- Opowiadanie: karenin - Zesuw (pastisz)

Zesuw (pastisz)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zesuw (pastisz)

Byłam, byłam. Poszłam z czystej ludzkiej próżności. Po kawałek blaszki jakiejś. Chciałam po oczach braci mojej zasługami i chwałą… wątpliwą świecić. Płaszcz tylko sobie ubrudziłam, buty ubłociłam, drogę zmyliłam. Ostatnie ze Słońc Większych blaskiem swym nieprzebranym tak mnie oślepiło, że wejścia do tunelu po omacku szukać musiałam. A w tunelu mroczno (co mi nawet nie za bardzo przeszkadzało, bo do końca jeszcze wzroku odzyskać nie mogłam), parno i wilgotno… i ogólnie strasznie tak jakoś na duszy. Środkiem woda płynie, idę pod samą ścianą, ręką wodząc po mokrej skale, zimne krople za rękaw, aż do łokcia spływają – nieprzyjemny dreszcz co chwila wstrząsa całym ciałem. Ale trzymać się czegoś muszę, żeby w odmętach rzeki przelewającej się przez tunel nieprzebraną masą wody, życia nie stracić. Co krok postawie, to spod nóg gada i robactwa wszelkiego setka ospale się usuwa. A mrowie tam tego takie, że na worki można by wywozić i po zawyżonych cenach na targowiskach międzygwiezdnych sprzedawać, bo światłem dnia jeszcze nie skażone. Za Ogniospadem Żarotraczów było już tylko gorzej. Pięć burz magnetycznych, nieprzerwanym ciągiem, jedna po drugiej, bezlitośnie wstrząsało trzewiami tunelu. Dobrze, że jako dziecko bajań starców przy ognisku słuchałam – gdyby nie to, mając w pamięci jedynie prawa fizyki, niechybnie zrezygnowałabym z dalszej drogi, myśląc, że skoro żar leci, to spadnie, skoro płonie – spala. Ale to tylko pozór, albowiem leci, a nie pada, płonie, a nie spala, dzieje się tak, bo rozpory Pól Mocnych ponad innymi prawami tutaj stoją. Potem przewaliło się jeszcze pięć tajfunów Siódmej Siły zalewając po obu stronach resztki suchej ziemi. Pozostałą część drogi trzeba było pokonać wpław. Zapewne wygodniej byłoby statkiem, ale stał właśnie w doku przechodząc jeden z obowiązkowych, raz na dekadę, przeglądów. A z wyprawą nie mogłam czekać. Wynajęcie też się nie kalkulowało, poza tym oszczędzałam i na załodze. Pozostały odcinek, przebyłam w dość przyjemnych jak na tamte realia warunkach. Deszcze ogniste, burze podwodne, zesuwy – nic nadzwyczajnego… Jedyne co mi doskwierało to drętwiejące ze zmęczenia mięśnie. Ale i temu można było zaradzić zmieniając co jakiś czas style pływackie… Dobrze było w końcu postawić stopę na stałym lądzie. Bez trudu trafiłam do królestwa Śliskoszczękich, ale odesłali mnie oni do królestwa Okoręcznych leżącego na zachód od Pustyni Kirowej. Zapytałam czy kują Ordery Wielkiej Sprężyny i Gwiazdy Helikonoidalne. Ale nie kuli…

 

 

Koniec

Komentarze

Daleko od szosy. Od poziomu oryginału, chciałem napisać.

Jakiego oryginału? Bo ja chyba totalnie nie wiem, o co chodzi...

www.portal.herbatkauheleny.pl

Dwóch najznakomitszych konstrukcjonistów podróż szósta, fragment.

Nowa Fantastyka