- Opowiadanie: Agroeling - Faza

Faza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Faza

Latała usłyszał dziwny szmer, jakieś chrobotanie, dobiegajace z kąta pokoju. Zajrzał tam. Kąt był zawalony stosem pism i książek, a obok nich stał taboret, również dzwigający kolumnę najprzerożniejszych szpargałów. Poprzewracał to wszystko, lecz nic szczególnego nie znalazł. Może to tylko następstwa obsesji, dociekań, wysiłku zrozumienia czegoś…

Jednakże targany niepokojem znów podszedł do miejsca, skąd, jak mu się zdawało, dobiegał nikły dzwięk. Przyjrzał się dokładnie podłużnemu stolikowi, taboretowi, stercie porozrzucanych pism, a także seledynowej ścianie – nigdzie nic podejrzanego. A jednak…

Jakieś tłumione odbicie, słabe echo tych szmerów prześladowało go nieustannie. Nie usłyszał już więcej żadnych odgłosów, dobiegających z kąta, lecz wiedział, że impuls wysłany stamtąd na pewno nie wygasł. Co więcej, dręczyła go myśl, że sygnał dotarł do właściwego adresata i na tym skończyła się jego rola.

Sygnał wciąż do niego docierał, ale jakby poprzez cienką błonę, był przytłumiony i niewyrazny. Nie ulegało wątpliwości, coś usiłował mu przekazać. Latała całą mocą swego umysłu postanowił wzmocnić ten wątły kontakt, czuł, że rzeczą niezmiernej wagi dla niego będzie właściwe odczytanie przekazu. Bo na pewno coś się za tym kryło. Coś, co miało fundamentalne znaczenie. Należało tylko zadać pytanie, a otrzyma na nie wyczerpującą odpowiedz.

Jeśli je zadał, to mimochodem. Pózniej nie mógł sobie przypomnieć, o co pytał.

 

– Przybyłem ci pomóc.

 

Szamotanina myśli. Pomóc w czym? Czy w ogóle potrzebował pomocy? Bezprzecznie tak, choć z drugiej strony rzadko dopuszczał taką ewentualność.

 

-Jestem twoim przyjacielem. Każdy potrzebuje pomocy, a sam sobie nie poradzisz.

 

Miał wiele problemów, zmartwień, jak każdy przeciętny człowiek, może nawet więcej. Zawsze wierzył, że sam jest w stanie wybrnąć z wszelkich kłopotów. Ale właściwie jakiej potrzebował pomocy?

 

– Musisz być odważny i nieustepliwy, aby pokonać wszystkie przeciwności losu.

 

To go trafiło. Nie miał żadnej z tych cech, chyba że w marzeniach.

 

-Jutro zrobimy próbę i zobaczymy, do czego jesteś zdolny.

 

Jaką próbę? Znał zakres własnych możliwości. Nie wymagał wiele od siebie, choć mniemał, że jest stworzony do innych celów, znacznie wykraczających poza zdolność pojmowania zwykłych śmiertelników. I nie rozumiał, dlaczego miałby robić jakąś próbę.

 

– Będziesz wkrótce silny, wspólnie dokonamy wielkich czynów.

 

Nie był silny fizycznie ani także psychicznie i nigdy z tego powodu się nie martwił. Czy chciał dokonywać wielkich czynów? Po krótkim namyśle uznał, ze tak, aczkolwiek w marzeniach miał własną wizję wielkości i chwały. Lecz coś go zastanowiło. Dlaczego w odpowiedziach było podane, że to " my " ich dokonamy?

 

– Zostaniesz wodzem i będziesz podlegał wyłącznie mnie.

 

Nigdy nie myślał o sobie jako o przywódcy. Nie interesowało go to. I dlaczego miałby podlegać jemu, komu właściwie? To pytanie go oszołomiło. Komu?! Kto dawał odpowiedzi ?!

 

– Jestem Wielkim Eksploratorem. Będę wkrótce dzięki twojej pomocy władał całą Ziemią.

 

Teraz zrozumiał. Był przynętą, która złapała haczyk. Dostał się w sidła kosmicznych najezdzców.

 

– Masz rację. Z wieloma ludzmi zrobiliśmy to samo. By opanować planetę, musimy wpierw posiąść wolę ich mieszkańców.

 

Co robić? Rozważał wszelkie ewentualności, aż uprzytomnił sobie, że jego prześladowca znać mógł każdą jego myśl. Prędko, bez namysłu powiedział:

 

– Zrobię, co chcecie, ale musisz obiecać, że się wynieśiecie z mojego mózgu.

 

– Obiecuję ci to, jeśli dobrze wykonasz zadanie.

 

Nie miał pojęcia, jaką mocą dysponują najezdzcy. A co, jeśli opanowali już cały świat?

 

– Niedługo tak się stanie.Kontrolujemy część najgęściej zaludnionych obszarów. Planujemy podporządkować sobie wszyskie cywilizacje, gdyż wtedy będziemy mogli doprowadzić je do harmonijnego rozwoju. Wy, ludzie, nie potraficie należycie wykorzystac swojego potencjalu.

 

Latała insynktownie nie wierzyl w dobre intencje kosmitow. Przerażająca była perspektywa zniewolenia całej ludzkości. Czy jego sąsiedzi także ulegli potężnej, nieznanej magii najezdzców? Będzie musiał to sprawdzić. Ale wpierw sam uwolni się od swego oprawcy. Znajdzie jakiś sposób. Wytężył wszyskie siły, aby przegnac natrętny głos ze swej głowy. Starał się nie myśleć o nim , nie dać mu szansy, by mógł on ponownie zagrzmieć, niby grozne memento.

Pałał żądzą triumfu nad bezwzględnym najezdzcą. Od jego skromnej osoby może wszak zależeć bardzo dużo. Skoncentrował się na tej idei, zwycięskiej i sprowadzającej godność człowieka na nowe tory.

Usłyszał jakiś tumult za drzwiami, szuranie nog, krzyki. Chciał udowodnić, że zwyciężył. Gwałtownie otworzył drzwi od swojego mieszkania. Obraz ukazał mu się zgodnie z przedstawioną przez Głos grozą – ludności spętanej i oddanej nierównej walce. Na klatce schodowej dwóch mężczyzn szamotało się z młodą kobietą, jej rozpuszczone włosy zasłaniay twarz. Faktycznie nie mogła ich odgarnąć, jeden z mężczyzn trzymał ją z tyłu za ręce, drugi odpychał jakiegoś statecznego pana, niemrawo usiłującego przeszkodzic dwóm napasnikom. Latała nie zastanawia sie ani przez chwilę. Poczuł wolność, dumę z objawionej mu nagle siły, a także radość, że nie wszyscy jeszcze ulegli. Runął do przodu, mężczyznę trzymającego kobietę chwycił za szyję i z energią, jakiej sam się po sobie nie spodziewał, pchnął go na balustradę. Przeciwnik odbił sie od niej i potoczył po schodach. Drugiemu mężczyznie, natychmiast rzucił się, by wesprzeć kompana, wymierzył celny cios. Oszołomionego złapał za ubranie i walnął nim o ścianę. Pospiesznie podbiegł do dziewczyny, ujął ją za rękę i razem zbiegli ze schodów. Ulice były opustoszałe. Dziewczyna trwała w lekkim szoku, jakby nie bardzo wiedziała, co się z nią dzieje. Jednakże sytuacja zaznaczała się wyjątkowo klarownie, dla wielu ludzi zdradziecki atak kosmitów okazał się tak zaskakujący, że nawet nie spostrzegli się, kiedy ich umysły zaczęły podlegać swoistej aneksji. Pozostali zorientować się mogli dopiero po zachowaniu pierwszych ofiar, po ich krótkotrwałym, chaotycznym oporze.

Przede wszyskim musieli się teraz ukryć. Dotarli do rozstaju drog na rubieżach miasta. Latała wybrał boczną drogę z głębokimi koleinami. Ale co dalej? Nie zdążył obmyśleć żadnego planu.

Usłyszeli za sobą warkot silnika. Odwrócili się i zobaczyli czarny samochód, kołyszący się na wybojach niby statek na wzburzonym morzu. Uosabiał coś niepokojącego. Świadczył po prostu o tym, że nieziemcy całkiem pewnie poczynali sobie w ujarzmionym społeczeństwie, angażując specjalne grupy do eliminowania ostatnich, opierających się jednostek. Prędko skrył sie z dziewczyną za krzewami. Potem przeszli przez łąki w stronę lasu. Tamtędy żaden samochód nie przejedzie.

 

– Dokąd mnie prowadzisz? – odezwała się nagle dziewczyna.

 

– Musimy uciekać, bo już nas ścigają – odparł, konstatując ze zdziwieniem, że jego towarzyszka nie zdawała sobie sprawy z grożącego im niebezpieczeństwa. A jednak jej nie dali rady. Kosmici mogli mieć problemy wyłącznie z osobami o silniejszej konstrukcji psychicznej. Atak był nie tylko gwałtowny, lecz również tak nieoczekiwany, że ludzie nawet uprzedzeni prawdopodobnie by nie wymyslili odpowiednich środków obrony. Pomyślał o nieuchronności wszelkich wydarzeń, zwrotow historii…

I wtedy usłyszał Głos.

Poczuł tysiąc ukuć w sercu, lecz momentalnie się opanował. Przecież nie mógł przegrać, zwłaszcza teraz.

Głos mówił coś niewyraznie. Latała na przemian odbieral w jego intonacji to grozbę, to ostrzeżenie, to błaganie. Nie zdołał zrozumieć chwiejności tych mentalnych form. Kruchy, wielowarstwowy głos jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczął przywoływać wspomnienia i luzne migawki z jego życia. Pojawiły się obrazy, asocjacje, szczątki dawnych rozmów. Nie mógł pozbierać tego w jedną całość. Głos w końcu zanikł.

 

– Dlaczego tu wciąż siedzimy? – zapytała dziewczyna, przypatrując mu się uważnie.

 

Wtedy zaczął jej wszystko tłumaczyć. Snuł hipotezy i przypuszczenia, choć starał się nie wnioskować o bliskiej zagładzie ludzkości, aby nie przestraszyć dziewczyny. Ona, jak mu się zdało, przyjęła przerażającą prawdę nadzwyczaj spokojnie. Nie ulegało wątpliwości, że będa musieli poszukac ostatnich szańców, ognisk oporu, toczących nierówny heroiczny bój. Tylko jak teraz odróżnić wroga od przyjaciela?

Ostrożnie zbliżali się do pierwszych zabudowań. Minęli oszklony gmach państwowy. Latała patrzył na przechodniów, których wygląd i zachowanie nie wskazywało na nic niepokojącego, jednakże wątpił, by widział jeszcze swych pobratynców. Pogrążony w rozmyślaniach nie zauwazył, jak dziewczyna odsunęła się od niego na kilka kroków. Nagle zaczęła biec, a on podążył za nią zdumionym wzrokiem. Ciężko mu było uwierzyć, że tak niespodziwanie nieziemcy potrafili wtargnąć do jej umysłu. Sytuacja okazała się jeszcze poważniejsza, niż dotychczas sądził. A co, jeśli i on nie zdoła się im oprzeć? Uznał, że musi przeprowadzić kontratak.

Starał się mieć umysł niczym nieskrępowany. Przez głowę ponownie przetoczyła mu się fala wspomnień, przypadkowych obrazów, zdarzeń, faktów. Cały ten śmietnik starał się unicestwić, gdyż przeczuwał, że aby dostać się do siedliska kosmitów, będzie musiał przebyć odległą przestrzeń. Podobnie, jak przez eter przebiegały niezliczone sygnały i ultradzwięki, on leciał w czarnej próżni. I wreszcie ujrzał nadawcę Głosu.

Spoglądał na swojego przeciwnika, jakby patrzył w lustro. Albowiem to był on sam.

Koniec

Komentarze

Nie pojmuję, co takiego było w szamotaninie z dziewczyną, że Latała od razu rozpoznał w tym skutki mentalnej inwazji kosmitów.

To miał być taki zbieg okoliczności, ale może faktycznie za słabo to wyeksponowałem.Samo opowiadanie jest o rozszczepieniu osobowości i o pierwszym stadium schizofrenii. Dlatego zmieniłem pierwotny tytuł, który miał brzmieć - Paragnomen - Ale wtedy byłby chyba mało zrozumiały.Właściwie dopuszczałem dwie różne interpretacje, że Latała zwariował, a druga , że w istocie nastąpiła inwazja kosmitów. Ale trudno mi osądziś, czy opowiadanie działa w ten sposób.

Myśl o schizofrenii podsuwa ostatnie zdanie, przyznaję --- ale najpierw dość przekonywająco nawijasz o kosmitach, i to zostaje na wierzchu pamięci.

Nowa Fantastyka