
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Gdy nadszedł wieczór, Wybrańcy mimo swojej jutrzejszej misji, udali się na biesiadę. Odbywała się ona wokół wielkiego ogniska, niedaleko drewnianej sceny. Płomień był wysoki na kilka metrów, trzask pękających gałęzi przerywał liczne rozmowy. Ciepło wystarczało, aby ogrzać dużą liczbę zgromadzonych – głównie handlarzy, którzy wzajemnie opowiadali sobie historie, dotyczące odległych części kontynentu. Oczywiście poruszono temat nagłych zniknięć i zaczęto obwiniać wszystkich królów o nieangażowanie się w sprawy. Drago bardzo chciał im odpyskować, ale musiał trzymać język za zębami.
W powietrzu poza, wspaniałymi zapachami pieczonych dań, rozchodziła się chwytliwa muzyka. Na drewnianej scenie paru śniadoskórych nomadów grało na skrzypcach, tamburynie i akordeonie, a wokół nich tańczyły trzy piękne dziewczyny, które Drago wcześniej spotkał. Znów wpatrywał się w nie jak zahipnotyzowany. Ich szczupłe i kuszące ciała zdobiły bransoletki, chusty i apaszki. Śmiały się wesoło i posyłały zalotne spojrzenia kupcom, którzy stali pod sceną w tym samym celu co on.
Kiedy skończyły zeszły ze sceny, a jeden z nomadów przemówił, próbując przekrzyczeć tłum.
– Powiedzcie mi, kto chciałby zobaczyć tańczącego wilkołaka?! – widzowie wydali się być zaskoczeni, ale i zadowoleni z tego pomysłu. – Ach, jakżem ja czekał na taką reakcje! Drodzy państwo, oto członek Światła*, ale jak pokaże, nie każdy z nich musi być drętwym politykiem! – tłum roześmiał się. – Gaword-wilkołak!
Na scenę wyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Gaword. Ubrany był w lekką koszulę, skórzane spodnie i buty z dość grubym obcasem. Jego na wpół blond, na wpół ciemne włosy wywołały salwę śmiechu, którą zdawał się nieprzejmować. Czarne oczy zaiskrzyły radośnie.
Drago spostrzegł, iż tancerz ma pod nosem przyczepione zioła. Nie wiedział czemu, ale wyglądał jakby miał zielone wąsy.
– Dawaj Gaword, dawaj! Pokaż na co cię stać! – krzyknął spod sceny Lee – jego wilczy przyjaciel z sfory. Tłum zaśmiał się, ale potem także zaczął skandować jego imię. Sam zainteresowany tupnął trzy razem obcasem o drewnianą scenę i zaczęła się muzyka, tak jak poprzednia – chwytliwa i skoczna. Tym razem to skrzypce i dudy zostały zlane w prostą melodię zmusząjącą do poruszania się. Wilkołak podskakiwał, pląsał w rytm dźwięków, dość często stukając podeszwą o parkiet dodając nowego rytmu. Muzyka przyspieszyła i wtedy dołączyły do niego dwie nomadki, które wraz z nim synchronicznie dokończyły występ. Drago klaskał całe przedstawienie. Policzki już go bolały od uśmiechu. Stał tam zadowolony i roześmiany, gdy nagle poczuł, że ktoś ciągnie go za rękę.
– Maria! – krzyknął, gdy tylko spojrzał w prawo. Kobieta zalotnie zamrugała oczami. Nie powiedziała nic, rzucając mu powłóczyste spojrzenie i odeszła od niego. Drago rozejrzał się po tłumie, ale nikt nie zwrócił uwagi. Ruszył za nią w stronę lasu. Doskonale ją widział, mimo że kryła się między drzewami. W końcu był Wybrańcem – widział w ciemności. Maria zatrzymała się dopiero niedaleko strumyka. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, prężąc się jak kot.
– Drago, cieszę się, że przyszedłeś na festyn – nawet potrafiła zamruczeć jak jeden z nich.
– Też się cieszę – zbliżył się do niej.
– Nie jesteś stąd, prawda? – spytała oblizując usta.
– Nie. Pochodzę z daleka.
– Masz taką ciemną skórę – porównała swoją rękę z jego. – Mmm… jaki muskularny – przejechała palcem od jego dłoni, aż do szyi. – Musisz być mężnym wojakiem…
– Można tak to nazwać.
– Och, i tajemniczy! – druga ręka znalazła się również na jego szyi. – Czy umiesz zadowolić kobietę, Drago?
– Pfff! – z okolic jego paska wydobył się dziwny dźwięk. Maria zamrugała zdziwiona.
– A… cóż to było?
– Erm… – Drago przeklął w myślach Śpiewający Miecz. – To… mój przyjaciel, którego przedstawię ci później.
– Och! – Maria wydała się być zadowolona.
– Ale w tym momencie mogłabyś tego nie znieść.
– Zniosę wszystko – zapewniła.
– Powinien ci się spodobać. Jest kolorowy, jak tęcza. Wszystkie kobiety go uwielbiają
– Naprawdę? A to nie jest… oznaka choroby?
– Ależ skąd! To u niego naturalne.
– I tak chętnie go poznam – Maria aż zamruczała.
– Nie, straszny z niego gaduła – zaśmiał się Drago. Marii uśmiech znikł z twarzy. Popatrzyła na niego poważnie.
– Gaduła?
– Zdarza się, że i całe noce potrafimy przegadać. Naprawdę świetny kompan. I jak na taki legendarny sprzęt jest dość krótki – Drago właśnie zdał sobie sprawę z tego, że Śpiewający Miecz jest długości może dwóch sztyletów.
– Wcale nie jestem krótki! – znów ten sam głos z okolic paska.
Maria zsunęła ręce z jego szyi i popatrzyła na niego podejrzliwie.
– Drago… chyba muszę już iść.
– Co? Ale nawet nie zaczęliśmy się całować!
– On nigdy się jeszcze nie całował…
– Zamknij się!
Popatrzyła na niego przerażona i zniknęła wśród drzew.
– Ale…? Nie rozumiem… – zaczął Drago. – Przecież się jej podobałem.
– Obawiam się, że krótki, tęczowy, gadający sprzęt by jej nie zadowolił – odparł smutno gadający artefakt.
– Co…? – Drago wyjął Miecz zza paska, a potem jego źrenice rozszerzyły się w chwili olśnienia. – Nie…
– Tak! – Miecz nie mógł powstrzymać śmiechu.
– Maria! To nie tak! – ruszył między drzewami, ale nigdzie już jej nie było. Zaklął soczyście i wrócił nad strumyk. Zero szczęścia jeżeli chodzi o kobiety, zero szczęścia…
– Nie martw się. Na świecie jest dużo dziewczyn – pocieszył go Miecz.
– Ale nie każda jest egzotyczną nomadką, która chce się z tobą całować i spędzić parę przyjemnych chwil nad strumykiem! – jęknął Drago.
– No to też fakt, ale spójrz na dobre strony.
– Dobre strony?
– Zaraz jakąś wymyślę.
Drago jęknął.
– Od trzech dni się nie odzywasz i musiałeś w najbardziej kulminacyjnym momencie?
– Kurczę, jestem zły.
– Następnym razem zostawię cię w domu…
– Ale dalej jesteśmy przyjaciółmi, co? – spytał potulnie Miecz.
– No jasne – odparł Drago. – Ale następnym razem, jak będę się miał całować z dziewczyną, to siedź cicho i nic nie mów.
– Żadnego komentarza?
– Żadnego.
– Ani jednego?
– Masz siedzieć cicho!
– No dobra, dobra.
Zapadła cisza, podczas której Drago westchnął. Pokręcił głową, ale uśmiechnął się. Koniec końców znalazł się w Centrum. Wszystko szło zgodnie z planem. Ale… istnieje możliwość, że to może być pułapka.
Wybraniec szedł wzdłuż strumienia, aż poczuł silny zapach. Ten aromat wcale mu się nie spodobał. Zmarszczył nos – to był odór psa. Mokrego psa. Rozejrzał się wzdłuż brzegu i udało mu się dostrzec Gaworda, który właśnie siedział na kamieniu i moczył w wodzie swoje stopy.
Drago chciał podejść wilkołaka, ale ten miał wyczulony słuch. Ledwo Drago zrobił krok, a chłopak go usłyszał. Jego uszy drgnęły i uniósł głowę.
– Wybraniec Ognia, no proszę – zaśmiał się Gaword. – Próbował podejść wilkołaka. Jest nawet o tym przysłowie.
– Naprawdę? Jakie?
– Próba zajścia złego wilka, skraca życie o lat kilka – wyrecytował Gaword.
– Więc chyba lepiej was nie podchodzić – Drago usiadł koło niego.
– Instynkt samozachowawczy – wzruszył ramionami.
Wybraniec spojrzał na niebo. Między gałęziami drzew docierał do nich światło księżyca.
– O co chodzi z tą pełnią? – zapytał Drago. – Mistrz Andre próbował to nam wytłumaczyć.
Wilkołak sam spojrzał w górę. W oczach księżycowy blask wydawał się jaśniejszy, a na jego czarnych źrenicach pojawiła się… Drago zamrugał. Z oczu wilkołaka można teraz było dokładnie odczytać fazę księżyca!
– Co jest z twoimi oczami?!
– Co? – zdziwił się. – Ach, o to ci chodzi. Nasza wilkołacza cecha. W pełnie mam srebrne oczy, w nów czarne. Mam też sierpy, potem w połowie się świecą, w połowie nie. I tak przez cały cykl lunarny. Naturalne też są czarne, więc efekt jest mniejszy niż na przykład u Lee.
– Twoje oczy nocą są księżycami? Smoczysta** sprawa.
– Niekoniecznie. Zwłaszcza wtedy, gdy się skradasz…
– A pełnia?
– Sprawia, że my – wilkołaki mamy wyostrzone instynkty. Chodzi o to, że światło księżyca usypia nasze ludzkie myśli i uczucia. Stajemy się zwierzętami. Działamy za pomocą instynktu i popędów – Gaword spochmurniał. – Nie zmieniamy się w wilki od razu. Och, nie. Jednak tej nocy jesteśmy wyjątkowo podatni na transformację. Lekko się zdenerwujesz, uradujesz i bach! Zmieniasz się w wielką owłosioną bestię! – rozłożył ręce, aby pokazać jak wielkim potworem się staje. – Normalnie panujemy nad naszym ciałem, ale w tę noc… Wyostrza mi się zmysł węchu i słuchu. Zapach każdej kobiety… – skrył twarz w dłoniach. – Już pomijając fakt, że jestem w stanie… no wiesz… kochać się ze wszystkim co się rusza.
– To brzmi… Groźnie – Drago chyba właśnie zrozumiał czemu wilkołak miał przyczepione zioła pod nosem.
– Nawet nie wiesz jakie rzeczy odwalałem! – Gaword złapał się za głowę. – Teraz jest już spokojniej, ale jak dojrzewałem… Najlepszy jest dla mnie nów. Wtedy jestem najbardziej ludzki i nawet ciężko mi się zmienić wtedy w wilkołaka. Ale pełnia… to koszmar! Przeważnie siedzę zwinięty w kłębek, w swoim pokoju, pod kocem, z przyklejonymi ziołami pod nosem i śpiewam sobie elfie piosenki o apokalipsie – zaśmiał się. – Raz Blaine mnie słyszała. Bała się, że zwariowałem.
Drago próbował sobie to wyobrazić.
– No i właśnie dlatego jestem taki napalony – mruknął wilkołak i cisnął kamieniem do strumienia.
– Ale nie będziesz… wiesz… mojej nogi? – spytał Drago.
– Idiota – warknął.
Drago zaśmiał się głośno.
– Muszę cię zasmucić Wybrańcze Ognia, ale nie jesteś w moim typie – Gaword udał zasmuconego. – Może spróbuj u Caia***?
– Caio też nie jest w moim guście – Drago teatralnie przystawił sobie dłoń do czoła. – Tylko tyś w mym sercu, cny Gawordzie!
– Ach, Wybrańcze! Jakżem czekał na twe słowa! Weź mnie!
– Gaword!
– Drago!
– ACH! – krzyknęli obaj, po czym wybuchli głośnym śmiechem. Kiedy się uspokoili zapadła chwila ciszy.
– Powiedz mi, Gawordzie-wilkołaku – zaczął Drago. – Co z Delią?
– Co z nią? – spytał ostrożnie nie patrząc na niego.
– Lubisz ją, prawda?
– Ty chyba też ją lubisz – zauważył.
– Zdaję mi się, że ty bardziej niż ja. Więc…?
– Słuchaj – warknął Gaword. – Jeżeli myślisz, że mam zamiar zakraść się do niej w trakcie pełni i zmienić ją w wilkołaka, a potem kochać się z nią dniem i nocą, to się grubo mylisz – Nabrał powietrza. – Nie czujesz jej zapachu? Pachnie konwaliami, jest kuszący, ale nie sprawia że jej pragnę. Sprawia, że żołądek mi się ściska. Tego uczucia jeszcze nie miałem. A więc zaspakajając twoją ciekawość, tak zakochałem się w niej i nie, nie zamierzam jej tylko… – urwał i pokręcił głową. – Problem polega na tym, że ona jest uprzedzona do wilkołaków. Pewnie jak każda woli te pieprzone Statuetki**** z kamienia niż prawdziwych mężczyzn – znów zamilkł. – Delia się mnie po prostu boi! – spojrzał na Draga. – Wybacz. Poniosło mnie.
– Nic się nie stało. Po prostu chciałem się dowiedzieć czy mam przekonać Delię do tego, żeby przestała się obawiać wilkołaków.
– Słucham?
– No cóż… nie byłem pewien, czy lubisz Delię na tyle, aby warto było ją nakłaniać do tego żeby się tobą zainteresowała – Drago wyprostował się. – Bo powiedzmy sobie szczerze. Kto ją obroni lepiej niż wilkołak należący do Światła? Kto jest już ustatkowany i gotowy zapewnić jej życie? Hej! Niech zgadnę. To Gaword-wilkołak – Zamilkł na chwilę. – Rozumiesz o co mi chodzi, prawda? To moja najlepsza przyjaciółka, nie oddam jej jakiemuś chłystkowi.
Gaword wpatrywał się zdumiony w Draga.
– Dziękuję, Wybrańcze Ognia – odpowiedział z wdzięcznością.
– Mów do mnie po imieniu, zgoda? – Drago rozejrzał się. – Nie lubię tych tytułów. Zresztą jesteśmy już prawie jak rodzina…
– Jak sobie życzysz, Wybrańcze Ognia, Reo Drago, Wybrańcze Siódmej Kadencji… Tato – dodał szczerząc ząbki.
Drago westchnął zrezygnowany.
– O co ci chodziło z ugryzieniem w pełni księżyca?
Gaword zmarszczył czoło analizując ich dialog, po czym, sądząc po jego wyrazie twarzy, zrozumiał, o co chodziło.
– Och, to także jedna z zasad. Nie mogę cię ugryźć… znaczy mogę, ale nie zmienisz się w wilkołaka. Prędzej wyrwę ci kawał mięcha… Z resztą tobie teraz nie grozi przemiana w wilkołaka, wampira i tym podobne. Jesteś pod opieką Xaviry, zło cię nie tknie… trwale.
– Nazywasz złem wilkołactwo?
– Cóż… Do najczystszych praktyk magicznych tego świata to nie należy – uśmiechnął się krzywo. – Wracając do meritum. Aby stać się wilkołakiem, drugi wilkołak musi cię ugryźć, ale tylko jako wilk i tylko w świetle pełni księżyca. To ugryzienie daje ci nowe moce, nieśmiertelność, ale też towarzyszy mu okropny ból. Z czasem się przyzwyczajasz… – Gaword na chwilę odpłynął we wspomnieniach, ale Drago mu nie przerywał. Gdy się otrząsnął kontynuował. – Można też się urodzić wilkołakiem, to mniej boli. Takie słodkie, małe wilczki czasem hasają po lasach – zaśmiał się, co brzmiało jak szczeknięcie. – Pierwsze naturalne przemiany przeważnie zaczynają się około siódmego, ósmego roku życia.
– A co się stanie, jeżeli wilkołak będzie miał dzieci ze zwykłą kobietą? – zapytał Drago.
Gaword spojrzał na niego poważnie.
– Z tego co wiem, dzieci będą pół-wilkami – odparł ostrożnie. – Będą bardziej ludzkie niż ojciec, to z pewnością. Chociaż… to się rzadko zdarza. Obecnie nie ma żadnego pół-wilka.
– Skąd to wiesz?
– Nasze sfory komunikują się ze sobą. Z resztą… przeważnie wynika wielka afera z tego, że jakiś wilkołak dorwał ludzką kobietę – Gaword znów się zasmucił.
– Czemu?
– Zasady – odparł krótko.
Drago zrozumiał, że nie powinien, zbyt dużo wiedzieć o prawach wilkołaków.
– Te pół-wilki. Czemu ich teraz nie ma?
Gaword zmarszczył czoło.
– To długa historia. Zostało to zakazane z powodu… pewnego incydentu z przeszłości. Właściwie to incydentów – zamyślił się chwilę. – Złe wilkołaki zaspokajały się ludzkimi kobietami w czasie pełni. Te zachodziły w ciążę, tyle że… bardzo ciężko jest przeżyć ciążę z wilkołakiem. Dziecko potrzebuje właściwie stale jedzenia, a matka potrzebuje ciągłej opieki medycznej. Innymi słowy, wilkołaki niby dawały początek nowemu istnieniu, ale koniec końców zabijały dwie osoby– i matkę i jeszcze nienarodzone dziecko. Dlatego zakazuje się nam spotykać z ludzkimi kobietami… Co innego wilkołaczyce, te to mają charakterek – wyszczerzył zęby. – Ale nie są to pół-wilki, tylko czyste wilkołaki.
– Czyli zakazane jest wam się krzyżowanie z ludzkimi kobietami dlatego, że… ?
– Drago rozejrzyj się! – Gaword oburzony wskazał ręką wokół siebie. – Mieszkamy w lesie z nomadami! Nie mamy za dużo jedzenia już dla siebie, nie mamy opieki medycznej tak wykwalifikowanej jak w miastach i stolicach. To jest automatyczne skazanie kobiety na śmierć!
– Ale w Kastolycy masz przecież to wszystko zapewnione…
– Drago! Mam osiemnaście lat! Naprawdę myślisz, że w tej chwili marzę o potomku?!
– Nie, oczywiście, że nie – wyjaśnił zakłopotany Drago. – Po prostu chcę ci pokazać, że nie jesteś w tak złej sytuacji…
Gaword pokręcił głową.
– Ja ci tu tylko przedstawiam jak wygląda sytuacja, a nie moje plany, jasne?
– Jasne, jasne – uspokoił go Drago. Zapadła chwila krępującej ciszy, podczas której policzki Gaworda stały się bardziej czerwone niż kiedykolwiek.
– Czemu mieszkacie w lesie?
Gaword przełknął ślinę i przemówił lekko drżącym głosem.
– To jest nasza kara – odpowiedział. – Kiedyś żyliśmy w miastach, ale… Hm, od początku – najwyraźniej mu ulżyło, że zmienili temat. – Jak zapewne wiesz, wilkołaki i wampiry mają na pieńku. Nie wiem nawet, o co dokładnie poszło. Po prostu się nie lubimy, a nasza nienawiść, nasze wojny doprowadziły do tego, że i ludzie na tym ucierpieli. Dlatego też, o ile kojarzę, Czwarta Kadencja Wybrańców zaproponowała rozejm pomiędzy naszymi rasami. To jest jedno z największych osiągnięć ich panowania – doprowadzili do pokoju pomiędzy nami, a Statuetkami. Podpisaliśmy traktat pokojowy i żyliśmy od tego momentu w zgodzie. Od czasu do czasu nawet wyprawialiśmy wspólne bankiety. Niestety jakieś pięćdziesiąt lat temu jeden z naszych chciał dokonać morderstwa na wampirze… No cóż, takie rzeczy się zdarzały, a wtedy obie strony skazywały winnych na śmierć, ale ten wilkołak akurat chciał zabić Wampirzego Monarchę.
– Wampirzego Monarchę? – powtórzył Drago. – Oni mają króla?
– Właściwie to trójkę królów, a właściwiej to dwóch królów i królową. No ale zamach na życie jednego, to zamach na całą trójkę. Wampiry się oburzyły i zerwały traktat. Zaczęła się na nowo walka, by znów została uspokojona, a winnych ukarano. Nie mogli już mieszkać w swoich starych zamkach, fortecach i miastach. Zostaliśmy skazani na życie w lasach. Potem zawarliśmy mały sojusz z nomadami. Oni nas karmią, a my ich bronimy i wszyscy są szczęśliwi.
– Nie wiedziałem, że macie taką historię.
– Niewielu o tym wie, bo ludzie przeważnie uważają wilkołaki i wampiry za zło konieczne – odparł Gaword wzruszając ramionami. – Tak to już jest.
– Ale macie miejsce w Świetle.
– Jednak prości ludzi, nie mieszkający w większych miastach boją się nas. Z resztą nie tylko oni. Sam widziałeś, jak mnie traktowano w Akademii. Nie istniałem dla innych studentów – rzekł ze smutkiem. – To dla mnie mimo wszystko trudne. Czuję się jak wybryk natury.
– Nie możesz tak myśleć – Drago szybko zaprotestował. – Jesteś naprawdę świetnym towarzyszem.
– Aleander i Amira – Gaword obejrzał się za siebie. Drago również tam spojrzał i zza drzew wyszła dwójka Wybrańców. Oboje jakby wyjęci z pantenonu bogów. Młodzi i piękni. Ich blond włosy w tym nocnym świetle wydawały się być srebrne.
– Dobry wieczór, Gawordzie – Amira uśmiechnęła się nienagannie.
– Drago, podrywasz kolejnych chłopaków? – zakpił Aleander.
– A co? Jesteś zazdrosny? – odpyskował Drago.
– Nie jesteś dla mnie wystarczająco męski – prychnął Aleander.
– Chyba trzeba ci parę kości połamać, abyś się nauczył szacunku do lepszych!
– Lepszych?! Nikogo takiego tutaj nie widzę!
– Uspokójcie się! – przerwała im znudzona Amira. – Przyszliśmy cię zgarnąć Drago. Musimy wypocząć przed jutrzejszym biegiem.
– Ach… już?
– Musimy być wypoczęci – odparła Amira. – Wstawaj. Będziemy musieli spać w tych niewygodnych powozach… Caio mógł nam załatwić coś bardziej przyzwoitego – westchnęła niezadowolona, odwróciła się z gracją i ruszyła w stronę wcześniej wspomnianych powozów. Drago dźwignął się z ziemi, pożegnał się z Gawordem, którego oczy dalej błyszczały w świetle księżyca. Razem z Aleandrem, przekomarzając się po drodze, ruszyli za Wybranką Pioruna.
____________________________________________________________________________
Wyjaśnienie tych fajnych ,,gwiazdek":
*Światło – organizacja działająca w służbie dobra. Ich członków często przezywa się ,,Świetlikami"
**Smoczyście = zajefajnie, ekstra, normalnie super czad!
***Caio = znajomy Draga i Gaworda. Jest homoseksualistą.
****Statuetki = dość niemiłe określenie wampirów. Wilkołaki uwielbiają nagminnie go używać.
Mam ten sam problem, co Ty, a mianowicie brak komentarzy przy opowiadaniu (Dyshonor, parę opowiadań wyżej, gdyby co ;P ), i wiem, że to niefajne, więc z radością rozwiążę ten Twój.
Patrzę w kryształową kulę, jaką jest Twój tekst i widzę wyraźnie, że jesteś młody. To widać - a to nie za dobrze. Ale jest też druga strona medalu: to znaczy też, że pisząc, bardzo szybko będziesz się rozwijał. A to chyba świetnie, nie?
Do samego tekstu. Po pierwsze - to nie jest opowiadanie. To fragment powieści, i to ani nie stanowiący jakiejś całości, ani nie prezentujący konkretnego wydarzenia. Dobrze, są sobie jacyś Wybrańcy, jakieś Światło, jakieś coś, gada sobie dwóch wymiataczy, ale co mi - czytelnikowi - z tego? Nie znam całości, więc nie bardzo mnie to obchodzi. To jeden z największych problemów, bo przez to nie mogę ocenić tej historii. Inaczej - nie ma tu historii, którą mógłbym ocenić. Jeden nie wyrwał laski, potem pogadał sobie z kumplem, potem przyszli po nich inni. Finito.
Kolejny problem - uciekają Ci dialogi. O tym coś wiem, bo sam tak miałem - kiedy patrzę na swoje stare teksty, nagle okazuje się, że na 2 stronach są tylko 4 linijki, które nie są dialogiem ;) Co mam na myśli - kiedy pozwolisz sobie na jakiś dowcip w rozmowie, piszesz całe przepychanki słowne, kwestie po kilka wyrazów, które niczego nie wnoszą. To działa w kinie, kiedy to się ogląda. W literaturze - nie. Najbardziej to widać w scenie z mieczem, która zresztą była ogólnie nietrafiona. Czy ten cały Drago miał być przedstawiony jako kompletny idiota? Chyba nie, ale na takiego tam wyszedł. Zwracaj na to na przyszłość uwagę.
To w sumie były te największe błędy. O całości więcej chyba nie mogę powiedzieć. Mogę za to wytknąć mniejsze potknięcia/nieścisłości - nie po to, żeby Cię pognębić, tylko żebyś nauczył się, na co zwracać uwagę.
1. Nomadka porównuje z Dragiem kolor skóry w ciemności.
2. "Cykl lunarny" nie bardzo mi pasuje do średniowiecznych klimatów, ale niech Ci już będzie. Zresztą generalnie język, którym posługują się bohaterowie, niebardzo jest dostosowany do realiów. To samo o parę określeń, nie tylko w dialogach: "ząbki" wilkołaka? "Kadencja"?
3. Oj, te gwiazdki nie działają. To część z jakiegoś Twojego uniwersum, więc wiem, że automatycznie to prowadzi do nieznanych pojęć, ale mogłeś to jakoś wpleść w narrację na potrzeby wrzucania tutaj tekstu wyrwanego z kontekstu. I nie traktuj mnie - czytelnika - jak idioty, domyśliłbym się, że "smoczysta" jest swego rodzaju pochwałą.
4. Rzuciło mi się jeszcze w oczy, że bez przerwy Gaword był określany jako Gaword-wilkołak. To ma jakieś uzasadnienie inne od tego, że ma na imię Gaword i jest wilkołakiem?
5. Z serii "Drago nie ogarnia" - dlaczego Drago, szkolony w jakiejś elitarnej jednostce, nie ma tak podstawowej wiedzy o świecie, jaką jest fakt, że wampirami rządzą królowie?
Ach, i interpunkcja. Jest w polskim trudna, ale trzeba ją znać.
No, to by było na tyle z wytykania. Mam nadzieję, że nie będziesz urażony, bo na celu miałem pomoc. Za to z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że masz potencjał, który się będzie rozwijał w miarę Twojego czytania, pisania i starzenia się ;) Masz styl, jeszcze nie wyrobiony, ale już niezły.
A więc pisz dalej - i powodzenia :)
PS: Ach, jeszcze jedno. Moja kryształowa kula podczas pisania stwierdziła, że jesteś blondynem. Prawda to?
„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790
I podwójne entery diabli wzięli...
„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790