
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Smocza Kiszka siedział w swoim niedużym kantorku przytulonym do sali gimnastycznej. Próbując opisać stan własnych uczuć wahał się między „wkurwiony" a „sfrustrowany". Chociaż po dłużej chwili uznał, że to pierwsze bardziej oddaje nastrój, w jakim obecnie się znajdował. Posapał chwilę, grubym paluchem pogmerał w nozdrzach i spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Piękna rzemieślnicza robota – prezent od związku na trzydziestolecie pracy trenerskiej. Wskazówki na cyferblacie pokazywały za pięć ósma. Wkrótce będzie musiał wyjść ze swej samotni i poprowadzić trening.
Wciąż zgrzytał zębami na samo wspomnienie ostatniego spotkania z zarządem. Sam wiedział najlepiej jak mało czasu pozostało na przygotowanie reprezentacji. I nikt z tych starych pierdzieli nie musiał mu o tym przypominać! Z pokorą i uśmiechem na twarzy wysłuchał długiego wywodu przewodniczącego federacji siatkarskiej. Prawie półgodzinny monolog Sinego Zęba dotyczył patriotycznych postaw, dumy z reprezentowania kraju, honoru i innych tego typu górnolotnych pierdół, okraszonych i poprzeplatanych równie wielką ilością pompatycznych słów. Siedzący obok prezesa Skarbnik związku dorzucił jeszcze kilka zdań o tym jak wielkim zaszczytem jest organizacja imprezy, której będzie przyglądał się cały świat … i na tym zakończono spotkanie.
Smocza Kiszka z lubością wspominał czasy błogiego nieróbstwa i braku odpowiedzialności, kiedy to będąc w szerokiej, nierozpoznawalnej przez opinię publiczną, grupie działaczy mógł w spokoju kręcić swoje własne „lody". Teraz był twarzą reprezentacji, jej trenerem. Przeklinał dzień, w którym zgodził się przyjąć posadę. Cała odpowiedzialność i gniew kibiców miały skupić się na nim.
Drzwi otworzyły się bez pukania. Mała kudłata głowa wsunęła się przez wąską szparę.
– Panie trenerze, już czas – powiedział Krzywonogi, jego asystent, i zniknął równie szybko jak się pojawił
Smocza Kiszka burknął coś niezrozumiale i dźwignął się z miękkiego krzesła. Spojrzał z żalem na zegar wskazujący ósmą i wyszedł z pokoju na szeroki korytarz. Przejście do sali gimnastycznej zajęło ledwie chwilę. Kiedy już znalazł się w środku spojrzał na siatkarzy, którzy rozpoczęli rozgrzewkę bez niego. Widać było, że zawodnicy ciężko przepracowali cały sezon i na zgrupowanie przyjechali w optymalnej formie.
Młody Ryża Główka, który sezon temu przeszedł do pierwszoligowego Naprzód Razem w Strzelistych Sosnach, bardzo się rozwinął. Skuteczności w przyjęciu mogło mu pozazdrościć wielu starszych i bardziej doświadczonych graczy. To samo dotyczyło dwóch rozgrywających. Wystawy przy siatce były prawie, że idealne.
Największy mankament stanowili atakujący. Ich skuteczność, a właściwie nieskuteczność była zatrważająca i wołała o pomstę do nieba. Osobiście próbował przekonywać zarząd, że może warto by było ściągnąć kogoś z Zielonych Dolin lub Błękitnych Stawów, nadając obywatelstwo. W odpowiedzi został zrugany i uraczony kolejną przydługą przemową prezesa zarządu o „dumie narodowej" i „skundleniu". „Nie idźcie tą drogą Smocza Kiszka!" – poradził na osobności Skarbnik. No i nie poszedł, czego żałował z każdym dniem bardziej.
– Zaczynamy trenerze? – z zamyślenia wyrwał go podekscytowany głos jednego z zawodników. Smocza Kiszka spojrzał na masywnego, zarośniętego zawodnika, ubranego w reprezentacyjną zielono-niebieską koszulkę i czarne spodenki. Skinął głową bez słowa.
Kątem oka dostrzegł sylwetkę Krzywonogiego zbliżającą się do niego.
– To jak trenerze, zostawiamy siatkę na metr pięćdziesiąt czy podnosimy na dwa dwadzieścia cztery?
– zostaw na metr pięćdziesiąt – odparł zrezygnowanym głosem, świadomy niedostatków fizycznych swoich zawodników – niech się chłopaki chociaż pobawią
Mając w grupie Elfy i Ludzi, i tak wyjście z grupy graniczyłoby z cudem – po raz niewiadomo, który skonstatował smutno Smocza Kiszka – trener reprezentacji Krasnoludzkiego Związku Siatkówki.
Sympatyczne. Puenta mnie rozbawiła i zaskoczyła, a to na duży plus.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Rzeczywiście, zakończenie zabawne. Spodziewałem się drużyny smoków, a tu... . Oprócz tego widać, że przepisy gry w siatę nie są Ci obce, jak i pewne rzeczy związane ogólnie ze sportem. Natomiast nie potrafisz zapisywać dialogów i popełniasz też inne błędy, które w tak krótkim tekście nie powinny sie zdarzyć. Pozdrawiam
Mastiff
Dziękuję za komentarze.
@Bohdan: co do zapisu dialogów, to faktycznie są błędnie zapisane. Bardziej interesują mnie jednak "inne błędy". Mógłbyś mi napisać w paru zdaniach o co chodzi? Pozwoli mi to uninąć podobnych wpadek w przyszłości.
Oczywiście,że mogę. miałem na myśli przede wszystkim błędy interpunkcyjne, których jest sporo np.:
Mała kudłata głowa wsunęła się przez wąską szparę. - po "mała" przecinek, a takich miejsc jest w tekście więcej.
Poza tym, niektóre zdania brzmią dziwnie.
Drzwi otworzyły się bez pukania. - wygląda na to, że drzwi otworzyły się same z siebie i zapomniały zapukać:).
Kątem oka dostrzegł sylwetkę Krzywonogiego zbliżającą się do niego. - Lepiej brzmi: Kątem oka dostrzegł zbliżającą się do niego sylwetkę Krzywonogiego.
Ale, jak wspomniałem wcześniej, szort podobał mi się. Swoją drogą, to dziwne, że wiesz o błędach, które popełniasz w zapisie dialogów, a mimo to, ciągle je robisz...
Mastiff
@Bohdan:
Dziekuję za wskazanie mi błędów. Co do dialogów, sprawdziłem zasady po przeczytaniu twojego kometarza. Tak więc, nie miałem już szansy, aby je poprawić.