
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Wszystkiego dobrego, żeby wam się wiodło na nowej drodze życia, słoneczko – powiedziała ciocia Ania, ściskając dłoń panny młodej.
– Dbaj o nią i kochaj – pouczył teść, świeżo upieczonego pana młodego.
Marlena Jabińska i Krzysiek, zanim zdecydowali się wziąć ślub, byli ze sobą pół roku. Koleżanki Marleny na wieść o tak szybkim zamążpójściu starej znajomej albo pukały się w głowę, wytykając żabi wygląd Krzyśka, albo żartowały sobie, że zapewne zdecydowała się na ten krok, ze względu na wypchany portfel wybranka, lub będącego w drodze bociana. Dla Marleny nie liczyły się pieniądze, stanowiły jedynie miły dodatek. Wybałuszone oczy, śmiesznie długi język i tiki, które od czasu do czasu wykrzywiały twarz Krzyśka, dodawały mu jedynie uroku. Dziewczyna nie była też w ciąży. Razem z (jeszcze wtedy) narzeczonym, postanowiła, że postarają się o dziecko w trakcie nocy poślubnej, w trakcie wspaniałego, romantycznego wieczoru. Marlena zdecydowała się wyjść za Krzyśka z miłości. Poznała go w obserwatorium astronomicznym, w trakcie ćwiczeń z astronomii. Zakochała się w chłopaku od pierwszego wejrzenia i z wzajemnością, jak się okazało. Wystarczyło jej sześćdziesiąt dni, żeby stracić dla niego głowę, za każdym razem czuć przyjemne mrowienie w żołądku, kiedy ją przytulał. Bez niego nie potrafiła żyć, z nim chciała spędzić przyszłość. Była tego pewna, jak niczego dotąd. Rodzice Marleny, choć nieco zaskoczeni jej determinacją, szanowali wybór córki. Państwo Jabińscy bardzo lubili Krzyśka i podziwiali fakt, iż mimo, że chłopak był sierotą oraz nie miał żadnych znajomości, umiał sobie poradzić w życiu.
Ludzie popili, potańczyli, wesele minęło. Marlena i Krzysiek udali się wypożyczoną limuzyną do jednego z lepszych hoteli w mieście. Zjedli kolację przy świecach i odprowadzani zazdrosnym okiem starej kelnerki, udali się do pokoju. Dziewczyna przebrała się w koszulę nocną, położyła wygodnie na szerokim łóżku.
– Wszystko w porządku, kochanie? – zapytała nieco zniecierpliwiona, czekając już od trzydziestu minut na wyjście męża z toalety.
– Tak, w porządku. Zrzucam przebranie, zaraz przyjdę.
Po upływie kwadransa, Marlena zapytała ponownie, czy dzieje się coś złego.
– Wszystko w porządku, moja mała samiczko. Ale wiesz co? Może zrobimy to przy zgaszonym świetle ze zawiązanymi oczami?
– No nie wiem, tak jeszcze nie próbowaliśmy, kotku…
– Zaufaj mi. Będzie fantastycznie.
Marlena zgodziła się. Zgasiła światło, sięgnęła po znajdującą się pod poduszką opaskę nasenną. Drzwi od łazienki zaskrzypiały, usłyszała kroki Krzyśka i jego charakterystyczne, ciche mlaskanie. Objął ją, przytulił do siebie. Marlenie wydawało się, że dotyk męża jest śliski, jakby użył na całym ciele nawilżacza do rąk, albo oliwki. Zgadywanki i domysły tylko ją dodatkowo podnieciły. Poczuła głowę Krzyśka między piersiami, zajęczała cicho. Oddała mu się całkowicie, a kiedy było po wszystkim, błyskawicznie zasnęła.
* * *
Obudziła się nad ranem z dziwnym bólem głowy i czerwonym, obolałym kroczem. Obok siebie zastała puste miejsce w łóżku, pogniecioną, zamaszyście odgarniętą kołdrę. Dziewczyna, tuż pod pępkiem wyczuła dziwne nacięcia, jakby przez całą noc była kłuta przez wielkiego komara. Zrobiło jej się niedobrze. Marlena, zdezorientowana bólem i brakiem Krzyśka, poczłapała do łazienki. Zemdlała, kiedy zobaczyła skórę męża, wyciągniętą i zawieszoną na wieszaku, niczym ręcznik. Ostatnią myślą dziewczyny, zanim straciła przytomność, było pytanie, kogo tak naprawdę pokochała. Chwilę po tym, jak upadła na chłodną posadzkę, zapukał boy hotelowy. Bellboy przyniósł śniadanie i nowy numer lokalnej gazety. Na pierwszej stronie dziennika znajdował się wywiad ze starą kelnerką z tutejszego hotelu. Pracownica pensjonatu twierdziła, że tej nocy widziała latający spodek, że nie pierwszy raz spotyka się z kosmitami, że od lat tutaj przylatują, podszywają się pod ludzi i okradają kobiety z jajników. Kobieta przekonywała dziennikarza, że sama, lata temu, padła ofiarą takiej kradzieży.
Gazeta sprzedała się słabo, bo przecież każdy wiedział, że stara kelnerka z tutejszego hotelu jest wariatką.
:) były jajniki i nie ma
"Poznała go w obserwatorium astronomicznym, w trakcie ćwiczeń z astronomii."- dla mnie to brzmi nieco jak powtórzenie. W każdym razie trochę niezręcznie.
"Wystarczyło jej sześćdziesiąt dni, żeby stracić dla niego głowę, za każdym razem czuć przyjemne mrowienie w żołądku, kiedy ją przytulał."- rozumiem, że dni liczyła? IMO według mnie o wiele lepiej pasowałyby dwa miesiące. Mniej konkretnie.
"Była tego (tak) pewna, jak niczego dotąd."
Taki sobie tekst. Ani w jedną, ani w drugą stronę specjalnie się nie wyróżnia (tj. pozytywną i negatywną). Kłuje trochę w oczy przecinkologia, niezgrabne zdania oraz (najważniejsze) brak oryginalnego pomysłu, tak ważnego dla shortów.
A mnie się ten tekst bardzo spodobał, zwłaszcza puenta :P
Spodziewałem się, że koles będzie jakąś żabą czy innym płazem, a tu dowaliłeś z tymi jajnikami.
Rozłozyło mnie to na łopatki. W sensie pozytywnym.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Pomysł z janikami całkiem OK.
Co do reszty - przeciętnie. "Żabi wygląd" wybranka w zasadzie już sugerował mi w jaim kierunku pójdzie pointa. Myślę, że dobry short powinien jednak nieco bardziej zaskoczyć - a tutaj żadnego trzęsienia ziemi na koniec nie było. Wszystkie drobne sugestie (długie przygotowania w łazience, "ściągam przebranie", oślizła skóra) - zamiast budować napięcie zdradzają powolutku i przed czasem zakończenie.
Umiarkowanie zabawne. Chociaż przyznaję, że tak sobie oryginalny.
Zapomniałem, że tu się nie da zedytować: ... oryginalnie...
W zasadzie po prostu opowiedziany zabawny pomysł bez zbytniego dbania o styl, napięcie, konstrukcję opowiadania. Mogło być lepiej.
Witaj!
Znowu pozostaje mi zgodzić się z Dreammym. Mamy bardzo podobny gust. Ja jednak dodam, że o ile pomysł nie przypadł mi zbytnio do gustu, to puenta była bardzo zgrabna. Nieźle Ci wyszło, choć nabrałoby wiekszej wartości, gdybyś bardziej dopieścił styl.
Pozdrawiam
Naviedzony
Takie sobie. W kwestiach warsztatowo-technicznych się nie wypowiadam. Co do reszty - pomysł, klimat, emocje - średnio. Dla mnie 3 ze plusem - choć oceniać nie mogę ;-)
Pzdr i miłej niedzieli życzę ;-D