- Opowiadanie: Rammstein1408 - Czarne myśli

Czarne myśli

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czarne myśli

 

– … ale mamo – po raz setny siedmioletnia Karolina próbowała przebłagać swoją matkę.

– Bez gadania. Jesteś już dużą dziewczynką. Poza tym nie będzie nas tylko kilka godzin.

– Kilka godzin, ale w nocy!!! – żachnęła się dziewczyna.

– Nic ci się nie stanie. – do salonu wszedł tata – Drzwi i okna będą zamknięte…no i przecież masz Igala – stwierdził zapinając swój ulubiony, włoski garnitur w prążki. Zdecydowanie przesadził z dezodorantem i teraz cały salon wypełniała woń jakiegoś męskiego pachnidła – Zrozum wreszcie, że od tego spotkania zależy, czy tata będzie dalej pracował jako naczelny architekt, czy też awansuje na wyższą posadę.

Karolina przestała płakać i popatrzyła na owczarka. Pies słodko spał na kanapie. Z jego pyska wolno sączyła się ślina, kapiąc na poduszkę. Dziewczyna dobrze wiedziała, że pies nie grzeszy odwagą, jednak poczuła się raźniej na myśl, iż nie będzie w domu zupełnie sama.

Nie wiedziała jeszcze, że za kilka godzin będzie żałowała towarzystwa psa, jak nigdy w życiu…

***

Drzwi zamknęły się.

Karolina stała w holu, pustym wzrokiem patrząc na żelazną klamkę, aż w końcu usłyszała zgrzyt obracanego w zamku klucza.

Została, nie licząc Igala, sama w domu. Pierwszy raz w życiu.

Usłyszała jak pies podchodzi.

Cicho westchnęła.

Wskazówki kwadratowego zegara, wiszącego nad białą framugą drzwi do salonu, układały się tworząc kąt prosty i wskazując 19:15. Mama wygrała ten zegar w jakiejś parafialnej loterii, której nagrodą główną był wyjazd na Jawę.

– Już nie mają na co przeznaczać pieniędzy z tacki – zauważył tata Karoliny wpatrując się w staruszkę (noszącą obowiązkowo na fioletowych włosach wełniany beret), która w jednej ręce trzymała drewnianą laskę, a w drugiej niebieskawy bilet na Jawę. Wyglądała na zdezorientowaną, gdy wciąż nowi ludzi podchodzili do niej i gratulowali wygranej – No chyba się nie będzie tam opalać – tata kontynuował swój wywód. Jednak po chwili umilkł, gdyż zauważył, że tuż koło niego stał ksiądz proboszcz.

– Oby cię nie usłyszał… – szepnęła mama.

Niestety, ksiądz proboszcz usłyszał komentarze taty i mimo, iż ten pomagał rozkładać sportowe przyrządy na festyn parafialny, jego nazwisko nie zostało wyczytane na niedzielnej mszy.

Karolina obróciła się na pięcie i poszła do salonu oglądać telewizję.

***

Dziewczyna patrzyła chwilę na jakąś nudną telenowelę, jednak gdy aktorzy grający w niej zaczęli całować się i kłócić na zmianę, Karolina szybko zmieniła kanał. Teraz śledziła golfistę przymierzającego się do uderzenia, dzięki któremu mógłby zaliczyć dołek. To także szybko znudziło dziewczynę, wyłączyła więc telewizor. Przycisnęła wielki czerwony klawisz na pilocie, jednak ten nie zadziałał.

Spróbowała raz jeszcze.

Nic.

Golfista dalej stał niezdecydowany z jaką siłą ma uderzyć kijem w piłeczkę.

(Ech. Baterie się wyczerpały)

Karolina podeszła do telewizora, chcąc wyłączyć go przyciskiem znajdującym się pod ekranem. Pomyliła jednak klawisze i przełączyła kanał. Na ekranie pojawił się mężczyzna w białym garniturze i niebieskich trampkach, w ogóle nie pasujących do eleganckiego stroju.

W prawej ręce trzymał brązową, skórzaną teczkę, którą delikatnie potrząsał. Szedł wolnym krokiem, wpatrując się hipnotyzującym wzrokiem w Karolinę. Przypominał jej Świadka Jehowy, który kiedyś, gdy szła do szkoły próbował ją namówić na przeczytanie jednej z tych chorych ulotek, które członkowie jego sekty rozdają przypadkowym, ,,zabłąkanym" przechodniom. Broszura miała na okładce wizerunek ukrzyżowanego Jezusa. Malarz przedstawił całą tą scenę w wyjątkowo brutalny sposób. Czerwony, rzucający się w oczy napis głosił: ,,Poznaj prawdziwą historię męki naszego Pana". Karolina odwróciła głowę i szybko pobiegła do szkoły, zostawiając w dali nagabującego ją mężczyznę. Postąpiła tak, jak kazała jej mama w sytuacji zaczepienia przez obcego.

Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i zamknęła oczy.

Gdy je ponownie otwarła ekran telewizora był czarny. Karolina nie wiedziała, czy jej się to tylko wydawało, ale zdawało jej się, że Świadek Jehowy szedł po żwirowej ścieżce ich przydomowego ogródka.

Dziewczyna wzruszyła ramionami i poszła do kuchni zjeść serek. Nie miała zbytnio apetytu i skończyło się na tym, że przekąsiła jedynie mleczną kanapkę.

Za oknem powoli zaczął zapadać zmrok.

 

***

(Dobrze, że przynajmniej nie muszę się dzisiaj myć)

pomyślała Karolina szorując tylko zęby.

Nagle usłyszała za sobą szum spłukiwanej wody. Odwróciła się szybko, strącając przy tym kubek z wodą do płukania zębów. Z ust poleciała jej ślina z pastą, brudząc przy tym czarną koszulkę, w którą była ubrana. Dziewczyna popatrzyła niepewnie na klozet. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby ten sam się spłukał.

(Pewnie awaria)

pocieszyła się.

Chwyciła papier toaletowy i starała się wyczyścić ubrudzone pastą ubranie, jednak plama przy pocieraniu stawała się coraz większa. W końcu Karolina dała sobie spokój z bezsensownym tarciem i popatrzyła na rozrastającą się kałużę rozlanej wody. Położyła na niej niebieski, pachnący jeszcze praniem ręcznik, który szybko wchłonął wilgoć, przybierając przy tym granatową barwę.

Karolina mocno zakręciła kran, wytarła twarz w ręcznik, inny niż ten, który leżał na podłodze. Miał on jasnopomarańczową barwę i nie pachniał już tak intensywnie. Potem Karolina udała się do sypialni, wcześniej przebierając pobrudzone ubranie na swoją ulubioną pidżamę z uśmiechniętymi Muminkami, płynącymi łódką po wzburzonej rzece. Dziewczyna dostała ją od Mikołaja dwa lata temu, więc rękawy koszulki sięgały jej ponad nadgarstki, a nogawki z trudem zakrywały łydki.

Igal już czekał na nią w łóżku, leżąc na pościeli. Dziewczyna położyła się obok niego.

Wystawiła rękę spod kołdry, a pies delikatnie zaczął lizać jej palce. Był to ich wieczorny rytuał. Dzięki temu Karolina nie bała się potworów, które według niej kryły się w szafie, leżały pod łóżkiem lub po prostu stały za drzwiami.

Długo wierciła się nie umiejąc zasnąć. Czuła się tak, jakby obserwował ją cały dom.

Zasnęła około godziny 22.00.

…a koszmar zaczął się pół godziny później…

***

Dziewczyna obudziła się zlana zimnym potem. Nie pamiętała co jej się śniło, ale wiedziała że coś, co niebywale ją przerażało.

I nagle nocną ciszę przerwał cichy odgłos kapiącej wody, który pochodził z łazienki.

(!Woda!)

(Nie zakręciłam wody)

pomyślała, ale przecież dobrze pamiętała moment, w którym to zakręcała kran tak mocno, że jej małe piąsteczki aż zbielały.

– I-Igal – wyszeptała.

Cisza.

Tylko odgłos kapiącej wody burzący spokój dziewczyny. A przecież pies nigdy nie opuścił łóżka bez swojej pani.

– Igal – tym razem Karolina powiedziała to głośniej i pewniej, ale efekt był ten sam.

Zero odpowiedzi.

Tylko ciche KAP!

(To tylko nieszczelny kran…)

(…a Igal wyszedł z łóżka bo…)

i wtedy dziewczyna poczuła, że kamień spadł jej z serca. Wszystko zaczęło do siebie pasować.

Igala nie było, gdyż psiak zapewne poszedł powitać rodziców, którzy wrócili już z bankietu. I to zapewne oni, odurzeni alkoholem, zostawili niedokręcony kurek, z którego teraz kapała woda.

Karolina, uradowana, wyskoczyła łóżka i pobiegła, by uściskać rodziców i ewentualnie przeprosić za bałagan w łazience. Wybiegła z pokoju i popędziła przez ciemny korytarz prosto do ich sypialni. W ciemnościach poruszała się delikatnie, a zarazem szybko i zwinnie. Dziewczyna wyobrażała sobie, że jest nieustraszoną agentką biegnącą ratować świat przed złem. Starała się jednak nie patrzeć na wiekowe portrety rodzinne, wiszące w ciężkich, brązowych ramach. Osoby przedstawione na malowidłach były stare i posępne. Ich skóra miała chory, szary odcień i była pomarszczona, a usta wykrzywione w tajemniczym grymasie, prawdopodobnie wyrażającym uśmiech. No i te oczy… Czarne, nie mające wyrazu oczy, które, jak się wydawało, śledziły każdego z domowników, gdy ten przechodził przez pusty, ciemny korytarz.

Po drodze Karolina wstąpiła do łazienki, by dokręcić kran. Przycisnęła włącznik światła i otwarła białe drzwi prowadzące do łazienki.

I w tej właśnie chwili zaczął się prawdziwy koszmar…

 

***

Dziewczyna była trochę nieprzytomna po krótkim śnie, więc początkowo nie zwracała uwagi na nic innego w łazience ponad to, że właśnie nadepnęła na mokry, granatowy ręcznik i – co najważniejsze – kran, który ku jej zaskoczeniu okazał się zakręcony. Jednak ciszę dalej przerywał odgłos kapiącej wody.

Kapanie dochodziło zza zasuniętej zasłoną wanny.

(?Wanny?)

(Może rodzice przed snem się kąpali)

(?Czemu nie wzięli prysznica?)

(???A może to z wanny kapie???)

Mama zawsze mówiła, że prysznic jest tańszy i bardziej ekologiczny w użytkowaniu, więc na kąpiel w wannie pozwalała sobie i całej rodzinie tylko raz w tygodniu.

(?Więc czemu rodzice brali kąpiel w środku nocy?)

(Nieważne)

Karolina odsunęła różową pokrytą namalowanymi rozgwiazdami i bąbelkami powietrza zasłonę, za którą kryła się wanna…

…i poczuła jak, mleczna kanapka i obiad podskakuje jej do gardła. Z trudem powstrzymała odruch wymiotny. Gdy tylko jedzenie znów opadło jej do żołądka zaczęła krzyczeć.

Jej krzykom towarzyszył odgłos spłukiwanej wody. Spłuczka znów sama zaczęła pracować.

Cała wanna wypełniona była krwią, a nad nią, na sznurze na pranie wisiało potwornie okaleczone ciało psa. Ciało Igala. Sznur miał obwiązany wokół szyi. Jego niegdyś biało-szara sierść, teraz była cała zakrwawiona. To właśnie odgłos kapiącej krwi zwabił do łazienki Karolinę.

[Kąpiel gotowa]

powiedział jakiś szorstki Głos w głowie dziewczyny. Po raz pierwszy tego pamiętnego wieczoru.

Dodatkowo, ku jeszcze większej rozpaczy dziewczyny, jej ukochany Igal był… Był…

Był martwy.

Tym razem Karolinie nie udało się powstrzymać wymiotów. Podbiegła, do wciąż spłukującej się muszli klozetowej, nie zdążyła jednak dobiec i cała kolacja znalazła się na białych kafelkach.

Zaczęła płakać.

(…Igal…)

(!Nie!)

(Co ci się stało?)

(Kto ci to zrobił)

[TY SAMA!!!]

Jej przemyślenia przerwał odgłos zasuwanej zasłony do wanny. Dziewczyna odwróciła się. Zasłona faktycznie była zasłonięta…

…a po chwili jakaś niewidoczna siła znów ją odsunęła.

Wanna była pusta, a na sznurach wisiały tylko suszące się ręczniki. Także woda w klozecie przestała się w końcu spłukiwać. Karolina przełknęła ślinę.

(Przywidziało mi się)

pocieszyła się. Podeszła do wanny i pochyliła się nad nią.

Czysta.

Jak zwykle tak wyszorowana przez tatę, że można było się prawie przejrzeć w białej emalii.

Dziewczyna cicho westchnęła i skierowała się ku wyjściu z łazienki. Już miała wyjść, gdy poczuła na swej stopie oślizgłą papkę – wdepnęła w kałużę wymiocin.

Wiedziała już, że rodziców nie ma w domu. Gdyby byli, zapewne usłyszeliby krzyki dziewczyny i pospieszyliby zobaczyć co się dzieje. Musiała więc sama posprzątać podłogę. W tym celu udała się do kuchni po szmatę, którą mogłaby wytrzeć żółtawą breję z kafelków.

Nie chciała brudzić kolejnych kolorowych ręczników mamy.

Nie wiedziała, że tę na pozór krótką wędrówkę przypłaci niemal życiem…

***

Znów wyszła na ciemny i zimny korytarz.

Chciała zapalić światło jednak włącznik znajdował się na drugim końcu ściany.

Kiedy już oczy przyzwyczaiły się do mroku dostrzegła coś, na co nie zwróciła uwagi idąc w stronę sypialni rodziców (do kuchni należało udać się w przeciwnym kierunku). Ostatni obraz wiszący na prawej stronie ściany, przedstawiający młodą dziewczynę stojącą na skraju przepaści, nieświadomą zagrożenia ze strony staruszka w szkarłatnych szatach, który trzymał w jednej ręce sztylet o długim, zakrzywionym ostrzu, a drugą wyciągał przed siebie chcą zrzucić małą, zniknął.

(?Kto go zabrał?)

(Tata?)

(?Po co?)

(Mama?)

(Tym bardziej nie miała powodu)

[!!!Golfista!!!]

To znów był ten Głos. Głos, który już uprzednio słyszała w łazience. Karolina nie wiedziała skąd, ale wiedziała, że słowa te słyszeć mogła tylko ona.

I nikt inny.

Tak jakby Głos odzywał się tylko w jej głowie.

Za bardzo nie rozumiała, co miała na myśli mówiąc ,,Golfista", ale wolała w to nie wnikać, tym bardziej, jeśli to miała być równie przerażająca rzecz, jak wanna wypełniona krwią jej ukochanego psa.

(Lecz czy to była prawda?)

[Przecież sama widziałaś]

(Tak, ale chwilę potem wanna znów była czysta)

Dziewczyna przyspieszyła kroku. Gdy była w połowie korytarza po plecach przeszedł ją dreszcz, usłyszała bowiem skrzyp otwieranych drzwi do własnego pokoju.

(?Igal?)

Słyszała dosyć głośny, przyspieszony oddech…

(?Psa?)

Podbiegła do cienia pod drzwiami, wołając przez łzy:

– Igal ty głupi kundlu!!! Tak się bałam!!! Gdzieś ty był?

Mały, snujący się po framudze drzwi, cień zaczął nagle rosnąć. Karolina stanęła wpatrzona w formujący się przed nią kształt.

– Igal? – spytała niepewnie.

W korytarzu zapaliło się światło i Karolina zrozumiała, iż cień stojący przed nią to nie był Igal.

To był starzec ubrany w szkarłatne szaty.

Dokładnie taki sam, jak ten na brakującym obrazie. W ręce trzymał długi, zakrzywiony sztylet. Jego twarz poorana była zmarszczkami i bliznami. Starzec miał długą, białą brodę i siwe wąsy. Oczy, które z trudem można było zauważyć spod krzaczastych brwi, pozbawione były źrenic. Sprawiał on wrażenie nieobecnego. Stał w miejscu z lekko uchylonymi wargami. Jedyną oznaką tego, że żyje była cienka strużka śliny spływająca z lewego kącika jego ust, której strumień kończył się gdzieś w śnieżnej brodzie, a także powoli podnosząca się i znów opadająca klatka piersiowa.

Karolinie głos utknął w gardle. Chciała krzyczeć, jednak nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Za oknem rozległ się huk, po którym setki małych kropelek zaczęły bębnić w szybę.Rozpętała się burza.

Kiedy pierwsza błyskawica przecięła bezgwiezdne niebo starzec zamknął oczy…

… a gdy je otworzył, zalśniły w nich czerwone źrenice. Tak wielkie, że wydawały się wypełniać całe białka oczu. Patrząc w nie, wydawało się, iż patrzy się w ogień, który właśnie trawi czyjeś domostwo. Ogień, który pali się coraz jaśniej wraz z każdą nową łzą spadającą na niego. Widać w nich było gorycz i czyste szaleństwo.

Tym razem Karolina zaczęła krzyczeć naprawdę głośno…

***

Na korytarzu zgasło światło.

Dziewczyna skorzystała z tej chwili i przeturlała się starcowi pod nogami. Jego oczy nadal świeciły się złowrogą czerwienią, jarząc się w ogarniających ich ciemnościach.

Karolina słyszała za sobą przyspieszony oddech starucha. Wbiegła do swojego pokoju, wskoczyła do łóżka i naciągnęła na siebie kołdrę. Modliła się, by staruch jej nie znalazł.

Po chwili, gdy zaczęła trochę logiczniej myśleć poczuła, że leży na jakimś twardym

(???Pudełku???)

Twardy kant tego przedmiotu wbijał się Karolinie w udo, jednak dziewczyna leżała nieruchomo. Wstrzymywała oddech, gdy tylko słyszała starego mężczyznę przechodzącego obok jej łóżka.

Po upływie około dziesięciu minut usłyszała skrzyp zamykanych drzwi.

(Poszedł sobie)

Dziewczyna łapczywie pochwyciła powietrze, nie mogąc uwierzyć, że starzec nie znalazł jej kiepskiej ,,kryjówki". Dalej leżała pod kołdrą, ale wyciągnęła spod niej rękę i wymacała latarkę, stojącą na stoliku nocnym. Zapaliła ją, a strumień światła skierowała na uwierający w biodro przedmiot.

To był obraz z korytarza.

Karolina pisnęła cicho.

(?!?Kto go tu przyniósł?!?)

[Golfista]

(???)

(Nie ważne)

Mogła teraz dokładnie przyjrzeć się obrazowi, co nie należało do przyjemnych rzeczy. Tak jak Karolina zapamiętała, na pierwszym planie znajdowała się dziewczyna patrząca w przepaść. Była ubrana w białą suknię na ramiączkach, która delikatnie falowała na wietrze, wyostrzając kształty dziewczyny. Jej nogi były praktycznie bose, jeśli nie liczyć skórzanego rzemienia związanego na łydce. Za dziewczyną stał starzec

(?Mag?)

[To nie jest mag]

poprawił ją Głos.

[Gdyby był magiem, nie potrzebowałby sztyletu]

[Wystarczyło, że strzeliłby palcami, a dziewczyna stanęłaby w płomieniach]

ubrany w szkarłatne szaty, ze sztyletem trzymanym kurczowo w prawej ręce. Jednak to nie sztylet miał zadać śmierć dziewczynie. Staruch wyciągał przed siebie lewą rękę, chcą zepchnąć małą w dół przepaści. Dłoń starca była jeszcze bardziej pomarszczona od twarzy, a na jej wierzchu można było dostrzec brązowe plamki i odstającą sieć żył. Jego powykręcane reumatyzmem palce zakończone były długimi, pożółkłymi paznokciami.

Na dnie przepaści stał tłum ludzi o szarych, posępnych twarzach (dokładnie takich samych, jak portrety na korytarzu), patrzących uważnie na postacie znajdujące się nad ich głowami. Ostre ściany otchłani pokrywały plamy zakrzepłej krwi. Cała ta scena rozgrywała się w ciemnym lesie. Karolina zwróciła jednak uwagę na twarz dziewczyny. Malowało się na niej przerażenie. Jej wzrok skierowany był ku dnu przepaści, a usta rozwarte w histerycznym, bezgłośnym krzyku.

Ale rysy twarzy…

Karolina skądś znała tę twarz.

– O Boże! – szepnęła.

To była ona.

Dziewczyna stojąca nad przepaścią była siedmioletnią Karoliną. Teraz miała ubraną nawet jej pidżamę z Muminkami, które szczerzyły do niej wampirze kły. Jeden z Muminków wpadł do wzburzonej wody i teraz silny prąd niósł go w kierunku wodospadu.

Nagle usłyszała Głos.

Śmiał się.

Ale Karolina słyszała go jakoś inaczej. Tak jakby jego właściciel znajdował się gdzieś blisko, a nie tylko odzywał się w jej głowie.

…i w tej samej chwili, ktoś szybkim ruchem zdjął kołdrę z jej łóżka.

***

Karolinę w pierwszej chwili oślepił blask światła, które włączyło się w tej samej chwili, gdy kołdra opadła na podłogę. Usłyszała tylko świst opadającego przedmiotu i instynktownie zeskoczyła z łóżka. Kiedy już upadła na podłogę (upadek zamortyzowała kołdra ściągnięta przez nowe zagrożenie), coś ciężkiego uderzyło w materac, rozbijając przy tym przerażający obraz, leżący na poduszce.

Oczy Karoliny zdążyły już przyzwyczaić się do światła. Podniosła wzrok i zdała sobie sprawę, iż jej przeciwnikiem jest…

Golfista.

Golfista ubrany w białe polo, jaskrawofioletowe spodenki i czerwono-białe trampki. Na jego obcisłej, białej koszulce tkwił czerwony krzykliwy napis: ,,THE BEST OF YEAR 2001", ale nie to przykuło uwagę dziewczyny. W miejscu, gdzie Golfista powinien mieć serce, ziała czerwona, nabiegająca krwią dziura.

[Brak serca]

[Brak miłości]

[Brak dobroci i litości]

Karolina spojrzała na twarz sportowca. Miała niezdrowy, szary kolor i były pomarszczona do tego stopnia, że gdyby nie dobrze zbudowana, młodo wyglądająca postura mężczyzny, można byłoby powiedzieć, że przed dziewczyną stał kolejny zwariowany staruch, trzymający w dłoniach – dla urozmaicenia – żelazny kij. Golfista uśmiechał się w złośliwym grymasie, przez co jeszcze bardziej marszczył swoją twarz. Jego oczy zasłaniał daszek czapki w czarno-żółtą kratę, naciągnięty – zbyt mocno – na czoło. Kij golfowy położył na umięśnionym ramieniu, tak by móc w każdej chwili zadać kolejny – być może ostateczny – cios.

(Jak to jest możliwe, by facet bez serca się ruszał?)

przemknęło Karolinie przez myśl.

[A jaki facet ma serce?]

odparł Głos. Nie należał on już do Golfisty. Tym razem był to przesłodzony do granic możliwości głos, przypominający styl w jakim mówiła jej pani przedszkolanka – pozornie miły, w każdym momencie gotów do wydarcia się na podopiecznych.

Karolina odskoczyła, unikając kolejnego ciosu kijem. Tym razem napastnik, uderzył z taką siłą, że złamał blat biurka, w które trafił przez unik dziewczyny. Na podłogę spadły kredki, zeszyty, lampka i…

(!!!Nożyczki!!!)

dziewczyna wiedziała, że musi je zdobyć, w przeciwnym razie jej czaszka zostanie zmiażdżona przez stalowy kij golfowy. Była to jedyna rzecz, którą mogłaby spróbować się bronić. Przetoczyła się po dywanie unikając kolejnego śmiertelnego ciosu i spojrzała na nożyczki. Były tuż koło niej. Wyciągnęła rękę…

A potem usłyszała świst spadającego kija.

Była jednak szybsza.

Chwyciła nożyczki i wbiła je w nogę Golfisty. A przynajmniej próbowała wbić, gdyż nożyczki przeszły przez nią tak łatwo, jak nóż przez ciepłe masło. Wrogowi dziewczyny nic się nie stało, opuścił on stalowy kij i wybuchnął gwałtownym, niepohamowanym śmiechem.

– K-Kim pan jest – pisnęła Karolina. Po jej bladych policzkach spływały łzy.

– Jestem Końcem – powiedział biorąc zamach kijem, odchylając przy tym głowę tak mocno, że jego czapka spadła na podłogę odsłaniając oczy. I wtedy Karolina spostrzegła, iż zna tą twarz z obrazu wiszącego na korytarzu.

Było to jej ostatnie spostrzeżenie.

Potem kij zaczął opadać…

***

Za oknem, w ciemnościach szalała burza.

Karolina obudziła się.

Leżała w swoim łóżku i ciężko dyszała.

(Sen)

(To był tylko zły sen)

poczuła, że jej pęcherz jest pełny i lada chwila popuści. Wyskoczyła z łóżka i…

…jej noga ujechała na rozsypanych kredkach. Dziewczyna upadła boleśnie…

…i poczuła jak Coś lepkiego oplata się wokół łydki. Wstała, jednak uścisk na nodze zwiększył się i Coś pociągnęło dziewczynę z taką siłą, że ta znów boleśnie upadła tłukąc sobie przy tym rzepkę w kolanie i kalecząc się w łydkę jakąś zabłąkaną kredką o wyjątkowo ostrym szpicu. Próbowała wstać lecz kolejne lepkie macki zaczęły oplatać się wokół drugiej nogi i rąk. Została unieruchomiona. Usłyszała skrzyp otwieranych drzwi, ktoś wszedł do pokoju i zapalił światło. Karolina poczuła, jak ucisk na podbrzuszu powoli maleje, spodnie z piżamy natomiast zalała nagła fala ciepła.

Posikała się, ale nie przejęła się tym.

Otóż do jej pokoju wszedł starzec w szkarłatnych szatach i Golfista, a także…

…Igal. Cały we krwi. Jego poszarpany ogon i pas jelit, wystający z rozciętego brzucha, zostawiał na czystych panelach czerwony pas krwi. Pies miał również nienaturalnie wywieszony z pyska język, który przybrał sinawą barwę.

– K-Kim jesteście? – zapytała drżącym głosem Karolina, wpatrując się w zakrzywiony sztylet trzymany przez starucha.

– My? Nie poznajesz nas z obrazów wiszących na korytarzu? – odparł jej mężczyzna w szkarłatnych szatach – Jesteśmy częścią tego domu. Czymś, co żyje w prawie każdym domostwie. Myślisz, że skrzypienie starych desek to rzecz zwyczajna? – tu starzec zrobił chwilę przerwy – Nie!!! To my!!! To wytwory waszej dziecięcej wyobraźni. Jednak im dziecko ma bujniejszą wyobraźnię, tym my stajemy się bardziej realni i potworni.

– Wy nie istniejecie!!! – krzyknęła piskliwie Karolina. Nie rozumiała prawie nic z tego, co starzec do niej mówił.

– Poniekąd– wychrypiał Golfista. Z dziury na jego klatce piersiowej wystawał kawałek mięśnia, przypominający serce.

(Czy mężczyźnie rośnie serce)

[Tak]

[Tylko po to, by zadać jeszcze większy ból]

– Istnienie to rzecz względna… Dla kogo istniejemy, dla tego jesteśmy realni – to ostatnie zdanie sportowiec powiedział jakby do siebie. – Dajmy przykład. Ja istnieję dla ciebie, a jednak nie potrafiłaś przeciąć mojej nogi nożyczkami. Prawda?

Karolina pisnęła cicho. Macki wrzynały się w jej mleczną skórę.

-Ty dziewczynko, chciałabyś zapewne stąd zniknąć, racja?

I jakby na potwierdzenie tych słów, napastnicy powoli zaczęli tracić ostrość kształtu, macki trzymające Karolinę także, a pod dziewczyną otwarła się czarna szczelina.

– To znikaj – rzekł Golfista, i wraz ze starcem zachichotali piskliwie, wtórowało im przy tym szczekanie Igala.

Przerażona siedmiolatka na chwilę zawisła w powietrzu, a potem zaczęła opadać w niekończący się mrok…

***

Upadła na stół w kuchni, którego blat omal się nie załamał pod gwałtownym naporem. Zaparło jej dech i przez chwilę słyszała jedynie stopniowo milknący szum. W końcu dziewczyna zaczerpnęła gwałtownie powietrze i podniosła się z ugiętego stołu, który groźnie zaskrzypiał.

Kuchnia wyglądał tak, jak ją zostawiła Karolina udając się na spoczynek.

Dostrzegła, że palniki w kuchence gazowej są odkręcone jednak jej uwagę przykuło coś innego. Podłoga obok lodówki zaczynała drgać i wybrzuszać się.

I nagle spod kafelek wystrzeliła ręka. Chwyciła skrawek posadzki i podciągnęła resztę ciała. Przed dziewczyną stanęło monstrum, z mieczem samurajskim, trzymanym kurczowo w prawej dłoni. Potwór miał około dwóch metrów wysokości. Odziany był jedynie w szarą przepaskę na biodrach. W wielu miejscach na jego torsie brakowało płatów skóry, tak jakby monstrum przedzierało się przez ostre skały. W miejscu, gdzie normalnie powinny być oczy, potwór miał palące się węgielki. Monstrum wyszczerzyło swe długie, pokryte zaschniętą krwią zęby, osadzone w bezwargich szczękach i zaczęło węszyć, nosem, który kształtem przypominał ryj świni. Z jego pyska pociekła dziwna, nienaturalna różowa ślina.

(???A co dziś jest naturalne???)

[!!!Zło!!!]

Głos zaczął krzyczeć w jej głowie. Prawie tak samo, jak robiła to jej przedszkolanka, gdy dziewczyna nie umyła zębów po śniadaniu lub gdy nie dokończyła jeść obrzydliwej owsianki podawanej na śniadanie.

– Mamo! – pisnęła. Uszy potwora nastroszyły się i monstrum ruszyło w jej stronę nie przestając węszyć, pociągając przy tym nieprzyjemnie nosem. Miecz, ciągnięty po kafelkach, wydawał metaliczny pisk.

– Mamo… – powtórzyła dziewczyna.

[Cichutko]

[HA, HA, HA]

Była sama.

Sama w domu, który próbował ją zabić.

***

Obudziło ją lizanie po twarzy.

Karolina szybko otwarła oczy, instynktownie osłaniając się przy tym ręką. Ku swojemu zdziwieniu stwierdziła, że atak nie nastąpił. Lekko przesunęła rękę w bok. Tuż obok niej stał…

– Igal!!! – krzyknęła uradowana dziewczyna, rzucając się na szyję psa. Ten radośnie zamerdał ogonem. Karolina dopiero teraz spostrzegła, że leży na podłodze wśród połamanych kredek, pogniecionych kartek i odłamków strzaskanego biurka. Obok niej na podłodze leżał kij golfowy. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.

Chciała wstać, jednak dostała zawrotów głowy i znów upadła na podłogę pokrytą pozostałościami ostatniej walki. Poczuła na czole rozrastającą się falę niepokojącego ciepła. Dotknęła dłonią pulsującego bólem miejsca, po czym spojrzała na palce. Znajdowała się na nich czerwona, zaczynająca krzepnąć ciecz.

Krew.

(A więc to była prawda)

dziewczyna zaczęła się zastanawiać, pocierając przy tym miękkie futro Igala.

(Ale czemu nie zginęłam)

Dotknęła kija. Był ciężki, wykonany z solidnego metalu.

(!!!Powinien zmiażdżyć mi czaszkę!!!)

Karolinie w końcu udało się wstać. Jej pidżama z Muminkami była mokra od śliny psa i krwi dziewczyny.

– Witaj – usłyszała za sobą głos. Inny niż te, które słyszała do tej pory. Głos ciepły, pełen dobroci, z pewnością nie należący do jednego z jej prześladowców.

Karolina obejrzała się za siebie.

Na jej łóżku, na którym leżały szczątki przerażającego obrazu, siedział…

Rycerz.

Przyłbica hełmu zasłaniała jego twarz tak, że dziewczyna nie widziała kto to jest

(???Przyjaciel???)

(???Wróg???)

– Kim pan jest? – spytał, nieświadomie zaciskając w żelaznym uścisku dłonie, w których trzymała futro Igala.

– To już zależy od ciebie – enigmatycznie odparł jej rycerz.

(???)

– Pan… Pan jest dobry – odparła po chwili namysłu – Ale jak pan się tu znalazł? – dodała szybko.

– Ty mnie sobie wyobraziłaś…

– Słucham?

– Twoja wyobraźnia. To źródło wszelkiego zła… I dobra – powiedział po chwili – Bałaś się zostać sama w domu, więc wyobraziłaś sobie, że jest on zły. Może nawiedzony, byłoby tu lepszym słowem. Potem bałaś się złoczyńców i potworów, które cię atakowały i wołałaś o pomoc. I oto się zjawiłem, by cię chronić i wyjaśnić to, co tajemnicze.

Karolina patrzyła na niego, właściwie nie rozumiejąc, co ten do niej mówi.

– To ty zdecydowałaś, że jestem dobry – ciągnął wojownik marszcząc brwi – Dzięki twojej wyobraźni. Nie wiem czy wiesz, ale moc twoich myśli przewyższa czyny niektórych dorosłych osób. To ty nieświadomie – może we śnie – przywołałaś do swej pamięci obraz z korytarza…

– Ten? – dziewczyna wskazała na odłamki płótna i drzazgi leżące na łóżku.

– Tak. Dokładnie ten sam. To właśnie ty przywołałaś do swej pamięci obraz z korytarza, szczególnie skupiając się na postaci starca, który stał się prawdziwą – przynajmniej na czas – cząstką świata. A tak przy okazji. Wiesz jak on się nazywa? – Rycerz wskazał na obraz.

Dziewczyna pokręciła przecząco głową.

– „Zakończenie błędnej ideologii".

– Pan kłamie – wyszeptała Karolina – To dlaczego Igal… Dlaczego on wisiał nad wanną. Nigdy o tym nie myślałam. Nigdy! Dlaczego mój pies znikł wtedy, kiedy był potrzebny? Poza tym. Jakim cudem znalazłam się w kuchni, a zaraz potem znów w swoim pokoju! Albo Golfista i ten potwór w kuchni! Pan kłamie!!! – te ostatnie słowa wyskoczyły z ust dziewczyny nim ta zdążyła ugryźć się w język.

– Przestań wątpić… – rzekł Rycerz. Na jego zbroi zaczęły pojawiać się brązowe plamy rdzy.

Dziewczyna miała w głowie mętlik. Nie wiedziała na czym się skupić.

– Zwątpiłaś… – to były ostatnie słowa jakie wypowiedział do niej wojownik. Potem dotknięta korozją blaszana przyłbica odpadła od reszty hełmu. Twarz, którą ujrzała Karolina, była twarzą jej ojca.

To jej ojciec był Rycerzem.

Jednak teraz jego twarz stawała się jakaś dziwna.

Twarz stawała się tak podobna do…

Potwora z kuchni.

Zardzewiałe płaty zbroi powoli zaczęły odpadać, ukazując okaleczone ciało monstrum, a spękany oręż powoli upodabniał się do samurajskiego miecza.

Lecz Karolina powoli zaczynała rozumieć, co chciał przekazać jej Rycerz. Żałowała tego, iż wojownika nie było przy niej lecz…

(Czas przejąć pałeczkę)

***

Zamknęła oczy.

W wyobraźni zobaczyła Igala rzucającego się potworowi do gardła.

Gdy otwarła oczy, oślepił ją blask, jaki ogarnął cały pokój. Słyszała tylko nieludzkie warknięcia i pojedyncze szczeknięcia – odgłos walki, jaką toczyli między sobą monstrum i pies. Ale czy monstrum nie było także zwierzęciem?

Chwilę potem, ze światłości wyłonił się Igal. W pysku trzymał odgryzioną łapę potwora – zdobycz wojenną. Jego ciało było jednak potwornie pokiereszowane, tak, jak

[Jak nad wanną]

Głos dudnił w głowie Karoliny z niewyobrażalną dotąd siłą.

(!!!Nad wanną nie wisiał Igal!!!)

[?To kto?]

(Nad wanną nikogo nie było)

Dziewczyna znalazła się w łazience. Nie wiedziała, jak się tam dostała, ale zrozumiała już wszystko.

(!!!Rycerz mnie okłamał!!!)

[?Tak?]

[?A jak?]

(To nie ja… To nie moje myśli są źródłem zła…)

(To ty)

Głos wybuchnął gwałtownym śmiechem. Takim, jakim szaleni naukowcy ogłaszają zakończenie prac nad złowieszczym eksperymentem.

[Wiesz co ci powiem]

(???)

[I ty masz rację, i Rycerz miał rację]

(!?!?!?!)

[Przecież ja jestem częścią ciebie]

Teraz śmiech Głosu przypominał raczej piski, jakie wydaje mysz na chwilę przed zmiażdżeniem czaszki przez pułapkę, którą farmer zastawił, kładąc na niej kawałek najdroższego sera, jaki można było dostać w wiejskim sklepie.

[Spójrz na sznury]

Karolina dostrzegła cień wiszący nad wanną. Wiedziała, że zaraz różowa, pokryta namalowanymi rozgwiazdami i bąbelkami powietrza zasłona odsunie się, ukazując przerażający widok.

Skupiła się.

(Nad wanną niczego nie ma)

[Niczego?]

(!!!NICZEGO!!!)

Nagle cała łazienka stanęła w płomieniach.

(A ty głosie też nie istniejesz)

(Tak samo jak nie istnieje żaden złoczyńca ani potwór znajdujący się w tym domu)

Dziewczyna poczuła, że z jej ust wylatuje gwałtownie powietrze. Smużka ciemnego dymu, która jeszcze nie tak dawno znajdowała się w jej ciele, teraz na chwilę zawisła powietrzu, po czym pofrunęła na ciemny korytarz, a tam rozmyła się w towarzystwie przerażających obrazów, tak, jakby była cząstką duszy każdego z nich.

Oczywiście jeśli obrazy mają duszę.

***

Głos uciekł.

Karolina go pokonała.

Dziewczyna wiedziała już, czemu wokół niej działo się tyle przerażających rzeczy, o których nigdy by nie pomyślała. To Głos je stworzył, posługując się wyobraźnią dziewczyny.

Zapadła cisza…

…którą przerwał zgrzyt klucza w zamku.

Rodzice wrócili do domu.

Burza umilkła.

Koszmar się skończył.

Tak przynajmniej myślała Karolina, przeskakując co drugi stopień na schodach, idąc powitać rodziców.

 

***

Wściekle żółty zegar z Nivei, wiszący obok bambusowego krzyżyka w kuchni, wskazywał 1:24.

Siedzieli wszyscy razem przy stole w kuchni. Karolina, tata i mama. No i oczywiście Igal, leżący jak zwykle pod stołem, czekając na kości rzucane przez właścicieli, a także spadające okruchy ciastek, które zlizywał z brudnej podłogi.

Pies był cały i zdrowy, a blat stołu ani trochę wygięty. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak przed wyjazdem rodziców. Nikt nie wiedział, że jest to sprytna pułapka, stworzona ostatnim, rozpaczliwym tchnieniem Głosu, wykonanym ostatkiem myśli dziewczyny.

– Jesteś pewna, że nic ci nie dolega? – dopytywała mama, w przerwach między popijaniem ciepłej, waniliowej herbaty, której aromat wypełnił już całą kuchnię.

– Nie powinniśmy jej samej zostawiać… – dodał tata spoglądając na bladą córkę i szukając przy tym czegoś w kieszeniach garnituru.

– Nic mi nie jest – wyszeptała Karolina, mając jeszcze w ustach cierpki smak rozpuszczonej aspiryny. Wiedziała, że odniosła zwycięstwo w walce z Głosem – duszą upiornych obrazów z korytarza. Jednak wciąż miała dziwne wrażenie, że o czymś zapomniała…

Jej tata w końcu znalazł to, czego tak uparcie szukał – wyciągnął z kieszeni koszuli paczkę ekskluzywnych, ,,ekologicznych" papierosów, na których widniało obrzydliwe zdjęcie osmolonych płuc palacza oraz napis ,,Palenie zabija". Ojciec zgrabnym ruchem zdarł z pudełka przeźroczystą folię zabezpieczającą i wyciągnął papierosa, posługując się przy tym tylko dwoma palcami. Następnie wstał od stołu, by wyjąć z szuflady nową zapalniczkę (starą, kupioną nad Morzem Śródziemnym, najwyraźniej zostawił na kolacji).

Tata palił papierosy w domu tylko w ostateczności i to bardzo zaniepokoiło Karolinę. Czy wyglądała ona na aż tak przerażoną lub w przekonaniu rodziców chorą?

Dziewczyna wpatrywała się w kciuk taty, pociągający za srebrny zapalnik zapalniczki…

…po czym przeniosła wzrok na palniki z gazem.

(!Zapomniałam o ich zakręceniu!)

A może to Głos je odkręcił na chwilę przed opuszczeniem ciała i umysłu dziewczyny.

Może…

– Czekaj!!! – krzyknęła, lecz było już za późno.

Zapalniczka zapaliła się z cichym trzaskiem…

***

Huk przeciął nocną ciszę tak, jak Mojry przecinają nić życia.

 

Zabrze 22.01.2011 – 11.03.2011

Koniec

Komentarze

Nie kupuje tej historii, jak dla mnie zbyt oklepana. Do tego te rażąca forma dialogów, czy też myśli bohaterki.
Autorze, dlaczego nie w formie myślników? I kto ci podsunął ten nikczemny pomysł z nawiasami (Niech ja go dorwę w swoje ręce)?

Do tego podstawowe błędy w stylu liczebniki zapisane cyfrą, zamiast słownie.
Brak dużych liter na początku zdania - można to zauważyć już na samym początku tekstu.
Powtórzenia - szczególnie jeśli chodzi o imię głównej bohaterki. Zawsze mogłeś napisać dziewczynka, dziewczyna lub chociaż proste ona, a najlepiej byś zrobił gdybyś usunął imię w co drugim zdaniu, bo i tak wiadomo o kogo chodzi.

I zastanawia mnie jedna sprawa, dlaczego w praktycznie każdym akapicie dziewczyna budziła się na nowo? Te zdarzenia to miałbyć niby sen?

Prawdę powiedziawszy te zdania w akapicie to trochu od Kinga zwaliłem... Stephena Kinga... A co do powtórzeń to faktycznie się zgodzę... Cholera nie zauważyłem aż tak tego :(
Nie to nie miał być sen... Albo inaczej... Chodziło mi o to, żeby niemóc potrafić odróżnić co jest snem a co prawdą...

Zdania w nawiasie!
Sie mi źle napisało

Czyli że do dupy? :(

Raczej do poprawki :)

Na początek zrobiłbym coś z tymi nawiasami, bo na prawdę psują kompozycję. Następnie okiełznaj te niesforne powtórzenia, które rozszalały się po całym tekście.Po tych poprawkach czytelnik spojrzy na niego bardziej przychylnym okiem. 

Nie zapomnij, także o pozostałych poprawkach stylistycznych, które wymieniłem. A co najważniejsz i moim zdanie powinno być twoim priorytetem to - Nie poddawać się i pisać dalej, bo nie wolno rezygnować ze swoich pasji :)

A takim trolem, jak ja to za bardzo bym się nie przejmował, bo to szkodzi zdrowiu, ale nie tekstowi ;) 

Heh thx... Wiesz to nie najnowszy tekst teraz już ciut lepiej pisze... Tak namarginesie dodam żemam 14 lat i wiem że nie pisze jeszcze jak dorośli...

Jeśli masz 14 lat i chęć do pisania, i ćwiczysz to szacun. Jest w tekście sporo niedoróbek i widać, że "nie piszesz jeszcze jak dorośli..." ;) ale w gronie nastolatkowych tekstów ten i tak się wyróżnia. Dużo pracy przed tobą, ale nie jest źle. Masz czas i jeśli tylko nie zabraknie ci siły to może za kilka lat będziesz pisał naprawdę niezłe teksty.

Kilka uwag technicznych:

Pisząc zwracaj uwagę na takie rzeczy:
"Karolina podeszła do telewizora, chcąc wyłączyć go przyciskiem znajdującym się pod ekranem. Pomyliła jednak klawisze i przełączyła kanał. Na ekranie pojawił się mężczyzna w białym garniturze i niebieskich trampkach, w ogóle nie pasujących do eleganckiego stroju." 
Wiadomo, że telewizor ma przysiski pod ekranem i tego nie trzeba pisać. Wystrczyłoby "Podeszła do telewizora, chcąc go wyłączyć, jednak pomyliła klawisze" . Widomo, że chodzi o klawisze pod monitorem. 
Poza tym zwracaj uwagę na powtórzenia, których jest dość sporo.

Początek - taki wyrwany z kontekstu, środek jakiejś sceny, nie-e-e tego nie lubie.  

"Drzwi zamknęły się."  - kiedyś słyszałem, ze nie powinno się dawać "się" na końcu zdania, że to taka brzydka naleciałość z rosyjskiego. Nie znam jednak na to konkretnej zasady, więc jeśli się mylę to niech mnie ktoś poprawi.

" tą scenę" tę, tę, tę. Zapamiętaj sobie, że kogo/czego - tę scenę/ tę koszulkę/ tę płytę/ tę drogę


Oczywiście z pośpiech błąd zrobiłem wytykając błędy. A to wstyd -_-

Od razu uprzedzam, że przeczytałem tylko część.
Dobrze robisz, pisząc  w tym wieku. Bardzo dobrze, że publikujesz w internecie, bo dzięki temu czegoś nowego nauczysz się.
To, że od Kinga ściągnąłeś pomysł z nawiasami, jest oczywiste. Bez trudu można również wskazać tekst, z którego czerpałeś.
Pomysł był zły! Jest to przecież nieoryginalne i niegodne szanującego się pisarza. Druga rzecz, którą ściągnąłeś z Carrie, to pomysł na wygraną z loterii...

Jednakże zgadzam się z IpMan'em, że niewolno się poddawać!
Pozdrawiam. 
 

Jaka wygrana na loterii? Szczerze mówiąc z Carrie - przynajmniej świadomie - nie ściągnąłem nic...

Parafialnej loterii. 
A nie wykluczam, Rammstein1408, że nieświadomie ściągnąłeś z Carrie pomysł z loterią - w owym tekście został trochę inaczej przedstawiony. Natomiast do skopiowania innego pomysłu sam się przyznałeś. 

:( Musiałem... Lubię być szczery... Poza tym w tych nawiasach lepiej mi się przedstawiało mysli 'wypowiadane' przez Karolinę i te, które 'mówi' Głos...

A i już nie będę ściągał... Obiecuję ;)

To Ci się chwali, że lubisz prawdę. Korzystaj ze swych przymiotów, ile sił!
 

To także szybko znudziło dziewczynę, wyłączyła więc telewizor. Przycisnęła wielki czerwony klawisz na pilocie, jednak ten nie zadziałał. - jak wyłączyła skoro przycisk nie zadziałał. Chyba chciala/próbowała wyłączyć?
Przypominał jej Świadka Jehowy, który kiedyś, gdy szła do szkoły próbował ją namówić na przeczytanie jednej z tych chorych ulotek, które członkowie jego sekty rozdają przypadkowym, ,,zabłąkanym - zdaje mi się, że siedmiolatki nie mogą same (bez opieki dorosłego) chodzić do szkoły.
Karolina mocno zakręciła kran, wytarła twarz w ręcznik, inny niż ten, który leżał na podłodze - zbędna informacja, że "nie ten ręcznik z podlogi".
Długo wierciła się nie umiejąc zasnąć - nie mogąc zasnąć.
Karolina, uradowana, wyskoczyła łóżka i pobiegła, by uściskać rodziców i ewentualnie przeprosić za bałagan w łazience. Wybiegła z pokoju i popędziła przez ciemny korytarz prosto do ich sypialni. W ciemnościach poruszała się delikatnie, a zarazem szybko i zwinnie. Dziewczyna wyobrażała sobie, że jest nieustraszoną agentką biegnącą ratować świat przed złem. Starała się jednak nie patrzeć na wiekowe portrety rodzinne, wiszące w ciężkich, brązowych ramach. Osoby przedstawione na malowidłach były stare i posępne. Ich skóra miała chory, szary odcień i była pomarszczona, a usta wykrzywione w tajemniczym grymasie, prawdopodobnie wyrażającym uśmiech. No i te oczy... Czarne, nie mające wyrazu oczy, które, jak się wydawało, śledziły każdego z domowników, gdy ten przechodził przez pusty, ciemny korytarz.
Po drodze Karolina wstąpiła do łazienki, by dokręcić kran. Przycisnęła włącznik światła i otwarła białe drzwi prowadzące do łazienki.
I w tej właśnie chwili zaczął się prawdziwy koszmar...

***

Dziewczyna była trochę nieprzytomna po krótkim śnie, więc początkowo nie zwracała uwagi na nic innego w łazience ponad to,  -
zobacz ile nieścisłości , najpierw wyskakuje i biegnie (!) przez ciemny (!) korytarz, w ciemnościach którego nie patrzy(!) na twarze przodków. Za chwilę jest nieprzytomna  po krótkim snie...to podskoki korytarzme, ciemnym jej dostatecznie nie rozbudziły?

Myślę, że musisz przeczytac i zrobić dokładną analizę tekstu i korektę. Przeczytałam tylko część. Jak znajdę czas wrócę. :) Wiesz, tak sobie myślę, że własne pomysły, jesli początkowo nieudolne, są o niebo lepsze niż podbieranie pomysłów innych.
Pozdrawiam :D

Nowa Fantastyka