
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Tekel – mikropowieść katowska, cz.2a (Forgetorowie)
motto: …zapomniana powróci.
Las ciągnął się, zasłaniając horyzont i zaciemniając większość kolorów otaczających Piersa. Nie wydawał się straszny, ale opuszczony, jakby wszystko, co żyło przeniosło się gdzie indziej i nie zamierzało wrócić. „Prawdopodobnie następna nauka, jak niegdyś alchemia, nekromancja, musi pogodzić się z wyczerpaniem swojego przedmiotu" – stwierdził, myśląc o wykładach z dawnych ras. Oczywiście, co jakiś czas zza krzaków wychodziło coś łypiącego, śliniącego otoczenie, a nawet samo było obślinione, jednakże trudno było z tego robić dawną rasę, która podłóg drugiej tezy Lohengrina (jednego z najznamienitszych profesorów Uniwersytetu w Krakrad) „jest przeciwko człowiekowi i na to by człowiek był przeciwko niej". Jednym słowem świat się u-ludowił…
„Pst" wysączył z ust Piers. Choć nie wiedział do kogo skierował owo ostrzeżenie, był pewien, że słyszał coś za drzewem – a może na drzewie? Jego ciało zastygło w bezruchu, który pozwolił mu stwierdzić, że jest już zmęczony tą ciągnącą się już parę tygodni wędrówką. Wprawdzie nie zabił nic, co pozwoliłoby mu zapisać się na kartach rycerskich kronik, a nieliczne chocholiki raczej nie kwapiły się do (jak to same określały) „małego napieprzania", mimo to czuł, że poziom kwasu mlekowego w mięśniach jest za…. Znów coś zaszeleściło – tym razem był już pewien, że było to na drzewie. Z dźwięku można było się domyślić, że osobnik jest niespokojny i – co dziwne – jakby nie ukrywał swojej obecności. Piers zaczął podchodzić; w ręce trzymał już od dawna nie czyszczony miecz – „Pożal się Boże!" – katowski. Kiedy zbliżył się już do pnia…
To był dzięcioł – wyleciał właśnie wtedy, gdy Piers rozmyślał, jak zaatakować, kryjącego się ptaka, o którego ptakowatości jeszcze nie wiedział. „Cóż: nawet Święty Jerzy myślał, że walczy ze smokiem", przeszło przez głowę Piersa krótkie pocieszenie, po którym ruszył dalej.
Dawni poszukiwacze przygód podkreślali zawsze, że kiedy wędruje się samemu, czy to przez las, czy jakiś step, wówczas powinniśmy mówić do siebie, by nie zacząć zapominać mowy ludzkiej i nie zwariować. Piers jednak zaczął objawiać pierwsze oznaki zapominania tego, co najbardziej ludzkie. Na początku objawiało się to krótkimi stanami otępienia, podczas których: nie wiadomo, co się działo, gdyż nawet późniejsi sędziowie Piersa nie mogli stanąć ponad jego otępieniem (ale o tym kiedy indziej). Pewne jest, że ów proces zapominania i mentalnej alienizacji zaczął się po spotkaniu dzięcioła.
Następnym krokiem na przód (lub w tył) w zapominanie, były coraz dłuższe zmagania ze słownikiem, podlegającym ciągłemu ubożeniu. Piers zauważał to z niemałym strachem. Dochodziło nawet do pewnego rodzaju omamów, o których później wspominał. Zaczęło się to pewnego dnia, kiedy odpoczywał na drodze:
Naszły go wówczas znów stany otępienia – niby to odpoczywał, a tak naprawdę czuł ciągłe napięcie. Las jakby stał się wielkim szelestem. Wszędzie widział ciała – przebiegające mięśnie obleczone skórą. Oczy. Oczy zwrócone na niego. Czasami wstawał, by podejść, przyglądnąć się, nasłuchiwać. Później położył się.
*
Żeby poznać Forgetorów można było liczyć na swój brak pamięci lub przejść krótki masaż mózgu na jednej z dróg w lesie (trudno powiedzieć jakim). Dokonywał go Wainamoinen: stary bard i zielarz, który po tym, jak mu żona utopiła się w jeziorze, co niektórzy nazywają „przemianą w rybę", zrezygnował z zamieszkania nad różnego rodzaju akwenami wodnymi i przeniósł się do lasu. Nie zdziwaczał jednak, jak Piers, który obecnie leżał na drodze i czekał na masaż mózgu (by pominąć wszelkie podejrzenia: był trzeźwy i zdecydowany – przynajmniej z jego perspektywy). Starzec nosił żółtą kamizelkę i zielony frak, a nawet, w przeciwieństwie do dawnych lat, zaczął się golić zostawiając jedynie krótką brodę i wąsy.
– Czyli jesteś pewien, że chcesz poznać to, co wydaje ci się widziałeś w krzakach? – Wainamoinen zapytał z kamienną twarzą.
– Oczywiście, cóż mogłoby mnie powstrzymać, by w końcu zrzucić z siebie ten ciężar niepewności, co za krzakami znajduje się – odpowiedź Piersa była bardzo zdecydowana, co miał podkreślać lekki uśmiech i jego znaczący wzrok skierowany ku staremu dziadowi z lasu.
– Rozumiem… Nawet ja tego nie wiem: krzak, jak krzak, chociaż osoby, które zdecydowały się na zabieg widocznie widziały coś więcej: rozumiały więcej… tak… Tylko, że w sumie… nie lepiej ci… dzielny wędrowcze, czy jak tam do siebie mówicie, walnąć głową w pień. Jeszcze za czasów życia mej świętej pamięci koleżanki małżonki, taż ona mówiła, że nie widzi różnicy między moim masażem mózgu, a zwykłym wstrząsem mózgu. Mówiła nawet coś o obumieraniu…
– Jestem człowiekiem i muszę wiedzieć, kiedy nie wiem. Do tego, skoro już wyprawiłem się ze zleceniem, to powinienem brać tego konsekwencje. Bez masażu się nie ruszam.
– To może przynajmniej podpisalibyśmy jakiś cyrograf, by udokumentować, że podejmujesz się bycia moim pacjentem w pełni odpowiedzialnie i skończywszy lata dziecięce. Mądra Sowa ma tuż za krzakiem kancelari…
– Nie ma czasu. Zaczynamy – to mówiąc Piers dokonał auto-oskalpowania.
Chlast!!! Ręce Wainamoinena wsunęły się między rozchylające się ciemię.
– Cicer cum caule… – zdążył usłyszeć z rozedrganych ust zielarza, jakby nagle z niewiadomych przyczyn znaleźli się w Polsce, kraju Ubu i Ubicy – dawnych władców tego państwa. Ale i te myśli uciekły, odchodząc z rozgniatanych włókien. Musiał mieć bardzo spięty mózg, gdyż słyszał jeszcze jakieś tarcia i łamania.
Ręce Wainamoinena przesuwały się powoli po ciepłych komórkach, które napinały się i rozluźniały pod naskórkiem zielarza. Czasami starzec lekko je przyciskał lub drażnił, powodując rozpływające się ciepło i ból, krótkie napięcia mokrych włókien nerwowych. Coś się przelewało i chlupotało. Ciecze rozumu napełniały tkanki, by potem przepłynąć lub wytrysnąć na ręce starca. Masaż był w sumie bolesny i uciążliwy, choć ciało Piersa poddało mu się po ostatnich konwulsyjnych drgnięciach.
*
Piers przecinał las, biegnąc między gąszczami, omijając zrogowaciałe drzewa pamiętające czasy zasiewania tej puszczy. Gonił za szelestem, który go prowadził.
Nie wiedział, co się stało: cały jego ekwipunek przepadł, a Wainamoinen pozostawił po sobie jedynie krzyk, który dochodził gdzieś z daleka. Nieartykułowane dźwięki dobudziły Piersa i kazały mu zacząć biec – ale w innym zupełnie kierunku, niż wskazywało dochodzenie agonalnego wycia starca. Mimo iż sytuacja wydawała się co najmniej tajemnicza, nie odczuwał żeby jego serce zmieniło swój bieg lub by jego nerwy nie pozwalały mu myśleć racjonalnie. Wręcz przeciwnie: myślał wręcz w nadmiarze, jakby każda idea przepływająca przez mózg odpychała złowieszcze i mordercze ręce, które wyciągał do niego las.
– Jak mam o was zapomnieć?! – zwrócił się do nieistniejącego rozmówcy, który mimo wszystko mógł stać przed nim lub uciekać przed nim. Ziemi zaczynała przybierać przedziwne kształty, jakby ktoś ją kiedyś rozkopywał i zmieniał jej nachylenie. Coś klepnęło go w ramię, jakby ręka – która zniknęła nie odrywając się jednak od pleców Piersa.
– Pamiętam, że tu przyjechaliśmy tuż po moim przybyciu do… Ale nie pamiętam… – w tym momencie ukazała się przed Piersem drabina. Narzędzie poruszało się pod wpływem dziwnego szczudlarza. Jego ciało było lekko wygięte w pasie, starając się utrzymać równowagę wciąż obracającej się drabiny:
– Szczebli będzie…
– Przecież wiesz, ze w każdy szczebel wystarczy włożyć całość drabiny…
Drabina zniknęła pozostawiając rozkopane pole dla upadającego ciała istoty. Piers zauważył, że im więcej myśli o drabinie i liczeniu jej szczebli, tym bardziej widział spotkane życie, czy cos innego, co obecnie stało naprzeciwko niego.
– Nie dotykaj mnie – to było drugie zdanie.
– Przecież wchodzę na drabinę… właśnie przemierzam po raz czwarty jej całość… Lecz chyba wciąż jestem na tym samym szczeblu? – Piers odwrócił się ku istocie, która dotknięta tym ruchem tuż przed zauważeniem i – jego zrozumieniem – zniknęła. Nie wiedzieć, po co Piers rzekł:
– Zapomniałeś,----kiedyś-------wszystko
jak ----------------to------------zostało
miałeś--------------na myśli-----policzone. zważone. podzielone.
– My pamiętamy.
*
Miasto ciągnęło się bardzo daleko. Piers nie pamiętał, by kiedyś był w takim miejscu, więc podstawy budynków były naprawdę solidne. Kamienie stanowiące mury tworzyły jedną całość architektoniczną, która, jak ser, podziurawiona była wielkimi oknami. Forgetorowie nie budowali tego miasta, jak i innych wiosek, które z pewnością znajdowały się w miejscach zapomnianych, nieuczęszczanych. Miasto ciągle także zmieniało się w detalach, także w ilości zaludnienia. Zdarzało się, że Forgetor pojawiał się i istniał, kiedy miasto i inni mieszkańcy znikali całkowicie; byli też tacy, którzy pojawiali się tylko na ułamek sekundy – na krótkie zapomnienie w świecie ludzi. Dotyczyło to też rzeczy wypełniających tu przestrzeń.
W jaki sposób więc to wszystko istniało, choć Piers, będąc w środku miasta, mógł przypominać sobie niektóre rzeczy, co powinno wpłynąć na istnienie tutejszych elementów?
*
– Proszę Pana! Właśnie zastanawiam się, jak to jest, że wszystko jest choć sobie przypominam.
– Ah, to proste. Jeżeli nie pamiętasz (a faktem jest, że jeżeli tu jesteś, to musisz nie pamiętać), to o ile pamiętasz (a przypominasz sobie, jak mówisz), to to jest (gdzie pod tym „to" kryje się to, co zapomniałeś i sobie przypomniałeś, czy na odwrót – po prostu byt). Będąc tutaj możesz przypominać sobie, ale i tak jesteś ciągle w zapomnieniu. U was jest podobnie, jednak tam króluje paradygmat pamiętania, tak zabójczego dla nas.
– Szczerze dziękuję. Mam nadzieję, że będę mógł się odwdzięczyć.
– O, to dobrze się składa. Proponuję, żeby Pan ze mną poszedł – Pan jest katem?
cdn.
TEKELcz.1: http://www.fantastyka.pl/4,4924.html
Regulamin nie zabrania wrzucać niczego w częściach, ale czy to ma sens? Czy nie jest lepiej napisać jedno opowiadanie, w całości, a nie rozmieniać się na drobne? Ja na ten przykład nie czytam i nie oceniam poszatkowanych tekstów. Nie tylko gubię przy nich wątek, czasem nie pamiętam co było w części pierwszej, ale i ciężko oceniać taki tekst. Mam wrażenie, że Autor pogrywa sobie ze mną na ilość, nie na jakość.
nie pomyślałem o takich ludziach, przepraszam!
zawsze jednak możesz potraktować to jako ćwiczenie pamięci, czy coś w tym rodzaju.