
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Wstęp
Cath przechyliła się przez barierkę i przyjrzała się wodzie. Bystry i wartki strumień Bobrzy płynął po kamieniach i między nimi, przeciskając się niczym wąż. Dziewczyna jak oczarowana patrzyła na błyszczące kamienie wokół brzegów, wciąż okutych lodem, od których odbijały się promienie marcowego słońca. Na łąkach dookoła widoczne były jeszcze kopy śniegu. Swoimi brązowymi oczami chłonęła ten widok, nie zważając na nadchodzące godziny lekcyjne ani inne troski tego świata. Kiedy wzrok ponownie przeniosła na prawy brzeg, jej uwagę przykuł dzwiny blask tuż spod mostu, na którym stała. Był to czarny jak smoła kamień, błyszczący, na oko nie oszlifowany. Oderwała się od barierki, zbiegł po pagórku, o który opierał się mostek. Potykając się o kopy kretów i wystające korzenie, wyplątując długie do ud, ciemnobrązowe loki z gałęzi nielicznych drzew na polanie, brudząc jeansy wreszcie znalazła się nad brzegiem rzeki. Wyciągnęła dłoń… i o mało nie wpadła do wody. Kamień zniknął! Obróciła głowę. Leżał kilka metrów dalej, jakby wyrosły mu nogi i przed nią uciekał. Jako bardzo uparta oślica, Katrina podeszła powoli do kamienia. Jeśli chciała, potrafiła być bardzo cierpliwa, ale dziś nie miała na to czasu, chyba że wybrała by się czwarty raz w tym półroczy na wagary. Zmarszczyła blade czoło i jednym potężnyum susem dopadła błyskotki. Ha! Kamień był śliski, ale udało się jej bardzo łatwo go utrzymać. Podniosła go do oczu i przyjrzała się mu.
* * *
Igor, starszy brat Katriny, wysoki blondyn o niebieskich oczach, był szlifierzem. Kiedy Cath przyniosła mu dziwny kamyk, najpierw siedział cicho, zastanawiając się, co to za minerał, później jednak wziął od niej błyskotkę i zaniósł do warsztatu, mieszczącego się na tyłach ogródka ich domu. Był to właściwie stary domek na rupiecie, ale z pomocą ojca zamienił to miejsce w przytulny warsztacik. Nie mieściło się w nim nic oprócz drewnianego stołu pozbijanego z desek, skrzynki z narzędziami i krzesła. Igor siadł na krześle i zabrał się do roboty. Najpierw delikatnie oszlifował kamień, zmieniając jego postrzępione krawędzie na kształt sporej łezki. Na czubku teraźniejszego wisiorka wywiercił z trudem małą dziurkę i przewlekł przez nią długi rzemyk. Po zakończonej pracy uniósł kamyk do oczu. Postanowił nie zastanawiać się nad jego pochodzeniem. No bo czemu jakiś mały kamyczek mógłby narobić kłopotów przez niewiedzę? Niedługo miał się przekonać.
Jego siostra również.
* * *
Dziewczyna poptarzyła na błyskotkę. Siedziała w kuchni z mamą, przygotowując kolację, jednak kiedy ta oznajmiła, że poradzi sobie ze sprzątaniem, Katrina usiadła w zadumie i nie odezwała się przez resztę wieczoru.
– Co tam tak patrzysz, mała? – ojciec Cath wszedł do kuchni. Cały dzień spędził w biurze, i dopiero teraz mógł zaznajomić się z wieściami o dziwnym znalezisku. Po wysłuchaniu odpowiedzi zmarszczył czoło, ale potem uśmiechnął się i poklepał córkę po ramieniu.
– Co to ma za znaczenie? Zwykły kamyk, jak wszystkie inne. Ważne, że masz brata, który potrafił go jakoś wykorzystać.
– Fakt. – przyznała niechętnie Cath. Nie wierzyła jednak ojcu. Nie miała ochoty z nim rozmawiać – nie tylko dlatego, że była mało gadatliwa albo nie chciała mu mówić o znalezisku. Gdy była mama, jej prawdziwa matka umarła w wypadku. Katrina miała mu za złe, że tak szybko znalazł jej zastępczynię. ,,Jesteście mali. Za mali, żeby ktoś taki jak ja mógł się wami opiekować się samotnie” – posłużył się argumentem wobec niej i Igora. Dobrze pamiętała tamtą chwilę – Julia, jego nowa partnerka udała się wtedy do kuchni, a on zawołał do salonu dzieci i wytłumaczył im kilka spraw.
– Już późno. – Julia spojrzała na zegarek. – Pora spać. – uśmiechnęła się do wychodzącej córki. Po kilku chwilach wyszła i ona, żeby sprzątnąć zabłocone buty Igora z korytarza.
– IGOR! – usłyszała Cath. Potem weszła do pokoju i zatrzasnęła głośno drzwi.
* * *
Jej pokój nie był duży, ale przytulny. Sciany pomalowane były w nim na zielono, a sufit był biały. W kącie pokoju stało łóżko, zajmujące niemal połowę powierzchni sypialni. Pod oknem stało biurko, a po prawej od drzwi szafa na ubrania, ciągnąca się przez całą ścianę. Naprzeciwko wejścia przykręcone były półki, na dwóch z nich stały książki, na trzech – pamiątki Cath z Włoch, Bułgarii, Słowacji i znad Bałtyku. Obok niej był elektryczny piecyk. Dziewczyna westchnęła, podeszła do niego i wyłączyła go. Teraz w pokoju było ciepło i całkiem przyjemnie. Ale nadal czegoś tu brakowało. Carh podbiegła do okna, otworzyła je i zdjęła z parapetu brązowy dywanik w kształcie głowy konia. Wytrzepała go dokładnie, a potm wycofała się w głąb pokoju i ułożyła go na ziemii. Po zakończonej robocie ponownie podeszła do okna. Pokój mieścił się na parterze, nie trudno więc będzie wyjść niezauważona, a potem wrócić z podwórka. Otworzyła je, cofnęła się trochę, rozpędziła się i przeskoczyła przez nie. O mało nie zaczepiła nogą o parapet, ale udało się jej. Gdy znalazła ię na podwórku, zobaczyła na górze światła z pokojów: po prawej ojca, który siadał na łóżku z książką w ręku, po lewej Igora, rozmawiającego z kimś przez telefon. Zastanawiała się, gdzie podziała się Julia, ale po chwili wzruszyła ramionami i wyciągnęła z kieszni latarkę. Przeszła przez ogródek, przeskoczyła zwinnie przez płot i ruszyła. Zapaliła latarkę dopiero, gdy znalazła się w lesie – nad rzeką nie było jeszcze tak ciemno. Ostatnie promienie słoneczne oświetlały polanę i rzekę, gdzie Cath zwykle chodziła przed i po lekcjach. Wyjęła spod swetra naszyjnik. Wyciągnęła rękę tak, aby promienie słoneczne odbiły się od jego powierzchni. I wtedy właśnie krajobraz wokół niej zaczął się zmieniać.
Rozdział I – Dysk
Wszystko wokół zasłoniła oślepiająca biel. Catch przez moment czuła, jakby spadała z wysoka, wydając z siebie przerażający wrzask – po prostu się bała. Chwilę później leżała na czymś twardym i zimnym – kiedy poruszyła palcami, poczuła pod nimi śnieg. Czóła ból w karku, czasczce, łokciach i kolanach. Wokół widziała ciemność – może dlatego, że ze strachu zaciskała mocno powieki. Słyszała głosy, nieznajome, ale przyjazne, nawołujące ją do wstania. Ale ona nie chciała. Nie miała siły. Miała za to wielką ochotę powiedziec tym ludziom, czy ktokolwiek tam był, powiedzieć żeby sobie poszli i dali jej spokój. Na piersi czuła nacisk kamienia którego teraz szczerze znienawidziła – gdzie on ją przeniósł? W czasie? W przestrzeni? W każdym razie, jednego była pewna – nie była w domu. Kiedy ponownie poruszyła palcami, poczuła niemiłosierny ból. Skuliła się. I wtedy wydała kolejny krzyk, dłuższy i bardziej donośliejszy. Dosłownie słyszała trzask swojego kręgosłupa.
– Uspokój się! – usłyszała kolejny głos – niski, przyjazny. Pod pachami poczuła dłonie, i coś uniosło ją delikatnie do góry.
– Otwórz oczy. Spójrz na mnie! – powiedział znowu.
– N… nie… – Cath kręciła głową.Uniosła dłonie i odepchnęła go od siebie. Wokół jej nadgarstków zacisnęły się czyjeś dłonie. I potrząsnęły nią delikatnie.
– Uspokój się! – tym razem usłuchała. Zamrugała powiekami i rozejrzała się. Dookoła niej gromadził się tłum. Domy wyglądały jak za czasów Mieszka. Znajdowała się na ulicy, a konkretbnie na kupce śniegu. Staromodne wozy pędziły po bruku, rozpryskując wodę z zagłębień.
Ucieszyłem się, że takie krótkie opowiadanie zamieściłaś, pal licho "Część I" w tytule, chciałem przeczytać i nie dałem rady... Językiem polskim posługujesz się słabo. Wiem, wiem, najłatwiej się krytykuje innych, ale poległem na samym początku, przeczytawszy zdankie zawierające "wyplątując długie do ud, ciemnobrązowe loki z gałęzi nielicznych drzew na polanie". Jeśli bohaterka jest tak głupia, że biegnie przez polanę z drzewami (trudno mi sobie taką wyobrazić) i specjalnie wynajduje rzedko rozstawione drzewa, żeby w ich gałęzie wplątać włosy - to ja o niej nie chcę czytać. Może inni:) Pozdrawiam!
No dobra, to od początku. Jak już zostało wypomniane ci w innym opowiadaniu - tu nie publikuje się opowiadań w częściach. A dokładniej rzecz ujmując, rzadko kto takowe czyta. Są trudne w ocenie, nie przedstawiają zamkniętej fabuły i najczęściej nie doczekują się zakończenia. Nie ma absolutnie żadnego powodu, by czytać opowiadania w częściach, więc tym bardziej nie ma powodu, by je publikować. Nie piszę tego ze złośliwości. Radzę jedynie, bo przywykłem do tego, że w internecie generalnie najpierw wchodzi się gdzieś, a potem pyta, jakie w tym miejscu obowiązują zasady.
Od strony technicznej nie jest źle. Przecinki raczej stoją na swoich miejscach, ale z drugiej strony leży zapis dialogów. Pod twoim drugim opowiadaniem znajduje się link to tematu ze wskazówkami odnośnie ich poprawnego zapisu, z którego szczerze polecałbym skorzystać. Nie ma raczej błędów, literówka trafiła się chyba tylko jedna, ale za to nagminnie zmieniasz imię głównej bohaterki. Najpierw jest Katrina, potem Cath (co samo w sobie jest mało zrozumiałe - skąd takie zdrobnienie, skoro w pełnej formie imiena nie ma ani "c", ani "h"?), pojawia się również Carh, a na końcu nawet Catch. Więcej uwagi zwracajmy na szczegóły, proszę. Szczegóły są ważne.
Stylistycznie również nie jest źle. Nie zgadzam się z kolegą Tintinem - potrafisz posługiwać się językiem polskim, masz za to tendencję do zbyt wielkiego kombinowania. Lubię metaforyzację prozy, kocham kwieciste opisy, ale takie zabiegi muszą mieć sens i trzymać się logiki (tak, metafory również trzymają się logiki). Nie porywaj się, proszę, na rozbudowane opisy, jeśli nie potrafisz skonstruować ich w sposób czytelny i sensowny. Nierozsądnie jest próbować biegać, zanim człowiek nauczy się chodzić.
Fabularnie to opowiadanie jest swego rodzaju ewenementem. Ja osobiście się uśmiałem. Nie z fabuły oczywiście - po prostu bawiło mnie niezmiernie jak wielką uwagę poświęcasz rzeczom, które nie mają absolutnie żadnego znaczenia, a pomijasz rzeczy, które czytelnik naprawdę powinien wiedzieć. Wiesz, cały akapit zajmuje ci dokładny opis pokoju głownej bohaterki (który chyba nie ma specjalnego znaczenia dla fabuły). Natomiast o tym jak Katrina dostała się do przeszłości/innej rzeczywistości i skąd wiedziała, że to akurat ten czarny kamień był tego sprawcą nie ma ani słowa. (swoją drogą, poczytaj trochę o czasach, które opisujesz, zanim zaczniesz je opisywać. Staromodne wozy? bruk w grodzie sprzed ponad tysiąca lat? Nie sądzę)
Kochana, nie chcę robić za znawcę - bo sama w dużej mierze borykam się z nieznośnymi błędami - to jednak muszę to napisać.
Kiedyś, całkiem niedawno ktoś oświecił mnie, jak powinno się konstruować dialogi w opowiadaniach. Pozwól, że skopiuję to co mi napisała osóbka, bo zrobiła to zręcznie i jasno:
"- Nie pójdzie, mówię ci. - uśmiechnęła się – powinno być: Nie pójdzie, mówię ci. - Uśmiechnęła się
Myślisz, że się im uda? - rozbawiona kontynuowała pisanie. – Powinno być Myślisz, że się im uda? - Rozbawiona kontynuowała pisanie.
- Ta. -westchnął Andriej. – Powinno być: - Ta - westchnął Andriej. (bez kropki po Ta i westchnął małą literą, jeżeli to „ta” ma być tym westchnieniem) lub - Ta. -Westchnął Andriej. (Jeżeli powiedział „ta” i dodatkowo westchnął. Chociaż wtedy szyk: Andriej westchnął.)
Zasada jest taka: Jeżeli po wypowiedzi dodajemy powiedział/szeptał/krzyknęła/wystękał itd. (czyli odgłos paszczowy) to po wypowiedzi nie dajemy kropki, a po myślniku małą literą; jak tu: Tylko jeszcze dobrze edytować i tyle – odparła.
Jeżeli po wypowiedzi jest inna czynność jak: usiadł/poprawił włosy/złączył dłonie/przybrał srogi wyraz itd. to wypowiedź kończy się kropką, a po myślniku wielką literą, np.: Nie pójdzie, mówię ci. - Uśmiechnęła się "
Mam nadzieję, że zrozumiałaś.
"Swoimi brązowymi oczami chłonęła ten widok, nie zważając na nadchodzące godziny lekcyjne ani inne troski tego świata. " - jest coś takiego, że jeśli używa się za dużo zaimków, to jakby... zachwaszcza styl. W tym przypadku wiadomo, że to właśnie chodzi o ten widok. Ale spoko. Będzie dobrze, jak to opanujesz;)
"Gdy była mama, jej prawdziwa matka umarła w wypadku. Katrina miała mu za złe, że tak szybko znalazł jej zastępczynię. " - Nie wiem czy chodziło o mama. Mała?
"Wytrzepała go dokładnie, a potm wycofała się w głąb pokoju i ułożyła go na ziemii. "
"Gdy znalazła ię na podwórku, zobaczyła na górze światła z pokojów: po prawej ojca, który siadał na łóżku z książką w ręku, po lewej Igora, rozmawiającego z kimś przez telefon. "
"Znajdowała się na ulicy, a konkretbnie na kupce śniegu."
Spokojnie, każdy ma jakieś chochliki. Możesz to poprawić w opcji: "Edycja" obok tytułu opowiadania w Twoim profilu. Co do samej treści, fajny pomysł na dłuższe opowiadanie. Jeśli chcesz to kontynuować, to fajnie. Dłuższe rzeczy, jeśli są KONTYNUOWANE właśnie, rozwijają samego piszącego. Nie poddawaj się. Masz potencjał. Tylko ciężką pracą i częstym ćwiczeniem poprawisz styl. Luzik. Jesteśmy tutaj by się uczyć.
Czekam na kolejną część - ale radzę, nie dodawaj kolejnej w małym odstępie czasowym;)
Jeszcze dużo pracy przed Tobą, ale nie panikuj. Spokojnie wyobraź sobie każdą scenę, a dopiero później opisuj. W ten sposób możesz uniknąć nieścisłości typu "kretowiska na śniegu", wzmiankowane już "drzewa na polanie" itd. Zastanów się, co Ty byś zrobiła w danej sytuacji. Ja na przykład raczej nie wychodziłabym z domu przez okno metodą skakania z rozbiegu. Nawet, gdyby pod oknem znajdowała się fosa z krokodylami. I szybciutko otworzyłabym oczy, żeby zorientować się, co jest grane.
I jeszcze odrobina błędów merytorycznych: zimą słońce zachodzi dość wcześnie i nawet przedszkolaków nikt nie wysyła wtedy do łóżka. Obawiam się, że nawet historyk mógłby nie odróżnić domów z czasów Mieszka (którego?) od domów z czasów Leszka Białego. Zwłaszcza, gdyby nie wiedział, dokąd go rzuciło. Córka męża z poprzedniego związku dla nowej żony jest pasierbicą i narrator powinien o tym wiedzieć. Nawet, jeśli dziewczyna mówi do kobiety "mamo".
Pozdrawiam. :-)
Babska logika rządzi!
No to mamy przeniesienie w dość zamierzchłe czasy. Bardzo jestem ciekawa, jak Autorka poradzi sobie w przeszłości, bo teraźniejszość, moim zdaniem, nie wypadła najlepiej, delikatnie mówiąc.
Jakkolwiek vyzart napisał wiele cennych uwag, nie mogę zgodzić się z nim, że „Nie ma raczej błędów, literówka trafiła się chyba tylko jedna…”, bo błędów jest sporo, literówek również.
Tintin uważa, że językiem posługujesz się słabo, a vyzart, że wręcz przeciwnie. Ja skłaniam się raczej ku opinii tintina, albowiem niektóre Twoje zdania są dość nieporadne, czasem beznadziejne. Mam wrażenie, że nie zawsze umiesz znaleźć właściwe słowa, by napisać to, co chciałabyś.
Mnie również przeszkadzają różne, w dodatku pretensjonalne, imiona dziewczyny.
„Cath przechyliła się przez barierkę i przyjrzała się wodzie”. –– A może: Cath, przechylona przez barierkę, przyjrzała się wodzie. Lub: Cath, przechylona przez barierkę, patrzyła na wodę.
„Bystry i wartki strumień Bobrzy…” –– Bystry i wartki to synonimy.
„Dziewczyna jak oczarowana patrzyła na błyszczące kamienie wokół brzegów…” –– Kamienie nie mogą leżeć wokół brzegów rzeki, mogą leżeć przy jej brzegach, wzdłuż brzegów.
Dziewczyna, oczarowana patrzyła… Lub: Dziewczyna, jak zaczarowana patrzyła…
„Na łąkach dookoła widoczne były jeszcze kopy śniegu”. –– Komu chciało się usypywać śnieg w kopy? ;-)
„Swoimi brązowymi oczami chłonęła ten widok…” –– Czy zdarzało się, że Cath chłonęła widoki cudzymi oczami? Czy dlatego teraz podkreślasz, że chłonie swoimi? ;-)
„…nie zważając na nadchodzące godziny lekcyjne ani inne troski tego świata”. –– Istotnie, lekcje są porównywalne z troskami tego świata. ;-)
„…jej uwagę przykuł dzwiny blask…” –– Literówka.
„Był to czarny jak smoła kamień, błyszczący, na oko nie oszlifowany”. –– A wszystkie pozostałe kamienie rzeczne pyszniły się wspaniałymi szlifami, o co zadbali okoliczni, liczni jubilerzy. ;-)
„Oderwała się od barierki, zbiegł po pagórku, o który opierał się mostek”. –– Dziewczyna, odrywając się od barierki, zmienia płeć. Po pagórku zbiega już chłopiec. ;-)
Trudno mi wyobrazić sobie mostek nad rzeką, oparty o pagórek.
„Potykając się o kopy kretów i wystające korzenie…” –– Kretów nie wolno zabijać, są pod częściową ochroną! Kto zobił im krzywdę a potem układał w kopy?! ;-)
Pewnie miałaś na myśli kopce kretów, a to nie to samo, co kopy.
„…wyplątując długie do ud, ciemnobrązowe loki z gałęzi nielicznych drzew na polanie…” –– Ile wzrostu miała ta panna, skoro musiała wyplątywać włosy z gałęzi drzew? ;-)
Polana jest niezadrzewionym, porośniętym trawą miejsce w lesie. Na polanie nie ma drzew.
„…brudząc jeansy wreszcie znalazła się…” –– W Polsce nosi się dżinsy.
„…chyba że wybrała by się czwarty raz w tym półroczy na wagary”. –– …chyba że wybrałaby się, czwarty raz w tym półroczu, na wagary.
„…jednym potężnyum susem dopadła błyskotki”. –– Literówka.
Swoją drogą, chciałabym zobaczyć potężnego susa. ;-)
„…ale udało się jej bardzo łatwo go utrzymać. Podniosła go do oczu i przyjrzała się mu”. –– Powtórzenia, nadmiar zaimków.
„Nie mieściło się w nim nic oprócz drewnianego stołu pozbijanego z desek, skrzynki z narzędziami i krzesła. Igor siadł na krześle i zabrał się do roboty. Najpierw delikatnie oszlifował kamień, zmieniając jego postrzępione krawędzie na kształt sporej łezki”. –– Czym szlifował, nie mając stosownych urządzeń? Pilnikiem do paznokci? ;-)
„Na czubku teraźniejszego wisiorka wywiercił z trudem małą dziurkę…” –– Co to jest teraźniejszy wisiorek? Czy jest bieżący, dzisiejszy, współczesny, aktualny? ;-)
„Dziewczyna poptarzyła na błyskotkę”. –– Nie mam pojęcia czym jest poptarzanie, ale domyślam się, że to musi być coś wspaniałego. ;-)
„Siedziała w kuchni z mamą, przygotowując kolację, jednak kiedy ta oznajmiła, że poradzi sobie ze sprzątaniem, Katrina usiadła w zadumie i nie odezwała się przez resztę wieczoru”. –– Mnie by też zamurowało z wrażenia, że mama poradzi sobie sama. ;-)
„Co tam tak patrzysz, mała? - ojciec Cath wszedł do kuchni”. –– Na co tak patrzysz, mała? - ojciec Cath wszedł do kuchni. Lub: Co tam oglądasz, mała? - ojciec Cath wszedł do kuchni.
Patrzymy na coś, nie coś.
„Gdy była mama, jej prawdziwa matka umarła w wypadku”. –– Mam wrażenie, że Autorka chciała w tym zdaniu coś powiedzieć, ale nie udało się.
„Jej pokój nie był duży, ale przytulny. Sciany pomalowane były w nim na zielono, a sufit był biały”. –– Powtórzenia. Literówka.
Czy ściany pokoju mogły być pomalowane poza nim? ;-)
„W kącie pokoju stało łóżko (…) Pod oknem stało biurko…” –– Powtórzenie.
„Dziewczyna westchnęła, podeszła do niego i wyłączyła go”. –– A może: Dziewczyna westchnęła i wyłączyła go.
Oczywiste jest, że aby coś wyłączyć, trzeba do tego podejść.
„Wytrzepała go dokładnie, a potm wycofała się w głąb pokoju i ułożyła go na ziemii”. –– Literówki.
Czy w pokoju dziewczyny nie było podłogi, dlatego dywanik legł na ziemi?
„Pokój mieścił się na parterze, nie trudno więc będzie wyjść niezauważona, a potem wrócić z podwórka”. –– Ja napisałabym: Pokój mieścił się na parterze, nietrudno więc będzie wyjść niezauważenie, a potem wrócić.
„Otworzyła je, cofnęła się trochę, rozpędziła się i przeskoczyła przez nie”. –– Dlaczego nie wyszła przez okno? Mogła siąść na parapecie, przełożyć nogi i byłaby po drugiej stronie. Co miało na celu rozpędzanie się i wyskakiwanie?
„Gdy znalazła ię na podwórku…” –– Literówka.
„…zobaczyła na górze światła z pokojów…” –– …zobaczyła na górze światła w pokojach…
„…i wyciągnęła z kieszni latarkę”. –– Literówka.
„Zapaliła latarkę dopiero, gdy znalazła się w lesie - nad rzeką nie było jeszcze tak ciemno. Ostatnie promienie słoneczne oświetlały polanę i rzekę…” –– Po co zapalona latarka, skoro słońce jeszcze oświetlało polane i rzekę.
„Czóła ból w karku, czasczce, łokciach i kolanach”. –– Czuła ból w karku, czaszce, łokciach i kolanach.
„Miała za to wielką ochotę powiedziec…” –– Lirerówka.
„I wtedy wydała kolejny krzyk, dłuższy i bardziej donośliejszy”. –– I wtedy wydała kolejny krzyk, dłuższy i donioślejszy. Lub: I wtedy wydała kolejny krzyk, dłuższy i bardziej doniosły. Albo: I wtedy wydała kolejny krzyk, dłuższy i głośniejszy.
„Cath kręciła głową.Uniosła dłonie…” –– Brak spacji po kropce.
„Znajdowała się na ulicy, a konkretbnie na kupce śniegu”. –– Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, wezmę Autorkę odrobinę w obronę; ostatnio tyle urządzeń jest zaopatrzonych w piloty, że nie zawsze trzeba podchodzić w celu wyłączenia. ;-)
Babska logika rządzi!
Istotnie, piecyki pokojowe nie mają pilotów. Jeszcze. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jeżeli piecyk ma wyraźny guzik do wyłączania, a Katrina celnie rzuca, to może jeszcze cisnąć piłką tenisową. ;-)
A może brat jej zrobił takie wypasione ogrzewanie? Technicznie to chyba w pełni możliwe. ;-)
Babska logika rządzi!
Czym jej zrobił ogrzewanie? Pilnikiem do paznokci? ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Lol!
No przecież miał skrzynkę! Mógł jeszcze mieć lutownicę schowaną pod łóźkiem. Albo pożyczyć coś od ojca. Albo od kumpla. A właściwie... czy pilnikiem od paznokci się nie da? Gdyby to była starsza siostra, to potrafiłaby zrobić cuda przy pomocy narzędzi do manicure i gumy do żucia. ;-)
Babska logika rządzi!
Czy Twoim faworytem jest Adam Słodowy, czy raczej pomysłowy Dobromir? ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
A nie mogliby działać w zespole? Gdyby Słodowy usynowił Dobromira...
Nie pamiętam dokładnie, ale Pomysłowemu chyba pomagał dziadek czy ktoś taki. Może to był Adam w przebraniu? ;-)
Babska logika rządzi!
I z tego związku narodził się Igor od piecyków?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Rozchichotałam się jak pensjonarka. Dzięki.
Zacytuję klasyka: "Cudowne dziecko dwóch pedałów".
Babska logika rządzi!
Powiedział Jan Ciszewski o Ryszrdzie Szurkowskim, jeśli się nie mylę. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jedno opowiadanie. Skończone. Poprawione. Nie tysiąc rozdziałów pierwszych.
pozdrawiam
I po co to było?
Już z tyle napisano, że dodam tylko: przed opublikowaniem warto sprawdzić opowiadanie pod względem ortografii. No i oczywiście jeżeli już ktoś zadał sobie trud sprawdzenia, Twojego Droga Autorko opowiadania, to wypadałoby nanieść sugerowane poprawki.