
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dzień chylił się ku końcowi, duszny warszawski wieczór był nie od wytrzymania. Zbierało się na burzę. W tramwaju linii dziewięć było kilka osób, jakaś para ściskała się namiętnie na końcu wagonu nie zważając na nikogo, dwie podstarzałe damy obserwowały trójkę małolatów pijących piwo i rozmawiających głośno o ostatnim meczu Legii z jakimś podrzędnym klubem. Wszystko było ciężkie i ospałe. Tramwaj zatrzymał się na przystanku przy Muzeum Narodowym w stronę Centrum. Wsiadła tylko jedna osoba i od razu zrobiła ogólne zamieszanie wokół siebie. Lepiej powiedzieć, że zrobił niż zrobiła. Do tramwaju wsiadł wysoki mężczyzna, muskularny, ubrany w spodnie moro, białą koszulę, która była rozpierana przez jego wielką klatkę piersiową. Na rękach miał skórzane rękawiczki, głowę zakrywał skórzany kapelusz o wielkim rondzie, w jednej ręce trzymał długi, skórzany płaszcz. Wyglądał potężnie, władczo, jednak ruchy miał nad wyraz płynne, poruszał się z gracją tygrysa. Z kieszeni wyjął portfel, skórzany, elegancki, trochę niepasujący do całego stylu i sprawdził na maszynie datę swojego biletu, po czym usiadł zaraz przy drzwiach płynnie zarazem chowając portfel i wyciągając paczkę czerwonych Marlboro i zapalniczkę. Tramwaj ruszył, para na końcu wagonu się w ogóle nie przejęła obecnością nowego pasażera, dwie paniusie spojrzały z niesmakiem i zaraz zaczęły szeptać do siebie patrząc, co chwila w stronę nowoprzybyłego. Trzej małolaci wskazywali po sobie, kto jest z nich najsłabszy w jakąś grę. Zbliżała się 22 i Warszawa robiła się pełna ludzi spragnionych odrobiny chłodu, albo piwa w pubie, jednak wagon tramwaju przy Dworcu Centralnym opustoszał, para udała się do swojego mieszkania rozpocząć piątkowy wieczór winem i seksem pod prysznicem, a potem wypadu od jakiejś ekskluzywnej knajpy, dwie starsze damy porozchodziły się do domów, aby posłuchać jeszcze radia i pójść spać, małolaci poszli do najbliższego pubu, bo stwierdzili, że nie opłaca im się jechać w stronę Ochoty, poza tym jak najszybciej chcieli pozbyć się towarzystwa mięśniaka wyglądającego jak gangster. Tylko on został w wagonie, zapalił papierosa, i zaciągnął się dymem, był zmęczony, ostatni raz miał taki luz chyba przed wyjazdem do Iraku, ale dziś generał kazał mu pojechać na warszawską Ochotę, jakoś w okolice kina, tam spotka się ze swoim nowym przełożonym, podobno to szycha, koleś ma własny interes, ochrania rząd, ale w kompletnej tajemnicy. Zaciekawiła go ta robota. Poza tym miał dosyć wyjazdów po świecie. Ten Irak dał mu się we znaki, trzy kule w kości przedramienia, dwa postrzały w nogę i jakieś odłamki w tyłku, koszmar, ale teraz będzie pracował incognito w garniaku za grubą forsę eskortując jakieś szychy z Rządu. Wreszcie, kino Ochota, nie mógł się doczekać, na dworze już ciemniało i zrobiło się chłodniej, ruszył w stronę przejścia i instynktownie sięgnął po papierosa, ale zapomniał zapalniczki, którą zostawił na siedzeniu w tramwaju. Tramwaj odjechał jakby bojąc się dopiero co wysiadającego pasażera.
– No i chuj z palenia, mam nadzieję, że ten cały szefuncio też się raczy tytoniem i ma ognia… powiedział do siebie półgębkiem i ruszył na drugą stronę ulicy pod kino, gdzie był umówiony. Zbliżała się 21: 30, ale nikt się nie zjawiał, tylko jacyś przechodnie idący na spacer czy po piwo albo na imprezę, ale żadnego kolesia w garniaku, ani nic. Może to był jakiś żart? Szefostwo nigdy by sobie nie robiło z niego jaj, po stracie żony każdy był wobec niego poważny i nigdy im się nie zbierało na dowcipy. Była 22, już zwątpił, że ktokolwiek się zjawi, zszedł po schodach kina na chodnik i skierował się do przystanku tramwajowego, gdy nagle z tyłu ktoś go lekko klepnął w ramię.
– Wybacz mi spóźnienie, ale były kłopoty z dojazdem, koszmar, naprawdę przepraszam, Pan Loński jak mniemam?
Loński się obejrzał wolno i zobaczył, że za nim stoi młody chłopaczek, może ze dwadzieścia dwa lata, szczupły, okulary na nosie, chuchro. Ubrany był w granatowy, krojony na miarę garnitur, na nogach miał czarne pantofle, w ręku czarny parasol. Uśmiechnął się niepewnie i wyjął do niego rękę, jak na chłopaczka miał uścisk mocny i pewny, choć Loński myślał, że jego siła zrobi na małym wrażenie. Jednak chłopaczek się tylko uśmiechnął i powiedział, aby podszedł za nim. Ruszyli w stronę Pól Mokotowskich, mijając jednostkę, w której Loński rozpoczynał swoją karierę.
– Tak w ogóle to wszyscy mówią do mnie Biceps i niech tak zostanie, dobra mały? Nie mam zamiaru, aby jakiś chłoptyś na posyłki rzucał moim imieniem i nazwiskiem na prawo i lewo– rzucił Biceps, na co chłopaczek nie odwracając się do niego skinął tylko głową i pokazał mu jakąś kamienicę, to jedna z tych, w których mieszczą się biura i urzędy, i poszedł w jej kierunku.
– A ty jak się nazywasz mały? Chociaż nie wiem, czemu się Ciebie o to pytam.
-Jestem Aleks i tyle Ci winno wystarczyć… Biceps – powiedział Aleks mdłym tonem pełnym dziwnej obojętności i wszedł do klatki. Biceps podążył za nim na pierwsze piętro, weszli do jakiegoś mieszkania, było stylizowane na jakiś klub niż mieszkanie czy biuro urzędowe. Po środku dużego pokoju stał stół bilardowy, który od razu się mu spodobał, bar, sofy, telewizor i konsola do gier. Kwiaty w donicach, na ścianach obrazy syren i jakichś elfów czy co tam to było. Z głośników drogiego stereo wypływał jazz. Aleks gdzieś zniknął, Biceps miał to najszczerzej w dupie, że mały się ulotnił i podszedł do baru, położył na kontuarze płaszcz i zapalił papierosa od eleganckiej zapalniczki na kontuarze. Zaczął czekać na swojego nowego przełożonego. Spoglądając w lustro zawieszone przy barze stwierdził, że ten kapelusz go postarza i zdjąwszy go cisnął nim przez pokój i kapelusz trafił za okno ginąc w mroku nocy.
Do pokoju po jakimś kwadransie wtargnęła młoda dziewczyna, jej blond włosy były związane w koński ogon, była drobnej postury, niezbyt duże piersi, blada skóra, wyrwana jak z Beverly Hills 90210. Jednak miała w sobie coś, co przykuwało uwagę. Promieniała z niej jakaś siła, która sprawiała, że nie dało się jej nie polubić. Miała na sobie różowy top z jakąś postacią z kreskówki, pozdzierane, krótkie jeansy i tenisówki, na rękach skórzane rękawiczki bez palców, a we włosy wplotła kilka wstążek różnych kolorów. Na uszach miała słuchawki, z których bębnił rock zagłuszający spokojne brzmienia jazzu. Siadła na jednym z legowisk naprzeciw telewizora, wrzuciła jakąś płytę do konsoli i po chwili zaczęła grać z pasją maniaka w jakieś mordobicie. W ogóle się nie przejęła obecnością potężnego Bicepsa i grała w najlepsze. Biceps pomyślał, że to córka szefa, rozpieszczona córusia tatusia czy coś takiego. Mała w tym czasie wyłączyła konsolę i telewizor wyjmując czeluści legowiska DS’a i częła ponownie grać wpatrując się w mały monitorek.
– Niech to cholera, znowu przerżnęłam, ten boss jest cholernie dobry, ale jak podpakuję wojownika to mu tak skopię tyłek, że wyląduje na księżycu!- wrzasnęła i cisnęła małą konsolką przez pokój w stronę baru. Biceps się uchylił z gracją kota, ale nie usłyszał żadnego dźwięku, który zawsze jest przy sytuacji, gdy jakiś ciężki przedmiot jest ciśnięty w szkło, ale hałasu nie było. Odwrócił się na stołku w stronę baru gdzie za barem ujrzał kobietę. Lekko oniemiały spostrzegł się, że nie zauważył jak kobieta weszła do pokoju, był chyba zbyt zajęty oglądaniem tej małej szamoczącej się po pokoju jak dzieciak z nadwrażliwością ruchową. Okazało się, że kobieta złapała konsolkę nie przerywając nalewania sobie do wysokiej szklanki z lodem whisky. Biceps był lekko skonsternowany tym widokiem, kobieta spojrzała na niego, jej wzrok był chłodny, ruchy spokojne i wywarzone, ale zarazem czarujące w takim stopniu, że Biceps otworzył mimowolnie usta.
– Przestań tak otwierać buźkę, bo Ci tak zostanie pięknisiu – rzekła kobieta aksamitnym głosem. Była blondynką jak ta mała, ale była dojrzalsza, miała urodę femme fatale, kuszącą i wymagającą wiecznego poddaństwa. Wysoka, ubrana w czarną suknię wieczorową, lekki makijaż dodający zadziornego wyglądu niegrzecznej dziewczynki, włosy starannie upięte w wyrafinowany kok, piersi lekko falowały przy każdym ruchu.
– Te! – zagaiła mała podchodząc do baru. Ty jesteś ten nowy? Jestem Nitri, a to jest Lu. Powiedziała przyjaznym tonem i wyciągnęła rękę na przywitanie, ale Biceps ja zignorował i skupił uwagę na tej starszej.
– Mówią mi Biceps, ale ty moja droga – patrząc na kobietę za barem – możesz do mnie mówić jak chcesz…
– Odpowiada Ci… palant? Jesteś chamem, nic więcej – jej język był ostrzejszy nawet od noża Bicepsa. Nie dosyć, że zignorowałeś dziewczynę, która wyciąga do Ciebie rękę na przywitanie to jeszcze mi tu strzelasz jakimiś marnymi banałami, lepsze teksty usłyszałabym od nieprzytomnych żuli pod spożywczym. Skwitowała swoją wypowiedź wypijając całą szklankę jednym haustem. Półlitrową szklankę napełnioną do połowy whisky. Spojrzała na niego marszcząc brwi i zwinnym ruchem wyjęła papierosa z papierośnicy na barze, której Biceps jak dotąd nie zauważył. Zresztą, dzisiejszy wieczór stawał się dla niego jednym pasmem niespodzianek i dziwnych sytuacji, upiorny w swojej chłopięcości Aleks, lekko szajbnięta Nitri do tego ta cała Lu, którą z chęcią by…
– Kurwa! Udało mi się! Udało! – dobiegł głos z sąsiedniego pomieszczenia. Biceps pomyślał, że coś się dzieje, ale nikt się tym specjalnie nie przejął, do pokoju wbiegł jakiś mężczyzna, na oko koło trzydziestki, włosy miał nastroszone jak kurzy kuper, zresztą, podobnej barwy, kolor miedzi topił się w złocie, w kitlu, z okularami na nosie i osmarowaną sadzą twarzą szaleńca. Do tego jego brudny kitel rozsadzały wielkie piersi. Piersi? Chwilę! Facet z piersiami?!
– Udało mi się! – krzyknął ponownie i złapał się z swoje piersi. Mam cycki! O tak! Rządzę, Aleksowi opadnie kopara jak to zobaczy! Facet wrzeszczał ze szczęścia i przy okazji macał z lubością swoje duże piersi.
– To jest Alchemik, w skrócie Al. – powiedziała Nitri nie reagując kompletnie na wyczyny dziwnego gościa w kitlu. Alchemik rozpływał się w ekstatycznym uniesieniu wodząc po nowych elementach ciała rękoma odzianymi w lateksowe rękawice, których panie domu używały przy sprzątaniu. Widać sprawiało mu to nieziemską frajdę. To było dla Lońskiego za wiele, jakaś mała z ADHD, ostra suka, która robiła wrażenie morderczyni, koleś z cyckami, nie, to już było przegięcie! Nagle do pokoju przez uchylone okno wpadł ten chłopaczek w garniturze. Przez okno! Biceps już kompletnie zbaraniał i jedynie wybałuszał oczy na tę zgraję świrów.
– Dobra dzieci, czas na misję – rzekł Aleks po czym skierował się do baru i tam przeszedł przez gigantyczne lustro, które było stylizowane na dodatkowe drzwi. Przeszedł przez lustro!
– To hologram jeśli chcesz wiedzieć – usłyszał od małej, która zostawiwszy grę również przeszła przez lustro. Wysoka blondyna tylko rzuciła zdębiałemu Bicepsowi wrogie spojrzenie i również zniknęła za lustrem. Już kompletnie zdębiał. To może były jakieś testy na wytrzymałość psychiczną czy coś? Podszedł do niego koleś w kitlu nadal się macając po piersiach.
– Chłopie, próbowałem od kilku miesięcy aby je sobie zrobić i mi się udało! Chcesz dotknąć?
– Yyyy…. Kim wy do chuja jesteście? – zapytał niepewnie Loński rozglądając się czy przypadkiem zza drzwi nie wyjdzie gość z kamerą i mu powie, że jest w ukrytej kamerze. Jednak drzwi się nie otworzyły.
– Subtelny to ty nie jesteś, przydzielono Ciebie do nas, bo jesteś bardzo dobry…
– No ale kurwa z kim mam pracować ?!
– Z nami, to jeszcze Cię dziewczyny nie poinformowały?
– Niby o czym!?
Wtem z lustra wyłoniła się głowa Nitri.
– Panie! Kończyć te ckliwe rozmówki i Migusiem, bo mamy dziś trochę roboty! I zniknęła ponownie za niewzruszoną taflą lustra.
– Mała podpowiedź – rzekł Alchemik idąc za bar, lepiej nie strój z siebie zdziwionego tylko myk, do lustra, bo jak Nitri się wkurza to jest cienko… – I zniknął za srebrną taflą.
Oniemiały i skonfundowany Biceps chwycił najbliższą butelkę z baru, zapalił papierosa przy okazji biorąc sobie zapalniczkę z blatu i wszedł do lustra myśląc czy to wszystko przypadkiem mu się nie śni…
Okazało się dopiero w czarnej, nowoczesnej furgonetce, że to nie był sen, a on jechał na swoją pierwszą misję wraz z ekipą, która coraz bardziej go przerażała. Okazało się, że po drugiej stronie lustra znajduje się wielki, wręcz gigantycznych rozmiarów pokój od podłogi po sufit wypełniony elektroniką, której Biceps nie widział nigdy na oczy, niezliczoną ilością ciekłokrystalicznych monitorów i innych urządzeń, które widywał w filmach sience-fiction. Najciekawsze były ściany pokryte jarzącymi się rzędami jakichś dziwnych znaków, postaci i temu podobnych rysunków. Biceps czuł się jak w kompletnie innej rzeczywistości. Miał wrażenie, jakby pokój kończył się na ścianach ze znakami, a za nimi była ciemna pustka. Po środku gigantycznego pokoju był okrągły stół, wokół niego było ustawionych sześć foteli wyglądających na bardzo luksusowe, po środku stołu widniał kolejny ciekłokrystaliczny monitor, który pokazywał trójwymiarową mapę centrum Warszawy. Alchemik, ten koleś z piersiami, właśnie się nimi chwalił szczupłemu chłopaczkowi w garniturze, ten jedynie patrzył na niego z konsternacją i znudzeniem, mała z kucykiem czytała jakiś komiks , a ta chłodna i piękna siedziała do niego tyłem patrząc się na tę oryginalną gromadkę. Biceps podszedł bliżej stołu. Wszyscy, nawet ta mała spojrzeli na niego jakby się spóźnił na klasówkę i przez niego miała ona być pisana ponownie. Chłopak w garniturze wstał i ruchem ręki kazał Bicepsowi usiąść. Ten, mimo swojego zdziwienia usiadł jakby to był rozkaz, sam się zdziwił, że posłuchał tego chłystka. Postawił butelkę whisky na zewnętrznym, drewnianym blacie stołu w który były wmontowane popielniczki, jedna dla każdego siedzącego, widocznie każdy tutaj palił, Biceps wyjął z paczki kolejnego papierosa i zapalił. właśnie wyświetlał trójwymiarową siatkę Pałacu Kultury i Nauki oraz dworca Centralnego wraz ze Złotymi Tarasami. Wszystko robiło wrażenie jakby ktoś zmniejszył tę okolicę i umieścił na tym stole, Biceps wyciągnął dłoń do miniatury dworca Centralnego, ale ręka tylko przeszła przez trójwymiarową siatkę. Aleks spojrzał na niego chłodno i Loński poczuł, że ma przestać się nad tym dziwić tylko jego słuchać. Inni już patrzyli z zainteresowaniem na Aleksa jakby zaraz miał im powiedzieć, że któreś z nich wygrało milion dolarów i prywatną wyspę na Bahamach.
– Po pierwsze, powitajmy naszego nowego członka, nie będziemy używać nazwisk, bo to nam najmniej potrzebne w tej grupie, jak na razie przedstawię się oficjalnie . Jestem Aleksander Konimicz Andrejkov, mój pseudonim w agencji to Aleks. Odpowiadam o suport magiczny oraz jak trzeba jestem w sile głównej. Specjalizacja, walka wręcz oraz kilka sztuczek, których może czasem użyję wraz z zamykaniem i tworzeniem pieczęci.
Aleks usiadł za to wstał koleś z piersiami.
– Jestem Dawid Geminiowski, moje pseudo to Alchemik. Odpowiadam za suport informatyczny jak i zbrojeniowy, projektuję bronie, zdobywam informacje, stworzyłem cały system informatyczny agencji, zajmuję się też alchemią i analizą run.
Alchemik usiadł i rzucił swoimi dużymi piersiami na drewniany blat aż butelka Bicepsa się zatrzęsła.
– Jestem Anna Komieszel. – odezwała się mała z kucykiem. Moje pseudo w agencji, Nitri, odpowiadam za amunicję, suport snajperski oraz ładunki wybuchowe. Czasami jestem w suporcie wraz Alchemikiem w czasie trudniejszych akcji jako znawczyni demonologii i bestiariuszy łacińskich.
Nitri usiadła, kolej na chłodną i wredną, pomyślał Biceps. Wstała i spojrzała się z obrzydzeniem na butelkę przed Bicepsem. Obrzydzeniem, przed chwila wyżłopała jednym haustem jakieś pół litra!
– Mam na imię Izabela Komieszel, w agencji nazywają mnie Lulu. Nawet do Ciebie pasuje mała, pomyślał Biceps. W drużynie jestem suportem siły głównej, specjalistką snajperki oraz cichego zabijania, projektuję z Aleksem nowe pieczęci oraz odpowiadam za wyżywienie i wikt grupy.
Skończyła patrząc chłodno na Bicepsa i sięgnęła po papierosy z jego paczki i łyknęła zdrowo z butelki, nawet nie zmieniając wyrazu twarzy chłodnej suki.
-Jestem Władysław Loński – kurwa, jak on nienawidził swojego imienia!- nazywajcie mnie Biceps, preferuję walkę w otwarte karty, spec od broni ciężkiej i noży zastanawiający się o co kurwa tutaj chodzi!
Wszyscy spojrzeli się po sobie z lekką nutą rozbawienia. Aleks wstał i ponownie ruchem ręki nakazał aby on usiadł, Biceps nie chciał usiąść, ale jakaś potężna siła wepchnęła go na wygodny fotel. Widać było na jego twarzy znużenie, jego młoda twarz nagle zrobiła się inna, nie taka jak przed kinem, była inna, nieludzka, Aleks był teraz kimś innym. Biceps spojrzał ze zgrozą na pozostałych, którzy spoważnieli i w ich oczach pojawiła się iskra strachu, strachu przed Aleksem. Aleks odezwał się głosem cichym, ale słyszalnym dla wszystkich.
-Jestem szefem tej agencji, nie znam pojęcia sprzeciwu, jeśli będziesz zgrywać bohatera to szybko skończysz jako skwarka, przyrzekam Ci uroczyście! Teraz zaś dostaniesz wyposażenie, a potem jedziemy na misję, będziesz z Alchemikiem, on Ci wszytko wytłumaczy, masz się nie wcinać tylko patrzeć jak pracujemy, jedynie możesz się bronić w razie ataku! Jego głos nie był już głosem ludzkim, był mroczny, demoniczny, pełen zła. Wtem wszystko powróciło do normy, Aleks odzyskał swoją delikatną twarz, Nitri wstała i przeszła przez lustro nucąc piosenkę Dody, Lulu również wstała, zapaliła kolejnego papierosa, wzięła butelkę Bicepsa i i wyszła dokańczając ją jednym haustem. Al bawił się swoimi piersiami zaś Aleks rozsiadł się w fotelu i zaczął obserwować Bicepsa, w jego wzroku było coś co przerażało Bicepsa. Wstał i przeszedł przez lustro, jednak nie znalazł się w eleganckim pokoju z barem tylko w jakimś garażu. Niewiadomo jak, wszyscy już tam byli wsiadając do wielkiego, czarnego Hummera, jak to się stało? Jak oni się tutaj znaleźli skoro Aleks i Al byli za nim? Jakim cudem znalazł się w garażu? Niedługo miał się dowiedzieć…
Dzień chylił się ku końcowi, duszny warszawski wieczór był nie od wytrzymania. - nie do wytrzymania
(...) rozmawiających głośno o ostatnim meczu Legii z jakimś podrzędnym klubem. - ze zdania wynika, że rozmawiali z tym "podrzędnym klubem".
(...)i sprawdził na maszynie (...) - w maszynie.
Zbliżała się 22 i Warszawa robiła się pełna ludzi (...) - 22 co? 22 lipca? 22 ulica, czy może po prostu 22.00?
Zbliżała się 22 i Warszawa robiła się pełna ludzi spragnionych odrobiny chłodu, albo piwa w pubie, jednak wagon tramwaju przy Dworcu Centralnym opustoszał, para udała się do swojego mieszkania rozpocząć piątkowy wieczór winem i seksem pod prysznicem, a potem wypadu od jakiejś ekskluzywnej knajpy, dwie starsze damy porozchodziły się do domów, aby posłuchać jeszcze radia i pójść spać, małolaci poszli do najbliższego pubu, bo stwierdzili, że nie opłaca im się jechać w stronę Ochoty, poza tym jak najszybciej chcieli pozbyć się towarzystwa mięśniaka wyglądającego jak gangster. - zdanie ze względu na swoją długość nadaje się do Księgi Guinness'a. Niestety, tylko do tego.
Przepraszam Cię, drogi Autorze, ale nie dałem rady. A przecież to dopiero początek...
Mastiff
Co to jest demo opowiadania...?
Skórzane rękawiczki, skórzany kapelusz, skórzany płaszcz, skórzany portfel - facet musi robić w tym biznesie.
Z komentarzy wychodzi, że jestem do bani... A może daruję sobie?
E tam, nie od razu Rzym zbudowano. Przeanalizuj teksty pod kątem wytkniętych błędów, wynieś naukę i kolejne opowiadania powinny być lepsze.
Praktyka czyni mistrza.
Pozdrawiam.
Trzecie zdanie łatwo podzielić na trzy zdania. " W tramwaju linii dziewięć było kilka osób. Sjakaś para ściskała się namiętnie na końcu wagonu nie zważając na nikogo. Dwie podstarzałe damy obserwowały trójkę małolatów pijących piwo i rozmawiających głośno o ostatnim meczu Legii z jakimś podrzędnym klubem. Każde z tych zdan nalezaloby jeszcze poprawic, zwłaszcza dugie i trzecie.
Następne zdanie: "Tramwaj zatrzymał się na przystanku przy Muzeum Narodowym w stronę Centrum." -kompletnie bezsensowne. Do napisania od nowa ( dość proste).
I tak dalej ... Potem nalezy przemyśleć podział tekstu na akapity, potem należy wszystko przejrzeć i jeszcze raz skorygowąc. Wolno i spokojnie. I będzie o wiele lepiej ...
No to do pracy.
Pozdrowienia.
Wsiadła tylko jedna osoba i od razu zrobiła ogólne zamieszanie wokół siebie. Lepiej powiedzieć, że zrobił niż zrobiła. - takie uściślające zdania zupełnie nie są potrzebne.
Na rękach miał skórzane rękawiczki, głowę zakrywał skórzany kapelusz o wielkim rondzie, w jednej ręce trzymał długi, skórzany płaszcz. (...). Z kieszeni wyjął portfel, skórzany, elegancki, trochę niepasujący do całego stylu - no błagam :D zauważasz komizm?
dwie starsze damy porozchodziły się do domów - intuicja podpowiada mi, że "porozchodzić" może się więcej niż dwie osoby, wydaje mi się, że dwie osoby mogą się najwyżej "rozejść"
- A ty jak się nazywasz mały? Chociaż nie wiem, czemu się Ciebie o to pytam. - "ciebie" w dialogach zapisujemy małą literą, to nie list.
iceps podążył za nim na pierwsze piętro, weszli do jakiegoś mieszkania, było stylizowane na jakiś klub niż mieszkanie czy biuro urzędowe. - po pierwsze, za dużo "jakisiów" (tyczy się to całego tekstu, potem mamy "jakieś elfy", "jakąś kreskówkę" itd.), po drugie "niż" występuje przy porównaniu, więc pasowałoby np. "stylizowane raczej na klub niż mieszkanie", po trzecie - powtórzenia
Po środku - pośrodku
I tak dalej, i tak dalej. Wśród błędów ginie gdzieś przyjemność czytania. Chociaż dotarłam do końca, nie pamiętam o czym był tekst. Ale wierzę, że po poprawkach i przeczytaniu kolejne 5 razy będzie lepiej.