- Opowiadanie: Mick - Ping Pong fantasy część 1

Ping Pong fantasy część 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ping Pong fantasy część 1

Prolog

 

 

Selenna Hal weszła na boisko razem ze swoją partnerką, wśród okrzyków publiczności. Cały stadion był wypełniony po brzegi. Nic dziwnego, za chwilę miał zostać rozegrany finał mistrzostw królestwa w debel ping pongu.

Selenna czuła się pewnie. Wiedziała, że jest najlepsza. Wielu znawców i trenerów jej to powiedziało. Oprócz ogromnych umiejętności grania w ping ponga dysponowała też powalającą urodą. Druga zawodniczka Rika właściwie stanowiła tylko dodatek do Selenny. Dziewczyny były faworytkami. Reprezentowały miasto Tamm.

Burmistrz obserwował je, siedząc w loży dla vip – ów. Skubał wąsy przylegające do jego rumianej twarzy. Nagle wbiegł tam jego zastępca.

– Henryku, co tu robisz? – zapytał burmistrz. – Miałeś być w mieście.

– Lepiej się nie odzywaj. Wczoraj rano przejrzałem księgi rachunkowe i przyjechałem tu najszybciej jak tylko mogłem.

– Co cię tak w nich strapiło?

– Jeszcze pytasz?! Miasto jest zrujnowane. Powziął pan zbyt wiele drogich inwestycji. Nigdy nie damy rady ich spłacić!

Burmistrz, jakby w ogóle się nie przejmując, dalej spokojnie siedział w fotelu.

– A, o to ci chodzi. Nie martw się. Spłacimy wszytko, a miasto rozwinie się, jak nigdy dotąd. To początek złotego wieku Tamm.

– Niby jak?

– Czy choć trochę myślisz, Henryku? Za chwilę zacznie się finał mistrzostw w ping ponga. Gdy nasze dziewczyny wygrają, legendarny puchar trafi do Tamm na całe cztery lata. To cud świata! Ściągnie tłumy turystów i inwestorów. Zawsze tak jest. Szybko spłacimy inwestycje.

– A jeśli przegrają?

– Nie przegrają. Seli jest najlepsza. Siadaj i oglądaj.

Przeciwnikami dziewczyn byli dwaj doświadczeni mężczyźni ze stolicy, Jim i John. Losowanie zadecydowało, że to ich serwis rozpocznie mecz. Pary stanęły naprzeciwko siebie, każda po jednej stronie niebieskiego stołu do gry.

Aby zwyciężyć, trzeba było wygrać trzy sety. W każdym grało się do jedenastu punktów. Gracze serwowali na przemian po dwa razy, niezależnie od wyniku akcji.

John zaczął. Piłeczka szybko jak antylopa odbiła się najpierw na jednej, a potem na drugiej połowie stołu. Seli błyskawicznie odbiła. Jim podciął piłeczkę otwartą rakietką. Następnie Rika trafiła w siatkę. Chłopaki zdobyli pierwszy punkt.

Nieźi z nich blokerzy – pomyślała Seli. – Może być ciężko. Gdyby tylko Rika grała lepiej.

Set był zacięty. Dziewczyny wygrywały akcje dzięki ostrym atakom. Innym razem traciły punkty przez własne błędy. Tak jak wtedy, kiedy przy stanie dziesięć do dziesięciu Rika nie trafiła rakietką w piłkę posłaną przez Jima. Ale jeszcze nie przegrały. Przeciwnicy musieli zdobyć dwu punktową przewagę.

John zaserwował. Seli szybko skręciła ciało w prawo i pochyliła lekko w dół, zamierzając wykonać topspin. Gdy piłeczka była wysoko, odbiła ją. Niestety, poleciała za daleko i nie odbiła się od strony stołu przeciwnika. Tak dziewczyny przegrały pierwszego seta.

Drugi był już czystą dominacją Jima i Johna. Grając bardzo dobrze w obronie, gładko wygrali jedenaście do sześciu. W trzecim Seli i Rika dały z siebie wszystko, ograniczając błędy i zwyciężyły do dziewięciu, podnosząc lekko na duchu zielonego już zastępce burmistrza. Czwarty trwał długo. Akcja toczyła się punkt za punkt. Jim i John wyszli na jednopunktowe prowadzenie dopiero przy piętnastym punkcie. Jednak serwowała Seli. Serwis był szybki. Jim zdołał wykonać tylko Flip, czyli uderzenie polegające na szybkim ruchu nadgarstkiem. Rika ścięła. Wycofany John jakoś odbił. Seli była już strasznie zdenerwowana.

Czy oni czekają tylko na nasze błędy? – pomyślała.

Nie chcąc zepsuć uderzyła słabiej. Nie zepsuła, ale za to Jim wykonał ścięcie. Niewiele ich robił w tym meczu, jednak to okazało się skuteczne. Zdobył punkt i puchar dla swojego miasta.

Po przegranej dziewczyny czuły się strasznie, mimo że jeszcze nie wiedziały, w co burmistrz wpakował ich miasto.

 

 

Rozdział 1

 

 

8 lat później

 

 

Ciężki, czarny pociąg powoli wtoczył się na stację w Tamm. Wysiadł tam tylko jeden pasażer. Był nim młody, dobrze zbudowany mężczyzna o brązowych włosach. Nazywał się Edward Saks. Zdziwił go obrzydliwy wygląd peronu. Ściany były pobazgrane sprejem, śmieci walały się po podłodze, a w powietrzu unosił się potężny smród. Jeden zarośnięty mężczyzna w średnim wieku, wyglądający jak biedak, trzymał tabliczkę z wypisanym imieniem i nazwiskiem Edwarda.

– Witaj. To ja jestem tym, kogo szukasz – powiedział Edward.

– Miło mi. Na imię mi Henryk. Sprawuję funkcję burmistrza w tym mieście. Cieszę się, że odpowiedziałeś na moje listowne zaproszenie i przyjechałeś.

– Ty niby jesteś burmistrzem? Jakoś nie wyglądasz.

Henryk opowiedział Edwardowi treść listu, który do niego wysłał.

– A jednak. Dlaczego wyglądasz tak mizernie?

– Wszystko ci opowiem, ale nie tutaj. Przejdźmy się.

Wyszli na zewnątrz. Miasto wyglądało niewiele lepiej od obskurnego dworca. Na chodnikach walały się odpadki. W niektórych domach okna były powybijane. Na dodatek padał deszcz.

– Przepraszam za widok, ale musiałem zwolnić wszystkich miejskich sprzątaczy. Brakowało pieniędzy na ich pensję.

Co tu się mogło stać? – pytał w duchu Edward.

Pamiętał, że, kiedy mieszkał tu osiem lat temu jako mały chłopak miasto było znacznie ładniejsze. Potem wyjechał z rodzicami na wieś.

Idąc, co kilka chwil mijali jakiegoś żebraka siedzącego w rogu. W końcu dotarli do gospody „ U grubej Soni ".

– Zapraszam do środka. Podają tam pyszne pierogi – zachęcił burmistrz.

Wewnątrz natknęli się na właścicielkę. Rzeczywiście miała dość spory brzuch. Od razu wydarła się na Henryka.

– Nie obchodzi mnie, że jesteś burmistrzem! Jeśli jeszcze raz uciekniesz przez okno w klozecie, nie płacąc za posiłek, to cię spiorę!

– Przepraszam. To się więcej nie powtórzy. Długi oddam w najbliższym czasie – wyjęczał Henryk. Potem szybko, unikając wzroku kobiety poczłepał do stolika przy oknie. Edward usiadł naprzeciwko.

– A teraz mów dlaczego jest tak źle?

– To wszystko sprawka poprzedniego burmistrza, Daka. Ten łotr osiem lat temu strasznie zadłużył miasto, licząc, że szybko to odrobi dzięki zdobyciu legendarnego pucharu, nagrody głównej w mistrzostwach w ping pongu. Niestety, nasze zawodniczki przegrały, a Dak, widząc porażkę swojej polityki, ukradł resztę miejskich pieniędzy i uciekł nie wiadomo gdzie.

Potem ja zostałem burmistrzem. To było proste. Nikt inny nie chciał kandydować. Miasto znajdowało się w zbyt ciężkiej sytuacji. Pomoc finansowa ze stolicy też niewiele dała. Wiedziałem, że jedyną szansą na wyciągnięcie miasta ze spirali zadłużeń jest wygranie kolejnych mistrzostw ping ponga. Cztery lata temu zebrałem dwójkę zawodników. Niestety, nie dali rady nawet wyjść z grupy. Teraz spróbuję jeszcze raz. Dlatego cię zaprosiłem. Jako chłopiec byłeś bardzo dobry w tej grze.

– Tak. I przez te osiem lat na wsi też sporo grałem. Zgadzam się. Chętnie wystąpię w mistrzostwach.

Na twarzy Henryka pojawił się uśmiech.

– Jednak obawiam się, że istnieją jeszcze dwa małe problemy. Po pierwsze sam będziesz musiał kupić sobie sprzęt.

– Nie będę musiał. Już mam.

– Cudownie – rzekł rozradowany burmistrz. – A teraz druga sprawa.

– Pewnie będzie kłopot ze znalezieniem mi partnera, co?

– Ależ nie. Już go, a właściwie to ją znalazłem.

– Więc w czym kłopot?

– Cóż, ona jest dość trudna w obejściu. Nie wiem czy ją polubisz.

– Nie bój się. Bardzo łatwo nawiązuję przyjaźnie. Chodźmy do niej.

– Ją też ściągnąłem z poza miasta. Musiałem wydać resztę pieniędzy na opłacenie jej jedynego porządnego hotelu w mieście.

 

 

Wiktoria Lee rozgościła się szybko. Pokój był mały, ale wygodny. W szafie powiesiła ubrania.Ulubioną rakietkę i zestaw piłeczek położyła na drewnianym stole. Środki czystości zostawiła w walizce, którą wepchnęła pod łóżko. Na koniec przykleiła plakat Selenny Hal i wreszcie mogła rzucić się na łóżko.

Była ładną i wysoką dziewczyną. Długie jasne włosy sprawiały, że podobała się wielu mężczyzną. Zielonymi oczami przyglądała się plakatowi swojej idolki.

To straszne, co z nią zrobili, kiedy przegrała – myślała Wiktoria. – Szkoda, że muszę reprezentować to głupie miasto, ale do innej reprezentacji by mnie nie przyjęli. Chyba tylko tej z Miodowego Miasteczka, ale tam miałabym za partnera jakiegoś ciamajdę, który nie potrafi nawet dobrze zaserwować.

Bardzo pragnęła wygrać tegoroczne mistrzostwa. Sława i pieniądze, to jest to – stwierdziła w duchu.

Po krótkim pukania, do pokoju weszła pokojówka.

– Bardzo przepraszam. Ma pani gości.

– Niech poczekają. Mam ochotę trochę sobie teraz poleżeć – odparła Wiktoria.

Pokojówka była wielce zdziwiona taką odpowiedzią.

– Ale przyszedł sam burmistrz.

– Co z tego, że burmistrz? W tym mieście nawet burmistrz to nikt. Nie ma pieniędzy ani dobrych kontaktów, więc niech czeka. Zmykaj już.

Zmieszana dziewczyna szybko zniknęła za drzwiami.

 

 

Edward i Henryk siedzieli na ławce w holu. Podeszła do nich pokojówka.

– Pani teraz nie może was przyjąć. Musicie tutaj poczekać. Bardzo przepraszam – powiedziała i zawstydzona odeszła.

– A nie mówiłem, że jest dość trudna w obejściu? – zapytał retorycznie Henryk.

– Nie szkodzi. Mamy czas – odparł Edward.

Edward był spokojnym i cierpliwym człowiekiem. Razem z burmistrzem w milczeniu obserwował zawieszony na ścianie zegar. Wskazówki wolno sunęły po dużej, srebrnej tarczy. Okrążyły ją kilka krotnie, a Wiktoria dalej nie przyszła. Henryk dawno już zasnął i chrapał ohydnie. Edward zaczynał tracić cierpliwość. Siedział znudzony, słuchając okropnej melodii wydobywającej się z gardła burmistrza i patrząc na zegar, którego widok całkiem mu już zbrzydł. Nudził się strasznie. Myślał o rzeczach, który mógłby zrobić, zamiast gnić tutaj. Przecież mógłby potrenować grę w ping ponga! Albo zrobić wiele innych pożytecznych rzeczy! W końcu nie wytrzymał. Wstał i krzyknął:

– Zaraz pójdę i jej nakopię!

Pech chciał, że Wiktoria właśnie wyszła i wszystko słyszała.

– Ty pewnie jesteś tym burakiem, z którym mam grać – zaczęła.

Edward, z racji, że był już rozjuszony, warknął:

– Co to ma być?! Tak mnie witasz? Na pewno nie będę z tobą grał! – odwrócił się i szybko wyszedł.

Ta głośna wymiana zdań obudziła burmistrza.

– A! W końcu jesteś. Tylko teraz Edward gdzieś znikł.

– Przepłoszyłam go. Nie będę z nim współpracować. A z pewnością nie za takie pieniądze.

– Co?! Błagam! Musiałem sprzedać rower, żeby ci zapłacić, a to była pamiątka po ojcu – złapał się za głowę. – Nie mam więcej.

– To już twój problem – powiedziała i ponownie zamknęła się w swoim pokoju. Tak naprawdę nie chciała rezygnować. Gra w reprezentacji Tamm była jej jedyną szansą na wygranie mistrzostw, a co za tym idzie zdobycie sławy i wielkich pieniędzy. Chciała tylko, żeby to Edward prosił ją, by zgodziła się z nim grać. Nie na odwrót.

 

 

Henryk siedział sam w swoim gabinecie w ratuszu. Był bardzo smutny. Co miał teraz zrobić? Zostały dwa dni do oficjalnego rozpoczęcia pucharu i losowania grup, a on nawet jeszcze nie ma drużyny.

Do środka wszedł Edward.

– Dziwne – oznajmił. – Stanowisko dla sekretarki jest puste. Posłałeś ją na urlop.

– Nie, zwolniłem. Niby z czego miałbym płacić jej pensję?

– Mniejsza o to. Chciałem powiedzieć, że będę grał w reprezentacji miasta, tylko znajdź mi jakiegoś innego partnera.

Burmistrz smutno pokręcił głową.

– Tylko ona wchodzi w grę. Oczywiście mógłbym ci dać pierwszego lepszego kolesia z ulicy, tylko czy wtedy mielibyśmy szansę na zwycięstwo? Wiktoria ma paskudny charakter, ale gra fenomenalnie. Ze swoim ofensywnym stylem będzie wspaniałym uzupełnieniem dla twojego defensywnego sposobu gry.

– Mówisz rozsądnie, ale nie. Musiałbym wrócić do hotelu i ją przeprosić. Nigdy tego nie zrobię.

Burmistrz upadł na ziemię przed Edwardem.

– Błagam! Pomyśl o tych wszystkich ludziach z tego miasta. Nigdy nie zaznają lepszego życia, jeśli nie zdobędziemy pucharu.

– Dobra, dobra. Wstań. Ach, to moje dobre serce!

 

 

Mężczyźni wrócili do hotelu. Wiktoria ponownie kazała im czekać, ale tym razem panowie dobrze się przygotowali. Edward wziął ciekawą książkę, a Henryk wygodną poduszkę. Podłożył ją sobie pod głowę i szybko zasnął. Czterogodzinne oczekiwanie zleciało im bardzo szybko.

– Czego chcecie? – zapytała z uśmiechem Wiktoria, która w końca zdecydowała się wyjść z pokoju. Tak naprawdę wiedziała, że przyszli błagać ją o dołączenie do reprezentacji.

– Cześć – zaczął Edward. – Chciałem przeprosić cię za poprzednie słowa i poprosić byś grała ze mną w reprezentacji Tamm w zbliżających się mistrzostwach.

– Na kolana.

– Nigdy! – wybuchnął oburzony Edward.

– Dobra, dobra. Nie unoś się tak. Przyjmuję zaproszenie.

 

 

Dwa dni później w stolicy odbywało się losowanie grup. Wielki tłum stał dookoła placu, na którym ustawiona była ogromna maszyna losująca. Elegancko ubrany prowadzą mówił, a raczej krzyczał:

– Oto nadszedł ten moment! Uroczyście ogłaszam początek kolejnych mistrzostw w ping pongu!

Tłum głośno wiwatował.

– Pora rozpocząć losowanie!

Prowadzący przesunął dźwignię i trzydzieści dwie kule umieszczone w wielkim bębnie maszyny zaczęły skakać to tu, to tam, pod wpływem działania zasysacza. W końcu cztery z nich zostały wciągniętych do specjalnej tuby.

– Popatrzmy, popatrzmy – mówił prowadzący. – W grupie A zmierzą się ze sobą reprezentacje Tamm, Miodowego Miasteczka, Drelbyn i Sykister. Cóż, zdecydowanym faworytem będzie oczywiście drużyna z Drelbyn.

 

 

Kiedy burmistrz Henryk przeczytał wyniki losowania w gazecie, był średnio zadowolony. Ale w końcu mogło być gorzej – pomyślał. W gabinecie byli Edward i Wiktoria. Powiedział do nich:

– Znacie zasady. Z grupy wychodzi tylko jedna drużyna, więc musicie się postarać. Z każdą reprezentacją gramy dwa mecze, jeden u nich, drugi u nas. Za zwycięstwo dwa punkty. Za przegraną, ale po zdobyciu dwóch setów jeden punkt.

– Damy z siebie wszystko – oznajmił Edward.

– Już wyszliśmy z grupy – powiedziała Wiktoria.

 

 

Rozdział 2

 

 

Miodowe miasteczko było piękną miejscowością. Prawie przy każdym domku stało wiele uli. Mnóstwo drzew i kwiatów rosło wokół uliczek i na prywatnych ogródkach. Edwardowi spodobało się tu od chwili, kiedy tylko wysiadł z powozu. Wiktoria natomiast narzekała, że denerwuje ją brzęczenie pszczół i jeśli któraś ją użądli, to się zdenerwuje. Przez całą drogę też żaliła się, że Henryk nie umie prowadzić powozu, a jego stary koń bardzo wolno się rusza. Na nic nie pomogły wyjaśnienia, że jest to jedyny dostępny w Tamm publiczny środek transportu.

– Przejdźcie się, ja jadę zaparkować – zawołał Henryk i powoli odjechał.

Edward był tutaj już wiele razy, więc z łatwością oprowadził Wiktorię po najładniejszych miejscach, a w końcu zaprowadził ją do miejskiej hali sportowej. Mieściła się ona w małym budynku o zielonych ścianach. Przed drzwiami czekał Henryk w towarzystwie trzech mężczyzn.

– Pozwólcie, że was przedstawię. Oto Edward i Wiktoria, moi zawodnicy. A to burmistrz Miodowego Miasteczka i jego chłopcy, Zik i Mik – wskazał na pulchnego, rumianego mężczyznę i dwóch niskich, rudych chłopaków z piegami na twarzach.

– Miło mi – powiedział Edward uściskając im ręce. – Liczę, że będziemy się dobrze bawić podczas gry.

– Tylko nie płaczcie, kiedy was pokonamy – dodała Wiktoria.

 

 

Zawodnicy z Tamm przebrali się w białe krótkie spodenki i koszulki z krótkimi rękawami. Zik i Mik zdecydowali się grać w normalnych strojach. Pary podeszły do zielonego stołu do gry. Sporo mieszkańców siedziało na widowni. Tuż przed rozpoczęciem Wiktoria zwróciła się do Edwarda.

– Wiem, że ustaliliśmy taktykę w powozie, ale mam lepszy pomysł. Ty sobie siądź, a ja sama wygram ten mecz.

– Co takiego? Zwariowałaś?

– Nie. Spójrz na naszych przeciwników. To amatorzy. Pokażę ci – odwróciła się do nich. – Hej! Jakim gracie stylem?

Chłopców trochę zdziwiło to pytanie. W końcu Zik odpowiedział:

– Jak to jakim stylem? Po prostu odbijamy piłeczkę i zdobywamy punkty.

– Widzisz? – powiedziała ponownie do Edwarda. – Miodowe Miasteczko zawsze ma najgorszych zawodników. Jeszcze nigdy nie udało im się wyjść z grupy. Zmiażdżę ich i zrobię wrażenie na dziennikarzach, siedzących na widowni.

Edward, czując, że nie wybije jej tego pomysłu z głowy usiadł na ławce obok. Na trybunach atmosfera od razu zrobiła się gorętsza. Dziennikarze, którzy przedtem myśleli, że to będzie nudny mecz, teraz zaskoczeni poderwali się z miejsc. Burmistrz Miodowego Miasteczka złapał ze złością Henryka za kołnierz koszuli.

– Co ty robisz? Chcesz upokorzyć moich chłopców?

– Nie. Nie mam z tym nic wspólnego. Ona sama musiała to wymyślić.

Rzut monetą zdecydował, że Wiktoria rozpocznie. Podrzuciła sobie piłeczkę i pewnie ją odbiła. Zik nie trafił w nią swoją rakietką. Za drugim razem było podobnie, ale tym spudłował Mik. Nadszedł czas na serwis chłopaków. Zaczął Zik. Piłka posłana przez niego była wolna i miała słabą rotację. Wiktoria mogła zrobić, co chciała. Szybko wysunęła do przodu i opuściła ramię tak, że wprawiło w ruch kolejno łokieć, przedramię, a ono rakietkę skierowaną ku dołowi. Uderzyła mocno po linii prostej, górną częścią rakietki. Piłeczka szybko przeskoczyła na drugą stronę, odbiła się od wykładziny i poleciała dalej. Była zbyt szybka, by chłopcy mogli ją odbić. Dalsza część seta poszła Wiktorii równie gładko. Wygrała do trzech.

W drugim secie Zikowi i Mikowi poszło trochę lepiej. Z racji, że ich przeciwniczka czuła się bardzo pewnie i cały czas pozwalała sobie na ostre ściny. Co jakiś czas posyłała piłeczkę w siatkę albo nie trafiała nią w połowę stołu przeciwników. Tym razem przegrali tylko do siedmiu.

Wiktoria prowadziła już dwa do zera w setach, jednak samotna gra przeciwko dwóm graczom trochę ją zmęczyła. A w trzecim secie chłopcy chłopcy zaczęli grać znacznie lepiej. Ataki im wychodziły i coraz rzadziej nie trafiali rakietką w piłkę. Jakby dopiero się rozgrzali. Kiedy po raz pierwszy w meczu objęli prowadzenie przy stanie dziewięć do ośmiu na widowni rozległy się radosne okrzyki i brawa. Strasznie zdenerwowało to Wiktorię, skutkiem czego zepsuła następny serwis i chłopcy mieli już piłkę setową. Zik z wielkim skupieniem podrzucił piłeczkę i uderzył. Po szybkim odbiciu się od stołu przeskoczyła za siatkę z dużą rotacją. Wiktorię zaskoczył tak dobry serwis. Odbiła piłeczkę od góry, dzięki czemu nad nią zapanowała. Wróciła na stronę chłopców. Wiedząc, że przeciwniczka jest słaba w obronie Mik ściął mocno. Po odbiciu się od wykładziny piłeczka poleciała wysoko. Wiktoria nie dała rady jej odbić.

Wściekła zaczęła następnego seta. Chłopcy poznali się już jednak na jej stylu gry i udawało im się przewidywać, gdzie uderzy. Decyzja samotnej gry okazała się być błędem. Mieli większe umiejętności niż sądziła. Mik zakończył seta słabym, ale bardzo skutecznym serwisem. Piłka przeleciała nisko nad siatką i odbiła się tuż za nią dwa razy. Oznaczało to punkt dla Miodowego Miasteczka. Tym razem wygrali do siedmiu.

– Wygraliśmy dwa sety! Mamy punkt! – cieszył się Mik. W podskoku przybił piątkę z Zikiem.

– I z czego się cieszycie? I tak nie wyjdziecie z grupy – powiedziała Wiktoria.

– Wiesz, co braciszku? Pora ją pokonać – stwierdził Mik.

– Tak. Załatwmy ją.

Rozpoczął się piąty set. Wiktoria walczyła już nie tylko przeciw rudzielcom, ale i publiczności, która widać bardzo napaliła się już na zwycięstwo swoich zawodników. Od bardzo dawna go nie widzieli. Edward wstał i chciał dołączyć się do gry, ale Wiktoria mu nie pozwoliła.

– Nie potrzebuję pomocy, aby rozgromić te dzieciaki!

Jednak nie szło jej dobrze. Duma nie pozwalała poprosić Edwarda o pomoc. Bojąc się zepsuć i dać kolejny darmowy punkt przeciwnikom coraz częściej rezygnowała z mocnych ataków i wykonywała zwykłe przebicia. Kiedy na tablicy było osiem do ośmiu, akcja trwała dość długo. Zawodnicy na przemian odbijali piłeczkę, aż w końcu Wiktoria włożyła w to więcej siły. Odbiła się po stronie chłopców i nie została zatrzymana, jednak sędzia pokazał punkt dla nich.

– Niedozwolone odbicie z powietrze – uzasadnił.

To takie odbicie, w którym po zagraniu przeciwnika piłka nie dotknie naszej połowy stołu.

– Nieprawda! – zaprotestowała Wiktoria.

– Nie kłam. Widziałem dobrze.

Zdenerwowana dziewczyna wykonała kolejny serwis. Chłopcy postanowili wykorzystać swoją przewagę liczebną w tej akcji. Zik odbił piłeczkę tak, że Wiktoria musiała się cofnąć, aby obronić. Gdy piłka przeszła z powrotem na stronę chłopców, Mik przebił ją słabo. Odbiła się dwa razy zaraz za siatką. Przeciwniczka była daleko od stołu, więc nie dała rady obronić.

Nie bacząc na radosne zachowanie kibiców, którzy już myśleli jak uczcić zwycięstwo swojej drużyny, po raz kolejny zaserwowała. Uderzyła w stronę Mika, gdyż zdążyła już zauważyć, że on przyjmuje gorzej od brata. I rzeczywiście. Dostała łatwą piłkę. Mocnym uderzeniem nadała jej dużą szybkość i zdobyła punkt, bo chłopcy nie obronili.

Uff, jest jeszcze szansa, aby się nie skompromitować – pomyślała.

Po serwisie Zika od razu ścięła. Chciała szybko doprowadzić do remisu. Mik miał bardzo radosną minę, gdy obserwował jak piłeczka spada za stół bez odbicia się od ich połowy.

Na widowni zawrzało. Po raz pierwszy od wielu lat drużyna z Miodowego Miasteczka wygrała oficjalny mecz w mistrzostwach ping ponga. Ludzie z radości bawili się cały dzień. Co śmielsi nawet przypuszczali, że może nawet uda im się wyjść z grupy.

 

 

Podczas powrotu do domu Wiktoria siedziała wpatrzona w okno powozu i w ogóle się nie odzywała. Henryk czuł się koszmarnie. Wiedział, że strata punktu z Miodowym Miasteczkiem może ich drogo kosztować. W końcu Edward, aby rozładować napięcie powiedział:

– Nie jest źle. Zdobyliśmy jeden punkt.

Słowa oczywiście nic nie zdziałały. Podróż była bardzo ponura. Edward bardzo chciał być już w Tamm i położyć się do hotelowego łóżka.

Późną nocą wreszcie spełniło się to pragnienie. Gdy już zasypiał, do wstania zmusiło go głośne pukanie. Bardzo niechętnie otworzył. Za progiem stała Wiktoria w piżamie.

– Przemyślałam całą sytuację – zaczęła. – Jednak będzie lepiej, jeśli następny mecz z Miodowym Miasteczkiem rozegramy razem.

– Też tak myślę, ale to dopiero pojutrze. Jutro proponuję wspólnie potrenować. Co ty na to?

– Jestem za.

Hmm. Czasami nawet można z nią pogadać – pomyślał uśmiechając się lekko.

 

 

Czas upłynął bardzo szybko i w końcu nadeszła pora na drugi mecz z Miodowym Miasteczkiem. Miejska hala sportowa sprostała wyzwaniu. Kilku ochotników skrzykniętych przez burmistrza sprzątało ją przez cały dzień i noc, by dało się w niej rozgrywać mecze. Przyszło wielu mieszkańców z Tamm. Przyjechała także potężna grupa kibiców przeciwników. Wszyscy zajmowali miejsca na malutkich, białych fotelikach porozstawianych w pośpiechu po jednej i po drugiej stronie hali.

Edwardowi i Wiktorii szło świetnie. Grając razem nie dawali żadnych szans Zikowi i Mikowi, którzy po przegraniu dwóch pierwszych setów i ośmiu akcji pod rząd w trzecim stracili resztki nadziej na zwycięstwo.

Była pora na serwis Edwarda. Podrzucił piłeczkę i uderzył w nią nadając jej wsteczną rotację. Przeskoczyła na drugą połowę i kręcąc się szybko w stronę siatki napotkała rakietkę Zika. Swoim odbiciem posłał ją prosto w siatkę, tak jak zaplanował Edward. Powtórzył serwis. Tym razem przeciwnik zdołał odebrać. To była jednak wymarzona piłka dla Wiktorii, wysoka i wolna. Bez zastanowienia ścięła i zdobyła kolejny punkt. Prowadzili już dziesięć do zera. Mik zakończył mecz serwując w siatkę.

Mieszkańcy Tamm bardzo się cieszyli tego dnia. To miażdżące zwycięstwo pozwoliło im na chwilę zapomnieć o ciężkim losie.

 

 

Władca Drellbyn, lord Gron siedział w wielkim fotelu na końcu swojego wielkiego gabinetu, którego ściany ozdabiały różnorakie obrazy przedstawiające polowania. Wisiały na niej też trofea myśliwskie. Był człowiekiem potężnej postury. Brązowa broda i wąsy postarzały go w oczach ludzi o wiele lat. Tak naprawdę przeżywał dopiero wiek średni.

Do pomieszczenia weszły trzy postacie. Na przodzie szła osoba ubrana w czarną pelerynę. Kaptur zasłaniał twarz. Zatrzymała się przed lordem Gronem. Za nią stali mężczyzna i kobieta,obydwoje ubrani na czarno i obwieszeni różnymi łańcuchami dla ozdoby. Mężczyzna był łysy, a kobieta miała krótkie czarne włosy.

– Jak wam poszło? – zapytał Gron.

– Doskonale – odpowiedziała postać w pelerynie. – Odnieśliśmy drugie zwycięstwo nad Sykister. Jesteśmy na pierwszym miejscu w grupie.

– Bardzo dobrze. Następny mecz gracie przeciwko Tamm.

Postać zaśmiała się cichutko.

– Co cię tak śmieszy?

– Ach, nic ważnego mój lordzie. Po prostu chętnie tam pojadę i zobaczę się ze starym przyjacielem.

– Tylko nie ważcie się przegrać meczu! Musicie wyjść z grupy i zdobyć puchar. Chcę go mieć! – krzyknął Gron.

– Oczywiście, mój lordzie. Moi zawodnicy są świetnie przygotowani.

– Mam nadzieję. Wiecie, co każe z wami zrobić, jeśli nie wygracie mistrzostw?

– Wiemy! – odpowiedziały hurtem trzy postacie.

Koniec

Komentarze

Wymiękłem na czwartej stronie. Nie wiem, czy to miała być parodia, ale fabuła jest koszmarnie głupia, kompletnie oderwana od jakichkolwiek realiów i mechanizmów gospodarczych. Dialogi to sam plastik, a styl też nienajlepszy. W oczy rzucił mi się nadmiar zaimków.

Nie podobało mi się. Dużo pracy przed Tobą.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka