
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Wielki gwar panował w karczmie „Pod Złamaną Lutnią". Goście śmiali się i pili, rozlewając piwo. Stoły były lepkie od trunku, ale nikt się tym nie przejmował. Jeszcze większa wrzawa nastała, gdy wniesiono upieczoną świnie. Wszyscy rzucali się i łapczywie wydzierali, co lepsze kawałki.
Całe to zamieszanie wywołane było przyjazdem sir Argana, kandydata do ręki córki tutejszego mości hrabiego. By zdobyć przychylność motłochu zorganizował huczną zabawę w największej gospodzie w mieście. Cała hołota się zebrała. Rozradowani, pili i jedli.
Była jedna osoba, której ten fakt i cała reszta nie cieszyły.
Młody trubadur siedział w kącie nachylony nad kuflem, jakby chciał się do niego modlić. Wściekły na cały świat, a może tylko na jedną, wybraną osobę, nie miał ochoty na zabawy.
– Szlag by trafił tego śmierdzącego rycerzyka. Bies go trącał. – klął pod nosem. – Co ten brudas, ta pokraka ma? Godności rycerskie! Łajno kładę na jego godności. Gwałci dziewki po chatach, a on o godnościach chce mówić. On?! Psia jego mać. Chędożony skurwysyn.
Do stołu trubadura przykuśtykał dziadek. Kulawy Ik. Tak wołały na niego dzieci, gdy obrzucały go kulkami z psich odchodów. Śmierdziało od niego na dwadzieścia kroków. Ostry swąd moczu sprawiał, że do gardła podchodziło śniadanie z poprzedniego dnia.
– Hej, Tim! – krzyknął do chłopaka skrzeczącym głosem. – Co tu tak siedzisz jakby ci mieli zaraz łeb odrąbać. – Głośno śmiech dziada przerodził się w falę natrętnego kaszlu.
– Hej, Ik – mruknął. – Wpuścili cię tutaj? – powiedział kąśliwie.
– Humor ci nie dopisuje. Cóż to się stało, że nasz bard nie ma humoru? Zawsze skoczny, skory do śmichów, a tu przybity siedzi, jakby mu trąbka grać nie chciała. – Znów roześmiał się starzec. Tima to nie bawiło.
– Siadaj dziadzie. – Zaprosił go do stołu. – Taki mądry z ciebie staruch, to wytłumacz mi ino jedno. Co rycerz ma takiego, że wszystkie na skinienie palca są.
Dziad przysiadł się, wpatrując się w kufel piwa.
– Pije ty to jeszcze? Bo bym sobie gardełko przepłukał. – Ik oblizał wargi, ukazując kilka pożółkłych zębów.
– Masz, bo i tak przez gardło mi nie przejdzie.
Starzec chwycił za kufel i pociągnął kilka dobrych łyków.
– Ach, dawno piłem takie dobruchne piwko – cmoknął wargami. – A rycerze… Rycerze to psia ich mać skurwysyńska, banda nieokrzesanych bandytów, skurwesynów chędożonych. Uważają się za tych, co to prawi so, a więcej grabią jak złodziejaszki. Kurwią się jeno i chleją. Buryczą przy tym jak świnie w korycie. A czemu pytacie?
– Wiesz za czyje pijesz? – odpowiedział, pytaniem na pytanie.
– A no za miedziaki tego pasowańca. Racje ja mam?
– Ano macie. A wiecie dlaczego, za jego pijecie?
– Ta dziewka mała co już sobie dziewiętnaście wiosen liczy, córa hrabiego, rękę ma mu oddać. Pewnie jeszcze przy tym małym się pobawić, bo rycerzyk na wojnie tylko brudne baby po dziesiątej kolejce miał i mu się na dziewicę zebrało.
Bard parskną śmiechem.
– Oj, dziadzie, dziadzie. Gadać to wy umiecie jak mało kto. Ino błaznem nadwornym mianować.
– Więc czym, że ty się Tim tak zamartwiasz?
– Słuchaj Ik. Sprawa wygląda jak ci tu na stolik wyłożę.
– Wykładaj, ino raz. Bom ciekaw jest co trapi takiego młodzieniaszka.
– Miałem osiem lat, jak mnie ojciec na własność lutnię w opiekę oddał. Tatko świetnie grywał, ja chciałem pykać jak i on. Sklep mu padł, został jednym z lepszych trubadurów w mieście. Grywał nawet na dworkach szlacheckich, śpiewając przepiękne ballady swojego autorstwa. Całego kunsztu nauczyłem się od niego. Miałem nadzieję, że kiedyś będę taki jak on, albo nawet go przerosnę. Udało by mi się to, gdyby nie jedna moja wada, a mianowicie słabość do kobiet. Potrafię oczarować każdą kobietę. Powiedziałbym nawet, że traktowałem to jako swoją życiową misję. Jako dar. Do czasu aż…
Jeżeli komuś się spodoba to wkleję dalszą część.
Zaciekawiło mnie, czytało się przyjemnie i posmiałem się nieźle przy tekstach tej dwójki. Dawaj resztę. Tylko już do końca, nie w takich chamsko przerywanych fragmentach.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Miejscami za dużo zaimków, błędnie zapisany dialog, wkradło się parę literówek.
A co do fabuły, to wypowiem się, jak dasz dalszą część.^^
To wklej, bo na razie, to nie zdążyło się zacząć, a już się skończyło. Na koniec ważna rzecz - błędnie zapisujesz dialogi.
Pozdrawiam.
Mastiff
Jeśli wkleisz do końca, to może się spodobać. Nie odwrotnie.
A na razie, to jest wyjątkowo... sztampowo.
Czekam...Trubadur boi się, że hrabia odkryje że rzeczona panna juz nie jest dziewicą? O.O
Literówki... I fakt, sztampowo.
www.portal.herbatkauheleny.pl
Bard jak Jaskier - to mnie trochę razi - zbyt podobny w słabości do kobiet. Humor całkiem niezły. Ale nie wiem, jakoś tak 'wiedźmińsko'.
A ten dalszy ciąg gdzie?
Przynoszę radość :)