
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dwudziesto trzy milimetrowe pociski wypluwane z sześciu luf obrotowego działka świszczały mu obok głowy, gdy zmieniał pozycję do strzału przebiegając z usypiska szaroburego gruzu, za przewrócony na bok wagon metra. Uzyskał w ten sposób o wiele dogodniejszą możliwość wymierzenia ze snajperki prosto w czerep stwora. Natknął się na niego wychodząc z tunelu metra gdzieś w pobliżu centrum miasta zwanego kiedyś Warszawą. Był to najprawdopodobniej zwiadowca grupy mutantów, którą miał zlikwidować. Chciał się do nich zakraść i wyrżnąć bydlaków po cichu, jeden po drugim, ale rzecz jasna urodzony jako totalna pierdoła, musiał stuknąć niechcący obuchem młota bojowego w jedną z szyn metra, budząc w ten sposób wszystkie stworzenia w okolicy. Również drzemiącego na masce wraku samochodu ponad dwumetrowego, paskudnego potwora. Głupola w którego ograniczonym umyśle tworzyły się tylko podstawowe, najbardziej prymitywne potrzeby jak siusiu, kupa, spać, jeść, zabić humanoida itp… Oczywiście w takiej sytuacji nie było już mowy o zaskoczeniu, biorąc pod uwagę fakt, że sprzęt jakim stwór celował teraz w leżący na niegdysiejszej stacji metra wagon, nie może pracować cicho. Mutant raz po raz strzelał serią pocisków, które z ogłuszającym łoskotem zderzały się ze stalowym podwoziem wagonu. A żeby oberwał rykoszetem w ten tępy ryj – myślał Wędrowiec. Położył się na wilgotnej ziemi, podczołgał do miejsca, gdzie wygięta lekko blacha pozwalała na włożenie w nią lufy i dość precyzyjne wymierzenie w atakującego. Jeden celny strzał i nabój snajperki przebił oczodół mutanta, zahaczając o bezużyteczny mózg, po czym przebił się na drugą stronę łba i zatrzymał w ścianie stacji za nim. Obrotowa lufa działa wypluła jeszcze kilkanaście pocisków, po czym zatrzymała się dymiąc z każdej dziury. Bydlęcie opadło ciężko najpierw na kolana, chlapiąc na boki ciemną krwią z wyrwy wielkości pięści w głowie, potem prosto na pysk w pył, gruz, szkło i puszkę po coli leżące na ziemi.
Wędrowiec odczekał chwilę, po czym wyszedł zza wagonu, przelazł przez sterty gruzu, jakieś powyginane metalowe pręty, stary rower, połowę samochodu, który prawdopodobnie siła wybuchu którejś atomówki podczas wojny wiele lat temu wepchnęła na stację i mnóstwo innych śmieci, stanowiących pamiątkę po świecie który już nie istniał i podszedł ostrożnie do trupa. Szturchną go butem, sprawdzając czy aby na pewno posłał draństwo na tamten świat , kopną na bok działko obrotowe, które używał mutant. Ten leżał grzecznie, a jeszcze ciepła krew rozpływała się wokół truchła. Wędrowiec sprawdził, czy zwiadowca nie ma przy sobie jakiś rzeczy które mogłyby mu się przydać. Przeszukał kieszenie w jego obszernych spodniach, sprawdził też pod metalowym pancerzem osłaniającym pierś stwora, ale znalazł tylko kawał kiełbasy, niewykluczone, że z ludzizny i puszkę przeterminowanej o jakieś 70 lat coli. Bydle nie miało ze sobą żadnej krótkofalówki czy radia, istniał więc cień nadziei, że jego czterech kumpli nie wie co się dokładnie stało. Na pewno jednak słyszeli strzały, więc istnieje ryzyko, że przyjdą tu niebawem sprawdzić co ustrzelił ich zwiadowca. Obok wraku samochodu na którym kimał mutant, wędrowiec znalazł skrzynkę z amunicją do działka i pięć granatów. Całe szczęście, że tępy stwór ich nie wykorzystał w walce, bo teraz po wędrowcu prawdopodobnie nie byłoby co zbierać. Właściwie taka stacja metra to dobre miejsce na pułapkę– pomyślał wędrowiec, zgarną granaty i podbiegł do schodów prowadzących na górę. Jakiś czas temu znalazł kawałek żyłki i zastanawiał się, czy mu się do czegoś przyda. No i jest okazja! Przywiązał koniec żyłki do zawleczek dwóch granatów, umocował je odpowiednio na schodach między kawałkami gruzu i przykrył jakąś szmatą. Napiął żyłkę i drugi koniec przywiązał po drugiej stronie schodów. Wystarczy teraz, że jakiś mutant zaczepi o żyłkę nogą i mamy piękną jajecznicę. Takie granaty mają zasięg rażenia dobre 15 metrów i bez problemu zabiją człowieka, ale mutanta pewnie tylko poranią i ogłuszą, w każdym razie osłabią wroga i ostrzegą wędrowca przed niebezpieczeństwem. Taką samą pułapkę zainstalował na schodach po drugiej stronie stacji. Potem poprzesuwał na środek peronu wraki pojazdów, które dał radę ruszyć, oparł o nie kawałki desek, płaskich betonowych płyt, spory kawał jakiejś blachy i inne śmieci. Zeskoczył z platformy stacji na tory i otoczył się kolejną porcją gruzu i złomu tworząc coś w rodzaju bunkra lub okopu. Rozłożył w nim koc, który miał w ekwipunku, usiadł i zaczął jeść kiełbasę. Nie przejmował się, że może to być mięso ludzkie. W tych czasach ciężko o pożywienie, a istocie którą teraz ze smakiem wcinał było raczej wszystko jedno kto ją zje. Wyrzucenie takiej kiełbasy byłoby tylko marnotrawstwem. Siedział i czekał. Obawiał się, że reszta mutantów przyjdzie tunelem którego nie zaminował, ale okazało się że koleżki krwawiącego wieprza leżącego na ziemi nieopodal są jeszcze głupsi niż się spodziewał. Przyszło trzech. A w przebłysku ,,inteligencji'' postanowili się rozdzielić na wypadek gdyby ich zwiadowca nie przeżył starcia i na stacji czekałby na nich ktoś inny. Dwóch weszło schodami z prawej, bliżej stanowiska martwego strażnika. Wędrowiec miał świetny widok na dwóch ogromnych kretynów złażących nieporadnie po schodach, wymierzył w nich ze snajperki dobrze ukryty wśród gruzu i czekał na eksplozję.
Huknęło tak, że Wędrowcowi aż przytkało uszy, przez chwilę nic nie widział przez dym, kurz i kawałki drobnego gruzu, który w stosunkowo ciasnej przestrzeni na stacji doleciał, aż do jego kryjówki. Gdy opadł zobaczył jednego mutanta z oderwaną nogą czołgającego się właśnie, za jedną z betonowych kolumn, drugi był w lepszym stanie. Wydawał się lekko oszołomiony wybuchem, krwawił mu bark, ale już przygotowywał się do oddania strzału na oślep z rakietnicy. Wędrowiec w ułamku sekundy wymierzył ze snajperki i przebił płat czołowy mutanta. W momencie gdy ten z rakietnicą jeszcze upadał zbity z nóg impetem pocisku , nastąpiła druga eksplozja, tym razem z lewej strony stacji. Wędrowiec poczuł na twarzy mocne uderzenie i ogromna siła przewróciła go na plecy. Oberwał jeszcze kilkoma odłamkami ściany, na szczęście mniejszymi niż ten pierwszy który uderzył go w twarz. Zdołał się szybko podnieść i kucając przyłożył lunetę do oka wyszukując celu. Mutant który zdetonował drugą pułapkę wstawał właśnie z ziemi. Siła wybuchu przewróciła go, podziurawiła pancerz, tak że przez dziury w nim tryskała krew i pokaleczyła mu mocno pysk. Chyba nie miał lewego oka, w każdym razie wędrowiec nie zastanawiał się długo tylko oddał strzał prosto w rozwartą w okrzyku bólu gębę potwora. Bydlęcie padło na plecy jak kłoda. Deszcz pocisków z działka obrotowego przypomniał Wędrowcowi o tym z oderwaną nogą. Schylając głowę odwrócił się do kolumny zza której wystawała obrotowa lufa i pluła nieprzerwanie ogromnymi nabojami z szybkością ponad dziewięciu tysięcy sztuk na minutę. Nie miał jak wycelować ze snajperki, gdyż fale pocisków raz po raz zbliżały się niebezpiecznie do miejsca z którego próbował namierzyć cel. Sięgną po ostatni granat który mu został, wyrwał zawleczkę, wziął zamach i rzucił w kierunku atakującego zza kolumny stwora. Granat odbił się od ściany, upadł kilka metrów od kolumny i niemal natychmiast eksplodował wyrzucając zza niej z ogromną siłą kalekiego mutanta. Wędrowiec zdążył się ukryć przed eksplozją i deszczem odłamków, po czym wstał, wyszedł z okopu i wolno podszedł do czołgającej się nieporadnie po podłodze czerwonej miazgi którą jeszcze przed chwilą był zdrowy silny mutant, na pewno w swoim gatunku uchodzący za przystojniaka.Pewnym ruchem odczepił przytroczony do pleców młot bojowy, wymierzył i grzmotną z całej siły w zakrwawiony łeb bydlaka, który znieruchomiał i było bardziej niż pewne, że nie ruszy się już nigdy. Z roztrzaskaną czaszką i niewielka ilością szarych komórek na terakocie, na pewno nie da rady.
Do ukatrupienia został jeszcze jeden, prawdopodobnie przywódca grupy. Nie przyszedł razem z nimi na zwiady, więc pewnie czeka gdzieś tam na górze.
1. Miałem wrażenie, jakbym czytał opis tego, jak grałem w Fallouta 3. Też były ruiny, też były mutki, aczkolwiek ja jak dzik dookoła nich skakałem i waliłem headshoty z karabinu plazmowego, no i też miałem sledgehammera. Fajna rzecz w 3d, jak można pomachać myszą przy okazji, ale na papierze to bryndza.
2. Tekst strasznie naiwny, mamy nachalnie wtrącony poradnik łowcy mutków, zabawy młodego pirotechnika i jeszcze poatomową książkę kulinarną. Sceny walki zresztą są strasznie nierealistyczne: pył, który w zamkniętym pomieszczeniu opada w sekundę, samo strzelanie z karabinu snajperskiego w korytarzu -- to tylko w grach.
3. A propos gier, opisywanie przygód przeżytych w FPSach nie świadczy najlepiej o twojej wyobraźni. Tym bardziej, że wrzuciłeś tu wszystko, co jest znane ze wspomnianego F3-- mamy mutki z rakietnicami i minigunem. Są nawet skrzynki z amunicją i granatami na sztuki.
4. Brakuje przecinków, miejscami mamy za to literówki (szczególnie brak ł), zdania są nieporadne i zagmatwane. Dialogów nie uświadczysz (to bardzo źle). No fabuły to w sumie tez nie ma.
Jeżeli to jest fragment większej całości, to jako mniejsza całość nic sobą nie prezentuje. Do poznania owej większej całości też nie zachęciłeś, chyba że planujesz opisać wyprawę na Mistrza mieszkającego w Krypcie pod Zamkiem Królewskim. Ale wtedy i tak zdecyduję się na odpalenie sobie gry.
Następnym razem postaraj się samodzielnie coś wymyślić i koniecznie pozwól bohaterom porozmawiać. O ode mnie z ww. powodów 1.
rzetelnej pracy,
pozdrawiam
I po co to było?
Bydlęcie opadło ciężko najpierw na kolana, chlapiąc na boki ciemną krwią z wyrwy wielkości pięści w głowie, (Pięść w głowie ma inny rozmiar niż pięść normalna, ta na ręce?) potem prosto na pysk w pył, gruz, szkło i puszkę po coli leżące na ziemi. - Tak mi się to jedno w oczy rzuciło z samego rana.
Dalej na rzie nie czytam, bo do roboty się trzeba zbierać. Ale pewnie do tego wrócę po pracy, bo tekst wydaje mi się nawet zabawny (niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu).
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
"Głupola w którego ograniczonym umyśle tworzyły się tylko podstawowe, najbardziej prymitywne potrzeby jak siusiu, kupa, spać, jeść, zabić humanoida itp" - taki głupi a działko potrafi obsługiwać.
"Szturchną go butem" - szturchnął
"kopną na bok działko" - kopnął. Ten błąd do poprawienia w całym tekście.
"czy zwiadowca nie ma przy sobie jakiś rzeczy" - jakichś
"znalazł tylko kawał kiełbasy, niewykluczone, że z ludzizny" - ludziny
Reszty nie mam sił wymieniać - praktycznie cały tekst do napisania od nowa. Styl jest nieporadny i toporny, bardzo dużo błędów.
Sama fabuła jest niestety beznadziejna. Syf ma rację, jak opis gry komputerowej. Zabić stworka - przeszukać go - dodać przedmioty do ekwipunku - zabić następne stwory, itd. Opisy walk kompletnie nierealne i kiepsko opisane. Następnym razem mniej sugeruj się grą, a bardziej przemyśl to, o czym chcesz napisać.
Pozdrawiam.
Ej, panowie, bez przesady, czytało się już gorsze rzeczy. Kawał tekstu, mym skromnym zdaniem, w miarę dobrze napisany (nie strzelać!). Taka krótka rozwalanka.
Dzięki za komentarze, rady i krytykę:) To było moje pierwsze opowiedanie, ale będę ćwiczył dalej. Z dwoma komentarzami się tylko nie zgadzam. Sprawa dzieje się w świecie fallouta, tak to sobie wymyśliłem i tym sie inspirowałem, więc podobieństwo do gry jest niezbędne. Fabuła będzie inna:) No i po co do tego fragmentu miałem wrzucać jakikolwiek dialog? Tak jak napisał Lassar, to była krótka rozwalanka (swoją drogą, dzięki za miły komentarz:)). Wędrowiec raczej nie miałby wspólnych tematów z mutkiem?