- Opowiadanie: Anneliese - Odlot na szczycie v. 1.0 i v. 2.0 (szort)

Odlot na szczycie v. 1.0 i v. 2.0 (szort)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Odlot na szczycie v. 1.0 i v. 2.0 (szort)

Dworzec Centralny w megalopolis Warszawa nie wyglądał jakoś szczególnie. Ot, kilka poziomów podziemnych do obsługi dwudziestu linii metra, jeden naziemny, będący zabytkiem klasy zerowej, gdzie przystanek miała linia atrakcji turystycznej „Twoja podróż w przeszłość – Koleje Mazowieckie", a także kilka poziomów nadziemnych, ze stacjami dokowania Warsawskyspace'u. Na samym zaś szczycie Dworca, sięgającym wysokości ośmiuset trzydziestu metrów znajdowało się lądowisko dla statków kosmicznych, podzielone na dwie strefy – Schengen, dla przylotów z Układu Słonecznego i Non Schengen, dla całej reszty Wszechświata.

 

To był piątek trzynastego lipca, dwa tysiące sto trzynastego roku, więc od samego rana modliłem się, by wszystko się udało. Ci cholerni Marsjanie naprawdę nie mogli wybrać sobie lepszej daty na międzygalaktyczne spotkanie na szczycie. I lepszego miejsca. Mieli do tego prawo, w końcu to był czas ich prezydencji w Unii Słonecznej. Tylko oni w tych nadętych, zielonych główkach wiedzieli, dlaczego zamiast jednego ze swych zakutych w metanowym lodzie państw – miast wybrali Warszawę. Może dlatego, że u nas jest cieplej?

 

Do pomocy w przygotowaniu lądowiska dla Syriuszan dostałem tę sierotę, Kre-Pe-Xi, zielonogłowego. Syriuszanie są specyficzni, nie licząc oczywiście tego, że ich ciała nie do końca są materialne. Straszliwie przewrażliwieni na swoim punkcie. Rozumiem, że podróż w zamrażarkach poprzez piąty wymiar nie należy do najprzyjemniejszych, ale bez przesady. Co zrobił Kre-Pe-Xi, gdy znów cichaczem zalał się Nałęczowianką? Pomylił koordynaty ich lotu. Dobrze, że w ogóle udało im się wylądować, nie dość, że na Ziemi, to nawet na Centralnym. Ale zamiast na Non Schengen, trafili na Schengen i rozwalając cztery skrzydła i trzy stateczniki, rozkraczyli się na środku pasa. Pięć sekund i jedną milisekundę później na horyzoncie pojawił się statek Marsjan, który w ostatniej chwili wyhamował nad statkiem Syriuszan, ale oczywiście przy okazji o niego zahaczył i uszkodził następne cztery skrzydła. Swoje i ich. Po kolejnych, długich jak wieczność, pięciu sekundach i jednej milisekundzie pojawił się statek Wenusjan. I wtedy włączył się alarm przeciwpożarowy. Kre-Pe-Xi zapomniał go wyłączyć. Nad lądowiskiem zamknęła się kopuła, blokując całkowicie ruch powietrzny. Na płytę lotniska wkroczyła grupa BORowców, próbując opanować narastający chaos i uspokoić uzbrajających miotacze plazmy, szykujących się do walki Syriuszan. Nagle uświadomiłem sobie, że oto nadarza się okazja, by sprawdzić działanie mojej nowej zabawki, którą skonstruowałem z części zamiennych różnych statków, podczas długich, nudnych dyżurów. Nazwałem ją „Czasoprzesuwacz". Spróbowałem z kwadransem. Zazgrzytało, błysnęło diodą i nic. Chwyciłem młotek i stuknąłem raz, może dwa. Ustawiłem dziesięć minut.

 

v. 1.0 (oryginalna)

Tym razem zadziałało. Kazałem więc Kre-Pe-Xi dmuchnąć w balonik, po czym zmusiłem go do połknięcia Alka-Primu, poprawiłem koordynaty dla Syriuszan i wyłączyłem ten cholerny alarm. A potem już wszystko poszło gładko.

 

Jednak Polak potrafi. Nawet, jak musi współpracować z Marsjaninem. Tylko nie mówcie o tym nikomu.

 

v. 2.0 (alternatywna :))

Już miałem wcisnąć przycisk „start", kiedy ten po prostu odpadł. Ups. Chyba za mocno przyłożyłem. Zaabsorbowany panicznymi próbami umieszczenia przycisku na właściwym miejscu nie zwróciłem uwagi, co się dzieje na płycie lotniska. Kątem oka widziałem jedynie, jak Kre-Pe-Xi wymachuje patykowatymi, zielonymi rączkami w jakimś bliżej nieokreślonym celu. Zważywszy na trzy promile w jego błękitnej krwi nie było w tym nic dziwnego. Pijany Marsjanin jest tak samo zabawny, jak pijany Jowiszanin. No, prawie. Zmęczony walką z przyciskiem „start", który jednak nie miał zamiaru wrócić na swoje miejsce, cisnąłem „Czasoprzesuwacz" do kosza na śmieci. W końcu zerknąłem na lądowisko i oniemiałem. Wyjąca syrena przeciwpożarowa niczym powitalna orkiestra dęta towarzyszyła orszakowi, który wynurzył się ze statku Wenusjan. Na czele szła najpiękniejsza kobieta Wszechświata, aktualna Miss Universe, królowa Kaamenaa. Tuż za nią świta, złożona z najgorętszych Wenusjanek, które rzucając na prawo i lewo olśniewające uśmiechy, w powłóczystych, skrzących sukniach defilowały przed zastygłym tłumem.

 

Syriuszanie od razu schowali miotacze, BORowcy swoje naelektryzowane pałki, Marsjanie zaś gapili się z rozdziawionymi ustami. Zejście piętro niżej do pokoju kontrolnego i wyłączenie alarmu wydało mi się w tym momencie zdecydowanie nie na miejscu.

 

Stało się oczywiste, kto będzie pełnił prezydencję w Unii Słonecznej przez kolejny rok gwiezdny.

Koniec

Komentarze

(...) Kre-Pe-Xi, zielonogłowego. Syriuszanie (...).
(...) współpracować z Marsjaninem.

No to w końcu kto pomagał, Syriuszanin czy Marsjanin?
Koleje Mzowieckie, czyli Twoja podróż w przeszłość --- dobre! Chyba lubisz koleje polskie tak jak ja...
Miło poczytać coś bez błędów. Braku jednego przecinka powiedzmy że nie dostrzegłem.

:)

Szort powstał na konkurs "Polak, ufok, dwa bratanki".  

Tylko oni w tych nadętych, zielonych główkach wiedzieli, dlaczego zamiast jednego ze swych zakutych w metanowym lodzie państw - miast wybrali Warszawę. 
Tych, swych
, zaimki, zupełnie niepotrzebne, walą po oczach.  
Do pomocy w przygotowaniu lądowiska dla Syriuszan dostałem tę sierotę, Kre-Pe-Xi, zielonogłowego. 
Tę sierotę. Wcześniej pisałaś o zielonych główkach, teraz o zielonogłowym. Chodzi generalnie o to samo, znaczy powtórzenie. 
Syriuszanie są specyficzni, nie licząc oczywiście tego, że ich ciała nie do końca są materialne. 
Czyli, że eteryczne ciało jest całkiem na miejscu, a wszystko inne ok? 
Pięć sekund i jedną milisekundę później na horyzoncie pojawił się statek Marsjan, który w ostatniej chwili wyhamował nad statkiem Syriuszan, ale oczywiście przy okazji o niego zahaczył i uszkodził następne cztery skrzydła. Swoje i ich.
Następne cztery Syriuszan i Marsjan, wynika z teksu. Czyli Marsjanie lecieli bez czterech skrzydeł, a potem stracili kolejne cztery? 
Czasoprzesówacz pojawia się jako deus ex machina, nieco bez sensu i jest wyjątkowo mało wiarygodny. Ot, potężna zabawka zbudowana w wolnych chwilach. Nie przemawia to do mnie. Puenta była by ok, tylko, że w związku z owym deus ex machina, traci na znaczeniu, czyli kiepści się. 
Nie ma większych błędów interpunkcyjnych, trochę zaimkozy, trochę błędów logicznych, postarałem się to wytknąć. 
Tekst miał być chyba zabawny, mnie w każdym razie nie rozśmieszył, może właśnie przez pewne braki logiki po drodze i błyskawiczne, ni z gruchy, ni z pietruchy rozwiązanie problemu. 
W każdym razie wyczuwam frustrację ZTM Warszawa i DC, która towarzyszy mi za każdym razem, kiedy muszę mieć do czynienia z dworcem. Na szczęście, nie zdarza się to często, bo i z kolei zbyt często nie korzystam. Teraz przynajmniej jest czysto w miarę i nawet bezpiecznie. I kanapeczki można zjeść. 

 

No teraz nagrabiłaś sobie, Anneliese.
Zabytek nie klasy "O", lecz "0". Drobna, lecz istotna różnica. Daty cyframi. A przecież staramy się nie używać cyfr w tekstach literackich... Zabytek klasy zerowej (lub "zero"), trzynastego lipca... Tak, jak było...

Z założenia tekst powyższy jest swobodną opowieścią dyspozytora, snutą po fajrancie i może przy piwku, więc nie musi być napisany językiem bardzo "czystym" pod każdym względem. Oddanie własnego stylu wypowiedzi rzeczonego dyspozytora można uważać nawet za zaletę...

To ja tylko dodam do opinii kolegów, że mnie to nie bardzo rozbawiło. Było nawet sympatyczne, dopóki nie pojawił się ten nieszczęsny czasoprzesuwacz. Wtedy straciło swój urok.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Sympatyczny, choć nie powalający szorcik. Koncówka, niestety, moim zdaniem skopana - tu zgadzam się z przedmówcami.

Pozdrawiam.

Dziękuję za komenty.
Wyedytowane, poprawione...
A czasoprzesuwacz, cóż, na rozwścieczonych Syriuszan nie było innego sposobu ;)

 

Było fajnie, ale puenta mnie jakoś rozczarowała. Ale z innych rzeczy, udało Ci się przywołać moje wspomnienia :) Ja mam słabość do Centralnego - pracowałam tam kiedyś i co dziwne bardzo dobrze ten okres wspominam, chociaż napatrzyłam się na rzeczy straszne (nigdy przenigdy nie kupujcie kebabów ani pączków na dworcu) i w trakcie straszyli epidemią cholery :P Marsjanie? Syriuszanie? Pfff, dla mnie to nic nowego :D nie takie się rzeczy robiło :)

Z pewnością, ale nie dało się inaczej go uzasadnić nić deus ex machina? Autorko, konstrukcja tekstu, moim zdaniem, jest przemyślana nawet- na początku mamy opis Dworca i lądowiska, potem ów Dworzec i lądowisko czemuś służą itp. Natomiast końcówka jest nagła i trochę nieuzasadniona. Doklejona jakby. 

Podzielam zdanie poprzedików, fajny, ciekawy tekst, lecz końcówka trochę naciagana.

No i napisałam alternatywną wersję zakończenia. Czy lepszą? :)
Dreammy, na Centralnym tylko McD. Przynajmniej wiem, albo wydaje mi się, że wiem, co tam mogę zjeść :)) 

Tylko Ci się wydaje, że wiesz.
Lerpsza. Też taka trochę ni przypiął, ni przyłatał, ale przynajmniej wywołująca uśmiech. (Mój. Ponurakom nic nie pomoże.)

Anneliese, czytałem kiedys o dziewczynie, która zatruła się w Mc szejkiem (czy jak to się tam pisze). Stwierdzono, że było w nim osiem rodzajów spermy. Nie wiem czy to prawda, ale skutecznie zniechęciło mnie to do jedzenia tam czegokolwiek...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fass, słyszałam o tym, tyle że niby to było w jakiejś stołecznej kebabowni. A może sperma to taki lokalny smaczek? ;-?

Ja też słyszałam tylko wersję z kebabownią.
A tak w ogóle to uwielbiam Mc szejki:P

Ominęły mnie te wszystkie przeróbki, poprawki, alternatywne zakończenia:)
I bardzo dobrze, bo mi ten humor odpowiada... Skojarzenie z Rankinem w pierwszej chwili, choć może niesłuszne(to chyba nie jest poprawne zdanie, ale nie mam siły:P ).
5 (pięć) daję i pozdrawiam serdecznie (jak zwykle)

a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?

Anneliese, czytałem kiedys o dziewczynie, która zatruła się w Mc szejkiem (czy jak to się tam pisze). Stwierdzono, że było w nim osiem rodzajów spermy. Nie wiem czy to prawda, ale skutecznie zniechęciło mnie to do jedzenia tam czegokolwiek...
Jako znawca wszelkich urban legends, a także legend wiejskich i mitów miejskich, mogę z całą pewnością stwierdzić, że to klasyczna UB. Inne wersje to kilka rodzajów spermy w MC Donald, KFC, budce z kebabami, czy chińszczyzną. Często dochodzi motyw zemsty (dziewczyna obraziła czymś kelnera, sprzedającego), a ofiarami są właśnie dziewczyny. 
Generalnie, opowieść jest nawet absurdalna z punktu widzenia biologii, bo gdyby nawet była prawdziwa i gdyby w owym hot-dogu, czy też kebabie znalazło się osiem rodzajów spermy, to nie wiem, w jaki sposób miałaby się dziewoja zatruć. No, chyba, że to była jakaś zatruta sperma mutanta:). 

Podoba mi się bardziej druga wersja. ^^

Orsonie, taka ilość machających ogonkami plemników mogła ją tak łaskotać w żołądek, że aż dostała skórczy i wymiotów :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Coś w tym może być:D

Chłopcy, Wasze dywagacje na temat plemników są pasjonujące ;)
 

(...) pasjonujące.
W sensie?

W sensie, że Anneliese odkryła w tym jakąś pasję:D

Miejmy nadzieję,. że o to chodzi. Gorzej byłoby, gdyby doprowadzało ją to do szewskiej pasji.

Albo do pasji takiej, jaką miał ponoć przejść Jezus Chrystus. Też nie byłoby wesoło! 

"Pasjonujące". A Jezusa proszę mi w to nie mieszać.

@AdamKB napisał:  A przecież staramy się nie używać cyfr w tekstach literackich... Zabytek klasy zerowej (lub "zero"), trzynastego lipca...
A czytałeś może "Tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty czwarty"? :)

Autorzy fantaści, nie umieszczajcie akcji swych opowiadań w roku, dla naprzykładu, trzydzieści dziewięc tysięcy osiemset dziewięćdziesiątym czwartym! zaden czytelnik tego nie łyknie. :)

Czytałeś. Dlaczego pytasz? Czytałem dość dawno, nie kojarzę Twojego pytania z cyfrowym zapisem dat.
Chyba, że chodzi Ci ogólnie o nowomowę.

Nowa Fantastyka