
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Do obszernego, bogato zdobionego namiotu wbiegł zziajany posłaniec o kruczoczarnych włosach ozdobionych pięknym, orlim piórem.
– Wo… Wodzu… – nie mógł złapać oddechu – Wodzu Wielkie Syry! Zosta… liśmy napadnięci! – zwrócił się do starszego, ale postawnego mężczyzny siedzącego na rozciągniętej skórze.
– Co? Gdzie? Kto? – wódz poderwał się na nogi i zaczął podrygiwać na swoich wielkich platfusach.
– Zielone twarze! Przybyli na wielkim, mechanicznym talerzu! – w oczach Indianina błyszczało przerażenie.
– Wołaj szamana! – Wielkie Syry wyszedł przed namiot i wskoczył na konia. Przyłożył dłoń do czoła i spojrzał w dal.
Prerię pokrywały kępki spalonej upalnym słońcem trawy. Po prawej stronie horyzontu ujrzał zagrożenie.
Popędził przez wioskę zbierając wszystkich mężczyzn do ataku.
– Ła ła… khe… khe… – wódz próbował wydać tradycyjny okrzyk czerwonoskórych – cholera, za dużo fajek pokoju – mruknął wciąż się krztusząc. Mimo to horda rozwrzeszczanych Indian z łukami i dzidami już pędziła w stronę wielkiego spodka, który wylądował w pobliżu wioski. Tętent koni zaalarmował obcych o zbliżaniu się gospodarzy. Tubylcy wypuścili śmiercionośne strzały kilkadziesiąt metrów przed wrogim statkiem. Cięciwy brzękały raz po raz. Jeden z przerażonych ufoków, który nie zdążył się schronić padł ranny na ziemię ze strzałą zatopioną w tułowiu.
– Rudy Lisie, ściągnij skalp! – komenderował Wódz Wielkie Syry.
– Wodzu, ale zielona twarz nie ma głowy!
– Jak to nie ma? To co on ma?
– Eee… ręce, nogi, tułów i wielkie eee… przyrodzenie.
– No, może być! Się zrobi najwyżej sandałki z zielonej pałki – Wielkie Syry wyszczerzył krzywe zęby w radosnym uśmiechu.
– Nie wiem czy aż tak wielkie… – Rudy Lis mruknął pod nosem przenosząc wzrok z ufoludka na ogromne stopy wodza.
Tymczasem banda zamknęła koło wokół latającego talerza.
– Jesteście otoczeni! Wynoście się, albo skończycie jak wasz kompan, który już na pewno nie będzie miał dzieci! – wódz przemówił patrząc groźnym wzrokiem na zielone twarze bez twarzy, bo przecież nie miały głów, siedzące za sterami maszyny.
– No zielone fiuty, wyjazd mi stąd! – ktoś z tłumu rzucił dzidą w statek zarysowując blachę.
Po chwili odpalono potężne silniki. Pojazd podniósł się wzniecając tumany kurzu. Horda czerwonoskórych ryknęła na całe gardło ściskając się gratulując sobie sukcesu.
– Wodzu, obcy zostawili nam prezent – zauważył Łysy Paluch wskazując na skrzynki leżące nieopodal.
Do paczek podbiegł Szumiąca Głowa i wydał radosny okrzyk:
– Woda ognista! Zielona! – wyciągnął litrową butlę wymachując w stronę rodaków. Zbliżył flaszkę do oczu, przymrużył je i z trudem odczytał literki na etykiecie, których nauczył się od Białych Twarzy:
– Księ – ży – ców – ka.
opowiadanie to jest małym żartem, po którym nie oczekuję niewiadomo czego, a jedynie uśmiechu na waszych twarzach ;D
enjoy:)
Jak na żart to mało żartobliwe...
www.portal.herbatkauheleny.pl
Szczerze powiedziawszy, pomysł konfliktu/kontaktu cywilizacji kosmicznych z dzikusami, można by przekuć w całkiem niezłe opowiadanie, a zamiast tego serwujesz nam krótką scenkę, z humorem rodem z serwisu komixxy.pl
humor na komixxach jest różny od dobrego po prymitywny. Nie wiem wciąż co myślisz o tym humorze.
Dobry humor na komixxach to rzadkość.