
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Nie wiem czy to hobby, ale któż z nas nie lubi sobie pocisnąć na pustej drodze?
– Nie cierpię, kiedy to robisz – powiedziała Ewa.
– Kiedy co robię? – spytał Jacek, podpalając sobie papierosa jedną ręką, a drugą niezdarnie operując telefonem. Kierownica samochodu pozostawiona sama sobie delikatnie skręciła w lewo. Ford zjechał na środek ciemnej drogi.
– Możesz przestać?
Janek uśmiechnął się, odłożył telefon i poprawił kierownicę.
– Za bardzo się stresujesz, nie przesadzaj – powiedział i wydmuchał dym. – Przecież nad wszystkim panuję.
– Będziesz tak gadał do czasu, póki się cos nie stanie. Na przykład nie wylądujemy na drzewie – burknęła Ewa. Ale w gruncie rzeczy nie przeszkadzało jej zachowanie Jacka.
Dogadywała mu, bo po prostu miała dosyć tej trzygodzinnej podróży i zwyczajnie nie mogła się doczekać, aż w końcu dojadą do domu jej rodziców. Mieli wyjechać wcześniej, żeby ominąć zakorkowane w godzinach szczytu wylotówki, ale jak zawsze niewiele z tego wyszło. Teraz było już ciemno– zmierzch zapadł jakieś dwie godziny temu, do tego z pól na drogę zaczęły się wspinać strzępy mgły. Ewa wygodniej usadowiła się w fotelu.
– Może włączymy radio, co? – zaproponował Jacek i nacisnął guzik. Z głośników poleciała jakaś szybka, taneczna piosenka. Wpadała w ucho i po chwili oboje już ją nucili.
– Mam nadzieje, że moi rodzice nie wkurzą się, że tak późno przyjedziemy – mruknęła Ewa. Droga prowadziła teraz przez las; mgła była tu rzadsza, ale bardziej wszechogarniająca.
– Ja mam nadzieję, ze nie każą nam spać w oddzielnych pokojach.
Ewa parsknęła.
– Bez przesady, aż tak starej daty to nie są.
– Oby. Mam dzisiaj na wieczór specjalne plany – powiedział Jacek i uśmiechnął się. Wyglądał tak przystojnie i rozkosznie, że Ewa poczuła przyjemne ukłucie w sercu.
– Co ty nie powiesz… jakie to są plany? – zapytała przybierając uwodzicielski ton.
Jacek przysunął do niej swoją twarz. Zanim Ewa się obejrzała, poczuła na swoim policzku delikatny dotyk ciepłej dłoni. Odwzajemniła pocałunek. Po chwili oderwała się od Jacka i spojrzała na drogę.
– Uważaj! – krzyknęła. Samochód zdążył zjechać na lewy pas, a przed nimi pojawił się ostry zakręt.
Jacek skręcił gwałtownie kierownicą. Ale na prawej stronie drogi coś leżało, jakiś tobołek. Tobołek, w którym przez sekundę mignęła… Nie, to niemożliwe! Ewa krzyczała, Jacek chyba też. Szarpnął kierownicą, żeby wyminąć zawiniątko. Nieprzenikniona ściana lasu pędziła im na spotkanie. W ostatniej chwili Jackowi udało się skręcić. Samochód obrócił się, jakieś drzewo przywaliło w jego tył, wybuchły poduszki powietrzne. Ford stanął.
Zapadła absolutna cisza. Las zamarł nad zniszczonym samochodem i nieruchomymi ludźmi. Tylko mgła zdawała się gęstnieć wokół nich.
*
W końcu w samochodzie ktoś się poruszył.
– Ewa! Ewa! Nic ci nie jest? – krzyczał spanikowany Jacek, walcząc z poduszkami powietrznymi. W końcu poradził sobie z nimi i pochylił się nad dziewczyną. W ciemnościach nie widział, co jej jest. Ale wymowna cisza podsuwała mu najgorsze odpowiedzi.
Ewa jęknęła cicho.
– Kochanie, skarbie, błagam, powiedz coś do mnie! Nic ci nie jest? – panika zaczęła ogarniać jego umysł. Zaczął dotykać dziewczyny, sprawdzając czy ma obrażenia.
– No tak, ty tylko o macaniu myślisz – wychrypiała Ewa niespodziewanie.
Jacek aż zachłysnął się z ulgi. Skoro żartowała, to nie mogło być z nią aż tak źle…
– Ewuniu, wszystko w porządku?
– Tak. Tylko moja głowa… Cholernie boli – powiedziała i przysunęła jego dłoń do ucha. Nad nim Janek wyczuł spory guz, ale na szczęście nie było krwi.
Przytulił mocno dziewczynę, przekazując tym uściskiem wszystko to, czego nie był w stanie powiedzieć.
– Musimy zadzwonić na telefon. To znaczy na pogotowie. I po pomoc drogową, telefonem oczywiście. Gdzie on jest…
Sięgnął do włącznika i ku swojej uldze zapaliło się światło. Czemu wcześniej o tym nie pomyślał? Ewa była śmiertelnie blada, ale nie widział większych obrażeń. Telefonu nigdzie na wierzchu nie dostrzegł, pewnie poleciał gdzieś przy uderzeniu.
– Jacek?
– Co? – przeszukał podłogę pod swoim fotelem i właśnie zabierał się do części Ewy. Musiał jak najszybciej znaleźć ten cholerny telefon! Może i wyglądali na zdrowych, ale nie miał złudzeń– potrzebowali lekarza.
– A to dziecko?
Na chwilę go zmroziło.
– Jakie dziecko?
– To na drodze.
– Tam nie było żadnego dziecka – powiedział z przekonaniem.
– To co to było?
– Nie wiem. Jakiś worek albo konar? – Coś na drodze leżało, to fakt, ale był to jakiś nieokreślony kształt, może fantastyczny strzęp mgły, który ich zmylił.
Ewa patrzyła na niego świecącymi oczami. W żółtym świetle samochodowych żarówek miały dziwny, zgniły odcień zieleni.
– To było dziecko. Wiem co widziałam – mówiła tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Kotek, uderzyłaś się w głowę – powiedział cierpliwie.
– Wiem co widziałam – rzuciła krótko Ewa i otworzyła drzwi. Zaskoczony Jacek nie zdążył jej złapać; już stała na drodze i odchodziła chwiejnie od samochodu.
– Cholera, Ewa, wracaj tutaj! Co ty najlepszego wyprawiasz? – krzyczał Jacek wychodząc z forda. Podszedł z tyłu do dziewczyny, żeby ją podtrzymać; ta szła powoli, wyraźnie zdezorientowana.
– Widzisz? Niczego tu nie ma. Mgła potrafi robić dziwne rzeczy z naszymi oczami…
Zaczął, ale nie dokończył. Kilka kroków przed nimi leżał tobołek. Kiwał się delikatnie, jakby coś w jego wnętrzu kręciło się niecierpliwie. Od jego strony dochodził cichy dźwięk, jakby stłumiony szloch. Jacek złapał Ewę mocno za rękę i oboje podeszli wolno w stronę zawiniątka.
– Mój Boże – powiedziała cicho, osuwając się na kolana.
*
Niemowlę wyglądało zupełnie zwyczajnie. Mała pomarszczona główka, silnie przymrużone oczka, delikatne i malutkie paluszki. Gdy tylko Ewa wzięła je na ręce, cichy szloch się urwał, a dziecko przestało się kręcić. Było sine z zimna, mimo owinięcia w pled.
– Zabierzmy je do samochodu – powiedziała– Trzeba je ogrzać.
Jacek kiwnął głową. Oczy miał nieprzeniknione, ale Ewa dokładnie wiedziała, o czym myśli. „O mało go nie przejechaliśmy. O mało go nie przejechaliśmy." W jej głowie co chwile pojawiały się obrazy, pochodzące niczym z krwawego horroru. Krew na ulicy, szczątki… Nie! Nie mogła o tym myśleć. Na szczęście to się nie zdarzyło.
– Trzeba teraz zawiadomić policję – powiedział martwym głosem Jacek. Ewa usiadła na siedzeniu kierowcy, a on zaczął systematycznie przeszukiwać wóz. – Gdzie jest ten cholerny telefon… – mruczał do siebie, podczas gdy Ewa tuliła do siebie dziecko. Było teraz nadspodziewane ciche, jakby nie chciało wokół siebie robić nadmiernego zamieszania. Ale i tak oczy obojga ciągle ku niemu wędrowały.
– Jacek… jak ono się znalazło na tej drodze? Przypadkiem? – zapytał Ewa, ale doskonale znała odpowiedź.
– A co? Myślisz, że ktoś wyszedł na grzyby i zgubił dziecko na środku ulicy, a potem wrócił do domu i nawet tego nie zauważył?
Ewa milczała przez chwilę.
– ktoś chciał się go pozbyć – powiedział dobitnie Jacek, a Ewa poczuła, jak dopada ją bezsilna złość. Jak można było chcieć zrobić coś takiego? Coś tak nieludzkiego? Jednocześnie jej psychika chciała koniecznie temu wszystkiemu zaprzeczyć, zanegować dziwną i straszną sytuację, w której się znaleźli. Podać jakieś inne rozwiązanie…
– Przecież to bez sensu… Przecież wiadomo by było, że samo na tej drodze się nie pojawiło… Policja by się domyśliła, że ktoś je tu zostawił specjalnie. A może… Może komuś coś się stało, jakiś wypadek? I to dziecko znalazło się tutaj przez przypadek?
Jacek nie zwracał na nią uwagi, wciąż myszkował po samochodzie. Ewa miała ochotę krzyczeć, za to on zachowywał się zupełnie normalnie. Teraz sprawdzał tylne siedzenia.
– Cholera, nie mogę go znaleźć.
Ewa pomacała pulsujący bólem guz. Jakaś myśl próbowała przebić się przez jej skołataną głowę.
– Jacek! Jacek! – powiedziała przestraszona, odwracając się do tyłu. – A co… jeśli ten, kto zostawił na drodze dziecko nadal tu jest? Upewnia się, czy wszystko poszło po jego myśli?
Jacek znieruchomiał. Przez chwilę tkwił tak, a potem obszedł samochód i usiadł na siedzeniu pasażera.
– Kochanie, nikogo tu nie ma. Ktokolwiek to był, cokolwiek chciał zrobić, poszedł sobie– powiedział uspokajająco, kładąc jej rękę na policzku. – Wszystko będzie dobrze.
Ewa spojrzała w jego oczy i zobaczyła w nich strach i niepewność, starannie ukryte pod płaszczykiem spokoju. Był silny dla niej, teraz to do niej dotarło. Był silny, bo wiedział, że sama nie da rady taka być.
– Boję się.
– Nic się nie bój. Jestem przy tobie, a przy mnie nic ci się nie stanie. Zaraz jakoś znajdziemy rozwiązanie tej chorej sytuacji. Chodź tu do mnie, przytul się – powiedział, a Ewa przysunęła się do niego, po policzku płynęła jej łza. Na kolanach trzymała uratowane dziecko.
Po chwili odsunęli się od siebie, chociaż żadne nie dostało pocieszenia. To wszystko wydawało się być jakimś makabrycznym koszmarem.
– Może samochód zapali? – rzuciła Ewa bez nadziei. Przekręciła kluczyk, ford kaszlnął, ale nie silnik się nie włączył.
– To było do przewidzenia. – Jacek pokiwał smętnie głową. – Myślę, że mamy tylko dwa wyjścia z tej sytuacji. Albo poczekać na jakiś inny samochód, który będzie tędy przejeżdżał, albo wyjść z samochodu i spróbować dotrzeć do jakiegoś domu.
Ewa wzdrygnęła się. Nie miała najmniejszej ochoty błąkać się po lasach, we mgle i w nocy, z nieswoim, być może wyziębionym i o mało co nie przejechanym dzieckiem.
– Nie ma mowy. Zostaniemy tutaj. W końcu nie jesteśmy na końcu świata, po tej drodze w końcu coś przejedzie.
– Możemy tu czekać nawet do rana– powiedział niepewnie Jacek.
– Trudno. Wolę zaczekać na dzień. Rano wszystko będzie wyglądało inaczej i lepiej.
– Ale kochanie, nie jesteśmy wcale tak daleko, za godzinę albo półtorej moglibyśmy dojść do jakiejś wsi…
– Nie! – krzyknęła Ewa, zaskakując sama siebie. – Po pierwsze, nie możemy zostawić samochodu. Po drugie, droga jest nieoświetlona, jeszcze by nas ktoś potrącił. Poza tym Na zewnątrz jest lodowato, a dziecko jest wyziębione… – argumenty posypały się zaskakująco szybko. Jacek już otwierał usta, by cos powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliła. – Do tego nie jestem w stanie teraz nigdzie iść. Jakbyś nie pamiętał, uderzyłam się w głowę, która mnie nieźle napieprza.
– No dobra, to ostatnie mnie przekonało – powiedział niechętnie. Widać było, że wcale mu się ten pomysł nie podoba i robi to tylko ze względu na nią. – Może faktycznie rano wszystko będzie wyglądało lepiej.
Ewa odetchnęła z ulgą. Nie przyznałaby się do tego przed sobą, ale było jeszcze coś, co kazało jej zostać w samochodzie. Przeczucie mówiło jej , ze gdzieś w tym lesie może ich spotkać coś złego.
*
Przesiedli się na tył forda. Ogrzewanie nie działało, wiec zawinęli dziecko w kurtkę Ewy. Jacek obejmował dziewczynę od tyłu, ochraniając ją własnym płaszczem, a ona trzymała niemowlaka blisko siebie, by dać mu jak najwięcej ciepła. Z czasem dziecko zaczęło się więcej ruszać, jakby rozgrzane ich ciepłem. Nadal jednak pozostawało ciche, najwyraźniej przysypiało.
Siedzieli w ciszy, od czasu do czasu rzucając jakieś pocieszające zdanie w rodzaju „wszystko będzie dobrze" i „na pewno zaraz ktoś będzie tędy jechał". Minuty jednak płynęły, a nikt się nie pojawiał.
– Żałuję, że nie powiedziałam rodzicom, kiedy dokładnie przyjedziemy. Rzuciłam tylko: piątek albo sobota. Gdybym tylko zadzwoniła do nich dzisiaj… Wiedzieliby wtedy, że coś się stało, skoro nas nie ma. Może nawet by po nas wyjechali – mówiła Ewa, a chłodne łzy toczyły się po jej policzkach.
– Kotek, przestań się zadręczać. To nie twoja wina. Nikt nie mógłby przewidzieć tak chorej sytuacji – uspokoił ją Jacek. Sam jednak myśli miał niewesołe.
Sytuacja była więcej niż chora. Była absolutnie dziwaczna. Im dłużej siedzieli w samochodzie, tym bardziej nie mógł uwierzyć w to co im się przydarzyło. Nie żałował, że zostali w samochodzie; mleczna mgła rozlała się wokół forda maksymalnie ograniczając widoczność. Dobrze ze samochód zatrzymał się na poboczu, to nikt jadący ich nie potrąci. Ale gdyby wyszli na drogę na pewno by się coś takiego stało. Albo zgubiliby się już po kilkunastu metrach.
Poza tym bardzo bał się o Ewę. Nie byli ze sobą długo– tylko kilka miesięcy, ale zależało mu na niej bardziej niż na jakiejkolwiek dziewczynie wcześniej. Czasem łapał się na tym, że jak głupi wpatruje się w nią i zastanawia, jak ktoś taki mógł się trafić właśnie jemu. Nie darowałby sobie, gdyby cokolwiek się jej stało z jego winy. Nie mógł się przecież oszukiwać– ten cały wypadek zdarzył się właśnie przez niego. Gdyby tylko bardziej uważnie patrzył na drogę… Nie uderzyłaby się w głowę, nie musiałaby teraz siedzieć tutaj z jakimś dzieckiem, w chłodzie, niepewna sytuacji.
Ewa nagle zaczęła się kręcić.
– Jacek, ono mi się wyrywa – powiedziała przerażona. Dziecko szamotało się. Żadne z nich nie miało doświadczenia z niemowlakami, ale oboje czuli, że coś tu jest nie w porządku.
W końcu Ewa położyła je na siedzeniu, niezdolna do utrzymania go w rękach.
Tyle, że nie było ono już dzieckiem. Zamiast niego było… czymś. Blada skóra niemowlaka zaróżowiła się od ciepła, ale była to jedyna ludzka w nim rzecz. Zamiast normalnych oczu miało wielkie, czarne, owadzie. W bezzębnych dotąd usteczkach pojawiły się małe kły, zza których wychynął cienki język, jak u węża.
Dziecko syknęło i zaczęło szamotać się jeszcze bardziej, żeby uwolnić się z koca i kurtki.
Ewa zamarła i patrzyła na nie oniemiała.
Jacek pomyślał, ze ma omamy. Szok, uderzenie w głowę, stres, to wszystko mogło wywołać potężne halucynacje. Dziecko ponownie syknęło, a jego przeszedł zimny dreszcz. Ciało zareagowało w oderwaniu od logiki– syk obrzydził go, tak jak obrzydzić może obślizgły robak łażący po dłoni. Odruchowo pociągnął w tył Ewę. W samą porę, bo dziecko właśnie wyplątało się z zawiniątka i rzuciło z ich stronę. Ruszało się dziwnie, nie jak człowiek tylko jak pająk. I było szybkie, zbyt szybkie.
Pomknęło w kierunku twarzy Ewy, a ta nawet nie próbowała się bronić. Jacek za to odepchnął je tak mocno, jak tylko mógł na ograniczonej przestrzeni. Dziecko odrzuciło w tył, ale uderzenie nie zrobiło mu krzywdy. Tego tu nie ma, tego tu nie ma, myślał rozpaczliwie Jacek. Ale dziecko syknęło jedynie i znowu popełzło w ich stronę. Ewa w końcu wyrwała się z odrętwienia. Zaczęła odchylać się do tyłu, niecelnie odepchnęła dziecko, wciąż niezmordowanie próbujące dostać się do jej twarzy. W końcu jedno z uderzeń zwaliło je z fotela na wycieraczkę. Jacek wykorzystał chwilowe zamroczenie niemowlaka, przekręcił się nad Ewą i zaczął je kopać. Obrzydzenie, które czuł na jego widok i strach zapanowały nad racjonalnym myśleniem. Nie słyszał krzyków dziewczyny ani nie czuł jej rąk na swojej szyi. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że dziecko się nie rusza, a Ewa płacze i próbuje go odciągnąć.
Oddychał szybko, zmęczony wysiłkiem. Chwilę siedzieli w milczeniu, niezdolni do wydania jakiegokolwiek dźwięku. Nagle dotarło do niego, co zrobił. Zabił niemowlaka! Zabił niemowlaka! Wydawało mu się, że dziecko zmieniło się w upiora, i pod wpływem halucynacji zabił je! Kopniakami!
Zrozpaczony pochylił się w jego stronę. Dziecko wyglądało prawie normalnie. Zamknięte powieki osłaniały owadzie oczy, ząbki ukryły się w ustach. Jedynie rozdwojony język wychylał się z pomiędzy różowych warg. Jacek mrugał oczami, ale on wcale nie znikał. W końcu dotknął go niepewnie ręką– był suchy i zimny. Palce przebiegły po powiekach, odsłaniając nieludzkie oczy.
– Nie żyje? – zapytała drżącym głosem Ewa. Jej ciało zresztą też drżało.
– Tak.
– Co to było?
– Nie wiem. Na pewno nie człowiek.
Mózg Jacka pracował na zwolnionych obrotach. Powinien wymyśleć jakiś plan działania, ale w jego głowie nie było miejsca na nic poza obrazem upiornego dziecka. Wciąż do niego powracał, nawet gdy zamykał oczy.
– Czy to się nie obudzi? Co to mogło być?– Ewa zadawała wciąż nowe pytania, coraz szybciej i głośniej. Była bliska histerii. On zresztą też. Ale nie mógł przecież pozwolić, by rozkleili się oboje. Złapał ja za ramiona.
– Posłuchaj mnie uważnie – powiedział, a w głowie miał pustkę. Co miał jej niby powiedzieć? „Nie przejmuj się skarbie, to był tylko jakiś cholerny potwór. Udajmy, ze się nic nie stało. Takie rzeczy są przecież na porządku dziennym."
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, przerażeni i niedowierzający samym sobie.
– Nie wiem, co to było. Nie chcę wiedzieć, czy to był upiór, czy cos innego– powiedział w końcu Jacek. – Nie chce o tym myśleć. Takie rzeczy przecież nie istnieją. Nie chcę, żeby istniały.
Ewa pokiwała głową, ale Jacek miał wrażenie, że w ogóle go nie słucha. Co chwilę zerkała w przestrzeń między fotelami, na martwego niemolaka. – Nie chcę się teraz zastanawiać, jak bardzo jest to nieprawdopodobne i posrane.
– Przecież nie możemy udać, że to się nie zdarzyło. To coś tu nadal leży! Istniało! Skądś się wzięło!- nagle zaczęła krzyczeć, a jej twarz nabiegła krwią.
Jacek złapał ją za ramiona i przytulił. Z początku wyrywała się, ale po chwili uspokoiła. Wtulając twarz w jej pachnące włosy zastanawiał się, czy to wszystko nie przyśniło się im. Wiedział, co zobaczy jak się odwróci, ale wiedział też, że to nie powinno istnieć.
Nagle Ewa odepchnęła go gwałtownie i zwymiotowała na wycieraczkę.
– Nie mogę… Naprawdę – mówiła między jednym atakiem a drugim. Jacek bezsilnie podtrzymywał jej włosy i klepał po plecach. W końcu Ewą przestały targać torsje, wyprostowała się. Otarła usta ręką i spojrzała poważnie na Jacka.
– Cokolwiek to było… naprawdę tutaj było. Wciąż jest. Zabiliśmy to – powiedziała cicho.
– Masz rację. Tylko pytanie, co w takim razie teraz zrobimy?
– Nie chcę tu zostać – odpowiedziała natychmiast Ewa. Nie płakała, ale za to drżała na całym ciele.
– Trzeba to przemyśleć, dobrze?
Przytulił ją znowu.
– Kocham cię, wiesz? Wszystko będzie dobrze – powiedział Jacek. Musiał być spokojny, powtarzał sobie cały czas, żeby i ona mogła się opanować.
– Tez cię kocham – odpowiedziała. Tkwili tak przez chwilę, w uścisku, aż Ewa odsunęła się od niego.
Spojrzał w jej twarz. Oczy miała pełne strachu i niedowierzania, ale starała się nie dać po sobie tego poznać.
– Boże, a ja myślałam, że to tylko dziecko. Małe, niewinne dziecko. Z posranymi rodzicami czy inną posraną rodzinką, która chciała je zabić, ale myślałam, ze to tylko normalne dziecko. A tu patrz, niespodzianka – powiedziała i zaśmiała się histerycznie.
Nagle Jacka nawiedziła straszna myśl.
– Ewa, to jest dziecko.
Przestała się śmiać i spojrzała na niego bez zrozumienia.
– Dziecko… to znaczy młode – wyjaśnił.
-Nie masz chyba na myśli…
– Tak. Właśnie to ma na myśli. Co jeśli… to coś jest jak na przykład młode dzika? Co jeśli gdzieś tutaj krąży upiorna locha i go szuka? Co jeśli znajdzie nas przy jego zwłokach?
Ewa mimowolnie zerknęła na martwego niemowlaka. Łzy pociekły jej po policzkach.
– To nieprawda – zaprzeczyła. Ale czuła, że Jacek może mieć racje. Jej wcześniejsze wrażenie, że coś złego czeka na nich w tym lesie tylko się wzmogło. – Musimy stad iść.
– Tak – powiedział Jacek i otworzył drzwi forda. Mgła wdarła się do środka, jakby była żywym stworzeniem.
Jacek złapał Ewę za rękę i wyciągnął z samochodu.
Las był spokojny, utopiony we mgle. Znaleźli pobocze i ruszyli wzdłuż asfaltu. Cisza napierała na nich, ale nie mieli odwagi jej przerwać. Obejmowali się mocno, jak gdyby mogło to im dać jakąś ochronę. Cały czas mieli wrażenie, że ktoś ich obserwuje, że za chwilę przerażająca dorosła wersja nieludzkiego upiora wyskoczy na nich zza drzewa. Ewa drżała, Jacek obracał w dłoniach ostatniego papierosa. Boże, jak strasznie chciało mu się zapalić, uspokoić. Palenie było czymś tak normalnym, znajomym, że zdawało się należeć do innego, całkowicie odległego świata, który przez przypadek wypluł ich ze swojego ustroju. Bał się zapytać, o czym myśli Ewa, bał sam się pomyśleć, o tym co przed chwilą ich spotkało.
Pokonali tak kilkadziesiąt metrów, chociaż im zdawało się, że szli godzinami. W końcu Jacek zobaczył przed sobą żółte światło. Ktoś nadjeżdżał! Niewysłowiona ulga ogrzała mu serce. Znany i normalny świat jednak istniał! I był niedaleko!
Zaczęli biec w kierunku światła, wymachując rękami, a im bliżej było, tym bardziej rozwiewała się mgła. W końcu przestali dawać znaki– nagle zrozumieli, że nie jest to potrzebne. Szli więc po prostu naprzód, niespodziewanie spokojni i bezpieczni.
*
Następnego dnia urzędnik jadący do pracy natknął się na wrak samochodu, a w nim dwa ciała, młodej dziewczyny i chłopaka. Policja jako powód wypadku podała błąd kierowcy lub pasażera: zbyt mała uwagę i lekkomyślność, niedostateczną ostrożność na niebezpiecznym odcinku drogi. Na akcie zgonu pojawiło się, że Ewa i Jacek zginęli natychmiast z powodu odniesionych obrażeń wywołanych zderzeniem. A szkoda, bo dziewczyna była w ciąży.
___
Może nie jest to opowiadanie najwyższych lotów, ale mam nadzieję, że nie jest też najniższych. Bardzo prosiłabym o komentarze odnośnie zakończenia oraz dialogów, chociaż oczywiście każdy konstruktywny przyjmę z wdzięcznością i ochotą:)
Hę? no właśnie zakończenie... nieco dziwne - nie do końca kumam. ;-)
Co do tekstu - nie licząc drobnych błędów stylistycznych, literówek itp - jest znośny. Poprawny i ładnie się wpasowujący w sam środek skali ocen ;-)
szkoda tylko, że nie mogę dać 3 i pół.... a 4 dać nie mogę. Nie dam zatem nic.
pzdr!
Nie będę oceniać stylu i umiejętności. Wydaje mi się w porządku.
Mogę ocenić efekt emocjonalny jaki czytanie tego tekstu wywołało u mnie. pomysł na 6 jego realizacja na 5 efekt piorunujący.
- Jacek aż zachłysnął się z ulgi - trochę mi zgrzyta ten czasownik. Nie lepsze byłoby odetchnął z ulgą?
- Przytulił mocno dziewczynę, przekazując tym uściskiem wszystko to, czego nie był w stanie powiedzieć. - Wątpię, żeby mieli wystarczająco miejsca na uściski przyciśnięci przez poduszki powietrzne. Ale może za bardzo się czepiam ;)
- Musimy zadzwonić na telefon. To znaczy na pogotowie. I po pomoc drogową, telefonem oczywiście. Gdzie on jest... - Rozumiem, że brak logiki w wypowiedzi jest spowodowany oszołomieniem bohatera?
- Sięgnął do włącznika i ku swojej uldze zapaliło się światło. - Czy nie powinno być ku jego uldze ? Ale sam nie jestem pewien.
- Wiem co widziałam - rzuciła krótko Ewa i otworzyła drzwi. Zaskoczony Jacek nie zdążył jej złapać; już stała na drodze i odchodziła chwiejnie od samochodu.
- Cholera, Ewa, wracaj tutaj! Co ty najlepszego wyprawiasz? - krzyczał Jacek wychodząc z forda. - powtórzenie.
- Gdzie jest ten cholerny telefon... - mruczał do siebie, podczas gdy Ewa tuliła do siebie dziecko. - Wiadomo, że nie do drzewa :)
- Jacek nie zwracał na nią uwagi, wciąż myszkował po samochodzie. Ewa miała ochotę krzyczeć, za to on zachowywał się zupełnie normalnie. Teraz sprawdzał tylne siedzenia. - To zdanie strasznie się gryzie z pozostałymi dwoma.
- Jacek znieruchomiał. Przez chwilę tkwił tak, a potem obszedł samochód i usiadł na siedzeniu pasażera.
- Kochanie, nikogo tu nie ma. Ktokolwiek to był, cokolwiek chciał zrobić, poszedł sobie- powiedział uspokajająco, kładąc jej rękę na policzku. - Wszystko będzie dobrze. - Skąd ta pewność, skoro nawet się nie rozejrzał?
- Może samochód zapali? - rzuciła Ewa bez nadziei. Przekręciła kluczyk, ford kaszlnął, ale nie silnik się nie włączył. - Niepotrzebne powtórzenie. Po przeczytaniu tego zdania nasunęła mi się myśl, co ona zrobiła z dzieckiem? Chyba nie odłożyła na bok?
- To było do przewidzenia. - Jacek pokiwał smętnie głową. - Myślę, że mamy tylko dwa wyjścia z tej sytuacji. Albo poczekać na jakiś inny samochód, który będzie tędy przejeżdżał, albo wyjść z samochodu i spróbować dotrzeć do jakiegoś domu. - Zbędne powtórzenie. Sugeruje dopisać, że dotrą do jakiegoś domu na piechotę ;)
- Nie ma mowy. Zostaniemy tutaj. W końcu nie jesteśmy na końcu świata, po tej drodze w końcu coś przejedzie. - Powtórzenie.
- Nie! - krzyknęła Ewa, zaskakując sama siebie. - Po pierwsze, nie możemy zostawić samochodu. Po drugie, droga jest nieoświetlona, jeszcze by nas ktoś potrącił. Poza tym Na zewnątrz jest lodowato, a dziecko jest wyziębione... - Trochę brak logiki w tym zdaniu. Zawsze mogą iść poboczem, samochody mają własne oświetlenie, więc szansa potrącenia jest znikoma. Po drugie bohaterka w poprzedniej części tekstu snuje przypuszczenia o stanie zdrowotnym dziecka, a tutaj jest pewna, że jest chore.
- Jacek już otwierał usta, by cos powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliła. - Literówka.
- Do tego nie jestem w stanie teraz nigdzie iść. Jakbyś nie pamiętał, uderzyłam się w głowę, która mnie nieźle napieprza.
- No dobra, to ostatnie mnie przekonało - powiedział niechętnie. Widać było, że wcale mu się ten pomysł nie podoba i robi to tylko ze względu na nią. - Może faktycznie rano wszystko będzie wyglądało lepiej. - Skoro teraz nie może chodzić, to jakim cudem wyszła z samochodu i dotarła do dziecka?
- Przeczucie mówiło jej , ze gdzieś w tym lesie może ich spotkać coś złego. - Literówka. Do tego, to zdanie psuje klimat i zdradza dalszy przebieg akcji.
- Ogrzewanie nie działało, wiec zawinęli dziecko w kurtkę Ewy. Jacek obejmował dziewczynę od tyłu, ochraniając ją własnym płaszczem, a ona trzymała niemowlaka blisko siebie, by dać mu jak najwięcej ciepła. Z czasem dziecko zaczęło się więcej ruszać, jakby rozgrzane ich ciepłem. Nadal jednak pozostawało ciche, najwyraźniej przysypiało. - To w końcu dziecko przysypia, czy się budzi z letargu, bo już się pogubiłem? Do tego powtórzenie.
- Kotek, przestań się zadręczać. To nie twoja wina. Nikt nie mógłby przewidzieć tak chorej sytuacji - uspokoił ją Jacek. - Moim skromnym zdaniem, bardziej pasuje mógł oraz uspokajał.
- Sytuacja była więcej niż chora. Była absolutnie dziwaczna. Im dłużej siedzieli w samochodzie, tym bardziej nie mógł uwierzyć w to co im się przydarzyło. Nie żałował, że zostali w samochodzie; mleczna mgła rozlała się wokół forda maksymalnie ograniczając widoczność. Dobrze ze samochód zatrzymał się na poboczu, to nikt jadący ich nie potrąci. Ale gdyby wyszli na drogę na pewno by się coś takiego stało. Albo zgubiliby się już po kilkunastu metrach. - A ja myślałem, że się rozbił? Ciężko jest się zgubić idąc cały czas asfaltową drogą.
- W końcu Ewa położyła je na siedzeniu, niezdolna do utrzymania go w rękach.
Tyle, że nie było ono już dzieckiem. Zamiast niego było... czymś. Blada skóra niemowlaka zaróżowiła się od ciepła, ale była to jedyna ludzka w nim rzecz. Zamiast normalnych oczu miało wielkie, czarne, owadzie. W bezzębnych dotąd usteczkach pojawiły się małe kły, zza których wychynął cienki język, jak u węża.
Dziecko syknęło i zaczęło szamotać się jeszcze bardziej, żeby uwolnić się z koca i kurtki.
Ewa zamarła i patrzyła na nie oniemiała. - Te zdanie, jak dla mnie, jest pozbawione emocji i napięcia. Droga Autorko, jak ty byś się czuła gdyby coś takiego cię zaatakowało?
- W samą porę, bo dziecko właśnie wyplątało się z zawiniątka i rzuciło z ich stronę. Ruszało się dziwnie, nie jak człowiek tylko jak pająk. I było szybkie, zbyt szybkie. - Literówka w zdaniu. A może, poruszało się na czterech odnóżach niczym pająk ?
- Jacek za to odepchnął je tak mocno, jak tylko mógł na ograniczonej przestrzeni. - Nie lepsze byłoby, jak tylko pozwalał na to ograniczona przestrzeń ?
- Dziecko odrzuciło w tył, ale uderzenie nie zrobiło mu krzywdy. - Domyślam się, że chodziło o uderzenie odrzuciło dziecko w tył, ale nie zdołało mu zrobić żadnej krzywdy.
- Ewa w końcu wyrwała się z odrętwienia. Zaczęła odchylać się do tyłu, niecelnie odepchnęła dziecko, wciąż niezmordowanie próbujące dostać się do jej twarzy. W końcu jedno z uderzeń zwaliło je z fotela na wycieraczkę. Jacek wykorzystał chwilowe zamroczenie niemowlaka, przekręcił się nad Ewą i zaczął je kopać. - Nie rozumiem sensu tego zdania?
- Oddychał szybko, zmęczony wysiłkiem. Chwilę siedzieli w milczeniu, niezdolni do wydania jakiegokolwiek dźwięku. - Sugeruje przeczytać z dwa razy to zdanie, jak dla mnie jest zbyt szybki przeskok z emocji jednego bohatera. Myślę, ze enter w tym miejscu załatwiłby problem :)
- Wtulając twarz w jej pachnące włosy zastanawiał się, czy to wszystko nie przyśniło się im. - Niepoprawny szyk.
- Nagle Ewa odepchnęła go gwałtownie i zwymiotowała na wycieraczkę.
- Nie mogę... Naprawdę - mówiła między jednym atakiem a drugim. Jacek bezsilnie podtrzymywał jej włosy i klepał po plecach. W końcu Ewą przestały targać torsje, wyprostowała się. Otarła usta ręką i spojrzała poważnie na Jacka. - Dopiero teraz odruch wymiotny, tak bez powodu?
- Co jeśli... to coś jest jak na przykład młode dzika? - Co? Chodziło o dziki? Z opisu dziecka bardziej spodziewałbym się nawiązania do jakiegoś owada.
Błędy wytknięte, a za wpieprzanie się do cudzego tekstu z góry przepraszam ;)
Opowiadanie średniej klasy, może gdyby były w nim trochę więcej ekspresji. Ale za to zakończenie mnie zaciekawiło. Czym było to dziwne żółte światło? Statkiem kosmicznym?
Zapomniałem jeszcze dodać, że zostało kilka literówek do poprawy i te kilka dwukropków, które pojawiły się w tekście, wydają się zupełnie niepotrzebne.
Dobra, a teraz mogę spokojnie zabrać się do lektury mojej nowej książki ;)
Powodzenia w dalszym pisaniu.
Na akcie zgonu pojawiło się, że Ewa i Jacek zginęli natychmiast z powodu odniesionych obrażeń wywołanych zderzeniem. A szkoda, bo dziewczyna była w ciąży. - Wiem, że to "szkoda" miało się tyczyć, tego że zginęli, a wyszło "szkoda, że natychmiast zginęlibo dziewczyna była w ciąży". To co lepiej byłoby żeby konała świadomie i długo? Mam nadzieję, ze wiesz o co mi chodzi :) Może: Dziewczyna była w szóstym miesiącu ciąży. Bez " szkody ", co myślisz?
Poza tym tekst sympatyczny. Rozumiem, że cale zdarzenie z niemowlęciem nastapiło w momencie śmierci? W podświadomości? Trochę to niejasne jest, i co to za żółte światlo? Tunel śmierci? :)
Samochód obrócił się, jakieś drzewo przywaliło w jego tył, (...).
Wyciągnęło z ziemi korzenie i jak nie walnęło!
Czym były te żółte światła, to sprawa otwarta. Przyznaję, że czytałem ze sporym zainteresowaniem.
Bardyo sympatyczny tekst. Ale to zakończenie, naprawdę miałeś tylko taką opcję?
Bardzo dziękuje za komentarze, szczególnie te wytykające błędy w tekście:) zastanowię się nad nimi, myślę że pomogły mi zobaczyć, nad czym muszę jeszcze popracować. Tekstu na stronie nie poprawiam, za to przysiądę sobie do niego za jakiś czas, wtedy bardziej zwrócę na wszystko uwagę.
Jeśli chodzi o zakończenie, to z początku miałam pomysł na zupełnie inne- jak to bywa w trakcie pisania wpadłam na pomysł na to konkretne. Przyznam, że dość długo zastanawiałam się, które byłoby lepsze i w końcu niepewna zdecydowałam się na to. Cieszę się, że komuś się spodobało:) Ale tym, dla których jest niejasne, nie będę mówić "co autor miał na myśli". Każdy niech odbiera je po swojemu, a jeśli okazało się zupełnie niezrozumiałe, to następnym razem najwyraźniej będę się musiała bardziej postarać:)