- Opowiadanie: srocken - Paszteciki

Paszteciki

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Paszteciki

– No pospiesz się!

– Nie mam już siły..

– Mamy mało czasu. Nie wiem jak długo ich nie będzie.

– Dawno wyszli?

– Jakąś godzinę temu. Powiedzieli, że idą do Wallmartu. Jakaś wyprzedaż czy coś.

– Poczekaj chwilę. Chyba się porzygam – drobna dziewczyna przykucnęła na półpiętrze. Była blada i nie mogła złapać oddechu. Piętro wyżej nad schodami pokazała się smukła twarz jasnowłosego chłopaka.

– Żartujesz? To dopiero czwarte piętro. Jeszcze pięć.

– Że też akurat musisz mieszkać na dziewiątym. I bez windy..

– Nie moja wina, że się zepsuła – chłopak niebezpiecznie się wychylił. – No chodź, nie marudź. Nie mam pojęcia ile nam zostało czasu.

Dziewczyna zagarnęła dłonią włosy ze spoconego czoła i podniosła się z westchnieniem.

– Jak będę zbyt zmęczona to i tak nic z tego nie będzie.

– Żartujesz? Nie mam pojęcia kiedy jeszcze będę miał wolną chatę. Nie pamiętam kiedy ostatnio rodzice wyszli gdzieś razem.

– A myślisz, że ja nie chcę? Po prostu nie mam ochoty wyzionąć ducha zanim będziemy na górze.

Powoli, czując jakby jej nogi ważyły po kilkaset kilo, szczupła dziewczyna zaczęła mozolną wspinaczkę.

– Zaczekałbyś chociaż na mnie – powiedziała z trudem łapiąc oddech.

– Co to zmieni?

– A nic! – krzyknęła.

– No dobra, dobra – chłopak zatrzymał się i znowu wyjrzał między poręczami. – Mmmm ale widok – powiedział patrząc w duży dekolt dziewczyny, odsłaniający obfity jak na jej niewielką sylwetkę biust. Ta uśmiechnęła się figlarnie.

– Wytrzymaj jeszcze troszkę.

Po chwili wspięła się na piętro i oparła o jego szerokie ramię. Sięgała mu ledwie do brody.

– Zaraz umrę – powiedziała poprawiając grzywkę.

– Zaraz to jest taki wielki bakter.

– Ha ha, bardzo śmieszne. Weź mnie na barana – dziewczyna zrobiła wielkie oczy w jego kierunku.

– Chyba coś ci się pomerdało. Jeszcze tylko cztery piętra.

– Ale ja już nie mam siły. Spójrz na mnie, jestem taka drobna, chuda – powiedziała rozkładając ręce w geście bezradności. – Zaraz zemdleję…

– Zaraz to jest…

– Wiem, wiem, rany, lepiej już chodźmy -przerwała poirytowana.

– Nie ma o co jęczeć. Przynajmniej nie teraz – uśmiechnął się łobuzersko.

– Ty!! – dziewczyna szturchnęła go w ramię z udawaną złością. – Już ja ci pojęczę!

Właśnie wchodzili na ósme piętro, gdy naprzeciw zobaczyli sylwetkę grubego chłopaka mocującego się w drzwiach z czarnym workiem. Gdy ich spostrzegł, jego twarz zmieniła wyraz ze zmęczonego na totalnie zaskoczony.

– Cześć – wymamrotał wpatrzony w dziewczynę szeroko otwartymi oczami. Z nie zamkniętymi ustami wyglądał na opóźnionego w rozwoju. Worek musiał być ciężki, bo pod pachami miał ogromne plamy potu, który spływał także po jego tłustej twarzy.

– Cześć – odpowiedziała lekko zdziwiona dziewczyna. Jej towarzysz nie odezwał się ani słowem. Sam wyglądał na zaskoczonego całą sytuacją i dopiero po chwili coś odburknął. Szybko minęli dziwnego chłopaka wchodząc na górę. Dziewczyna obejrzała się jeszcze w ostatniej chwili, ale pospiesznie odwróciła wzrok, bo grubas dalej stał w takiej samej pozycji i ewidentnie gapił się na jej nogi. Pokonując zmęczenie przeskoczyła ostatnie stopnie.

– Rob, ten gościu chyba ma na mnie ochotę – uśmiechnęła się. – Widziałeś jak się gapił na moje nogi? Ble…

– Dziwne..

– Dziwne? – popatrzyła na niego z wyrzutem. – Sam mówiłeś, że całkiem niezła ze mnie kupcia.

– Nie o to chodzi – odparł Rob szukając w kieszeni kluczy. – Widzisz Misa, ten chłop nie odezwał się do mnie odkąd tu mieszkam – zamyślił się. – Będzie ze dwa lata. Tyle razy mówiłem mu cześć, gdy się tutaj przyprowadziliśmy, wiesz, by nawiązać jakiś kontakt z sąsiadami, ale on tylko gapił się na mnie, jakby był opóźniony. A teraz nagle ni z gruchy, ni z pietruchy „cześć" , do ciebie w dodatku, bo na pewno nie do mnie – wreszcie znalazł klucze i otworzył drzwi – i nie kupcia tylko dupcia. Poćwicz lepiej swój angielski, mała.

– Sam się zamknij – wydęła małe usta w pogardzie.

-No, to teraz szybko, póki starych nie ma.

– Najpierw chcę się czegoś napić – Misa zdjęła wysokie trzewiki. – Od tej wspinaczki zaschło mi w gardle. Co ja, kozica?

– W sumie, mleko mogłabyś dawać – krzyknął Robert z innego pokoju.

– Ty świnio!

Misa weszła za nim do przestronnej kuchni. Całe pomieszczenie utrzymane było w nieskazitelnej czystości. Na blacie, gdzie zwykle powinny piętrzyć się stosy wszystkiego, nie było nic, poza stojakiem na noże. Wszystkie powierzchnie były wypolerowane tak, że można było się w nich przejrzeć, a podłoga wręcz oślepiała odbitym światłem wpadającym przez duże okna.

– Uaaaał… – otwarła usta z wrażenia. – Twoja mama musi mieć hopla na punkcie sprzątania.

– Nie mama, tata – powiedział Robert wchodząc do kuchni.

– Nie mam żadnego soku – rzucił przez ramię zaglądając do lodówki. – Może być mleko?

– Uwielbiam mleko – odparła Misa przeglądając się w dużym lustrze zawieszonym na ścianie. Długie, lśniąco czarne włosy przeplatane czerwonymi pasemkami otaczały jej szczupłą twarz. Żółta karnacja zdradzała azjatyckie pochodzenie, w przeciwieństwie do oczu, które były duże i tylko lekko zwężały się przy końcach. Delikatny makijaż jeszcze bardziej je uwydatniał i powiększał. Ubrana była w zapinaną, fiołkową bluzkę z wielkim dekoltem bardziej uwydatniającą niż zasłaniającą i tak duży biust i plisowaną spódnicę powyżej kolan. Przyglądając się swojemu odbiciu zmierzwiła dłonią krótką grzywkę opadającą na wysokie czoło.

– Masz tu szklankę, tylko nie rozlej. Stary by mnie zabił.

– Na pewno nie chcesz, żebym rozlała? -Misa spojrzała na niego mrużąc oczy. Zaczęła pić powoli umyślnie rozlewając trochę mleka, które po brodzie powoli spłynęło między jej piersi.

– Zrobimy to tutaj? – Rob powoli zbliżył się do niej rozpinając pasek spodni.

– A tata cię nie zabije za bajzel na stole? – dziewczyna puściła mu zalotne spojrzenie spod długich rzęs.

– Posprzątam zanim wrócą – wyszeptał rozpinając jej bluzkę.

– Hej, nie zapomniałeś o czymś – powiedziała chwytając go za rękę.

– Spokojnie, mała, Robert pomyślał o wszystkim. – chłopak wyciągnął z kieszeni paczkę prezerwatyw.

– W takim razie nie ma co dłużej zwlekać – Misa kołysząc uwodzicielsko biodrami rozpięła resztę guzików i zdjęła bluzkę. Robert niecierpliwie zrzucił spodnie. Podszedł do dziewczyny, objął ją i pocałował w szyję. Jęknęła, przeciągając się jak kotka. Chłopak szepnął:

-Jesteś piękna jak….

– Pół kilo mintaja za dwa dolary! Ale okazja. A mówiłam ci, dobrze że nie pojechaliśmy do Wallmarta.

Kobiecy głos na przedpokoju mało nie przyprawił ich o zawał serca. Robert odskoczył od Misy jak oparzony i zaczął w panice zakładać dżinsy. Blada jak papier Misa drżącymi rękami zapinała guziki od bluzki. Przy ostatnim w drzwiach pojawiła się niska kobieta w czerwonym żakiecie i spódnicy za kolana. W rękach miała kilka siatek. Spojrzała na Misę, a potem zdziwiona, na Roba, który mocował się z rozporkiem.

– Co tu się dzieje…? – zapytała niepewnym głosem.

– Aa…. Cześć mama, częstowałem Misę mlekiem i się oblałem.

– I zamierzałeś zmienić spodnie przy niej…? – spojrzała na niego unosząc brwi.

– Nie, właśnie wycierałem i się otwarły troszkę…

– Dziwne, bo nie widzę żadnej plamy.

– No bo w sumie okazało się, że jednak nic się nie wylało na mnie, tylko na Misę trochę.

Dziewczyna szybko zasłoniła ręką plamę z mleka na bluzce.

– To nic takiego – wymamrotała.

– A to pudełko na stole…. – zaczęła mama, ale zanim się uważniej przyjrzała Misa szybko zgarnęła opakowanie do kieszeni waląc przy tym w blat tak głośno, że Robert aż podskoczył. Jej twarz w mgnieniu oka zmieniła kolor z trupiobladej na krwistoczerwony.

– To moje lekarstwo na przeziębienie. Zaziębiłam się – powiedziała, pociągając przekonująco nosem.

– No skończ już to śledztwo, żona. Daj młodym się wyszumieć – nad głową kobiety pojawiła się okrągła brodata twarz mężczyzny w średnim wieku, z roziskrzonymi oczami nastolatka.

– Co jest, młody? Nie przedstawisz nas swojej pięknej koleżance? -powiedział dudniącym basem. Jakimś cudem Misa zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Cały czas próbowała zapiąć ostatni guzik bluzki pod samą szyją. Może właśnie przez to poczerwieniała nie mogąc złapać oddechu. Wreszcie dała za wygraną i zaczęła wygładzać nieistniejące fałdy na spódnicy.

– Mamo, tato – zaczął Robert dopinając w końcu rozporek– to jest moja dziewczyna, Misa Kobashi. Misa, to są mama i tata.

– Bardzo mi miło – Misa dygnęła jak uczennica.

– Nam również – powiedziała mama Roba ciągle jeszcze wpatrując się w kieszeń Misy, jakby miała w oczach rentgen.

– No no no, niezłą laseczkę żeś sobie przygruchał, młody – zadudnił tata – Piękna, młoda, ciebie rozumiem – powiedział kiwając głową. – Ale ciebie moja koleżanko nie. Co ty w nim widzisz? Zero mięśni, mózgu tyle samo, uroda Heroda…

– Tato…. – zaczął Robert.

– …. Uszy jak Spock ze Star Treka..

– Tato!!!

– Spoko majonez, młody – roześmiał się ojciec ocierając wielką pięścią łzy z oczu. – Żartuję przecież, coś tam pod koszulką masz….. ale brzydką twarz…

– Wychodzimy – powiedział Rob łapiąc Misę za rękę i wyciągając z kuchni.

– Masz tu chusteczkę, spróbuj się wytrzeć – mama w końcu zdobyła się na uśmiech.

– Dziękuję – dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. – Jest pani bardzo kiła.

Mama Roberta otwarła ze zdziwienia usta, a ojciec roześmiał się na całe gardło swoim dudniącym basem.

– Jesteś kiła!! A to dobre! – oparł się o lodówkę i nie mógł złapać oddechu.

– Misa jeszcze nie mówi zbyt dobrze po angielsku – wyjaśnił również rozbawiony Robert. – Miała na myśli, że jesteś bardzo miła.

– Czy powiedziałam coś nie tak? – Misa przygryzła wargę.

– Spokojnie nic się nie stało – powiedziała kobieta wciskając jej w rękę chustkę. – Idźcie do pokoju. Pobawić się albo coś – rzekła bezbarwnym głosem wypychając nastolatków z kuchni.

Tata Roberta ryczał jak wół ze śmiechu jeszcze przez chwilę, zanim się na tyle uspokoił, że mógł stanąć o własnych siłach.

– Ale ci komplement powiedziała.

– Żebym ja ci czegoś przypadkiem nie powiedziała.

******

 

Kilka dni później Misa znów wspinała się po schodach wieżowca. Umówili się z Robertem na szesnastą, ale korki na mieście sprawiły, że było już piętnaście po, zanim weszła do klatki. Winda w dalszym ciągu nie działała, więc chcąc nie chcąc Misę czekała mozolna wspinaczka na sam szczyt.

Wysłała Robertowi krótką wiadomość, że się spóźni, na co ten odpisał: pospiesz się, nie wiem ile tym razem starych nie będzie. Jakbym nie otwierał to dzwoń na komórkę, mam muzę na maxa.

Była już na ósmym piętrze, gdy w lewej łydce złapał ją ostry skurcz. Zdyszana przystanęła siadając na schodach i masując mięsień. Ból był intensywny, ale szybko minął. Matka dziewczyny była profesjonalną masażystką i nauczyła córkę kilku sztuczek, nie mniej pomimo nabytych umiejętności Misa nie chciała iść w jej ślady. Chciała być aktorką. Nie wiedziała jeszcze jak zdobędzie sławę, najpierw skończy szkołę aktorską, może trzeba będzie iść do jakiegoś reality show, powiedzieć parę ostrych słów politykom, albo pokazać cycki. Nie, tego by raczej nie zrobiła. Polityka mało ją interesowała, w zasadzie nie wiedziała nawet kto jest ministrem gospodarki, więc nie miała nic przeciwko wyzywaniu publicznie kilku partyjnych.

Z cyckami sprawa miała się inaczej. Misa zdecydowanie nie była z tych dziewczyn, które sławę zawdzięczają rozbieraniu się przed kamerą. Jeżeli ma być sławna, to w inny sposób. Może rozpocznie kampanię na rzecz zwierząt albo znajomy załatwi jej robotę w wiadomościach. Ta głupia baba, która nie odróżniała episkopatu od epidiaskopu na bank dostała robotę za to, że w odpowiednim momencie pokazała co miała. Każdy wie, że w telewizji nie chodzi o nic innego.

Już miała wstać i kontynuować wspinaczkę, gdy drzwi obok uchyliły się, a ze szpary pomiędzy nimi wychyliła się tłusta głowa z płowymi włosami i małymi świńskimi oczkami.

– Przepraszam! – wyjąkał grubas – czy mogłabyś mi pomóc? Mój królik…. On chyba zdycha…

Misa stanęła jak wryta. Przypomniała sobie twarz chłopaka. To był ten sam spocony grubas, który powiedział jej cześć ostatnim razem. Przyjrzała mu się uważnie, ale w jego oczach nie było niczego innego poza strachem. Po skroni spływała mu stróżka potu, którą nerwowo otarł. Przypomniała sobie jego obleśny wzrok, którym obrzucił ją ostatnim razem i odruchowo zapięła zamek od bluzy, który otwarła siadając na schodach. Tym razem chłopak zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi, tylko wpatrywał się błagalnym wzrokiem w jej duże niebieskie oczy.

– Chyba się czymś zakrztusił – powiedział błagalnym tonem. – Proszę….

Do uszu dziewczyny doszedł dziwny, czkający dźwięk, wydawany niechybnie przez jakieś zwierzę. Misa jeszcze raz spojrzała na chłopaka, jego smutne oczy i błagający wyraz twarzy. Ręce miał spocone i trzęsły mu się jak w pijakowi na odwyku. Dźwięk dochodzący z pokoju coraz bardziej tracił na natężeniu. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i weszła do jego mieszkania.

Szybkim krokiem minęła przedpokój i znalazła się w pomieszczeniu, z którego dochodził dziwny, czkający dźwięk. To co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach. W dużej klatce szarpał się powieszony na sznurku czarny królik. Oczy wyszły mu prawie na wierzch, rzucał się jak mógł na wszystkie strony by się uwolnić, ale tylko zaciskał pętlę coraz bardziej. W tym samym momencie usłyszała szczęk zamka i szelest łańcucha z zasuwy. Dźwięki wydawane przez królika ucichły, on sam rzucił się jeszcze raz i znieruchomiał. Jednocześnie dudniące kroki i sapanie dobiegło do niej z przedpokoju.

Dziewczyna błyskawicznie skoczyła do drzwi i zamknęła opierając się o nie plecami. Nie było żadnego zamka, więc pozostało jej tylko trzymanie klamki. Modląc się, by to był tylko zły sen, wyciągnęła telefon i wybrała numer Roberta.

Potężne uderzenie poczuła nawet przez solidne drewno, o które była oparta. Telefon Roba milczał jak zaklęty, od strony przedpokoju słychać było sapanie i dreptanie w miejscu. Misa czuła przez drzwi kwaśny zapach potu, jakim oblał się napastnik. Musiał być naprawdę zmęczony, albo niezdrowo podniecony. Zaschło jej w gardle z przerażenia. Nie miała złudzeń, nie będzie w stanie powstrzymać go nawet przez minutę. Zaczęła szybko pisać jedną ręką smsa do Roberta, a drugą desperacko starała się przytrzymać klamkę. Każde następne uderzenie w drzwi czuła w płucach i nerkach. Ból był coraz większy, zaczynało brakować jej oddechu. Zdążyła napisać tylko: Jestem na dole Pomo…

W tym momencie drzwi pękły na pół i wpadły do pokoju razem z nią. Lecąc na podłogę w ostatniej chwili wybrała komendę „wyślij". W następnej chwili uderzyła z całej siły głową w panele. Cały świat zawirował jej przed oczami i w tym momencie wyłamane drzwi, o które się opierała uderzyły ją w potylicę przygniatając jej małą głowę do zimnej podłogi. Poczuła piorunujący ból i metaliczny smak w ustach, chwilę później cały świat zniknął.

 

****

 

Obudziła się przywiązana do krzesła. Promieniujący ból rozchodził się na całą jej twarz. W ustach miała jakąś obrzydliwie tłustą szmatę, ale nawet pomimo tego była w stanie stwierdzić, że jej dziąsła mocno krwawiły. Nos miała na pewno złamany, tępy ból był nie do opisania, taki sam jak trzy lata temu podczas tych feralnych wakacji, gdy wyjechała z rodziną na narty do Salt Lake City.

Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się po pokoju. Dopiero po chwili udało jej się zogniskować wzrok na grubym chłopaku z płowymi włosami stojącym do niej plecami i zajętym czymś przy stole kuchennym.

Powoli zaczynała dochodzić do siebie. Pomieszczenie, w którym się znajdowała, przypominało odpowiednik kuchni Roberta po drugiej stronie lustra, przez które ośmieliła się przejść Alicja. Okna były zasłonięte ciemnoczerwonymi kotarami, a w każde miejsce, z którego mogłoby dochodzić światło słoneczne wciśnięta była szmata. Zapach, który unosił się wewnątrz przyprawiał ją o mdłości. Próbowała się przekonać, że to tylko zły sen, niestety ból, który jej towarzyszył nawet w bezruchu dobitnie świadczył o prawdziwości sytuacji, w której się znalazła.

Spojrzała jeszcze raz na chłopaka i zobaczyła, że obok niego na stołku leży jej torebka i telefon. On sam zajęty był krojeniem czegoś na stole, z którego spływały na całej linii ciemnoczerwone stróżki lepkiego płynu.

Nagle przebiegł jej przez myśl obraz grubasa sprzed kilku dni, wpatrującego się w jej nogi i szybkim ruchem przyjrzała się swojemu ubraniu. Wszystko było na swoim miejscu, nawet bluza zapięta była pod samą szyję, tak jak wtedy, gdy stała na schodach. Nagły ruch głową kosztował ją falę tępego bólu, jaki rozszedł się od karku w dół. Obróciła lekko głowę, by poszukać pozycji, w której ból był mniejszy i nagle z przerażeniem ujrzała własną bieliznę wiszącą na sznurku przewieszonym przez kuchnię.

Z oczu popłynęły jej łzy, pociągnęła nosem. Kolejna fala bólu rozeszła się po twarzy.

Grubas jak na komendę odwrócił się w jej stronę. Jego świńskie oczka przepełnione były ciekawością i podnieceniem. Dostrzegł łzy i spojrzał w kierunku, w którym była odwrócona.

– Nie martw się, nic ci nie zrobiłem – wysapał. – Tylko trochę…. Pooglądałem, tak z ciekawości, wiesz, nigdy nie widziałem dziewczyny… gołej…

Grubas jąkał się i odwracał wzrok przy niektórych słowach. Może w normalnych warunkach sprawiałby wrażenie nieśmiałego, ale Misie kojarzył się tylko ze schizofrenikiem, w najgorszym stadium ataku. Z oczu popłynęło jej jeszcze więcej łez.

– No przecież mówię, że nic ci nie zrobiłem – wyjąkał patrząc z fascynacją na jej falującą pierś. Tata by mnie zabił jakbym cię dotknął.. w … no wiesz… w tym sensie…

Misa spojrzała na jego dłonie, którymi pokazywał jakieś obleśne gesty. Jej oczy rozszerzyły się ze strachu, bo od palców aż po łokcie łapy umazane były we krwi. Gruby popatrzył na nią i na swoje tłuste ręce.

– To królika, nie twoja, nie martw się. Skoro nie żyje to chyba muszę go oprawić zanim się zepsuje.

Podniósł za nogi bezgłowe zwłoki rozcięte od pachwiny aż po szyję i wypatroszone w większej części.

– Udusimy go – powiedział – Będzie z niego duszony uduszony królik – zachichotał z własnego żartu. Misa spróbowała coś powiedzieć, ale wydała z siebie tylko krótki jęk. Grubas rzucił królika na stół i usiadł koło niej przystawiając sobie stołek.

– Normalnie nigdy nie pytam o to osób, którymi się zajmujemy, ale ty jesteś taka ładna – wysapał jej w twarz. Jego stęchły oddech przyprawiał ją o zawrót głowy. Do tego te czerwone ręce, które bez przerwy wycierał w kiedyś biały, teraz bliżej nieokreślonego koloru fartuch.

– Jak ci na imię? – powiedział, gapiąc się bezczelnie na jej nogi. Miała na sobie podwiniętą lekko spódniczkę do kolan. Wolała sobie nie wyobrażać, co robił gdy była nieprzytomna.

– Jeżeli obiecasz, że nie będziesz krzyczeć, to ci wyjmę knebel. Obiecujesz? – Tym razem spojrzał jej w oczy.

Misa powoli przytaknęła. Każdy ruch sprawiał jej ból. Czuła się tak wyczerpana, jakby właśnie pobiła rekord świata w maratonie biegnąc z czterdziestopięciokilowym plecakiem, czyli ważącym tyle, ile ona sama.

Grubas bez pardonu wyszarpnął o wiele za duży knebel z jej ust.

Misa odetchnęła z ulgą i z całej siły wrzasnęła przeszywającym do szpiku kości sopranem mogącym, wydawać by się mogło, kruszyć szkło. Niestety żadna szyba nawet nie drgnęła, a Misa natychmiast pożałowała, że nie poczekała na lepszy moment. Gruby uderzył ją na odlew w twarz i wcisnął znowu knebel pomimo ogromnych wysiłków z jej strony.

– Skoro taka z ciebie suka, że wiecznie musisz mieć coś w gębie, to duś się! – wycharkał.

– Nie chcesz rozmawiać po dobroci? To ci pokażę, co cię czeka jak nie będziesz dla mnie miła!

Ze stęknięciem wstał z trzeszczącego taboretu i podszedł do lodówki. Otwarł ją, a Misa z przerażenia zaczęła się trząść i szarpać, próbując uwolnić z więzów.

W lodówce na półkach leżały narządy wewnętrzne i Misa bardzo modliła się, aby były to organy zwierzęce. Coś jej jednak podpowiadało, żeby nie miała złudzeń. Grubas tłustymi łapami z obleśnym uśmiechem zaczął prezentować jej wątroby, serca, oczy w słoikach, a nawet jedną całą rękę i stopę oraz różne rodzaje mięsa.

Tym co było najgorsze, okazały się pęta kiełbasy, krojone kotlety, rolady oraz cała głowa, pięknej niegdyś dziewczyny, teraz z wyłupionymi oczami i pozbawiona zębów oraz języka.

Misa o mało nie zemdlała. Nie zważając na ból zaczęła wyć i szarpać się tak bardzo, że przewróciła się razem ze stołkiem. Usłyszała nieprzyjemne chrupnięcie i znowu o mało nie straciła przytomności. Ból był tak ogromny, że niemal pękły jej żyły na skroni, gdy próbowała go wytrzymać. Spojrzała na siebie i zamknęła oczy. Z jej lewego przedramienia wystawała kość promieniowa zahaczając lekko o podłogę przy najmniejszym nawet ruchu i powodując ból porównywalny chyba tylko z ćwiartowaniem na żywo. Gruby przyczłapał do niej i już miał przyklęknąć, gdy oboje usłyszeli dzwonek do drzwi. Chłopak zamarł w bezruchu i postanowił najwyraźniej zignorować go, ale dzwonek zabił raz, drugi, trzeci i nie miał zamiaru przestać. Najwyraźniej był to jakiś wyjątkowo uparty Kocik albo ktoś równie zdesperowany.

Grubas zdjął rękawice i podszedł do drzwi. Wyjrzał przez judasza i zbladł jak papier. Za drzwiami stał Robert.

Udam, że mnie nie ma, pomyślał, ale Robert jakby odczytał jego myśli.

– Wiem, że tam jesteś, widziałem cię przez judasza. Otwórz, chciałem cię tylko zapytać o coś.

Gruby nie miał żadnych doświadczeń w rozmowach z sąsiadami. Przez chwilę ciężko myślał produkując nadmierną ilość śmierdzącego kwasem potu, po czym otworzył zamek, ale nie popuścił łańcucha. Przez szparę w drzwiach Robert zobaczył jego świńskie oczka.

– Co chcesz? – wyjąkał.

– Widziałeś może Misę, moją dziewczynę? Parę dni temu powiedziałeś jej cześć na schodach. Taka niska, ładna Azjatka.

– Nie wiem o czym mówisz, nikogo nie pamiętam. – gruby już miał zamknąć drzwi, ale Robert zastawił je butem. – Na pewno pamiętasz, taka czarnowłosa Azjatka z rozpuszczonymi włosami i kilkoma czerwonymi pasemkami, w mini. Wiem, że pamiętasz, bo lampiłeś się na jej nogi -powiedział wyzywająco. – Z dziesięć minut temu dostałem od niej smsa a teraz ten krzyk…

– O niczym nie wiem – wrzasnął piskliwym głosem grubas – a teraz wynoś się zanim…

W tym momencie Misa, której udało się wyciągnąć knebel wrzasnęła na całe gardło.

– Misaa!!! – odkrzyknął Robert i z całej siły kopnął w drzwi. Łańcuch nie wytrzymał i wyrwał się razem ze sporym kawałkiem tynku. Gruby w panice uciekł do środka. Rob pchnął go na ścianę i z całej siły kopnął w plecy. Chłopak uderzył nosem w tapetę i zsunął się na podłogę. Robert kopnął go jeszcze raz w żebra i pobiegł do Misy. Z przerażeniem zobaczył ją leżącą na ziemi ze skrzywionym nosem, okropnie złamaną i obficie krwawiącą ręką. Szybko przeciął więzy scyzorykiem, ale zanim się podniósł, poczuł tępy ból w czaszce. Oskoczył w bok i obejrzał się za siebie. Grubas już brał zamach do następnego ciosu wielkim wałkiem, który trzymał w spoconych łapach. Robert uchylił się przed nim i skontrował pięścią w zęby przeciwnika. Poczuł jak kilka z nich przemieszcza się w głąb ust. Gruby wypuścił wałek i złapał się za twarz. Rob nie czekając kopnął go w brzuch, a kiedy ten zgiął się w pół, z całej siły uderzył kolanem ponownie w rozlazłą gębę grubasa. Tamten przechylił się do tyłu i wyrżnął głową w ścianę. Robert ponownie pochylił się nad próbującą wstać dziewczyną.

Misa krwawiła w wielu miejscach, ale najobficiej z otwartego złamania. Z rany sterczała nieprzyjemnie biała kość połyskując złowrogo bielą w półmroku i nadając całej tej niesamowitej sytuacji jeszcze więcej nierealności.

Nagle dziewczyna krzyknęła i odepchnęła Roba. Ten oparł się o stół z martwym królikiem i to uratowało mu życie, bo grubas zamachnął się na niego nożem wielkości miecza i tylko dzięki reakcji Misy nie trafił. Zdążył za to drugą ręką z wałkiem przywalić ledwo stojącej dziewczynie w twarz, z której w mgnieniu oka zrobiła się miazga. Robert zobaczył, jak Misa nieprzytomna, a może już martwa osunęła się na podłogę, ale nie miał czasu rozpaczać. W następnej sekundzie już odskakiwał przed rozsierdzonym grubasem ubabranym we krwi swojej, Misy i królika. Wyczekał napastnika i w momencie gdy ten na moment utracił równowagę, złapał go za rękę z wałkiem i wykręcił tak, że tamten z sykiem go wypuścił, uderzając przy okazji z drugiej strony nożem, ale Robert był na to przygotowany. Z łatwością uchylił się przed dużo wolniejszym wrogiem i kopnięciem wytrącił mu nóż z ręki.

Spojrzał na nieprzytomną, zakrwawioną Misę i coś w nim pękło. Podniósł nóż, który przed chwilą wypadł grubemu z ręki i z całej siły wbił mu go w plecy. Napastnik zachwiał się i upadł.

Robert spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i pobiegł w kierunku drzwi po pomoc. Wbiegł do przedpokoju, gdy drzwi zagrodził mu rosły mężczyzna. Chłopak nie zdążył się zasłonić przed ciosem, który spadł na niego jak grom. W tej samej chwili upadł na kolana i stracił przytomność.

 

***

 

Solidnie zbudowany mężczyzna z wielką brodą wszedł do zakrwawionej kuchni ciągnąc za kołnierz ciało. Rozejrzał się dokoła i dostrzegł na ziemi zalaną krwią Azjatkę oraz grubego chłopaka z nożem w plecach, opierającego się o ścianę.

– Złapałem żółtą, tato…. – wycharczał grubas – Żółtych jeszcze nie jedliśmy… Były czarne, były białe, ale nie żółte… – w tym momencie nogi się pod nim ugięły i wylądował na podłodze dysząc jeszcze ciężej. Jego oczy powoli zachodziły mgłą.

– Ale narobiłeś burdelu chłopcze – powiedział dudniącym basem mężczyzna. – I co ja mam teraz z tobą zrobić? – powiedział rzucając na ziemię ciało.

– Już wiem -zaśmiał się – paszteciki.

***

KONIEC

Koniec

Komentarze

Nie oryginalne, nie wybitne, ale niezłe. Skoro to taki trochę horror, to porównałbym do Mastertona (choć u niego z reguły jednak się dobrze kończy).
Najpierw wbudzenie sympatii do bohaterów, a potem... Klops. Czy raczej paszteciki:D
A właśnie - te paszteciki to mają być z Roba, czy z otyłego synka?

Co do błędów to wyłapałem coś takiego:
"- No no no, niezłą laseczkę żeś sobie przygruchał, młody - zadudnił tata - Piękna, młoda, ciebie rozumiem - powiedział kiwając głową. - Ale ciebie moja koleżanko nie. Co ty w nim widzisz? Zero mięśni, mózgu tyle samo, uroda Heroda..."
Chyba miało być ,,nie rozumiem" czy coś takiego.

Może i niezłe w swoim rodzaju, ale to nie fantastyka.
"Zielone smażone pomidory" i tak lepsze.

srocken-->Gedeon
Paszteciki z otyłego synka. Co do błędów, miałem w planie właśnie coś takiego: 
- No no no, niezłą laseczkę żeś sobie przygruchał, młody - zadudnił tata - Piękna, młoda, ciebie rozumiem - powiedział kiwając głową. - ta kwestia kierowana jest do syna (Roba).
 - Ale ciebie moja koleżanko nie. Co ty w nim widzisz? Zero mięśni, mózgu tyle samo, uroda Heroda.. - to zdanie z kolei skierowane jest do dziewczyny. 
Łączeniem jest: ciebie rozumiem - ale ciebie nie.
Nie wydaje mi się, że to błąd, ale może się mylę.
Dzięki za poświęcony czas:D. 
srocken-->AdamKB
Nie czytałem, nie przeczę, tylko... co z tego..? 

Praktycznie --- nic. Ale jeśli natrafisz na ten film, obejrzyj.

Rozumiem. Dzięki.

Racja, teraz widzę, że tu nie było błędu, niepotrzebnie się czepnąłem, przepraszam.

Nic się nie stało. Krytyka zawsze mile widziana.

Nowa Fantastyka