
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Przepraszam jeszcze raz za pomyłkę. Teraz wszystko powinno być dobrze. Z góry też przepraszam za wszelakie błędy. Miłego czytania…
-Na zawsze będziemy razem Lilin – obiecał czarnowłosy chłopczyk. Koło niego na zielonej trawie siedziała dziewczyna. Na jej pyzate policzki wpłynął różowy rumieniec, który zaraz ukryła za bukietem polnych kwiatów. Czarne włosy miała splecione w warkocz, ubrana była w niebieską sukienkę z lnu.
-Obiecujesz Lu? – zapytała wpatrując się w jego zielone oczy.
-Tak, a teraz chodź. Ściemnia się – powiedział i wstał. Wyciągnął rękę do Lilin i pomógł jej wstać. Dziewczyna otrzepała z brudu sukienkę, chłopak to samo zrobił ze swoimi spodniami. Potem trzymając się za ręce ruszyli w dół zbocza ku wioseczce, w której mieszkali. Rozdzielili się w połowie drogi obiecując sobie że jutro się zobaczą.
Słońce wstało, kogut zapiał. Miasteczko budziło się do życia a razem z nim jego mieszkańcy. Lu zerwał się z łóżka i zbiegł już ubrany na śniadanie. Zjadł je szybko.
-A gdzie ty się tak śpieszysz mój mały? – zapytała go poważnym tonem matka. Chłopiec podniósł na nią zielone spojrzenie.
-Mam się spotkać z Lilin – odpowiedział zgodnie z prawdą, bowiem nie miał w zwyczaju okłamywać swej matki. W tym momencie do chaty wszedł jego ojciec.
-Ta Lilin to córka wiedźmy, prawda? – zapytał.
-Tak.
-Nie powinieneś się z nią spotykać Lu. Może się to dla ciebie albo dla nas wszystkich źle skończyć – powiedziała kobieta.
-Dlaczego? Przecież Lilin nie jest wiedźmą.
-Ale w przyszłości zapewne się nią stanie. Już teraz matka pewnie uczy ją jak rzucać klątwy i przekleństwa.
-Lilin by mi powiedziała – upierał się.
-Nic ci nie powie. Co najwyżej złamie ci serce – powiedział zimno ojciec chłopca. Ten spojrzał na swój pusty talerz a potem ze złością na ojca.
-Nie znasz Lilin, więc nie mów tak o niej! – krzyknął i zeskoczył z krzesła a potem wybiegł z domu. Szybko biegł w stronę wzgórza. Ludzie dziwnie za nim patrzyli i uchodzili mu z drogi. Lu pochylił się i łapał trawy chcąc wejść najszybciej jak się dało na zielone wzgórze za którym znajdowała się łączka na której zwykł spotykać się z Lilin. W głowie miał zamęt, nie wiedział jak ma rozumieć słowa ojca. Przecież Lilin była jego przyjaciółką, nie była wiedźmą. Była kochana, dobra, czuła była całkowitym przeciwieństwem swojej matki. Więc na pewno go nie zdradzi ani nie złamie mu serca. Stanął na zielonym wzgórzu i spojrzał na łączkę. Lilin siedziała pośród białych i żółtych kwiatów, nucąc coś i plotąc wianek. Uśmiechnął się widząc ją taką jak zawsze. Zbiegł na łączkę a potem bez słowa ją przytulił. Dziewczyna zaśmiała się wesoło.
-Lu! Co ty robisz? – zapytała wpatrując się w zielone oczy chłopaka, kiedy ten wreszcie odsunął się na długość ramion.
-Cieszę się że cię widzę. Mój ojciec twierdzi, że twoja matka uczy cię czarnej magii – powiedział szybko, zanim zdążył się ugryźć w język. Lilin otworzyła szeroko jasnoniebieskie oczy a potem wybuchła śmiechem.
-Z czego się śmiejesz? – Lu nie rozumiał co ją tak bardzo rozbawiło.
-Moja matka nie uczy mnie czarnej magii, sama takowej nie używa.
-To dlaczego wszyscy mówią że jest wiedźmą?
-Nie wiem. W każdym bądź razie nigdy nie widziałam jej czarującej.
-Może robi to jak ciebie nie ma w domu? – wziął wianek z rąk Lilin i założył go jej na głowę. Wyglądała pięknie. Choć dla niego zawsze była piękna. Pochylił się ku niej i ucałował jej malinowe usta. Lilin zrobiła wielkie oczy i zaraz pokryła się szkarłatem.
-Lu co ty wyrabiasz? – zapytała zaczesując nerwowo za ucho czarne włosy.
-Podobasz mi się, jesteś najpiękniejszą dziewczyną w wiosce – powiedział. Dziewczyna jeszcze mocniej się zarumieniła.
-Lu jesteśmy dziećmi – przypomniała mu.
-Już niedługo. Za rok kończymy szesnaście lat. Mi skrócą włosy a ty staniesz się kobietą. Wtedy będziemy mogli być razem – powiedział z entuzjazmem. Lilin przyglądała mu się z ciekawością. Uśmiechnęła się delikatnie. Chciała z nim być, nawet nie wiedział jak bardzo. Pokochała go od momentu ich pierwszego spotkania. Bała się jednak, że matce może się to nie spodobać. Kobieta od zawsze wmawiała jej że mężczyźni to same kłopoty. A jednak Lu zdawał się być inny.
-Więc za rok mi się oświadczysz? – zapytała.
-Tak, tu na tej łące. Dokładnie za rok, o tej porze – obiecał.
Często się jednak w życiu zdarza, że nie wszystko czego pragniemy się spełnia. Lu po ukończeniu szesnastu lat musiał iść do wojska.
Pół roku bowiem po jego obietnicy okazało się, że ich państwo wypowiedziało innemu wojnę i potrzebowali młodych chłopców do walki. Podczas gdy on był na wojnie, na ich wioskę napadł wróg.
Lu wrócił po dwóch latach. I nie zastał nic. Wioskę zrównano z ziemią, spalono domy, wybito ludzi. Nie martwił się o rodziców, bowiem ci już w pierwszym roku jego nieobecności umarli, zabrani przez jedną z licznych chorób, które wtedy nawiedzały ich wioskę. Bardziej martwił się o Lilin. Z sąsiedniej wioski dowiedział się, że wszystkie kobiety zostały zabite albo sprzedane handlarzom niewolnikami i że nie ma jej co szukać bo i tak jej nie znajdzie. Lu jednak nie zamierzał się poddawać. Zamierzał obietnicy swej dotrzymać.
Ludzie widząc jego upór poradzili mu by poszedł do wieszczki. Ponoć posiadała ona wielką moc i mogła znaleźć każdego, a także rzucić jakiś pomyślny czar albo ubłagać i prosić o pomoc samych bogów. Niestety nie chcieli mu podać imienia samej wieszczki, bowiem go nie znali. Nazywali ją tylko „Córką Spaczoną” albo „Czerwoną Damą”.
Lu wstał skoro świt, czekała go bowiem długa droga w góry. Musiał znaleźć samotnię wieszczki. Ubrał się i zjadł, drogę miał mu wskazać syn kowala. Był to chłopiec młody o szarych bystrych oczach i rudych włosach.
-Idziemy panie? – zapytał i podał Lu kostur. Ten ze zdziwieniem przyjął dziwny podarunek.
-Tak, chcę się z nią jak najszybciej spotkać. – Ruszyli w drogę. Wyszli z wioski i skierowali się drogą między polami w stronę gór. Szli w milczeniu, aż nie doszli do kamienistej drogi prowadzącej między dwoma szczytami.
-Skąd wiesz którędy iść do Córki Spaczonej? – zapytał Lu. Chłopak obejrzał się na niego a potem wbił spojrzenie w ziemię. Nie chciał się potknąć o kamienie, którymi usłana była cała ścieżka.
-Czasami przesiaduje z nią by dotrzymać Jej towarzystwa – powiedział. – Poza tym matka ciągle każe mi nosić Jej jedzenie.
Lu skinął głową a potem zastanowił się nad słowami chłopaka. Uważnie patrzył pod nogi, choć od czasu do czasu podnosił spojrzenie na syna kowala.
-Jak masz na imię?
-Adam.
-Ile masz lat, Adamie?
-Piętnaście.
-To duży z ciebie już chłopak – zauważył Lu.
-Czemu pan chce odwiedzić Czerwoną Damę?
-Muszę ją prosić o pomoc.
-W jakiej sprawie? – zatrzymał się i obejrzał na mężczyznę.
-Chcę by pomogła mi znaleźć ukochaną – odparł patrząc w oczy chłopaka. Adam chwilę się nad czymś zastanawiał a potem odwrócił i ruszył w dalszą drogę nic nie mówiąc.
Dotarli na szczyt wzniesienia z którego mogli zobaczyć całą dolinę. Widzieli las i łąkę oraz wielkie jezioro wyglądem swym przypominające oko jakiegoś wielkiego potwora. Chłopak zamiast jednak zacząć schodzić do doliny skręcił na bardzo wąską dróżkę między przepaścią a skalną ścianą.
-Proszę być ostrożnym – powiedział tylko i szedł bardzo pewnie. Lu westchnął cicho i ruszył za nim, mając nadzieje że nic złego im się nie stanie. Szli tą drogą bodajże pół godziny. Potem wyszli na skalną półkę, w najdalszym jej końcu w kamiennej ścianie widać było jaskinię. Chłopak z uśmiechem na ustach skierował się w stronę otworu w ścianie. Lu podążył już z mniejszą pewnością niż dotychczas za nim. A co jeśli chłopak był w zmowie z czarownicą? Co jeśli miał przeprowadzić śmiałków, chcących się z nią spotkać przez piekielnie trudne zadania, tak by tylko ci godni mogli się z nią spotkać? Co jeśli to właśnie syn kowala był wieszczką tylko po prostu przyjmował powstać wioskowego chłopca. Wiedźmy potrafiły być naprawdę przebiegłe. Przekonał się o tym na wojnie, kiedy to po stronie wroga stały trzy wiedźmy. Straszne to były istoty, do szpiku kości przesiąknięte złem. Zabicie ich było prawie niemożliwe. Chwycił Adama za ramię zanim chłopak wszedł do jaskini.
-Jesteś pewien że to tu? – zapytał patrząc mu głęboko w oczy.
-Tak, byłem tu nie raz – odparł chłopak bez zmrużenia oka. Nie kłamał. Puścił go i pozwolił mu iść przodem.
Ogarnęła ich ciemność, która zaraz rozjaśniona została przez świece. Jaskinia wewnątrz nie przypominała ani trochę dziury w skale. Był to prawie dom. Palenisko, półki skalne na których stały świece i różne szklane naczynia, wypełnione bliżej nieokreślonymi substancjami. Chłopak przechodził obok nich nawet nie zaszczycając szkieł spojrzeniem. Szedł coraz to głębiej aż w końcu dotarł pod samą ścianę. Paliło się tam zielone ognisko, a koło niego na czerwono-białym kocu siedziała kobieta. Na głowie miała szarą chustę przez co nie widać było jakiego koloru są jej włosy. Ubrana była w czerwony top z pod którego wystawał szaro-czarny materiał który ciasno związany był na biodrach czerwoną wstążką a puszczony luźno w nogach. Jedną rękę miała zasłoniętą przez szary materiał z chusty a druga była obwiązana czerwoną wstążką. Dopiero po tym jak Lu się do niej zbliżył zauważył, że ma ona jeszcze czerwoną przepaskę na oczach oraz sznur drobniutkich perełek. W rękach trzymała czaszkę ludzką która pomiędzy oczami miała wyryty odwrócony krzyż.
-Adamie kogo mi tu przyprowadziłeś? – jej głos był zachrypnięty ale dźwięczny.
-Ten pan chciał Cię prosić o pomoc w znalezieniu ukochanej – powiedział chłopak siadając naprzeciwko kobiety. Na jej policzkach szło dojrzeć ślady krwawych łez. Musiała mieć poważnie chore oczy.
-Odezwij się przybyszu – rozkazała. Lu przełknął ślinę i usiadł we wskazanym przez Adama miejscu.
-Witaj Czerwona Damo, przyszedłem prosić cię o pomoc – powiedział. Kobieta wciągnęła głośno powietrze przez uchylone usta. Ruszyła parę razy ciałem jak szykujący się do ataku wąż a potem rozłożyła szeroko ramiona rozcapierzając długie i smukłe palce.
-Imię twe brzmi Lucyfer, ale nienawidzisz go temu wszystkim przedstawiasz się jako Lu. Byłeś synem cieśli i szwaczki, mieszkałeś w wiosce, którą zrównano z ziemią, której ludzi spalono żywcem kiedy ty byłeś na wojnie. Przyszedłeś do mnie szukając dawnej miłości. Prowadziła cię nadzieje i miłość. Lecz ona nie żyje. Umarła półtora roku po tym jak jej obiecałeś – powiedziała na jednym tchu, a potem zaczęła głośno oddychać, opuszczając brodę na piersi. Lu siedział oniemiały z szeroko otwartymi oczyma.
-Jak… jak ona zginęła? – Wieszczka podniosła głowę, zerwała się na równe nogi i przytrzymując jedną ręką czaszkę a drugą wskazując na mężczyznę zaczęła mówić.
-Na wioskę najechali, czarne były ich konie podobnie jak serca. Ludzi z domów wypędzili, wszystko spalili. Kobiety bili i gwałcili, córki wiedźmy nie oszczędzili. To był ich błąd. Dziecię niewinne oczernili. Matkę wiedźmę zabili. Imię Lilin znaczy „spaczone dziecię” owoc miłości demona z pierwszym człowiekiem. Dziecię powróci by siać zniszczenie – ostatnie słowa zabrzmiały jak groźba, której nie sposób było zignorować. Lu westchnął ciężko i żałował teraz jak nigdy wcześniej, że opuścił wioskę nie zabierając ze sobą ukochanej. Adam siedział cicho a twarz miał zamyśloną nagle podniósł spojrzenie.
-Czerwona Damo… ty jesteś Córką Spaczoną! Ty jesteś Lilin! – krzyknął triumfalnie. Kobieta zaczęła się śmiać ochryple, mrożąc krew w żyłach obydwu mężczyzn. Siadła na swoje miejsce i zsunęła z głowy chustę. Miała długie czarne jak smoła włosy.
-Brawo Adamie. Lilin w poprzednim życiu się zwałam, dziś jestem Czerwona Dama – powiedziała i przeczesała palcami czarne włosy. Lu wpatrywał się w nią zszokowany.
-Mówiłaś że nie żyjesz.
-Bo umarłam, by potem odrodzić się jako Spaczone Dziecię.
-Ale jesteś tu, z krwi i kości więc żyjesz! Czemu od razu nie powiedziałaś? Szukałem cię by ci się oświadczyć – wstał ze swojego miejsca i podszedł do wieszczki, która okazała się być nikim innym jak jego ukochaną z dawnych lat.
-Nadal nie rozumiesz – powiedziała ale on nie chciał o tym słuchać. Usiadł obok niej i chwycił ją za ręce.
-Lilin wyjdziesz za mnie? – zapytał z nadzieją.
-Nie.
-Czemu?
-Bo mnie nie słuchasz.
-A jak posłucham to wyjdziesz za mnie?
-Nie.
-DLACZEGO?! – krzyknął. Lilin zsunęła z oczu opaskę. Zamiast jednak zobaczyć pięknych jasnoniebieskich oczu Lu zobaczył czarne gałki z krwistymi tęczówkami. Był to widok przerażający. Chciał się odsunąć ale Lilin złapała go za ręce i nie pozwoliła mu uciec. Wręcz przeciwnie, przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie, tak by mógł się przyjrzeć dokładnie jej oczom.
-Nie ma już twojej kochanej Lilin, to ciało zajmuje ktoś inny, ktoś potężniejszy – szeptała a głos jej wydawał się odległy.
-Oddaj mi ją – rozkazał Lu. Czerwona Dama znów zaczęła się śmiać ochryple. Z fałd sukni wyciągnęła sztylet i wbiła go w pierś mężczyzny. Ten krzyknął z bólu.
-Twa ukochana odeszła, chciałeś ją znaleźć więc wskazałam ci drogę. Adam przynieś słoik, jego oczy mi się przydadzą do jednego zaklęcia – to było ostatnie co Lu usłyszał. Potem osunął się w niebyt.
Skojarzyło mi się z jednym opowiadaniem Anny Brzezińskiej z tomu "Wody głębokie jak niebo", ale do pani Brzezińskiej jeszcze Ci trochę daleko :) Sporo błędów niestety, w tym takich merytorycznych, że wspomnę tylko w całym tym magiczno-średniowiecznym otoczeniu kobietę ubraną w... top. Albo "dziecko oczernili" - jeżeli chodzi o gwałt, to raczej "zbrukali". Albo "nie zaszczycał szkieł spojrzeniem". Nie wymieniam wszystkich bo nie ma to większego sensu - sporo ich. Dużo zdań w których brakuje przecinków przez co gubi się sens wypowiedzi - kiedy brakuje jednego to ujdzie, ale kiedy w zdaniu na 4 linijki nie ma żadnego, to już nie wiadomo o co chodzi, a czasami wychodzi komicznie. Ale myślę, że mimo wszystko to są rzeczy do poprawienia. Za to widać w tekście wyobraźnię, a to się liczy i to pozwoliło mi przeczytać go do końca.
Pozdrawiam