
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Rozległ się gong zapowiadający początek starcia. Senfil nie miał wyboru, musiał walczyć. – Reguł w zasadzie nie ma – tłumaczył przed pojedynkiem sędzia. – Walczycie aż do końca każdej rundy, której długość ja wyznaczam. Jeżeli chcecie się pozabijać to wasza sprawa. Jako broń będą wam służyć pałki. Każda zawiera ładunek elektryczny. Dotknięcie jej odsłoniętego końca oznacza porażenie prądem. Ładunek prądu jest wystarczająco słaby, aby w przypadku pojedynczego kontaktu nie doprowadzić do poważniejszych uszkodzeń organizmu, ale jest wystarczająco silny, aby przy odpowiednio długim używaniu zabić. – sędzia skinął głową – Życzę wam powodzenia.
Walka, gdyby nie stawka o jako się bili, wyglądałaby komicznie. Błyskawice ciskane przez pałki upodobniały ich do dwóch wielkich czarowników bijących się ze sobą za pomocą własnej magii. Patrzyli z pewnym zdziwieniem, ale i jednocześnie grymasem bólu, na znaczące ich ciało czerwone fragmenty wypalonej skóry, pęcherze. Coraz bardziej upodabniało ich to do jakiś zadziwiających zwierzaków, nieistniejących potworów. W miarę upływu czasu Senfil był coraz słabszy. Czuł duszny zapach potu i widział obłęd wściekłości malujący się w oczach przeciwnika. Czarny Rabuś początkowo milczał. Nasz biedny bohater domyślał się, że chce on go jak najszybciej zabić i po raz kolejny z rzędu okazać swoją morderczą siłę, oraz podbudować własny mit bezwzględnego zabójcy. Senfil był na to za silny. Sam, jako włóczęga i zabijaka, wprawiony w kunszcie walki stawiał zaciekły opór. Miał świadomość tego, że potrafi walczyć, ale równie dobrze wiedział, że nigdy nie dorówna Czarnemu Rabusiowi.
– Nawet dość dobrze się trzymasz, ale to i tak zbyt mało – w końcu jego przeciwnik przemówił. – Nie pokonasz mnie – zaczął błaznować przed Senfilem. – To pchnięcie wykonałbym inaczej – pokazał jak trzeba je zrobić. Senfil z trudem odparował ten cios. Musiał przejść do defensywy.
– Po co rozmawiasz? – spytał Czarnego Rabusia. – Dlaczego mnie po prostu nie zabijasz?
– Ja? – Czarny Rabuś się roześmiał. – Bawi mnie to. Ten wyraz malujący się na twarzy osoby, która wie, że ma umrzeć, a ja z nią rozmawiam o jutrzejszej popołudniowej herbatce. A ty nie odczuwasz takiej przyjemności? Słyszałem coś o tobie. Podobno jesteś najemnikiem.
– Dziwne. Nie wiedziałem, że jestem sławny. Najczęściej najmuje się do pilnowania majątku. Raczej nie biorę udziału w rabunkach. Zdarza się, że po prostu handluje.
– Zazwyczaj to ty sprawowałeś straż przy wieży w domu Pani Zamku. Zawsze sprawdzam swoje ofiary.
– Zabiłbyś mnie, gdybym tam był?
– To głupie pytanie. Rozpraszasz się. Niedługo cię dopadnę. Ja nigdy nie rezygnuję z odrobiny przyjemności. Oczywiście, że zabiłbym cię. Zresztą, gdybym to nie był ja to ty byś także zabił. Koty lubią siebie wzajemnie zabijać. Są bardziej agresywne aniżeli ludzie. To może być wadą, ale czasem bywa zaletą. Zresztą jako najemnik ty także musisz zabijać.
– Dla pieniędzy, nie dla przyjemności. Zabijam w walce, a nie przy użyciu podstępu.
– Uważaj! Kiepściutkie pchnięcie. Mocno ciebie kopnęło.
– Wytrzymam.
– Szkoda – Czarny Rabuś westchnął. Nie widać było po nim zmęczenia walką. – Kiedyś ja także zabijałem tylko dla pieniędzy, ale kiedy zrobiło się to nudne zacząłem zabijać dla przyjemności. Od razu moje zajęcie zrobiło się ciekawsze.
– Nawet nie możesz porównywać się do mnie. Czym innym jest śmierć na wojnie, a czym innym skrytobójstwo.
– To nie jest problem etyczny, ale problem wyboru metody. Ludzie często popełniali ten sam błąd. Tym chętniej nim bardziej chcieli ukryć przed sobą swoje własne przewinienia.
– To nie ta sama skala, Rabusiu. Złodziej zabija po to, aby ukraść, a nie po to, aby mieć z tego przyjemność.
– Wojna to zmasowana grabież i ludobójstwo. Ty o tym wiesz Senfilu.
– Dlaczego ukradłeś relikwie?
– Dlaczego? – Czarny Rabuś zwinnie podskoczył do Senfila i omijając jego kontruderzenie pchnął go. Elektryczne wyładowanie błysnęło nad lewym okiem Senfila. Ten poczuł ból, zapiekło go oko. Nic nie widział.
– Oślepłeś.
– Nie. Widzę – skłamał Senfil. Jego lewe oko stało się dla niego zamkniętym oknem. Obraz spłaszczył się, nabrał cech dwuwymiarowości.
– Słabniesz, Senfilu. Już wkrótce upadniesz na tę podłogę, a ja będę cię tak długo głaskał pałką aż zdechniesz.
– Przeceniasz swoje możliwości.
– Jestem mordercą, a zabójca nie może przegrać.
– Sam mi przypisujesz to miano – wysapał kot. – Interesuje mnie jedynie to, co zrobiłeś z relikwią?
– Fascynująca gra słów – Rabuś uskoczył przed jego kontratakiem. – Raz zaprzeczasz, a po chwili potwierdzasz. To także umiejętność, którą dał nam człowiek. Uczył nas, że przez całe życie trzeba kłamać. Ale ja wolę mówić prawdę.
– Brzydzisz się kłamstwa?
– Prawda niekiedy przynosi większe korzyści niż kłamstwo. Co do twojej relikwii to mogę jedynie powiedzieć, że potrzebowałem prezentu na imieniny księcia. Miałem mu to dać, ale jest to tak brzydkie, że chyba ją wyrzucę.
– Nie masz poszanowania do wiary.
– Te bzdety o Przodkach – parsknął rozbawiony. – Jak już mówiłem nie szanuję kłamstwa. Z tego też powodu nie mogę szanować kultu, który opiera się głównie na zakłamaniu.
– Prawdy wiary są jedynie i nienaruszalne.
– Trochę inaczej wygląda to w praktyce. Zbyt często dla własnej korzyści ludzie kłamią. To pozbawia religie uroku najwyższej prawdy.
– Jeżeli ta relikwia nie jest ci potrzebna, to dlaczego jej nie zwrócisz? Możemy przerwać tę niepotrzebną walkę.
– Ty sam jesteś zaśniedziałą relikwią przeszłości. Nie rozumiesz, że ja nie muszę cię zabijać. Robię to tylko dla własnej przyjemności.
Zaczął się śmiać. To mógł być podstęp, ale ten otwarty pysk tak bardzo kusił. Ostatni cios pałką wprost w odkryte gardło. Przez chwilę Czarny Rabuś smażył się stojąc nieruchomo w tej samej pozycji. Stali tak dość długo, bardzo długo. Senfil czuł wyraźny, ostry zapach przypalanego mięsa. W końcu jego przeciwnik upadł na podłogę i tam znieruchomiał. Porażone prądem mięśnie nadały dziwny kształt jego ciału. Wydawało się, że chce jeszcze walczyć, a przecież był już martwy.
Nasz kot dopiero teraz odczuł ciężar tej przytłaczającej ciszy. Żadnego głosu, czy też szmeru. Stało się to, co było niemożliwe. Zabił Czarnego Rabusia. „Ciekawe, jak on się w rzeczywistości nazywał?” – zapytał w duchu sam siebie Senfil. Wokół niego narastał gwar. Potęgował się on z każdą chwilą, ale dominował krzyk radości tych, co wygrali postawione zakłady. Senfilowi wydawało się, że słyszy szmer przeliczanych pieniędzy, oraz prawie niedosłyszalny jęk rozpaczy tych, co je stracili. „Zaraz przyjdzie tu książę, pogratuluje mi i wraz z Filoną wrócimy do domu” – pomyślał Senfil. – „Nareszcie koniec”. Był z siebie dumny. Szkatułka z relikwią znajdowała się w depozycie u sędziego. W momencie, gdy brał ją w swoje kocie łapy podszedł do niego wściekły książę.
– Zabiłeś go! przez ciebie straciłem mojego najlepszego sługę!
– Uczciwie walczyliśmy. Była umowa.
– Tutejsze prawo jednoznacznie karze za wszelkie występki. Pojedynki są oficjalnie zabronione. A zabicie sługi księcia podlega karze śmierci – powiedział doradca stojący u prawej nogi księcia.
– Wtrącić do lochu. Tego kocura i tę dziwkę. Ją oczywiście za włóczęgostwo – książę uśmiechnął się jakby był czymś rozbawiony. Odruchowo podrapał się po owłosionej szczęce. – Miła ta kotka, szkoda, że taka agresywna. Co do artefaktu, to go zniszczcie. Niewiele jest wart, a po dzisiejszym dniu źle będzie mi się kojarzył.
– Nie rób tego, panie! – krzyknął Senfil.
– Nawet ciebie Pani Zamku oszukała. Swojego wiernego sługę – książę gorzko się zaśmiał. – To nie był prawdziwy artefakt. Mieliście po prostu myśleć, że nim jest.
Senfil opuszczając ten przybytek myślał, że zrobił na jego stałych bywalcach niezatarte wrażenie. Jedynie pocieszenie w sytuacji, gdy ostatecznie stracił nadzieje na powrót do domu. W najlepszym razie czekało go przecież włóczęgostwo, a w najgorszym pobyt w lochu i stryczek. W rzeczywistości był sensacją tylko tego jednego wieczoru.
Życze miłej lektury :).
O, pojedynek, w którym zamiast bon motów, padają ciężkie, truistyczne argumenty. Supertempo narracji, znów błędy (polecam przejrzenie tekstu i przed, i po wrzuceniu i to dwa razy, jeśli trzeba) siermiężne dialogi i ogólne niewyszukanie przytłaczają.
Nie podobało się.