- Opowiadanie: Bohdan - "Fryzjer" Rozdz. VII pt. "Żałoba" (Tribute To Szeloba)

"Fryzjer" Rozdz. VII pt. "Żałoba" (Tribute To Szeloba)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

"Fryzjer" Rozdz. VII pt. "Żałoba" (Tribute To Szeloba)

 

Rozdział VII

 

Obudził się obolały. Trochę potrwało, zanim doszedł do siebie, aby móc ocenić sytuację. Pierwsze co zauważył, to bezgraniczną ciemność – tak gęstą, iż pomyślał, że oślepł. Niepokoiła również trudność wykonania jakiegokolwiek ruchu członkami, poza głową, której pozycję mógł zmieniać w miarę swobodnie. Po jakimś czasie odetchnął z ulgą, przekonawszy się, że wzrok działa bez zarzutu po przyzwyczajeniu do panującego dokoła mroku. Marna to jednak była pociecha, gdyż położenie mężczyzny nie należało do godnych pozazdroszczenia. Znajdował się w wielkiej, wilgotnej jaskini. W górnej części jamy tkwiły stalaktyty, niebezpiecznie skierowane ostrymi końcami w jego stronę. Wyróżnione jaśniejszym kolorem od reszty skał, przypominały wyglądem lodowe sople. Na dole, oprócz kilku niewielkich kałuż i porozrzucanych kamieni, leżały stosy kości. Brzytewka pośród w większości zwierzęcych szczątków rozpoznał także ludzkie. Na domiar złego jego ciało przymocowano do czegoś lepkiego, nieprzyjemnego w dotyku oraz wytrzymałego na próby uwolnienia którejkolwiek kończyny, choć Fryzjer do słabeuszy nie należał. Krótkie oględziny upewniły mężczyznę, że znajduje się w olbrzymiej, prawdopodobnie pajęczej sieci, choć o stworzeniu zdolnym zrobić coś takiego nigdy nie słyszał. Poza tym, jego uwagę zwrócił brak nietoperzy, które tłumnie i chętnie zasiedlały podobne miejsca.

 

Szukał w pamięci ostatnich wydarzeń, mających miejsce przed obecną sytuacją. Powoli przypomniał sobie o zleceniu na stacjonującego nieopodal granicy z Imperium jednego z dowódców wojsk królewskich, którego wypowiedzi na temat monarchy nie podobały się Colesławowi Niepamiętnemu. Jako, że Brytan Żałosny był szanowany i lubiany przez żołdaków, należało upozorować wypadek.

 

Pewnego dnia, podczas przejażdżki, jego koń oszalał i zrzucił właściciela z grzbietu. Pogruchotany Brytan żył jeszcze przez kilka godzin, aż w końcu opuścił padół niedoli. Nikt się nie domyślił, że wcześniej ktoś dosypał do owsa specyfiku, który potrafił człowieka wpędzić w przerażenie na widok przelatującej muchy. Można sobie dopowiedzieć do jakiego stanu doprowadził zwierzę.

 

Brzytewka po wykonaniu wyroku powracał leśnym szlakiem, kiedy rozpoczęła się burza śnieżna. Silny wiatr rozpętał piekielną wichurę, opady śniegu uniemożliwiły jazdę oraz znacznie ograniczyły widoczność, co spowodowało brak rozeznania w terenie i groźbę zgubienia właściwej drogi. Kątem oka zauważył niewielkie skały, pośród których majaczyło wejście do groty. Zdecydował przeczekać w niej śnieżycę, więc pognał wierzchowca w tym kierunku. Ku jego zdziwieniu, zwierzę za nic nie chciało wejść do jaskini, pomimo kilku prób podejmowanych przez jeźdźca. Zrezygnowany Brzytewka uwiązał konia za jedną ze skał, w taki sposób, żeby nie docierał do niego wicher, a sam usadowił się przy wyjściu z pieczary i obserwował szalejącą zamieć. Nie chciał wchodzić głębiej, ponieważ nie miał pochodni. Ostatnie co zapamiętał, to ostry, piekący ból pleców.

 

– Mogłem się domyślić, że to nie ciemność przeraziła konia – rzekł do siebie, po dokonaniu retrospekcji zdarzeń. Ciągle usiłował uwolnić ręce lub nogi, lecz jego próby nie przyniosły żadnego rezultatu.

– Owszem. Koń miał więcej rozumu od ciebie – usłyszał piskliwy, dziwnie brzmiący głos, a potem krótki chichot.

Więzień rozglądał się na boki, wytężając wzrok, lecz nikogo nie dostrzegł.

– Kim jesteś? – zapytał. – Pokaż się.

– Wszystko w swoim czasie – padła odpowiedź. – Na razie pogawędzimy.

Fryzjer wydedukował, że głos dobiega z dziury, czarnej jak noc, wyglądającej na przedłużenie groty, lecz mieszczącej się zbyt daleko, aby można było cokolwiek dostrzec.

– Pogawędzimy? O czym? – nie odpowiadał mu taki sposób prowadzenia rozmowy. – Uwolnij mnie, wtedy chętnie odpowiem na twoje pytania.

– Póki co nie uwolnię cię, spryciarzu. A lepiej dla ciebie, żebyś odpowiadał na pytania. – Ostatnie zdanie zabrzmiało, jak groźba. – Domyślam się, że w jaskini schowałeś się z powodu śnieżycy. Kim jesteś?

– Jestem zamkowym fryzjerem, zwą mnie Brzytewka.

– Jakbym gdzieś słyszał to imię… lecz nie pamiętam, gdzie. Nieważne. Na nic mi się nie przydasz, bo się nie strzygę. – Po raz kolejny rozległ się histeryczny śmiech. – Na nic żywy mi się nie przydasz.

 

Jakiś cień zamajaczył w jednej z odnóg groty i powoli, bez żadnych gwałtownych ruchów coś zaczęło się wynurzać. Na początku Brzytewka dostrzegł tylko zarys postaci, lecz chwilę później obok pojawił się ogromny pająk, choć nieco inny od swoich mniejszych braci, nie tylko ze względu na wielkość. W jego ubarwieniu przeważał czarny kolor, aczkolwiek końcówki odnóży miał białe, pokryte – podobnie jak odwłok – sztywnymi włosami, sterczącymi niczym pręty ogrodzenia. Od przedstawicieli gatunku różnił go wygląd głowy, podobny do ludzkiej, na której znajdowały się trzy pary człowieczych, niebieskich oczu. Stwór patrzył z ciekawością na Fryzjera, raz po raz przekrzywiając głowę i mrużąc niektóre z sześciu gał.

– Nie krzyczysz? To dziwne – zauważył pająk. Kiedy mówił, niemalże ludzkie usta otworzyły się, ukazując dwa szeregi małych, ostrych jak piki, żółtych kłów. – Te wrzaski mnie zawsze bawią. Choć, gdy trwają za długo, potrafią zdenerwować.

Mężczyzna wpatrywał się wybałuszonymi oczami w hybrydę, stojącą przed nim na sześciu nogach. Chciał, aby to był sen, czy raczej koszmar, lecz sprawa wyglądała zgoła inaczej. Przerażony Fryzjer postanowił nie dać tego po sobie poznać, zdając sobie sprawę, że panika nie jest dobrym rozwiązaniem. „Dopóki żyję, wciąż jest nadzieja" – pomyślał próbując zachować zimną krew i pocieszając się w duchu.

– Kim jesteś? – zapytał Brzytewka, kiedy zebrał się do kupy po niemałym wstrząsie, doznanym po spotkaniu wzrokowym z poczwarą.

– O! I grzeczny jaki. Zapytał kim, a nie czym – rzucił kosmaty stwór, po raz kolejny prezentując uzębienie. – Nie mam imienia, ale lubię, kiedy nazywają mnie Żałobą, gdyż nic wesołego nie wynika po spotkaniu ze mną. Wydaje mi się, że jestem ludzkim eksperymentem.

– Wybacz Żałobo, ale nie rozumiem. – Fryzjer odpowiedział zgodnie z prawdą. – Nigdy nie słyszałem o takich eksperymentach.

– Może i nie słyszałeś. To nie ma znaczenia, bo i tak skończysz w moim żołądku.

– Chcesz mnie zjeść? – Mężczyzna od jakiegoś czasu podejrzewał, że będzie pajęczym posiłkiem, jednak skrzętnie ukrywał domysły. – Jesz ludzi?

Monstrum wybuchło głośnym, skrzekliwym rechotem, trzęsąc przy tym odwłokiem oraz głową. Nieprzeciętna akustyka wnętrza pieczary potęgowała dodatkowo demoniczne dźwięki, przyprawiając Brzytewkę o gęsią skórkę.

– Śmieszni ludzie! – grzmiał Żałoba. – Sami żrecie wszystko, co w łapy wpadnie. A inni to nie mogą, co? Tak. Zjem cię. Podobnie, jak wy, jem wszystko. Nie mam żadnego celu, poza zjadaniem tego, co wcześniej zabijam.

Uwięziony mężczyzna chciał za wszelką cenę oddalić zagrożenie, więc szybko zapytał:

– Skąd się tu wziąłeś?

– Z zamku. Może nawet z tego samego, w którym mieszkasz. A instynkt zaprowadził mnie tutaj. – Żałoba zbliżył zmutowany pysk do twarzy człowieka, po czym obwąchał go dokładnie.

– Byłeś w zamku? – wypytywał mężczyzna, nie pozwalając zbić się z tropu. Mimowolnie na czole zaświeciły krople potu.

– Tak. Pewien człowiek trzymał mnie w szklanym słoju. Potem, kiedy byłem za duży, przeniósł do piwnicy. Tam nauczył mnie mówić. – Pająk przestał węszyć i oddalił nieco mordę od uwięzionego w sieci mężczyzny, ciągle go lustrując trzema parami oczu.

– Jak to możliwe? – Trzeba przyznać, że pomimo niesprzyjających okoliczności opowiadana historia pochłonęła Fryzjera.

– Tak dokładnie, to nie wiem. Człowiek powiedział, że to było możliwe, bo mam ludzki język – zademonstrował narząd, wysuwając go z otworu gębowego, po czym zapytał: – Chło o tym sondzisz?

– Wygląda, jak ludzki – skomentował Brzytewka, kiwając z uznaniem głową.

– A widzisz! – krzyknął zadowolony pająk.

– Czy może wiesz, jak powstałeś?

– Nie mam pojęcia – podrapał się głowie jedną z przednich kończyn. – Winfrid powiedział, że połączył pająka z człowiekiem. Czy jakoś tak..?

– Winfrid?

– Tak miał na imię człowiek. Znasz go? – Trzy pary oczu otworzyły się szeroko, lustrując po raz kolejny postać w sieci.

– Nie. Nigdy o nim nie słyszałem. – Brzytewka nie znał opinii monstrum na temat Goezze, więc wolał skłamać. Szybko zmienił temat: – Jak udało ci się zbiec z piwnicy?

– Oprócz ludzkiego rozumu zachowałem zwierzęcy instynkt. Rozum podpowiedział mi, że prędzej, czy później zostanę zgładzony, a instynkt znalazł sposób ucieczki. – Pająk na chwilę przerwał. Tym razem podrapał odwłok, używając do tego tylnej kończyny. – Coś mnie ostatnio ciągle swędzi. Może z powodu wilgoci? Na czym to ja skończyłem?

– Że instynkt podpowiedział ci, jak uciec z lochu – przypomniał Brzytewka.

– Loch? Nie znam tej nazwy. – Żałoba szukał w zakamarkach pajęczo-ludzkiej pamięci słowa, które przed chwilą usłyszał. – Nie znam, a może zapomniałem?

– To samo, co piwnica – wyjaśnił Fryzjer.

– Aha. Postaram się zapamiętać. Uczę się całe życie, a i tak umrę głupi – zaśmiał się piskliwie, po czym powrócił do opowieści. – Winfrid zapomniał, że po części jestem pająkiem. Pająki potrafią świetnie kopać, czy tez ryć w ziemi. Przekopałem się za mury i uciekłem do lasu. A potem znalazłem to miejsce.

– Długo tu jesteś?

– Haha! A skąd mam wiedzieć? Widzisz tu gdzieś kalendarium? – zatoczył szeroki łuk przednią kończyną.

– Przepraszam. Głupie pytanie. – Brzytewka czuł się lekko zażenowany. W tej chwili wpadł na pewien pomysł. – Mam dla ciebie propozycję.

– Zamieniam się w słuch. – Pająk poruszył parą, trochę zarośniętych włosami, ludzkich uszu. – Tylko nie proponuj mi jakichś gór złota, czy córki za żonę. Przed tobą kilku próbowało. Nie potrzebuję niczego takiego.

– Nie, nie – zaprzeczył uwięziony, potrząsając jasnowłosą głową. – Chciałbym przeżyć, to chyba jasne. W zamian proponuję ci swojego konia. Jest większy, to i lepiej sobie podjesz.

– Też wymyśliłeś. Pójdę i sam go wezmę!

– Nic z tego. Ucieknie – oznajmił Fryzjer najspokojniejszym tonem, na jaki go było w tym momencie stać.

– Tak myślisz? Dość szybko biegam – pochwalił swoje walory Żałoba, wskazując ruchem łba trzy pary kosmatych odnóży.

– To jeden z najszybszych wierzchowców w królestwie. Nie dogonisz go.

Zapadła krótka pauza. Pająk najwyraźniej przeprowadzał wnikliwą analizę proponowanej wymiany albo obmyślał plan, jak dopaść obydwie zdobycze. Każde z jego sześciu oczu zastygło w innej pozycji, obrazując, jak bardzo sugestia Brzytewki zainteresowała go.

– Duży ten koń? – zapytał po chwili.

– Waży cztery razy więcej ode mnie – padła szybka odpowiedź.

– Cztery razy? Aj! – Gały Żałoby powiększyły się z wrażenia. Począł chodzić w kółko po pieczarze, co jakiś czas powtarzając: – Cztery razy. Cztery razy.

W końcu po zrobieniu kilku okrążeń zatrzymał się. Podszedł do więźnia i sapnął, czy też westchnął, w każdym bądź razie wydał jakiś dźwięk.

– Zgoda – oznajmił. – Zaraz cię uwolnię.

Zbliżył się do sieci, po czym zaczął przegryzać jej część, krępującą członki Fryzjera. Na chwilę przerwał czynność i powiedział:

– Tylko bez żadnych sztuczek. Bo zjem na obiad to, co miało być kolacją.

– Bez obaw. Nie jestem głupcem – uspokoił go Brzytewka. Mężczyzna wiedział, że nachodzi moment, który zdecyduje o długości jego życia.

Po jakimś czasie stanęli naprzeciwko siebie. Byli mniej więcej równi wzrostem, z tym, że biorąc pod uwagę całkowitą masę pająka, wyglądał on na trzykrotnie większego od człowieka.

– Idziemy! – rozkazało monstrum. – Będę tuż za tobą. Pamiętaj…

– Wiem. Żadnych sztuczek – wtrącił Brzytewka usuwający pozostałości pajęczej sieci z ubrania.

– Właśnie – zgodził się Żałoba, zadowolony z faktu, że ma tak skuteczny dar przekonywania.

 

***

 

Ruszyli. Po chwili szli w górę dość obszernym tunelem, po którym nawet pająk poruszał się dość swobodnie. Fryzjer zauważył na ścianach korytarza ślady, jakby grabi, domyślając się, że to eskortujący powiększył bądź wykopał przejście za pomocą kończyn. Przez cały czas Brzytewka intensywnie myślał, jak uciec, gdyż podejrzewał poczwarę o niedotrzymanie umowy. Jedynym pomysłem był szybki bieg po przekazaniu konia, kiedy zajęty Żałoba mógłby odpuścić pogoń. Fryzjer żałował wierzchowca, lecz zdążył przyzwyczaić się do straty, bardziej ceniąc swoje życie.

 

O kilka kroków przed nimi mężczyzna spostrzegł rozświetlone słonecznym blaskiem wyjście. Domyślił się, że zamieć minęła – świadczyła o tym pogoda. Pająk tego nie widział, maszerując za plecami człowieka, natomiast wiedział, gdzie się znajdują.

– Czuję powiew wiatru – rzekł, mlaskając przy tym. Najwyraźniej myślami był przy posiłku złożonym z wierzchowca i być może czegoś jeszcze. – Jesteśmy przy wyjściu.

 

Brzytewka opuścił grotę, kierując kroki na lewo, w miejsce pozostawienia zwierzęcia. Nagle usłyszał za sobą dziwny pisk. Kiedy odwrócił głowę, zobaczył Żałobę, zasłaniającego dwoma przednimi odnóżami gromadę oczu i wycofującego się do jaskini. Człowiek postanowił wykorzystać zaskoczenie poczwary. Wyjął brzytwę ukrytą w kieszeni kaftana i jednym, silnym ruchem ręki przeciął sznur, na którym uwiązał wcześniej konia, po czym dosiadł zwierzę i zmusił do galopu. Wierzchowiec czując bliskość poczwary, ruszył przed siebie, desperacko pokonując zaspy śnieżne. Fryzjer kilka razy spojrzał za siebie, zauważając, że Żałoba stara się wyjść na zewnątrz, lecz po każdej próbie prędko wraca, oślepiony blaskiem słońca. Potem jeździec słyszał tylko sporo niewybrednych przekleństw, które wkrótce ucichły.

– Dziękuję ci – szepnął do rumaka. – Bałem się, że wilki cię zeżarły. Teraz kieruj się na zamek, bo ja pojęcia nie mam, gdzie jesteśmy.

Koń odnalazł trakt prowadzący do zamku. Niedługo później zmęczony Brzytewka grzał zziębnięte ciało w domu, przy kominku. Postanowił, że następnego dnia uda się do Goezze, aby porozmawiać na temat stworzenia, które napotkał. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej na temat poczwary, a przede wszystkim poznać genezę powstania hybrydy.

 

***

 

Fryzjer spotkał teologa, szkolącego kruka na dziedzińcu siedziby królewskiej i opowiedział ze szczegółami przygodę z poprzedniego dnia. W miarę postępu historii obserwował coraz większy niepokój malujący się na twarzy Goezze, który po wysłuchaniu Brzytewki, zapytał:

– Trafisz tam?

– Zupełnie nie wiem, gdzie byłem – odrzekł Fryzjer, rozkładając bezradnie ręce. – Zimą las wygląda wszędzie tak samo. Poza tym, okoliczności spowodowały, że nie zapamiętałem jakiś charakterystycznych szczegółów. Mój koń może znać drogę, ale nie jestem w stanie zmusić go do powrotu.

– Dlaczego? – Goezze karmił lewą ręką siedzącego na prawym ramieniu kruka kawałkami surowego mięsa.

– Panicznie boi się tego stworzenia – wyjaśnił Brzytewka.

– No, tak. Rozumiem. – Oblicze królewskiego doradcy spochmurniało. Na chwilę zamyślił się, po czym powiedział: – Dziękuję za informację. Swoją drogą, miałeś sporo szczęścia.

– To prawda. Możesz mi powiedzieć, skąd się wziął ten stwór? – naciskał Fryzjer.

– Nie mogę. Bywaj – rzucił lapidarnie, odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę baszty z siedzącym krukiem na ramieniu.

Otyła postać wkrótce zniknęła w wejściu, pozostawiając rozdziawionego Brzytewką na dziedzińcu. Fryzjer nawet nie odpowiedział na pożegnanie, zaskoczony zachowaniem Goezze.

 

Chwilę później wracał do miejsca zamieszkania, klnąc w myślach maniery teologa, jednocześnie żałując, że stracił czas i niczego się nie dowiedział.

 

***

 

Był ponury dzień. Ciemne chmury zasnuły całe niebo, czasami prószył śnieg. Ogromny, ciemnobrązowy jeleń poruszał się spacerowym tempem po zasypanych białym puchem ostępach leśnych, przystając co jakiś czas, węsząc, nasłuchując. Na łbie dźwigał duże, pełne nieregularnych kształtów, szare poroże. Przystanął przy niewielkich skałach, tyłem do dziury ziejącej złowrogą ciemnością. Coś zwróciło jego uwagę, lecz zbyt późno zerwał się do ucieczki. Dwa czarne, kosmate odnóża uderzyły w grzbiet zwierzęcia, a jedno z nich błyskawicznie zatruło jadem krew schwytanej ofiary. Po chwili jeleń został całkowicie sparaliżowany, a potem powoli wciągnięty do jamy.

– Jaki duży! – Przedziwnie brzmiący głos dobiegł z wnętrza jaskini. – Jak koń! Jak koń!

Przeraźliwy chichot rozległ się echem po lesie, po czym nagle ucichł. A śnieg padał coraz mocniej.

 

Koniec

Komentarze

Taki, króciutki rozdział czegoś dłuższego. Zdaję sobie sprawę, że to fragment i może być trochę niezrozumiały, ale całości nie jestem w stanie zamieścić, bo jest stanowczo za długa. Życzę przyjemnej lektury.

Mastiff

Pająk przestał węszyć i oddalił nieco aparycję od uwięzionego w sieci mężczyzny, (...).
Co oddalił, że pozwolę sobie spytać?
Niepokoiła również niemoc wykonania jakiegokolwiek ruchu (...).
Moim skromnym zdaniem inne słowo tu pasuje.
Pierwsze co zauważył, to bezgraniczną ciemność - tak gęstą, iż pomyślał, że oślepł.
Słynna kwestia Maksia pada w komedii, i tam pasuje. Tutaj jakoś zgrzyta...
To bynajniej nie wszystkie potknięcia w wyglądającej na dość sympatyczną opowieść o spryciarzu Brzytewce. Trudno cokolwiek więcej powiedzieć o całości na podstawie fragmentu, ale jedno jest pewne: jeśli proporcje dziwnych rzeczy do objętości tekstu są zachowane, niezbędna jest staranna korekta.

Dziękuję Adamie. Będę musiał wziąć się do roboty. Pozdrawiam

Mastiff

NMZC, PSNP.

:)

Mastiff

Nowa Fantastyka