- Opowiadanie: Urban Horn - Sieć Emocji

Sieć Emocji

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sieć Emocji

W drodze do pracy Jakub obserwował mijanych ludzi zza ciemnych okularów. Uśmiechali się, ale wiedział, że uśmiech ten nie jest zasłużony. Wiedział, że jest kupiony.

Radość, jaką odczuwali ludzie, była sztuczna. Patrzyli na świat przez różowe okulary. Godzina sztucznej radości kosztowała w tych czasach dwadzieścia pięć złotych. Prawdziwej praktycznie już nie znano.

Jakub brzydził się sztucznymi emocjami sztucznych ludzi. Brzydził się światem, w jakim przyszło mu żyć.

Jego czarne BMW zatrzymało się pod komisariatem policji. Zgasił silnik, wyszedł i ruszył do drzwi. Komisariat, jak prawdopodobnie wszystkie miejsca na świecie, wypełniony był sztucznymi ludźmi. Przywykł już do współpracy z nimi. Takich jak on, takich, którzy nie korzystali z Sieci, nie było już niemal w ogóle.

Minął stanowiska uśmiechniętych funkcjonariuszy od papierkowej roboty i wszedł do pokoju, na którego drzwiach napisane było ,,sierżant Jakub Gwiazdorowicz''.

Pokój był mały. Oprócz biurka, na którym stał komputer. Była tam jeszcze tylko szafka z aktami. Ścian nie pokrywały liczne dyplomy i gratulacje, jak to zwykle bywa w pokojach sierżantów. Jakub miał się czym chwalić, ale tego nie robił. Taki po prostu był. Jedynym, co ozdabiało ściany, był stary zegar wskazujący ósmą pięć.

Sierżant wyciągnął się w skórzanym fotelu i westchnął. Ten dzień miał być jeszcze smutniejszy niż zwykle. Był to bowiem pierwszy dzień Gwiazdorowicza bez partnera, który służył z nim trzy lata. Trudno nazwać go przyjacielem, lecz był najbliższą mu osobą. I, jak większość bliskich mu osób, zginął.

Nie zdążył nawet zapoznać się z papierami, które znalazł na biurku. Ktoś zapukał do pokoju. Jakub nie odpowiedział. Drzwi otwarły się ukazując młodą, uśmiechniętą funkcjonariuszkę.

– Sierżancie, komisarz wzywa! – zakomunikowała.

Gwiazdorowicz bez słowa wstał i wyszedł mijając kobietę. Skierował się do gabinetu komisarza Dębczyńskiego. Przywitał go zapach dymu papierosowego.

– Gwiazdorowicz! Nauczyłbyś się pukać! – burknął komisarz gasząc szluga w popielniczce.

– Przepraszam. – wymruczał Jakub.

– Słuchaj, sprawa jest poważna, więc od razu przejdę do rzeczy. Ponad półtorej godziny temu włamano się do Sieci!

– Co?! Jak? – zdziwił się.

– A skąd mogę, cholera, wiedzieć? W każdym razie skradziono ogromnie mocną dawkę szczęścia, spełnienia i ekstazy. Łączna wartość przekracza sto tysięcy!

– Wysłaliście kogoś do Bazy Katowickiej?

– Właśnie kogoś wysyłam. – spojrzał gniewnie na sierżanta. – Zajmiesz się sprawą, ale najpierw kogoś ci przedstawię.

Dębczyński podniósł słuchawkę telefonu i nacisnął jeden przycisk.

– Przyprowadź nowego! – rozkazał i odłożył aparat. Chwilę później do pokoju wszedł ubrany w garnitur mężczyzna o krótkich blond włosach, wiekiem zbliżony do Jakuba.

– Kamil Nowak, Jakub Gwiazdorowicz. – przedstawił ich sobie krótko. – Od dziś będziecie współpracować. Dobra, panowie, sami widzicie, że sprawa jest poważna. Macie wycisnąć wszystkie informacje od zarządców i kontrolerów w Bazie Katowickiej! No, już, ruszajcie! – ponaglił.

Mężczyźni wyszli z gabinetu i ruszyli w stronę drzwi wyjściowych.

– Czym jeździsz? – spytał Jakub.

– Hondą Civic z dwa tysiące jedenastego, a co?

– Nic. Pojedziemy moim wozem.

Katowicka Baza Kontroli Sieci Emocji była majestatycznym budynkiem mieszczącym się w centrum miasta. Kabriolet Jakuba zatrzymał się pod nim z piskiem opon. Funkcjonariusze wyszli z pojazdu i weszli do budynku. Pokazali odznaki kobiecie w recepcji, a ta skierowała ich na najwyższe piętro.

– Długo pracujesz w wydziale Kontroli Sieci? – spytał Nowak, gdy jechali windą.

– Ponad trzy lata – odparł Jakub.

– Zdarzyło się kiedyś włamanie tego typu?

– Próby zdarzały się nieraz, ale nie. Z czymś takim jeszcze się nie spotkałem. – przyznał.

Winda zatrzymała się, a funkcjonariusze weszli do wielkiego salonu. Przez szklane ściany rozciągał się widok na niemal całe centrum Katowic. Wielkie wieżowce, zaludnione uliczki, stary budynek w kształcie spodka, który temu właśnie kształtowi zawdzięczał swą nazwę, a także autostrada i centrum handlowe w oddali.

Przy długim stole, do którego dostawione były białe fotele siedział około pięćdziesięcioletni, elegancki mężczyzna w drogim garniturze.

– Witam sierżancie. Proszę siadać – powiedział na powitanie.

– Dzień dobry panie Troszczyk. Chociaż, o ile dobrze słyszałem, nie taki dobry. Przy okazji, przedstawiam mojego nowego partnera, sierżanta Kamila Nowaka.

Nowak skinął głową, po czym funkcjonariusze usiedli.

– Nie spytam, czy zdarzyło się to już wcześniej – zaczął Gwiazdorowicz – bo z doświadczenia wiem, że nie…

– Owszem, zdarzało się, ale nie w Katowicach. – wtrącił zarządca Troszczyk.

– Zajmijmy się jednak tą sprawą. Jak odkrył pan włamanie?

– Jeden z kontrolerów, Piotr Marcinek, zameldował mi nieoczekiwany i nieopłacony transfer. Ogromne ilości najpiękniejszych uczuć.

– Nie było adresata? – wtrącił Kamil.

– Nie, zupełnie jakby to wszystko wyparowało.

– Ma pan jakieś podejrzenia odnośnie sprawcy? – spytał Jakub.

– Wiem, że tych kosztownych emocji mogło pożądać wielu ludzi, ale nie znam nikogo zdolnego włamać się do Sieci.

– A kontrolerzy i inni pracownicy budynku? Mogliby zrobić coś takiego?

– Teoretycznie tak – Troszczyk potarł policzek – ale musiałby to zrobić właśnie Marcinek któremu ufam, a bardzo przejął się kradzieżą, nawet bardziej niż ja. W dodatku, żeby tego dokonać, musiałby zrobić to bez wiedzy kilku pomocników, co było praktycznie niewykonalne. A zakładając, że by mu się udało, nie musiałby w pierwszej kolejności mi tego meldować.

– Mimo wszystko wolelibyśmy porozmawiać z panem Marcinkiem – stwierdził Jakub.

– A ja jestem już wolny?

– Mam jeszcze pytanie. – wtrącił Kamil patrząc na Gwiazdorowicza porozumiewawczo. – Czy ma pan jakieś pomysły do czego można wykorzystać taki impuls dobrych emocji?

– Jedyne co przychodzi mi do głowy to użytek własny, ale dla kilku osób – odpowiedział Troszczyk. – Jedną by to zabiło. Mogli też ściągnąć to na jakiś nośnik i teraz będą sprzedawać wzmocnione impulsy na czarnym rynku jako środek odurzający, ale w to jednak wątpię. Nie wiem czy w ogóle byłoby to wykonalne.

– Dobrze… Z panem Marcinkiem chcielibyśmy porozmawiać na osobności, o ile jest to możliwe. – poprosił Jakub.

– Oczywiście. Znajdziecie go na trzecim piętrze. To kontroler, a więc nie pomylicie.

– Dobrze. Jakby dowiedział się pan czegoś istotnego ma pan mój numer. Do widzenia.

 

– I co o tym myślisz? – spytał Kamil gdy jechali windą.

– Mówi prawdę. Zryta sprawa. Najpewniej jakiś uzależnieniec bez funduszy nie wytrzymał i włamał się do Sieci… chociaż nie, to głupie. Myślę, że do tego trzeba sprzętu wartego więcej, niż to, co wykradli. A tak w ogóle… dużo korzystasz z Sieci?

– Ja? Niemal w ogóle – odpowiedział zaskoczony.

– Co znaczy to ,,niemal''?

– Że jak mi się nudzi to czasem se kupię godzinkę czy dwie ekstazy, a co mi tam. A ciebie nawet nie pytam, słyszałem jak to z tobą jest. Tylko ciekawi mnie czasem czym to jest spowodowane…

– Dowiesz się po robocie. Teraz musimy jeszcze pogadać z tym kontrolerem. Może powie nam coś ciekawego.

 

– Przechadzałem się tędy patrząc w monitory, jak co dzień – relacjonował niespokojnie trzydziestokilkuletni kontroler Piotr Marcinek – kiedy zauważyłem podejrzany transfer. Mimo braku przelewu i anonimowości adresata nie uruchomił alarmu. Do tego wszystko stało się strasznie szybko. Energię przeniosło w tym tempie, że na chwilę wszystkie inne transfery emocji zostały zablokowane.

– Kontrolujecie te transfery dwadzieścia cztery godziny na dobę? – spytał Kamil.

– Od tego jesteśmy! – wyprostował się dumnie.

– Czego by pan potrzebował, by zrobić taki transfer? – zagadnął obojętnie Gwiazdorowicz, przyglądając się monitorom.

– Jestem podejrzany?! – Kontroler zrobił krok w tył.

– Panie Marcinek, każdy pracownik budynku jest podejrzany. – wyjaśnił sierżant. – Poza tym nie chodzi konkretnie o pana. Chodzi o to, czego potrzebowałby człowiek przebywający tutaj by dokonać takiego transferu?

– Przede wszystkim czasu i znajomości tych urządzeń. Do tego wiedzy z zakresu informatyki. Tak mi się wydaje. Nie jestem jednak pewien czy to by wystarczyło – odparł ocierając rękawem pot z czoła.

– Czy ktokolwiek z pańskich podwładnych mógłby to zrobić bez pana wiedzy? – spytał Kamil.

– Nie, z pewnością nie. W końcu jestem kontrolerem. Zawsze mam sytuację pod kontrolą. – wymusił uśmiech. – Weźmiecie mnie na komisariat?

– Jeśli powiedział pan wszystko, nie będzie to konieczne. – Jakub odwrócił wzrok od monitorów i rzucił partnerowi porozumiewawcze spojrzenie. – Prosilibyśmy jednak by w najbliższych dniach nie opuszczał pan miasta. Jeśli by się coś panu przypomniało, oto moja wizytówka.

– Dziękuję. – odetchnął z ulgą.

 

Funkcjonariusze wrócili na komisariat i zameldowali Dębczyńskiemu czego się dowiedzieli. Siedzieli później na miejscu rozmyślając i rozmawiając.

– Najprawdopodobniej to jednorazowy przypadek. Nie dowiemy się kto to zrobił, ale jeśli kradzieży tej nie rozgłosimy, Sieć pozostanie formalnie niezdobytą – mówił Nowak.

– A ja obawiam się, że nie – odparł Gwiazdorowicz. – Raz się udało, a to może zachęcić sprawców do kolejnej próby.

– Tylko po co? To co mają starczy chyba na pięćdziesięcioletni orgazm dla dziesięciu osób.

– Nie wiem, ale mam przeczucie, że spróbują jeszcze raz – Jakub pochylił się i oparł kolana o łokcie. – Chyba, że uda nam się ich znaleźć.

– Nie sądzę, by było to zadanie dla nas. Prędzej dla policyjnych informatyków. Wiesz, żeby zbadali ten transfer, bo pewnie coś się zapisało…

– Nic nie znajdą. Oczywiście, Baza Katowicka prowadzi zapis transferów, ale jeśli niema adresata, to go nie znajdą i koniec. Może jeszcze jakby zaczęli czegoś szukać podczas przepływu emocji, ale teraz nie ma szans.

– No cóż – Kamil spojrzał na zegar, po czym wziął swój płaszcz i wstał – będę miał się nad czym zastanawiać w domu.

– A może wspólnie o tym pomyślimy?

– Słucham? – zdziwił się.

– Zapraszam do mnie. Pogadamy, napijemy się piwa, te sprawy.

– Łał, dzięki Gwiazdorowicz….

– Nie ma sprawy. I mów mi Kuba. To jak będzie?

– Z chęcią. Heh, widzę, że nie można ufać opinii o ludziach.

– Wiem o co ci chodzi. To co o mnie mówią to prawda. Nienawidzę sztucznych ludzi. Ty jednak, jak sam powiedziałeś, niemal nie używasz Sieci. Mało zostało już takich jak my. Chodźmy.

 

Jakub mieszkał w dzielnicy bliskiej centrum Katowic. Widok z siódmego piętra byłby całkiem niezły, gdyby nie zasłaniał go sąsiedni wieżowiec.

Mieszkanie Jakuba było małe. Zaledwie dwa pokoje z kuchnią. Równie surowe jak jego gabinet na komisariacie. Kamil usiadł przy stole a Jakub wyjął dwie puszki piwa z lodówki. Uwagę Nowaka od razu przykuło oprawione i wyeksponowane zdjęcie ładnej, młodej kobiety.

– Nazywała się Klaudia. – wyjaśnił Jakub podążając za wzrokiem partnera. Nie doczekawszy się odpowiedzi usiadł i otwarł piwo. – Była kobietą moich snów. Nie wie o niej nikt spośród żyjących. I dłuuugo było nam cudownie.

– Co sprawiło, że skończyły się dobre czasy?

– To samo, co zniszczyło świat. Sieć Emocji. Rozpowszechniła się, a Klaudia zaczęła z niej korzystać. I robiła to coraz częściej, powiedziałbym wręcz, że się uzależniła. Na początku traktowałem to jak zwykłą używkę, ale zaczęła przesadzać. Wypominałem jej, że to oznaka tego, że nie potrafi być ze mną prawdziwie szczęśliwa. Oczywiście broniła się, mówiła że to tylko tak dla frajdy ale… no rozumiesz. A może nie rozumiesz? – spojrzał mu w oczy.

– Rozumiem, rozumiem. Kontynuuj. – Kamil uciekł wzrokiem.

– No i było tylko gorzej. Nasze kłótnie były wręcz komiczne, bo ona wciąż miała świetny humor, który kosztował ją znaczną część mojej pensji. Pewnego razu powiedziałem sobie, że tak dalej być nie może. A musisz wiedzieć, że szczerze ją kochałem i była to najtrudniejsza decyzja w moim życiu. – Zrobił przerwę na duży łyk piwa, po czym kontynuował. – Ale w końcu powiedziałem jej krótko. ,,Ja albo Sieć''. Nie potrafiła mnie zrozumieć, wrzeszczała, że na pewno jej nie kocham i że nie będę stawiać jej warunków. No i tak zaczął się… hmmm… mroczny okres mojego życia. Od tego czasu skupiłem się wyłącznie na pracy. Tej historii nie znał nawet mój poprzedni partner, bo go nienawidziłem.

– Podobnie jak systemu? – zgadł Nowak.

– Podobnie jak sztucznego systemu, sztucznych ludzi, Sieci i całego tego pierdolonego sztucznego świata!

– Chyba masz rację. Z jednej strony ludziom wydaje się, że sens życia został osiągnięty. Ludzie są bezwarunkowo szczęśliwi. Ale szczęściem sztucznym i niezasłużonym.

– Poza tym wiesz dobrze, że nie tak bezwarunkowo. – odparł Jakub. – Fundusze czasem się kończą, a wśród sztucznych ludzi wraz z nimi kończy się szczęście. Nie od dziś pracujesz w policji więc wiesz pewnie do czego zdolni są ludzie którym odebrano emocje z Sieci.

– Z rąk takich świrów ginie ostatnio więcej ludzi niż w zamachach terrorystycznych.

– Wzrosła liczba samobójstw.

– Niemal zatrzymał się postęp techniczny, bo ludziom do szczęścia więcej już nie trzeba.

– Z większością ludzi nie da się już pogadać na poważne tematy. I widzisz? – Jakub pociągnął duży łyk. – A teraz wymieńmy zalety.

Mężczyźni milczeli chwilę. Gwiazdorowicz parsknął w końcu ponurym, bezradnym śmiechem.

– Powiem ci szczerze – podjął – że moje myśli nieraz szły już dalej. Myślałem do czego doprowadzi rozbudowanie Sieci i jeszcze większe jej spopularyzowanie. Najpierw wszystkim, z wyjątkiem takich jak ja, będzie się wydawać, że jest zajebiście. Ale to zaprowadzi nas, co prawda nie bezpośrednio, ale zaprowadzi, nigdzie indziej jak do tego dawno zapowiadanego końca świata.

– Łał?

– Może tego nie ogarniesz, ale dalej tak myślę. I nieraz przechodziło mi przez myśl stworzenie czegoś w rodzaju ruchu oporu. Ale kilka rzeczy stoi mi na przeszkodzie. Po pierwsze, jestem policjantem. Po drugie nie znam nikogo równie poje… Nie znam nikogo o podobnych poglądach. Nie, to by nie wypaliło. Ech, świata nie da się odratować.

Kamil potaknął skinieniem i jednym pociągnięciem dokończył piwo.

– A co myślisz o naszej sprawie? Ktoś się włamał, więc Sieć nie jest niezdobyta. – spytał zgniatając puszkę.

– Z tym jest jak z bankami – odpowiedział Jakub obojętnie – istnieją od wieków. Pomimo licznych owocnych kradzieży dalej funkcjonują, jest ich coraz więcej i… ech, nie wyobrażamy sobie życia bez nich.

– To prawda, ale jednak tą sprawą musimy się zająć.

– Niby jak?

– Też prawda. Ech, może czas przyniesie jakieś wskazów…

Przemowę Kamila przerwał przestraszony, urwany krzyk kobiety. Zakończył go głośny huk, po którym dał się słyszeć alarm jakiegoś stojącego pod blokiem samochodu. Mężczyźni w dwóch susach znaleźli się na balkonie. Spojrzeli w dół, a ich oczom ukazała się martwa kobieta leżąca na dachu dżipa. Jakub odwrócił się. Drzwi na balkon sąsiedniego mieszkania były otwarte.

Wyjął pistolet z kabury przy pasku i przeskoczył murek dzielący balkony. Nowak poszedł w jego ślady. Po kilku sekundach doszli do wniosku, że mieszkanie jest puste. Uwagę obu funkcjonariuszy przykuło biurko, przy którym stał Odbiornik Emocjonalny połączony z rzuconym niedbale hełmem. Na ekranie widniał napis ,,godzina ekstazy, 120 zł, transakcji dokonano''.

– Nie… – przestraszył się Jakub, zrozumiawszy co zaszło.

– Co jest? – spytał Jakub.

– Kradzież była przykrywką. Oni zapewnili sobie stały dostęp do Sieci i teraz zrobili coś z emocjami. Najprawdopodobniej odwrócili ich działanie. – tłumaczył wyjmując telefon i wybierając numer. – Trzeba wyłączyć Sieć zanim…

Kolejny wrzask. Kolejny huk. Kolejny alarm.

Kolejna śmierć.

– Jerzy Troszczyk z tej strony, słucham?

– Sierżant Gwiazdrowicz! Natychmiast wyłączcie Sieć! – krzyknął Jakub.

– Ale…

– Nie mam czasu na tłumaczenie! Wyłączcie Sieć w całych Katowicach, zanim będzie za późno!

– N… Nie może pan…

– Podczas gdy załatwiałbym pozwolenie zginęłyby setki, o ile nie tysiące! Kurwa, oni giną nawet w tym momencie!

– Sierżancie…

– Troszczyk, do kurwy nędzy! Wyłącz pan tą Sieć!

Jakub usłyszał piknięcie uruchamianego komunikatora i Troszczyka, który rozdygotanym głosem wydawał rozkaz wyłączenia Sieci. Od razu po tym znowu przyłożył telefon do ucha.

– Sierżancie, proszę o wyjaśnienia!

– Zaraz je pan dostanie, już do was jadę! – Gwiazdorowicz zakończył rozmowę.

– Co robimy? – spytał Kamil spanikowany.

– Jedź na komendę i wyjaśnij wszystko Dębczyńskiemu. Ja pojadę do Bazy Katowickiej! Prędko!

 

– Wciąż nie rozumiem co się stało – powiedział Jerzy Troszczyk wypuszczając aromatyczny dym cygara.

– To proste. Aż mi głupio, że nie wpadłem na to wcześniej. Włamanie do Sieci było jak najbardziej prawdziwe. Za to kradzież… Nie wiem na co była im potrzebna, do tego dojdziemy. Jednak nie ona była najważniejsza. – tłumaczył Jakub cierpliwie. – Chodziło im o, jakby to powiedzieć, zainfekowanie Sieci Emocji. Nie mam pojęcia co chcieli przez to osiągnąć, ale sam pan widzi. Przy mnie dwie osoby wyskoczyły z okien. Na szczęście zdążyliśmy to powstrzymać. Założę się jednak, że nie na tych dwóch się skończyło.

– Ogółem dobrze, że Sieć została podzielona nie tylko na kraje, ale i na miasta. Zainfekowanie całej Polski byłoby tragiczne w skutkach.

– Już zainfekowanie Katowic było tragiczne. O dokładnej liczbie samobójstw dowiemy się z wiadomości, ale… Ech, szkoda słów. Nie sądziłem, że ludzie są uzależnieni aż do tego stopnia.

– To znak, że Sieć jest nam teraz wyjątkowo potrzebna. Koniecznie musimy sprowadzić speców, którzy naprawią co trzeba i przywrócą jej działanie.

Sierżant spojrzał na Troszczyka z wyrzutem.

– To znak, że Sieć nie powinna w ogóle powstawać!

– Dobra, dobra. Znam pańskie prywatne poglądy na sprawę, ale czy się to panu podoba czy nie, Sieć zostanie naprawiona i przywrócona do działania. I, proszę mi wierzyć, więcej osób na tym skorzysta niż straci.

Jakub powstrzymał się by nie skomentować.

– Dobrze… Mam jeszcze jedno pytanie. Czy kontroler Marcinek mógłby być sprawcą. I pomińmy tu prywatny fakt pańskiego zaufania.

– Nie sądzę. Musiałby być chyba geniuszem komputerowym, przemycić jakiś sprzęt i zrobić to wszystko bez wiedzy innych pracowników.

– Albo będąc z nimi w zmowie.

– No… Tak.

– Macie może kamerę na stanowisku kontroli… No w miejscu pracy pana Marcinka?

– Tak, mamy. Już dostarczę panu nagrania – powiedział, po czym wstał i ruszył w stronę biurka.

– Panie Troszczyk! Czemu nie powiedział mi pan o tym zaraz po włamaniu?!

– Po pierwsze ufam Piotrkowi i jestem w stu procentach przekonany, że to nie on. Poza tym zwyczajnie zapomniałem o istnieniu kamery. Nigdy nie musieliśmy przeglądać materiałów, ale proszę. – przyniósł Jakubowi nośnik danych.

Sierżant wyjął komórkę i włożył do niej nośnik. Od razu odpalił nagranie. Wiedział z doświadczenia, że nagrania z momentu, w których popełniono przestępstwo, zwykły znikać w niewyjaśnionych okolicznościach. Jednak w tym przypadku zachowało się wszystko.

Jakub pokazał Troszczykowi ekran swojej komórki ze zrezygnowaną miną. Wszystko, co działo się w nagrywanym pomieszczeniu, zasłaniał siedzący przy biurku grubas.

– Gratuluję. – westchnął policjant. – Następnym razem radzę zastanowić się nad umiejscowieniem kamery.

– Przepraszam, naprawdę… – tłumaczył zawstydzony. – Kamery są u nas od początku, a miejsca pracy były dodawane, przez co sam pan widzi…

– Dobra, nie ma sprawy. W domu to sobie jeszcze obejrzę, może ten grubas się ruszy i zobaczę coś ciekawego. – skłamał. – Jakby dowiedział się pan czegokolwiek istotnego, proszę natychmiast kontaktować się ze mną.

– Dobrze, sierżancie.

– W takim razie do widzenia.

 

Dzwonek telefonu wyrwał Jakuba ze snu. Policjant usiadł na łóżku i spojrzał na zegarek. Było po trzeciej rano. Wzdychając sięgnął po telefon.

– Słucham? – wyjęczał przecierając oko.

– Gwiazdorowicz, natychmiast wsiadaj w samochód i jedź na komisariat! – Jakub poznał głos Dębczyńskiego.

– Co się…

– O nic nie pytaj, wyjaśnię ci na miejscu! Ruszaj! – krzyknął komisarz, po czym odłożył telefon.

Gwiazdorowicz wstał i zaczął ubierać się myśląc, co takiego mogło się stać. Przecież Sieć nie działa, a on jest z wydziału Kontroli Sieci!

Pięć minut później odpalał już silnik swojego BMW. Z piskiem opon ruszył w stronę komisariatu. Droga ta jednak nie wyglądała tak jak zwykle. Co chwila jakiś budynek płonął. Kabriolet Jakuba mijał liczne radiowozy na sygnale. Co chwilę mijał kłębowisko cywili i policjantów, zebranych wokół miejsca jakiegoś zdarzenia.

Serce aż podskoczyło Jakubowi do gardła. To nie były Katowice jakie znał. To miasto zaczynało powoli przypominać Piekło.

W końcu dojechał do komisariatu. Większość stanowisk była pusta, ale w gabinecie Dębczyńskiego paliło się światło. Jakub wszedł bez pukania.

– Co się tam… – wydyszał – Co się tam dzieje do cholery?!

– Piekło, Gwiazdorowicz, jednym słowem piździec! – Komisarz buchał obłokami dymu z grubego cygara – Jednak wielka rozpierducha! Ludzie nie radzą sobie z brakiem Sieci! Jedni skaczą z okien, a inni odpierdalają różne o wiele gorsze głupoty.

– Typu?

– Wybiegają z domu z bronią i strzelają do wszystkiego co się rusza! Mężowie biją żony! Jeszcze jakieś przykłady?

– Wystarczy. Co mam robić?

– Trzeba jakoś ogarnąć ten syf – powiedział Dębczyński, a na jego biurku zadzwonił telefon. Komisarz odebrał.

– Tak. Tak. Rozumiem. Zaraz kogoś wyślę. – Odłożył słuchawkę i znów zwrócił się do Jakuba. – Na Pszczyńskiej, kilka ulic stąd, ktoś wrzeszczy trzymając na muszce żonę i dzieci. Sąsiad słyszał strzały, ale facet jest pijany i wypalił przypadkiem, czy coś. W każdym razie nikogo nie zabił. Jeszcze. Załatw to.

– Sam?

– A co, kurwa, niańki potrzebujesz?!

– A Nowak?

– Ma inne zadanie. Za dużo się dzieje. No jedź już!

 

Kabriolet z poślizgiem zatrzymał się w poprzek drogi. Jakub wyskoczył z niego bez otwierania drzwi, po czym biegiem ruszył w stronę grupki ludzi, jaka zebrała się przed wolno stojącym domem. Już ze znacznej odległości usłyszał krzyki z wewnątrz.

Gwiazdorowicz wyjął pistolet.

– Spokojnie, policja – powiedział uchylając płaszcz, by pokazać ludziom odznakę.

– Panie władzo, on zaraz dzieciaki pozabija! – panikowała jakaś starsza kobieta.

– Spokojnie, zajmę się tym. – zapewnił, po czym schylony podbiegł pod okno. Podniósł się nieco i zajrzał do środka.

Pijany czterdziestokilkulatek, z przestarzałą Berettą w jednej dłoni i butelką wódki w drugiej, wrzeszczał na kulące się w kącie dzieci i żonę, próbującą je uspokoić.

– Bóg pozwolił na to, by zepsuto świat! By całkiem go zniszczono smutkiem i wypalono strachem! Ale można mu, kurwa, odpłacić! – przerwał, by pociągnąć łyk wódki. – Można mu odpłacić niszcząc jego dzieła – ludzi! Wtedy może poczuje chociaż namiastkę mojego cierpienia!

Policjant westchnął przeładowując pistolet-paralizator. Dalej skulony podbiegł do drzwi. Na szczęście były bardzo stare i stwierdził, że z łatwością je wyłamie. Co prawda powinien najpierw nawiązać kontakt z tym gościem, ale wiedział, że mógłby go jeszcze bardziej wkurzyć, przez co zabiłby rodzinę, albo zacząłby strzelać do niego. Wolał zacząć z grubej rury.

Odszedł dwa kroki w tył, po czym w dwóch susach był z powrotem przy drzwiach. W kopnięcie włożył całą siłę mięśni, która w połączeniu z rozpędem dała oczekiwany efekt. Drzwi otwarły się, a Jakub wpadł do środka.

Mężczyzna chciał przenieść celownik z żony na Jakuba. Nie zdążył. Gwiazdorowicz wystrzelił pierwszy. Zakończony metalowym rzepem akumulator o wysokim natężeniu prądu trafił pijanego między piersi. Padł on bezwładnie na plecy wypuszczając broń i rozbijając butelkę.

– No, teraz jesteście bezpieczni – powiedział, pomagając kobiecie wstać

– D… Dziękuję… – wybąkała zszokowana.

– Nie ma za co, to moja praca. – Jakub zrzucił butem pocisk z klatki mężczyzny, przewrócił go na brzuch i zakuł w kajdany. Po chwili gapie obserwowali już, jak wyprowadza z domu otępiałego faceta i wkłada go do swojego samochodu.

Włączył silnik i już chciał ruszać, ale w lusterku zobaczył biegnącą w jego stronę kobietę.

– Proszę poczekać! – krzyczała.

– Tak? – odwrócił się.

– To pan jest tym policjantem?

– Tak, to ja. Coś się stało?

– Na ulicy obok, moja koleżanka chce skoczyć z bloku!

Jakub zaklął kryjąc twarz w dłoniach, po czym znów przeniósł wzrok na dziewczynę.

– Wskakuj! – rozkazał.

Jak się okazało pod blokiem zebrał się już mały tłumek. Sierżant nie zdziwił się nie dostrzegłszy w nim żadnych policjantów. Wszyscy patrzyli na stojącą na dachu kobietę.

– Dobra… Jak się nazywasz? – zwrócił się do dziewczyny siedzącej obok.

– Ewa…

– Słuchaj, Ewa, ja pójdę na górę, a ty popilnuj tego gościa. – Wskazał na skutego pijaka na tylnim siedzeniu, po czym wyszedł z auta.

– A, jeszcze jedno. Jak nazywa się twoja koleżanka?

– Asia.

– Dobra. Nie pozwól mu uciec. Zaraz wracam.

Sierżant przedarł się przez tłum i wszedł do bloku. Okazało się, że winda nie działa. Zaklął, po czym zaczął biec po schodach. Dotarłszy na szczyt musiał wycierać pot z twarzy.

Przed wyjściem na dach czekało już kilku ludzi.

– Przepraszam. – Spróbował przejść między nimi.

– Czekaj pan, ona mówi, że jeśli ktokolwiek wejdzie na dach, to skoczy! – pisnął jakiś staruszek.

– Proszę się odsunąć, jestem z policji i znam się na tych sprawach. – Przedarł się do drzwi błyskając odznaką. Przełknął ślinę i nacisnął klamkę.

– Nie podchodź! Skaczę! – powitała go kobieta.

– Czekaj, Asiu, czekaj! Bliżej nie podchodzę! Chcę tylko porozmawiać!

– Kim jesteś?! Skąd wiesz jak się nazywam?! – pytała balansując na krawędzi budynku tak, że Jakubowi wydawało się, że jeśli nie popełni samobójstwa to potknie się i spadnie przypadkiem.

– Nazywam się Jakub Gwiazdorowicz i pracuję w policji, ale nie przychodzę do ciebie jako glina! Jestem również przyjacielem Ewy… Proszę, zrób krok w moją stronę, bo zaraz spadniesz!

– Nie mów mi co mam robić! Czemu Ewa nic mi o tobie nie mówiła?!

– Nie wiem… Może zejdziemy i ją spytamy?

– Nie baw się ze mną, glino! Przyszłam tu zakończyć swoje parszywe życie i zrobię to!

– Co było takiego parszywego w twoim życiu?

– Może tego nie zrozumiesz, ale nagle pojęłam jakie było… sztuczne. Może tego nie rozumiesz, ale…

– Rozumiem doskonale. – przyznał Jakub. – Ale jesteś jeszcze młoda, to wszystko da się naprawić! Serio, możesz mieć jeszcze cudowne życie.

– Cudowne życie?! – spojrzała na niego z ukosa. – W tym parszywym świecie? – zrobiła krok w przód i ręką ogarnęła widok rozciąga jacy się z dachu.

Jakub nie czekał na kolejną okazję. Skoczył naprzód w nadziei, że złapie ją zanim skoczy. Musiała teraz zrobić dodatkowy krok. I zrobiła go szybciej niż przewidział. Skoczyła w tył. Jego palce minęły się z jej dłonią o kilka centymetrów. Odwrócił się i ukrył twarz w dłoniach. Nie chciał tego widzieć. Wystarczyło że usłyszał huk jej uderzenia o beton.

 

– Mówię panu, prawie ją miałem!

– Dobrze, Gwiazdorowicz… – Dębczyński zaciągnął się cygarem. – To nie twoja wina ale, z tego co widzę – spojrzał mu w oczy – nie jesteś w stanie dłużej działać.

– To nie tak, panie komisarzu. Dam radę.

– Nie dasz. Jesteś roztrzęsiony i będziesz stanowić tylko zagrożenie. Jedź do domu, prześpij się i przyjdź rano. Z pewnością też będzie co robić.

– Ale nie mogę spać spokojnie ze świadomością, że to się dzieje teraz!

– Bez dyskusji! Jedź do domu!

– Ech, dobrze.

 

Jakub całą przeleżał bezczynnie patrząc w sufit. Nie zmrużył oka. Wciąż myślał o tej dziewczynie. Był przekonany, że zginęła przez niego. Czuł, że ma na sumieniu niewinną kobietę. Mógł dłużej z nią rozmawiać, może przekonałby ją by nie skakała. Jednak nie udało się. Leżał i patrzył w sufit. Starał się nie myśleć o niczym, ale twarz Asi sama pojawiała się w jego myślach. Nie umiał się jej pozbyć. Bał się zasnąć, by nie zobaczyć jej we śnie.

Minuty dłużyły mu się i zdawały się być godzinami. Godziny – dniami. Było nawet gorzej, niż po odejściu Klaudii.

Nie umiał powstrzymać łzy, która spłynęła mu po policzku.

Dla Jakuba minęła wieczność, nim nadeszła upragniona godzina wpół do ósmej, kiedy wstał ruszył na komisariat. Po drodze ocenił sytuację.

To wciąż się działo. Nie aż na taką skalę, ale działo się. Pełno policji, dogasające pożary i zamieszki. Ciekawe ilu ludzi straciło przez to życie…

Kabriolet zatrzymał się pod komisariatem. Jakub wszedł do budynku. Zwykle tryskający śmiechem funkcjonariusze od papierkowej roboty wyglądali jak zombie. Jakby nie spali od tygodnia, właśnie umarła im cała rodzina, a przy tym byli na gigantycznym kacu. A to zaledwie ci, którzy byli na siłach pojawić się w pracy.

– Gwiazdorowicz, pozwól do mnie! – powitał go komisarz Dębczyński z kubkiem kawy w dłoni.

Sierżant bez słowa wszedł do gabinetu komisarza. Ten gestem nakazał mu usiąść.

– Muszę ci coś pokazać – powiedział obracając laptopa w jego stronę.

– A co z Nowakiem?

– Został ranny wczoraj w nocy. Jakiś szaleniec go postrzelił. Nic mu nie będzie, wyliże się. Tymczasem posłuchaj. Ktoś w nocy podrzucił nam paczkę w którym był nośnik zawierający pewien film. Powinieneś go zobaczyć.

Na ekranie pojawił się mężczyzna w czarnym stroju i kominiarce na tle popękanej kamiennej ściany.

– Drodzy mieszkańcy Katowic – zaczęła postać zniekształconym głosem – jesteście pierwszymi, ale nie ostatnimi, którzy zaznali zbawienia, jakie niesiemy. Jesteśmy w stanie włamać się do Sieci w każdym mieście i zmusić was do wyłączenia jej. I zrobimy to, więc lepiej się przygotujcie. Ciekawi was pewnie motyw? Otóż ratujemy świat! Ukazujemy wam, jak naprawdę wygląda życie, bez sztucznego szczęścia. Teraz musicie zmagać się z prawdziwymi problemami. Zastanówcie się – czy można przed nimi wiecznie uciekać? Duża część ludzi nie wiedziała, że nie potrzebowała Sieci by być szczęśliwymi. Tak więc możecie sobie Sieć naprawić, my i tak zrobimy swoje i ta sytuacja będzie się powtarzać do skutku. I jeszcze jedno. Nie szukacie nas. Jesteśmy blisko, ale nikt nas nie znajdzie, postaraliśmy się o to. Na koniec dam wam radę. Nauczcie się cieszyć szczerze! Prawdziwie!

I na tym przekaz się zakończył.

– Co o tym myślisz? – spytał komisarz.

Jakub bardzo starał się ukryć zaskoczenie, ale nie umiał.

– N… Nie wiem co o tym myśleć…

– Wszystko w porządku?

– N… Nie. Muszę na chwilę opuścić komisariat! – stwierdził wstając, po czym odwrócił się i wybiegł z pokoju.

Dębczyński ze zdziwieniem słyszał, jak Jakub odpala BMW i odjeżdża z piskiem opon.

 

Fabryka przy centrum Katowic była nieczynna i opuszczona jeszcze za czasów gdy Jakub był nastolatkiem. W przeciwieństwie do reszty świata ona nie zmieniła się w ogóle. Zatrzymując się przy ogrodzeniu z ostrokołem miał wrażenie, że przeniósł się w czasie o dwadzieścia lat. Fabryka stała tam taka, jaką ją zapamiętał.

Szedł wzdłuż płotu zastanawiając się, czy dziura w ogrodzeniu z metalowej siatki, jaką zrobił za młodych lat, nadal jest na swoim miejscu. Uśmiechnął się bezwiednie widząc ją. Rozejrzał się, po czym wszedł na plac przy fabryce. Podbiegł do niej kryjąc się w cieniu, po czym przylgnął plecami do muru. Okno nad nim było wybite od kiedy sięgał pamięcią. Zawsze tamtędy wchodził. Tym razem też podskoczył, złapał się framugi i mozolnie podciągnął się. W wieku piętnastu lat wychodziło mu to zdecydowanie lepiej.

Dokładnie tą atmosferę zapamiętał. Ciemność. Zawsze wcześniej przychodził tu wieczorami. Graffiti na ścianach, na podłodze rozbite butelki i inne śmieci wszelkiej maści. To miejsce miało niepowtarzalny klimat.

Wyszedł schodami piętro wyżej, do wielkiego, równie zdemolowanego pomieszczenia. Z tyłu pod ścianą ustawiony był zaawansowany sprzęt z licznymi monitorami. Wszędzie po podłodze ciągnęły się kable. Jakub, tak jak się spodziewał, poznał jedną z nich. Wyjął z kabury starego Glocka i wymierzył w nich. Dziwił się, że jeszcze go nie zobaczyli.

– Stać! Ręce do góry! Odejdźcie od tych urządzeń! – wrzasnął, a ludzie spojrzeli na niego. Nie byli ani trochę zaskoczeni.

A wtedy poczuł jak jego umysł zalewa fala bólu. Smutek, który namnażał się przez wszystkie ostatnie lata uderzył w jednej chwili. Przestał zważać na miejsce i okoliczności. Przypomniał sobie całe zło świata i życia, które rzuciło go na kolana. Cierpienie jakie przeżywał w nocy było niczym w porównaniu do tego, co czuł teraz.

Z wyrzutem spojrzał na pistolet. Przestał zważać na to, że otaczający go ludzie wyjmują broń, a jeden z nich podchodzi do niego. Nie spostrzegł nawet łez, które zaczęły spływać mu po policzkach. Nie mógł już tak żyć. Zamknął oczy i przyłożył lufę do podbródka.

A wtedy wszystko minęło. Uczucie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Rozejrzał się zdezorientowany, ale nie zdążył zareagować na szybki ruch kobiety, która do niego podeszła. Korzystając z jego otępienia wyrwała mu broń z ręki.

Spojrzał jej w oczy. Nie zdziwił się. Zobaczył dokładnie to, czego się spodziewał. Dziewczyna miała około trzydziestu lat, czarne, długie włosy i wielkie, piękne oczy jadowicie zielonego koloru.

– Witaj w moich skromnych progach, Kuba. – powitała go.

– Cześć Klaudia. Mam nadzieję, że mi to wyjaśnisz.

– Wyjaśnię. – Uśmiechnęła się. – A wy opuśćcie broń. – zwróciła się do trzech mężczyzn celujących do Jakuba z karabinów.

W milczeniu podeszli do okna, z którego rozciągał się widok tętniącego życiem miasta. Lata temu zawsze tu siadali.

– Bałam się, że nie zrozumiesz zaproszenia. – przyznała oddając mu pistolet.

– Trudno bym go nie zrozumiał. Mówiłaś moimi słowami. ,, Teraz musicie zmagać się z prawdziwymi problemami. Zastanówcie się – czy można przed nimi wiecznie uciekać?'' albo ,,Nauczcie się cieszyć szczerze, prawdziwie.'' Miło, że to zapamiętałaś. – Schował broń do kabury przy pasku. – No i na koniec to, że Jesteście blisko, ale nikt nas nie znajdzie, bo postaraliście się o to. Dokładnie to samo powiedziałem kiedy odkryłem to miejsce jak byliśmy w gimnazjum. Genialne posunięcie, tylko co miało na celu zwabienie mnie tutaj?

– Dowiesz się. Nie interesuje cię czasem raczej broń, jaką cię pokonaliśmy?

– Dedukcja to mój chleb powszedni, więc domyśliłem się. Brakująca część układanki. Wykradliście tą wiązkę dobrych emocji po to, by w jakiś sposób odwrócić jej działanie i zrobić z niej broń. Tylko jak sprawiliście, że hełm stał się niepotrzebny?

– Łał, jesteś naprawdę dobry.

– Miło, że to zauważyłaś. Trochę po czasie – odparł obojętnie.

– Ech, przestań, proszę… Widzisz przecież, że się zmieniłam. Dzięki tobie.

– Dobrze. Kto wymyślił tą broń i w ogóle, jak udało wam się włamać do Sieci?

– Pytaj tego faceta w czerwonej kurtce. – Odwróciła się wskazując.

– Marcinek?!

– Znasz go?

– Przesłuchiwałem go. Nie sądziłem, że może być w to zamieszany…

– Ha, ha! Widać nie jesteś aż tak dobry.

Milczeli chwilę.

– Wiesz – podjęła Klaudia – od rozstania z tobą zajmowałam się niemal wyłącznie tym. – Ogarnęła ręką widok z okna. – Zrozumiałam w końcu, że masz rację. Zebrałam grupę. Obmyśliliśmy plan, po czym wprowadziliśmy go w życie. Poza tym my tylko zepsuliśmy Sieć, nikogo nie zabiliśmy. Sami odebrali sobie życie.

– Przekonujesz o tym m n i e?

– I pewnie domyśliłeś się już czemu cię zaprosiłam. Chcę, byś do nas dołączył. I nie tylko. – spojrzała mu w oczy – Chciałabym też, byś do mnie wrócił.

I znów zapadła cisza. Zakłócały ją tylko dźwięki dochodzące ze strony miasta i ciche rozmowy trojga współpracowników Klaudii. Kiedy była już pewna, że Jakub nie odpowie, on odezwał się.

– Czy mogę zgodzić się tylko na jedno z nich?

– Ale… Czemu nie chcesz do mnie wrócić?

– Chcę. Klaudia, ja nigdy nie przestałem cię kochać – objął ją ramieniem i pocałował w policzek – chcę też do was dołączyć. Tylko to przecież jest skazane na porażkę. Pomyśl, udało się odłączyć Katowice, ale nie sądzę, by nauczyło to czegoś tych ludzi. Jednorazowa pokazówka…

– Dzięki której dużo ludzi przejrzy na oczy i będzie można ich zwerbować. – przerwała mu. – A jeśli czwórka ludzi jest w stanie odłączyć Sieć w całych Katowicach to pomyśl o możliwościach, kiedy będzie nas więcej. Poza tym założę się, że takie grupy istnieją już w innych krajach. Uda się. Wspólnymi siłami będziemy w stanie ich pokonać.

– Pokonać system? Jakby to było możliwe…

– Jeśli wszyscy właśnie z tego powodu wolą przyporządkować się temu systemowi to tak, racja. Ale jeśli się mu postawimy…

– Ale…

– Słuchaj, całe życie narzekasz na Sieć, a jak już nadarza ci się idealna okazja działania przeciw niej, to uciekasz. Tak nic ci się nie uda.

Jakub chciał odpowiedzieć, ale odpowiedź zagłuszył huk wystrzału. Stojący przy urządzeniach Piotr Marcinek padł na ziemię, ochlapując monitor krwią.

Wszyscy spojrzeli na schody. U ich szczytu stał mężczyzna w skórzanej kurtce, mierząc w Klaudię z nowoczesnego pistoletu.

– Kamil? – zdziwił się Jakub wstając.

– Czyżbym cię przyłapał – Uśmiechnął się policjant – na udziale w tym spisku?

– Nie powinieneś być w szpitalu?

– Upierali się bym został, ale to tylko lekkie draśnięcie. Przyjechałem na komisariat jak ruszałeś. Pędziłeś tak, że postanowiłem jechać za tobą. Masz szybszy wóz, więc cię zgubiłem. Na szczęście postawiłeś w widocznym miejscu. I jestem. Wytłumaczysz mi się jakoś?

– Niby czemu miałbym ci się tłumaczyć? Co ci ludzie zrobili? Czemu do niego strzeliłeś?!

– Słyszałem część waszej rozmowy i domyślam się co zrobili. A teraz gołąbeczki pójdziecie w ślady tych dwóch panów pod ścianą i podniesiecie ręce.

Jakub wykonał polecenie. Klaudia zaś zaczęła je mozolnie podnosić, lekko uginając nogi. Wiedział już co zrobi. Wybiła się w stronę urządzeń chcąc uruchomić przekaźnik cierpienia – broń zrobioną przez Marcinka. Odbiła się jeszcze raz i już prawie ukryła się za urządzeniami.

Znów ogłuszył ich huk wystrzału. Klaudia złapała się za pierś i upadła na ziemię, uderzając głową w przyrządy. Jakub w jednej chwili zapomniał o konsekwencjach. Opuścił ręce i sięgnął do kabury. Pistolet wyjął z prędkością rewolwerowca. Wypalił z wysokości biodra. Kamil zgiął się wpół trafiony w pierś, ale on nie przestawał. Z trzema kulami w brzuchu Nowak padł na kolana. Wtedy Jakub wyprostował rękę z bronią i wystrzelił jeszcze raz. Trafił prosto w czoło. Ciało przewróciło się do tyłu i spadło ze chodów.

Wypuścił broń z ręki i podbiegł do Klaudii. Podobnie zrobiła dwójka pozostałych mężczyzn i Marcinek z ramieniem ociekającym krwią.

Kałuża posoki rosła pod konającą dziewczyną. Gwiazdorowicz uklęknął przy niej i jedną ręką próbował zatamować krwotok, a drugą wplótł palce w jej polepione krwią włosy i podniósł jej głowę.

– Kuba…

– Jestem tu, skarbie! Wyjdziesz z tego! Mów do mnie!

– N… Nie… Ja też nigdy nie przestałam cię kochać…

– To dobrze, to cudownie. Wyjdziesz z tego, będzie dobrze! – kłamał sam siebie.

– Kuba… – chwyciła go za rękę, którą tamował krwotok. Silnie uścisnął jej dłoń.

– Tak?

– Dokończ to, co zaczęłam… Zniszczycie Sieć… Uda wam się…

– Tak zrobię, tylko nie umieraj!

– Za późno… Kocham cię…

– Też cię kocham…. – szepnął. Chciał dalej ją pocieszać, ale wiedział już, że to były jej ostatnie słowa. Przytulił ciało, które opuszczały już ostatnie części duszy. Mężczyźni wokół milczeli z szacunkiem. W końcu położył ją i pocałował w policzek. Westchnął wstając.

– Panowie – ogłosił w końcu – jestem z wami!

Koniec

Komentarze

Bardzo dobre! Historia jest ciekawa i wciągająca. Nie znalazłem żadnych błędów (tylko jakiś tam przecinek, czy coś). Jak dla mnie - super.

W drodze do pracy Jakub obserwował mijanych ludzi zza ciemnych okularów.
Szyk zdania wymaga przebudowy. 
W drodze do pracy Jakub obserwował mijanych ludzi zza ciemnych okularów. Uśmiechali się, ale wiedział, że uśmiech ten nie jest zasłużony. Wiedział, że jest kupiony.
Radość, jaką odczuwali ludzie, była sztuczna. Patrzyli na świat przez różowe okulary. Godzina sztucznej radości kosztowała w tych czasach dwadzieścia pięć złotych. Prawdziwej praktycznie już nie znano.
Jakub brzydził się sztucznymi emocjami sztucznych ludzi 
Mnóstwo powtórzeń, dosyć ubogi język. Ostatnie zdanie jest zupełnie niepotrzebnym wzmocnieniem. 
 Zgasił silnik, wyszedł i ruszył do drzwi. Komisariat, jak prawdopodobnie wszystkie miejsca na świecie, wypełniony był sztucznymi ludźmi.

...
nie było już niemal w ogóle.
??? Niemal już nie było, w ogóle nie było, ale nie było już niemal w ogóle?
 Minął stanowiska uśmiechniętych funkcjonariuszy od papierkowej roboty i wszedł do pokoju, na którego drzwiach napisane było ,,sierżant Jakub Gwiazdorowicz''.
Pokój był mały. Oprócz biurka, na którym stał komputer. Była tam jeszcze tylko szafka z aktami. Ścian nie pokrywały liczne dyplomy i gratulacje, jak to zwykle bywa w pokojach sierżantów. Jakub miał się czym chwalić, ale tego nie robił. Taki po prostu był. Jedynym, co ozdabiało ściany, był stary zegar wskazujący ósmą pięć.
Mnóstwo powtórzeń, ubogi język. Dodatkowo jedno zdanie błędnie zapisane. 
 I dalej: 
Ten dzień miał być jeszcze smutniejszy niż zwykle. Był to bowiem pierwszy dzień Gwiazdorowicza bez partnera, który służył z nim trzy lata. Trudno nazwać go przyjacielem, lecz był najbliższą mu osobą.
Nie zdążył nawet zapoznać się z papierami, które znalazł na biurku. 
Ten trup?!
Siedzieli później na miejscu rozmyślając i rozmawiając.
Dobrze, że nie siedzieli np: w biegu. 
Ale szczęściem sztucznym i niezasłużonym.
Któryś raz z uporem maniaka Autor mówi o sztucznym i niezasłużonym szczęściu. Problem jest jeden: szczęście nie może być sztuczne, może być jedynie wywołane przez sztuczne stymulanty, ale samo w sobie jest z definicji ZAWSZE naturalne, bo jest szczęściem. A z tym niezasłużonym, to już Autor nawet nie próbuje wyjaśnić o co chodzi i czym niby trzeba zasłużyć na szczęście. 
nawiązać kontakt z tym gościem, ale wiedział, że mógłby go jeszcze bardziej wkurzyć
czekam na to, kiedy pojawi się zajebisty facet, jazzy laseczka i jakaś fajna świnka...
Jakub wykonał polecenie. Klaudia zaś zaczęła je mozolnie podnosić, lekko uginając nogi.
Yhym... Cudawianki. 
Wypuścił broń z ręki
Nadpoprawność językowa. 
Przytulił ciało, które opuszczały już ostatnie części duszy. Mężczyźni wokół milczeli z szacunkiem.
Ostatnie części duszy? Straganiarstwo. Nie można MILCZEĆ Z SZACUNKIEM. Można milczeć z szacunku. 
- Panowie - ogłosił w końcu - jestem z wami!
Ok i co z tego? W sumie cały tekst można podsumować słowami ,,Ok, ale co z tego?". Co z tego wynika? 

W tekście jest mnóstwo przeróżnych błędów, wymieniłem tylko garść. Od zaimkozy, po powtórzenia, przez błędy logicznie w tym pleonazmy. Masz też problem z zapisywaniem dialogów, interpunkcja leci. Na początku jest fatalnie, potem nieco lepiej. Ewidentnie widać, że tekst został napisany szybko i ze skromnym zamiarem przelecenia go wzrokiem. Styl masz bardzo ubogi językowo. I pytam się: co wynika z tego tekstu? Autor sili się na mądrości, niestety są one nielogiczne, wielu też nie wyjaśnia. A końcówka, pomijając nawet błędy jakie w niej występują, też nic nie wnosi. Marnie. 
 

Wpadały mi w oko różne błędy. Jedne skwitowałem zgrzytnięciem zębami --- Autor niby już nie nowicjusz, a tak pisze... --- inne wywołały napad śmiechu, na przykład oparcie się kolanami o łokcie. Człowiek z gutaperki?
Całość, chociaż niezbyt porywająca, oceniam powyżej przeciętnej wszelkich opowiastek o przeniesieniu świadomości i życia do jakiejś tam Sieci. To jeszcze nie jest przedstawienie drugiej, bliższej prawdy, strony medalu, ale zawsze trzy kroki we właściwą stronę...

Nowa Fantastyka