- Opowiadanie: Taves - Tafla życia (szort)

Tafla życia (szort)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tafla życia (szort)

Tafla życia

Szedł zatłoczoną ulicą, patrząc tępo przed siebie. Mijały go dziesiątki osób, pochłoniętych swoimi sprawami. Praca, dom, dzieci, żona, kochanka; wyliczał w myślach. Wszyscy żyli w swoich małych światach, nie widząc niczego poza ich horyzontami. Czysty American Dream

Nie zwracał najmniejszej uwagi na krzykliwe billboardy, zachęcające do marnowania czasu i pieniędzy. Magia nowego, lepszego świata była powalająca i wszechobecna; była też zlepkiem kłamstw i obłudy, ale kogo to obchodzi?

Kobiety leżące na bruku, obok kulawych i ślepych mężczyzn, żebrały o grosz na jedzenie. Wszędzie było ich pełno; porzuconych ogniw cywilizowanej ewolucji. Bez szans na przyszłość, martwiąc się o wieczór, trwali w chorej egzystencji. Świat kręcił się tuż obok, ale oni byli dla niego zbyt daleko. Biedota, westchnął w duchu, wieczny satelita Planety Życia…

Kiedy przechadzał się tędy poprzedniego dnia, przypadła mu do gustu jedna z kawiarni. Stała przy skrzyżowaniu dwóch największych ulic tej dzielnicy, ale panował w niej względny spokój. Pewnie dlatego, że mieściła się na parterze jednego z najdroższych hoteli w mieście, a rozmiarem dorównywała supermarketom.

Przypomniał sobie małego dzieciaka i jego matkę. Malec zgubił swojego misia i zanosił się histerycznym płaczem, a kobieta nie mogła go uspokoić. Przestał dopiero, gdy znów przytulił pluszaka. Mężczyzna uśmiechnął się do wspomnień; to szczęście małego chłopca malujące się na jego twarzy….

Szkoda jej. Była jedną z dziewcząt, którą opuściła miłość życia. Oczywiście zostawiając prezent niespodziankę pod poduszką…

Zupełnie jak morskie fale… przypływają i odpływają, czego chcieć więcej… Wszak morza nie kochają tylko ci, co nie umieją pływać.

Przeszedł przez kolejne skrzyżowanie i dostrzegł dziewczynę z kilkoma paskami materiału na sobie; najmodniejszym ubraniem wszystkich cnót. Wsiadała do najnowszego mercedesa z obowiązkowo przyciemnianymi szybami. Jej jaskrawo pomarańczowe włosy mignęły mu przed oczyma i wszystko zlało się z cieniami nocy. Zaraz potem samochód ruszył z piskiem opon… i utknął w gigantycznym korku.

Weekend, pomyślał mężczyzna, poprawiając krawat. Każdy kto tylko może ucieka z miasta, aby wypocząć; oczywiście wszyscy w tym samym czasie.

Ale oto i kawiarnia, z przytulnym i rozświetlonym wnętrzem. Zapraszała i wskazywała drogę, jak latarnia podczas sztormu. Choć tylko tych, których było na nią stać.

Przeszedł przez obrotowe drzwi i znalazł się w środku. Koniec z wysysającymi ciepło podmuchami wiatru, mrokiem nocy i gwarem ulicy; z drugim dniem Nowego Lądu…

Mężczyzna rozejrzał się po wielkiej sali i westchnął. No tak, wszystkie stoliki zajęte, lub zarezerwowane. Trudno, kolejki nie są olbrzymie i może kupię coś do picia. Ruszył w stronę długiego rzędu kas, ale w połowie drogi musiał się zatrzymać. Dopadł do niego malec, którego spotkał wczoraj, a zaraz za nim szła jego matka.

– Jesce ras dziekuje – wyseplenił z szerokim uśmiechem. – Teddy strasnie się bał, ale jus mu dobse.

– John, co ci mówiłam – zaczęła kobieta. – Nie wolno zaczepiać dorosłych. O! To pan. – powiedziała, podnosząc głowę i uśmiechając się ciepło. Już wiem po kim malec ma ten uśmiech, pomyślał mężczyzna. – Znów się spotykamy i to w tym samym miejscu. Dalej się pan nie chce skusić na wspólny wieczór?

– Nie, dziękuję – odparł spokojnie. – Stronię od towarzystwa.

– Wielka szkoda – mruknęła spuszczając wzrok.

– Raczej nie… Miała pani udany dzień?

– Tak. Można tak powiedzieć.

– To dobrze, bardzo dobrze…

Mężczyzna posłał uśmiech małemu chłopcu i raz jeszcze ułożył ubranie. Musi w końcu wyglądać porządnie. Pogrzeb, wesele, czy nieplanowane spotkanie w kawiarni; w garniturze trzeba wyglądać jak człowiek.

W brązowych oczach kobiety odbiła się frontowa szyba, odgradzająca lokal od reszty świata; była tak krucha…

Pękła?

Tysiące okruchów wystrzeliło w powietrze, mknąc przez ulicę i chodnik. Powietrze świszczało i niosło ze sobą ludzkie skamlenie i płacz, do szczytów wieżowców. Wycie syren odbijało się echem w szklanych alejach, a świat palił się i walił…

Życie jest jak tafla szkła; kruche i delikatne…

Uderz, a pęknie…

Rozsypie się w malutkich kawałkach…

Nie, jeszcze nie. Za wcześnie.

Nacisną kciukiem guzik wmontowany w rączkę walizki.

Czy zdążył krzyknąć? Nie pamiętał…

Dopiero teraz świat pękł i rozprysł się na miliardy okruchów…

Koniec

Komentarze

fajne zakończenie

Hmm, trochę nie załapałem elementu fantastycznego. Fajne zakończenie? Chyba dla ekstremisty. Jakoś tekst nie w moim guście, choć pewnie znajdzie odbiorców. Pozdrawiam

Mastiff

Oprócz wpomnianego braku fantastyki, nie zarzucę nic więcej. Całkiem ciekawy. Klask- klask.

To tekst o socjopacie, psychopacie, polityku czy maniaku religijnym? Bo nie wyczułem. Za mało emocji (subiektywnie), za dużo cięcia akapitów (obiektywnie).

Tak, można popracować nad konstrukcją, za dużo akapitów, to utrudnia czytanie. Co w końcu i kiedy pęka, wysadzone? I o czym jest ten tekst? 

Nowa Fantastyka