
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Ogólnie znanym faktem jest, że, oprócz kobiety naprawdę czegoś chcącej, najbardziej denerwującą rzeczą we wszechświecie jest pyłek w oku. I tak, u nas takim bodźcem agresji może być byle kurz, ale w przypadku Azreala mówimy o całych galaktykach. Olbrzym poznał dwa sposoby na pozbycie się go. Pierwszy to mrugnięcie, ale prawdopodobnie szybciej było by poczekać aż odpowiednia ilość gwiazd w galaktyce zmieni się w czarne dziury i pyłek sam zniknie. Druga, dużo szybsza, polega na odpowiednim zagięciu czasu i przestrzeni tak, by okruch znalazł się na drugim końcu wszechświata, czyli prawdopodobnie z drugiej strony jego głowy. Oczywiści tak zabawa ma swoje skutki dla całego otoczenia. Cóż, w końcu tak powstał też i Dysk.
Rincewind spojrzał osłupiały na swoje ręce.
– Przecież ja nawet jeszcze nie zacząłem…
Największym problemem naszego maga był wypadek sprzed kilku lat. Otóż jedno z zaklęć z Oktavo, księgi tak silnie magicznej, że nawet czary się jej boją, wpadło do jego głowy skutecznie blokując miejsce przestraszonym pobratymcom. W konsekwencji nie umiał nic.
Drugim problemem herosa było to, że jeszcze niedawno był na drugim końcu Dysku. Mógłby wręcz przysiąc że nic nie kombinował z magią. Naprawdę.
Trzecim jego kłopotem był kapitan Vimes, który właśnie szybkim krokiem zbliżał się do niego.
– Mag? Mogłem się spodziewać widząc co właśnie zaszło. Czyli to wasza wina?
Sam nigdy zbytnio nie lubił magów. Mniej więcej tak samo bardzo jak golenia.
-To znaczy… do końca, to nie.
Oktarynowy blask, kolor magii, pojawił się w oku Rincewinda.
Nikt do końca nie wie jak, ale mag był już na drugim końcu Ankh Morpork. Nie zniknął. Po prostu uciekł.
Jak widać, zaklęcie ma też swoje plusy.
Sierżant Detrytus człapał powoli przez ulice. Zazwyczaj Straż Miejska nie chodzi wolno przez ulice, ale on był trollem. Kto normalny, nie liczę pijanych krasnoludów, zaczepia chodzącą skałę, dla której zadaniem arcytrudnym jest podnieść rękę i nogę naraz? Sierżant zdecydowanie lubiła swoją pracę. Mało robił, bo, co mocno go dziwiło, na jego patrolach nikt nie popełniał nielicencjonowanych zbrodni. Oczywiście, raz na jakiś czas pojawił się złodziej z Gidli, ale mało kto sprzeciwiał się kradzieży, bo dzisiaj dodawali złote łyżki. Oczywiście nikt, oficjalnie, nie wiedział że sztućce są z mosiądzu. I to bardzo taniego.
Troll spacerował wzdłuż rzeki, gdy jego uwagę przykuł dziwny fakt.
– Ktoś ukradł rzekę! – pomyślał. Problemem jego gatunku był całkowity brak umiejętności myślenia w myślach.
Kolejną rzeczą, która zwróciła uwagę Detrytusa była grupka ciut ludzi stłoczona przy krawędzi wody. Większość z nich klęła, niektóre stawiały rusztowania na dnie Ankh, reszta udawała że ich nie ma. Plemię to wciąż pozostało nieodkryte.
– Detrytus! – Noby Noobs podbiegł do kolegi po fachu.
– Ty ukradłeś rzekę! – Zadziwiającym było jak szybko troll skojarzył fakty, pusta ulica i tylko jedna osoba koło dziury w Ankh.
– Co? To ja, Noby Noobs.
– Kapral Nobs ma mundur!
Mało kto o zdrowych zmysłach dyskutuje ze zdenerwowanym trollem.
– Zostawiłem go w komendzie.
Detrytus zastanowił się krótką chwilę i po dziesięciu minutach szli już do komisariatu.
Powszechnie znanym przez magów faktem jest to, że deszcz psów nie jest możliwy. Niektórzy wciąż nie wierzyli, gdy patrzyli na pierwszego spadającego szczeniaka. Nie wierzyli również gdy tuż przy ziemi psina otworzyła spadochron.
jeszcze nie wiadomo, o co chodzi, ale stylizacja niezła!
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066