Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Uliczka była pusta, a dzięki strugom deszczu postać w czarnej pelerynie mogła pozostać niezauważona w razie pojawienia się kogoś obcego. Kobieta rozglądała się dookoła niecierpliwie. Już dawno powinien się zjawić, pomyślała, zanurzając się jeszcze głębiej we wnęce chroniącej ją przed przenikliwym wiatrem.
Nagle usłyszała czyjeś kroki. Odwróciła głowę i po chwili dostrzegła wyłaniającego się zza zakrętu mężczyznę. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, ale zniknął, gdy tylko obcy się do niej zbliżył.
– Witaj, Salviro – zlustrował ją krytycznym spojrzeniem. – Powinnaś bardziej zatroszczyć się o dyskrecję. W tych czasach twój płaszcz musi zwracać uwagę.
– O to chodzi, Korinie. Nie jestem w końcu zwykłą, śmiertelną kobietą.
Mężczyzna skrzywił się nieznacznie.
– Nieważne – powiedział. – Daj mi to, po co przyszedłem.
– Nie tak prędko. Muszę wiedzieć, co król proponuje w zamian. Cena za zachowanie przez nas milczenia musi być bardzo wysoka. Poza tym moi ludzie zaczynają się buntować. Mają dość własnej niewiedzy, zaczynają coraz bardziej na mnie naciskać, bym wyjawiła im prawdę.
– To zrób to.
Kobieta westchnęła ciężko.
– Nie mogę. Rafał, twój władca, mi zabronił. Twierdzi, że to, co wiedzą moi ludzie, musi im wystarczyć.
– A co wiedzą?
– Że pewien ważny mag płaci nam za odnajdywanie dziwnych przedmiotów.
– Nie ja powinienem o tym decydować. A co do ceny… Nie wiem, jaka ona jest. Ale znając króla, pewnie zapłaci wam więcej niż powinien.
– Czyli nie ma zamiaru płacić teraz?
– Wiesz, że przyniosę całą kwotę przy naszym kolejnym spotkaniu.
– Przykro mi, Korinie – kobieta pokręciła przecząco głową. – Ale w takim razie nie mogę ci niczego przekazać. Skąd mogę mieć gwarancję, że twój król dotrzyma słowa?
– Nie możesz. Ale jeśli mi nie wierzysz to spotkaj się z nim osobiście. Mam już dość problemów, które stwarzasz.
– Nie mogę, zapomniałeś? Jestem Wygnańcem. Magiczna bariera, która chroni Syndrię przed zwykłymi śmiertelnikami, chroni ją również przede mną. Żaden z Wygnańców nie może dostać się na wyspę.
– Wybacz, Salviro. Zapomniałem. Co zatem mam przekazać królowi?
Kobieta zamyśliła się na chwilę.
– Przekaż mu to – powiedziała podając mężczyźnie małe zawiniątko. – Ale powiedź, że to jest ostatni raz.
Korin wyciągnął rękę w stronę pakunku, ale znieruchomiał w pół ruchu.
– O co chodzi? – Salvira obejrzała się za siebie zdezorientowana.
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Jeszcze przez chwilę stał nieruchomo, po czym ruszył w stronę sterty pudeł stojącej kilka kroków dalej przy ścianie jednego z budynków.
– Spójrz tylko, Salviro – zawołał, zaglądając za pudła. – Ktoś postanowił nas szpiegować.
Kobieta zarzuciła na głowę kaptur i wyszła na deszcz, krzywiąc się lekko. Podeszła do Korina, który stał z założonymi rękami i ironicznym uśmiechem na ustach. Podążając za jego wzrokiem, dostrzegła skuloną przy ścianie dziewczynę, patrzącą na nich szeroko otwartymi ze strachu oczami.
– Kim jesteś? – spytała zimnym jak stal głosem. Miała dość problemów na głowie, by pojawiały się kolejne.
Dziewczyna, zamiast odpowiedzieć, poderwała się nagle na nogi i zaczęła biec w stronę najbliższego zakrętu. Nie była bezdomną, stwierdziła Salvira, co skłaniało do zadania pytania, co robiła w tak odpychającej uliczce za stertą kartonowych pudeł. Kobieta z cichym westchnieniem cofnęła się o krok i zanim obca zdążyła dobiec do zakrętu, wysłała w jej stronę odrobinę mocy magicznej w postaci uderzenia ogłuszającego.
– Nigdy nie sprzeciwiaj się magom – powiedziała Salvira, zbliżając się do ogłuszonej dziewczyny, leżącej na ziemi. – Bo może się to dla ciebie źle skończyć.
Usłyszała za sobą kroki i po chwili obok niej przykucnął Korin.
– Co z nią zrobimy? – mężczyzna zmarszczył czoło. – Nie możemy jej przecież tak zostawić. Za dużo słyszała.
– Właśnie, nie możemy – powiedziała Salvira, podnosząc się na nogi. – Dlatego ty się nią zajmiesz. Informacje, które usłyszała, zagrażają twojemu królowi i tobie, a nie mnie. Więc do ciebie należy decyzja, co z nią zrobisz.
– Nie pomożesz mi? – spytał podnosząc wzrok na Salvirę.
– Nie wiesz, co z nią zrobić? – kobieta prychnęła lekceważąco. – Zabij ją.
*
Dziewczyna otworzyła oczy, czując przeszywający ból głowy. Dookoła siebie nie widziała nic, ale po chwili, gdy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności, dostrzegła zarysy ciemnych kształtów, zapewne mebli. Leżała w ciszy, przypominając sobie, co dokładnie się wydarzyło. Ostatnie wspomnienie było przerażająco wyraźne. Wzdrygnęła się, gdy usłyszała słowa tej kobiety: „zabij ją". Nie pamiętała, co działo się później.
Nagle drzwi otworzyły się szeroko i do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna. Dziewczyna zamrugała, oślepiona światłem, które rozbłysło pod sufitem. Gdy tylko odzyskała wzrok, jej serce momentalnie przyspieszyło. Przed nią stał mag, który ją wczoraj znalazł. Korin.
– Nareszcie się obudziłaś – powiedział, przyciągając sobie jedno z krzeseł, stojących pod ścianą i siadając na nim. – Musimy porozmawiać.
Przyglądał się dziewczynie przez chwilę, po czym westchnął ciężko.
– Pamiętasz coś z wczorajszego popołudnia?
Kiwnęła twierdząco głową, nie ufając swojemu głosowi. Paraliżował ją strach.
– Jakie jest twoje ostatnie wspomnienie?
– Kobieta, która poradziła ci mnie zabić – dziewczyna poczuła ulgę, czując, że głos jej nie drży, ale zaraz na powrót spięła wszystkie mięśnie, bojąc się tego, co może nastąpić.
– W takim razie nie mam wyjścia, muszę cię zabrać ze sobą. Jak się nazywasz?
– Dokąd chcesz mnie zabrać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, bojąc się odpowiedzi.
– Czy Salvira nie wytłumaczyła ci, że nie jest rozsądne dyskutowanie z magami? – w jego głosie pobrzmiewała irytacja.
– Oczywiście – szepnęła dziewczyna spuszczając głowę. – Nazywam się Katia.
– Świetnie. Widzę, że doszliśmy w pewnym stopniu do porozumienia. Chodź ze mną.
Mężczyzna wyszedł z pokoju, nawet się za nią nie oglądając. Katia odetchnęła głęboko, próbując uspokoić bijące mocno serce i ruszyła za mężczyzną pełna obaw. Przemierzali kręte, mroczne korytarze. Po dłuższej chwili zatrzymali się przed drewnianymi drzwiami. Mag dotknął klamki opuszkami palców i drzwi otworzyły się szeroko. Wkroczyli do małego, ale przytulnego pokoju. Znajdowało się w nim łóżko, biurko i szafa.
– Oto twój nowy pokój – powiedział Korin, popychając ją do przodu i zanim zdążyła się obrócić, zamknął za nią drzwi, przekręcając klucz w zamku.
*
Mężczyzna nie zwracał najmniejszej uwagi na mijanych dworzan. Przemierzał szybko rozległe korytarze zamku, a jego peleryna powiewała za nim, łopocząc cicho. Kaptur, który miał zarzucony na głowę, pozostawiał jego twarz w ukryciu przed ciekawskimi spojrzeniami.
Zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami. Rozejrzał się dookoła i dopiero upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, nacisnął klamkę.
Przeszedł przez wielką, bogatą bibliotekę, kierując się do jednego z regałów. Stał chwilę w miejscu, nasłuchując, po czym nacisnął jeden z drewnianych liści zdobiących półkę z książkami i pociągnął ją w swoją stronę. Regał uchylił się do wnętrza pokoju, ukazując tajemne przejście. Mężczyzna bez chwili namysłu wkroczył w ciemność, jednocześnie tworząc przed sobą niewielką kulę światła, by dostrzec cokolwiek w ciemności. Ruszył przed siebie wąskim tunelem, prawie nie zwracając uwagi na schody prowadzące w dół. To nie był jego dzisiejszy cel. Innym razem.
Po pokonaniu kolejnego zakrętu wyrosła przed nim ściana. Mężczyzna zatrzymał się, złapał za dźwignię, znajdującą się po lewej stronie i zgasił światło. Przed sobą słyszał przytłumione głosy, żałował, że nie może rozróżnić słów. Nagle głosy przemieściły się, aż w końcu zupełnie ucichły, przypieczętowane trzaśnięciem drzwi. Mag odczekał jeszcze chwilę, po czym nacisnął na dźwignię. Ściana przed nim uchyliła się, ukazując pokój tonący w złocie. Ruszył do najbliższego okna i wyjrzał przez nie ostrożnie. Zobaczył tonący w promieniach zachodzącego słońca dziedziniec i biegające we wszystkie strony małe postacie. Stał tak przez chwilę, zamyślony, dopóki przytłumiony odgłos kroków nie dotarł do jego uszu. Mężczyzna momentalnie odwrócił się od okna i stanął przy wejściu do tajemnego tunelu gotowy do ucieczki. Kroki zbliżyły się do głównych drzwi pomieszczenia, w którym stał, zobaczył opadającą w dół klamkę i odetchnął cicho z ulgą, widząc skrawek złotego stroju. Królewskiego stroju.
Młody mężczyzna wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Mag obserwował jak od jego złotego ubrania odbijają się promienie słoneczne i rażą patrzącego po oczach. Gdy król go zauważył, mag skłonił się nisko.
– Witaj, Panie – powiedział cicho.
– Witaj, Korinie – odpowiedział młodzieniec i usiadł w jednym z foteli wskazując swojemu gościowi sofę, stojącą naprzeciwko. – Co cię sprowadza na Syndrię? Umawialiśmy się, że skontaktujesz się ze mną tylko w nagłym przypadku.
Korin podszedł do sofy i rozsiadł się w niej wygodnie.
– Wiem. Może sprawa, z którą do ciebie przyszedłem, nie jest zbyt ważna, ale jedyna w swoim rodzaju. Nie mam pojęcia, co robić.
– Więc słucham.
– Gdy spotkałem się z Salvirą, tak jak mi kazałeś, za późno zorientowaliśmy się, że jesteśmy podsłuchiwani. Dziewczyna ukryta za stosem pudeł słyszała całą naszą rozmowę. Nie mogłem jej zostawić, bo gdyby w jakikolwiek sposób ściągnęła na siebie uwagę któregokolwiek z magów i powiedziała mu o tym, zostałbyś stracony, a ja wraz z tobą. Zabrałem ją więc do swojej kryjówki, ale nie wiem, co dalej. Nie mogę jej uwolnić, nie wymazując wcześniej jej pamięci – a wiesz przecież, Wasza Wysokość, że ta metoda jest dość ryzykowna. Czasem pamięć wraca do właściciela. Nie możemy ryzykować wykrycia.
Młodzieniec zamyślił się na moment. Wstał i podszedł do kominka, w którym kojąco trzaskał ogień.
– To faktycznie trudna sytuacja – powiedział cicho, jakby sam do siebie. – Musisz dać mi trochę czasu do namysłu. Tymczasem trzymaj ją w swojej kryjówce i nie pozwól, by ktokolwiek się o niej dowiedział.
– A gdyby zaczęła wypytywać o Syndrię albo o ciebie, Panie?
– Możesz powiedzieć jej wszystko. Niezależnie od tego, co zdecyduję, będzie musiała żyć w całkowitym odosobnieniu od jakichkolwiek magów. Albo czeka ją coś jeszcze gorszego. Będę musiał omówić to z moim doradcą. A teraz idź już. Mam jeszcze kilka ważnych spotkań tego dnia.
Korin ukłonił się, wstał i ruszył w stronę tajemnego tunelu. Gdy kawałek ściany odsunął się, ukazując przejście, mag spojrzał jeszcze na zamyślonego młodego człowieka. Westchnął cicho i bezszelestnie wkroczył w ciemność.
*
Katia siedziała na twardym krzesełku przed biurkiem, wpatrując się tępo w ścianę. Nie wiedziała, która jest godzina, nie wiedziała nawet, ile dni minęło od jej porwania. W pokoju nie było ani jednego okna, miała do dyspozycji tylko małą świeczkę, stojącą na biurku oraz pudełko zapałek.
Dziewczyna siedziała znudzona, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Zapaliła świeczkę i wpatrywała się w drgający płomień. Zaczęła bawić się nim, przesuwać ręką nad płomieniem, zaciskać palce na ogniu. W powietrzu dało się wyczuć lekki swąd spalenizny, ale Katia nie czuła bólu, była zadowolona, że znalazła sobie zajęcie. Ale na jak długo? Kiedy to również jej się znudzi?
Westchnęła zrezygnowana i zgasiła świeczkę. Zapadła ciemność. Po chwili usłyszała cichy syk, serce jej podskoczyło, a na biurku rozbłysł płomień. Dziewczyna wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w knot świeczki. Jak to możliwe, by sam się zapalił? Spróbowała znowu go zgasić, ale tym razem płomień nawet nie drgnął. Powoli zbliżyła palec do ognia, ale szybko go cofnęła, czując nieprzyjemne swędzenie. Była pewna, że nie jest to zwykły płomień.
– Masz rację – usłyszała cichy szept tuż przy uchu. – Nie jest zwykły. Jest magiczny.
Odskoczyła przerażona, wywracając krzesło, na którym chwilę wcześniej siedziała. W słabym blasku ognia dostrzegła twarz Korina – jego ironiczny uśmiech wzbudził w niej złość i rozgoryczenie.
– Co tu robisz? – spytała wyzywającym tonem.
Mężczyzna popatrzył na nią, po czym podniósł krzesło i usiadł na nim. Dziewczyna cofnęła się mimowolnie – przebywanie w obecności maga nadal wzbudzało w niej strach. Cofnęła się o kilka kroków i usiadła w kącie na skraju łóżka.
– Rozmawiałem z Rafałem – powiedział, ale widząc zdezorientowaną minę Katii dodał: – Moim królem. Władcą Syndrii.
– I co w związku z tym?
– Powiedział, że mogę ci wszystko wyjaśnić.
– Co wyjaśnić?
– Sytuację, w której się znalazłaś.
Zapadła cisza. Korin uważnie obserwował dziewczynę, był ciekaw, czy zrozumie to, co właśnie powiedział.
– Chcesz mi to wszystko wyjaśnić – zaczęła cicho. – Czym jest Syndria, kulturę magów, pochodzenie, wszystko. Czy to znaczy, że do końca życia będę waszym więźniem? Dlatego, że dowiedziałam się o istnieniu magii i magów?
– Tak.
Katia spojrzała na niego, nie wierząc własnym uszom. Czy już nigdy nie zobaczy rodziny, przyjaciół? Będzie dorastała, żyła i umierała w tym pokoju? Wciągnęła głęboko powietrze, uświadamiając sobie, że nie zniesie takiego życia.
– Wyjdź – wyszeptała, z trudem kontrolując swój głos. – Proszę, wyjdź.
Mag podniósł się, widząc roztrzęsienie dziewczyny. Odwrócił się i wyszedł na korytarz, a gdy zamykał drzwi, usłyszał niekontrolowany już szloch.
*
Minęło kilka dni, zanim Katia uspokoiła się na tyle, by z powrotem zacząć zwracać uwagę na otaczający ją świat. Znowu zaczęła jeść posiłki, które zawsze czekały na nią na biurku, znowu zaczęła odczuwać nudę, zamknięta w jednym pomieszczeniu.
Czwartego dnia od ostatniej wizyty Korina, po przebudzeniu dostrzegła na biurku grubą, skórzaną książkę. Wzięła ją do ręki i dokładnie obejrzała. Oprawiona była przepięknie, złote ozdobne elementy cudownie współgrały z czarną skórą. Dziewczyna odchyliła powoli okładkę, niepewna i zaciekawiona zawartością księgi. Na pierwszej kartce dostrzegła kilka greckich znaków, więc przerzuciła ją dalej kierowana już tylko czystą ciekawością. Kolejna strona również nie była zapisana, widniały na niej tylko trzy słowa: Platon, Timaios, Kritias. Słowa były w jej ojczystym języku, więc bez najmniejszego trudu zdołała je odczytać. Spojrzała zdziwiona na leżącą przed nią książkę. Te tytuły… Dwa dialogi Platona, „Timaios" i „Kritias", kojarzyły jej się tylko z jednym – mityczną Atlantydą. Przerzuciła pozostałe kartki, pobieżnie je przeglądając – wszystkie były zapisane równym, kaligraficznym pismem. Przyjrzała się literom. Czarny atrament był już trochę wyblakły i słabo widoczny na pożółkłych kartach, ale nie na tyle, by nie dało się go odczytać. Dziewczyna spojrzała na drgający płomień świeczki. Odetchnęła głęboko i zaczęła czytać.
*
Katia obudziła się, słysząc ciche skrzypnięcie drzwi. Rozejrzała się dookoła zdezorientowana, po czym spojrzała zdziwiona na wchodzącego maga.
– Nie sądziłem, że moja książka spodoba ci się do tego stopnia, że zaśniesz w trakcie czytania – powiedział z ironią w głosie, zamykając za sobą drzwi i tworząc pod sufitem kulę światła. – Ale przynajmniej już skończyłaś.
– Tak. I mam wiele pytań – odpowiedziała dziewczyna, przypominając sobie treść leżącej przed nią książki.
Kilkadziesiąt pierwszych stron zawierało tłumaczenie dialogów „Timaios" i „Kritias" Platona, następnie spisane były inne przekazy ludowe, a na końcu szczegółowo opisano położenie wyspy, budowę, historię, kulturę i rzekomych mieszkańców. Katia znała obydwa dzieła filozofa, ale nigdy wcześniej nie słyszała o jakichkolwiek innych podaniach lub legendach, dotyczących Atlantydy. Natomiast ostatnia część książki, opis wyspy, była tak nieprawdopodobna, że dziewczynie ciężko było uwierzyć w chociaż jedno słowo.
– Więc słucham – powiedział Korin, siadając naprzeciwko niej na łóżku.
– Po co mi to dałeś? – od tego trzeba zacząć, stwierdziła Katia.
– Rozumiem, że nie uwierzyłaś w ostatnią część?
– Przyjęłam do wiadomości, że istnieje magia i ludzie zdolni do posługiwania się nią. Ale naprawdę sądzisz, że uwierzę w istnienie mitycznej Atlantydy? Owszem, sądziłam, że Platon napisał prawdę i że tak cudowna wyspa mogła istnieć kilka tysięcy lat temu. Ale napisał również, że została zatopiona, więc wierzę, że Atlantyda istnieje, ale na dnie oceanu, a nie na jego powierzchni!
– Skoro uwierzyłaś w magię, dlaczego nie możesz uwierzyć w Atlantydę?
– Ponieważ, jeśli faktycznie mówisz prawdę, musiałaby znajdować się na środku Oceanu Atlantyckiego. Dlaczego więc przez tysiące lat nikt jej nie zauważył?
– Magowie mieszkający na wyspie tworzą dookoła niej coś w rodzaju przezroczystego balonu, który od tysięcy lat zapewnia nam niewidzialność.
– I to wystarcza?
– Na razie tak.
– Czy wszystko, co jest napisane w tej książce, to prawda?
– Oczywiście. Powiedziałem, że wyjaśnię ci, czym jest Syndria i wszystko, co może cię zainteresować, więc dlaczego miałbym dawać ci książkę zawierającą nieprawidłowe informacje?
Dziewczyna zamilkła na chwilę, marszcząc czoło.
– Jaki związek z tym wszystkim ma Syndria? – spytała po chwili. – I czym tak naprawdę jest?
– Syndria to potoczna nazwa Atlantydy. Potoczna wśród magów.
– Więc opowiedz mi o niej.
Korin przyglądał jej się przez chwilę, po czym zaczął opowiadać cichym, spokojnym głosem.
– Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstała Syndria. Nie znamy również naszych początków, początków magów. Dawno temu, ponad dziesięć tysięcy lat przed naszą erą, niewielka grupka wędrownych magów dowiedziała się z ustnych przekazów o olbrzymiej wyspie zamieszkałej przez stworzenia, które mogły powstać jedynie w ludzkiej wyobraźni. Wędrowcy popłynęli tam i odkryli ogromny stały ląd, na którym jeszcze nigdy nie postawił stopy żaden człowiek. Po dokonanych oględzinach terenu, postanowili się tam osiedlić. Zbudowali mały port w miejscu, w którym przycumowali swoją łódź, oraz niewielką osadę, która powoli się rozrastała. Nasi przodkowie byli o wiele słabsi od przeciętnego maga żyjącego w naszych czasach, a mimo to stworzyli sieć dróg – od Wioski do Portu oraz od Wioski do Zamku, który zbudowali dla pierwszego przywódcy, jako jego siedzibę.
Kilka stuleci później na wyspę wdarł się pewien marynarz i zanim którykolwiek z magów zdołał zainterweniować, mężczyzna ukradł kronikę Syndrii i odpłynął do swojego kraju. Pomimo starań zarówno władcy Syndrii, jak i całej społeczności wyspy, nie udało się go odnaleźć i odebrać księgi. Dopiero po kolejnych kilkuset latach okazało się, że grecki filozof Platon opisał Syndrię jako Atlantydę w swoich dwóch dialogach – „Timaios" i „Kritias". Od tego czasu wyspa chroniona jest przez magię, by żaden śmiertelnik nie mógł jej zobaczyć.
– Skoro skradziono kronikę, to skąd znasz tę historię?
– Pierwszy władca zażądał, by na bramie prowadzącej do Zamku wyryć skróconą wersję, czyli dokładnie to, co ci powiedziałem.
Katia zamilkła na chwilę, marszcząc delikatnie czoło.
– Ilu magów mieszka na Syndrii? – spytała po chwili, nie starając się nawet ukryć ciekawości.
– W Wiosce mieszka ich około trzystu, a w Zamku jakaś setka.
– Tak wielu?
– Nie rodzimy się raz na sto lat – zaśmiał się Korin. – Zdarza się, że w przeciągu jednego roku urodzi się pięcioro potencjalnych magów, a zdarza się też, że przez dziesięć lat nie urodzi się ani jeden.
– I co robicie z takim potencjalnym magiem?
– Czekamy. Jeśli ma rodzinę, to sprawy się komplikują. Ale jeśli nie ma nikogo, to przygarniamy go pod nasze skrzydła. Dorasta na Syndrii, a kiedy jest w odpowiednim wieku, zaczyna naukę magii.
– Czyli?
– Czyli około dwudziestu lat.
– A co wtedy, gdy taki kandydat ma rodzinę?
– Najczęściej pozorujemy jego śmierć, a on przenosi się na wyspę i zaczyna naukę.
– Dlaczego akurat śmierć? Dlaczego nie ucieczkę czy cokolwiek innego, mniej drastycznego?
– Żeby rodzina nie żyła nadzieją na powrót dziecka.
Katia spojrzała na mężczyznę zamyślona.
– Czy potencjalni magowie nie mają wyboru? Muszą opuścić rodziny i zacząć naukę?
– Tak. Nie możemy pozostawić ich samych sobie. Mogliby dołączyć do Wygnańców.
– Kim są Wygnańcy?
– To magowie, którzy popełnili przestępstwa, zostali wygnani z Syndrii i skazani na życie wśród śmiertelników.
– Czy to aż taka wielka kara? – prychnęła oburzona Katia.
– Dla maga tak. Od momentu, w którym umocnisz otaczającą Syndrię tarczę, czyli na zakończenie twojej nauki, dopóki żyjesz na wyspie, nie starzejesz się. Są wśród nas tacy, którzy przetrwali już tysiące lat. Zasiadają oni w Radzie Starszych i doradzają królowi w podejmowaniu ważniejszych decyzji.
– A co z Wygnańcami? Czy oni też się nie starzeją pomimo, że nie mieszkają już na Syndrii?
– Po około dwóch latach wygnani magowie zaczynają starzeć się jak normalni ludzie. I całe szczęście, bo inaczej mogliby stanowić dla nas poważne zagrożenie.
– A więc ta kobieta, Salvira, jest Wygnańcem?
– Jest ich przywódcą.
– Więc dlaczego wasz król nadal się z nią zadaje?
– Zleca jej pewne zadania. Jeżeli Wygnańcy je wykonają, zostają sowicie wynagrodzeni. Dzięki temu zdobywają środki na przeżycie a król dostaje to, czego chce bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń.
– Reszta magów nie pochwaliłaby jego postępowania?
– W najlepszym wypadku zostałby skazany na pozbawienie mocy i wygnanie.
– Czyli popełnia aż tak wielką zbrodnię? Nie boi się utraty magii i nieśmiertelności?
– Widocznie przedmioty, których odnalezienie zleca Wygnańcom, warte są takiego poświęcenia.
Dziewczyna spojrzała na Korina spod przymrużonych powiek.
– Nie wiesz, co to za przedmioty, prawda?
– Nie. Nie znam też ich właściwości i nie rozumiem, dlaczego Rafał aż tak się naraża – powiedział cicho mag, po czym wstał i spojrzał na siedzącą przed nim dziewczynę, zbyt młodą, by przyjąć los, jaki ją czeka. – Wiesz już wszystko. Odpoczywaj. Czytaj. Podrzucę ci jeszcze kilka książek, tym razem nie będą one dotyczyły Syndrii – uśmiechnął się. – Do zobaczenia.
Katia patrzyła na zamykające się za Korinem drzwi i zastanawiała się nad żalem, który dostrzegła w jego oczach.
*
Dni mijały jeden za drugim, nie różniąc się od siebie absolutnie niczym. Każdego dnia Katia wspominała rozmowę z Korinem i analizowała ją na nowo – musiała upewnić się, że niczego nie przeoczyła, nie umknęła jej żadna ważna informacja.
Dziewczyna rozejrzała się po ciemnym pokoju. Jej oczy do tego stopnia przyzwyczaiły się do ciemności, że rozróżniała już kształty mebli. Wstała z łóżka, podeszła do biurka i wyjęła zapałkę. Po chwili rozbłysł przed nią mały płomyk, więc przyłożyła go do knota świeczki, który momentalnie zajął się ogniem. Opadła na krzesło i spojrzała na stertę książek, leżących przed nią na biurku. Pojawiły się kilka dni temu, gdy Katia się obudziła, już tam leżały. Przeczytała je wszystkie i tak nie mając nic lepszego do roboty. W większości były to książki przygodowe, bardzo ciekawe. Dzięki nim czas szybciej leciał. Przynajmniej według Katii. Ale już skończyła czytać. Znowu powoli dopadała ją doprowadzająca do szału nuda.
Nagle za drzwiami rozległ się głuchy dźwięk a zaraz po nim ciche skrobanie. Katia błyskawicznie się odwróciła i zamarła, nasłuchując. Po chwili dziwne dźwięki zupełnie ustały i zapadła cisza. Grobowa cisza, pomyślała dziewczyna i wzdrygnęła się, czując przechodzący jej po plecach dreszcz. Odczekała jeszcze chwilę, po czym ruszyła w stronę drzwi, zatrzymując się i nasłuchując przy każdym skrzypnięciu podłogi. Gdy znalazła się przed wyjściem z pokoju, przystanęła za chwilę i wzięła kilka głębokich wdechów, próbując uspokoić bijące mocno serce. Wytarła spoconą rękę o spodnie, położyła ją na klamce i delikatnie nacisnęła. Próbowała tego już wiele razy, ale nigdy się nie udawało, więc i tym razem dziewczyna starała się nie robić sobie zbyt wielkich nadziei. Ku jej wielkiemu zdziwieniu klamka ustąpiła, a drzwi uchyliły się, ukazując oświetlony korytarz. Zestresowana, przekroczyła próg i rozejrzała się. Po prawej stronie, kilka kroków od niej, znajdowała się ściana, kończąca korytarz. Prawie całą jej powierzchnię zajmowało olbrzymie okno. Dziewczyna podeszła do niego i wyjrzała na zewnątrz. Pod sobą zobaczyła uliczkę podobną do tej, w której znalazł ją Korin, z szarego nieba spadały wielkie krople deszczu, a po bruku spływały strumyki wody. Katia uśmiechnęła się na ten widok. Byłam więziona tu przez kilkanaście dni, a na zewnątrz toczyło się normalne życie, pomyślała. Odwróciła się w przeciwną stronę, wiedząc, że nie może stać przy tym oknie wiecznie. Po lewej stronie, kilka kroków przed nią, znajdowały się otwarte drzwi do jej pokoju, natomiast przed nią, w odległości kilku metrów, zobaczyła drugie uchylone drzwi, przez które sączyło się delikatne światło. Podeszła bliżej starając się nie wydawać żadnych odgłosów. Zajrzała do wnętrza pokoju – w rogu, odwrócony do niej tyłem, przy biurku siedział Korin i szybko coś pisał.
– Wejdź, Katio – powiedział, pochylając się nadal nad kartką papieru. – Musimy porozmawiać.
Dziewczyna weszła niepewnie, zastanawiając się, skąd wiedział, że stoi za drzwiami. Odpowiedź była prosta – w końcu jest magiem, więc pewnie umie czytać w myślach.
Korin wstał i podsunął jej jedno z krzeseł, stojących w pokoju. Katia usiadła na samej krawędzi, a mag podszedł z powrotem do biurka i wziął z niego jakąś kartkę.
– Dostałem list od króla – jego poważna mina nie wróżyła nic dobrego. – Mam cię jak najszybciej zabrać na Syndrię.
– Co w tym złego? – spytała Katia.
– Ta prośba oznacza, że Rafał będzie chciał zdecydować, co z tobą zrobić.
– A co może mi zrobić?
– Nie mam pojęcia – powiedział Korin, spuszczając wzrok. W tym wypadku kłamstwo było lepsze niż prawda.
Zapadła cisza. Katia przez chwilę rozważała, co jej może zrobić władca Syndrii, po czym spojrzała pytająco na maga.
– Jak długo zajmie nam podróż? – spytała.
– Kilka sekund – odpowiedział mag, ale widząc niedowierzanie na twarzy dziewczyny, westchnął cicho. – Teleportacja.
*
Echo pospiesznych kroków rozbrzmiewało w korytarzu. Tym razem Korin wybrał taką porę, by nikogo nie spotkać. Obejrzał się na dziewczynę, idącą za nim. Nie wydawała się przestraszona, ale przecież wyraz twarzy można opanować, by nie okazać emocji.
Szli w milczeniu, oboje zatopieni we własnych myślach. Katia rozglądała się dookoła, chłonęła każdy, najmniejszy szczegół i starała się nie myśleć o tym, co ją czeka. Zresztą nawet tego nie wiedziała. Zdawała sobie sprawę z zagrożenia, jakie stanowi teraz dla społeczności magów – na ich miejscu też bałaby się o tak ważny sekret. Dziewczyna odrzuciła od siebie te myśli i powróciła do podziwiania syndriańskiego zamku.
W końcu stanęli przed potężnymi, drewnianymi drzwiami. Korin otworzył je szybko i przepuścił Katię przed sobą. Dziewczyna stanęła w miejscu zachwycona. Znajdowali się w olbrzymiej bibliotece, gdzie ściany zastawione były regałami wypełnionymi po brzegi książkami, nie pozostawiając miejsca na nic innego. Mag podszedł do jednego z nich i dotknął go, a regał uchylił się, ukazując ciemność. Katia spojrzała na mężczyznę zdziwiona, ale on tylko stworzył kulę światła i wszedł do tunelu, nie zwracając na nią uwagi. Westchnęła cicho i ruszyła za magiem. Przed sobą nie widziała niczego oprócz czarnej peleryny Korina, więc gdy tylko się zatrzymał, wpadła na niego z rozpędu. Zdusiła przekleństwo cisnące jej się na usta.
Nagle mag zgasił kulę światła, unoszącą się nad ich głowami. Dziewczyna poczuła, jak jej serce przyspiesza, więc spróbowała się uspokoić, ale na niewiele się to zdało. Usłyszała przed sobą cichy szczęk mechanizmu i zamrugała zaskoczona, gdy tunel został zalany przez promienie słoneczne. Mężczyzna wyszedł z tajemnego korytarza, odsłaniając Katii widok. Podążyła za nim. Gdy przekroczyła próg, znalazła się w złotym pokoju. Prawie wszystko, co się tu znajdowało, odbijało światło. Dziewczyna zmrużyła oczy, zdegustowana.
– Mi też się nie podoba – usłyszała szept Korina. – Ale komnaty króla muszą być w odpowiedniej kolorystyce.
– Jak on może mieszkać w czymś takim?
– Sama możesz go o to zapytać – odpowiedział, spoglądając w stronę głównego wejścia. Po chwili ona również usłyszała zbliżające się kroki.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł młody mężczyzna, niewiele starszy od Katii. Zamarł na widok Korina, po czym szybko zamknął za sobą drzwi. Dopiero po chwili dostrzegł stojącą nieopodal dziewczynę. Przyglądał jej się przez kilka sekund z nieskrywaną ciekawością, po czym zwrócił się do maga.
– Podjąłem już decyzję.
– Wiem – powiedział Korin, spoglądając ukradkiem na dziewczynę. – Czy mogę przekazać ją Katii?
– Jeszcze nie teraz – król podszedł do kominka. – Jutro wydam wyrok.
*
Dwóch gwardzistów prowadziło Katię po krętych schodach trzymając ją mocno po obu stronach za ramiona. Mimo że nie miała szans na ucieczkę, trzeba było zachować pozory. Za nimi, w odległości kilku kroków, bezszelestnie szedł Korin. Cała czwórka nie chciała zwracać na siebie czyjejkolwiek uwagi, dlatego gwardziści wybierali tylko te przejścia, w których na pewno nikogo nie można było spotkać.
W końcu znaleźli się na szczycie jednej z czterech wież. Drzwi uchyliły się przed nimi bez czyjegokolwiek dotknięcia, jak gdyby wyczuwały powagę sytuacji i nie chciały przeszkadzać swoją obecnością. Katia weszła do komnaty i rozejrzała się dookoła. W okrągłym pomieszczeniu, naprzeciwko wejścia, stał pozłacany tron, w którym zasiadał teraz władca Syndrii. Po jego obu stronach ustawiono po dwa krzesła, które zajmowało teraz czterech członków Rady Starszych. Rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, ale gdy tylko dziewczyna pojawiła się w drzwiach, przerwali rozmowę i zaczęli przyglądać jej się z niechęcią.
Speszona Katia przeszła na środek sali, wlepiając wzrok w podłogę. Uklękła przed królem i cofnęła się kilka kroków, nadal jednak pozostając w centrum zgromadzenia. Dwaj gwardziści, którzy ją tu przyprowadzili, zamknęli drzwi i stanęli po bokach. Nie wiedziała natomiast, gdzie jest Korin. Widziała, jak wchodził za nimi, więc pewnie stał za jej plecami, ale nie miała odwagi, by się obrócić. Chciała go zobaczyć – może miała po prostu nadzieję, że widok znanej osoby podniesie ją jakoś na duchu, choć trochę uspokoi.
Rafał wstał, jego królewskie szaty opadły ciężko na ziemię, sprawiając wrażenie, jakby władca miał się zaraz załamać pod ich ciężarem.
– Katio Williams – zaczął. – Przed zebraną tu Radą Starszych oskarżam cię o posiadanie wiedzy na temat magii. Standardowym postępowaniem w takim przypadku jest wymazanie śmiertelnikowi pamięci. Tym razem to jednak nie wystarczy. Zawsze istnieje zagrożenie, że pamięć powróci. Zazwyczaj, nawet jeśli tak się stanie, nie ma żadnego problemu, ponieważ nikt nie uwierzy w historyjkę o magach, mieszkających na mitycznej Atlantydzie. Ty jednak posiadasz informacje, z którymi nie ma żartów. Dowiedziałaś się o moim tajnym sojuszu z Wygnańcami. Ryzyko, że twoja pamięć powróci, byłoby zbyt duże. Nie mogę – rozejrzał się po Radzie Starszych – my nie możemy ryzykować tak wiele. Czy którykolwiek z zarzutów jest fałszywy?
– Nie – odpowiedziała cicho Katia.
– W takim razie proszę Radę Starszych o przedyskutowanie dalszego losu Katii Williams.
Mężczyźni powstali z miejsc i zbili się w ciasną grupkę pod jednym z okien, dyskutując przyciszonymi głosami. Mijały minuty, które Katii wydawały się wiecznością. Nogi jej drżały, nie mogąc wytrzymać takiego napięcia, a serce biło jak oszalałe. Na nic nie zdało się głębokie oddychanie. Stres, który odczuwała dziewczyna, był paraliżujący. Chciała stąd uciec, ale nie mogła nawet obrócić głowy. Widziała ukradkowe spojrzenia, rzucane w jej kierunku, czuła na swoich plecach wzrok Korina. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo przywiązała się do maga, który przecież porwał ją i więził przez kilka dni, a następnie przyprowadził tu, mimo że wiedział, jaki los ja czeka.
Nagle jeden mag z Rady Starszych podszedł do króla i zaczął mu coś tłumaczyć. Poważny wyraz twarzy obu mężczyzn nie wróżył nic dobrego. Dziewczyna stała sztywno, obserwując każdą oznakę jakichkolwiek emocji na obliczu władcy. On jednak był obojętny, wydawał się wręcz znudzony całą sytuacją. W końcu Rafał wstał, a Rada Starszych zajęła swoje miejsca.
– Katio Williams, po rozpatrzeniu wszystkich faktów przez Radę Starszych i po konsultacji ze mną, władcą Syndrii, zostajesz skazana na śmierć. Niefortunne zrządzenie losu sprawiło, że znalazłaś się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie, jednak twój wyrok nie może być łagodniejszy.
Dziewczyna stała na środku komnaty jak otępiała i słuchała tego, co mówił król. Została skazana na śmierć. Zginie. Strach powoli ją opuszczał, poznała już przecież swoją przyszłość. A właściwie jej brak. Katia rozejrzała się po twarzach obecnych. Dopóki sens słów Rafała do niej nie dotarł, mogła spokojnie patrzeć im oczy. Ale po chwili słowa władcy ponownie rozbrzmiały jej w głowie i tym razem dziewczyna zrozumiała ich znaczenie. Zaklęła w duszy. „Zaraz zginiesz" – krzyczało coś w jej wnętrzu, a łzy zaczęła spływać po policzkach. To nie może się tak skończyć, myślała zrozpaczona. Przez łzy dostrzegła stojącego przed nią Korina.
– Przepraszam, że cię w to wplątałem – powiedział cicho mag. – Nie powinienem…
Katia chciała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobył się tylko szloch. Mag podniósł na nią zrozpaczone spojrzenie i przytulił dziewczynę, mocno cały czas ją przepraszając.
– Nie obwiniaj się – wyszeptała pomiędzy jednym atakiem płaczu, a drugim. – To przecież nie twoja wina.
Wtuliła się mocniej w czarną szatę przyjaciela, po czym odstąpiła na kilka kroków, uwalniając się z jego uścisku.
– Nie zwlekajmy – powiedziała, patrząc na króla. – To nie ma sensu.
Rafał przyglądał jej się przez chwilę, po czym skinął głową w stronę Rady Starszych. Magowie okrążyli ją, zmuszając jednocześnie Korina do wycofania się. Dziewczyna odetchnęła głęboko, widząc pojawiające się pomiędzy dłońmi mężczyzn jasne kule wielkości ludzkiej głowy. Odwróciła się w stronę Korina i posłała mu blady uśmiech.
– Żegnaj – wyszeptała.
– Żegnaj – poruszył wargami, formułując niewypowiedziane słowo.
Nagle wszystko dookoła niej rozbłysło. Katii wydawało się, jakby znalazła się wewnątrz światła, jej ciało zanurzyło się w przyjemnym cieple, a umysł stał się czysty, bez żadnych zmartwień. Ostatnią rzeczą, którą dostrzegła, była spływająca po policzku Korina łza. Uśmiechnęła się do niego po raz ostatni. Przez tą jedną krótką chwilę była naprawdę szczęśliwa. A potem ogarnęła ją ciemność.
Ładnie napisane. Ogólnie uważam, że Autor pisze o magach dlatego bo nie umie opisać walki wręcz co jest prawie (podkreślam, prawie) konieczne w historii wojownika/łotra/nie-maga. Lub dlatego bo ma dobry pomysł. Tutaj chodzi o to drugie ;)
Nie od początku wiadomo czy to się dzieje w świecie realnym czy też nie. W sumie, nawet na końcu można się zastanowić czy Platon to jest ten nasz Platon czy jakiś inny. (ewentualnie pominąłem jakiś ważny szczególik z winy późnej godziny w obecnym miejscu pobytu?)
Pozdrawiam.
No i znowu brak edycji mnie kłuje... Kilka rzeczy które wpadają od razu, czy "- Ilu magów mieszka na Syndrię? -" => i jeszcze kilka podobnych tego typu zdań (zawsze jest "Syndrię" jak by to się nie odmieniało) są wynikiem przypadku czy napisane z pełną świadomością? Bo trochę dziwnie to wygląda.
To absolutnie przypadek :) Niestety mój komputer uparł się i nie odmienia tego słowa, a za każdym razem, gdy napiszę je inaczej, on poprawia je i w końcu wychodzi na jego ;)
Z góry przepraszam, ale będe wredna: nie dało się tych imion więcej wcisnąć? Czy kiedy rozmawiasz z kimś znajomym w każdym zdaniu zwracasz się do niego po imieniu? No i mocno nadużywasz zaimków.
Treść z szablonu, z odrobioną inwencji własnej. Nie jest źle, ale też chwalić nie ma za co.
www.portal.herbatkauheleny.pl
Najpierw plusy:
1. Piszesz o Atlantydzie. Daaaaawno nikt nie poruszał tego tematu ( przynajmniej na NF), więc liczę to na plus.
2. Oprócz kilku standardowych potknięć ( przecinek, lub sformuowanie ), nie zauważyłem rażących błędów.
Teraz minusy:
Trochę mi się to kupy nie trzyma. Za dużo ambarasu z tą Katią. Albo ją likwidują, albo uprowadzają i żyje długo i szczęśliwie między magami.. Miałem wrażenie, że ten Korin tylko po to ją więzi, żebyś miała o czym pisać i opowiedzieć swoją wersję Atlantydy. Potem niby wyrok jest wydany, a jednak prowadzą ją do sali tronowej i dyskutują nad nią. Po co? Tylko jeszcze więcej osób zamieszanych w sprawę, którzy niepotrzebnie dowiadują się o dziewczynie; patrz- strażnicy.
Sumując- jak dla mnie bardzo naciągana akcja i mało z niej wynika.
ps. Zawsze zadaję sobie te pytanie, kiedy czytam o kimś uwięzionym w pokoju przez szereg dni- a gdzie ona robiła kupkę i siusiu? W kącie pokoju?
Oceniam na 3, głównie za dobre chęci.