- Opowiadanie: Deed - Miecz przeklętych

Miecz przeklętych

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Miecz przeklętych

„Jeszcze jedno uderzenie i będzie gotowy" pomyślał. Wyciągnął ostrze z paleniska. Uderzył. Iskry poleciały w powietrze. Jakar spojrzał krytycznie na swoje dzieło.

– No nieźle – powiedział na głos.

Zanurzył ostrze w lodowatej wodzie. Ciepła para uderzyła go w twarz. Lubił ten moment. Zostawił miecz do wystygnięcia i zajął się wykończeniem. Na trzpień założył wystrugane drewno. Rękojeść owinął najlepsza skóra, a na głowicy doczepił dwie krótkie czerwone szarfy. To było jego najznamienitsze dzieło. Żelazny płaz i miedziane zbroczę – pierwszy raz w życiu udało mu się stworzyć coś tak pięknego – takim mieczem nie powstydziliby się nawet królowie.

Poczekał, aż ostrze ostygło zupełnie. Po czym wziął miecz do rąk, zważył i wykonał parę pchnięć z wyraźnym zadowoleniem. Te cudo było zwieńczeniem jego długich lat pracy w kuźni. Odłożył go pieczołowicie na długim drewnianym stole. Przeciągnął się, aż coś strzyknęło mu w kościach.

Odwrócił się, chcąc wyjść ze swojej pracowni i zamarł z przerażenia. W drzwiach kuźni stał oparty o framugę mężczyzna z kuszą wycelowaną prosto w pierś Jakara.

– I to by było na tyle, nawet nie próbuj sięgać po broń – odezwał się chrapliwie przybysz. – Nie będę się siłował z tobą na miecze, ostatnia utarczka kosztowała mnie trzy lata w obleśnej celi… Zniszczyłeś moje życie. Ja pójdę o krok dalej…

Jakar zdążył tylko przypomnieć sobie, gdzie wcześniej widział tego człowieka.

– Długo obmyślałem, co z tobą zrobię. Trzeba było nie pchać się tam, gdzie cię nie prosili. Ale nie… – zbir wyrzucał swoje żale.

Jakar chcąc wykorzystać prowadzony monolog cofnął się do stołu. Bacznie przyglądając się mężczyźnie w drzwiach. Jeśli tylko zdołałby dosięgnąć do drewnianej tarczy, która leżała niedaleko miałby może szansę wyjść z tej opresji.

– Nawet nie próbuj! – warknął na niego jego „gość". – Rusz tylko palcem, a będzie to ostatnia rzecz jaką dzisiaj zrobisz.

Jakar zrezygnowany opuścił ręce.

– No, na czym to ja skończyłem – kontynuował wyraźnie zadowolony. – Ach tak, ty musiałeś strugać bohatera. Trzeba było zostawić tą dziewkę mnie i wszyscy bylibyśmy zadowoleni. A tak to sobie nagrzebałeś, oj, nagrzebałeś. Szukałem ciebie. Szukałem od czasu jak udało mi się wyrwać z tej nory! – trząsł się wypowiadając te słowa.

Jakar zaczynał podejrzewać, że mężczyzna z kuszą jest co najmniej szalony.

– Barkir, zapamiętaj sobie moje imię, bo tam gdzie byś się nie pojawił będę tuż za tobą. Będę ciebie dręczył na każdym kroku. Nie zaznasz spokoju, a zacznę – przerwał w pół zdania i wystrzelił bełt – od prawej ręki.

Jakar nawet się nie zdążył zareagować. Pocisk z kuszy przeciął powietrze ze świstem i przeszył jego rękę na wylot. Kowal zawył z bólu i przycisnął dłoń do piersi zostawiając na koszuli czerwony ślad krwi. W tym czasie Barkir załadował sprawnie kolejny bełt.

– To jest piękne – zaśmiał się Barkir odchylając głowę do tyłu. – Kowal, który będzie nadawał się tylko do podtrzymywania ognia w palenisku. Nic więcej już nie stworzysz.

Jakar zagryzł zęby. Rozważał właśnie czy nie zaryzykować skoku za murowaną ścianę koło paleniska. Była tam mała wnęka, w której mógłby się schować. Barkir natomiast, żeby w ogóle do niego strzelić, musiałby podejść bardzo blisko. Poza tym pamiętał, że zostawił tam pogrzebacz, więc miałby się czym bronić.

– Dobra znudziłeś mnie na dzisiaj – ziewną Barkir. – Zanim położysz się spać sprawdź czy nie ma mnie pod łóżkiem – rzucił i szalony śmiech odbił się od ścian kuźni.

Kowal spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że Barkir po prostu wyjdzie, jak gdyby nic się nie stało.

Jakar gnany strachem schował się we wnęce. Mimo, że został sam bał się ruszyć z miejsca. Dla pewności odczekał paręnaście minut wpatrzony w wejście do kuźni. Kiedy poziom adrenaliny się zmniejszył, rana na ręce zaczęła mu porządnie doskwierać, jakby zasiadło w niej stado złośliwych goblinów kując odsłonięte nerwy. Spojrzał na poszarpaną dłoń. Barkir miał rację, jeśli nawet ręka zagoi się nie będzie w stanie niczego już wykuć. Oczywiście to była najlepsza opcja. Nie chciał nawet myśleć, co będzie jeśli wda się gangrena. Gdy poczuł się na tyle bezpiecznie, żeby ruszyć się z miejsca, zaczął szukać czegoś, czym mógłby zatamować krwawienie. Znalazł najczystszy kawałek płótna jaki miał w kuźni i szczelnie owinął nim dłoń.

– Wiesz jednak stwierdziłem, że nie będę marnował na ciebie czasu – cichy szept dobiegł od strony drzwi.

Jakarem wstrząsnął zimny dreszcz. Wolno obrócił się w stronę wyjścia. Znów stał tam Barkir. Jakar czuł się tak, jakby nie mógł obudzić się z najgorszego koszmaru. Kusza w dłoniach Barkira wydala szczęknięcie orzecha zwalniając kolejny bełt.

Kowal poczuł eksplodujący ból w piersi, spojrzał na wystającą lotkę i nogi odmówiły mu posłuszeństwa, zwalił się na ziemie. Mężczyzna z zadowoleniem podszedł i stanął nad umierającym Jakarem. Jednak zamiast przyglądać się ofierze, jego wzrok przykuł miecz lśniący w blasku rzucanym przez ogień z paleniska. Ostatnie dzieło Jakara. Barkirowi zaparło dech, kiedy wziął miecz do ręki.

– Niezła robota. Zabiorę to ze sobą, jako twoje zadośćuczynienie za szkody, które mi wyrządziłeś – rzekł szczerząc pożółkłe zęby.

– I niech ten miecz będzie przeklęty – powiedział z trudem Jakar, plując przy każdym słowie krwią.

– Mam to głęboko w dupie kowalczyku, na pewno będzie dużo wart – odparł jego zabójca.

Barkir upewniwszy się, że kowal wyzionął ducha, wyszedł z kuźni pogwizdując wesoło.

***

 

Klątwa dosięgła Barkira szybciej niż myślał. Cztery dni po śmierci kowala, sam stracił życie w jednej z uliczek miasta. Jak na ironię dotrzymał swoich słów podążając tam, gdzie Jakar już był. Zwłoki Barkira znaleziono dzień później z podciętym gardłem, pozbawione wszelkich kosztowności, jakie mógł posiadać.

A miecz? Zaginął. Pewnie przechodzi teraz z rąk do rąk. Przynosząc kolejnemu właścielowi rychłą śmierć.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

„Jeszcze jedno uderzenie i będzie gotowy" pomyślał.
Myśl jako cytat? Wątpliwa forma zapisu.
- No nieźle - powiedział na głos.
A można powiedzieć bez wydawania głosu?
(...) takim mieczem nie powstydziliby się nawet królowie.
Że jak proszę? Takim?
Te cudo było zwieńczeniem jego długich lat pracy w kuźni.
Dziwne. Długie lata pracy, jeden miecz... Te czy to?
Odłożył go pieczołowicie na długim drewnianym stole.
Po jakiemu to jest? Odłożyć na stole?
(...) trzy lata w obleśnej celi...
W jakiej?
Wygląda na pisane w pospiechu, bez namysłu, nie sprawdzone po skończeniu. Taka sobie scenka z oczywiście strasznym zakończeniem --- przeklęty miecz...

P.S. Przecinków Szanowny Autor nie ma zwyczaju stawiać?

Cienkie toto.
Był kiedyś taki serial pt. "Pechowy rewolwer", bardzo fajny zresztą. Czyżby na motywach tego?
Byki Adam wyłuskał, więc ja już nic od siebie nie dodaję.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

"Był kiedyś taki serial pt. "Pechowy rewolwer", bardzo fajny zresztą. Czyżby na motywach tego?"

Tzn. opowiadanie, na motywach serialu :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dziękuję za komentarze.

@Adam - jeśli chodzi o zarzut zapisu myśli jako cytatu, to znam wiele książek, w krótych taki zapis jest stosowany.
Być może jestem nie na czasie, więc musze to sprawdzić :)

@Fasoletti - nie widziałam tego serialu, ale teraz pewnie obejrze z czystej ciekawości.

Dawno szło, nie wiem czy gdzieś znajdziesz. Ale polecam, bo był naprawdę fajny.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

-> Deed. To nie kwestia bycia na czasie, ale, w mojej ocenie, maniery z nieporozumieniem razem. Przejrzałem pod tym kątem dostępne mi materiały oraz przejrzałem kilka książek --- nigdzie myśli, oddanej słowami, nie traktuje się jako formalnego cytatu, lecz jako wypowiedzenie dialogowe, z podaniem w atrybucji, że to myśl danej osoby.
Gwoli ścisłości --- w pewnych przypadkach, zależnych od kompozycji tekstu, stosuje się wyrożnienie, ale wtedy bez atrybucji dialogowych.

@Adam - chętnie zamieniłabym rozmowę pod opowiadaniem na prywatyny dialog. :)

Niestety, nie ma tu wiadomości prywatnych.

Może mail?

Jeżeli jesteś obecna na stronie, odblokuj na minutę adres w profilu.

Coś ustawienia nie chcą się zapisać, deedlit@o2.pl

OK.

Autorze, czemu pisałeś ten tekst na kolanie? Inaczej: czemu pisałeś go na kolanie, a potem nie sprawdziłeś, siedząc w wygodnym fotelu, po tygodniu przerwy od postawienia ostatniej kropki w utworze? 

Nowa Fantastyka