- Opowiadanie: GregN - Miłość fantastyczna (part1/4)

Miłość fantastyczna (part1/4)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Miłość fantastyczna (part1/4)

DwuImperium, rubieże Nordów. 123 rok współistnienia.

– Przygotować się do odpalenia pierwszej salwy. – To kapitan Gyr, zastępca admirała Dersurg'a – głównego dowódcy, członka Rady DwuImperium.
Głos kapitana, przeważnie władczy, zdecydowany, słowem: właściwy zajmowanemu stanowisku, dziś nie ma w sobie tej mocy i radości dowodzenia. Dziś głos kapitana Gyr'a jest jałowy, zmęczony i smutny. Zresztą nikomu, tak na statku DI-N-10-043, jak i na innych statkach NorFlott, nie jest do śmiechu.
COŚ właśnie wlatywało w granice DwuImperium. COŚ podążało w stronę setek zamieszkanych planet, dziesiątków tysięcy stacji, COŚ chciało rzucić złowrogi cień na miliardy bezbronnych domostw…
Czy ktoś może wie, co to było? Nazwane zostało Statkiem, bo… komety nie zwalniają, niedokonują manewrów, nie… żyją?
Czy ktoś może powiedzieć, po co przybył Statek? Zauważony kilkadziesiąt ziemskich lat temu.
Od tego czasu bombardowany najprzeróżniejszymi wiązkami badawczymi, komunikacyjnymi, słowem – wszystkim, na co stać było DwuImperium.
Właściwie to prawie wszystkim, bo została jeszcze plazma…
Czy jest może ktoś, kto wie, kim byli ci, którzy przybyli? Po co przybyli?! Jakim prawem wdarli się, pełni tego niewzruszonego spokoju i paraliżującego milczenia, w granice DwuImperium i sunęli przez jego podwoje, płynęli… niczym jakaś zaraza, jakieś przekleństwo, na które nie ma rady?!
Nie znalazł się taki – ani wśród Nordów, ani pośród Saudów – który miałby sposób, dałby odpowiedź lub choćby nadzieję! Pozostawało więc tylko jedno… a na to, by się przygotować, mieli prawie ziemski wiek … czy byli zatem gotowi?
Dłoń kapitana ściskała nerwowo poręcz. W duchu modlił się, by stał się cud. Przymknął oczy w nabożnej chwili, i oddał się cichej i nieskładnej modlitwie…
O, bogowie! O Wy, którzy stanowicie najpiękniejszy z aktów ludzkiej desperacji… dopomóżcie dzieciom swym zapomnianym! Błagamy Was! Bła…
– Panie kapitanie!
Cud się stał?!
– Dostaliśmy wiadomość z dowództwa Saudów. Klauzula ścisłego przeznaczenia, należy…
– Pieprzyć procedury! – Ryknął Gyr. – Na głównym, ale to juuu…
– Brak dostępu! – Krzyczał łącznościowiec. – Kapitanie – głos łącznościowca przycichł – bezpośrednia autoryzacja Rady DwuImperium.
Gyr przełknął ślinę.
– Może oni… – coś ścisnęło gardło, jakieś szalone wzruszenie, nadzieja, że cud się naprawdę stał. – Pierwszy! Przejąć dowodzenie do mojego powrotu. – Powiedział Gyr i wystrzelił ku grodzi, opuścił mostek i pognał do gabinetu.
– Gyr, Rob, Ter, Adr, kapitan…
Trwała autoryzacja. Słowa, słowa, słowa – płynęły, drażniąc kapitana, bo uciekał cenny czas, cenne sekundy ulatywały w niebyt przeszłości. – Autoryzacja! – Zakończył resztką tchu.
– Kapitanie Gyr, z rozkazu admirała SaudFlott, za pełnym przyzwoleniem Rady DwuImperium,podaję treść wiadomości: na saudyjskich rubieżach DwuImperium pojawił się drugi Statek.Wstępne pomiary sugerują, że jest to obiekt identyczny…
Gyr nie słyszał. Cud naprawdę się stał. Ale nie takiego cudu oczekiwali wszyscy.
– Kapitanie?!
– Tak, słyszę. Statki są dwa. „Wasz" jest rzekomo taki sam, jak „nasz". Co z salwami?
– Wstrzymać ogień do odwołania! Powtarzam: wstrzymać…
– Zrozumiałem. – Wystękał kapitan Gyr. – Czy to wszystko?
– Tak. Kolejny kontakt za 300 sekund. Koniec wiadomości. Obowiązuje klauzula…
– Dziękuję.
Gyr stał przez bez ruchu. Patrzył w iluminator. Świetlne szpileczki gwiazd i gwiazdeczek przekłuwały czarną materię kosmosu, gnały z oddali i niosły milczenie. Gnały niczym nieznany statek, zbłąkany wędrowiec, któremu samotność odebrała dar mowy, pęd zatkał uszy, a los pozostawił mu tylko półprzymknięte oczy – by chociaż widział, co właśnie minął… lub zniszczył.
– Kapitanie?
300 sekund. Już?!
– Tak, to ja. – Wychrypiał.
– Proszę o autoryzację.
Gyr zawył cicho. Ale szkoda było czasu, dość już go zmarnowano!
– Gyr, Rob, Ter, Adr, kapitan…
– Kapitanie Gyr, z rozkazu admirała SaudFlott, za pełnym przyzwoleniem Rady DwuImperium, podaję treść wiadomości: kursy Statków pokrywają się. Zauważono manewry, ale kurs jest utrzymywany! Powtarzam: kursy Statków…
– Słyszałem. – Szepnął Gyr. – Przecież dobrze słyszałem! Czy to wszystko?
– Tak. Kolejny kontakt za 1200 sekund. Zaleca się powrót na stanowisko dowodzenia.
– Dziękuje.
Teraz mamy dwa Statki!
– Dwie zagadki! – Zaśmiał się histerycznie. – Każdy kij ma da końce! Przyroda nie znosi dogmatyzmu… alfa, omega… kobieta i…
Brzęczek. Ktoś czekał przed grodzią. Czemu nie wchodził, czemu nie autoryzował?!
Gyr ruszył wściekły ku grodzi. Ledwo ta rozchyliła się… Gyr'a pochłonął mrok.

*

– UWAGA! Przygotować się do odpalenia salw. Dwadzieścia sekund! Rozesłać automatyczny rozkaz do pozostałych statków NorFlott!

Oczy Gyr'a płonęły gniewem. Płonęły radością i spełnieniem. Oczy Gyr'a – rozpalone żarem obcości.
– Kapitanie… salwa za pięć… cztery… trzy…
Uśmiech.
– Pierwszy! Przejąć dowodzenie.
Gyr opuścił mostek. Prężny krok niósł po korytarzu. Usta szeptały słowa:
– Cień stał się człowiekiem. Ciało stało się wolą. Mrok pochłonął światłość. Pokój stał się wojną! Klątwa trwać będzie. Miłość kochanków nie połączy. Klątwa trwać będzie! Wraz z nią żywot mój się skończy…
Gyr zniknął. Na korytarzu zaległ skafander z insygniami kapitana NordFlott DwuImperium.

Świat Nethuff. Ziemie niczyje. Ruiny miasteczka Zonn. 23 rok Wielkiej Wojny Imperiów.

– Błogosławieni ci, którzy poznali smak prawdziwej miłości…

– … albowiem tylko oni ujrzeli oblicze własnych bogów!
Patrzyli sobie w oczy. Ich ciała – nagie i stygnące po chwilach drżącej i zakazanej rozkoszy – leżały obok siebie, dłonie mieli splecione, oddechy spokojne, ale myśli pełne obaw. Chwila rozstania był bliska.
– Już czas, najmilsza. – Powiedział on, rozpoczynając tym samym chwilę przeklętą.
– Już czas, miły. – Powtórzyła ona, głosem pełnym smutku, ale i rozrzewnienia. Dobry był tosmutek, poprzedzony smakiem prawdziwej Miłości.
Klejnot najszczerszego uczucia wtopiony w obręcz wojennej stali. Pocałunki pośród pożogi,uściski w czasach zawieruchy. Dwoje zdrajców pomiędzy nacierającymi Armiami Nieśmiertelnych.
– To nasze ostatnie…
Jej dłoń zakrywa jego usta. Po co – zdaje się mówić jej spojrzenie – po co tracić czas, cenne chwile na smutek? Czyż nie czas Miłości, czas szczęścia, gdy jesteśmy razem, choćby i stojąc w cieniu topora, choćby i stojąc nad przepaścią własnej mogiły?
– Może cud raz jeszcze się wydarzy, a nam będzie dane…
Tym razem to jego dłoń przysłania jej usta. Ona składa na wnętrzu ukochanej dłoni pocałunek, przymyka oczy i napawa się tą ostatnią chwilą, gdy czują się nawzajem…
Niedługo potem dwoje samotnych wędrowców, dwójka obszarpańców biegnie pomiędzy powalonymi ścianami domostw, uliczkami pełnymi gruzów, arteriami zniszczonego miasteczka…
Kiedyś, o ironio, tak popularnego pośród zakochanych par.

*

– Stój! Kto idzie?!

Nie udało się – myśli. Tym razem się nie udało! Czy czeka ją śmierć? A może i tym razem uda się przekupić strażników?
– Ktoś ty?!
– Sierota. – Odpowiada cicho, kuląc się cała w łachmanach, które okrywają wątłe ciało przed jesiennym chłodem.
– Sierota. Powiadasz… A może szpieg?!
W głosie żołnierza rozbrzmiewa tak dobrze znana, lubieżna nuta. Wykupi się, jeszcze raz jej się uda, jeszcze raz zapłaci cenę wysoką, a zapłaci ją monetą, która raz bywa przekleństwem, innym razem słodyczą najwyższą, ukłonem bóstw w stronę istot niższych…
Bogów nie ma, myśli ona, gdy pierwszy z nich – a jest ich trzech – jest na niej. Wspomnienia przyćmiewają zieleń jej oczu, wspomnienia jeszcze świeże, jeszcze soczyste… wspomnienia jego rąk, jego ust na tym ciele… teraz gwałconym, obdzieranym ze wspomnień, z rozkoszy, z Miłości…
Po pierwszym, drugi… jest taki brutalny… taki smutny i godzien litości.
Potem trzeci, cały w nerwach, ale i on niechaj będzie przeklęty. Każdy z nich! Bo każdy odebrał troszkę tego ciepła, tej magii wzajemności, którą sobie podarowali…
Dobrze, że serce pozostało nietknięte, ach, jak to dobrze!
Po wszystkim wstaje, jeszcze tylko poprawi swoje jakże skromne odzienie. Jeszcze tylko wysłucha tych kilku pogardliwych słów – podzięki za chwile rozkoszy. Uciechy płytkiej, jak oni sami.
Nie ma żalu… nie ma. Jest ponad tym, ponad nimi. Jest daleko. Znika im z oczu, jej ciało odchodzi w mrok, a oni pozostają – uśmiechnięci, choć z duszami ściśniętymi wielkim smutkiem.
Jacyż biedni, jacyż oni biedni… niekochani.

*

– Stać! Ktoś ty?!

Zamiera w oczekiwaniu. Jest ich czterech. Kiedyś chodzili dwójkami… ale ginęło ich zbyt wielu, zbyt wiele patroli nie kończyło służby, a kończyło w stosach bezimiennych trupów, których przecie nie brak w czasach wojny. A teraz? Czyż nie jest teraz wojny czas?
– Ja-ja… – Jąka się, bo nie jest pewien, która bajeczka będzie najlepsza. Patrzy, zerka ukradkiem na twarze żołdaków Nieśmiertelnego.
– Pewnie szpieg! – Śmieje się jeden z nich. Okrążają go. Szykują się do zabawy? Czy właśnie taki koniec go czeka – zginie zagnębiony przez czwórkę znudzonych służbą żołdaków?!
– Jesteś szpieg?! Jesteś?
– Ja… – Waha się. – Nie szpieg, nie! Ja tylko…
– Hiena cmentarna! – Wybucha głośnym śmiechem jeden z obecnych. Reszta wtóruje. – Toś nam się trafił, robaczku. Lubisz gmerać w ziemi, to pogmerasz!
A jednak, jednak śmierć! Każą grób sobie wygrzebać, gołymi rekami, żeby mieli ubaw, żeby siępośmiać przed śmiercią… jego śmiercią.
– Chodź zatem, mości hieno! – Śmiech, znowu śmiech.
Oni idą, on też idzie, miękkie nogi niosą go przed siebie. Wicher hula pod koszulą, wgryza się pod odzienie przez dziury, drażni wychudłe ciało, łaskocze sterczące kości.
Jednak nie! Będzie żył, będzie, bo słyszy:
– Brać szpadel, psia mać! Trza nam kamratów pogrzebać! A uwijać się, bo jak nie to… -
Pierwszy cios spada na głowę. Ćwiekowana rękawica zbija mizerotę z nóg, kopniak dopełnia dzieła, ale mimo to, mimo bólu, podnosi się z ziemi. Czas mu się brać do roboty. Roztrzęsione dłonie chwytają łopatę.
Ziemia jest twarda, ale nie jest zmarznięta. Praca idzie opornie, ale postępy są widoczne.
Czwórka nadzorców umila mu pracę sprośnymi żartami, przekleństwami i pogróżkami.
Dość już kopania. Czas poczuć na swym ciele mroczną pieszczotę śmierci. Chłód martwych członków obdziera jego ciało ze wspomnienia jej ciepłych dłoni, gorących pocałunków, pieszczot i bliskości. Z każdym kolejnym zimnym trupem stygnie on sam, coś zapada się w nim, coś umiera z każdym podźwigniętym i pogrzebanym umarlakiem.
Nic to – szepce sam do siebie w myślach – ach, nic to, bo chłód śmierci, choćby i setek, choćby i tysięcy trupów jest niczym, wobec żaru, jaki wciąż rozpala moje serce. Warto było, Najdroższa,warto…
– Gdzie on? Psia mać, gdzie ten szpieg?!
Słyszy ich krzyki, słyszy jak po chwili milkną. To wódka… wódka i spełnione zadanie. Tylko przysypać, tylko przyklepać ziemię na grobach. Pomógł im, pomagał z takim zapałem, że na chwilę o nim zapomnieli. Ale on nie zapomniał… teraz biegł, gnał przed siebie.
Wicher dmie, przeraźliwe zimno chwieje cherlawym ciałem, ale żar Miłości pcha go do przodu, wciąż przed siebie…

*

Tłumy, całe tłumy tłoczące się przed bramą Stolicy, przelewające się z jednego krańca drogi na drugi, raz za razem rozrywani falą przebijających się przez motłoch jeźdźców. Całe tłumy czekających na litość, na łaskę, na pozwolenie przekroczenia bram. Pośród nich – ona.

Ile jeszcze? Jak długo każą im czekać? Jak długo będą ich szturchać, ignorować, tratować i drwić z ich pragnień?
Kolejni jeźdźcy. Krzyczą. Okładają pięściami tych, których dosięgną, kopią tych, którzy im rzekomo przeszkadzają, którzy akurat są na ich drodze. Tłum faluje, krzyki, ruch – byle dalej od jeźdźców, byle dalej od razów, byle dalej…
Krzyk – głośny, ale krótki i urwany – znamionujący rychłą śmierć. Krzyk tonie, tak jak życie -jedno z wielu, nic nie znaczące życie, nie warta uwagi śmierć.
I ona się przewraca, ale coś zdaje się czuwać, bo chwyta się czyjeś szaty, podrywa w górę, na nogi, żyje! Kara jest bolesna, ale życie takie piękne i pełne nadziei…
– JA! JA! JA!
Odzywają się głosy. Rozpoczyna się targ! Co kto ma, kto sprzeda dziś siebie, sprzeda za ile,sprzeda do czego, po co i na co?
– Mężczyzn! – Krzyczy jeden z tych przy bramie. – Młodych, silnych mężczyzn!
Młodych jest niewiele. A w chwili, gdy są wzywani, znika zawsze jeden lub dwóch – tłum tak bardzo zdaje się być zaborczy o młodość, o siłę, o nadzieję. Jest tylu starych, tylu niepotrzebnych…i tylu zaradnych, którzy w tłumie nie tylko upatrują szansę na służbę za murami, ale na coś więcej.
Na co?
Kiedy skończy się targ własnej wolności, kiedy tłum odejdzie, kiedy rozpłynie się po okolicznych pogorzeliskach, widać… po ciałach tych, co pozostali, widać, jak zaradny jest tłum.
Jak skrupulatny, jak ohydny i precyzyjny. Bywa niekiedy, że zostają bielusieńkie kości – już tu, na miejscu, ogryzione do czysta.
Tłum jest szansą… szansą wieloraką. A w czasach wielkiej zawieruchy szansą jedyną.
– Dziewczynę, młodą! Młodą!! – Krzyczy kolejny z nabywców, tłukąc zaciekle jakąś kobietę,która albo nie usłyszała słowa „młodą", albo je zignorowała, albo… była młoda, choć na taką nie wyglądała.
– Nie, ty nie! Ładną! Młodą i ładną!
Szczęściem kupującego jest kilka młodych i ładnych. Te, które są za daleko, nie mają szans -już jakaś zaradna dłoń złapała je za włosy, już ciągnie ku dołowi… by spożytkować jej młodość, byją skonsumować.
– Ja! JA! – Krzyczy i ona, całkiem przypadkiem po ostatniej fali przejeżdżających rzucona w pobliże targowej furtki.
Oczy kupującego spoczywają na jej twarzy… widać cień zainteresowania, ale i zniesmaczenie.
Dlaczego? – Pyta sama siebie dziewczyna, drżąc w duchu, że jej się nie uda. Że była tak blisko i jej się nie…
To krew! – Uświadamia sobie, że krwawi, że twarz ma zalaną krwią, cieknącą z rozbitego nosa.
Wycierać, wycierać i krzyczeć, krzyczeć, ile tylko sił. Pchać się do przodu, ledwie kroczek, ledwie kilka kroków – byle bliżej, niech zobaczy, niech oglądnie, niech dotknie i przekona się, że jest młoda, chuda, ale gibka, silna i przede wszystkich piękna i młoda!
Jest tak blisko, tak przerażająco blisko… nawet wzrok kupującego raz jeszcze spoczął na jej twarzy, na umazanej krwią, ale już nie krwawiącej twarzy. Nawet dostrzegł jej piękne zielone oczy.
Już, już podnosił rękę, wskazywał w jej stronę krótką palką… gdy czyjaś dłoń szarpnęła do tyłu za włosy…
Świat wywinął koziołka, czas zwolnił biegu, a tłum zawrzał jeszcze intensywniej – oto mają swoją krótką chwilę uciechy ci, którymi los dzisiaj wzgardził, którymi wzgardzi i jutro…
– Tamtą! Chcę tamtą! Idźcie po nią!
Kupujący się cofa, ustępuje miejsca łowcom, a ci, w liczbie trzech rosłych zbirów, wgryzają się w tłum grubymi pałkami.
Słychać krzyki, szurania i jęki zawodu. Dziewczyna jest już niemal na dnie, pośród ochoczo stąpających stóp – pierwsze z nich, niby przypadkiem, już starają się zmiażdżyć jej czaszkę.
Żegnaj, Najdroższy, żegnaj! Nie udało się, tym razem się nie… A jednak!
Tłum się rozstępuje niechętnie. Czyjeś dłonie brutalnie podrywają wątłe ciało w górę. Inne z dłoni, te zbrojne w pałki, pracują wytrwale… zdaje się, że to owa dłoń, co tak uczepiła się jej włosów, odbiera teraz zasłużoną nagrodę za gorliwość. Tłum nie protestuje… choć zapewne wolałby nieco młodsze mięso.
Udało się! Udało się, Najmilszy… udało!

*

Koniec

Komentarze

Życzę miłej lektury! :-)
Łasy jestem na krytykę i ogólnie wszystkie komentarze - ulżyj sobie Czytelniku i napisz ;-)

Znowu krótki tekst podzielony na fragmenty... Po co zaśmiecać wątek ,,opowiadania"? Pomijam fakt wszelkie niedogodności związane z tasiemcami. 

odebrałtroszkę - coś takiego chyba Word poprawi?
Czemuż, ach czemuż autorzy nie zadają sobie najmniejszego trudu korektorskiego przed zamieszczeniem tekstu?

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

A doszedłszy do ok 1/4 tekstu ilość takich błędów zniechęciła mnie kompletnie.
Do poprawy!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Czemuż, ach czemuż autorzy nie zadają sobie najmniejszego trudu korektorskiego przed zamieszczeniem tekstu?
Po to, żebyś się pytał! Trololololololololololloollolololololololololololololollololololololololololololololololo. 
 

Zacząłem, ale nie byłem w stanie skończyć. Strasznie to chaotyczne.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Zacznę czytać, tylko od razu mam pytanie. Cczemuż, ach czemuz jest to  part 1/4 " Miłości fantastycznej" ? Wyraz " "część" w języku polskim ma jasne i precyzyjne znaczenie i nikt nie musi " na siłę" upowszechniac tego okropnego komputerowego slangu, bo rzekomo tak brzmi lepiej. "Test mecz" zmiast " mecz testowy", "part" zamiast "część" .... 
A o tym, że Autor przewiduje opublikowanie czterech kolejnych części opowiadania, można było poinformować w odrębnej glosie do opowiadania. I chwatit ...

Z angielskiego brzmi bardziej kozacko. Gdyby napisał "Teil eins", to byscie go o zapędy nazistowskie mogli posądzić :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Melechow z powieści "Cichy Don" Szołochowa bardzo by się ucieszyl, że to tak ładnie po kozacku brzmi ...  Ale on akurat mówił po rosyjsku. Paru innych Kozaków, na przykład Mazepa, też byłoby zachwyconychh.   Najlepiej zaś byloby, żeby piśać od razu tak:" War end peace. By Leo Tolstoy". To dopiero brzmiałoby całlkiem kozacko. Dziwę sie, że Autor w ogóle nie napisal całego tytułu po angilesku. To byłoby juz najzupełniej kozackie....

O tytule już było.
O treści nie będzie. Przynajmniej na razie, do zapoznania się z dalszym ciągiem, który, jak dla mnie, kiepsko się zapowiada na kiepskawą postapokalipsę, podlaną łzawym sosem tragedii miłosnej z dodatkiem niewiadomej siły zewnętrznej.

Pax, ludzie, nie macie się już do czego dopierdolić?
Tekst jest strasznie chaotyczny, przypomina nieuporządkowany strumień świadomości (fajnie zabrzmiało), być może znakomicie czytelny dla autora, lecz niemal całkowicie niezrozumiały dla odbiorcy. Do tego liczba błędów sugeruje, że twórca ma czytelnika w głębokim poważaniu. One naprawdę przeszkadzają w odbiorze, choć często początkujący autorzy nie zdają sobie z tego sprawy. Również przesadzona jest ekspresja dzieła, która, bez silnej podstawy fabularnej, wydaje się zawieszona w próżni.
Jednak mimo wszystko wydaje mi się że autor włożył dużo emocji w swoje dzieło (za dużo:)) i po części udało mu się nimi podzielić z odbiorcą (tj. w tym przypadku ze mną). To znaczy, że nie jest tak źle (poza tym, że jest tragicznie:)). Moja rada- jeśli naprawdę zamierzasz dzielić się swoimi utworami, zacznij uważnie poprawiać swoje teksty, popracuj nad stylem i poćwicz z bardziej stonowanymi tekstami, zanim zabierzesz się za coś równie epickiego. A jeśli nie masz zamiaru- to niech zostaną w szufladzie. Tam im będzie lepiej.
Z poważaniem
Lassar

Ha!

Piszeta, narzekata, marudzita... i pewnie mata rację, ale....

Jak się coś napisało powiedzmy 6 lat temu, to się raczej jakoś na siłę, dogłębnie, z uporem maniaka do tego nie wraca. Trza iść naprzód - uparł się król wsparłwszy o mur ;-)

Co do chaosu.... ma być.
Co do błędów stylistycznych.... mają być.
Co do nagan za brak sumiennej redakcji przed umieszczeniem - mają być.
Co do poprawek redakcyjnych - przyłożę się następnym razem. Nie jest w moim stylu pieścić coś, by w końcu wszyscy się pokłonili, bo to i tak niemożliwe.

Co do reszty tekstu, czy ogólnie podziału - czyż nie widzicie, drodzy moi, że właśnie w ten sposób mogę doświadczyć krytyki nieomal totalnej? Jutro zapodam ciąg dalszy - założę się, że przynajmniej połowa z was zmieni swe zdanie: tak o wartości rozrywkowej tekstu oraz autorze.

pozdrawiam i proszę o więcej! samobiczowie jest cool. ;-)

 

Ach, tak...

byłbym zapomniał - a pamiętać przecie chcę!

Part zamiast część..... bo part się łatwiej pisze! ;-) 

Do DjJajko (i inni, co mogą pomóc)

Z racji bycia nową personą - tak tak ulepiono mnie w tamtym tygodniu - mam pytanie, Jak mogę poprawić teks, który już został zamieszczony? Proszę o pomoc, jeszcze się motam i kręcę tu, na F.pl, a przecież wcale a wcale nie czerpię radości z tego, że zamieszczę coś, co jest z błędami - autentycznymi, bo niektóre stylistyczne "błędy" niekiedy są świadomym, literacką wodę mącącym zabiegiem ;-) 

Jak się coś napisało powiedzmy 6 lat temu, to się raczej jakoś na siłę, dogłębnie, z uporem maniaka do tego nie wraca. Trza iść naprzód - uparł się król wsparłwszy o mur ;-)
Czyli wrzucasz gnioty? I jeszcze jesteś o tym przekonany?

Ok, już wiem czemu nie przeczytam niczego Twojego następnym razem. Głupie tłumaczenie.  

Nie, nie rozumiesz, mości Czytelniku. Nic a nic nie rozumiesz.
Błędy - te literowo-oczywiste - poprawione.

Chodzi o to, by przyjrzeć się czemuś z perspektywy lat, nie zabrudzać wspaniałego materiału dydaktycznego (dla samego siebie) czymś współczesnym. 

Poza tym po przeczytaniu CAŁOŚCI zmienisz zdanie. O ile rzecz jasna... ;-)
 
 

2 warunki:
- poprawiasz solidnie tekst
- wysyłasz go do mnie z podanym linkiem (co podmienić) oraz z adresu podanego przy rejestracji

voila, finito - will be done

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nie rozumiemi ntencji Autora. Jeżeli ma być  tak, jak było. a tekst dla samego Autora  jest wspaniałym materiałem dydaktycznym, to po co zabiegać o mozliwśc przeredagowania opowiadania ?
 A samo opowiadanie w swoim chaosie ( zamierzonym czy przypadkowym ? ) i wygrywaniu nuty wewnetrznych emocji bohaterów jest wciągająące.

Właśnie po to, drogi RR, by się jednak rozwijać - choćby w biegłości logowania się tu - ale rozwijać. ;-)

Chaos - zamierzony. Chaosu nie wyplenię - bo ma być. Celem tego pisanego jednym tchem utworu było, jest i będzie: emocjowanie. (tak, właśnie to - emocjowanie - nie ma tu błędu)

Czytając dzisiaj całość, doszedłem do wniosku, że może byłoby lepiej pociąć całość i porobić z tego szorty - ale.... teraz już za późno. Poza tym, co przyznaję, zupełnie inny klimat jest, gdy czytam coś swojego u siebie na kompie, a czytam to samo tu. Jednak jest presja - choćby moja własna wewnętrzna - i już to jest nieocenione, wspaniałe i ze wszech miar pożądane!

Co do Ciebie, drogi Jajko - tekst poprawiłem. Uczę się, rozwijam, chcę, mogę, pragnę.... i chyba wygram konkurs na recenzję, tak se teraz pomyślałem. :-D

Zobaczymy po czterech "partach" ( tak się ten wyraz odmienia w jezyku polskim ?). Jak na razie, mamy tylko dwie nut. - Natrętna realistyczna nuta ponurego  obrazu wpojny, czyli jego okropieństw wojny. i druga - niepweności losu bokaterów. Po czwartym " parcie " można bedzie wszystko ocenic. Finis coronat opus.  

RR - powtarzaj swe ostatnie trzy słowa na okrągło.
Gdy już będę wielki i bogaty - zaoferuję Ci stanowisko. Będziesz stał i powtarzał to w kółko! 

PS. Przy następnym utworze zrobię po prostu 1/4... 2/4... itd bez "part-ów" ;-)
pzdr serdecznie! ;-D 

aha, dodawaj linki do poprzednich części - ułatwia pracę

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Linki?

Eeee.... ale jak? :-D

Nowa Fantastyka