- Opowiadanie: sakora - Prawdopodobnie nie pierwszy kontakt (2/2).

Prawdopodobnie nie pierwszy kontakt (2/2).

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prawdopodobnie nie pierwszy kontakt (2/2).

Alalia siedziała w wygodnym fotelu. Spoglądały na nią miliardy ludzi. Była kapitanem Malachiańskiego statku, ona była głosem pierwszego kontaktu. Olśniewała i onieśmielała swoim wyglądem. Wielu mężczyzn, ale i kobiet marzyło o niej i popchniętych do działania byłoby w stanie dla niej zabić. Jej charyzma porwała za sobą większość oglądających, zdawali się nie widzieć prowadzącego program dziennikarza.

-…dlatego też zawsze w przypadku pierwszego kontaktu kodujemy przekaz audio i wideo oaz zapraszamy na nasz statek. Jeśli cywilizacja jest w stanie nas zrozumieć i spotkać się z nami w przestrzeni to możemy rozpocząć kolejny etap kontaktu. Zawsze tak postępujemy. – jej głos uwodził słodyczą. W zdumiewający sposób władała słowami. Ku zdziwieniu wszystkich nie używała własnego translatora.

– A udostępnianie danych? Czy to normalna procedura? – spytał prowadzący.

– Jak najbardziej. Jeśli jakaś cywilizacja wchodzi w erę kosmiczną staramy się możliwe szybko udostępnić informacje o wszechświecie i zamieszkujących go rasach. To swoista ochrona, gdyż nie wszystkie cywilizacje są nastawione pokojowo, a mamy za sobą wiele przypadków niewolenia, wykorzystywania i niszczenia nieświadomych niebezpieczeństw planet… – oglądający i słuchający widzieli w niej ostoję bezpieczeństwa. Ale nie wszyscy…

Doktor Yankowska po raz kolejny usiłowała zmusić moduł tłumaczący do działania. A ten po raz kolejny odmówił współpracy. Jeszcze raz przejrzała pobieżnie algorytmy. Prawdopodobne problem leżał gdzieś w fizycznym połączeniu ziemskiego komputera z obcą technologią. Ponownie uruchomiła translator i funkcje przeszukiwania bazy. Niestety jej maszyna chodziła bardzo wolno, dlatego naukowiec postanowiła sprawdzić jeszcze raz połączenia kabli z przewodzącymi napięcie kryształami. Nie przerwała pracy translatora, poruszyła nieznacznie wtyczkami, przełożyła kilka na inne miejsce. Szybko odsunęła rękę, kiedy z wnętrza aparatury posypały się iskry. Spojrzała na ekran i ku swojemu zdziwieniu zamiast modułu bazodanowego ujrzała na ekranie symbole obsługi statku. Statku obcych. Coś było nie tak, naprawdę denerwowało ją to, że tak trudno jest dostosować algorytmy by ziemskie i obce urządzenia właściwie się komunikowały. Musiała je zmieniać dynamicznie i bardzo często.

Jednakże postanowiła skorzystać z okazji i przyjrzeć się bliżej menu na ekranie. Było tylko częściowo przetłumaczone, połowa funkcji była nieaktywna. Poruszała się po nich po omacku starając się niczego nie zepsuć. Pośród widzianych wcześniej symboli obcych zaczęły się pojawiać inne symbole. Teksty mieszały się, a czasami zamiast menu widziała przemykające teksty w różnych językach. Coś było nie tak, ale nie tylko z modułem, ale i informacjami zgromadzonymi na statku. Oni wiedzieli wszystko o Ziemi. Jakimś sposobem zgromadzili o nas zdumiewającą ilość informacji.

Poza tym w wielu opisach ras kosmicznych pojawiały się inne informacje niż widziała poprzednio. Informacje zmieniały się dynamicznie, aż do chwili kiedy wyświetliły się informacje o eksterminowanych rasach i wojnach w przestrzeni kosmicznej.

Tych informacji pierwotnie nie było. Wcale nie zdziwiła się, że obcy coś ukrywali. Tego można było się spodziewać. Osobliwe było to, że pod wszystkimi danymi podpisana była na przestrzeni kilku tysięcy lat jedna i ta sama osoba. Próbowała przetłumaczyć imię, ale niestety moduł translatora po raz kolejny się zawiesił. Sprawdziła ponownie połączenia z kryształami, przeładowała oprogramowanie. Teraz ponownie, z opóźnieniem pojawiło się połączenie z bazą danych. Kobieta starała się ponownie ustanowić połączenie z modułami które widziała wcześniej, niestety bezskutecznie. Na szczęście miała zapis całej operacji na dysku. Zamierzała je ponownie przeanalizować.

Nie usłyszała, kiedy za nią pojawił się jeden z Malachian. Jego cios był błyskawiczny i zabójczy. Ręka wbiła się w plecy kobiety i po chwili wynurzyła się z klatki piersiowej trzymając bijące jeszcze serce. Malachian cofnął rękę i zaczął powoli je zjadać. Kobieta patrzyła na to jeszcze przez moment ze zdziwieniem po czym osunęła się na podłogę.

– To dla ciebie panie – wyszeptał pod nosem po czym dotknął ziemskiego komputera, a ten stanął w ogniu w mgnieniu oka.

 

Ochrona Alalii składała się z ponad stu pięćdziesięciu osób. Gdziekolwiek się pojawiali budzili powszechne zainteresowanie. Nieważne, czy prowadzone były konkretne rozmowy na szczeblu politycznym, czy było to zwiedzanie połączone z jakimś programem kulturalnym, wszędzie były tłumy ludzi. Jedni z czystego zainteresowania, nastawieni pozytywnie do nowych perspektyw. Drudzy krzyczący z oburzeniem, często nie potrafiący wyrazić w pełni dlaczego są tak wrogo nastawieni.

Nie brakowało wśród nich szaleńców, jak i wielu incydentów, począwszy od prób oświadczyn na atakach z bronią w ręku kończąc. Jednakże zawsze sytuacja była pod kontrolą. Tak miało być i tym razem. Teren wokoło studia telewizyjnego był zamknięty na przestrzeni trzech przecznic. Personel tam pracujący ograniczono do minimum. Barykady i punkty kontrolne obsadzone wojskiem oraz krążące helikoptery bojowe miały zniechęcić każdego, kto chciałby zagrozić w jakikolwiek sposób bezpieczeństwu niecodziennego gościa.

Chociaż przewidywano taką możliwość, nikt nie spodziewał się że ludzie znajdujący się najbliżej Alalii będą największym zagrożeniem.

Zwykle do ostatniej chwili zwlekano z decyzją jakim sposobem przemieszczą się do nowej lokacji. Mieli do dyspozycji samochody oraz helikoptery, a na najbliższym lotnisku zwykle czekały przynajmniej dwa samoloty.

Helikoptery i samochody ruszyły jednocześnie. Każdy z konwojów ruszył w inną stronę, a nikt poza kilkoma wojskowymi i oficerami rządowymi nie wiedział gdzie w rzeczywistości znajduje się Malachianka. Tak też było i tym razem. Ale kilka osób wykorzystało zamieszanie i pozorne manewry mające na celu zmylenie ewentualnego agresora w najprostszy, możliwy sposób. Alalia nie pojechała ani nie poleciała żadnym transportem… Została z kilkoma osobami w pustym studiu i czekała na rozwój wypadków. Za kilka minut powinni tu pojawić się ich ludzie. Mieli wykorzystać do obrony przygotowane wcześniej zabezpieczenia i plany. Nikt nie spodziewał się, że to co miało zatrzymać agresorów stanie się dla nich fortem.

 

– Czy to ostateczna wersja raportu? – starszy mężczyzna zasiadał za biurkiem w słabo oświetlonym i mocno zadymionym gabinecie. To co przed chwilą przeczytał było dla niego oczywiste. Dokładnie tego się spodziewał. Pamiętał jeszcze zimną wojną, kiedy jako szeregowy agent działał za żelazną kurtyną. Lata, kiedy piął się po szczeblach kariery i poznawał kolejne sekrety. Prezydenci, państwa i układy przemijały, a on nadal siedział w tym gabinecie i czytał wiadomości. Jedne przekazywał dalej w niezmienionej formie, drugie zmieniał tak, że nie można było poznać o co w nich rzeczywiście chodziło. Większość jednak nie opuszczała tego gabinetu. I stan ten miał pozostać tak długo, jak on kierował agencją tak tajną, że nie posiadała nazwy, a wydatki na nią nie były nigdzie i nigdy ewidencjonowane.

Zastanawiał się, co ma zrobić z tym, czego dowiedział się teraz.

– Tak, czekamy jeszcze na potwierdzenie gotowości od wszystkich żołnierzy szkolonych do walki w zerowej grawitacji. Czy mam zawiadomić agencję kosmiczną?

– Oczywiście, proszę im przekazać, że straciliśmy kontakt z naszym człowiekiem na statku obcych, a pozostali tam obecni nie odpowiadają. Na szczęście otrzymaliśmy ostatnią automatyczną transmisję ze statku. Jednakże nie zmieniamy harmonogramu. Dzisiejsza zmiana naukowców stratuje planowo. Jednakże zamiast nich na pokładzie będą żołnierze. Pozostałe kraje biorące udział w akcji od samego początku także przygotowują się ataku. To wszystko.

– Tak jest. – oficer niemalże wybiegł z biura.

Mężczyzna zapalił kolejnego papierosa. Nie okazywał żadnych uczuć, kalkulował. Zwykle kalkulował w skali swojego kraju, dziś kalkulował w skali świata…

 

– Wytrzymała jest – młody mężczyzna odłożył pałkę na stolik obok. Kolejny raz obserwował niesamowite zdolności regeneracyjne kobiety przywiązanej do krzesła przed nim.

Rany zabliźniały się, siniaki znikały.

– Tego się nie spodziewaliśmy. Mamy mało czasu. Wkrótce nas zaatakują. – partnerka mężczyzny spojrzała na Alalię. – Ale dowiemy się prawdy.

– To może wam zając naprawdę dużo czasu – Malachianka odpowiedziała zaciskając usta w wąską linię, po czym czarująco się uśmiechnęła lekko przekrzywiając głowę.– Ilu tu was jest? Dwudziestu? Nie więcej. A ile macie na barykadach? Drugie tyle. Jak zacznie się atak, wszyscy zginiecie.

– Zamknij się! – mężczyzna uderzył na odlew, ale uśmiech nie zniknął z twarzy obcej kobiety.

– W co wy w ogóle wierzycie? Że wasza garstka coś zmieni? Jesteście fanatykami, niczym więcej…

– Jesteśmy tymi, którzy widzą co się dzieje i nie dają się zwieść waszym słowom. Nasi zwierzchnicy chcą poznać prawdę. I poznają ją. Nieważne ilu z nas zginie. Bóg jest jeden, Jeden akt stworzenia! – odpowiedziała kobieta. Sięgnęła po pałkę i uderzyła Alalię. – jeśli będzie trzeba wytłukę to z ciebie. – padł kolejny cios. A w ślad za nim kolejne.

Jednakże Malachianka nie dawała za wygraną. Zdawała się chłonąć ból i czerpać z niego przyjemność, kiedy za każdym ciosem pojawiał się na jej twarzy coraz szerszy uśmiech.

– Po-co-tu-przy-le-cie-liś-cie – kobieta dysząc pomiędzy ciosami usiłowała zadać pytanie.

– Chcesz wiedzieć? To ci odpowiem. – obca nadal się uśmiechała, a to co czaiło się w jej oczach zadawało kłam temu, kto w rzeczywistości jest tu ofiarą, a kto oprawcą.

– Gadaj!

– Żebyście wy nam się pokłonili. Raz na zawsze… – Alalia była z siebie bardzo zadowolona.

– Nie rozumiem… – to były ostatnie słowa mężczyzny stojącego obok. Skóra Malachianki nagle napęczniała i zaczęła pękać. Jej twarz zaczęła się zmieniać…

 

– Strzały w środku budynku. Powtarzam, strzały w środku budynku. – plutonowy wykrzykiwał słowa do mikrofonu. Czołgi właśnie forsowały barykady, wszędzie wokoło świszczały pociski.

– Do środka – usłyszał w odpowiedzi. Ruszył błyskawicznie ze swoim oddziałem.

Biegli wzdłuż gmachu studia. Dostali się tu po dachach okolicznych budynków, po czym za barykadą zeszli na ziemię.

Nie oglądali się do tyłu. Wiedzieli że walki na barykadach trwały zaledwie dwie minuty, niewielu fanatyków tam przeżyło.

Dopadli do budynku, główne drzwi były otwarte, a kilka pięter wyżej właśnie lądował helikopter z desantem.

Biegli nie zatrzymując się. Zabezpieczali po kolei wszystkie pomieszczenia. Po chwili dotarli do studia.

To co zobaczyli zaparło im dech w piersiach, mimo lat praktyki na nie wszystko jest się przygotowanym. Napastnicy leżeli na ziemi porozrywani na kawałki, ich krwawe strzępy zwisały ze sprzętów telewizyjnych. Cokolwiek tu się stało, była to potworna śmierć.

Ludzie z oddziału rozpierzchli się po pomieszczeniu, by przyjrzeć się ofiarom i zniszczeniom.

Wtedy z zacienionego kąta wynurzył się potężny kształt. Miał około trzech metrów wysokości, przypominał pokrytego czarnymi łuskami, rogatego niedźwiedzia z zębami rekina i gadzim ogonem.. Bez słowa rzucił się w kierunku plutonowego. Ten zaczął strzelać w kierunku wroga, wszystkie strzały sięgnęły celu, ale żaden nie zrobił najmniejszej szkody.

Plutonowy stracił głowę w kilka sekund później. To była jego ostatnia misja.

Potwór wypluł zgnieciony, zakrwawiony kask i rzucił się na pozostałych członków zespołu. Rozpoczął się paniczny ostrzał…

 

Wahadłowce wylądowały w odstępie trzydziestu sekund. Minutę później, kiedy tylko wstępnie wystygły silniki, wybiegli z nich uzbrojeni żołnierze, każdy był najlepszy i pochodził z innego krańca świata. Byli wyposażeni w najnowszy rosyjski karabin, amerykański, wspomagany lekki pancerz osobisty z niezależnym systemem zasilania, w którym mogli wytrzymać w przestrzeni kosmicznej do jedenastu minut, europejskie pakiety medyczne i mikro silniki manewrowe oraz chińskie, szyfrowane systemy łączności. Żaden z krajów tym razem nie starał się być pierwszym, wszyscy czytali raport i byli przerażeni. Ci, których wzięli za obcych w rzeczywistości byli nie tylko obcymi. Cywilizacje, które spotkali na swojej drodze były niszczone lub niewolone. We wszechświecie trwała wielka wojna, a linia jej frontu drastycznie się przesuwała. Obcy byli potwornymi, żadnymi krwi demonami, a ich przeciwnikami dosłownie wszyscy. Wykorzystywali słabości i naiwność wszelkich nowo napotkanych ras.

Drzwi prowadzące do wnętrza statku były otwarte, a na korytarzu świeciło się słabe światło. Spodziewali się ich zamkniętych, a fakt ten tylko spowodował zwiększenie czujności.

Kolejni żołnierze wchodzili do środka. Czwórkami, ubezpieczając się nawzajem. W tym samym czasie przy wahadłowcach instalowano ciężkie generatory plazmowe i nuklearne głowice taktyczne. Jeśli nie udałoby się przejąć statku, mieli go zniszczyć.

Ku zdziwieniu wszystkich nie napotkali żadnego oporu. Jedynie potworne ostrzeżenie. Zamordowanych naukowców, przybitych do ściany głowami w dół i rozprutych do połowy. Zginęli potworną śmiercią. Kilku żołnierzy nie mogąc znieść widoku zatrzymało się chcąc zdjąć ciała, ale dowódcy zabronili im tego. Nie było czasu. Musieli zdobyć kompletną bazę danych, którą po skopiowaniu ukrył drugi obecny tu szpieg. Wiedzieli gdzie mają się udać. Podejrzewali, że wróg nie atakował dlatego, że spodziewał się powrotu Alalii. A do tego nie wiedział gdzie znajdują się dane. Na pewno nie pozwolił by im się stąd z nimi wycofać.

Oddział poruszał się na tyle szybko na ile pozwalały im kręte korytarze labiryntu statku. Zatrzymali się dopiero przy jednym z pomieszczeń. Otworzyli drzwi i kilku żołnierzy weszło do środka. Odszukali według przekazanych informacji panel, za którym miał znajdować się dysk z bazą.

Informacje były prawdziwe. Jeden z żołnierzy szybko podłączył go do złączki w swoim komputerze bojowym. Wpisał kody autoryzacji, sprowadził dane, po czym dał znak że wszystko w porządku. Schował dysk w pancernym plecaku i chwycił karabin.

– Zamykają drzwi – rozległo się w radiu. – Przygotować plazmę. Czekamy… – transmisja zniknęła wśród zakłóceń.

– Żołnierze. Jesteśmy odcięci i zagłuszani. Liczymy, że oddział przy wahadłowcu utrzyma się i czeka na nas. – odezwał się dowódca – Najważniejsze są dane. Musimy je chronić. Jeśli wahadłowców nie będzie, wracamy do domu na piechotę, już!

Oddział ruszył zgodnie z wypracowanymi procedurami. Biegli najszybciej jak się dało. Do czasu jak ujrzeli wroga.

Wylot korytarza blokował wielki, ciemny kształt. Wypełniał prawie całą jego objętość. Czarny, łuskowaty potwór zbliżał się do nich. Czerwone oczy otoczone kolcami, cztery zakręcone rogi na głowie. Cielsko przypominające gigantycznego goryla z ogonem zakończonym kolcem ociekającym zieloną cieczą. W potężnych łapskach ściskał dziwny przedmiot przypominający lancę. Jego zakończenie rozżarzyło się i uderzyło w pierwszych żołnierzy z ogromną prędkością, nie dając im szans na obronę i spopielając ich w kilka sekund.

Pozostali odpowiedzieli ogniem. Modyfikowane pociski szarpały ciało obcego. W żołnierzy wstąpił nowy duch, gdyż nikt nie dawał im gwarancji, że pociski drążące z materiałem rozszczepialnym będą skuteczne. Nawet za cenę rozszczelnienia statku.

Teraz przekonali się, że mają szansę na wydostanie się. Nie wiedzieli, że pociski pobłogosławili też duchowni wielu religii. Nie musieli wiedzieć wszystkiego, przynajmniej jeszcze nie teraz. Biegli dalej, prosto w stronę kolejnego obcego. A za nimi ruszył następny.

W tym samym czasie przy wahadłowcu trwała walka o przeżycie. Drugi pojazd stał obok niezdolny do lotu. Obcy podczas ataku rozerwali poszycie i urwali skrzydło. Pociski świszczały wokoło, a działa plazmowe pracowały pełną parą przebijając się przez drzwi na korytarz. Walczący nie wiedzieli czy oddział w środku jeszcze istnieje, ale tak długo, jak mieli amunicję, nie wycofywali się. Czekali, gotowi uruchomić głowice nuklearne.

Niestety przegrywali. Obcy atakowali z niespotykaną siłą. Co rusz któryś z obsługujących działo padał martwy.

Niespodziewanie od nadwerężonych przez plazmę drzwi dobiegła kanonada i eksplozja rozsadzająca je od środka. Wraz z częścią ściany rozrzuciło w około rozerwanego obcego. Obrońcy wykorzystali większe zamieszanie i zgładzili kolejnego demona przypominającego kolczastego gada. Z dziury wypadli ostrzeliwujący się żołnierze. Ciągnęli za sobą rannych, a ich śladem podążał kolejny obcy. Miał pecha, że działo plazmowe było wycelowane w jego stronę. Chwilowo na polu walki pozostali jedynie ludzie ewakuujących się na wahadłowiec. Po chwili z w tunelu pojawił się wróg, ale statek już startował przez wysadzony przy starcie luk. Kolejni obcy zostali spaleni przez dopalacze. Ostatni zginęli trzy dwie później, gdy zostały zdetonowane głowice. Po statku kosmicznym zostały jedynie rozerwane odłamki. Wahadłowiec wracał na Ziemię.

 

– Wycofywać się! Szybciej! Wszyscy! – umorusany mężczyzna wypychał kolejne osoby przez drzwi. – Zaraz się zawali, szybciej!

– To już ostatni – powiedział zbliżający się strażak. Wybiegli razem na ulicę. Wpadli prosto na gruzy dwóch uprzednio zawalonych budynków. Były w nich setki ludzi, teraz martwych lub przysypanych. Wszędzie unosił się kurz utrudniający widoczność. Wokoło pełno było krzyków ludzi i nieustających strzałów. Z karabinów i o wiele cięższych z czołgów.

Nagle z potwornym hukiem walącego się betonu runął kolejny budynek. Z tego przynajmniej ewakuowano wszystkich, pomyślał mężczyzna, który opuścił go jako ostatni. Otoczyła to chmura pyłu i gruzu. Padł na ziemię powalony uderzeniem czegoś ciężkiego. Czołgał się dalej, kiedy kolejne elementy konstrukcji padały obok niego. Kiedy już się prawie poddał, poczuł silny uścisk na ręce, ktoś poderwał go do góry i mocno objął. Szedł dalej, na tyle, na ile pozwalały pęknięte żebra i złamana noga.

Dopiero dwie przecznice dalej zobaczył, że miasto zamieniło się w istną strefę walki. Zniszczone budynki, poprzewracane samochody i wszechobecne pożary.

Wojsko starało się pojmać podobno jakiegoś szaleńca, inni mówili że w okolicy grasuje potwór.

Na niedomiar kłopotów do walki z policją, wojskiem i ludnością stanęli jacyś narkomani, omamieni nowym narkotykiem. Poszła fama, że ktoś dał go wojsku i policji, a kompletnie wyprani z logiki ćpuni rzucili się na nich. Podobno środek był tak uzależniający, że po wzięciu jednej dawki, już zabijali w poszukiwaniu następnej. Teraz sytuacja była już ponoć pod kontrolą.

Rano mężczyzna był zwykłym sklepikarzem, teraz stracił wszystko pod gruzami biurowca. Ale cieszył się że żył, a dzięki niemu wiele innych osób. Ci rozbiegali się teraz wokoło, inni szukali ekip ratunkowych. Wszędzie była straż pożarna i wojsko kierujące ludzi w bezpieczne ulice.

Co po chwilę w okolicy rozbrzmiewała nowa kanonada, kiedy któryś z szalonych ćpunów atakował siły zbrojne.

Nagle na następnej przecznicy dało się słyszeć narastający gwałtownie ostrzał z broni ciężkiej i kilka eksplozji. Niespodziewanie ponad ulicę wyskoczył wielki, przypominający jednocześnie człowieka i zwierzę kształt. Obślizgły i ohydny. Przeleciał w powietrzu kilkadziesiąt metrów, wbił się w biurowiec i po chwili wyskoczył z drugiej strony zabierając ze sobą tony betony, które opadały w kurzu na ludzi poniżej. Kilka pocisków trafiło maszkarę w powietrzu. Ta jednak poza bardziej chaotycznym lotem nie odniosła żadnych ran.

Potwór opadł na ziemię i koziołkując przetoczył się przez dwie kamienice. Sklepikarz z przerażeniem patrzył jak zbliża się do niego. Dalej widział biegnących żołnierzy i nadjeżdżające czołgi.

Potwór zatrzymał się na kolejnym budynku i zawył przeraźliwie. Padły kolejne strzały, które ku zdziwieniu atakujących zaczęły zadawać obrażenia. Potwór usiłował uciec, ale strzał z czołgu urwał mu nogę i przewrócił na resztki budynku. Oddychał ciężko, a z ran sączyła się ohydna – żółto zielona ropa.

– Cholera, załatwiliśmy gadzinę. – usłyszał jednego z żołnierzy.

– I to zanim dowieźli nam tę nową broń, która miała go załatwić. A raczej ją.

– Szybciej. Zabezpieczyć teren! – wrzasnął nadbiegający oficer. – wycofać wszelkich cywilów!

Część żołnierzy z czerwonymi krzyżami na opaskach podbiegło z obstawą w kierunku potwora. Pozostali już tworzyli kordon bezpieczeństwa.

Mężczyzna przyglądał się całemu zajściu, i zdumiał się kiedy mały, zniszczony budynek okazał się być wciśniętym między kamienice kościołkiem.

 

– Zakończyło się spotkanie sztabu kryzysowego. Zdecydowali się powiedzieć światu prawdę. Chyba po raz pierwszy w dziejach ludzkości, naprawdę jestem w szoku. W tej chwili debatują na najwyższym szczeblu w jakiej formie to ogłosić. Mogą mieć z tym problem. A nawet najgorszą wojnę z możliwych, religijną. – oficer łącznikowy siedział w parach dymu wydmuchiwanego przez starszego mężczyznę.

– Świat na pewno uporał się już z tym, że nie jesteśmy we wszechświecie sami. Teraz czas powiedzieć im o tym, że to Bóg rzeczywiście stworzył wszystkie te światy. To także jeszcze przełkną – mężczyzna zaciągnął się po raz kolejny.

– Analizujemy dane, które zdobyliśmy na statku. Obcy nie spodziewali się ataku z naszej strony, ani tego że uda nam się ich tak szybko rozgryźć, mieliśmy szczęście. – oficer starał się nie udusić od dymu w małym pomieszczeniu. – Cywilizacji są miliardy, życie jest tak powszechne we wszechświecie jak na naszej planecie. I wszędzie trwają wojny z demonami, pomijając inne konflikty.

– Brzmi bardzo znajomo. Zastanawiam się, jak przyjmą to, że gdzieś tam jest planeta pełna krwiożerczych, upadłych aniołów, i że w Piśmie jest napisana prawda, że strącono je z Nieba na ziemię, ich własną ziemię, planetę a nie naszą Ziemię.

– Tego właśnie wszyscy najbardziej się obawiają. Lepiej żeby się jakoś z tym uporali w ciągu siedmiu lat, zanim przybędą ich kolejne siły. Jedyny ratunek w strzępach technologii, którą przechwyciliśmy z ich statku. Może nawiążemy z kimś kontakt.

– Dlatego musimy przesłuchać hmm… Alalię. Jak ją tylko pozszywają, proszę się tym zająć.

– Kogo mam do niej wysłać? – oficer już od dawna znał zwyczaje szefa, więc wstał zbierając się do wyjścia. Z przyjemnością opuści zadymiony gabinet.

– Najlepiej egzorcystę…

 

 

Koniec

Komentarze

Przeczytałem obie części i średnio mi się podobało. Razi niedopracowanie techniczne. Literówki, zapis dialogów, niezgrabne zdania i nietrafione porównania.
Fabularnie też jakieś to dziwne.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

W zasadzie to samo mam do powiedzenia, dodam tylko na osłodę, że końcowa rozpierducha wcale mi się podobała.
Tylko, do jasnej ciasnej, co to są "pociski drążące z materiałem rozszczepialnym"? Chodzi o zubożony uran?

Wniosek jeden, brac się do roboty i nie wrzucac starych tekstów ;)

Nowa Fantastyka