
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
-Cholera, jak mogłeś zapomnieć biletów! Wiesz przecież, jak bardzo mi na tym zależało!
-Kochanie, uspokój się. Sprawdzę jeszcze w samochodzie. Może wypadły mi, kiedy wychodziliśmy.
Julia oparła się o samochód i odetchnęła ciężko. Jej mąż Max, nerwowo przeszukiwał kieszenie płaszcza. Po chwili wyciągnął kluczyki i otworzył auto. Julia z nadzieją przypatrywała się, jak penetruje schowek.
-I co? Tylko nie mów mi, że ich nie ma!
-Niestety. Musieliśmy zostawić je w mieszkaniu– odpowiedział zdenerwowany– Jasna cholera!
Kobieta spojrzała na niebo. Zaczął padać śnieg, Dalej nie mogła uwierzyć, że najwspanialsza zabawa sylwestrowa w kraju może ich ominąć, przez głupiego pecha. Max załatwił bilety już pół roku temu, a i tak wykupił jedne z ostatnich. Wielka maskarada była zbiorem całej śmietanki towarzyskiej, dzięki której można było zabłysnąć w świecie sławy i luksusu. Julia miała nadzieję, że pozna tam kogoś, kto pomoże jej wydać nową powieść „Szum drzew" . A teraz, wszystko na nic. Nie było sensu po prostu wrócić się po bilety. Do domu było jakieś 200km. Ostatecznie, mogliby zostać tutaj w mieście, jednak mieli oni na sobie stroję specjalnie na maskaradę. Max zdjął maskę i zrzucił z głowy płatki śniegu.
-Co robimy?– zapytał nagle
-Nie wiem. Jedziemy do domu. A co innego nam zostało?
-Może, gdzieś tutaj jest podobna zabawa…
-Wątpię. Nie, naprawdę jedźmy do domu. Mam już tego wszystkiego serdecznie dość!
Po chwili ruszyli. Max nie odezwał się ani słowem. Doskonale wiedział, że małżonka jest na skraju wybuchu nerwowego. Niemal czuł, że zaraz rozpęta się istna awantura. Czuł się głupio. To on miał pamiętać o biletach. Był pewny, że wziął je ze sobą. Przetarł ręką szybę. Kiedy wyjechali z miasta i jechali drogą przez pustkowia śnieżyca rozszalała się już na dobre.
-Ale pogoda– zaczął nie pewnie– Dawno tak nie sypało prawda?
Julia nie odezwała się. Wpatrywała się w okno dalej ciężko obrażona. Max zapatrzał się na nią. Była taka piękna. Miała złote włosy, piękne niebieskie oczy, gładką cerę no i te usta. Usta tak słodkie, tak idealne, że mógłby je całować bez końca. Zatrzymał gwałtownie wóz. Spojrzała na niego.
-Co ty wyprawiasz? Czemu się zatrzymałeś?
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko nachylił się ku niej i pocałował gorąco. Chwilę się opierała, jednak po chwili uległa. Objął ją delikatnie i przytulił do siebie, tak, że oboje mimo chłodu poczuli ogromne ciepło.
-Przepraszam– wyszeptał
-Dobrze, już dobrze. To też ma pewien romantyzm. Stoimy na środku drogi, w okropnej śnieżycy na jakimś kompletnym pustkowiu. Nie jest to wymarzony sylwester, ale…– spojrzała na niego i przytuliła mocniej– Ale, jesteśmy razem. Wiesz, jak bardzo Cię kocham?
-Mam nadzieję, że równie mocno jak ja Ciebie kochanie.
Znów się pocałowali. Max odetchnął w duchu. Nagle zauważył światła, zbliżające się z naprzeciwko.
-Jedzie jakiś samochód– powiedział i zapalił silnik.
-To mi nie wygląda na samochód– powiedziała po chwili Julia– Za wolno się porusza.
Podjechali bliżej. Julia miała rację. Świtała które widzieli, okazały się lampionami, trzymanymi przez trzy osoby. Były one w strojach i maksach. Wyglądały na zmarznięte. Kiedy zobaczyli samochód jedna z nich wybiegła na środek drogi unosząc lampion ku górze.
-Niech się pan zatrzyma– krzyknęła postać– Proszę!
Julia złapała męża za rękę. Była nieco przestraszona. Spojrzała na niego.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. Jesteśmy na zupełnym pustkowiu. A jeśli oni nas napadną i ukradną samochód? Słyszałeś o tych zaginionych dziewczynach. Zginęły 3 w przeciągu tygodnia.
-No, ale nie zostawimy ich przecież na tym chłodzie. Nie bój się.
Max otworzył okno do którego podszedł postać, która ich zatrzymała. Był to średniego wieku mężczyzna, choć trudno było to ustalić z powodu stroju.
-Dzięki Bogu, że pan się zatrzymał– powiedział nieznajomy– Samochód wysiadł nam jakieś 3 km stąd. Czy byłyby pan tak dobry i podwiózł nas do pałacu Wernickiego?
-Gdzie? Do jakiego pałacu? – próbował przekrzyczeć wiatr Max
-Wernickiego! To tutaj, tą drogą w lewo.
Max i Julia spojrzeli w wskazanym kierunku. Rzeczywiście była tam droga, a na jej końcu malował się potężnym dom. Świtała w nim były po oświecane, a przed nim stało mnóstwo samochodów.
-Oczywiście, że podrzucimy. Proszę wsiadać– krzyknął otwierając tylne drzwi. Po chwili na tylnym siedzeniu spoczęła trójka ludzi: mężczyzna, kobieta i dziecko. Wszyscy ubrani byli w ten sam karnawałowy strój. Julię przeszły ciarki, choć sama nie wiedziała dlaczego.
-A państwo również do hrabiego?– zapytał mężczyzna
-Nie, nie. My wracamy do domu. Zapomnieliśmy biletów na bal w mieście– odpowiedział Max
-Aha…Tak pytam, bo mają państwo wspaniałe stroje. No to może, państwo zostanie na zabawie tutaj? Hrabia nie będzie miał pewnie nic przeciwko.
Julia spojrzała na męża. Domyślała się co zaraz usłyszy i wcale nie była tym zadowolona.
-Naprawdę? Nie będzie z tym żadnego kłopotu?
-Jakiż tam kłopot. Jestem bliskim przyjacielem pana domu. Proponuję zostać, zamiast jechać w tą zawieruchę. Nie daj Boże, wam również, coś stanie się z autem i wtedy co?
-Przepraszam, jak się pan nazywa?– zapytała nagle Julia spoglądając do lusterka na twarz mężczyzny.
-Oj, przepraszam. Gdzie moje maniery? Nazywam się Krzysztof Wrona, to moja małżonka Maria i nasza córeczka Karolinka. Jesteśmy z pobliskiego miasteczka na zachód stąd.
-Miło mi poznać. Ja nazywam się Max a to moja żona Julia.
Krzysztof kiwnął głową i uśmiechnął się do nich. Julia poczuła się już trochę pewniej, choć nadal czuła przenikające ją zimno. Spojrzała przez okno. Wysoko na niebie, przez chmury przebijała się pełnia księżyca.
Gdzieś w oddali dało się słychać wycie. Przeszły ją ciarki.
-O i o to jesteśmy– powiedział Max.
Podjechali na ogromny gościniec pełny samochodów, przy których stała cała gromada ludzi. Wszyscy byli ubrani w kostiumy karnawałowe. Uśmiechali się, bogato gestykulowali i trzymali w ręku kieliszki szampana. Wyglądali tak, jakby szalejąca nawałnica nie robiła na nich najmniejszego wrażenia.
-Boże, ja bym tam już dawno zmarzła– szepnęła Julia.
Max zaparkował i otworzył drzwi. Uderzył w nich zimny wiatr. Otulili się płaszczami i ruszyli kamienną ścieżką w stronę oświetlonego wejścia. Julia miała pretensję do męża, że nawet nie zapytał ją o zdanie. Z drugiej strony, jeszcze przed chwilą złościła się na niego, że spędzi noc sylwestrową w samochodzie. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że miała jakieś złe przeczucia wobec tego wszystkiego. Przy potężnych, otwartych na oścież drzwiach przywitał ich dobrze ubrany młodzieniec i odebrał ich płaszcze. Nie pytał kim są, czy byli zaproszeni itp. Uśmiechał się tylko szeroko, choć można było wyczuć, że nie specjalnie szczerze.
W sumie to on musiał stać na tym chłodzie, podczas gdy inni bawili się w ciepłym domu. Kiedy przekroczyli próg domu stanęli w osłupieniu. Stali przed potężną salą balową, na której wirowała w niezwykle równym tańcu setka tancerzy i tancerek. Na ścianach, wsiały potężne portrety, a złota posadzka odbijała wspaniałe malowidła zdobiące sufit. Julia dopiero teraz spostrzegła, że na drugim końcu sali gra orkiestra ubrana w wspaniałe fraki, dyrygowana przez siwego mężczyznę z złotą batutą. Wzdłuż ścian stały stoły pełne wykwintnych potraw i wina. Wszystko to, sprawiało atmosferę królewskiego dworu. Julia spojrzała z niedowierzaniem na Krzysztofa.
-Jest pan pewien, że możemy tu tak wejść, zupełnie za darmo?
-Oczywiście. A czemuż miało by być inaczej droga pani? Hrabia co roku organizuję tego typu przyjęcia. No nic, życzę miłej zabawy– powiedział, machnął ręką i wraz z rodziną zniknął w tłumie.
Julia i Max jeszcze raz rozejrzeli się po sali. Teraz dostrzegli jeszcze, akrobatów min. pożeraczy ognia. To wszystko było niesamowite, jakby wyciągnięte z innego świata. Tancerze wirujący przy wspaniałej muzyce, wspaniały zapach potraw, akrobację zachwycające każdego, kto na nie patrzył. Max uśmiechnął się szeroko.
-Czy to nie wspaniałe?– powiedział nagle obejmując ją– Czy to nie samo szczęście się do nas uśmiecha?
-Tak. Tu jest wspaniale– potwierdziła Julia– Ale nadal nie chce mi się wierzyć, że to wszystko od tak za darmo. Nie chcę mieć potem żadnych kłopotów.
-A tam. Słyszałaś co ten facet mówił. Jest przyjacielem tego hrabiego, czy kogoś tam. Po co miałby nas oszukiwać. Choć, zatańczymy.
-Chcesz tańczyć, razem z nimi?– wskazała placem na tancerzy– Nie ma szans, żebyśmy zatańczyli tak równo.
Myliła się. Kiedy tylko zaczęli tańczyć, od razu załapali rytm. Po chwili z zdziwieniem stwierdzili, że tańczą nie gorzej od reszty gości. W tańcu poczuli w tym wszystkim jakąś hipnotyczną moc. Nogi same stawały tam gdzie trzeba, ciała same kręciły się w rytm muzyki. Kiedy orkiestra skończyła grać, rozległo się głośne klaskanie. Max ucałował mocno Julię i przytulił do siebie. Ta noc należała do nich.
Usiedli przy jednym z zastawionych stołów. Max otarł z potu czoło.
-Tu jest jak w bajce– stwierdził sięgając po talerz– Jak w bajce.
-Rzeczywiście-przytaknęła mu– Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Może taka była wola Boża.
Potrawy były tak znakomite jak wyglądały. Nałożyli sobie dwie duże porcje i zjedli ze smakiem. Zbliżała się północ. Za niecałe 15 minut powitają nowy rok. Za oknami dalej szalała zamieć. Wiatr z całych sił uderzał o szyby próbując zagłuszyć orkiestrę. Muzyka grała i grała, a tancerze i tancerki w swych pięknych strojach wirowali po parkiecie. Max poszedł do toalety, więc Julia została sama. Poczuła się trochę nie swojo, sama wśród tylu obcych. Teraz wydawali się jej nieco bardziej złowrodzy. Nie widziała żadnej twarzy, tylko maski. Przeszły ją ciarki i właśnie wtedy to zobaczyła. W pierwszej chwili wzięła to za jakieś zwierze. Ruszające się fałdy w najmroczniejszym kącie sali. Dopiero po chwili stwierdziła, że to ciała kobiety i mężczyzny połączone w misterium miłości. Oboje byli jedynie w swoich maskach. Odwróciła się szybko. Dopiero po chwili znów zerknęła w mroczny kąt. Doszły teraz do niej jęki i krótkie krzyki. Poczuła się zbulwersowana. Inni jakby w ogóle nie zwracali uwagi na parę kochanków. Przechodzili obok nich obojętnie, tylko kilka dzieci zatrzymał się i wpatrywała w nich z osłupieniem. Julia rozejrzała się po całej sali. Dopiero teraz zaczęła dostrzegać, jeszcze inne dziwne i niepokojące rzeczy. Przy orkiestrze stała kobieta, z opartą na ramieniu głową. Obok niej stało trzech mężczyzn i obwąchiwało ją. Tak przynajmniej to wyglądało. Jeszcze gdzie indziej, przy drzwiach pojawiła się wysoka postać. Była dziwnie ubrana, jakby w ogromny, płócienny worek. Miała oczywiście maskę jakiegoś upiora lub innego straszydła. Julia zaczęła się bać. Usłyszała, że muzyka zmieniła się, stała się bardziej mroczna. Jak przez mgłę docierały do niej ludzkie śmiechy i krzyki. Za pięć minut wybije północ, a Max nadal nie wracał. Dało się słyszeć dzwony. Ludzie przerwali taniec i stanęli wszyscy patrząc w stronę półokrągłych schodów na którym pojawiły się dwie postacie: potężnie zbudowany, siwy mężczyzna, oraz młoda, zgrabna dziewczyna wtulona w jego bok. Mężczyzna uniósł rękę.
-Wszystkiego Najlepszego– krzyknął a jego głos popłyną po sali– Wszystkiego Najlepszego na ten nowy rok. Życzę wam, by zawsze byliście szczęśliwi, by zdrowie nigdy was nie opuszczało. Byśmy za rok znów mogli się tu spotkać razem. Życzę wam tego z całego serca.
Rozległy się oklaski. Julia domyślała się, że to pan domu. Hrabia zszedł ze schodów wraz z swoją żoną, a zabawa znów się rozkręciła. Julia ruszyła w stronę toalety. Nie potrafiła już sama tu wytrzymać. Doszło do niej, że zabawa zmienia się powoli w orgię. Gdzie się nie odwróciła widziała zapijaczonych kochanków manifestujących swoje uczucie na oczach innych. Nagle wpadła na kogoś.
-Przepraszam– zaczęła podnosząc głowę.
Zamurowało ja. Stanęła w bezruchu wpatrując się w wysoką, szarą postać w płóciennym worku. Maska upiora wykrzywiona była w okropnym grymasie. Przeszły ją ciarki i minęła tajemniczego gościa, który odprowadził ją wzrokiem. Julia niemal biegła. Coś tu było nie tak. Ten wspinały sen zmieniał się w koszmar. W końcu dobiegła do toalety. Zapukała mocno.
-Halo? Max jesteś tam?
Odpowiedziała jej kompletna cisza. Powoli otwarła łazienką. Pomieszczenie było całe było w białych kafelkach. Ogromne lustro ciągnęło się przez całą ścianę. Łazienka w ogóle nie pasowała do reszty domu. Wyglądała bardziej jak łazienka w jakiś restauracjach.
-Julia…– rozległ się nagle cichy szept– Julia…
-Max? To ty?
-Julia… Pomóż mi….
Głos dochodził wyraźnie z kabiny. Julia cała drżała wyciągając rękę. Delikatnie pchnęła drzwi i wrzasnęła. Cała kabina była w krwi, a na ubikacji siedziało całkowicie zmasakrowane ciało. Wnętrzności leżały jej pod nogami niczym wijące się robaki. Nagle głowa trupa podniosła się.
-Pomóż mi kochanie– wyszeptał trup.
Julia trząsnęła drzwiami i zwymiotowała do umywalki. Chciała biec, jednak nie umiała. Stanęła oparta o umywalkę i próbowała złapać oddech. Nagle usłyszała skrzypienie. Podniosła głowę i w odbiciu lustra zobaczyła jak otwierają się wszystkie kabiny. Powoli zaczęła się przesuwać w stronę drzwi. I właśnie wtedy zgasło światło. Julia wrzasnęła głośno i przeraźliwie, po czym zaczęła biec na ślepo w stronę drzwi. W ciemności wymacała klamkę, jednak drzwi okazały się zamknięte. Usłyszała głośne pomruki i charczenie za plecami. Poczuła również, że stoi w czymś mokrym. Julia zaczęła wrzeszczeć i z całych sił uderzać pięścią o drzwi.
-Wypuście mnie!!!! Pomocy!!!!!!!!!!
Światło zamigotało i w ułamku sekundy zobaczyła, że stoi w krwi, otoczona przez rozkładające się, pełznące w jej stronę ciała. Z całej siły nacisnęła na klamkę, która ustąpiła bez najmniejszego oporu.
Wbiegła w tłum . Cała spocona, zostawiając ślady z krwi przedzierała się przez las zamaskowanych ludzi. Nagle muzyka umilkła. Wszyscy goście stanęli w bezruchu patrząc na hrabiego, stojącego na środku Sali. Wybiła północ. Julia zatrzymała się łapiąc kurczowo za serce.
-Przyjaciele-zaczął hrabia– I tak o to razem przy świetnej zabawie, weszliśmy w nowy rok. Naprawdę cieszę się, że jest nas aż tylu. A teraz zróbmy to, na co wszyscy czekaliśmy. Złóżmy w ofierze te młode damy i oddajmy cześć naszemu bogu i. Niech Okulus znów powstanie!
Na środek wprowadzono młode dziewczyny. Były nagie i drżały z przerażenia. Julia zobaczyła, że mają na plecach wielki tatuaż oka. Mężczyzna obok niej oblizał się ohydnie. Chciała uciekać, ale nogi przymarzły jej do ziemi. Jak zahipnotyzowana patrzyła kiedy hrabia po koli podrzynał im gardła.
-Zdejmijcie maski! I oddajcie cześć!- krzyczał hrabia cały we krwi.
Ludzie zaczęli zdejmować maski. Powoli, z nabożnością. Wtedy do Juli dotarło, że to co dotąd widziała wcale nie było koszmarem. Było bajką. Pod maskami ludzie nie mieli praktycznie skóry. Spalone, paskudne twarze , czarno krucze oczy i nienaturalnie długie zęby. To nie byli ludzie. To były demony. Wydawała z siebie piski i dziwne pomruki. Tłum zaczął tupać i rozstępować się powoli, robiąc miejsce szarej postaci w płóciennym worku. Postać szła powoli w stronę hrabiego, który oddał jej pokłon. Ludzie poszli w jego ślady. Julia jakby się obudziła. Spojrzała w stronę wyjścia. Powoli, zaczęła iść w jego stronę.
-Pożyw się ich ciałami– słyszała za sobą– Daj nam siłę na nowy rok.!!! O potężny…
Rozległ się krzyk. Słowa hrabiego zamarły a tłum wstrzymał oddech. Julia starała się nie odwracać. Z ciszy która zapanowała każdy jej krok było słychać jakby ktoś walił kamieniami o drzwi. W końcu nie wytrzymała i obróciła się. W pobliżu ciał dziewczyn leżał przegryziony na pół hrabia. Obok niego spoczywał worek i maska. Cieszę przerwał w końcu krzyk. Demony zaczęły biegać chaotycznie. Ich paskudne twarze pełne były przerażenia. Jeden z nich złapał Julię za rękę.
-Uciekaj stąd póki możesz! Oszukano nas!!! Okulus nie przyzwał boga!!! Przyzwał diabła!!!
Julia wyrwała się z uścisku i pobiegła w stronę drzwi. Między krzykami słyszała ryk. Ryk bestii.
Poczuła dym. Sala balowa stanęła w płomieniach. Goście płonęli krzycząc przeraźliwie, a przez ułamek sekundy Julia zobaczyła co przyzwało Okulus. Widziała zarys potężnego stworzenia rozszarpującego właśnie płonące ciało. Ruszyła w stronę drzwi. Były już na wyciągnięcie ręki, kiedy nagle spadła na nią zapalona firana.
***
-Obudź się kochanie… Obudź się.
Nie widziała nic prócz światła. Nie czuła swojego ciała. Mogła tylko leżeć, patrzeć w światło i słuchać. Słuchać spokojnego głosu swojego męża.
-Julia… Ty umarłaś.
-Co?– usłyszała swój własny głos– Umarłam?
-Tak. Mieliśmy wypadek. Zderzyliśmy się z innym samochodem. Kiedy się obudziłem nie było Cię przy mnie. Pobiegłem po śladach w śniegu. I znalazłem Cię, znalazłem martwą , zmarzniętą w ruinach tego domu.
-W ruinach?– zapytała szeptem
-Tak. Było on miejscem spotkań sekty Okulus. Spłoną w noc Sylwestrową w 1934 roku. Zginęło 250 osób. I te osoby giną tam co roku. Są uwięzione. I ty tez tam będziesz– było słychać, że Max płacze– I będziesz tam z nimi przeklęta przez wieczność. Będziesz z nimi przeżywać wydarzenia tamtej nocy…
-Max… Nie odchodź– krzyknęła– Nie zostawiaj mnie z nimi samej!!!
-Żegnaj kochanie… Zawszę będę Cię kochał.
Max obudził się gwałtownie. Rana na głowie dała o sobie boleśnie odczuć. Nie czuł się za dobrze. Zapłakał na myśl o utraconej żonie, która widział przed chwila w swoim śnie. Dlaczego wyszła z auta? Szukała pomocy? Nie wiedział. Sięgnął po wódkę. Tylko ona odpędzała od niego smutki. Spojrzał na monitor komputera. Widniał tam długi artykuł o pożarze dworu Wernickiego w 1934 roku. O groźnej sekcie, dokonującej tam mordów. Oraz o dziwnych przypadkach znajdowania tam zwłok przez te wszystkie lata od pożaru. Zawsze w noc sylwestrową. Max zasnął przy artykule, stąd pewnie ten dziwny sen. Spojrzał na stolik i znów zapłakał gorzko. Wziął dwa zaproszenia na sylwestrowy bal, które zostawili i wrzucił do płonącego kominka…
*** Rok później***
-Ale śnieżyca– warknął Rafał jadąc polną drogą– Co mi do łba strzeliło jechać w taką zawieruchę i to jeszcze w Sylwestra?
Auto nagle „zakaszlało" i stanęło.
-Kurna!- warknął Rafał i wyszedł na zewnątrz.
Otworzył maskę samochodu. Tak jak się spodziewał, padł silnik. Przeklną pod nosem.
-Przepraszam pana– odezwał się nagle cichy kobiecy głos
Rafał podskoczył jak oparzony. Za nim stała młoda, atrakcyjna dziewczyna. Była dziwnie ubrana i nosiła karnawałową maskę.
-Dobry wieczór– sapnął Rafał– Ale mnie pani wystraszyła.
-Coś się stało z samochodem?
-No silnik padł. Ale skąd się pani wzięła na takim pustkowiu?
-Tu nie daleko mieszka mój znajmy. Pewnie będzie mógł panu pomóc z autem. Proszę za mną.
Kobieta ruszyła w ciemność. Rafał wzruszył jedynie ramionami i poszedł za nią.
-Nazywam się Rafał– powiedział po chwili– A pani?
-Julia– szepnęła spalonymi ustami…
"Wielka maskarada była zbiorem całej śmietanki towarzyskiej, dzięki której można było zabłysnąć w świecie sławy i luksusu." - to zdanie do przeróbki. Maskarada nie była zbiorem śmietanki towarzyskiej, tylko śmietanka ta brała w niej udział i zabłysnąć można było nie dzięki zbiorze śmietanki tylko udziale w zabawie.
"Nie było sensu po prostu wrócić się po bilety. Do domu było jakieś 200km." - lepiej: "wracać po bilety". Liczebniki w tekście słownie. Oba zdania bym połączył.
"Ostatecznie, mogliby zostać tutaj w mieście, jednak mieli oni na sobie stroję specjalnie na maskaradę." - a co ma jedno z drugim wspólnego? Zdanie niepotrzebne moim zdaniem.
"małżonka jest na skraju wybuchu nerwowego." - niezgrabnie
"zaczął nie pewnie" - łącznie
"Max zapatrzał się na nią" - zapatrzył
"Wiesz, jak bardzo Cię kocham? " - z małej litery (uwaga do wszystkich tego typu wypowiedzi w tekście). Wielkich używa się tylko w korespondencji.
"zbliżające się z naprzeciwko" - naprzeciwka
"Świtała które widzieli, okazały się lampionami, trzymanymi przez trzy osoby. Były one w strojach i maksach. Wyglądały na zmarznięte." - to brzmi, jakby zmarznięte lampiony były w strojach i maskach.
"do którego podszedł postać, która ich zatrzymała." - Kali być podszedł?
Dalej mi się nie chce wymieniać. Mnóstwo błędów, szalona interpunkcja, ortografy, literówki, powtórzenia, nieskładne zdania. Czytałeś to choć raz przed umieszczeniem tutaj? Wykonanie słabe i niechlujne.
Pomysł całkiem przyzwoity (choć wykonanie słabiutkie), ale zupełnie nie podobała mi się końcówka. Trochę mi tu zgrzyta logika. Rozumiem, że Max nie poszedł do dworu z Julią. To dlaczego wcześniej piszesz, że poszedł? To jej się tylko wydawało? Ona była żywa czy martwa, idąc na upiorny bal? Takie to trochę naciągane wszystko, podobnie jak cudowny sen z wyjaśnieniem tajemnicy. Nie rozumiem też, dlaczego Julia - jako ofiara - zwabia kolejnych nieszczęśników, zamiast ich przestrzec?
Pozdrawiam.
toporna stylistyka, dużo powtórzeń (w opisie dworu zgrzytało mi co chwila 'potężny'), widać, że język mocno niedoszlifowany. Do tego zbyt łopatologicznie wszystko wyjaśnione, za bardzo podkreślasz te "złowrogie przeczucia" na każdym kroku, to, że bal okazał się spotkaniem sekty upiorów wcale mnie nie zdziwiło. Końcówka dziwna i niespójna, co już wytknął wcześniej Eferelin. Mimo wszystko, opowiadanie coś w sobie ma, bo chciałam doczytać do końca. Po wygładzeniu a najlepiej napisaniu od nowa, powinno być całkiem-całkiem.
Co do końcówki mam podobne wątpliwości jak Eferelin. Tekst napisany słabo, ale fabuła nawet ciekawa. Gdyby poprawić i dopracować, lepiej wystopniować napięcie i nieco spowolnić rozwiązanie tajemnicy, to byłoby nieźle.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Kurde!!! Jak ja nie lubię, gdy ludzie zaczynają szukać logiki w opowiadaniach! Moim zdaniem koniec genialny!!!
Wiesz co mi przypomina trochę to opowiadanie? Twórczość Stephena Kinga... A dlaczego? Chociażby masakra na balu - 'Carrie' rzeź na balu przebierańców... i tak trochę opowiadanie 'Willa' ze zbioru 'Po zacodzie słońca'. Broń Panie Boże nie mówie że to źle!
A i mało opisów trochę a to daje takiej fajnie 'mięsistości' opowiadaniom...
Kurde!!! Jak ja nie lubię, gdy ludzie zaczynają szukać logiki w opowiadaniach! Moim zdaniem koniec genialny!!!
Fan Davida Lyncha? :P
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Nie. Bardziej Stephena Kinga... Koleś jest genialny.