- Opowiadanie: Dugar Waldemar - Bezsensowne ukazanie w grotesce typowego fantasy - wersja krótka

Bezsensowne ukazanie w grotesce typowego fantasy - wersja krótka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bezsensowne ukazanie w grotesce typowego fantasy - wersja krótka

Słowami wstępu. Jest to całkiem bezsensowne, krótkie opowiadanie, gdzie nie sposób nie znaleźć czegoś obrzydliwego. Zbudowane jest z tego, z czego opowiadanie fantasy nie powinno być zbudowane. Akcji tyle co kot napłakał, a dialogi nie grzeszą górnolotnością (odważe się powiedzieć, że późniejsze dialogi i ich nierealistyczny obraz to zabieg specjalny, ale kto uwierzy). Po co w takim razie pisać taką rzecz? Dla frajdy? Dla znajomych którzy lubią takiego rodzaju opowiadania? A może ktoś jeszcze lubi? Dlatego je zamieszcze ^^ Najwyżej dostanie ocene -1.

 

Tylko zastrzegam, jeśli szukasz tutaj zacnych i prawych herosów działających w imię wyższej prawdy, lub przejmującej fabuły lub chociaż odrobinę dobrego smaku… Cóż to lepiej przeczytać inne opowiadanie.

 

Ogólnie jestem tutaj nowy i zacznę trochę kontrowersyjnie, sam nie wiem jak nazwać to co napisałem. Groteska typowego fantasy? To raczej bezsensowna próba rozśmieszenia czytelnika która moim zdaniem udała się średnio lub nisko przy zastosowaniu kiblowego humoru ;)

 

Dla każdego kto się nie zraził: powodzenia i miłej lektury. Same opowiadanie dedykuję KZetowcom oraz osobom które wystąpiły w moim opowiadaniu a istnieją naprawdę (w co trudno uwierzyć). Lubię przedmowy w opowiadaniach :O

 

 

 

Lubił być w centrum uwagi ludności tak gromadnie przybyłej na ceremonię jak teraz. Krasnolud Dugar zawsze potrafił się odnaleźć idealnie w tłumie ludzi skandujących jego imię, zwłaszcza gdy był już po kilku głębszych. Najlepiej, trzech litrach. Po prawicy miał piękną elfkę, panią burmistrz Aldorii, jedynego miasta na zachodnich skrajach świata, odzianą w długą, jedwabiście białą suknię. Dyskretnie przytrzymywała pijanego krasnoludzkiego kapitana przed przewróceniem na plecy, co wyjątkowo podkreślało siłę nie tylko jej ducha, lecz także ramion. Gdyż krasnolud odziany był w potężny pancerz płytowy z emblematem wielkiej litery „A" oraz uzbrojony w potężny brzuch i równie potężną brodę, która wierząc opowieściom, potrafiła odgryźć człowiekowi głowę i nogi.

Stojąc tak, Dugar nie myślał. Rozglądał się, widział wielką salę w rezydencji burmistrza i wszystkich, bogatych jak i biednych, którzy do tej Sali się zmieścili. Ogłaszali go bohaterem. Lecz on, po bohaterskim opróżnieniu tygodniowego zapasu piwa w jeden dzień, potrafił tylko stać. Jego głowa, jakby oddzielnie próbowała poukładać sobie jak doszło do obecnej sytuacji. Dla kogoś kto umiał czytać w myślach mogło by to wyglądać jak pokaz obrazków w bardzo szybkim tempie.

 

***

 

Alarm. Bicie dzwonu na alarm? Kac. Bicie kaca na dzwon?

– Wstawać żałosne psie syny! Kurwasz, szeregowy, podnieście tego zasranego krasnala! Służba się zaczyna! – sierżant, o najbardziej sierżanckim imieniu świata, Beck, kopnął Dugara pod żebra – Starszy szeregowy Dugar! Rozkazuje zaprzestania rzygania na moje obuwie służbowe!

– Błeee… – Dugar obrócił się na plecy i otworzył zapijaczone oczy, zamachał jedną krótką umięśnioną ręką przed oczyma – Hmprgh? – po czym zrzucił z owych oczu długą brązową brodę która opadła na duże bęben będący jego brzuchem.

Sierżant nachylił się koło głowy Dugara i odczekał chwilę aż tamten skończy bekać po czym ryknął na całe gardło – Wstawać zasrańcu! – plaskacz w twarz wymierzony idealnie w prawy poczym lewy policzek oraz kolejne kopnięcie sprawiły, że krasnolud wstał jak wystrzelony z procy.

Mało powiedziane, wyleciał z barłogu i krzycząc coś o „chędożonych wąskodupcach" wpadł na kolumnę podtrzymującą dach koszar i oddzielającą łóżka innych strażników miejskich w tym skromnym pomieszczeniu. Na tyle skromnym, że jedyne co się w nim mieściło to materace, kilka kolumn oraz po jednym strażniku na łóżko. Pomieszczenie obecnie było wybrakowane w strażnikach.

Starszy szeregowy, przytrzymując się kolumny jedną ręką i zasłaniający nagie krocze drugą, spróbował zasalutować rzęsą. Co oczywiście udało by się gdyby nie kolejny rozkaz.

– Ubierać gacie i na musztrę, raz! – to powiedziawszy, sierżant zostawił krasnoluda samego z drugim szeregowym, który z braku lepszej opcji, także wyszedł z koszar.

– Gharcie…? Hę? – pijaczyna rozejrzał się po pomieszczeniu – Chsze… A. – złapał spodnie i ubrał na gołe dupsko – Tyroz jyszczche z tyknie joka kszjla. – i to bełkocząc, złapał pierwszego lepszego banana…

***

Mózg Dugara zamrugał o ile to możliwe dla części organizmu, która nie ma oczu. Szybko usunął banana ze wspomnień, wstawiając tam coś co do historii pasowało bardziej.

***

Złapał pierwszą lepszą koszulę i strażniczy pikowaniec, obie rzeczy narzucił na siebie pośpiesznie i wybiegł na musztrę. Słońce niemiłosiernie prażyło w skacowane oczy krasnoluda, które zostały po chwili przesłonięte przez wyrastającego przed nim sierżanta.

– Zyliard pompek, juuuż! – w tym momencie Dugar, ogłuszony rykiem człowieka, upadł na plecy i zasnął.

Obudził się dnia następnego, w rowie, w samych spodniach. Znalazł przy sobie kartkę, jako, że kac zniknął zdołał ją złapać w łapę i przeczytać.

Wydalony ze służby. Nie przyjmować. Nigdy. Spodnie do zwrotu!

Podpisano: Beck.

– I za cu jo będę pić… – pokręcił głową, wsadził rękę w błoto, gdzie akurat znalazł worek pełen złota. Złota bezwartościowego z powodu ogromnej inflacji. Sądząc po ciężarze, było w nim około trzy tysiące bitych, Aldoriańskich monet z błota… Złota… Równowartość około czterech kufli dobrego krasnoludzkiego Ale.

– Hoł hoł! Tyż to je cały worek złota! Toć jestym bogaty! – wstał, odwrócił się od ulicy, odlał na trawnik i ubrał z powrotem – Cza to oblać! Już gdzie tu je ta zasrana karczma… – Dugar zaczął czytać napisy na budynkach dookoła siebie: tawerna, burdel, karczma, tawerna, burdel, karczma, tawerna, burdel karczma, speluna – O! Je!

Wygrzebał się z błota i poczłapał do tawerny którą zauważył jako pierwszą. Wyrzucony, powędrował do burdelu, i tak to trwało, budynek, błoto, budynek, błoto aż trafił do speluny nie zasługującej na miano budynku. Jedyne miejsce z napisem „obsługujemy Dugara Hammerstrikera".

***

Dugar wsadził palec do nosa i uśmiechnięty od ucha do ucha, począł w nim grzebać. Mózg zbyt zajęty przypominaniem sobie zdarzeń wcześniejszych, nie uważał tego za coś zdrożnego. Dyskretnie złapał elfkę za tyłek, która także z uśmiechem ściągnęła jego rękę ze swoich jędrnych pośladków i wyciągnęła jego palec z nosa. Bez zrażenia kontynuowała przemowę.

***

Wnętrze speluny było brudne i brudne. Brudne stoły, brudna podłoga, taki sam sufit i ściany. Jedynym odstępstwem od reguły były brudne firany i brudne okna oraz brudni goście i karczmarz. Karczmarz z mordą tak brudną, że cała reszta od razu wydawała się bardziej czysta. Dugar ruszył w niekończącą się podróż w stronę szynkwasu. Ominął dwa koty grające w pokera, mistyczną i bardzo tajemniczą postać która dawała zadanie grupie awanturników, zderzył się z stojącą nieruchomo kapłanką która oferowała „swoje usługi kapłanki" za jedyne siedemdziesiąt tysięcy Aldoriańskich monet.

Oparł się ciężko o ladę i walnął workiem złota o stół.

– Pon barman! Ino dawojta szybko, sztery beczki piwa!

– W rzyć sobie wsadź to złoto – niestrudzenie, przecierał brudny kufel, brudną szmatką, trzymaną w brudnej ręce bez jednego brudnego palca – Czteropalcy Ignacy już zna te twoje obsrane sztuczki! To nie są krasnoludzkie dukaty! Dostaniesz za to… Jeden Rzyg Goblina.

Dugar pokręcił głową – Dawaj – wymamrotał i uderzył twarzą o blat stołu, który powoli zaczął przeżuwać.

Po kilku minutach, piękny, złocisto-zielony trunek wylądował na ladzie przed krasnoludem, który złapał je i unosząc lekko głowę, przerwał swój posiłek coby wypić napitek. Beknął siarczyście, rozwalił kufel o ladę i wyszedł, jakaś jego komórka mózgowa zauważyła, że mistyczna osoba która została sama, mrocznie śmieje się jakoby poszukiwacze przygód nie wiedzieli, że to ona jest ich przeciwnikiem i teraz są w jej pułapce aby zginąć.

Znów był w błocie. Rozejrzał się po mieście, bardziej trzeźwym wzrokiem. Było to typowe, awanturnicze miasteczko. Ilość tawern i burdeli była wprost proporcjonalna do ilości domów. Czyli na jeden dom przypadało 5 tawern i 3 burdele, oraz przynajmniej pół kuźni z najróżniejszym orężem który awanturnicy sprzedawali po pokonaniu groźnych potworów czających się tak w kanałach, jak i od razu za murami miasta. Zadziwiające jak szybko rozmnażają się wszelkiego rodzaju pająki i gobliny! Oraz co niektóre z tych stworzeń trzymają w bebechach.

Krasnal ruszył największą i jedyną ulicą Aldorii. Przechodził obok coraz to nowszych budynków użytkowych dla poszukiwaczy przygód. W końcu dotarł do wielkiego portu, źródła wszelkiego zarobku miasta oraz jego wielkich wybawicieli. Choć to złe określenie, gdyż czym więcej bohaterów przybywało, tym więcej pojawiało się potworów.

– A może łuni jok pinindzy ni mają… To se chędożą te gobliny, i inne szczury? Hem! Toć je cołkiem prawdopodobne! – uderzył pięścią w otwartą rękę, spodnie spadły na ziemię i jakiś mieszkaniec z krzykiem uciekł w drugą stronę – Jakem je kurna, strażnik Dugar Hammerstriker, joć tom na to wpodł i muszę złotym poinformować panią burmistrz!.

Gdzieś przed nie-bohaterem stał sierżant Beck. Chędożył na środku pomostu szlachciankę, pomiędzy ludźmi nic nie ro…

***

Mózg Dugara przeżył wstrząs. Chwile trwało nim doszedł do wniosku, że i to zdarzenie sensu nie miało za grosz. Dlatego pomost zamienił dyskretnie na ciemny i mroczny zaułek, nim krasnolud w ogóle zdążył cokolwiek zauważyć.

***

Sierżant Beck chędożył szlachciankę w mrocznym i ciemnym zaułku który pachniał złem. A źle tam pachniało z powodu bliskiej odległości od mrocznych i złych kanałów w których zwykle siedzą najgorsze męty wyrzynane milionami przez awanturniczych poszukiwaczy przygód. Krasnolud radośnie przewalił się przez płotek odgradzający ciemną uliczkę wypełnioną złem od całkiem dobrej i prawej ulicy. Człowiek zbyt zajęty, nie usłyszał pluśnięcia półnagiego krasnoluda ze spodniami opuszczonymi do kostek, który podczołgał się do pary i pociągnął swego byłego sierżanta za kurtę.

– Sz… Blrpfh! – wypluł błoto które połknął po wbiciu jego głowę w ziemię przy pomocy strażniczych buciorów – Pan sierża…!

– Won! To rozkaz!

Wtem odezwała się kobieta – Proszę, zabierz tego obleśnego człowieka, o mężny krasnoludzie!

Cząstki sprawnych neuronów załączyły się w mózgi pijaczyny, te które odpowiadały za jego niedawną pracę i pomoc ludziom w potrzebie. Ugryzł on swego byłego przełożonego w nogę co doprowadziło do utraty kawałka mięsa u osoby gryzionej.

Ten zawył potępieńczo i upadł na kolana, spróbował uderzyć celnym ciosem w kręgosłup krasnoluda aby go połamać co samo w sobie było absurdalnym zamiarem. U Dugara, było zamiarem niemożliwym, gdyż nawet gdyby chciał, to gęste owłosienie oraz tłuszcz tak zamortyzowały uderzenie, że ręka oprawcy jedynie odbiła się z plaskiem. Krasnolud wykorzystał to i ścisnął gołą fujarę mężczyzny tak mocno, że tamtemu oczy wyszły na wierzch i upadł obok. Dugar zatopiony w euforii zwycięstwa, wsadził mu w usta… Grudę błota którą tamten się zakrztusił, trochę porzęził i popluł aby wreszcie najzwyczajniej w świecie się udusić.

Kobieta podniosła swego wybawiciela, jednocześnie zakładając majtki. Wciągnęła także spodnie krasnoluda na swoje miejsce w geście wdzięczności. Dopiero teraz były cżłonek straży miał szanse przyjrzeć się arystokratce. Była gruba i brzydka, lecz także bardzo bogato ubrana, różnego rodzaju bogate kamienie szlachetne w wisiorach opadały na wielkie piersi poprzecinane zbyt dobrze widocznymi naczyniami krwionośnymi. Uściskała i ucałowała w czoło brodatego mężczyznę.

– Mój wybawco! Powiedz jak cię zwą, abym mogła się tobie odwdzięczyć, jestem bardzo wpływową osobą w tym mieście!

– Dugar Hammerstriker, starszy sierżant straży miejskiej Aldorii! – zasalutował niedbale, tym razem odpowiednio przy użyciu ręki, tymczasem, druga ręka przytrzymywała spodnie w odpowiednim miejscu.

– Zatem, Dugarze, zacny i mężny krasnoludzie który nie jest obojętny dla czci nadobnych dam z dobrych domów, idź do swych koszar i powiedz kapitanowi, że teraz Ty jesteś na jego miejscu! Tutaj jest list – wyciągnęła z biustu list polecający, napisany już wcześniej, zapewne każda szlachcianka gdzieś taki ukrywała dla potencjalnego bohatera – a ja posmaruje u pani burmistrz aby nie miała nic przeciwko. A gdybyś… Był kiedyś samotny… – puściła figlarnie oczko do krasnoluda i uciekła w swoją stronę.

A sam krasnolud nie mogąc się powstrzymać od uruchomienia wyobraźni, zwrócił swój brak śniadania w błoto, na zwłoki sierżanta Becka.

***

– Dla Dugara, wybawcy Aldorii…!

Dugar przysnął z otwartymi oczami.

***

Zrobił jak mu kazano. Krótka rozmowa z kapitanem, otrzymał kapitański pancerz i należną zapłatę. Krótka ceremonia dla strażników, aby poznali nowego przełożonego. Z rynsztoka do poważanego obywatela miasta. Dugar schlał się w pierwszych trzech godzinach służby.

Obudził się dnia następnego. Leżał w gruzach dawnego posterunku. Tylko pijackie szczęście sprawiło, że na Dugarze wylądowała tylko kilkutonowy głaz, który podniósł dzięki swym nadzwyczajnym pijackim umiejętnościom. Czyli poczekał aż pomoże mu jakiś awanturnik, który chwilę później zginął śmiercią szybką, poprzez odgryzienie głowy przez jednego z Balrogów radośnie hasających po mieście. Rozejrzał się. Ogień i pożoga, krew i zwłoki. Pod nogami zauważył wnętrzności układające się w jego rodzinne góry.

Miasto było istnym piekłem. Zastępy demonów wdarły się do miasta z łatwością, oddziały straży miejskiej pozbawione dowódcy zostały wybite praktycznie do nogi, mężni bohaterowie padali pokotem pod wielkimi płonącymi ostrzami płonącymi ogniem z samej czeluści Bator. Krzyki płonących ludzi, powietrze rozdzierane hukami potężnych błyskawic, wybuchy kul ognia, dziury rozrywające strukturę samego wszechświata i implodujące do wewnątrz samych siebie. Co prawda nie czyniły szkody, ale bardzo ładnie komponowały się na tle demonicznego zastępu balrogów koszących całe drużyny mężnych poszukiwaczy przygód. Obok krasnoluda przetoczyła się głowa jakiegoś niziołka, goniona przez psa.

Lecz wtem, zobaczył najstraszniejszą z możliwych rzeczy. Rzecz tak straszną, okrutną i niewyobrażalną, że potężny kac zniknął jak za dotknięciem różdżki nagiego maga. Jeden z wielkich demonów właśnie niszczył spelunę, jedyne miejsce gdzie alkohol mógł kupować nawet kapitan straży Dugar Hammerstriker.

– Uuuaaaaa! – potężny ryk wydarł się z piersi krasnoluda który bez pomyślunku i zdając się na żywioł zaszarżował na demona. Gdzie zdarzył się cud nad cudami, krasnolud, wymiotujący pod własne stopy, poślizgnął się na owych wymiocinach ratując swą nieogoloną głowę przed potężnym cięciem. Zarył czerepem w wielką kościstą stopę demona i ugryzł go w palec z braku lepszego pomysłu. W dzikim szale, porwał się na nogi i zaczął kopać, uderzać, gryźć i plwać na stopę swej ofiary. Wszystko jakby na nic. Wielka istota chwyciła małego krasnoluda w swą potężną łapę i przystawiła do pyska. Ogarnął go obrzydliwy smród siarki i krwi. Na zębach jeszcze zwisały strzępki mięsa i ubrań. Lecz szał straconego piwa był większy od zwyczajnego strachu i kaca.

– Zawsze jest czos na piwo! – Mówiąc tą magiczną formułę, chyżo wyciągnął jedną z butelek przypiętych do pasa, odkorkował zębami i wypił całą zawartość jednym haustem. A paszcza demona znajdowała się coraz bliżej. Wypluł korek w jego gardło, co nie sprawiło na złej istocie większego wrażenia. Dugar pocałował swoją pięść razem z sygnetem miasta.

– A toć cię oduczy niszczenia piwa, jokiem jest Dugar Hammerstriker, kapitan tygo miasta!

Potężny prawy sierpowy wymierzony w twarz demona mógł by zatrząść światem. Lecz został wymierzony przeciwko jednemu znienawidzonemu złu. A dobro musi wygrać. Zatem Cios Słusznej Zemsty Przeciwko Złu Które Zrobiło Krzywdę Bohaterowi dosięgnął swego celu i wyrwał wielki kawał głowy demona który pofrunął w powietrze razem z potężnym rozbryzgiem krwi. Bestia upadła pierw na kolana a potem do przodu, wypuszczając niedoszłą ofiarę.

Turlający się bohater mógł zauważyć, że cała reszta armii jakby znudzona dalszym niszczeniem już pustego i wymarłego miasta, zdezintegrowała się w bliżej nieokreślony sposób. Jedno jest pewne. Całe tony różowych kwiatków które pozostały po demonach musiały być jakąś formą większego splugawienia. A siły zła jakby nie chcąc kończyć dnia zbyt szybko, wyciągnęły swoją najpotężniejszą broń. Największy generał zła i mroku, potężny czarodziej który przyzwał armię demonów wyszedł naprzeciwko samotnego bohatera, uzbrojonego jedynie w przyciasny kapitański kirys, spodnie i pustą butelkę gorzały w lewej ręce. Dugar przyjrzał się swojemu przeciwnikowi przekrwionymi oczyma. Był to stary dziadyga, tak garbaty, że czołem prawie sięgał podłogi. Podpierał się Mroczną generalską Laską Destrukcji Dobrych Istot. I był całkowicie goły. Jedynie co go zasłaniało, to długa różowa broda i ciepły wełniany szalik. Dziadyga jakby widząc wzrok bohatera spróbował jakoś się usprawiedliwić.

– Zostawiłem swój mroczny stój złego generała w pralni! A zło nigdy nie śpi! Więc musiałem iść w samych spodniach – oczywiście, spodniach, których także nie było, wszyscy wiedzą, że zło wypacza umysł i zmysł obserwacji miejsc okolicokrocznych – A ta broda to wynik zabawy moich wnuczków, ech, życie dziadka nie jest proste. A teraz zdradzę ci mój sekretny plan nim zginiesz!

Dugar zerknał do butelki czy aby na pewno jest pusta…

– Chciałem zniszczyć to miasto, bo jest dobre! A ja jestem złym czarodziejem szukającym wielkiej i nieskończonej potęgi, który niszczy wszystko co dobre! Więc zabije Ciebie, a potem wszystkich tych co uciekli z miasta podczas ataku mojej armii! A jaki mam w tym cel? Bo chciałem mieć pamiątkowy obraz z Aldorii ale malarz nie chciał dać mi zniżki na emerytów! Wię…

– Pierdzilenie. Jo ci powim cuś… Zniszczyłeś browar.

I lewa ręka, jak automat, wyrzuciła w powietrze butelkę która poszybowała w stronę starca. Ten próbował stylem kung-fu obronić się przed lecącym pociskiem słusznej sprawy, lecz zdążył jedynie złapać kij mocniej gdy został trafiony butelką w środek łysej głowy. Padł nieprzytomny.

Krasnolud złapał dziadka i zarzucił sobie na plecy, pod pachę wsadził jedną z ocalałych beczek piwa które rozsypały się po zburzeniu speluny, a w drugą wolną rękę złapał kurczaka przebiegającego obok. Tak zaopatrzony wyszedł przed tłum ludności stojących przed miastem, oczekujących swego bohatera.

***

Dugar mrugnął. Powoli, mózg odzyskiwał kontrolę nad swoim ciałem. Lecz wiedział, że musi dokończyć raz rozpoczętą historię, aby proces odzyskania władzy w członkach dobiegł końca. Ludność na Sali zaczęła bić brawa.

***

Ludność z panią burmistrz na czele patrzyła w osłupieniu na jedynego żyjącego przedstawiciela Aldorii który „walczył" z najeźdźcą. Po chwili ktoś z tłumu krzyknął

– Uratował nie tylko nas wszystkich, ale także tego kuraka! Prawdziwy z niego heros jakiego nam potrzeba! Wiwat kapitan straży!

Wszyscy podnieśli ten okrzyk i po chwili Dugar sam nie wiedząc co się dzieje, zaczął wiwatować na swoją cześć, coraz bardziej ściskając kuraka w ręku. Jeden z przezornych mieszkańców wyrwał go z potężnej łapy krasnoluda aby biedne zwierze się nie udusiło. Epicki Kurczak Zniszczenia, z wdzięczności, postanowił oszczędzić to marne miasto i uciekł do lasu w poszukiwaniu godnego siebie przeciwnika. Krasnolud-bohater był zbyt dużym wyzwaniem dla istoty jego pokroju.

W jeden dzień ogarnięto przy pomocy magii całą rezydencję burmistrza, wybawcę miasta odziano w generalskie odzienie i wsadzono za pas insygnia miasta, berło i mosiężnego kurczaka. Poczym wypchnięto go na salę gdzie zostało wygłoszone przemówienie na jego cześć. Po przemowie, której jego mózg nie zarejestrował w żadnym calu, został ucałowany przez elfkę w czoło, a zaraz potem otrzymał od niej wielki medal z pozłacanym symbolem „A" który przypięto mu do płaszcza.

– Oto, nowy generał naszej armii! Który dzielnie przeciwstawił się siłom zła! Sprawi, że w mieście będzie bezpiecznie jak nigdy! Generał Aldorii, Dugar Hammerstriker!

Znowu owacje, ktoś zażyczył sobie przemówienia nowego generała, to krasnolud wystąpił trochę do przodu lekko zataczając kółka.

– Więc… Tygo nu… Zowsze jest czos na piwo… I umm… Szanujmy… Kuraki… – beknął, przetarł brodę i pogrzebał paluchem w uchu – Tego nu… Pamiętajcie… Dobre piwo ni je złe, nu? To tyle.

Brawa, skandowanie wołanie o bis. Lecz nowy generał już tego nie słyszał. Dyskretnie zwymiotował za plecami elfie pani burmistrz i padł zasypiając.

 

 

Koniec

Komentarze

Prawdę piszesz we wstępie, Autorze. Tylko dla miłośników czegoś tam.

No, to raczej prześmiewczy tekst dla zainteresowanych. Ale normalne opowiadania też piszę i będę zamieszczał.

Pisz, zamieszczaj --- ale więcej uwagi na interpunkcję zwracaj...

Postaram się :)

Gdyż krasnolud odziany był w potężny pancerz płytowy z emblematem wielkiej litery „A" oraz uzbrojony w potężny brzuch i równie potężną brodę, która wierząc opowieściom, potrafiła odgryźć człowiekowi głowę i nogi. – Ze zdania wynika, że broda wierzyła jakimś tam opowieścią i dlatego odgryzała ludziom głowy i nogi. Nie powinieneś raczej użyć sformułowania – która, jeśli wierzyć opowieściom, potrafiła…

Lecz on, po bohaterskim opróżnieniu tygodniowego zapasu piwa w jeden dzień, potrafił tylko stać. – Chwilę wcześniej napisałeś, że pani Elfka dyskretnie przytrzymywała go, żeby nie pierdolnął na pysk. Trochę mi to zgrzyta.

 

Wstawać zasrańcu! - plaskacz w twarz wymierzony idealnie w prawy poczym lewy policzek oraz kolejne kopnięcie sprawiły, że krasnolud wstał jak wystrzelony z procy. – Gdyby miał policzki na dupie, to zgadzam się, że trzeba by było zaznaczyć, że dostał w prawy i lewy policzek na dupie. Ale skoro tam nie były, to ja jako czytelnik domyślę się bez problemu, że miał je na twarzy. Drugie pogrubienie. Słowo wstał i porównanie do wystrzelenia z procy zgrzytają. Bardzo. To tak, jakby napisać, że szedł sprintem. Lepiej użyć czegoś bardziej obrazowego. Zerwał się i popędził przed siebie jak wystrzelony z procy, podskoczył jak oparzony…

 

Mało powiedziane, wyleciał z barłogu i krzycząc coś o „chędożonych wąskodupcach" wpadł na kolumnę podtrzymującą dach koszar i oddzielającą łóżka innych strażników miejskich w tym skromnym pomieszczeniu. – Nie rozumiem drugiej części zdania. W jaki sposób ta kolumna oddzielała łóżka strażników i od czego?

 

Na tyle skromnym, że jedyne co się w nim mieściło to materace, kilka kolumn oraz po jednym strażniku na łóżko. – Każdy żołnierz spał w łóżku z jednym strażnikiem?

 

Pomieszczenie obecnie było wybrakowane w strażnikach.

Wybrakowany - taki, któremu brakuje jakiejś istotnej części; niepełny, niedoskonały

Wytłumacz mi proszę teraz sens tego zdania.

 

Słońce niemiłosiernie prażyło w skacowane oczy krasnoluda, które zostały po chwili przesłonięte przez wyrastającego przed nim sierżanta. – Sierżant w takim wypadku mógł mu przesłonić krajobraz. To, co Ty opisujesz, brzmi jakby miał zamiast powiek sierżanta. Albo zamiast mgły zaszły mu sierżantem…

 

Dugar wsadził palec do nosa i uśmiechnięty od ucha do ucha, począł w nim grzebać. Mózg zbyt zajęty przypominaniem sobie zdarzeń wcześniejszych, nie uważał tego za coś zdrożnego. Dyskretnie złapał elfkę za tyłek, która także z uśmiechem ściągnęła jego rękę ze swoich jędrnych pośladków i wyciągnęła jego palec z nosa. – Mózg ją złapał za tyłek?

 

Po kilku minutach, piękny, złocisto-zielony trunek wylądował na ladzie przed krasnoludem, który złapał je i unosząc lekko głowę, przerwał swój posiłek coby wypić napitek. – Czytałem to zdanie z 10 razy i nie mogę załapać do czego odnosi się to „je”.

 

Beknął siarczyście, rozwalił kufel o ladę i wyszedł, jakaś jego komórka mózgowa zauważyła, że mistyczna osoba która została sama, mrocznie śmieje się jakoby poszukiwacze przygód nie wiedzieli, że to ona jest ich przeciwnikiem i teraz są w jej pułapce aby zginąć. – Sens tej pogrubionej końcówki też nie bardzo do mnie dociera. To coś w stylu: „Szczur jest w pułapce na szczury aby zginąć”… Kupy się to nie trzyma zupełnie.

 

Cząstki sprawnych neuronów załączyły się w mózgi pijaczyny, te które odpowiadały za jego niedawną pracę i pomoc ludziom w potrzebie. – Za niedawną pracę odpowiadały mózgi, czy neurony.?

Ten zawył potępieńczo i upadł na kolana, spróbował uderzyć celnym ciosem w kręgosłup krasnoluda aby go połamać co samo w sobie było absurdalnym zamiarem. - ??

 

U Dugara, było zamiarem niemożliwym, gdyż nawet gdyby chciał, to gęste owłosienie oraz tłuszcz tak zamortyzowały uderzenie, - Kolejna dziwna konstrukcja.

 

- Zatem, Dugarze, zacny i mężny krasnoludzie który nie jest obojętny dla czci nadobnych dam z dobrych domów, - Nie jest obojętny dla czci? Czyli wychodzi na to, że powinien teraz te babkę on zgwałcić…

 

Wielka istota chwyciła małego krasnoluda w swą potężną łapę i przystawiła do pyska. – W cudzą ciężko by jej było złapać.

 

Lecz szał straconego piwa był większy od zwyczajnego strachu i kaca. – Ah, to stracone piwo. Takie groźne było? A jakby tak dodać po szał „z powodu”? Zdanie nadal by bawiło, a brzmiało przy tym logicznie.

 

Podpierał się Mroczną generalską Laską Destrukcji Dobrych Istot. I był całkowicie goły. Jedynie co go zasłaniało, to długa różowa broda i ciepły wełniany szalik. – Kolejny opis nie mający sensu, nie spełniający swojej funkcji tak jak powinien. Najpierw piszesz, że dziad był goły, potem, że miał szalik. Zdecyduj się. Zmień ten opis, na nie wiem: prawie nagi albo coś w tym stylu.

 

Powoli, mózg odzyskiwał kontrolę nad swoim ciałem. – Mózg miał jakieś swoje, osobne ciało?

 

No to ja się troszkę głębiej w ten tekst zagłębiłem i powiem Ci, że technicznie to jest sporo do poprawy. 

Napisałeś opowiadanie groteskowe, absurdalne, nieco pokrojone i to jest ok. Ale taki sam efekt, a nawet lepszy uzyskałbyś, gdybyś bardziej zwracał uwagę na logikę tego co piszesz. Wbrew pozorom, nawet nielogiczny i groteskowy tekst napisany kiepskim stylem nie będzie przyjemną lekturą. Dam sobie uciąć trzecie jądro, którego nie posiadam, że byki które Ci wymieniłem nie zostały przez Ciebie zrobione celowo.

Powiesz, że jednak zostały? Uwierzę Ci, jeśli wrzucisz normalne, nie absurdalne opowiadanie i podobnych w nim nie popełnisz.

 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Akuratnie, masz rację, większość nie była celowa. Tak trochę powyjaśniam, bo pytania bez wyjaśnień to tak jak bym nie czekał na krytykę, a to właśnie na nią liczyłem wstawiając tutaj tekst (ewentualnie mogę ładnie podziękować i iść naprawić).

Opisywać błędu logicznego w tworzeniu zdania z brodą nie będę, bo to jest po prostu błąd i nawet z nim da się zrozumieć sens zdania. Zresztą, napisałeś/aś już jak by to poprawić :)

- Policzki na twarzy... Fakt całkiem zapomniałem o tym, że kiedy coś jest oczywiste nie trzeba o tym pisać. Nawet mam to w moim małym dekalogu pisarza. Mój błąd.

- Bardziej obrazowy opis sytuacji: w sumie, myślałem, że to całkiem sensownie jest napisane, lecz Twój punkt widzenia jest dobry i pobił moje myślenie na głowę.

- Kolumna oddzielała łóżko od łóżka. W sumie to też mi wygląda na poprawnie ułożone zdanie, choć mogłem to napisać na wiele innych, łatwiejszych do zrozumienia sposobów.

- W przytoczonym cytacie o "jednym strażniku na łózko" nie widzę nic o żołnierzach, po prostu gdyby wsadzić tam ilość strażników większą o 1 niż liczba łóżek to w pomieszczeniu już by zabrakło miejsca ^^

- Koszary były niepełne strażników. To akurat napisałem specjalnie, z pełną świadomością, że to słowo nie pasuje w tym zdaniu.

- Posiadania sierżanta zmiast powiek jest kuszącą propozycją, ale nie o to chodziło. Fakt, mogłem napisać po prostu, że przesłonił mu krajobraz. Po prostu uciekł mi podmiot, gdyż pierw było słońce które zmieniłem na oczy i całkiem zapomniałem.

- Znowu gubię podmiot. Nie mózg tylko krasnolud. Niech Cie szlag, podmiocie!

- Miało się odnosić do złocisto-zielonego trunku. Cóż teraz czytając to zdanie, widzę, że jest całkiem źle napisane i nie tak jak chciałem. Mógł bym się jakoś tłumaczyć późną porą, ale byłem wtedy wyspany to okłamał bym tylko sam siebię :)

- Chodziło, że ona tak mówi do siebie co podkreśla jej chorobę psychiczną. Lecz gdybym nie wiedział jakie było moje założenie, to wcale bym nie wpadł o co chodzi, więc masz rację, że sens tego zdania jest zaburzony. Trzeba bardziej uważać.

- Chodziło o słowo "mózgu", nie wiem czemu nie wyłapałem tej literówki.

- Celnym ciosem... Cóż... Trudno jest uderzyć w szamotaninie celnie w kręgosłup... Zatem cios musi być bardzo celny... No dobra, te dwa wyrazy są niepotrzebne.

- Konstrukcja specjalnie dziwna, chociaż, cały czas się zastanawiam czy słowo "zamiarem" nie mogłem zamienić na coś lepszego. A no i zgubiłem słowo "Co" na początku. A chodzi o niemożliwość zamiary połamania kręgosłupa przy pomocy gołej ręki bo... Za to wywalił bym "gdyż nawet gdyby chciał".

- Nie jest obojętny dla czci... Tutaj nie rozumiem :> Obojętność dla czci => A niech sobie gwałci co mnie obchodzi jej cześć. Nie obojętność => Nie jestem obojętny więc działam. Ja tak widzę to zdanie, chyba, że teraz nie rozumiem sensu słowa "cześć"? Co także jest możliwe.

- Zaznaczyłem podmiot więc wyraz podkręślający czyja łapa jest niepotrzebna. Też jest w dekalogu, arght my bad.

- Fakt, gubienie wyrazów. To już chyba 3. Muszę czytać opowiadanie zatem 3 razy a nie tylko 2. Nawet nie wiesz ile podczas tych 2 czytań takich kwiatków wyłapałem.

- Kompletnie tego nie zauważyłem, że dziad był goły i nie goły zarazem. To prawie jak miękki kamień w gorącym cieniu, podczas upalnego mrozu.

- Mózg i kontrola nad swoim ciałem... W sumie, nie zmienił bym tego zdania, mimo swej bezsensowności, można je zrozumieć jako walkę Dugara jako ciała, z własnym mózgiem o owe ciało. Jakby dwie istoty w jednym. Personifikacja mózgu jako istoty odrębnej od ciała ten mózg posiadający?

Podsumowanie? Dzięki za krytykę i wyłapanie błędów. Błędy są be i trzeba je tępić. A ja wiem, że najłatwiej jest znaleźć cudze błędy, nie własne. Tak ogólnie mogłem powiedzieć, że były popełnione specjalnie i wrzucić bardziej sensowne opowiadanie, które było sprawdzone przez tyle osób, że błędów to tam tylko w interpunkcji szukać (pierwsze opowiadanie jakie napisałem w całym życiu, to tutaj jest trzecim). Ale znowu, okłamał bym sam siebie co jest sprzecznę z zamiarem w jakim zamieściłem ten tekst.

Cóż, mam tylko nadzieję, że przy takim wgłębianiu się w ten tekst nie zasnąłeś 3 razy z nudów. Mimo wszystko, napisałem go raczej dla frajdy i mimo tony błędów jakie popełniłem, wolał bym aby tekst był obojętny niż całkowicie negatywny :) A co wyciągnąłem z tego dla siebie? Eksperymenty są fajne... Pisanie o niczym z niczego rozluźnia, choć widać, że nawet w takim przypadku można popełnić tony błędów. Do tego mam wypisane punkty jak pisać dobre opowiadanie (zrobiłem sobie kiedyś do szkoły jako pomoc przy pracach pisemnych) do których czasem się nie stosuje. Zjadanie literek i całego wyrazu -> także do poprawy. Ale podobno każde pisanie to trening. więc następne może być już tylko lepsze lub takie samo. Nie lubię się cofać w rozwoju.

Pozdrawiam.

Dugar, można powiedzieć o tym tekście wiele rzeczy, ale z pewnością nie to, że jest nudny. Mnie się podobał. Oczywiście, że swoich błędów zwykle się nie widzi, dlatego lubię, jak i pod moimi tekstami ktoś zrobi łapankę. Wiadomo wtedy, na co następnym razem zwrócić uwagę.

- Nie jest obojętny dla czci... Tutaj nie rozumiem :> Obojętność dla czci => A niech sobie gwałci co mnie obchodzi jej cześć. Nie obojętność => Nie jestem obojętny więc działam. Ja tak widzę to zdanie, chyba, że teraz nie rozumiem sensu słowa "cześć"? Co także jest możliwe.

Postaram się jakoś inaczej to wyjaśnić.
Przyjmijmy, że słowo cześć, zastąpimy słowem cierpienie.
Nie jest obojętny dla cierpienia. Choć w sumie powinno być na cierpienie, czyli przeciwdziała temu cierpieniu, zabija gwałcącego.
Nie jest obojętny na cześć (w domyślę cnotę tej kobiety) więc próbuje coś z nią zrobić. Czyli gwałci babinkę, by ją od tej cnoty uwolnić.
Teraz rozumiesz nieprawidłowy kontekst, w którym użyłeś tego słowa?
Gdybyś napisał, że nie jest obojętny na cierpienie innych, czy widok napalonego przełożonego doprowadza go do furii, sytuacja byłaby jasna i klarowna.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Teraz rozumiem Twój punkt siedzenia i stwierdzam, że jest całkiem sensowny. Cieszę się także, że się podobało i są tutaj ludzie doświadczeni którzy chcą pomóc "nowym". Już za dużo razy widziałem osoby które mówiły "jest źle, popraw" bez wytykania błędów co jest bardzo irytujące. Bo jak mam poprawić, jak nie wiem co mam poprawić. A tutaj jasno i klarownie zostało napisane gdzie są babole. 

Fasoletti nie dał się zmylić. A ja pomyślałem, że, zgodnie ze słowem "bezsensowne" w tytule, byki zostały zamierzone...
Bywa.

Nie wszystkie, wszak jestem dopiero początkujący i byki chcąc nie chcąc, popełnia 95% ludzi początkujących.

Nowa Fantastyka