- Opowiadanie: Tutee - Pandora - moje przekleństwo - rozdział I

Pandora - moje przekleństwo - rozdział I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pandora - moje przekleństwo - rozdział I

Witam wszystkich.

Chcę zaprezentować moje skromne opowiadanie, które piszę już od 5 miesięcy. Zapewne kojarzycie film " Avatar "

To w świecie Pandory umieściłam cała akcję oraz moich głównych bohaterów. Opowiadanie jest wytworem mojej wyobraźni, nie ma w nim żadnego podobieństwa do filmu. Mam nadzieję, że się spodoba.

 

 

Rozdział I

 

Straciła wszystko co miała najcenniejsze w swoim życiu.

Ciemna uliczka… Szła z mężem i córeczką. Nagle na ich drodze stanął jakiś typ. Miał broń, żądał pieniędzy. Krzyczał,wściekle wymachując bronią. Padły trzy strzały, jeden po drugim.

Cudem uszła z życiem, mąż i córeczka nie mieli tyle szczęścia.

Pół roku była w śpiączce, potem mozolna i bolesna rehabilitacja. Stanęła na nogi.

Niestety, żałośnie puste mieszkanie przypominało jej o tragedii.

Każdy przedmiot w mieszkaniu przypominał jej o mężu i dziecku. Tu kiedyś żyli i śmiali się…

Załamała się. Znalazła ukojenie w alkoholu, dawał jej wytchnienie i pozorne zapomnienie. Mijały dni i miesiące, wszystko zlewało się Annie w jeden krzyk rozpaczy.

 

Było późne popołudnie. Jak zwykle siedziała w zaciemnionym pokoju, sącząc jakiś podły trunek. Papieros w jej dłoni dawno już wygasł.

Nagle usłyszała pukanie do drzwi, zignorowała je. Pukanie powtórzyło się, tym razem mocniejsze. Wstała ociężale, uchyliła drzwi. Przed nią stał mężczyzna z kobietą,oboje w średnim wieku.

– Czego chcecie?– spytała obojętnie.

Para patrzyła na nią z nieskrywaną niechęcią.

– To na pewno ona? – szepnęła kobieta do mężczyzny – To Anna Lind?

Potwierdził skinięciem głowy.

– Pani Lind – odezwał się. – Mamy do pani sprawę, proszę nas wpuścić.

– Spadajcie stąd! – warknęła zatrzaskując parze drzwi przed nosem.

– Pani Lind – usłyszała głos kobiety. – Chodzi o pani męża.

Otworzyła gwałtownie drzwi, wyrywając łańcuch zabezpieczający ze ściany.

– Mój mąż nie żyje,wynoście się!

Mimo tego para weszła do środka.

– Nazywam się Paul Page a to moja asystentka Amber Volsky. Pani mąż brał udział w pewnym programie.

– Nic mi nie wiadomo na ten temat – była wściekła.

– Oczywiście, że nic pani nie wie – kontynuował. – To ściśle tajny program.

– Mów pan do rzeczy! – głos Anny był chłodny – Albo wynocha!

– A więc, pani mąż był pracownikiem tajnego ośrodka prowadzącego pewne badania. Zresztą oboje zajmowaliście wysokie stanowiska, lecz pracowaliście w różnych dziedzinach.

– To prawda. Ja jako biolog a mąż jako geolog.

– Nic w zachowaniu męża pani nie dziwiło?

– Nie, ale mąż całymi nocami pracował nad próbkami. Ja nie miałam dostępu do jego badań.

Zamilkła na chwilę.

– Tak, teraz sobie przypominam, rok przed jego śmiercią… Mąż wspomniał mi o jakichś wyjątkowych badaniach. Badał nietypowy minerał… Nie zainteresowałam się tym, minerały nie są moją domeną.

Mężczyzna nie skomentował słów Anny.

– Tu dochodzimy do sedna sprawy. Była pani doskonałym biologiem,ale to przeszłość. Teraz jest pani nikim…

– Kim jesteście, że prawicie mi morały?! -Anna wybuchła. – To nie wy straciliście dziecko!

– Spokojnie! Jesteśmy pani ostatnią deską ratunku,pani przyszłością.

Zapadła krępująca cisza. Anna podeszła do małego okna, wyjrzała na zewnątrz. Wzdrygnęła się na widok wszechobecnego syfu. Śmieci, wszędzie śmieci! Smród, brud i kamienne molochy! Szare niebo,skażone powietrze. To nie była już Ziemia, to był jeden wielki śmietnik! Wielki, ropiejący czyrak na tyłkach rządzących tego świata!

– Pragnie pani ujrzeć Ziemię w pełni swojego naturalnego piękna? Z czystymi oceanami? Z nieskażonym środowiskiem?

Te słowa brzmiały jak utopia.

– Bzdury!

– Pani Lind, jeżeli zechce pani kiedykolwiek usłyszeć o badaniach prowadzonych przez pani męża, to proszę się nie wygłupiać i przestać pić! Proszę to zrobić, nie dla nas, lecz dla siebie! Na wzgląd na pamięć pani dziecka i męża!

Wręczył osłupiałej Annie wizytówkę, chwytając za klamkę, dodał:

– Potrzebujemy panią!

Wyszli. Anna stała na środku pokoju, ściskając w dłoni wizytówkę. Podeszła do szafki, odruchowo chwyciła butelkę z alkoholem. Zastygła w bezruchu.

– Do diabła! Do diabła! Do diabła! – krzyczała wściekle.

Rzuciła butelką o ścianę.

 

Tydzień później stała przed wielkim budynkiem z szarego kamienia. Ze wszystkich stron otoczony był wysokim murem. Podeszła do bramy,jedynego wejścia do środka. Załomotała pięścią w wierzeje, zadudniło głucho. W bramie otworzyła się mała klapka i Anna ujrzała w niej twarz żołnierza.

– Proszę stąd odejść, to teren wojskowy -powiedział stanowczo.

– Jestem Anna Lind,przyszłam do Paul'a Page'a.

Podała wizytówkę żołnierzowi, klapka zamknęła się z powrotem.

Co ją skłoniło, że tu przyszła? Pewien mały drobiazg, znaleziony w gratach męża. Miotała się przez ten tydzień z samą sobą. Chęć napicia się walczyła z tym co usłyszała od Page'a. Ze złości zdemolowała całe mieszkanie. Meble i to co popadło jej pod rękę, poszło w drobny mak!

Wtedy natknęła się na ukrytą w podłodze skrytkę. Było tam małe pudełeczko a w nim jakieś papiery i pewne zawiniątko.

Z papierów wywnioskowała, że gdzieś tam, poza Układem Słonecznym, jest pewna planeta. A raczej księżyc, łudząco podobny do Ziemi. Nie to jednak najbardziej ją zaintrygowało, lecz zawartość zawiniątka. Kawałek srebrzystego minerału, nie pochodzącego z Ziemi.

Nie piła przez ten tydzień, zapomniała o alkoholu. Tylko przeklęte fajki szły jej jak woda!

Brama otworzyła się, Page przyszedł po Annę osobiście.

– Witam panią – powiedział. – Miło mi panią widzieć. Wygląda pani o niebo lepiej niż poprzednio.

– Niech pan nie plecie bzdur! Czy może mi pan wszystko wytłumaczyć?

Po tych słowach wsadziła mu w dłoń zawiniątko, które miała w kieszeni.

– Oczywiście, wejdźmy do środka.

Poprowadził Annę w stronę kompleksu budynków, weszli do jednego z nich. Szli długim korytarzem, Page wpuścił Annę do jednego z pomieszczeń. Było to laboratorium a zarazem gabinet.

– Witam w moim królestwie – Page był wyraźnie dumny.

Anna rozejrzała się. To co ujrzała, przeszło jej najśmielsze oczekiwania.

Miała w przeszłości styczność z najnowszą technologią ale to…

Nie! Nie potrafiła tego ogarnąć!

– Robi wrażenie? – spytał Page widząc zdumienie Anny. – To miejsce istnieje już od jakiegoś czasu. Oczywiście pod ścisłą kontrolą Konsorcjum.

– Konsorcjum? O czym pan mówi?

– ZPZ – Zarząd Pozyskiwania Zasobów. Pozyskujemy nowe źródła energii…

Page odwinął zawiniątko i przysunął Annie to coś do twarzy.

– Niech pani spojrzy, to jest nasza przyszłość,przyszłość dla Ziemi! To unobtanium, ZPZ posiada wyłączne prawa do eksploatacji tego minerału. Czy zdaje sobie pani sprawę, że kg unobtanium kosztuje 40000000 $?!

– Pomału! Mówi pan, że to małe coś kosztuje tyle kasy? Co w tym małym kamyku jest takiego szczególnego, że Konsorcjum wydaje tyle kasy na budowę statków międzygwiezdnych?

– Proszę, niech pani zobaczy.

Położył minerał na jakimś metalowym spodku. Minerał natychmiast uniósł się w górę i zawisł w powietrzu w powietrzu, lekko drgając.

– Unobtanium. Nadprzewodnik wysokotemperaturowy. Odpycha pole magnetyczne lub je wytwarza.

– To zadziwiające! W takim razie nie rozumiem jak ja miałabym być przydatna w ZPZ? To przekracza granice mojego naukowego rozumowania!

– Zgłosiłem panią do programu "Avatar". Przejdzie pani dwuletnie szkolenie w ośrodku rekrutacyjnym.

Widząc zdumienie na twarzy Anny, dodał:

– Wiedziałem, że pani przyjdzie. To była tylko kwestia czasu. Czytałem pani akta; gruntowne wykształcenie z biologii, fantastyczne osiągnięcia naukowe! Potrzebujemy takiego fachowca jak pani. Do laboratorium weszła Amber Volsky.

– Witam – rzekła wręczając Annie teczkę z dokumentami. – To jest pani kontrakt. Proszę podpisać, reszty dowie się pani w ośrodku szkoleniowym.

Anna podpisała papiery, z krzywym uśmiechem na twarzy powiedziała:

– Teraz macie mnie w garści. Zgadzam się, bo tu już nic mnie nie trzyma. Po za tym jestem ciekawa Pandory.

– Będzie pani zachwycona! Na Pandorze występują niezbadane jak dotąd formacje roślinne. Nie wspomnę o faunie, będzie miała pani dużo roboty.

Anna czuła, że nie powiedziano jej wszystkiego.

 

 

Dwa lata szkolenia były dla Anny jak nieustająca walka o zachowanie zdrowego rozsądku. Wiedzę wchłaniała jak gąbka. Poznała od podszewki ZPZ i całą jego strukturę. Głównym priorytetem Firmy jest eksploatacja unobtanium z Pandory. Nie bacząc na koszty i nie licząc się z nikim.

Jednak ZPZ miało na Pandorze twardy orzech do zgryzienia, orzech w postaci rdzennego ludu Na'vi.

Według szefostwa, Na'vi to prymitywny lud i dzikusy. Lud, który należy stłamsić, zamknąć w klatkach i wysłać do diabła. Dochodziły do niej strzępy informacji na ten temat. Były to plotki, żarciki, niż realne fakty. Zabawny temat dla znudzonych wykładami rekrutów.

Mówiono, że Na'vi bronią swoich domostw, znajdujących się w ogromnych drzewach. Było to Annie zupełnie obojętne. Liczyło się tylko to, że zaczyna nowe życie. Pół roku przed końcem szkolenia, pobrano od niej DNA. Jak jej w skrócie wyjaśniono, będzie miała własnego żeńskiego avatara. W symulatorze przeszła kilka prób połączenia się z wirtualnym avatarem. Pierwsza próba była totalną klapą, wywaliło jej umysł. Kolejne poszły już sprawnie i Anna czerpała z nich przyjemność.

 

Szkolenie ukończyła z wynikiem celującym, miesiąc później otrzymała wezwanie do odlotu na Pandorę. Zamykał się za nią pewien etap w jej życiu. Nie bała się, Anna była silną realistką!

Godzinę zajęło jej dotarcie na miejsce, po okazaniu przepustki wpuszczono ją na płytę lądowiska.Załadunek szedł sprawnie, po chwili siedziała w ładowni Walkirii. Wahadłowiec wystartował, nawet nie zauważyła, kiedy wlecieli w atmosferę.

– Dwadzieścia minut i dotrzemy do Venture Star – powiedział ktoś obok.

Lot przebiegł bezproblemowo, wahadłowiec połączył się ze statkiem macierzystym. Skierowano Annę do osobnego pomieszczenia, gdzie przebrała się w bawełniany dres. Po pięciu minutach leżała już w kapsule kriogenicznej, pracownik pomocniczy podłączał ją do aparatury. Gdy zamknął pokrywę, Anna poczuła się jak sardynka w puszce.

Zrobiła się senna, środek nasenny zaczął działać.

" Żegnaj Ziemio, witaj Pandoro " – pomyślała zasypiając.

 

C.D.N.

Koniec

Komentarze

Ciekawe opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na dalszą część.

pracowalas nad tym 5 miesiecy? popracuj jeszcze 15 moze bedzie dobrze

Nagle na ich drodze stanął jakiś typ. – Nie wiem, czy jest to błędem, ale mnie razi. Skoro jesteś narratorem, to pasowałoby jakoś scharakteryzować tego „jakiegoś” typa. Nie wiem: muskularny, groźnie wyglądający, pijany… Brzmi to dużo lepiej niż bezpłciowy „jakiś”.

 

Miał broń, żądał pieniędzy. Krzyczał,wściekle wymachując bronią. – powtórzenie.

 

Mijały dni i miesiące, wszystko zlewało się Annie w jeden krzyk rozpaczy. – Nie bardzo rozumiem o co chodzi z tym zlewaniem się.

 

Było późne popołudnie. Jak zwykle siedziała w zaciemnionym pokoju, sącząc jakiś podły trunek. – znów ten „jakiś”. Uwaga ta sama co do zbira.

 

Na wzgląd na pamięć pani dziecka i męża! – Przez wzgląd

 

Miotała się przez ten tydzień z samą sobą. – A nie miotała się w niepewności, czy coś w ten deseń?

 

Chęć napicia się walczyła z tym co usłyszała od Page'a. – Jak chęć napicia się mogła z czymkolwiek walczyć?

 

Meble i to co popadło jej pod rękę, poszło w drobny mak! – Meble oraz wszystko co wpadło jej w ręce strzaskała w drobny mak. (Choć nie wyobrażam sobie strzaskania mebli w drobny mak, ale mniejsza z tym)

 

Tylko przeklęte fajki szły jej jak woda! – Moim osobistym zdaniem taki podwórkowy slang nie bardzo pasuje do tekstu.

 

Page odwinął zawiniątko i przysunął Annie to coś do twarzy. – pogrubione zbędne

 

Położył minerał na jakimś metalowym spodku. – znów ten jakiś…

 

To przekracza granice mojego naukowego rozumowania! – Naukowe rozumowanie ma jakieś granice? Chodziło zapewne o to, że kobietka nie może tego pojąć. Zdanie do poprawki.

 

Były to plotki, żarciki, niż realne fakty. – Najczęściej były to plotki i żarciki, a nie realne fakty.

 

Pierwsza próba była totalną klapą, wywaliło jej umysł. – Co zrobiło???

 

Kolejne poszły już sprawnie i Anna czerpała z nich przyjemność. – Czerpała przyjemność z prób? Czy może raczej z wcielania się i życia pod postacią swojego avatara?

 

A ja powiem tyle, że pomimo byków nawet przyjemnie mi się to opowiadanie czytało. Napisane prostym i lekkim językiem. Co prawda Avatara nie oglądałem, ale tekst sprawia wrażenie ciekawego. Tylko przed wrzuceniem kolejnej części popraw ją i wywal z tekstu wszystkie "jakiesie" opisujące cokolwiek. W wytykach napisałem dlaczego.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Zapewne kojarzycie film " Avatar "
To w świecie Pandory umieściłam cała akcję oraz moich głównych bohaterów. Opowiadanie jest wytworem mojej wyobraźni, nie ma w nim żadnego podobieństwa do filmu.

Aha. Przemyśl co napisałeś we wstępie. Umieszczasz akcję tekstu w świecie z filmu, po czym piszesz, że nie ma tu żadnych do owego filmu podobieństw. Niezbyt to logiczne, nie uważasz?

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Zmieniłem Ci płeć. :P Sory, nie zajrzałem w profil :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Zmieniłem Ci płeć. :P Sory, nie zajrzałem w profil :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Czy zdaje sobie pani sprawę, że kg unobtanium kosztuje 40000000 $?!
Pięć miesięcy pracy nad tekstem to czas wystarczająco długi, by zdążyć dowiedzieć się, że i skróty rozwijać należy, i liczebniki zapisywać słownie, w dialogach zwłaszcza... Można było także zdążyć zmienić "zdawanie sobie sprawy" na "czy pani wie".

Błędy zostały już wytknięte, więc pozostanie sam komentarz w odniesieniu do całości :)
Lekki tekst, ale bez większej rewelacji. Może, gdyby to było dłuższe opowiadanie.

Cierpliwości, toż to rozdział pierwszy...

Emanuje cierpliwością ;)

Sam nie wiem...

Trochę razi mnie to tekstu "przeavatarowanie " albo "zavatarzenie". ;-D Poza tym może być - szału ni ma, ale chętnie przeczytam CD.

pozdr! :-) 

 No cóż, jest to moje pierwsze opowiadanie w życiu i zdaję sobie sprawę, iż mistrzem pióra to ja nie jestem :P W każdym bądź razie staram się pisać z głębi serca i myślę, że mi się udaje. Pragnę podkreślić, iż 5 miesięcy pracuję nad całym opowiadaniem, które zawiera, jak na razie, 10 rozdziałów.
  Nadal udoskonalam moje skromne dzieło. Dziękuję ślicznie za obiektywne opinie i tzw wytyki. pozdrawiam.

Jak dla mnie dwie rzeczy. Jedna to początek w moim odczuciu jest zbędny, bo wyszedł sucho i sztucznie, jak notatka z gazety- nie wiem czemu miałam takie odczucie. Wystarczyło go wpleśc tak jak częściowo to zrobiłaś w pierwszą część. Potem miło mnie zaskoczył dalszy ciąg, poza może słowami takimi jak : kasa, robota, czy tam bodajże fajki jeszcze , nijak nie pasujące mi do stricte oficjalnej wypowiedzi naukowca. Ide poczytać drugą część:)

Nowa Fantastyka