- Opowiadanie: RobertZ - Senfiliada Rozdział IV Gospoda "Pod Prorokiem"

Senfiliada Rozdział IV Gospoda "Pod Prorokiem"

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Senfiliada Rozdział IV Gospoda "Pod Prorokiem"

Na parterze hotelu znajdowała się knajpa. Ktoś ją nazwał Gospodą „Pod prorokiem”. Nikt dokładnie nie wiedział, o jakiego proroka chodziło. Wnętrze knajpy wypełniał wszechobecny duszny zapach dymu unoszącego się ku wyżynom sufitu błękitnobiałym welonem wypalonych płuc. Wszędzie siedzieli ludzie palący papierosy, z zapałem wciągający w swoje płuca trujące smużki dymu, zanoszący się suchotniczym kaszlem, w większości pijani. Krajobraz pijaków uzupełniał asortyment panienek lekkich obyczajów. Różnego wzrostu, płci i wiadomych zainteresowań. Stare babcie, niekiedy prababcie o złażącej skórze, bezzębnych ustach. Oczach pełnych rozpaczy i zmęczenia. Wraz z nimi przyszły tu także ich dzieci i wnuczęta pijane i wyzywające. Wystrój wnętrza niewiele jakością odbiegał od zasiadającego w nim towarzystwa. Ściany pożółkłe, ze smugami brudu i śladami odpadającego tynku. Pianino, chyba ukradzione z saloonu na dzikim zachodzie, przed którym siedział wysuszony chudy człowieczek, o pożółkłej skórze, czarnych zębach, cuchnącym oddechu i porośniętej nielicznymi włosami łysinie. Szereg okrągłych stolików, uchylne drzwi, naprzeciw nich bar. Bateria wódek, zakąsek, czerń brudnego drewna. Im dalej od wejścia tym większy hałas i smród trupiarni.

Za lada stał barman w średnim wieku, otyły, o błyszczącej łysinie. Senfil wiedział, że musi z nim pomówić. Dopiero wczoraj wynajęli od niego pokój, ale czuł, że nie może czekać dłużej z tą rozmową. Widział wczorajszą niechęć na twarzy właściciela hotelu i tutejszego baru, a co za tym idzie obawiał się, że im dłużej będzie zwlekał tym więcej niechęci i urazy będzie ten człowiek żywił wobec Senfila. Nerwowo przełykał ślinę, gdy wraz z Filoną podchodzili do baru. Barman na ich widok się skrzywił.

– Nienawidzę kotów – warknął na ich widok.

Senfil zrozumiał, że człowiek stojący za barem chce, aby trzymać się od niego z daleka, ale z drugiej strony coś się w nim buntowało. Dlaczego on właśnie nie miał być tą osobą, która odpowie na jego pytania? Kogoś musiał zapytać o Czarnego Rabusia. Miał przeczucie, że tu otrzyma odpowiedź na wszystkie swoje pytania.

– Mogę się spytać dlaczego?

Barman skrzywił się jeszcze bardziej. Ruchem ręki wskazał na ścianę.

– Dlatego – odpowiedział.

Na ścianie wisiał krzyż, a na nim człowiek. Senfil wiedział kim była postać na krzyżu. Nagle zrozumiał. Barman nie mógł znieść tego, że ktoś gorszy od istoty ludzkiej zna nazwisko powieszonego na krzyżu człowieka!

– Co ma wspólnego pańska wiara z nami? – Filona nie zrozumiała sugestii barmana. Ten krzywo się uśmiechnął.

– Może nic, ale uważam, że to właśnie wy ją zniszczyliście. Jesteście tworem nauki, potworami, które zaprzeczyły istocie wiary, jej sensowi. W Łodzi jest tylko jeden kościół i kilkanaście świątyń – prychnął oburzony – Wiecie kto do nich chodzi? – pochylił się nad ladą. – Zwierzęta, parszywe, zasrane myślące zwierzęta! Odebraliście nam naszą wiarę, spaczyliście ją.

Ale to nie jest nasza wina – zaprotestowała Filona.

– Może i nie, ale i tak nie chcę na was patrzeć – westchnął. – Wystarczy, że wynająłem wam pokój, ale wiosna to martwy sezon, a kiepsko u mnie z finansami – spojrzał na nich z niechęcią. – Czego wy jeszcze chcecie koty? Innym zwierzętom wystarczy, że się na nie wrzaśnie, a wy nadal stoicie i próbujecie się usprawiedliwiać. Może napijesz się? Kot nie kot, ale pić musi.

Senfil spojrzał na niego zaskoczony.

– Dziwny z pana człowiek.

Możliwe. W pewne rzeczy wierzę, ale nie dałem się jeszcze życiu zwariować. Trzeba trochę umiaru. Pokoju a nie wojny. Czego się napijesz?

– Piwa.

– A ty kotku? – zwrócił się do Filony.

– To samo.

– Czego chcecie się dowiedzieć?

– Chcieliśmy zapytać o Czarnego Rabusia. Może pan coś o nim wie?

– O dziwne rzeczy pytacie – barman był zaskoczony ich pytaniem. – To nieprzyjemny kot. Nawet wypowiadanie jego imienia denerwuje wielu ludzi w tej okolicy, a wy się o niego pytacie.

– Gdzie go można znaleźć? – spytał Senfil.

– Czyście zwariowali? Jego się nie szuka. Co najwyżej on może was odszukać i zabić.

– Mimo wszystko chcielibyśmy się dowiedzieć gdzie go szukać – nie ustępował Senfil.

– Nie wiem – odparł barman. – To zawodowy najemnik, mówią, że morderca, a zabójcy chodzą własnymi drogami, szczególnie gdy są kotami. Zapytajcie kapłana Kaspiana z tutejszej wspólnoty – barman skrzywił się wspominając to imię. – On go zna. We wczesnej młodości Czarny Rabuś myślał o wyświęceniu. Dziwne koleje losu. Gdyby ten kot pozostał przy wierzę byłoby o jednego mordercę mniej i byłby drugi zwierzęcy kapłan w mieście, ale władze tego nie chciały. Kot kapłanem – parsknął oburzony. Na dodatek kapłan Kaspian to zażarty komunista, a to dla pewnych osób byłaby zbyt niebezpieczna mieszanka.

– Są miasta, gdzie potrafią zaakceptować komunistów – zauważyła Filona.

– Ale nie tutaj. Nie w przededniu rewolucji.

– Rewolucji? – spytał zaskoczony Senfil.

Barman pochylił się nad ladą i spojrzał prosto w jego kocie oczy.

– Panie kocie. O pewnych rzeczach się nie mówi. Szczególnie gdy rozmawia się z osobami, których się nie zna.

– Poznaliśmy się z pańskim synem wczoraj wieczorem zauważyła Filona. – Opatrzyłam jego skaleczenia.

– Nie, pani Filono. To zbyt mało. Ale powiem wam co wiem. Ludzie są po prostu niezadowoleni z obecnej władzy, która jak robak toczy nasze miasto i nie mogą patrzeć na bogaczy, którzy mają wszystko. Prawdziwych bogaczy, a nie takich wyrobników jak ja.

– Słyszałem o tym systemie. On nie daje niczego poza nadzieją. Ponadto jego podstawą jest nacjonalizacja prywatnego majątku – zauważył Senfil.

– To prawda, ale prości ludzie chcą po prostu lepiej żyć, a nie nacjonalizować majątek bogaczy. Po rewolucji bogaci po prostu się swoim majątkiem podzielą. Dobrowolnie albo pod przymusem – Barman się uśmiechnął. – Jestem ideowcem. Chrystus cenił ludzi ubogich i gardził bogaczami. W szczególności tymi, którzy dorobili się swojego majątku nieuczciwie. Zamierzam walczyć o lepszy świat, w którym ludzie będą musieli uwierzyć w Boga widząc wielkość jego dzieła i nie będzie bogatych.

– To nierealne – Filona odchrząknęła. Wszechobecny dym podrażnił jej gardło. – Ta idea jest przegrana.

– Jak każda inna. Jak cały ten świat. Ale pozostaje nadzieja. Idźcie do kapłana Kaspiana. Idźcie z … Bogiem.

 

Koniec

Komentarze

Wszystkim potencjalnym czytelnikom życze miłej lektury. :)

Śmiało, każdy rozdział można czytać jako odrębną historię :)

Wnętrze knajpy wypełniał wszechobecny duszny zapach dymu unoszącego się ku wyżynom sufitu błękitnobiałym welonem wypalonych płuc. Zdanie z ołowiu.

- Są miasta, gdzie potrafią zaakceptować komunistów - zauważyła Filona.
- Ale nie tutaj. Nie w przededniu rewolucji.


Zważywszy, że rewolucja zapowiada się dość komunistycznie, coś tu nie gra.


Nowa Fantastyka