
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Molo numer siedemnaście. To ten krajobraz utkwił jej w głowie kilka lat temu podczas świadomego snu, który wtedy śniła. Wiejąca z nad morza słona bryza, złoty, ciepły piasek pod nogami, niewielki fale pieniące się i obmywające jej nagie stopy i pomarańczowy zachód Słońca. Sen, który był tak realistyczny i proroczy, że wiedziona już brakiem nadziei i olbrzymiej ciekawości, postanowiła tutaj dzisiaj przybyć. To ta data pojawiła się w jej śnie. Nie wiedziała dlaczego i jak to się stało, że jej grzech wyszedł na jaw, lecz nagle wczoraj straciła cały swój majątek, męża i dach nad głową. Wszystko się posypało tak nagle, jak rozwalający się domek z kart, podczas najmniejszego podmuchu wiatru. Sen był realistyczny, a wszystko wręcz namacalne i prawdziwe, jakby to była jawa. Ona wtedy trochę młoda i bardziej zwariowana niż teraz. Żyła swoim życiem, nie oglądając się na nic. Nigdy jednak nie wierzyła, że dzień taki jak ten nadejdzie. Nigdy nie sądziła, że straci wszystko, a ostatnią deską ratunku będzie właśnie ten sen z przed kilku lat. Ruszyła przed siebie na drewniane molo zamyślona, po drodze mijając wypisaną na piasku krwią sentencję: „Nie będzie już więcej światła”. Znów się zamyśliła, przyglądając się krwawej sentencji, zastanawiając się nad jej znaczeniem. Z na wpół zamkniętymi oczami ruszyła po chwili na molo. To na jego końcu spotkała kogoś, lecz teraz nie potrafiła sobie przypomnieć kto to był. Na pewno był to dla niej ktoś ważny i jak gdyby nie z tego świata. Każdy jej krok i skrzypienie desek przywoływały grzeszne wspomnienia i cisnęły łzy do oczu. Przecież kochała swego męża i wcale nie chciała go zdradzić z jej byłym facetem. Nie sądziła nawet, że wtedy zapuka do drzwi. Do Svena jednak nie docierało, że oboje byli pijani i puściła się z Drakiem w jego własnym domu. To co, że pieprzyli się pół dnia i całą noc w niemalże wszystkich pokojach i na każdym meblu. To co, że ona zawsze powtarzała, że jest mu wierna i nigdy go nie zdradzi. Nie miało to teraz żadnego znaczenia. Kolejna fala wspomnień przepłynęła przez jej umysł. Lubili seks. Ona i Drak. Kiedyś może i byli sobie bardzo bliscy, lecz gdy poznała Svena wszystko się zmieniło. On miał hajs i był przystojny, a Drak? Dobrze wykręcony metalowiec, który wolał koncerty od romantycznych kolacji, tanie wina, a nie porządne trunki, pogo zamiast walca i grupowe imprezy od romantycznych wypadów we dwoje. Jednak zawsze mieli dla siebie czas. On miał, lecz ona nigdy o tym tak nie myślała. Zostawiła Draka, gdyż nie widziała już z nim wspólnej przyszłości. On przyjął to na luzie, gdyż nigdy jej nie zatrzymywał. Kochał ją, lecz zawsze miała drzwi otwarte i drogę wolną tak, gdzie tylko nogi ją poniosą. To właśnie wtedy, gdy zostawiła Draka, przyśnił jej się ten właśnie realistyczny sen, który ją tutaj dzisiaj przywiódł. Gdzie był jednak tej pamiętnej nocy Sven, gdy ona i Drak bzykali się jak za dawnych dobrych czasów? No tak. Na jakimś durnym konwencie fantasy. Robił jakiś kolejny reportaż na temat jakiejś durnej gry, wielkiej firmy tworzącej fabularne hity. A oni? Zaliczali po kolei każdy pokój w domu, bzykając się namiętnie i bez granic tak jak kilka lat temu. To właśnie tej pamiętnej nocy przypomniała sobie lata swojej młodości z Drakiem. Gdy go zostawiła nie widziała go, aż do tamtego dnia. Przymknęła powieki, by poczuć tą nieskrępowaną żądzę jeszcze raz i zastanowić się nad swoim życiem. Szczerze mówiąc nie było się nad czym zastanawiać. Miała wszystko czego chciała, poza szczerą miłością, którą odrzuciła. Dzisiaj nie ma już nic poza gniewem i pragnieniem, które nie chcą zniknąć z jej głowy. Stoi samotnie na molo i czeka. Czeka, aż coś się stanie. Księżyc w pełni wyzwolił w niej wewnętrzną pustkę, a strach i złość przyszły tuż po niej. I nagle, gdy cała nadzieja już z niej uszła, tuż nad mrokiem fal pojawiła się czarna jak noc kula, powiększając swoje rozmiary. Kobieta przestraszyła się i cofnęła. Chciała uciec z przeznaczonego miejsca, lecz w ostatniej chwili powstrzymała się od tego zamiaru. Przypomniała sobie sen i czarną jak noc kulę na tle księżyca w pełni. Po krótkiej chwili z czarnej kuli wyłoniła się mechaniczna złota bestia, wyglądem przypominająca lwa, na której siedział jeździec odziany w czarny płaszcz i kapelusz z szerokim rondem. Zatoczył dwa spore łuki jak sęp szukający padliny, aż skierował się w jej stronę. Nikogo jej nie przypominał, dopóki nie wylądował tuż koło niej. Nie widziała jednak jego twarzy, gdyż zasłaniał ją wysoki kołnierz płaszcza, ale mogła za to przyjżeć się dokładniej bestii. Była ona nie złota jak myślała, lecz miedziana o przepięknej budowie. Bestia rozwarła paszczę, w której dostrzegła potężne białe kły i skomplikowane mechanizmy poruszające jej szczęką. Kłęby pary wylatywały z otworów i trąb jej tułowia, zapewne służących za rury wydechowe. Za stawy służyły równie skomplikowane jak cała reszta jej ciała tryby i trybiki, złożone z misterną precyzją. Dostrzegła również kilka zegarów, których wskazówki poruszały się jak oszalałe. Bestia spojżała na nią świecącymi ślepiami, a jeździec nadal siedział na niej niewzruszony. Postanowiła przerwać to niezręczne milczenie, zwłaszcza, że chyba nie miał złych zamiarów.
– Kim jesteś? – zapytała, próbując dojżeć twarz przybysza. Ten odwrócił głowę w jej kierunku po krótkiej chwili. Miał na oczach lenonki, więc nadal nie potrafiła rozpoznać kim jest. Dopiero kiedy się odezwał, zbladła.
– Nie poznajesz mnie najdroższa? – wypowiadając te słowa, zsiadł jednym płynnym ruchem z miedzianej bestii. Rozpiął kołnierz otulający jego szyję i usta, a następnie zdjął lenonki, przyglądając się jej bacznie płonacym wzrokiem, w którym zamarzł najgłębszy smutek.
– Drak? – szepnęła, a słowa ledwo przeszły jej przez gardło. – To naprawdę ty?
– Czy to pytanie było potrzebne? Nadal mnie nie dostrzegasz? – jego głos był zimny i pełen rozczarowania. Widocznie nie takiego powitania się spodziewał. – Przybyłem tutaj, gdyż moja wola życia upadła jak złote jesienne liście, a ja sam jestem już tylko płomieniem, który umiera bezkształtnie się wypalając, z braku twego ciepła i miłości, którą nigdy nie potrafiłaś mnie szczerze obdarować. Lecz jednak przybyłaś w ten mglisty wieczór, pachnący jesienią mego serca, w którym można już poczuć pierwsze oznaki zimowych pieśni. Raz jeszcze pytam ciebie o Katarino, czy nadal nie jestem godny twej miłości?
Stała jak wryta. Tylko Drak potrafił tak pięknie mówić. Niespełniony pisarz i gitarzysta. Tylko on miał tak niesamowity ciepły głos. Lecz nie takiego go pamiętała. Jeszcze wczoraj miał na sobie swoją wytartą, skórzaną, czarną kurtkę, wojskowe spodnie i glany, które ubierał tak szybko jak nigdy dotąd, widząc zapalające się światła na dolnym piętrze domu Svena. Jeszcze wczoraj w jego zielonych oczach widziała tą przejmującą rozkosz, gdy kochała się z nim po raz ostatni. Teraz jego oczy paliły się równie wielką żądzą jak wczoraj, lecz już bez tej namiętności, gdy rozpinał jej koszulę.
– Drak, ja… – urwała. Słowa nadal nie potrafiły przejść jej przez gardło, a on nadal cierpliwie czekał. Czekał na tą najważniejszą odpowiedź. Dlaczego go zostawiła. – Drak wiem, że to ty, ale nie poznaję cię. Słyszę twój głos, lecz nie widzę mężczyzny, którego znałam na wylot. Stoję tutaj, lecz nie potrafię powiedzieć, dlaczego? Ty mnie tu przywiodłeś? – zapytała, lecz milczał ciszą równie śmiertelną jak kosmiczna próżnia, w której nikt nie usłyszy twego wołania. Wyciągnął drewnianą fajkę zza poły płaszcza i przypalił. Pamiętała, że Drak lubił palić, lecz nigdy nie widziała go z fajką. Zaciągnął się głęboko i po chwili powiedział:
– Mamy czas Katarino. Mamy całą wieczność byś mi wytłumaczyła. Lecz chciałbym to usłyszeć teraz, nim wezmę cię do swego królestwa. Mój Pan czeka i bardzo się niecierpliwi.
– Nie rozumiem. – powiedziała, cofając się o krok. On jednak nadal stał niewzruszony, a miedziana bestia położyła się koło niego, zgrzytając i wypuszczając z siebie kolejne kłęby pary.
– Zrozumiesz najdroższa. – znów w głowie zaświdrował jej ten ciepły głos, który przywołał wspomnienia ich upojnych nocy. – Tyś była ochrzszczona w najszczystszej anielskiej krwi, a w twych żyłach płynie dusza kruka. Twe serce koronowane bielą, płonie teraz ogniem grzechu twej złamanej przysięgi. Przysięgi, którą kiedyś mi złożyłaś. Powiedz dlaczego?
– Co masz na myśli? Kochałam cię, wiedziałeś o tym. – zaprotestowała, lecz jej słowa nie brzmiały przekonująco.
– Kochać… – powtórzył po niej to magiczne słowo, które kiedyś rzucone na wiatr, wróciło jak bumerang pełen bólu i gorzkiego rozczarowania. – Nic od ciebie nie żądałem. Nic od ciebie nie oczekiwałem. Nic, ale jednak pragnąłem.
– Pragnąłeś? – powtórzyła po nim. – Czego? Wszystkie twoje słowa, które wypowiadałeś w moim kierunku były nic nie warte. Dla ciebie liczyło się coś zupełnie innego. Życie bez zobowiązań i kłopotów, którego byś przy mnie pewnie nie miał. Wiesz czego pragnęłam. Wiesz jak chciałam być traktowana. – była zła na Draka. Słowa przez nią wypowiadane były dla niego cierpkie jak niedojżałe wino. W jej błekitnych oczach gościł gniew. A przecież jeszcze wczoraj widział w nich miłość jak przed laty. Zmienna jest kobieca natura.
– Jesteś hipokrytką moja droga. Oboje chcieliśmy wspólnego życia, lecz to ty odeszłaś. Ty miałaś dość mojego sposobu życia. Nie przybyłem tutaj jednak, by się z tobą kłócić. Pragnę byś ze mną z tąd dzisiaj odeszła do królestwa mego Stwórcy. – wyciągnął rękę w jej stronę. Jego skórzana rękawica lśniła w blasku księżyca.
– Kim jest twój Stwórca? Kim ty wogóle jesteś? – zapytała, patrząc mu prosto w oczy, nie podając mu jednak ręki. Nie ufała mu.
– Mój Pan to także twój Pan. Ten, w którego tak gorliwie wierzysz i do którego tak gorliwie się modlisz.
– Nieprawda. – pokiwała przecząco głową. – Nasze poglądy są inne, wiesz o tym. Twój Bóg nie jest moim Bogiem. Nigdy nie wierzyliśmy w to samo. Ty zawsze wierzyłeś po swojemu. Odrzucałeś moje poglądy…
– Lecz ich nie negowałem. – przerwał jej, zaciągając się tytoniowym dymem. Chmury, które zbierały się nad ich głowami już od pewnego czasu, dały o sobie teraz znać w postaci lekkiego deszczu. Drak zachował się tak jak dawniej. Zdjął płaszcz i okrył nim Katarinę, pomimo jej delikatnych protestów. Wiedział jednak, że są one tylko na pokaz. By znów się postarał. – Czujesz ten zimny padający deszcz? To on zmywa raz na zawsze twoje grzechy. Jesteś gotowa, by wejść do Królestwa Pana. Czy nie tego kiedyś chciałaś? By cały ten brudny świat szlag trafił? Byś mogła szybko pójść do Królestwa Boga, w którego wierzysz? – zapytał, lecz Katarina pokiwała przecząco głową.
– To było zanim cię poznałam. Potem moje poglądy się zmieniły, wiesz o tym. – przytaknął jej słowom. Miała rację, ale teraz nie miało to wiekszego znaczenia.
– Lecz teraz znów jesteś pozbawiona nadziei na lepsze jutro. – skontrował jej słowa i wiedział, że ona nie odnajdzie żadnego sensownego kontr argumentu, mimo iż miała bystry umysł. Zamyśliła się i przymknęła powieki. Przypomniała sobie początki ich znajomości. Ona była młoda, a on niewiele starszy od niej. Poznali się przez przypadek, przez jego siostrę, gdyż Drak nigdy nie starał się o żadną kobietę. W jego życiu co prawda było ich wiele, lecz żadnej, którą by pokochał szczerze i prawdziwie. W Katarinie jednak zakochał się od momentu jej ujrzenia. Jej poglądy były jednak skrajnie różne od jego zapatrywania na życie, ale nigdy się nie kłocili. Zawsze byli zgodni mimo, że nieraz dochodziło między nimi do delikatnych nieporozumień. Wiele razy miała do niego pretensje o jego zachowanie i stosunek do niej samej. Dlaczego więc od niego odeszła?
– No właśnie Katarino. Dlaczego odeszłaś? – zapytał, gdyż to pytanie świdrowało jego umysł od bardzo już dawna. Skoczyła jak oparzona, przyglądając mu się bacznie.
– Czytasz w moich myślach? – zapytała zaskoczona.
– Tak, twój umysł jest dla mnie twym osobistym pamiętnikiem. Czytam go jak koszmary, jak cienie rzucone na ścianę. Lecz to chcę usłyszeć od ciebie, moja prawowierna, praktykująca katoliczko. Dlaczego odeszłaś, mimo iż powtarzałaś, że jestem twym jedynym na całe życie? Czy to nasza żądza, zaślepiła nasze prawdziwe pragnienia, a wewnętrzny ogień namiętności został ugaszony przez twoje sumienie, które miało dość grzechu? Powiedz tylko jakiego grzechu? Czyż grzechem jest miłość i bliskość dwojga ludzi?
– Jest, jeśli nie jest ustanowiona przez Boga. Tylko on ma prawo decydować o takich wartościach. Wiesz jak się czułam. Wiesz, że wiele rzeczy zrobiłam tylko dla ciebie, wbrew sobie i przeciwko Niemu. Kocham cię Drak, wiesz o tym. Chciałam z tobą być, dzielić swoje życie, smutki i radości, wloty i upadki.
– Lecz mnie zostawiłaś. Wiara nas podzieliła, lecz śmierć nas połączy. – powiedział pustym głosem, lecz Katarina znowu się cofnęła.
– Co mają znaczyć te słowa? – zapytała podejżliwie. – Chcesz mnie zabić? Zemścić się, że odeszłam od ciebie? Odeszłam bo miałam dość życia w grzechu, Drak. Odeszłam bo nie chciałeś przypieczętować naszej miłości przed Bogiem. Odeszłam bo… – nie dokończyła. Znów jej przerwał:
– To co zrobiłaś, według ciebie nie było grzechem? Zdradziłaś swojego męża. Człowieka, któremu przerzekałaś przed obliczem twego Boga. Nie mów mi więc o grzechu moja droga. Nie kiedy splamiłaś się nim na własne życzenie. – wycelował w nią oskarżająco palcem wskazującym, ale momentalnie opuścił rękę. Nie chciał jej znów ranić słowami. – Zostałaś oczyszczona Katarino. Jestem tu po to, by zabrać cię do Królestwa. Słowa. Te słowa są wolnością. One nigdy nie zamilkną i nie zgasną. – Znowu się zamyśliła. To fakt, że powtarzała, że nie ma nic gorszego od zdradzenia człowieka, którego się kocha, lecz coś nie dawało jej spokoju.
– Czyje słowa Drak? Od jakiego Boga pochodzisz? – zapytała, a bestia ziewnęła przejmująco, aż z jej paszczy wydostały się kłęby gęstej pary. Miała chyba już dość ich rozmowy, lecz to Drak decydował i uspokoił ją gestem ręki. Zamierzał odpowiedzieć na to pytanie Katarinie. Podszedł do niej chwytając ją za ramiona i powiedział:
– Widzę twój pochmurny umysł wraz z przeplatającą się wewnętrzną nienawiścią Katarino. Chciałaś ze mną krzyczeć, umierać i płonąć w piekle zwanym życiem, tutaj na Ziemi. Chciałaś walczyć o swoje i moje dobro. Łamałaś swoje i Jego reguły, lecz On ci wybaczył. On zawsze wybacza. – Katarina kiwała przecząco głową, lecz on mówił nadal, a jego głos stawał się podniosły. Potężniał wraz z każdym wypowiedzianym słowem. – Zamknij oczy, by zrozumieć Katarino. Zaśnij, by poznać prawdę. Utoń w życiu, które ostatnimi latami nie było dla ciebie łaskawe i przebudź się na nowo po drugiej stronie u mego boku, tym razem już na wieczność. Przybyłem po ciebie, by spędzić ją razem z tobą.
– Nie, Drak. – cofnęła się zsuwając jego ciepłe dłonie z jej ramion. – Z tamtąd się nie powraca.
– Więc co ja tutaj robię? Droga do Królestwa była zamknięta przez wieki, lecz w końcu znalazłem wejście i wyjście. Czas byś się z tym zmierzyła i czas byś uwierzyła. Nie masz dokąd pójść. Jesteś taka samotna i bezbronna w tym brutalnym świecie. W twej głowie rozbrzmiewają tylko szepty nadziei i strach, którym karmią się demony, czychające na zagubione dusze takie jak ty. Łzy, które wylałaś płyną teraz w moich żyłach. Błędy zostały ci wybaczone, a droga jest znowu otwarta. – rozwarł szeroko ramiona i usmiechnął się do niej pierwszy raz od początku rozmowy. – Chodź ze mną najdroższa. – powiedział, wyciągając do niej ręke. Katarina po chwili wachania podała mu swoją i również się uśmiechnęła, lecz przez łzy. A były to jak zauważył łzy szczęścia mimo, iż nigdy nie widział by płakała.
– Nadal ci ufam Drak, wiesz? Pomimo tego wszystkiego co się stało i naszego dzisiejszego dziwnego spotkania. Nie chciałam życia ze Svenem. To była jak droga przez mękę. Zawsze kiedy raniłam samą siebie, jakoś udawało mi się przeżyć. Zawsze kiedy moje sny o tobie zostawały zabijane, wracały następnej nocy. Wiesz co trzymało mnie przy życiu? Nadzieja. Ona zawsze umiera ostatnia. – po jej słowach bestia wstała w końcu z ziemi, a zadowolony Drak złapał ją w pasie i wskoczył na swego miedzianego, mechanicznego lwa, umieszczając ucieszoną Katarinę z tyłu.
– Chwyć się mnie mocno i ruszamy kochana. Czas ucieka. – powiedział, zakładając swoje lenonki. Czymś się denerwował, lecz Katarina nie mogła tego widzieć. Drak rozglądał się ostrożnie na prawo i lewo, aż w końcu dostrzegł dwie istoty wyłaniające się z najmroczniejszych wód tego morza. Rozkazał bestii wznieść się ku górze. Coś zgrzytnęło i chrupnęło. Z rur miedzianego lwa zaczęła wydobywać się para. Tryby zaczęły pracować, a zegary wariować.
– Co się dzieje? – zapytała Katarina, mocno trzymając się Draka i przymykając oczy.
– Nic. – wzruszył bezwiednie ramionami tak jak zawsze pamiętała, gdy nic go nie obchodziło. – On zawsze ma taki rozruch. – po chwili, kiedy istoty szły już po tafli wody i były niedaleko, miedziany lew ruszył z impetem ku księżycowi, gdzie Drak otworzył portal do innego świata. Spojżał jeszcze raz na postaci, które się wyłoniły z tych mrocznych wód, by rozpoznać w nich dwójkę nagich dzieci. Chłopiec i dziewczynka kroczący ku brzegowi. Do molo zbliżał się natomomiast ktoś jeszcze, bacznie przyglądając się mechanicznemu lwowi, przecierając raz po raz oczy ze zdziwienia. Mimo iż było ciemno, dostrzegł na nim dwie osoby. Nie mógł ich rozpoznać, gdyż były już zbyt daleko. Drak natomiast uśmiechnął się triumfalnie i oboje przelecieli przez portal, który zamknął się chwilę później.
– Spóźniliśmy się. – powiedziała dziewczynka, idąc wolnym krokiem po tafli morza. – Patrz, jeszcze jeden. – wskazała na molo, gdzie stał tam teraz długowłosy mężczyzna obserwując sytuację, która miała miejsce jeszcze kilka sekund temu.
– Wiem. – odparł chłopiec. – Miała być ich dwójka. Kobieta i mężczyzna, lecz siły zła trochę nas ubiegły. Powiedz, jak dużo jeszcze dusz stracimy? Na jak wiele jeszcze pozwoli nasz Pan? Czym ta kobieta sobie na to zasłużyła?
– Nie wiem. – odparła smutnym głosem dziewczynka. – Zastanawiam się od czasu do czasu, dlaczego Pan wystawia ludzi na próbę, a raczej ich dusze, które są podatne na pokusy demonów. Przecież oni są bezbronni. Nie mają pojęcia co jest jawą, a co snem. Dlaczego mamy się nimi opiekować za ich życia, tylko po to by potem nie móc zaprowadzić ich do Raju.
– Myślę, że to ostatni test ich duszy tutaj na Ziemi. Ostatnia pokusa. Pamiętasz kuszenie naszego Pana na pustyni dwa tysiące lat temu? – zapytał, a ona przytaknęła. Była w końcu jednym z aniołów strzegących go przed Złym.
– Kim jest ten mężczyzna stojący na molo? – zapytała zmieniając temat.
– To dusza człowieka, którego miałem zabrać ze sobą. Nazywa się Drak Harrier. Człowiek szaleńczo zakochany w Katarinie. Byłaś jej aniołem stróżem o ile dobrze pamiętam.
– Tak. Prawie zawsze prawa i sprawiedliwa. Wzór cnót, lecz z małymi defektami wywołanymi miłosnym odurzeniem. A jednak spóźniłam się. Demony nie próżnują i zabierają nam coraz wiecej dusz do Piekła. Czyżby szykował się powrót Pana? – zapytała, a w jej głosie słychać było przejęcie. –Dlaczego im się nie udało? – znowu zapytała spoglądając na chłopca. Jego twarz była ściągnięta wyrazem obojętności.
– To już nie nasza sprawa. – powiedział. – Widocznie tak miało być. Być może jej dusza musi trochę pocierpieć po śmierci, by dostąpić zaszczytu zbawienia. Niezbadane są wyroki Pana.
– To smutne, że oboje zostali zabici przez tego człowieka. Przecież oni tylko chcieli być razem. Chociaż ten jeden, jedyny jeszcze raz.
– Zdrada jest niewybaczalna w ludzkim mniemaniu. Zostali zabici, gdyż to było im pisane.
– Co więc teraz zrobimy? – zapytała spoglądając na długowłosego mężczyznę stojącego nadal na molo i spoglądającego w niebo.
– Zabieram Draka do Raju, tam gdzie powinien się znaleźć. – powiedział bezbarwnym tonem do dziewczynki i ruszył w jego kierunku, doskonale wiedząc, że Katarina, którą podstępnie porwał demon, już nigdy nie zobaczy Draka na oczy, a jej dusza będzie cierpieć całą wieczność.
"To ten krajobraz utkwił jej w głowie kilka lat temu, podczas świadomego snu, który wtedy śniła."
"Wiejąca z nad morza słona bryza, złoty, ciepły piasek pod nogami, niewielki fale pieniące się i obmywające jej nagie stopy i pomarańczowy zachód Słońca. "
"Sen, który był tak realistyczny i proroczy, że wiedziona już brakiem nadziei i olbrzymiej ciekawości, postanowiła tutaj dzisiaj przybyć."
Ponieważ liczba błędów znajduje się powyżej współczynnika tolerancji, przechodzę na tryb ignorowania. Ja cię gramatyki nie nauczę.
Tekst do przeredagowania. Trudności związane z przeczytaniem i zrozumieniem są wprost przytłaczajace.
Wytrwałem gdzieś do połowy, potem odpadłem. Nie moje klimaty. Ostatni zapis poległego na placu boju.
Tszzz... (Szum w słuchawkach).
Molo numer siedemnaście. To ten krajobraz utkwił jej w głowie kilka lat temu podczas świadomego snu, który wtedy śniła. Wiejąca z nad morza słona bryza, złoty, ciepły piasek pod nogami, niewielki fale pieniące się i obmywające jej nagie stopy i pomarańczowy zachód Słońca. Sen, który był tak realistyczny i proroczy, że wiedziona już brakiem nadziei i olbrzymiej ciekawości, postanowiła tutaj dzisiaj przybyć.
Trzy zdania wystarczą, żeby ocenić ten tekst na 1. Let's get it started.
Świadomy sen to termin naukowy/paranaukowy i ewidentnie nie pasuje do tekstu. Należy dać tutaj przezopis. Rozbraja też wiejący pod nogami piaseki i niewielkie fale. Fale obmywają też pomarańczony zachód Słońca (?!). Jeśli to metafora to cóż... ciężko mi sobie to zwizualizować. Ale wątpię. Prędzej błąd składniowy. Zaimkoza. Błąd logiczny- skąd ona mogła wiedzieć, że sen jest proroczy i uczynić to motywacją podróży? Poza tym, była wiedziona BRAKIEM OLBRZYMIEJ CIEKAWOŚCI?
3-4 zdania wystarczyły. Wymiękłem.
Tak, jak napisał Lassar- II podstawówka na początek się kłania, Autorze. Nikt Cię tutaj języka polskiego łóczyci nie bendzie.