
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Droga Mleczna, Ramię Perseusza. Galaktyczny Kowboj przemierzał cały wszechświat w poszukiwaniu śmiałka, z którym mógłby wygrać lub przegrać pojedynek. Do tej pory był niezwyciężony, ale lata świetlne dają o sobie znać. Nie używał laserowego pistoletu już od bardzo dawna. Może nawet zapomniał co i jak? Statek „Mustang 600" wylądował, gdyż wyczuł coś na planecie.
– Cholerny autopilot – parsknął do siebie Kowboj zakładając kapelusz. Zainstalował aparat, który pozwalał mu oddychać. Jeszcze kilka poprawek, pas, kabury i mógł iść badać teren. Sprawdził dodatkowo pistolety, które okazały się w pełni sprawne. Teraz opuścił wiernego „Mustanga 600".
Na zewnątrz znajdowało się pustynne miasto. Było ciepło, ale nie upalnie. Mile zaskoczony Kowboj rozejrzał się. Kilka knajp, sklepy, domy, burdel – nic nadzwyczajnego.
– Zapewne miasto kosmicznych bandytów – stwierdził. Bez zastanowienia udał się do najbliższej tawerny. Nic się nie wydarzyło, gdy wszedł. Kelner obsługiwał właśnie nieźle pijanego faceta trzymającego w talii rudą dziwkę. Kowboj podszedł do lady.
– Co panie życzysz sobie? – spytał barman wycierający kufle. Nowo przybyły przejechał wzrokiem po międzygalaktycznych alkoholach. Taki duży wybór? To było naprawdę dziwne…
– Brandy – odparł po chwili zastanowienia. – Tej ziemskiej.
Kelner uśmiechnął się i wziął zakurzoną butelkę.
– Skąd jesteś? – spytał podając Kowbojowi alkohol.
– Z Układu Słonecznego – Ziemianin wziął dużego łyka. Gość za ladą zrobił dziwną minę.
– Chyba nie jestem na bieżąco… Ale wydaje mi się, że Wy – Ziemianie…
– Nie wiemy nic o międzygalaktycznych pierdołach? – Kowboj prychnął śmiechem i oparł się łokciem o blat. – Wiemy o nich już dwieście lat panie. Nie bierzemy w nich czynnego udziału, bo mamy duże problemy ze sobą – kelner pokiwał głową. Po chwili odszedł, by obsłużyć nowego klienta, a raczej klientkę. Zamówiła dokładnie to samo co Ziemianin, a potem przysunęła się do niego. Czarne włosy były zaczesane za lewe ucho. W nim zaś miała średni tunel, który był ostatnio modny tylko na Ziemi.
– Witam na planecie Linte, Kowboju – rzekła z uśmiechem nieznajoma, a zielone oczy patrzyły ciekawie na nowo przybyłego. On jednak był dalej poważny.
– Ziemianka? – dziewczyna potwierdziła domysł mężczyzny. Odstawiła szklankę i wstała. Zbliżyła się do drzwi, Kowboj zaś pobiegł za nią. Mało prawdopodobne było, że człowiek z Układu Słonecznego spotka gdzieś przypadkiem swojego rodaka.
– Kim jesteś? – spytał Kowboj. – Śledzisz mnie? A może śledzisz „Mustanga 600"?
Prychnęła z oburzenia i popatrzyła pełnym zdziwienia wzrokiem.
– Po co miałabym śledzić jakiś wrak i faceta z innej epoki? – mówiąc to odeszła. Kowbojowi pozostała tylko zagadka kim jest tajemnicza. Już prawie zapomniał czego szukać na Linte. Usiadł na ławce w pobliżu studni i pochłonęła go burza myśli.
– Mogę ci pomóc… – ktoś usiadł na jego kolanach. Podniósł wzrok i ujrzał blondynkę, która była zapewne jedną z licznych dziwek. Natychmiast przypomniał sobie o pojedynku.
– Potrzebuję rywala – rzekł pospiesznie do blondynki.
– Ach, pojedynkowicz – uśmiechnęła się. – Mamy tu arenę, a rywali pełno. Chodź ze mną – wstała i od razu ruszyła na wschód. Kowboj ucieszył się, że może zgarnąć dziś niezłą sumkę złotników. Po krótkim czasie ujrzał wielki budynek – to arena.
– Tutaj – powiedziała blondynka. – Życzę powodzenia! Ja nie zwykłam do oglądania śmierci przystojnych mężczyzn… Żegnaj! – pomachała oddalającemu się Kowbojowi.
Mężczyzna dotarł do areny. Od razu wpisał się na listę uczestników. Nagrodą było 10000 złotników. Całkiem pokaźna sumka.
– Dobre i to – przyznał Kowboj. Udał się do sali numer pięć. Pojedynki na Linte miały swoich wiernych fanów. Zazwyczaj całe miasto zbierało się, by zobaczyć krwawą rzeź i zwycięzcę. W sali piątej usiadł w skupieniu zastanawiając się, co zrobi z wygraną, a o przegranej nawet nie mógł pomyśleć. Brama otworzyła się. Słychać było głos tłumu, który dopingował nie jego, lecz przeciwnika.
– Percival! – krzyczeli.
– Percival? Już nie mógł czegoś lepszego wymyślić – zaśmiał się Kowboj. Przeciwnicy wyszli na środek. On i spory facet z duży działem (chyba etherowym).
– No to zaczynamy! – krzyknął Kowboj. Wyciągnął laserowe pistolety. Tłum zawył. Percival patrzył w błękitne oczy Kowboja, które nie były jeszcze gotowe. Działo wystrzeliło, ale na szczęście chybiło. Tłum znów zawył. Ziemianin oddał dwa strzały i stała się rzecz dziwna – pociski wypaliły oczy przeciwnikowi. Konający zaryczał okrutnie i oddał ostatni ślepy strzał. Trafił. Kowboj myślał, że to koniec. Okrzyk tłumu, mocno zaciśnięte oczy. Brak jakiegokolwiek bólu. Więc coś musi być nie tak… Dotknął swojej głowy.
– „Gdzie kapelusz?" – pomyślał. Powoli podnosił powieki. Obok kowbojskich butów leżał strzępek materiału. Tylko kapelusz oberwał! Kowboj wydał okrzyk zwycięstwa.
Galaktyczny Kowboj pożegnał się już z mieszkańcami Linte.
– Postawiłam na ciebie dychę – usłyszał kobiecy głos za sobą. Była to tajemnicza dziewczyna z tawerny. Mężczyzna uśmiechnął się do niej.
– No to masz szczęście – odparł.
– Mam… – zielone oczy zniknęły pod powiekami. – Ciekawiłeś się kim jestem. Tak?
– No tak… – Kowboj zawstydził się trochę.
– Jestem nikim. Mieszkam tu – zaśmiała się.
– A tak naprawdę? – Kowboj czuł, że dziewczyna chce jeszcze coś dopowiedzieć.
– A tak naprawdę, to szukam legendarnego Galaktycznego Kowboja, by do niego dołączyć i razem przemierzać Drogę Mleczną.
– Odnalazłaś go – Kowboj zaprosił ją do „Mustanga 600" i odlecieli w dal.
Kowboj i Kowbojka teraz razem przemierzają galaktykę. Są niezwyciężeni, a planetę Ziemię zna każdy mieszkaniec wszechświata.
Prosta historia. przedstawiona chyba zbyt prostymi środkami. Bardzo mało opisów - w zasadzie niemal wyłącznie dialogi. Tak to widzę, może inni czytelnicy znajdą coś dla siebie. Mnie nie urzekło. Pozdrawiam
Mastiff
Naprawdę nie wiem... chwalić nie ma za co, a ganić nie chcę!
TO nie żyje. Jest martwe.
Droga Autorko - na przyszłość oczekuję emocji!
Pozdrawiam i czekam na następny utwór! ;-)
Podpisuję się pod uwagami Bohdana.
Już prawie zapomniał czego szukać na Linte. - czego miał/ chciał, umknęło
Nie wiem, jak dla mnie mogłabyś rozwinąć jakoś tę historię. Przyjechał, wszedł na piwo, poszedł, powalczył, od razu wygrał i odjechał. Przeczytałam i praktycznie nic z tego nie wynoszę. Mnie taki Kowboj i taka jego przygoda nie porwała.