
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Ciężki dzień, ale w końcu zasłużyli na niczym niezmąconą ciszę i spokój.
Leżeli obok siebie ze splecionymi dłońmi. Ona ubrana w białą suknię. W pełnym makijażu i z fryzurą usztywnioną niedawno lakierem. On z włosami świecącymi jeszcze od brylantyny, w dobrze skrojonym garniturze. Zatopieni w atłasie otulającym ich ciała. Blisko siebie. Od dziś na zawsze, aż po koniec świata. Jeszcze trochę, tik-tak, uderzenie zegara, zaraz wyruszą w podróż.
– Jacy oni piękni.
Głos rozbrzmiał tak blisko nich, a zarazem tak daleko, że do ich świata dotarły tylko niewyraźne strzępy wypowiedzianego zdania.
– Jako, zamknij już trumnę – powiedział smutno jego ojciec.
Nie podoba mi się "wychodzenie na pogrzeb", wydaje się, że pogrzeb już trwa. Poza tym, czy trumny nie byłyby oddzielne?
Właśnie, ta niefortunna końcówka... Czym zastąpić, w tej chwili nie wiem, może wyjsciem z kaplicy (trumna i jej zamknięcie dostatecznie objaśniają sytuację).
Zmieniałam troche niefortunne zakończenie, a to dzięki waszym komentarzą. Dziękuję.
Po zmianach ostanie zdanie brzmi bezsensownie. Niestety, bardzo slaby drabbke.
@Roger - Dziękuję i za ten komentarz. Postaram się żeby następny był dużo lepszy. :)