li­zał.

– Ksią­żę zo­stał wy­cho­wa­ny wśród pro­ste­go ludu– wy­szep­tał słabo mag.

– Ej! Pier­dyk! Chodź­ta tu po­wsi­no­go– wrza­snę­ła ko­bie­ci­na.

Za­wo­ła­ny "ksią­żę" zbli­żył się do nich. W ostat­niej chwi­li za­plą­ta­ły mu się nogi i wy­ło­żył się jak długi u stóp cza­ro­dzie­ja. Szyb­ko się po­de­rwał do pionu i otrze­pał z kurzu uda­jąc, że nic się nie stało.

– Cosik się stało ma­tu­lo?– za­py­tał Pier­dyk.

Ko­bie­ci­na po­pa­trzy­ła na maga, wzru­szy­ła ra­mio­na­mi i wró­ci­ła do swo­je­go za­ję­cia.

Mag zwró­cił się do chło­pa­ka:

– Witaj ksią­żę Pier­do­lo­mel­lo Drugi. Radzi je­ste­śmy, ja i cały twój dwór, że Wasza Kró­lew­ska Mość obej­mie swe pra­wo­wi­te dzie­dzic­two. Długo cze­ka­li­śmy na ten mo­ment.

– Eee… Co?– Wy­trzesz­czył oczy chło­pak.

– I oczy­wi­ście wszyst­ko jest przy­go­to­wa­ne do ko­ro­na­cji. Trze­ba tylko wpro­wa­dzić pewne po­praw­ki w wy­glą­dzie i za­cho­wa­niu Wa­szej Wy­so­ko­ści i wszyst­ko bę­dzie jak na­le­ży.

– Co?

– Ro­zu­mie­my za­sko­cze­nie Wa­szej Wy­so­ko­ści tą sy­tu­acją, ale wy­cho­wa­nie wśród ludu da­wa­ło naj­więk­sze szan­se na prze­ży­cie oraz po­zna­nie po­trzeb ludu przed ko­ro­na­cją…

– Co?

– Oczy­wi­stym jest to, że się to udało– cią­gnął nie­zra­żo­ny głup­ko­wa­tą miną "księ­cia" mag.– A teraz szyb­ciut­ko, szyb­ciut­ko. Czas ucie­ka.

Po­py­cha­jąc "księ­cia" przed sobą do­pro­wa­dził go aż na zam­ko­wy dzie­dzi­niec.

– Pierw­szą lek­cją bę­dzie…

 

Mie­siąc póź­niej

 

W ol­brzy­miej sali ba­lo­wej aż hu­cza­ło od pod­eks­cy­to­wa­nych gło­sów. Oto dzi­siaj na tron po­wra­ca ksią­żę za­gi­nio­ny od razu po na­ro­dzi­nach.

He­rold sto­ją­cy w drzwiach za­stu­kał gło­śno laską o pod­ło­gę i za­wo­łał:

– Oto wiel­ki ksią­żę Pier­do­lo­mel­lo Drugi. Ukłoń­cie się mu.

Do sali wszedł ksią­żę. Ubra­ny był w złote szaty. Za długa pe­le­ry­na tegoż sa­me­go ko­lo­ru cią­gnę­ła się za nim. Ksią­żę prze­szedł przez całą salę nie za­szczy­ca­jąc spoj­rze­niem ni­ko­go. Wzrok miał utkwio­ny w dużym ka­mien­nym tro­nie na pod­wyż­sze­niu. Obok niego stał mag trzy­ma­jąc w ręku złotą ko­ro­nę wy­sa­dza­ną wiel­ki­mi czer­wo­ny­mi ru­bi­na­mi.

Ksią­żę ukląkł przed tro­nem i w ciszy ponad tłu­mem po­szy­bo­wał głos maga:

– Ksią­żę Pier­do­lo­mel­lo Drugi czy przy­rze­kasz być god­nym kró­lem kró­le­stwa Piomb­gen i pod­le­głych mu ziem?

– Przy­rze­kam.

Mag wło­żył mu ko­ro­nę na glowę.

– A więc za­siądź na tro­nie i wła­daj nami, twoim ludem.

Mag skło­nił głowę i zszedł z pod­wyż­sze­nia.

Wszy­scy utkwi­li wzrok w swoim królu za­sia­da­ją­cym na tro­nie. Uśmie­chał się przez chwi­lę, po czym sta­nął w ogniu. Przez parę se­kund sły­chać było tylko jego wrza­ski.

Gdy roz­wiał się dym dwo­rza­nie uj­rze­li le­żą­cą na tro­nie złotą pe­le­ry­nę, a na niej kupkę po­pio­łu. Na wierz­chu zaś spo­czy­wa­ła ko­ro­na.

Mag gło­śno wes­tchnął w ciszy i ru­szył w stro­nę tronu. Sta­ran­nie otrze­pał pe­le­ry­nę i ko­ro­nę z po­pio­łu. Ski­nął głową na słu­żą­cą, która pod­bie­gła z mio­tłą i za­czę­ła wy­mia­tać z sali "księ­cia".

Mag po­now­nie wes­tchnął i gło­śno po­wie­dział:

– No do­brze. Kto ma ka­pe­lusz z na­zwi­ska­mi? Mu­si­my sobie wy­brać na­stęp­ne­go księ­cia. O jest!- wy­krzyk­nął, wi­dząc jak pod­bie­ga do niego bi­blio­te­karz ze spi­cza­stym ka­pe­lu­szem w rę­kach.

Chwi­lę grze­bał ręką w ka­pe­lu­szu i wy­cią­gnął kar­tecz­kę z na­zwi­skiem.

– Na­szym nowym księ­ciem– za­czął mówić z za­do­wo­le­niem roz­wi­ja­jąc kar­tecz­kę– jest…

Uśmiech spełzł mu z twa­rzy.

– Ko­bie­ta?

Koniec

Komentarze

Książę z kapelusza --- opowiadanie też. Puenta zdaje się być nieco zawoalowana w gąszczu dworskich intryg. Poza tym gubisz przecinki --- rzeczowniki w wołaczu oddziela się od reszty zdania. Natomiast spacje powinny stać po obu stronach myślnika separującego dialog od atrybucji.

pozdrawiam

I po co to było?

Rdzeń pomysłu może i niezły, ale rozwinięcie i realizacja sztubackie do lekkiego bólu prawej górnej trójki. Przykro mi, ale literaturą to to nie jest...

Ale dlaczego on spłonął? Mag go spalił czy jak? A peleryna się nie spaliła? Co to za dziwaczny pomysł na przygotowanie księcia do rządów poprzez wychowanie wśród gnoju i prosiaków? I po co go tak chronić, jak potem wystarczyło sobie kogoś tam wyciągnąć z kapelusza?

Pomijając już rodzaj humoru, który nigdy mi nie leżał, oraz błędy, po prostu nie rozumiem.

A rdzeń pomysłu to który to, Adamie?

"Słoneczna loteria" Dicka. Trudno, wręcz nie można porównać bezpośrednio warstwy fabularnej, ale rdzeniowo to bliskie sobie.  

Dodam, że, jak to u Dicka, więcej tam pitolenia o tych samych urojeniach Autora, niż konkretów, ale czytać nie tylko się da, przeczytać trzeba.

Nawet nie wiedziałam, że coś podobnego jest. Raczej nie przeczytam tej książki. Nigdy nie czytałam Dicka i wątpie, czy sięgnę po jego książki.

A warto, warto --- poleciłbym zaczęcie od Ubika.

pozdrawiam

I po co to było?

Od najcięższego kalibru? Syf-ie, drogi Kolego...

Syf-ie, czyli podając akurat ten tytuł chcesz mnie zniechęcić do sięgnięcia po tego autora? Jeśli Ubik jest najcięższym kalibrem to po pary stronach pewnie bym to zostawiła. A od jakiej książki warto byłoby zaczynać?

Ewentualnie możesz spróbować zacząć od jakiegoś zbioru opowiadań. W bibliotece na pewno coś znajdziesz. Natomiast Ubik  jest jedną z lepszych książek SF w ogóle i po prostu trzeba ją znać. Jest całkiem czytliwa, więc raczej byś jej nie zostawiła. Co najwyżej poczułabyś chęć ponownego sięgnięcia po nią ; )

pozdrawiam

I po co to było?

Przeczytałam i do głowy przyszło mi tylko jedno słowo. Beznadziejne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

     Bardzo mocno beznadziejne. Konia z rzędem temu, kto zrozumie, o co tu chodzi.

...ale dlaczego on się spalił?

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Ze wstydu...?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@AdamKB

Ubik, najcięższym kalibrem? Przy takim założeniu Transmigracja Timothy'ego Archera to chyba bomba atomowa ( do samego tytułu potrzebny jest słownik). Bez przesady, Ubika przeczytalem jako jedną z pierwszych ( pierwszą był Terminator 2) książek spoza kanonu lektur, w ciągu trzech kolejnych wieczorów i nie przypominam sobie żadnych trudności z przyswajaniem powieści.

na emeryturze

Może lekko przesadziłem --- kaliber pośredni między średnim a ciężkim --- ale to z mojego punktu widzenia. Nigdy nie przepadałem za powichrowanymi wizjami, a że u Dicka tych wizji jest a jest, wszystko co czytałem poza jego opowiadaniami (bo krótkie) i "Człowiekiem z Wysokiego Zamku" irytuje mnie i na dobitkę wydaje mi się, w ogólnym oglądzie, monotonnie monotoniczne, ża tak to nazwę. Rzecz preferencji czytelniczych...

@AdamKB

Mnie nigdy nie udało się przebrnąć przez Władcę Pierścieni, bo albo zasypiałem przy Tolkienowskich opisach, albo zgrzytałem zębami nad naiwnością fabuły. Jednak większość czytelników bardzo sobie ceni możliwość zanurzenia się w świecie Śródziemia, stąd wniosek, że jest to dość przystępna lektura.

Podobnie jest z Ubikiem. Znam kilka osób nie przepadających za fantastyką, którym udało się przeczytać książkę, nie tylko bez szwanku, ale i z wyraźną przyjemnością. Szczególnie osoby zainteresowane płodzeniem własnych tekstów mogą dużo wynieść z lektury, bo Ubik udawadnia, że nawet dysponując skromnym warsztatem można stworzyć coś wartościowego, o ile ma się wystarczająco dużo wyobraźni.

Nie ładnie tak, swoimi uprzedzeniami potencjalnych czytelników od wartościowych pozycji odstraszać :P

na emeryturze

Na pewno odstraszam? Kojarząc z określonym tytułem odstraszam? Oj, chyba nie... 

Zgodzę się, że swoimi uwagami wzbudzam w pewnej grupie potencjalnych czytelników coś w rodzaju nieufności, ale wobec założenia, iż rzeczona nieufność pojawi się wśród tych, którzy podobnie do mnie odbiorą Dicka --- wszak tylko do takich trafią moje słowa--- straty żadnej nie widzę. Przeciwnie, niejeden sięgnie po to, by mi potem nagadać od paszkwilantów, bo jakże to tak, Mistrza i Klasyka krytykować...

No nie wiem Adamie. Młody, niedoświadczony fantasta lub fantastka może łatwo przejąć punkt widzenia obeznanego z tematem i cieszącego się szacunkiem członka Loży. Nieśmiało, z pokorą forumowego neofity, zasugeruję, że być może nie doceniasz siły własnych sugestii, przeceniejąc zarazem sprawdzą moc chęci do wytknięcia Ci nieuzasadnionych niepochlebnych opinii o tworach Dicka.

na emeryturze

{  :-)  }  Zwyczajem i atrybutem młodości jest ustawiczny bunt przeciw zastanym porządkom i panującym poglądom, więc powinni sprawdzić, czemu się chcą sprzeciwić i poszukać argumentów w lekturze.  {  :-)  }  

Już bez lekkiej żartobliwości. Takie wymiany zdań powinny być o wiele częstsze --- kto kogo przekona, mniej istotne od samej prezentacji postaw wobec autorów, poszczególnych dzieł, od ładunku informacji, przekazywanych niejako mimochodem. Może zreorganizowana strona będzie przyjaźniejsza pod tym względem?   

Skoro tu tyle o Dicku się gada, to ja polecałbym wcześniejszą jego krótką powieść "Kosmiczne marionetki", mi się ogromnie podobała. Potrafi zaskoczyć czytelnika, a zarazem jest napisana bardzo prostym, klarownym językiem. Sam z Dickiem mam problemy, bo niektóre jego powieści mnie zafascynowały, a inne, nawet te znane, ogromnie rozczarowały. Tak że trudno mi okreslić, czy jest moim ulubionym pisarzem, czy nie...

Opowiadanie słabe, zarówno technicznie, jak i fabularnie. Przede wszystkim brak tu logiki. Fantastyka też jej potrzebuje.

Teraz na spokojnie mogę odpowiedzieć na Wasze komentarze, bo niespecjalnie lubię być krytykowana.

syf. - Czy stwierdzenie,że opowiadanie jest z kapelusza miało mnie obrazić? Trochę się nie lubię z gramatyką, ale to zmienię i zastosuję się do Twoich rad.

AdamKB - Wiem, że literaturą to to nie jest. Faktycznie, jak teraz na to patrzę to niespecjalnie udało mi się rozwinąć ten pomysł.

ocha - Tron był zaklęty i palił wszystkich tych, którzy byli niegodni siedzenia na nim. O tej pelerynie to rzeczywiście nie pomyślałam. W kapeluszu były nazwiska chłopów, a nie książąt. Mój błąd. Mam tak, że coś pomyślę i połowę z tego napiszę lub powiem, a wszyscy mają się sami domyśleć o co mi chodzi, z założenia. Jakaś taka moja dziwna cecha. Przepraszam.

Każdego śmieszy co innego. Nie musi cię bawić to co mnie.

regulatorzy i RogerRedeye - dzięki

Elenar - odpowiedź na początku wypowiedzi do ochy

gary_joiner - Owszem, jako początkująca na tym forum sugeruję się punktem widzenia osób, które są tu dużo dłużej niż ja. I obeznani w temacie nie tylko Dicka, ale i innych.

homar - Popracuję nad tym. I zacznę pisać logicznie.

Dziękuję wszystkim za krytykę. Nie doprowadziliście mnie do rozpaczy choć i tak zastanawiam się czy jest sens coś jeszcze pisać.

Acha, jeszcze jedna sprawa. Czytam Wasze opowiadania choć ich nie komentuję. Nie ma sensu Wam wytykać błędów skoro sama nie widzę swoich. No i chyba wolelibyście przeczytać coś więcej niż to, że mi się podoba Wasze opowiadanie lub nie.

     Dlaczego nie komentować innych opowiadań? Pisać smiało!

syf. - Czy stwierdzenie,że opowiadanie jest z kapelusza miało mnie obrazić?


Nie, skądże --- na celowniku miałem finał fabuły ; )

tak zastanawiam się czy jest sens coś jeszcze pisać.


Nie ma co się zastanawiać --- jeżeli jakikolwiek z aspektów pisania sprawia Ci radość, to pisz. Wprawa, bardziej udane teksty, ogarnięcie języka przychodzą z czasem i oczywiście wymagają sporo pracy. Jakieś efekty na pewno będą. Tyle że nie od razu.

pozdrawiam

I po co to było?

(...)  niespecjalnie udało mi się rozwinąć ten pomysł. ---> no i co z tego, że się nie udało? Zawsze i wszystko musi się udawać na tip top? Przecież możesz, śmiało, powrócić do pomysłu za jakiś czas, gdy nabierzesz wprawy, rozpędu, nauczysz się trzymania wyobraźni na wodzy na przemian z jej poszerzaniem... Czytaj, pisz, trenuj --- jak napisał syf., nie od razu Kraków zbudowano, ale przecież zbudowano!

Pisz dalej, trening czyni mistrza i oczywiście komentuj przeczytane opowiadania, nawet taki wpis: "Byłem przeczytałem" jest dla autora cenny. Skrobnąłem drabbla na ten temat TU.

Coś link się nie wkleił, teraz chyba się uda:  "Gorycz porażki"

Nowa Fantastyka