
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Wigilia Wszystkich Świętych to świetna okazja to przebrania się w fantazyjny strój, wypicia „troszkę więcej” czy po prostu dobrej zabawy wśród czarownic, demonów i wróżek. Ten dzień też jest świetnym materiałem na nakręcenie dobrego horroru czy dreszczowca. Wyrzeźbione dynie, cukierki, duchy i przesądy, przebierańcy na ulicach i w klubach imprezują do jasnego rana gdy upiory przegoni słoneczne światło. Niektórzy jednak nie mieli tyle szczęścia by się zabawić w tę noc…
Bycie detektywem jest wedle niektórych romantyczne, dedukowanie zawiłych spraw, pościgi za podejrzanymi, przesłuchania. Nic bardziej mylnego, większość życia detektyw spędza za biurkiem tonąc w papierach dla szefostwa. Tak właśnie od rana miał Michał w biurze. Siedział nad aktami sprawy jakiegoś gwałciciela, który upodobał sobie młodych mężczyzn. Po wielu dość śmiesznych incydentach udało się go złapać. Wyszło na to, że „ofiary” gwałtów byli jeszcze bardziej zboczeni od „oprawcy”. Sprawa zakończona, papierów huk. 31 listopada zaczął się pochmurno i wietrznie. Przybycie do biura było mordęgą. Korek i jeszcze lekki kac zmorzyły Michała, zaś robota papierkowa przysporzyła go o mdłości. Jako pierwszy pojawił się w biurze, rzucił niedbale płaszcz na krzesło i poczłapał do ekspresu w celu zrobienia sobie porządnej, mocnej „małej czarnej”. Siadł za biurkiem i spojrzawszy na stos papierów zaklął soczyście.
– Dobrze, że ten koleś został oczyszczony z zarzutów, ale przez tego tępego fiuta mam tylko papiery! – powiedział do siebie. Ekspres kliknięciem zaanonsował kawę. wstał, wziął kubek i zaczął się przechadzać po biurze pijąc kawę i modląc się by nie wylądowała za jakiś czas w toalecie. Do biura wszedł Rafał, Michał za nim przepadał niczym pies za kotem. Gruby, obleśny typ z resztkami pączka na podbródku chrząknął i skinął na powitanie i skierował się do ekspresu.
– Mogłeś zrobić tez dla mnie kawusię, przecież wiesz, że lubię wypić dobrą kapuczino o poranku.
Tak, kurwa, o poranku, jest dziesiąta rano, pomyślał i nic nie mówiąc siadł za biurkiem i zaczął wykonywać raport. Praca mu nawet szybko poszła, w godzinę uporał się z cała robotą papierkową i pomyślał, że trzeba jakoś kreatywnie spędzić ten dzień. Może jakaś imprezka z okazji celtyckiego końca roku? Nie, nie miał na to sił, książka i butelka Jima lepiej mu zrobią. To wieczór zaplanowany, no, chyba, że coś się wydarzy. Jak na wezwanie w drzwiach pojawiła się Gośka, urocza studentka psychologii i z wielkim podnieceniem podeszła do biurka Michała.
– Masz sprawę! Jednak, jaką sprawę! No nie mogę uwierzyć! – dziewczyna zaszczebiotała jakby zaraz miała odkryć lek na raka. Właśnie to u niej było najbardziej irytujące, jej cholerne ekscytowanie się „nowymi sprawami”, które okazywały się zwykłymi kradzieżami, tudzież nieporozumieniami rodzinnymi. Rzuciła teczką na biurko i pobiegła do ekspresu witając się rzewnie z Rafałem. Ten obleśnie spojrzał na jej wydekoltowaną bluzkę i uśmiechał się niczym głupi do sera przytakując co chwilę i wybałuszając oczy coraz bardziej w dekolt studentki. Do biura jako ostatni wszedł szef, Gabryś, oczywiście nikt tak nie mówił od niego wprost, ale jakoś tak to do niego pasowało, że nikt nie określał go jego właściwym imieniem, czyli Bogdan. Gabryś był podniecony podobnie jak Gośka i od razu podszedł do Michała.
– I jak? Niezła sprawa, co? – zapytał z oczekiwaniem w głosie.
– Niby jaka sprawa? – obawiał się bardziej ekscytacji w głosie szefa niż samej „sprawy”, o którą mu chodziło.
– No jeszcze żeś nie przeczytał tego? Przecież Gośka Ci to położyła na biurku, czytaj i bierz się od razu roboty, czas to pieniądz! Przed biurem czeka już policjant, zawiezie Cię na miejsce zbrodni – poklepał go po ramieniu i poszedł do swojego biura. Michał niechętnie wziął teczkę leżącą na jego biurku i ją otworzył. Zdjęcie, które zobaczył nie należało do najprzyjemniejszych. Jakaś kobieta z poderżniętym gardłem i otwartymi oczami, pustymi jak u lalki, widniała na kupie lekko podgniłych liści niczym upiorny żart na Halloween. Przełknął z trudem łyk kawy, kolejne zdjęcia pokazywały całe zwłoki kobiety, na oko lat trzydzieści, biała sukienka, letnia, jeden z kozaczków leżał obok niej, torebka i jej zawartość leżały nad jej głową niczym dziwaczna korona. Pozycja w jakiej sfotografowano ciało wskazywała, że się broniła, widać było zadrapania na nadrostkach, szyi i piersiach. Michał patrzył coraz intensywniej w zdjęcie i dostrzegł też, że z jednej strony rana na szyi wyglądała jakby ktoś rozszarpał denatce gardło. No proszę, to jest sprawa, pomyślał, nic nie mówiąc zgarnął teczkę, płaszcz i wyszedł z biura. Dzień był zimny, słońce nieśmiało przebijało się przez ciężkie, szare chmury. Policjant okazał się wysokim, przysadzistym mężczyzną koło czterdziestki z sumiastym wąsem. Skinął lekko głową i zapraszająco wskazał na siedzenie pasażera. Wsiedli do samochodu i ruszyli w szary dzień. Zaczęło kropić, nim dojechali na miejsce. Miejsce już było okupowane przez wścibskich reporterów i gapiów. Przeszli pod żółtą taśmą, na miejscu jeszcze uwijali się technicy robiąc zdjęcia i ustawiając kolejne karteczki z numerami. Prawie jak na sesji zdjęciowej z Vogue, zażartował ponuro w myślach Michał. Ciało już zabrano, kupa liści znajdowała się pod wielkim dębem, wokół było praktycznie szczere pole. Morderstwo musiało być w nocy. Założył rękawiczki i podszedł do lekarza, Stefana. ten jako jedyny nie irytował go, był sympatycznym, ale rzeczowym chudzielcem w okropnie grubych okularach. Wiecznie w wyświechtanym polarze, ale z nienaganną precyzją i dokładnością za pazuchą.
– Cóż tutaj mamy Stefciu? – z uśmiechem powitał kolegę.
– Witaj Michałku. Otóż mamy tu zwłoki, kobitka lat 33,, wykrwawienie przez zadaną w poprzek szyi ranę nożem, prawdopodobnie kuchennym, lekko stępionym, ale cięcie było precyzyjne. Widać morderca znał się na rzeczy. Poza tym zdrapania na szyi, rękach i piersiach, dołączając rozharataną lewą aortę szyjną to wszystko, chociaż…
– Chociaż co?
– Jesteś chyba jedynym człowiekiem na tej wiosze, któremu ufam, zatem Ci powiem – skinął ręką by się do niego zbliżył. Ich twarze praktycznie się stykały. – Widzisz, ran sporo, szczególnie te cięcie na szyi, ale krwi zero…– powiedział lekko stłumionym głosem po czym wstał i rzucił na odchodne – Zatem Michałku, teraz masz zagadkę, ja zrobiłem swoje – i zniknął w furgonetce. Michał zamyślił się nad tymi słowami, obejrzał miejsca wokół drzewa, nic co by przykuło jego uwagę, zresztą, technicy obiecali mu, że przyślą wszystkie zdjęcia od biura zaraz po wywołaniu. Wtem zauważył coś błyszczącego w trawie, podniósł błyszczący przedmiot i od razu schował go do kieszeni. Zobaczymy co z tego będzie, pomyślał i wrócił z policjantem od biura.
Po powrocie od biura czekała go niespodzianka, całe papierzyska na jego biurku zostały uprzątnięte, świeża i gorąca kawa stała w kubku przy nowej teczce. Pewnie robota Goski pomyślał. Rafał pałaszował kolejnego pączka brudząc klawiaturę swojego komputera, Studentka nucąc ogarniała archiwum, zaś Gabryś siedział w swoim biurze, pewnie spał, jak to było w jego zwyczaju. Siadł za biurkiem zachmurzając się. To co powiedział mu Stefan bardzo go zaniepokoiło. Widział już wiele takich scen, ale brak krwi? Czy to jakiś chory żart? Przypomniał sobie o świecącym przedmiocie, sięgnął do kieszeni. Otóż była do spinka do mankietu, ale nie taka zwykła spinka. Wyglądała na bardzo kosztowną, prawdopodobnie złota, z wielkim czerwonym kamieniem, pewnie rubinem.
– Ale gadżet, nie pogadasz! – Gośka patrzyła się na spinkę z lśniącymi oczami.
– Nic takiego, taka zwykła spinka… – zaczął, ale ta bez pytania wzięła spinkę do ręki i przyjrzała się jej bardzo uważnie.
– To złota spinka, stylizowana na łapę smoka, widzisz te końcówki trzymające kamień wyglądające niczym pazury? Niezła robota, jest dość stara, no i kosztowna, skąd Cię stać na takie błyskotki?
– A od kiedy ty się znasz na takich rzeczach? Robiłaś u jubilera? A może jesteś znawczynią staroci? – skomentował z sarkazmem i odebrał spinkę dziewczynie zarazem zaczął kląć w duchu, że się zapomniał. Jednakże studentka tylko uśmiechnęła się tajemniczo i poszła dalej grzebać w archiwum. Do piętnastej nic się nie działo, w końcu przyszły zdjęcia od techników. Nieźle, się szybko chłopaki uporali, jak nie oni, skomentował głośno Gabryś, który wypełznął z biura na obiad w pobliskiej restauracji, po czy zniknął z biura niczym upiór, Rafała już dawno nie było, tylko Gośka jeszcze pracowała nad papierami. Zapanowała niezręczna cisza.
– Michał, wiesz co? Nie to, że ja jakaś ciotka histeria, ale ta spinka jest dziwna, skąd ją masz?
– Jak to, dziwna? – unikał jej oczu.
– No… dziwna, taka… – nie potrafiła znaleźć słow.
– Sprecyzuj się dziewczyno! – zniecierpliwił się.
– Ta spinka jest taka, straszna, mroczna… Nie jest to jakaś tam błyskotka, ona należała do kogoś bardzo złego… na Twoim miejscu bym ją wyrzuciła póki jeszcze możesz – powiedziała ze strachem w głosie i bez słowa wyszła z biura. Michałowi zrobiło się zimno, chociaż w biurze działało ogrzewanie i było bardzo ciepło. Opanuj się idioto! Straszy Cię jakaś panna, przecież to zwykła spinka, pomyślał, choć do końca nie byl pewien czy sam sobie wierzy.
Już od samego poczatku miałam wrażenie, że czytam wypracowanie szkolne. Do tego momentami mocno niegramatyczne i silące się na kontrowersję (kurwy, gwałty, geje...). Bohaterowie niemalże idealnie szablonowi. Treść pewnie też, co już widać po pierwszym fragmencie. Od razu mówię, że na pozostale się nie skuszę.
W kwestiach stylistycznych: stężenie Gosiek i Michałów zdecydowanie mnie przerasta. Powtórki to po błędnej gramatyce druga rzecz, która zabija tekst.
www.portal.herbatkauheleny.pl
Dobra, powtórki i gramatyka, spoko (sie uczę, nie jestem profesjonalistą...), ale gdzie ty widzisz kurwy, gejów i gwałty?
Poza tym, pierwsze wrażenia moga byc mylne, ale dzięki za krytykę :)
Kurwy to ogólnie o przekleństwach, takie mi się tu naciagane wydały. A gejów i gwałty masz na samym początku :)
Rzuciłam okiem też na drugi tekst, ale praktycznie mogłabym napisać taki sam komentarz. Ogólnie nie jest źle, czytalam dużo gorzej napisane teksty, ale zanim wrzucisz następne, koniecznie przejrzyj je właśnie pod kątem powtórek (przy czym zamiana imion na on/ona nie rozwiązuje sprawy, a nadmiar zaimków też jest poważnym grzechem ;)
Może i mam mylne wrażenie, tylko cała sztuka polega na tym, żeby czytelnika zainteresować od początku (jeśli nawet nie samą fabułą, to bohaterem, stylem, czymkolwiek). Jesli chcesz sieuczyc, to na początek lepiej zaczać od krótkich form, łatwiej na nich ćwiczyć (a i fakt faktem, że zbierają więcej komentarzy niż te częściowe ;)
www.portal.herbatkauheleny.pl
O Bogowie...
Kurwy, bo kurwy, niech sobie bohaterzy porzucają mięchem, grzeczne i pełne wyniosłych monologów powieści są z deka nudne, a ja sobie tak wesoło chcę podejść do sprawy. Z gejami, raczej jako żart, to nie jest jakieś yaoi w wersji porno XD
Oj, grzeczne i pełne wyniosłych monologów powieści to jest to, czego nie lubię najbardziej ;) Wiesz, to równie dobrze może być kwestia mojego osobistego odbioru, tylko jak dla mnie rzucanie przekleństwami to takie pójście na łatwiznę. Można doprawić tekst w dużo bardziej ciekawy sposób :) Ale to Twój tekst :)
www.portal.herbatkauheleny.pl
Może inaczej, KAŻDY stara sie by jego tekst właśnei byl bez przekleństw, był orginalny i pełen patosu i ulalah, a ja chcę określić polskie realia, wsio. Wątpię, że w biurach detektywistycznych posługują sie tekstami typu "azaliż, jakże piękną jutrznię mamy tego poranka", nieprawdaż? :)
Oj, chyba mało czytasz :) Proponuję lekturę opowiadań zamieszczanych na tym portalu. Może mi nie uwierzysz, ale na początku każdy, choćby nie wiem za jak oryginalny i inny uważał swój tekst, powiela tylko utarte schematy. Tak, jak Ty w tym momencie, myśli setki innych piszących chłopców. Robienie na przekór to też schemat, którego tutaj jest wszędzie pełno :)
Wypadłam moralizatorsko, co? :|
www.portal.herbatkauheleny.pl
Nie twierdzę w żadnym stopniu, że jestem innowacyjny czy tez orginalny ;)
Takie to moje wesołe grafomaństwo, jeśli mam być szczery. Pisze dla własnej chorej radochy, jak sie komus psodoba, czemu nie, jak sie nie psodoba, też płakać nie bedę :D
Co do moralizatorstwa, cóż, tak, wyszłaś doskonale, aha, żaden ze mnie chłopiec, mam 25 lat :D
Sorki, wnioskując z tekstu wsadziłam Cię do gimnazjum XD Musisz wybaczyć babci Suzuki :D
W sumie mieć radochę z pisania to najważniejsze. Ale pozytywny odbiór uzależnia, zobaczysz ;)
www.portal.herbatkauheleny.pl
Ja podobnie jak Suzuki. Czytając miałam wrażenie, że tekst popełnił gimnazjalista :) Rozbroiło mnie zdanie: "wstał, wziął kubek i zaczął się przechadzać po biurze pijąc kawę i modląc się by nie wylądowała za jakiś czas w toalecie. " Pomijam, że zaczęte z małej litery, ale modlitwa o nie wylądowanie kawy w toalecie jest cokolwiek zastanawiająca. Człowiek cierpi na jakieś schorzenie dróg moczowych, że boi się sikać? Kolejny kwiatek: "urocza studentka psychologii i z wielkim podnieceniem podeszła do biurka Michała." - gdyby to był uroczy student psychologii, to jeszcze bym zrozumiała podchodzenie do biurka z wielkim podnieceniem. Ale kobieta? :P Dalej: "Rzuciła teczką na biurko i pobiegła do ekspresu witając się rzewnie z Rafałem." - teczką to mogła rzucić O biurko. Na biurko co najwyżej teczkę. Bieganie do ekspresu w biurze też jakośdziwnie brzmi. Czemu witała się "rzewnie"? Autor wie, co to słowo oznacza?
Styl jest strasznie toporny, bohaterowie płascy i stereotypowi, dialogi mocno sztuczne, jeszcze te wstawki narracyjne po dialogach zaburzają rytm i zapewne zaraz się okaże, że mamy do czynienia z wampirem. Plus powtórzenia, co wytknęła już Suzuki.
Ehh... Czyli wychodzi na to, że żem do kitu?
Nie, wychodzi na to, że jeszcze dużo nauki przed Tobą :) Ale serio niektórzy wrzucają gorsze teksty :)
www.portal.herbatkauheleny.pl
i tu się z Suzuki zgodzę ;))) Mój komentarz może zabrzmiał dość ostro, ale nie komentuje autorów, których uważam za przypadki beznadziejne;p Nie zniechęcaj się do pisania w ogólności, ale pracy przed Tobą sporo. Spróbuj sobie przeczytać to opowiadanie na głos i nagrać się. A potem odtwórz :) To pomaga wyłapać niezręczności stylistyczno/językowe. Trochę gorzej z pracą nad konstrukcją bohaterów - tu lepiej poczytać dobrych autorów i podpatrzeć co i jak piszą o postaciach. A potem samemu się zastanowić, jaki ten własny bohater ma być. Czy ma wzbudać sympatię czytelnika czy antypatię. Czy ma być prostym, nieskomplikowanym gościem, czy wielowymiarowym bohaterem przeżywającym wszystko każdym atomem ciała ;p I w zależności od zaplanowanej konstrukcji rozsiewać po tekście drobiazgi (ale: rozsiewać! a nie podkreślać w każdym zdaniu dotyczącym bohatera tekstami typu: obleśny typ wybałuszał gały. I drobiazgi! Jedno określenie ale dobrze charakteryzujące, a nie stos wszystkich negatywnych/pozytywnych jakie przyjdą do głowy) sugerujące (w żadnym wypadku narzucające) jaki tenże bohater jest. Czytelnik musi sobie sam zinterpretować, czy go lubi czy nie, na podstawie przedstawionych cech postaci, mogą to być drobne gesty w stylu 'jadąc tramwajem ustąpił miejsca staruszce', natomiast wmawiając wprost: "Franek jest głupi" efekt na ogół będzie kiepski. A fabuła - no cóż, to już kwestia Twojej wyobraźni :)
pozdrawiam