- Opowiadanie: Piwak - Rój (HAREM 2011)

Rój (HAREM 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rój (HAREM 2011)

Rój

I. Polowanie

Nowym pszczelarzom mówi się,

że najłatwiej odnaleźć nieuchwytną królową,

lokalizując jej świtę.

William Longgood "The Queen Must Die:

And Other Affairs of Bees and Men"

Tłum. Andrzej Szulc

 

 

Arie z rodu Anke z podekscytowania nie mógł się doczekać aż strażnik skończy formalności ze sprawdzaniem jego tożsamości oraz pozwoleń na odczytanie i skopiowanie kilku tajnych dokumentów. Wreszcie pozna skrzętnie ukrywaną prawdę o swoim ojcu i jego śmierci.

Jeszcze pół wieku temu wszelkie informacje były umieszczone na wspólnym serwerze, do którego każdy miał dostęp. Tajne akta były oczywiście odpowiednio zabezpieczone wielostopniowymi hasłami. Później jednak rozpoczęła się Wielka Wojna z planetą Ariyanuntaka i ich okrutną królową, Ariyamaa. Jego pobratymcy, Szeolici, nawet się nie spostrzegli, gdy kobiety Nuntaka złamały wszystkie ich szyfry, wprowadzając kompletny zamęt zarówno we flocie, jak i w służbach cywilnych. Równocześnie rozpoczęły się samobójcze ataki młodych pilotów Nuntaka, nazywanych „synami królowej", które były szczególnie druzgoczące dla jego rodzinnej planety, Dar Anke. Wkrótce oddziały Ariyanuntaka zajęły ją prawie całą i rozpoczęły okupację. Tylko kilkunastu rodzinom udało się skryć w Górach Magnetycznych, w których nie działały żadne urządzenia elektroniczne, więc nie można ich było namierzyć ani nawet latać w pobliżu. To tam genialny fizyk stworzył niewyobrażalną bombę, z którą „Siedmiu Synów Wiatru", jak ich później nazwano, wyruszyło na Ariyanuntaka. Tylko trzem pilotom udało się wydostać w kosmos, jeden dotarł do wrogiej planety, ale to zupełnie wystarczyło. Po tym, jak Ariyanuntaka rozpadła się na rój meteoroidów, lud Dar Anke powstał. Bez problemu pojmał i uwięził zdezorientowaną po śmierci królowej dwusetkę Nuntaka.

Wtedy pewien dziennikarz, któremu przekupstwem udało się dostać do jednej z więzionych, napisał wzruszający artykuł o zniewoleniu całego ludu Nuntaka przez despotyczną królową, która nie uznawała sprzeciwów. To, co najbardziej zszokowało cywilizowanych mieszkańców spokojnej dotąd planety Dar Anke, to fakt, że wszyscy samobójczy piloci byli rodzonymi synami Ariyamaa. Bo tylko królowa ze wszystkich kobiet miała prawo do rodzenia czy w ogóle uprawiania seksu. A z mężczyzn tylko ci mogli go uprawiać, których sobie wybrała na tymczasowych kochanków. Nagle dawna nienawiść wobec najeźdźców zamieniła się we współczucie wobec ofiar despotycznej królowej, które Szeolici tym lepiej rozumieli, że ponad tysiąc lat wcześniej sami pozbyli się króla-tyrana, ustanawiając rządy najlepszych – arystokrację. W praktyce oczywiście oznaczało to rządy Stu – buntowniczych rodzin, które przejęły władzę, po tym jak Anke, piękna córka dowódcy eskadry śmigłowców porwana do królewskiego haremu, poświęciła własne życie, by zabić tyrana. Sto Rodzin nie miało więc wyboru – przy tak wielkim poparciu dla więzionych Nuntaka musieli ich wyzwolić i uznać za ofiary wojny, szczególnie że jako okupanci nigdy nie byli okrutni sami z siebie, wykonywali tylko bezpośrednie rozkazy swojej królowej. Oficjalnie przyznano im obywatelstwo Dar Anke, uznając za równych z Szeolitami, chociaż trudno mówić o równości, gdy rządzi oligarchia. Równocześnie zabezpieczono się przed hakerskimi atakami Nuntaka na przyszłość, tworząc archiwum w najwyższej na całej planecie wieży z iście starożytnymi zabezpieczeniami.

W archiwum większość pracownic to były hybrydy, córki Nuntaka i Szeolitów lub Szeolitek. Nie były tak biegłe w szyfrach jak pełnokrwiste Nuntaka, ale za to doskonałe w organizacji i porządkowaniu. Zresztą Nuntaka nigdy by nie zatrudniono w służbach państwowych, aż tak im Sto Rodzin nie ufało, chociaż od wojny minęło prawie pięćset lat. I miało ku temu cholernie dobre powody, pomyślał Arie. Mniej więcej co pół wieku rodziła się nowa królowa. Jeśli służbom, w których teraz i on pracował, nie udało się zapobiec stworzeniu przez nią dworu, w jakiś telepatyczny sposób przyzywała do siebie wszystkie Nuntaka, kobiety i mężczyzn, którzy nie byli w stanie zignorować jej wezwania. Zdobywała wtedy niezrozumiałą dla Szeolity władzę nad nimi. Musieli wykonywać jej rozkazy, a nawet, co już zupełnie niepojęte, sprawiało im to radość, wręcz rozkosz. Na szczęście hybrydy były wolne od tego wpływu i to dzięki nim, po pierwszej katastrofie, która zakończyła się śmiercią wielu Szeolitów i Nuntaka oraz zniszczeniem połowy stolicy, udawało się neutralizować królowe zanim zdołały stworzyć dwór i osiągnąć dojrzałość seksualną. Do ostatniego razu, gdy to jego ojciec dowodził grupą mającą zlikwidować problem królowej „roju motyli", jak sami siebie nazywali, chociaż dla Ariego bardziej przypominali pszczoły.

– Witam, kapitanie Adriaensdr sa Anke. Mam nadzieję, że zdrowie ci dopisuje.

Spojrzał na stojącą przed nim hybrydę. Była taka, jak one wszystkie, zgrabna, niewysoka, o złotej skórze przy ciemnomiodowych włosach mieszańców i zabójczej zmysłowości. Hybrydy potrafiły samym wyglądem i dźwiękiem głosu pobudzić faceta, o dotyku nie wspominając, i była to druga umiejętność, jaką odziedziczyły po przodkach Nuntaka.

– Dziękuję, Tiloka Ayano. Nie narzekam. Oby twoja skóra świeciła równie pięknie jak słońce o świcie – odparł archiwistce ceremonialnie.

Skinęła głową, ale zauważył lekki uśmiech na jej twarzy.

– Tędy, kapitanie. Przygotowałam akta, których potrzebujesz. Kopia zajmie tylko chwilę. – powiedziała i odwróciła się na pięcie.

Ruszył za nią, mogąc równocześnie podziwiać jej zgrabny tyłeczek opięty czarną spódnicą od munduru. Szeolitki doprowadzały się do ruiny różnymi dietami i ćwiczeniami, by mieć podobną figurę jak Nuntaka albo przynajmniej hybrydy, ale zwykle kończyło się tym, że wyglądały jak kościotrupy. Były równie wysokie i mocno zbudowane jak Szeolici, a wygląd kości mogły zmienić tylko dzięki operacjom, na które stać było jedynie najbogatsze rodziny na planecie. Piersi Nuntaka były niewielkie, podobno tylko królowe mogły się pochwalić takimi, które trudno objąć jedną dłonią, ale większość hybryd odziedziczyła swoje po szeolickich przodkach, co czyniło je tym bardziej ponętnymi dla Szeolitów.

Tiloka Ayano włączyła kopiowanie danych z wyizolowanego komputera na nośnik.

– Sześć minut, dwadzieścia trzy sekundy – odczytał Arie z ekranu, równocześnie powoli wsuwając kobiecie rękę pod spódnicę, gładząc jej udo.

– Kamery, kapitanie – mruknęła obojętnie, tym swoim niskim, głębokim głosem, jaki mieli tylko Nuntaka. Nawet na niego nie spojrzała.

– A gdzie ich nie ma?

Uśmiechnęła się lekko i wstała. Bez słowa ruszyła z powrotem korytarzem, ale w połowie drogi do holu skręciła w prawo. Wsunął się za nią przez drzwi i zamknął je. Znajdowali się w skromnie urządzonej kuchni. Ayano oparła się o stół i powoli podciągnęła, kładąc się z jedną nogą zgiętą w kolanie.

– Sześć minut, jedna sekunda – szepnęła do Ariego z lekkim uśmiechem.

Nie kazał sobie dwa razy powtarzać. Znał język Nuntaka na tyle, by wiedzieć, że Ayano znaczy „wyśniona" i w tej chwili była jego wyśnioną kochanką. Energicznie rozsunął zamek w jej marynarce, wyzwalając dwie krągłe piersi, które aż się prosiły o oznaczenie ich zębami i zwilżenie językiem, więc nie kazał im czekać. Jedną dłonią gładził i ściskał pierś, drugą sięgał już do ogrodu rozkoszy. Ayano była wilgotna i gotowa na jego przyjęcie, jak zawsze. Wypuścił więc swojego grubego węża, który tak dobrze się czuł w jej wąskiej jaskini. Jak tylko znalazł się w środku, oczy kobiety zmieniły się, jakby podzieliły na miliony miodowych, świetlistych punktów. Wskoczyła na niego, oplatając dłońmi i nogami, przywierając mocno, by poczuć go w sobie jeszcze głębiej. Musiał się cofnąć o dwa kroki, by nie upaść.

Nagle z pleców Ayano wyskoczyły dwie pary podwójnych, barwnych skrzydeł. Wydawały się niezwykle delikatnie i łamliwe, ale gdy zaczęły się poruszać z szybkością tak wielką, że aż przemieniły się w jedną wielką barwną plamę, uniosły do góry złączone ciała kochanków, które zawirowały z prędkością osiągalną tylko przez pojazdy mechaniczne. Było to tym bardziej niesamowite, że sami nie odczuwali tej prędkości, pozostawała rozkosz, jaką sobie dawali, zwielokrotniona do granic bólu. Gdy wreszcie upadli na podłogę, mężczyzna westchnął, całkowicie zaspokojony i wykończony.

– Chyba się robię na to za stary – mruknął. Wiedział, że jest w wieku jej ojca, ale jeśli dla Ayano to nie był problem, to on tym bardziej nie chciał się nad tym zastanawiać.

Kobieta tylko parsknęła jak kotka. Obciągnęła dokładnie spódnicę.

– Trzy sekundy – poinformowała kapitana, jakby miała wszczepiony atomowy zegar. Sięgnęła po marynarkę. – Dwie.

Arie uniósł dłonie w obronnym geście i zaczął wstawać.

– Już, już. W pracy jesteś straszną formalistką – zarzucił jej, poprawiając ubrania.

Hybryda zerknęła na niego znowu czarnymi oczami.

– A ty nie, kapitanie sa Anke?

Po seksie z Ayano zawsze miał wrażenie jakby świat był lepszy, bardziej radosny. Sam czuł się lepszy i wiele rzeczy przestawało mieć znaczenie. Jak informacje, które mu skopiowała. Nawet nie czuł zawodu, gdy w raporcie z polowania na poprzednią królową wspomniano tylko, że jego ojciec zginął bohatersko w walce z jej strażnikami, po czym został pośmiertnie odznaczony Gwiazdą Walecznych. Wiedział, że to nieprawda.

Mógłby się w niej zakochać, gdyby tylko nie była hybrydą. Członek jednej ze Stu Rodzin, a szczególnie rodu Anke Wybawicielki, nie mógł się związać Szeolitką z niższej klasy, a co dopiero z bastardem. Na szczęście Nuntaka nie znali małżeństw, a skoro hybrydy były w większości bezpłodne, więc również ich nie oczekiwały.

 

Kapitan Arie wyświetlił swojej grupie wszystkie informacje, jakie poznał o ostatniej akcji „neutralizacji" królowej. Nie tłumaczyły wszystkiego, na przykład czemu tak doskonale przygotowany plan wziął w łeb i cała akcja skończyła się śmiercią całego dworu, kapitana i jego siedemnastu szturmowców. Z całego raportu przebijało się jedno niewypowiedziane albo przynajmniej niezapisane słowo – zdrada.

– Jednego nie rozumiem – usłyszał nagle starannie wyartykułowane słowa jednej z niewielu osób w grupie, na których uczestnictwo nie miał wpływu. Była to jego daleka kuzynka po matce, porucznik Anchelle dot Saris. Nie wiedział, czemu postanowiła przyłączyć się właśnie do służb specjalnych, ale przypuszczał, że chodziło o nudę. Niestety, w związku z tym, że była jedynym członkiem Stu Rodzin w grupie poza nim, musiała zostać jego zastępczynią. Powstrzymał zarówno westchnięcie, jak i ostrzejszy komentarz, i spojrzał na nią. – Po co w ogóle z nimi walczymy? Nie moglibyśmy oddać im jakiegoś niezamieszkanego skrawka planety i zostawić w spokoju? Chyba chociaż tyle jesteśmy im winni, po tym jak rozpieprzyliśmy im planetę?

Teraz dopiero Arie westchnął. Nawet nie miał pojęcia, jak wytłumaczyć podstawowe sprawy egzaltowanej bogaczce, której się wydawało, że dobrym słowem wszystko da się załatwić. Wybawił go od odpowiedzi Rika Palat, jeden z trzech hybryd w grupie.

– Królowa, pani dot Saris – zaczął, obrażając ją już na wstępie poprzez pominięcie stopnia wojskowego, ale kobieta chyba nawet tego nie zauważyła – nigdy nie zadowoli się skrawkiem jakiejś planety. Zawsze będzie chciała więcej i więcej. Czego przykład mieliśmy już w historii. To królowa rozpoczęła Wielką Wojnę.

Porucznik skrzywiła się.

– To wcale nie znaczy, że ta będzie taka sama.

– Wszystkie są takie same. Żądzę władzy i podboju mają w genach – uciął temat Arie. – Rika, Naris, Krita, dowiedzieliście się czegoś o dworze nowej królowej?

Pierwsza zaczęła Naris, śliczna hybryda o wyglądzie dziecka, zarówno z twarzy, jak i wzrostu – sięgała większości Szeolitom zaledwie do piersi. Do tego zmieniła kolor włosów na zielony, co tym bardziej dodawało złudzenie młodzieńczości tej niespełna czterdziestoletniej kobiecie.

– Już wcześniej mówiłam, że bliźniacze siostry mojej zmarłem matki od kilku lat dziwnie się zachowują. Zdarza im się zastygać na dłuższą chwilę, jakby coś słyszały, a później rzucać to, co robiły, by zająć się czymś zupełnie innym. A ostatnio to się nasila. To samo zauważyły inne hybrydy wśród swoich nuntakowskich krewnych.

Rika i Krita potwierdzili to skinieniem.

– Podobno jest to „normalne" zachowanie Nuntaka, gdy pojawia się młoda królowa. Co innego mnie zastanawia – stwierdził Rita.

– Plotki – dopowiedział najmłodszy Krika.

– Plotki – powtórzył. – Młode hybrydy rozpuszczają wieści, jakoby nowa królowa przyciągała do siebie również je, nie tylko pełnokrwistych Nuntaka. I dopuszczała do dworu.

Zapanowała cisza. To mogły być tylko wymysły, marzenia młodych, którzy nie pamiętali, jakie były królowe. Ale jeśli nie, mogło to całkowicie zmienić sytuację.

– Rika. Krita – zaczął Arie powoli, z namysłem. – Skontaktujcie się ze swoimi dawnymi szkolnymi kolegami. Jeśli to prawda… – zawahał się. – Zorientowanie się, czy dzieciaki mówią prawdę, nie powinno być trudne. One, królowe wszystkich zmieniają. Zauważalnie, tego nie da się ukryć. Znajdźcie dwór, a znajdziecie królową.

 

Rika Talaka miał poważne wątpliwości. Jego znajomy Sata, sąsiad rodziców, z którym nigdy nie zamienił więcej niż parę słów, zmienił się. Dawniej był cichym, zakompleksionym typem kujona, który tylko siedział w książkach. Teraz nawet chodził inaczej, wyprostowany, z głową wysoko uniesioną, a z twarzy emanowało szczęście. Przywitał się z Riką jak z dawno niewidzianym krewnym i chętnie dał się zaprosić do knajpki. Po paru kieliszkach Talaka rozkleił się, jakie to ma beznadziejne życie, jak nic nie sprawia mu radości. Sata jakby tylko na to czekał. Nie wspomniał wprost o królowej, tylko że może go przedstawić komuś, kto nada sens jego życiu, sprawi, że nabierze ono kolorów. Rika, chociaż wciąż miał wątpliwości, czy na pewno chodzi o królową, tym bardziej że Sata wcale nie żył w celibacie, czego przecież wymagały królowe od swoich mężczyzn, zgodził się na spotkanie.

 

Oczywiście nie spodziewał się, że Sata poda mu adres, pod który ma się udać. Przyleciał po niego z dwoma hybrydami, których Rika nigdy wcześniej nie widział, niewielką „muszką", śmigłowcem zabierającym do pięciu osób. W saloniku był zupełnie odizolowany, nie mógł więc stwierdzić, dokąd go zabrali. Po wylądowaniu, zawiązali mu po staroświecku oczy, po czym wprowadzili do domu. Gdy wreszcie pozwolono mu ściągnąć opaskę, rozejrzał się po korytarzu, który był całkowicie pusty, jakby dom nie był zamieszkany. Odwrócił się, gdy usłyszał stukot obcasów. To była kobieta Nuntaka. Pełnokrwista. Przyglądała mu się oczami koloru miodu, złożonymi z milionów punkcików, jakby szacując.

– Witaj, Rika Talaka – odezwała się w końcu, a przez ciało mężczyzny przeszedł dreszcz. Tylko prawdziwi Nuntaka potrafili tonem głosu doprowadzić prawie do orgazmu. Przełknął głośno ślinę, próbując nad sobą zapanować. – Królowa cię oczekuje.

Miłościwi bogowie, pomyślał Rika. Jeśli dwórka tak na niego działa, to przybycie tu nie było najlepszym pomysłem. Przypomniał sobie jednak, że nie jest już tylko Riką Talaką, ale sierżantem Riką, więc musi sobie poradzić. Ruszył za przewodniczką, która prowadziła go wąskimi korytarzami bez okien. Zatrzymała się dopiero za trzecim zakrętem, przed wielkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami. Spojrzała na niego z ręką na klamce i otworzyła jedno skrzydło, przepuszczając go.

Nie odwrócił się, gdy usłyszał, jak drzwi się zamykają. Nie mógł oderwać wzroku od kobiety, która stała do niego tyłem. Od razu wiedział, kim jest, czuł to każdym kawałkiem swojego ciała. Na nagie, świetliste ciało miała narzuconą tylko półprzeźroczystą zieloną matinkę sięgającą do ziemi, rozciętą po bokach i z tyłu aż do pasa. A także na plecach. O bogowie, jęknął w myślach, królowa ze skrzydłami.

Odwróciła się i sierżant spojrzał w jej miodowe oczy.

– Talako – powiedziała aksamitnym głosem. – Czekałam na ciebie.

Zadrżał i upadł na kolana, pochylając głowę. Nie zauważył jak się do niego zbliża, póki nie poczuł jej dłoni na policzku. Uniosła mu głowę, a potem gładziła podbródek opuszkami palców.

– Moja królowo…

– Cii… – położyła palce na jego ustach. Pocałował je i zapragnął więcej. Wziął je więc do ust i zaczął ssać zachłannie. Drugą ręką pogłaskała go po głowie, przyciągając równocześnie do siebie i pozwalając nasiąknąć swoim zapachem. Rika nie potrafił się powstrzymać, ustami przywarł do krocza królowej, oddając jej cześć. Jego dłonie błądziły po udach i łydkach kobiety, a gdy przypadkiem musnął cienkie skrzydła sięgające do ziemi, te zadrżały. Wolno zaczęły się rozkładać, ukrywając pod sobą parę. Pod królową ugięły się nogi z rozkoszy, Rika próbował ją przytrzymać, ale oboje tylko upadli na ziemię. Skrzydła najpierw się zwinęły, później zupełnie znikły, a po trawie rozsypały się granatowo-czarne, długie włosy królowej. Zaśmiała się, widząc zaskoczoną minę mężczyzny. – Witaj w domu, Talako.

Rika rozejrzał się po zielonej łące, pełnej kwiatów, jakich nigdy by nie znalazł na Dar Anke.

– Ariyanuntaka… – wyszeptał z niedowierzaniem.

 

 

II. Pułapka

Funkcjonowanie systemu społecznego pszczół miodnych

oparte jest na komunikacji –

na wrodzonej umiejętności wysyłania

i otrzymywania wiadomości,

na szyfrowaniu i deszyfrowaniu informacji.

J.L. i C.G. Gould "The Honey Bee"

Tłum. Andrzej Szulc

– Cel namierzony.

– Strzelaj.

Kapitan Arie sa Anke z niewzruszonym wyrazem twarzy obserwował na ekranie, jak myśliwiec wystrzelił wiązkę pola energetycznego, które uwięziło cały budynek i teren wokół niego w promieniu kilometra.

– Do osób znajdujących się w domu – odezwał się znowu pilot, tym razem przez głośniki. – Tu służby specjalne planety Dar Anke. Jesteście uwięzieni. Poddajcie się, a zostaniecie pojmani żywcem.

Od czasów Wielkiej Wojny wiele domów, szczególnie tych kilkusetletnich, było wybudowanych z magnetytów, przez co ich wnętrza stawały się niewidoczne dla skanerów. Nie dowiedzą się więc kto i czy w ogóle jest w środku, póki grupa szturmowa nie wkroczy.

 

– Witaj, pułkowniku. Chyba mamy drobny problem.

Starszy hybryda przyłożył rękę do serca i uklęknął po wojskowemu na jedno kolano, spuszczając na moment głowę.

– Królowa nie ma problemów – odparł pewnym głosem.

Uśmiechnęła się, słysząc poprawną odpowiedź.

 

– Ruszajcie – rozkazał kapitan, a po chwili mruknął: – I niech was bogowie prowadzą.

Rika stał obok niego, bez słowa obserwując akcję. Jego twarz była czystą maską ukrywającą emocje. Znajdowali się w centrum dowodzenia. Rada Planety z jakiegoś powodu uznała, że najlepiej będzie, jeśli to porucznik dot Saris przeprowadzi szturm, jakby nie ufali, że mężczyzna będzie potrafił się oprzeć królowej.

Na ekranie widzieli, jak jeden czy raczej jedna ze szturmowców przecina pole energetyczne specjalnym nożem, by grupa mogła wejść na odizolowany teren. Przy dziurze zostały dwie uzbrojone osoby, reszta pobiegła obstawić wszystkie wejścia do domu. Do środka wpadła dot Saris z piętnastoma szturmowcami.

Do Ariego docierały ciche mruknięcia żołnierzy sprawdzających pokoje: „pusto!"

 

– Moja królowo… Co cię martwi?

Hybryda z ciemnokasztanowymi włosami, gdzieniegdzie przetykanymi już siwizną, niepewnie zbliżył się do kobiety. Uniósł dłoń, ale nie odważył się jej dotknąć. Westchnął, gdy nadal milczała.

– No, powiedź staruszkowi, maleńka, co cię trapi?

Cofnęła się, opierając się plecami o mężczyznę. Dopiero teraz ją objął, a kobieta zamknęła oczy, pozwalając na pieszczotę.

– Królowa – odezwała się po chwili – musi myśleć o wszystkim. O wszystkich swoich poddanych, ale… Jest ich tak wielu… Jak można to ogarnąć?

Pocałował ją w szyję.

– Jak będzie trzeba, to dasz radę. Jesteś królową. Pierwszą od czasów Ariyamay królową ze skrzydłami. Dajesz swojemu ludowi nadzieję. I namiastkę Ariyanuntaka dzięki iluzjom. Za to będą cię kochać i wielbić, mimo tego, kim jesteś.

Nie odpowiedziała. Na chwilę pozwoliła sobie na odpoczynek, zanurzając się w ramionach mężczyzny. Nagle drgnęła, hybryda ją puścił.

– Mamy gości – powiedziała głosem wyzutym z jakichkolwiek uczuć i słabości. – Załatwmy to szybko.

 

Arie nie mógł w to uwierzyć. Przecież obserwowali ten dom, odkąd opuścił go Rika. Nikt do niego nie wchodził ani z niego nie wychodził. Raport Anchelle był jednak jednoznaczny: dom był pusty.

– Szukajcie dalej. Musi być inne wyjście.

 

Inne wyjście faktycznie istniało. Tunel prowadzący z piwnicy do ukrytego w lesie niewielkiego lądowiska. Dot Saris musiała poprawić sobie humor po nieudanej akcji, więc zaprosiła Rikę Talaka na wieczór w swoim wielkim basenie. Nie mógł odmówić, chociaż sypianie z szefami nie było dobrze widziane, za bardzo kochał wodę, by przepuścić taką okazję.

Leżeli nago w płytkim basenie z podgrzewaną wodą, obok pływały tace z przekąskami i montago, owocowym, musującym napojem alkoholowym. Anchelle odrzuciła do tyłu jasne włosy, liżąc miodową skórę na piersi kochanka.

– Jaka ona jest? – zapytała, nie przerywając.

Rika odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy.

– Jest… inna – odparł po chwili wahania.

Kobieta spojrzała na niego.

– Więc miałam rację, a ty na mnie napadłeś – mruknęła z wyrzutem.

Pokręcił głową.

– Bo w pracy musimy być jednomyślni, Anch. Ale… nie wszystko jest takie, jak się wydaje – dodał ostrożnie.

Westchnęła.

– Wiem. Królowa jest zła w takim samym stopniu, jak Robbertecent sa Anke bohaterem.

Rika uniósł brwi, zaskoczony. Nie dopytywał jednak, wiedział, że szybko zaciśnie usta, nie pozwalając wymknąć się większej ilości rodzinnych tajemnic. Odbił się od dna i popłynął ku głębszemu basenowi, który wyglądał jak staw w kamiennej grocie, oświetlony zielonawym światłem. Znajdując się na jego środku, odwrócił się i rozłożył ręce.

Oczy Anchelle rozszerzyły się z zaskoczenia, a po chwili to samo stało się z jej ustami. Uwielbiała, gdy się zmieniał. Jego skóra nie przekształcała się wprawdzie w rybie łuski, ale stawała gładka jak jedwab, a z klatki piersiowej, brzucha i pleców wyskoczyły macki jak u ośmiornic. Pamiętała, że jego przodkowie Nuntaka nie byli wojownikami, tylko pracowali w rzekach, przy budowie tam. Powoli do niego podpłynęła, a potem pozwoliła każdej macce pieścić swoje ciało.

 

Dźwięk wżynał się w sen jak piła mechaniczna. Arie potrzebował kilku sekund, by się rozbudzić.

– Kto? – zapytał krótko.

– Anchelle dot Saris – odparł głośnik.

– Bez obrazu – mruknął.

– Arie. Znaleźli ją.

Zerwał się łóżka.

– Prześlij koordynaty. Powiadomiłaś Radę?

Wahanie.

– Jeszcze nie.

– Ja się tym zajmę.

 

Kapitan przyglądał się drużynie szturmowej, w większości złożonej z kobiet. Z mężczyzn poza nim były jeszcze hybrydy, których sam wybrał. Rika i Krita. Nikt nie pytał o pozwolenie Rady na akcję.

Znajdowali się dwie minuty od celu. Polecił Naris przeskanowanie budynku, który tym razem był nowoczesną willą, mającą zaledwie kilka lat. W środku znajdowało się dwanaście pomieszczeń, wielki salon, kuchnia, jadalnia i dwie łazienki, cztery sypialnie, korytarz ze schodami oraz piwnica i poddasze zajmujące całą powierzchnię budynku. Po jednej osobie w kuchni i w jednej sypialni na piętrze, cztery w salonie.

– Tym razem nie możemy popełnić żadnych błędów – powiedział Arie. – Rika, wchodzisz od tyłu, ja od przodu. Anchelle, pilnujesz, by nikt nie uciekł. Naris, koordynujesz wszystkie grupy. Gotowi?

Wszyscy wymruczeli potwierdzenie, po czym ruszyli do swoich drużyn i włazów. Wyskoczyli ze statku równocześnie, dokładnie na wyznaczone miejsca. Akcja przebiegała sprawnie, okrążyli dom i wpadli do niego z bronią gotową do strzału. Arie rzucił się od razu na piętro, pokonując po trzy stopnie na raz. Wpadł do sypialni zajętej przez jedną osobę i znieruchomiał w progu z uniesioną bronią.

– Odwróć się powoli – rozkazał szorstko. Jego oczy rozszerzyły się, ale nie upuścił broni, gdy kobieta stojąca przy oknie wykonała polecenie. – Przecież jesteś hybrydą… Nie możesz być…

– Urodziłam się hybrydą i królową, kapitanie sa Anke – odparła spokojnie. – Coś takiego zdarzyło się po raz pierwszy w dziejach, ale się zdarzyło. To nie ma znaczenia. Nuntaka czują, kim jestem, tylko to się liczy.

Pokręcił głową. Nie mógł uwierzyć, że przed nim stała jego kochanka.

– Ale jako hybryda nie możesz mieć dzieci! Królowa nie może być bezpłodna!

Nie patrząc za siebie, wyciągnęła dłoń do tyłu. Arie ujął mocniej pistolet, gdy zza wnęki wyszedł starszy hybryda i uścisnął dłoń swojej królowej. Czemu skaner go nie zauważył? Miał złe przeczucia, a gdy spojrzał na twarz mężczyzny, przejął go lęk. To nie mogło być prawdą.

– Poznaj mojego ojca, Tiloka Ariyasa – powiedziała Ayano, patrząc kapitanowi prosto w oczy. – Syna królowej Ariyano. I Robbertecenta sa Anke.

Arie zadrżał.

– Nie. To nie może być prawda…

Rysy twarzy jednak nie kłamały. Gdyby mężczyzna miał jasną skórę, mógłby uchodzić za bliźniaka Ariego.

– Pięć procent.

– Co takiego? – nie zrozumiał.

– Pięć procent hybryd międzyrodzajowych może być płodna. Mnie się udało. Jestem w ciąży.

Zdrętwiał, słysząc te słowa. Przełknął głośno ślinę. Dla Nuntaka kazirodztwo było czymś normalnym, ale u Szeolitów jeszcze tysiąc lat temu karano je śmiercią. Dla Ariero również było czymś przeciwnym naturze. A jeszcze dzieci z takiego związku…

– Z kim? – zapytał cicho.

– Ojciec nie ma znaczenia. – Uśmiechnęła się lekko. – Ale jeśli już musisz wiedzieć… Stworzymy nową rasę, Arie.

Zmroziło go. Opuścił broń, ale to już nie miało znaczenia. Spojrzał za siebie. Na korytarzu stali ramię w ramię Nuntaka, hybrydy i Szeolici z jego grupy szturmowej. Wszyscy ze schowana bronią. Zmarszczył brwi.

– Anch… Dlaczego? – zapytał krótko.

Piękna Szeolitka uśmiechnęła się, jej oczy błyszczały szczęściem. Albo od jakiegoś narkotyku.

– W roju nie można być samotnym, kuzynku. Już wkrótce wszyscy zrozumieją, jak wspaniałe jest móc dzielić się wszystkimi uczuciami. Dzięki temu, że królowa Lariya jest wnuczką Szeolity, również Szeolici mogą to poczuć.

O bogowie, pomyślał. Lariya, czyli przyszłość motyli. Ale czemu wszyscy mają zrozumieć…?

– Zaczyna się – odezwała się nagle Ayano, czyli królowa Lariya, nieobecnym głosem. Znieruchomiała, wpatrzona w jedno miejsce na ścianie, a jej oczy składały się z milionów miodowych punkcików. Nagle Arie zrozumiał, że w ten sposób kontaktuje się ze swoimi ludźmi, starał się nie myśleć o wszystkich tych razach, gdy jej oczy zmieniały się podczas ich seksu. W ogóle starał się o nim nie myśleć. Po chwili królowa rozluźniła się i westchnęła. – Zajęliśmy budynek Rady. Dar Anke jest nasza.

Koniec

Komentarze

Bardzo sympatyczny pomysł, a scena w archiwum całkiem zgrabna i mocno 'erotyzująca' :)
Troszkę w pierwszej częśći  drażnił mnie Twój styl, w którym  podmiot pozostawiałeś  domyślny w nawet dosyć długich zdaniach, chyba z obawy przed powtórzeniami. No i wiele zdań było zbyt rozbudowanych, co zważywszy na stosowane - dosyć trudne - nazewnictwo, nie ułatwiało lektury.
Jednak ogólnie rzecz ujmując, całość wyszla Ci dosyć zgrabnie. Czytając przypomniałem sobie komiks Rosińskiego, Yans, gdzie bohater miał w którymś odcinku przeprawę  z pszczółkami ;)

OK, do konkursu.

Całkiem całkiem debiut na stronie...
Jeżeli napisałeś, co napisałeś, tylko dla wzięcia udziału w "Haremie", to nie jest źle. Byłoby o wiele lepiej, gdybyś ten pomysł rozpracował od nowa, rozbudował o wątki pominięte z powodu niskiego limitu znaków... Wiesz, co mam na myśli?

 

Pomysł nawet nie dobry ale bardzo dobry i dosyć zgrabnie napisany. Czyta się jednym tchem. Dwa zgrzyty: Przydługawy wstęp i bardzo niefortunne porównanie w scenie zbliżenia, które aż razi „Wypuścił więc swojego grubego węża, który tak dobrze się czuł w jej wąskiej jaskini". Moim zdaniem zdecydowanie należało użyć innych słów - bardziej dojrzałych. Poza tym bardzo dobre opowiadanie. Pozdrawiam.

Fajny tekst - taki akurat na Harem. Sekst jest tu integralną częścią intrygi, a nie tylko ozdobnikiem. Czytało się lekko i przyjemnie. Bardzo fajne były też cytaty pod rozdziałami. Dam piąteczkę.

Dzięki za komentarze. Na początek małe sprostowanie - Piwak to inicjały. Pierwszy raz zarejestrowałam się jako Patika, ale przez dłuższy czas nie miałam dostępu do netu i chyba mi zablokowało czy usunęło konto, więc musiałam wybrać inny login. W każdym bądź razie jestem kobietą;-)

lbastro, powtórzenia to też błędy, więc staram się ich unikać. Wiem, że mam tendencję do naśladowania Cezara,z którą staram się walczyć, ale w tym wypadku moja osobista czytaczka nie krzyczała, że się gubi, więc zostawiłam zdania, jakie są;-)

AdamKB - tak, opowiadanie nie jest najlepiej dopracowane, bo pisałam je jakoś w dwa tygodnie, no i musiałam z wielu pomysłów zrezygnować. Normalnie moje opowiadania mają 25-30 stron,trudno mi się wypowiedzieć w krótszej formie.

andrzejtrybula, masz rację, wstęp jest przydługi, ale konieczny, by zrozumieć całość. Gdyby opowiadanie było dłuższe, można by fragmenty przerzucić w środek akcji, podrzucając dane historyczne w małych dawkach, i skrócić początek. Co do zdania - chyba za dużo się naczytałam poezji staropolskiej i azjatyckiej:D ale też polski język współczesny jest bardzo ubogi pod tym względem...

Ranferiel - dzięki. Od cytatów wziął się pomysł. Oba pochodzą z "Sekretnego życia pszczół", bo niestety nie udało mi się zdobyć żadnej z książeczek...:(

Trochę męczyłam się przy czytaniu, gubiłam w podmiotach, zwłaszcza na początku, który wydał mi się strasznie zawiły i początkowo zniechęcił do poznania dalszego ciągu, ale przy drugim podejściu się wciągnęłam. Mimo natłoku szczegółów i głównej wady tego opowiadania - raczej bezbarwnych bohaterów - historia w pewnym momencie stała się interesująca (hmmm... pewnie duża w tym zasługa sceny erotycznej :P). Bardzo mi się podobają stworzone przez Ciebie nazwy - takie dźwięczne, majestatyczne, po prostu fajne :) Erotyka też w ciekawym ujęciu, chociaż ten motyw z wężem trochę mnie rozbawił ;) Słowem - troche plusów, trochę minusów. Ale jedak z przewagą tych pierwszych.

Dzięki za komentarz. Samemu autorowi trudno ocenić, czy bohater barwny, czy bezbarwny, szczególnie w przypadku nowego opowiadania. Na pewno wolę pisać dłuższe teksty, bez ograniczeń stronicowych - wtedy można bardziej się rozpisać o wnętrzu i zewnętrzu. Myślę, że różnicę można już zauważyć w moim drugim zamieszczonym tu opowiadaniu - Jak Wisła głęboka.

Nowa Fantastyka