- Opowiadanie: GawordBB - Tajemnice Maraksu: Świątynia Światła - Prolog

Tajemnice Maraksu: Świątynia Światła - Prolog

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tajemnice Maraksu: Świątynia Światła - Prolog

Maraksu. Kontynent położony gdzieś na wielkim oceanie, którego nazwy nikt nie zna. Wielu nawet się spiera czy to ocean czy morze. Jednak gdzie znajduje się Maraksu? Nie ma go w naszym świecie. Nie istnieje także w Świecie Luster ani w Świecie Dusz. Maraksu bowiem leży w Świecie Magii, tam gdzie owa magia ma swój początek, ale jak się również wielu obawia– swój koniec.

Maraksu jako kontynent podzielony jest na dwanaście państw– Lotane, Kastolyce, Jatenforbie, Tamotine, Okrotyno, Uwartysol, Zynatu, Maro-Ware, Astrobiem, Razakune, Polramune i Wyspy Klonów, a każde z nich ma swoją historię. Przez niezliczone wojny, aż do dzisiejszego dnia w każdym tętniło życie, istniała magia, która również sprawiała iż cały kontynent stawał się tajemnicą.

Istnieje wiele zagadek.

Tysiące ludzi chciały je rozwiązać, ale nie było im to dane.

Nim te państwa zostały utworzone toczono wiele wojen.

I mimo, że elfy i krasnoludy próbowały żyć w zgodzie, ludzie przepełnieni pychą i okrucieństwem tworzyli kolejne konflikty.

Wiele istnień traciło życie w trakcie tych potyczek. Trzy potężne rasy zaślepione rządzą krwi i władzy nie dostrzegły jak pewien człowiek postanowił oszukać ich wszystkich. Tullun.

Mag obecnie znany jako Drahna Vior Tullun, czyli Mroczny Nekromanta Tullun. On uwięziony przez moce ciemności wraz z nimi zaatakował Maraksu. Jego armia trupów i ożywieńców była niepokonana. Do niego samego dołączyli orkowie, którzy postanowili zemścić się na ludziach. Tullun rósł w siłę z każdym dniem. Wydawało się, że nie można go powstrzymać.

Zdeterminowane i zwaśnione strony przerwały działania wojenne i podpisały ze sobą Święty Pakt. Trzy rasy poprosiły wróżkę Xavirę o pomoc. Wróżka jako źródło najczystszego Światła odparła: przyprowadźcie mi czterech mężczyzn i dwie kobiety. Tak uczyniono. Stawiła się ludzka kobieta i trzech ludzkich mężczyzn oraz elfia dama i elfi mąż. Krasnoludy nie ufały wyroczni, więc pozwoliły elfom i ludziom na podanie kandydatów.

Xavira naznaczyła każdego z Wybrańców innym Żywiołem. Ogień, Ziemia, Wiatr, Woda, Piorun i Lód. Sześć Żywiołów w harmonii tworzyło Światło. Szóstka Wybranych wraz z Xavirą na czele pokonali Tulluna, z ziemią zwrównali jego Armię Ciemności, a orków wygnali na odległe południowe wyspy zwane tak, jak ich dawny pan. Jednak Xavira w czasie walk zginęła, a Wybrańcy w rozpaczy zaoopiekowali się jej duszą. Dusza ów wybiera nowych strażników Żywiołów zwanymi Wybrańcami.

Ale to działo się prawie sześćset lat temu. Na Maraksu zapanował spokój.

Jednak ciemność wciąż tu istnieje. Wciąż zakrada się w serca, dusze, umysły i ciała.

Lecz nie bój się Ciemności.

Tam gdzie Ciemność, tam i Światło.

Poznajcie największą tajemnicę Maraksu.

Gdzie zmierzą się ze sobą najjaśniejsze Światło i najmroczniejsza Ciemność…

*PROLOG*

Kolekcjonerzy

 

Jedynymi małymi punkcikami światła były latające świece, które lśniły bladym, niebieskim blaskiem. Co jakiś czas dało się słyszeć tu i ówdzie spadające kropelki wody, które rozbrzmiewały echem po całej grocie. Była ona okrągła, a wzdłuż jej ścian stało trzynaście kolumn, ozdobionych różnymi malowidłami i wzorami, które wtapiały się w ich biel. Musiało to być pradawne, zapomniane pismo. Na szczytach filarów stały osoby ubrane w czarne, identyczne płaszcze. Wszechobecna ciemność nie pozwalała odróżnić ile wśród nich jego kobiet, a ilu mężczyzn. Twarze większości skryte pod kapturami nie pozwalały na bliższą identyfikację. Tylko dwie z postaci pokazały oblicza.

Stojący na trzynastej kolumnie młody mężczyzna uśmiechał się kpiarsko. Czarne jak u kruka włosy, były dopiero co zmierzwione i w nieładzie. Jego prawy policzek zdobiła blizna – cienka i długa, ciągnąca się prawie od podbródka do ucha. Jednak najbardziej fascynujące w nim były jego oczy. Prawe było normalne, jasno-brązowe niczym się nie wyróżniające. Z kolei drugie było kocie – żółte z podłużną źrenicą. Nie można my było jednak odmówić czaru jaki roztaczał. Był przystojny i świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Potrafił to wykorzystać nie tylko do podbijania serc naiwnych dam, ale również do załatwienia paru poważnych interesów. Lekki zarost dodawał mu tylko do uroku i blasku jaki roztaczał mimo ciemności.

Z kolei stojący na szóstej kolumnie, ciut starszy mężczyzna wyglądał jak dzikus. Czerwony irokez i wytatuowane ciało budziły strach. Przekłute uszy musiały go kosztować wiele bólu. W hipnotycznych, jasnych błękitnych oczach kryło się niebezpieczeństwo i rządza mordu. Szczupła postura bardzo łatwo zmylała jego przeciwników. Poruszał się niespokojnie na swojej kolumnie. Drgała mu noga, jakby prędko mu było do zakończenia spotkania. Na usta cisnęło się mu parę wulgarnych słów za których wypowiedzenie mógłby dostać naganę lub inną karę.

Tak. Kara za niewykonywanie poleceń, wśród tych ludzi była paskudna.

Trzecią postacią, która nas interesuje jest osobnik z piątej kolumny. Twarz skrywał pod kapturem, ale stał wyprostowany, z gracją i nutką elegancji. Nie poruszał się. Czekał, wsłuchany w otaczającą go ciszę.

– Dziękuję wam za tę chwilę ciszy – usłyszeli. Na najwyższej kolumnie, w największym cieniu stał kolejny zakapturzony. Był on ich liderem. Liderem pozostałej dwunastki ludzi. Dowódcom i mistrzem. Jednak najbardziej szlachetnym tytułem jakim kazał się zwać był po prostu – Bóg. Jego głos rozniósł się echem po grocie. Zaskakująco miły i przyjacielski. Zupełnie jakby nie znajdowali się w mrocznej jaskini, a w jakimś słonecznym parku. Jednak słyszeć się dało stanowczość i siłę. Tak wielką, że nikt nie odważył się odezwać. – Cisza jest piękna. Monotonna, ale piękna – chyba odpłynął, bo zamilkł na minutę. – Wezwałem was wszystkich z trzech powodów. Po pierwsze, koniec ukrywania się przed światem.

Ta informacja wywołała poruszenie. Szybkie wymiany spojrzeń, pełne zaskoczenia i strachu oraz krótkie szepty wypełniły miejsce zebrania. Lider uniósł dłonie. Na każdym z gładkich i smukłych palców widniał pierścień.

– Rozumiem wasze zaskoczenie – uśmiechnął się pod kapturem. W lśniących zębach odbił się blask świec. – Jednak nadszedł już czas. Czas, abyśmy zaczęli działać otwarcie. Z tego powodu nie przewiduję już kar za ujawnienie tożsamości.

– No w końcu, ta?! – krzyknął rozradowany czerwono-włosy. – Nie cieszycie się? Będę mógł rozwalać wszystko bez jakichkolwiek nagan, co nie?!

– A więc to początek wszystkiego… – ktoś stwierdził.

– W rzeczy samej! – lider przytaknął. – Druga sprawa tyczy się Davida, Lorenza i Ataexa – kolejno osoby z piątej, szóstej i trzynastej kolumny skłoniły się w jego kierunku. – Akceptuję wasz plan. Wprowadźcie go w życie.

– Naprawdę? – zdziwił się Ataex, a potem uśmiechnął się szeroko. – Czy dostaniemy… zaplecze finansowe?

Lider przytaknął, a Ataex zatarł ręce.

– Wydatki pójdą na misje, Ataeksie – ostudził go zakapturzony David. – Tylko i wyłącznie…

– Tak, tak.

– Trzecia sprawa – przerwał im ich przywódca. – Za chwile zostanie tu wprowadzony więzień. Będziemy musieli połączyć nasze moce, aby uruchomić Allomnezje.

– Znów? – zdziwił się Lorenzo. – To kogo wspomnienia i życie kasujemy?

– Wprowadzić go.

Skała u dołu filarów rozstąpiła się z głośnym zgrzytem. Był to mechanizm, ale bardzo dobrze zakamuflowany. Z długiego i ciemnego korytarza wyszedł stary człowiek. Ubrany był w łachmany, a pojedyncze pasma siwych włosów opadały na jego spocone czoło. Rozejrzał się przerażony, ale mrużył oczy od blasku świec.

 

– Nie – jęknął, gdy zrozumiał gdzie się znajduje. Próbował zawrócić, ale dziwna czarna substancja, która podążała za starcem nie pozwoliła mu na to. – Nie. Nie. Nie! Błagam!

– Nadszedł czas.

– Nikomu nic nie mówiłem! – krzyknął, zachrypnięty. – Tak jak obiecałem!

– Zostaniesz teraz osądzony – oznajmił lider, gdy czarna masa, ni to gaz, ani ciecz, popchnęły więźnia na sam środek komnaty. – Przez Kolekcjonerów.

 

 

 

______________________________________________________________

Parę słów wyjaśnienia:

Jest to prolog mojej powieści ,,Tajemnice Maraksu". Postanowiłem powrzucać tutaj parę pierwszych rozdziałów, abyście mogli się z tym zapoznać. Moim celem jest wydać to jako książkę i zrobię wszystko, aby tak się stało! Będę pisał, poprawiał, wałkował, aż w końcu dokonam cudu i wydam to. Piszę to już parę lat, parę razy zmieniałem fabułę (za co moje kuzynostwo biło mnie, bo już mieli dość zmian), setki razy zmieniłem prolog (raz nawet mój kuzyn i kuzynka w Boże Narodzenie założyli się, czy do Wielkanocy nie zmienię prologu o 180 stopni), a zdarzyło mi się również nie tknąć tego przez rok. Jednak w końcu się zmobilizowałem, napisałem całą część pierwszą, jestem w połowie drugiej i sam z siebie jestem dumny, że nie dostałem oczopląsu.

 

Ostateczna ocena jednak należy do Was i nie ważne jak bardzo mi by się cała fabuła się podobała, to decydujący głos macie Wy.

 

No dobra teraz trochę o ogólnej fabule:

Drago wraz ze swoimi przyjaciółmi – Delią i Norbertem, śnią o wielkiej przygodzie, poznaniu wszystkich tajemnic jakie skrywa ich kontynent – Maraksu. Jednak mieszkają w pustynnej wiosce Nerdiva i pozostają im jedynie marzenia.

Wszystko się zmienia, gdy w swoje trzynaste urodziny Drago dostaje od ojca jeden z czterech legendarnych Kamieni Księżycowych. Od tego momentu chłopak jest prześladowany przez tajemniczą organizację przestępczą, której bardzo zależy na tym artefakcie. Aby go zdobyć, zrobią wszystko. Właśnie dlatego Drago, Norbert i Delia uciekają do Świątyni Światła, która jest obecnie jedynym bezpiecznym miejscem.

Rozpocznie się walka między przedstawicielami Światła – Wybrańcami Żywiołów, a istotami Ciemności – organizacją Kolekcjonerów. Kto zwycieży? I które z nich poniesie większe straty?

 

Parę słów wyjaśnienia zmieniło sie w zdecydowanie za dużo słów. Więcej już tak nie będzie, obiecuję!

 

Koniec

Komentarze

Napisałem długi, naprawdę długi komentarz do tego tekstu, jednak tajemniczo zniknął. Nic to. Streszczając:
Nie jest dobrym pomysłem publikowanie streszczenia fabuły własnej książki, czy nawet jej fragmentu, który nie towrzy zamkniętej całości. Nie tylko dlatego, że pomysł nie jest chroniony prawem, a ludzie są różni, ale również wydawcy zastrzegają sobie różną wyłączność, z którą to różną wyłącznością różnie bywa.
Co do wstępniaka, który poprzeda prolog, nieco bezsensem jest umieszczanie go przed słowem wstępu. ,,Rozmieniasz się na miedziaki", jakby powiedział pewien krasnolud. Sam wstępanik jest typowy dla high fantasy i przewidywalny do bólu. Mamy elfy, mamy krasnoludów, mamy najgorszych wśród tych dobrych, czyli ludzi. Trzy rasy toczą ze sobą wojnę, pojawia się zły mag, który to jest więziony przez siły ciemności, które to jednak mu pomagają (?!). Pojawia się również dobra wróżka, szast, prask, mag pokonany. Mag jest oczywiście nekromantą, a służą mu orkowie i ożywieńcy. Przypomina to trochę intro do słabej podróbki serii Heroses of Might and Magic.  
Prolog cierpi na różne chorby, w tym zaimkozę, zaawansowany detalizm i anoreksję interpunkcyjną. Na serio, serio nie muszę wiedzieć gdzie kto stoi, na której kolumnie, ile ma ona wysokości i jaki obwód. Ciekawy opis statyczny, to trudny do wykonania opis. Tobie się moim zdaniem nie udały. Wieje w nich nudą, chociaż dobre jest to, że czemuś służą (ukazanie potworności potwornej bandy i zasad panujących w grupie). Dodatkowo pojawiają się literówki, jak i błędy np: lider jest ,,dowódcom". Dodatkowo błędy przeradzają się w śmiesznostki, jak ta, gdzie za sprawą literówki Autor wprowadza do tekstu kogoś na kształ tajemniczego alfonsa, albo złego brata bliżniaka Casanovy, który wśród dwunastki ma ,,swoje kobiety i swoich mężczyzn". Jeśli tekst był poprawiany wielokrotnie, czy wręcz cyzelowany jak zapewnia Autor, świadczy to o słabej znajomości języka polskiego. Od strony fabularnej jest chaos, wynikły min. z tego, że fragment nie stanowi zamkniętej całości. Stoją sobie ludzie na kolumnach, jeden z nich oznajomia, że nie muszą już dłużej ukrywać się przed oczami ciekawskich, potem szlachtują dziada, a pomaga im w tym czarna macka. Koniec. Pojawia się pytanie: ,,Ale o szoooo choszzzzzi?"  

Nowa Fantastyka