- Opowiadanie: Agroeling - Mierniczy głębokich źródeł

Mierniczy głębokich źródeł

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mierniczy głębokich źródeł

Już minęły dwa lata, odkąd do miasteczka Astalok przybył wieczorem, kiedy zaczęły pokazywać się pierwsze gwiazdy na niebie, Mierniczy głębokich źródeł. Niektórzy dziś twierdzą, że przybył w celu kradzieży mienia uczciwych mieszkańców, o czym mają świadczyć dwa obiekty sprytnie podpalone dla zatarcia śladów przestępstwa. Jednakże ta wersja w obliczu faktu znalezienia przez Mierniczego prawdziwego źródła jest po prostu wyrazem niewdzięczności. Dla zrekonstruowania dość osobliwych – trzeba przyznać – wydarzeń powstałych za sprawą Mierniczego, przytaczamy tutaj krótką notkę o jego działalności i – co podkreślić należy z całą stanowczością – wielce owocnej i wybitnej działalności.

 

Mierniczy już drugiego dnia swojego pobytu w Astalok obwieścił na placu licznie zgromadzonym mieszczanom, że przebył daleką i żmudną drogę, aby dotrzeć tutaj z myślą o wykopaniu i znalezieniu źródeł. Chciał to wykonać w pobliżu najdalej wysuniętych ku lasom zagród. Z początku nikt nic z tego nie rozumiał. Mierniczy począł wyjaśniać:

 

– Wasza piękna miejscowość doznała Łaski Bożej dzięki wzorowemu prowadzeniu się obywateli. Otóż są tutaj źródła nieskazitelnie czystej wody, które on, Mierniczy, z Bożą pomocą zdoła wykryć i zmierzyć. Kiedy żródła zabłysną w świetle dziennym, wtedy Astalok stanie się jednym z najpiękniejszych uzdrowiskowych miast.

 

Gdy wysłuchali tego obywatele, z radości zaczęli wymachiwać czapkami i kapeluszami na cześć Mierniczego, byli radzi i uszczęśliwieni, że ich szara i leżąca na uboczu miejscowość stanie się wkrótce bogatym i pięknym miastem.

 

Mierniczy, mając więc upoważnienie rady miejskiej oraz aprobatę wszystkich mieszkańców, zabrał się do pracy. Pierwszym miejscem pomiarów było niewielkie wzgórze. Blisko niego stał opuszczony dom, ogrodzony płotem. Niedługo po rozpoczęciu pomiarów przez Mierniczego dom zaczął się kopcić, lecz nikt w miasteczku tego nie dostrzegł. Po jakimś czasie z budynku zostały tylko zgliszcza. Zauważył je przypadkowy przechodzień i doniósł o tym radzie miejskiej. Wysłano komisję, by na miejscu zbadać sprawę. Nikt jednak nie doszedł do żadnego wniosku. Zwrócono się więc do Mierniczego, który pracował nieopodal na szczycie wzgorza , skąd miał doskonały ogląd na okolicę. Zapytany o przyczynę spalenia się domu odparł, że o niczym nie wiedział, gdyż był zajęty pomiarami. Musiał podpisać protokół i na tym sprawa ostatecznie się zakończyła, chociaż nie zabrakło głosów szemrzących o podejrzanej postawie Mierniczego. Nie minęło wiele czasu, a podobny wypadek zdarzył się znowu. Mierniczy zakończył pomiary na wzgórzu, oświadczając, że nie wykryl źródła. Na następne miejsce wybrał łąkę, ustawiając na jej środku aparaturę mierniczą. Następnego dnia dał się widzieć w miasteczku ogromny słup ognia i dymu; to paliła się stodoła, leżąca o kilkaset metrów od pogrążonego w pracy Mierniczego. Tym razem nie ulegało dla nikogo wątpliwości, że to on był sprawcą pożarów. Nikt inny nie wchodził w rachubę, jeśli nie liczyć właściciela stodoły, a jakiegoś przypadkowego podpalacza należało przecież wykluczyć. Z braku dowodów Mierniczy nie trafił do aresztu, lecz rada miejska zamierzała mu zakazać robienia dalszych pomiarów. Mierniczy na swoją obronę mawiał wyłącznie to, że odszedł stamtąd, zanim spaliła się stodoła. Nie słuchano go. Wówczas przyszedł do nich z prośbą, aby jeszcze pozwolili mu na ostatnią próbę i jeśli ona się nie powiedzie, to on odejdzie na zawsze. Zgodzono się,lecz pod jednym warunkiem, że w wypadku niepowodzenia zostanie za wszystkie straty i rozczarowania publicznie wychłostany na rynku. Z kolei on postawił jeden warunek: dokona pomiaru źródła, ale zrobi to przed gmachem rady miejskiej. Niechętnie zgodzono się na ten warunek, gdyż podejrzewano jakiś podstęp. Mierniczy przystąpił do pracy. Nie trwała ona długo, pośród zgromadzonych gapiów rozległ się nagle okrzyk:

 

– Jest! Odkryłem! Jest źródło!

 

Ludzi ogarnął szał radości. Źródło ukrywało się zaledwie na głębokości dwóch metrów. Cieszono się, że już wkrótce z ubogiej miejscowości powstanie obfitujące w źródła miasto. Posłano bez zwłoki po robotników z łopatami i kilofami. Co bardziej krewcy mieszczanie, nie mogący się doczekać niezwykłej chwili, sami naprędce zaczęli kopać. Wspólnymi siłami dokonali dzieła. Wśród radosnych okrzyków, oblewając wszystkich, wytrysnęła fontanna żródlanej wody. Entuzjazm mieszczan nie miał końca. Podniosły się głosy, aby Mierniczemu wręczyć wielką nagrodę, a za każde następne odkryte źródło ową nagrodę powiększać, inni chcieli mianować go przewodniczącym rady miejskiej i żeby na tym stanowisku kierował dalszymi poszukiwaniami.

 

Chciano się zwrócić bezpośrednio do niego, lecz nikt nie mógł odnaleźć go w tłumie zalegającym rynek. Szukano go bezskutecznie aż do wieczora.

 

Mierniczy jakby zapadł się pod ziemię.

Koniec

Komentarze

Ojej. Mimo warsztatu wymagającego praktyki i pracy, wciągnąłem się i mi się podobało. Aż doszedłem do zakończenia, kiedy straciłem wątek. Nie łapię pointy. O co chodzi?

Posłano bez zwłoki po robotników z łopatami i kilofami. - A to zdanie przeczytałem niechcący jako "Posłano po zwłoki robotników z łopatami i kilofami." :D

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Dzięki za komentarz. To stary opek, i długo się zastanawiałem, czy go tu wklejać. Dlatego literacko jest taki sobie. A puenta miała być właśnie taka, jaka jest.

 - bez zwłoki -oczywiście masz rację.Powinno być - niezwłocznie posłano..

Ja też nie łapię puenty. Kilka zdań na początku ciężko mi było zrozumieć.
A tak na marginesie, ojcy Rydzykowi by sie przydał taki mierniczy, do tych źródeł geotrmalnych :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Logika mi piszczy i zgrzyta. na rynku, między budynkami, zaledwie na głębokości dwóch metrów, znaleziono źródło? A jak kopano fundamenty pod domy, to go nie znaleziono? Chyba że ten ciąg wody szedł wąskim kominen, pionowo z dołu w górę i już krok w bok nie było wody. Ale takie coś w naturze nie występuje. Razi mnie też naiwność mieszkańców.
Podpisuję się pod innymi, ze nie ma sensu i puenty. Rozpocząłeś ( z błędami, ale ciekawie) i żadnego wątku nie skończyłeś.
-podpalenia,
- misja od boga,
- domniemane kradzieże,
- natura cudowności wody; skąd ten mierniczy wiedział z góry, że woda będzie uzdrawiała
 Ocena na 2

Wydaje mi się że żródło może być w jednym punkcie. W końcu mówi się - bije źródełko. Chociaż tak naprawdę to nie wiem.Ale ten opek to realizm magiczny, stąd pewna metaforyczność i niejasnośc.

Pod ziemią płynie strumień lub rzeka. W miejscu, gdzie ma najbliżej powierzchni, lub grunt jest najlżejszy, lub ktoś się dokopie (jak w twoim opowiadaniu), woda wybija na powierzchnię. To jest źródło. Ta podziemna żyła wodna może płynąć w różnych kierunkach i pod różnym stopniem, ale raczej nie pionowo. W trakcie budowy miasta, wcześniej czy później natrafiliby na wody gruntowe.
"Realizmem magicznym" to sobie można wszystko wytłumaczyć. Dosłownie. Ale czy nie lepiej się wysilić i pomyśleć przy pisaniu? O realiach realistycznych, albo chociażby co chcę napisać. Bo w twoim dziele nie widzę celu.

No cóż, pewnie masz rację.Może nie powinienem wklejać tak starego tekstu. Bo po latach ciężko coś zmieniać, gdy uznało się już, że tekst jest ostatecznie skończony.

Niekoniecznie. Ja osobiście lubię sięgać do czegoś, co napisałem kilka lat temu, czytać, poprawiać. Czasami wykorzystuję do nowych tekstów, czasem łatam błędy logiczne, których kilka lat temu nie widziałem. 

Agroeling, a tak już nie majstrując przy tekście, ale z czystego szacunku dla ludzi, którzy przeczytali, poświęcili na to czas (a także na skomentowanie) i nie mają pojęcia, o co chodzi - może wytłumaczysz tu w komentarzach, jaki był zamysł? Bo zakładam, że nie chodziło o "to realizm magiczny, więc skleję parę niewytłumaczalnych wątków", a raczej "to realizm magiczny, więc zostawię pewne niedomówienia" - tylko nie wyszedł stopień ich... niedomówioności.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

No więc mogę wytlumaczyć.Kiedyś, jeszcze w ubieglym wieku, wyslalem ten opek do pewnego pisemka, wlaściwie art - zinu. Redaktorowi się spodobalo i nawet przyjąl je do druku, ale następny numer pisemka już nigdy się nie ukazal. I wlaśnie ów redaktor tak zinterpretowal to opowiadanie, ale cytuję z pamięci: Mierniczy uosabial pewne prawo przyrody, gdzie się pojawial, tam wybuchal pożar, ale potem jednak znalazl źródlo. Czyli, gdy coś ma się zyskać, zawsze też coś się traci, nie ma niczego za darmo. No a potem zniknąl, bo jego rola się skończyla. Ja oczywiście nie myślalem tak. pisząc ten opek, ale wtedy w istocie fascynowal mnie realizm magiczny, Cortazar, Borges, tam często ktoś znikal. Czytalem nawet kiedyś takie opowiadanie, w którym bohater  robil się coraz mniejszy, aż w końcu nikt go nie mógl zobaczyć.

Jestem fanem redaktora ^^

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Miał gościu fantazję...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nic dziwnego, że pisemko upadło. Jak redaktor miał taką fantazję, że oderwał się od ziemi. Za groma nie wiem, gdzie on widział, to co opisujesz, Aqroeling. ;-)

Opowiadanie sympatyczne, ale byłoby o wilele lepsze gdybyś nad nim trochę więcej popracował, bo troche ci warsztat kuleje. I - podobnie jak inni - nie łapię puenty. To po pierwsze.
Po drugie. Niestety, osoba która zajmuje się kopaniem, poszukiwaniem złóż wody to nie jest mierniczy, lecz hydrogeolog. Mierniczy - jest to osoba która zajmuje się pomiarami przy kartowaniu geodezyjnym w terenie, np. w mieście, w kopalni, w kamieniołomie itp.
Po trzecie - woda na dwóch metrach głębokości, i to pod fundamentami, to absurd! I doprawdy nie rozumiem jak "mierniczy" rozpoznał źródło robiąc same pomiary na powierzchni. A gdzie odwierty lub badania geofizyczne?
Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Dzięki i za ten komentarz. No cóż, napisałem Mierniczego kilkanaście lat temu i wtedy chyba nie przejmowałem się takimi drpbnostkami. Chociaż ten mój Mierniczy miał chyba być trochę taki jak różdżkarz, taki na wpół hochsztapler. Ale przyznaje, że nie napisałem tego, jak powinienem.

Nowa Fantastyka