- Opowiadanie: Montgomery - Upojna noc, mokry poranek i dobra nowina (HAREM 2011)

Upojna noc, mokry poranek i dobra nowina (HAREM 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Upojna noc, mokry poranek i dobra nowina (HAREM 2011)

 

Upojna noc, mokry poranek i dobra nowina (HAREM 2011)

 

 

 

– Nareszcie! Załoga, zapiąć pasy. Rozpoczynamy podejście – powiedział Russell Brumby przeciągając się w fotelu pilota. Z błyskiem w oczach wpatrywał się, w rosnący przed głównym iluminatorem, błękitno-złoty Sankt Hermagor.

 

– Zapięliśmy pasy jeszcze przed skokiem. Zawsze tak robimy. Russ, czy ty coś dzisiaj piłeś? – zapytała coraz bardziej zdenerwowana Bianca Delgado, jego pierwsza oficer oraz, prywatnie, daleka kuzynka – Od wczoraj zachowujesz jak świstokret w rui!!

 

– Nic nie piłem od odlotu z Kensingtona. Za to jak już wyładujemy towar i zejdziemy wreszcie na powierzchnię to… Oj, czuję, że to będzie szalona noc. Picie i bzykanie do rana – dodał na koniec Brumby, tym razem uśmiechając się od ucha do ucha.

 

– Wiesz, coraz trudniej jest mi znosić twoje seksualne obsesje. Jak nie wytrzymujesz zajmij się tym, co masz napisane na kadłubie. Zaczynam poważnie zastanawiać się nad powrotem do Astral Cruises. Patrz na mnie jak do ciebie mówię! – krzyknęła odwracając go w swoją stronę. W jej zielonych oczach zapaliły się niebezpieczne ogniki, a Russell jak zwykle nie opanował myśli jak piękna jest jego kuzynka. Wiedział jednak, że nie ma co marzyć. Bianca była owocem zakazanym.

 

– I kto to mówi?! – odpowiedział jej Russell też podnosząc głos – Ta, która spowodowała spięcie w wibro-androidzie. Nie zaprzeczaj, widziałem jak chowałaś go w schowku na narzędzia.

 

Słysząc to Bianka zrobiła się czerwona jak rak i odrobinę opanowała.

 

– No wiesz… każdy ma jakieś potrzeby. Nie moja wina, że producent nie pomyślał o kobietach z nieprzeciętnym temperamentem.

 

– Chyba niezaspokojonym. Ja przynajmniej czekam jak zawiniemy do portu, dlatego tak nie mogę się już doczekać. Więc proszę cię, droga kuzynko, nie krytykuj za coś, czego tobie również brak. A poza tym nie robię tego, co jest napisane na dziobie, to zbyt monotonne.

 

– Mhm. Nie chciałbym wam przerywać tej pełnej pasji rozmowy, ale kontrola nas wywołuje – odezwał się milczący do tej pory trzeci członek załogi, Arctali Suutri Valdara – Podałem im kod podejścia, ale mimo to chcą z nami rozmawiać i zabraniają lądować bezpośrednio w Morionstadt.

 

– Dobra. Dawaj ich. – odpowiedział Russell – Co tam, bra.. – nie dokończył ponieważ na ekranie zobaczył twarz nieznanego mu celnika – Czy jest jakiś problem, panie władzo?

 

– Tak, według rejestrów wasz statek od 5 miesięcy nie przechodził szczegółowej kontroli – celnik miał minę człowieka, który od dawna cierpi na ciężkie zaparcie – Czy może pan to wyjaśnić kapitanie Brumby?

 

– Jak najbardziej. Czy mogę rozmawiać z majorem Woźniackim?

 

– Major jest w szpitalu, miał wylew. Dzisiaj ja go zastępuję, porucznik Kurt Janu. Słucham pana.

 

– To na pewno jakaś pomyłka, poruczniku. Prawda, Bianca? – powiedział zwracając się do kuzynki, lekko zdenerwowany. Przez tego nadgorliwca pierwszy raz mogli wpaść.

 

– Ależ oczywiście, panie poruczniku – Bianca posłała Janu jeden ze swoich uwodzicielskich uśmiechów co chyba nie zrobiło na nim wrażenia. Przeciwnie, porucznik Janu zrobił jeszcze bardziej kwaśną minę i powiedział.

 

– To żadna pomyłka, co państwo przewożą?

 

Tym razem na pytanie odpowiedział Suutri:

 

– 1200 skrzynek ale marki „Croneheaven" i 8000 dysków pamięci dla Uniwersytetu Justusa – celnik spojrzał na Arctaliego i nieznacznie się skrzywił. Widać było, że szczuropodobny obcy nie wzbudza w nim ciepłych uczuć. Ale prawdopodobnie reagował tak na wszystkich swoich rozmówców.

 

– Skanowanie waszego statku nie daje jednoznacznych wyników – powiedział celnik zerkając na swoją konsolę – Ładunek nie waży tyle, ile powinien według manifestu. Frachtowiec „Pagero", proszę podejść do pierścienia orbitalnego i przygotować się do kontroli.

 

– „Pajero", nie żaden pager!!

 

– Znam hiszpański, nie wpiszę waszej nazwy do rejestru. Jest obrzydliwa!

 

– Nie może pan, frachtowiec jest oficjalnie zarejestrowany na Nova Silesia pod tą nazwą. Jeśli wpisze nas pan pod inną nazwą, choćby „Kubuś Puchatek", stracimy licencję. A poza tym, jakim prawem…

 

– Oczywiście, już podchodzimy. Ale w sprawie nazwy wie pan, że mamy rację – Bianca przerwała tyradę Russella, widziała, że celnik im nie odpuści.

 

Widocznie zdenerwowany już porucznik Janu pokiwał głową w nieokreślonym geście i przerwał połączenie.

 

– Bianca, co ty?

 

– Zamknij się Russ. Od razu widać, że gość jest wyposzczonym służbistą, który wsadzi nas za byle gówno. Rozpocznij podejście. Ja idę do ładowni sprawdzić schowki. Nie martw, to potrwa góra 4 godziny, a na planecie jest dopiero ranek. Twoja szalona noc ci nie ucieknie – Bianca uśmiechnęła się i wstała z fotela. Russ nie omieszkał obrócić się, żeby zerknąć na jej rozkołysane biodra. Westchnął i skierował statek w stronę pierścienia.

 

– Nie znajdą kwiatów homa? – zapytał lekko zaniepokojony Suutri, „Pajero" oprócz całkowicie legalnych towarów przewoził też kwiaty homa – wyjątkowo silny afrodyzjak, który z uwagi na halucynogenne efekty uboczne został uznany za narkotyk i zakazany na większości planet Zjednoczenia.

 

– Spokojnie. Przecież nie pierwszy raz nas kontrolują. Ale chciałem zapytać cię o coś innego. Może poszedłbyś choć raz z nami?

 

– Do klubu? Jak to mówicie „zaszaleć" – Russell potwierdził skinieniem – Dziękuję, ale nie skorzystam – jego sierść oklapła co oznaczało lekkie zażenowanie – Takie rozrywki to nie dla mnie. Poza tym muszę skontaktować się z promotorem i omówić z nim kolejny rozdział mojego doktoratu.

 

– Przecież, wychowałeś się w ziemskiej kolonii. Nie nabrałeś tam żadnych naszych.. wad?

 

– Owszem, polubiłem alkohol. Oczywiście w ograniczonym zakresie – dodał Arctali wyszczerzając przednie siekacze.

 

– A co z.. No wiesz seksem?

 

– Już ci kiedyś mówiłem, zmiany genetyczne opanowały nasz popęd, który doprowadził kiedyś do katastrofalnego przeludnienia Arctalu. Dlatego też, moi rodziciele znaleźli mi odpowiednią partnerkę z szanowanego miotu o udokumentowanej płodności, którą poślubię za pięć ziemskich lat. Raz ją poznałem, jest inteligentną samicą, która zapowiada się na wspaniałą administratorkę domu. Do tego czasu, muszę zebrać odpowiednią sumę na założenie własnego interesu oraz utrzymanie przyszłego potomstwa.

 

– Ale gdzie tu przyjemność??

 

– Z seksu żadnej. Została wykasowana z naszego genomu, seks służy tylko prokreacji, a przyjemność czerpiemy z innych rozrywek, szczególnie handlu.

 

– Dobra, dobra, wszystko rozumiem. Lubię cię, ale chyba nigdy was nie zrozumiem – Russell widział, że jak zwykle nie nakłoni Suutriego do nagięcia jego zasad – Podchodzimy do pierścienia, rozpocznij procedurę dokowania, Suutri. Jeszcze kilkanaście godzin i zacznie się jazda – powiedział do siebie Brumby.

 

 

 

Klub nazywał się „7 Piekieł". Tworzyło go siedem kolistych pięter z wolną przestrzenią w środku tworzącą antygrawitacyjny parkiet. Strefa ta umożliwiała także szybkie przemieszczanie się między piętrami, a całość przypominała gigantyczny lej niczym piekło Dantego. Poszczególne piętra dzieliły także bariery dźwiękowe pozwalające na puszczanie różnych rodzajów muzyki. Wyjątek stanowiło piętro 4 nazywane strefą ciszy (o ile pominęło się gwar rozmów setek istot). Klub wypełniało po brzegi kilkuset gości, a powietrze przesiąknięte było estrogenem, testosteronem oraz feromonami ludzi i obcych.

 

– 5 godzin kontroli. Wyobrażasz to sobie – pieklił się Russell – Na sam koniec naprawdę zacząłem się bać, że znajdą nasze kwiatki.

 

Siedzieli z Biancą przy jednym z barów, obaj zwróceni w stronę sali obserwowali kłębiący się tłum. Na wieczór Russell ubrał kolorową koszulę w geometryczne wzory, stare dobre jeansy oraz granatowe buty z powłoką fluorescencyjną. Właśnie rozpinał dolne guziki koszuli aby móc pokazać umięśniony brzuch.

 

– Zauważyłam, drogi kuzynie. Ja na koniec zaczęłam się bać, że wpadniemy przez twoje zachowanie, Byłeś blady jak ściana i wyglądałeś jakbyś miał zmienić się w reaktor plazmowy ze stopionym rdzeniem – Bianca roześmiała się perliście. Jak zwykle wyglądała niezwykle zmysłowo. Brumby od lat nie mógł się nadziwić co robi jego kuzynka, że jest seksowna we wszystkim, od kombinezonu próżniowego po bikini. On sam nigdy nie zaliczał się do przystojniaków. Na ten wieczór Bianca wybrała białe legginsy z jedną nogawką, tunikę z intel-wełny bez rękawów, pomagająca eksponować ruchome tatuaże na przedramionach oraz kozaki w kolorze ultramaryny. Ubranie było obcisłe, dzięki czemu wszyscy mogli podziwiać obfite piersi i krągłą pupę panny Delgado. Jej kruczoczarne włosy były rozpuszczone i ozdobione błękitnymi perłami.

 

– Jeden „Dark Star", panienko – droid-barman podał Biance czarno-zielony drink w szklance wyświetlającej co jakiś czas wybuch supernowej.

 

– Wielkie dzięki – dziewczyna wzięła pierwszy łyk i zmysłowo oblizała uszminkowane na czarno usta – Nie zamartwiaj się już, kuzynie. Tyle czekałeś na tę noc, dobrze ją wykorzystaj! Ja lecę, widzę interesującą mnie parkę – mówiąc to posłała mu całusa i tanecznym krokiem ruszyła w stronę jednego ze stolików. Kuzynka Russella podrywała tylko pary szukające mocniejszych wrażeń, znakiem rozpoznawczym dla amatorów trójkątów był właśnie koktajl „Dark Star".

 

– „Bursztynowy Wiatr", sir. Nic pan nie płaci – dodał droid podając kolejnego drinka. Russell tylko uśmiechnął się w odpowiedzi. Właściciel „7 Piekieł" był jednym z głównych odbiorców kwiatów homa i, oprócz sowitej zapłaty, zapewniał też załodze „Pajero" darmowe drinki oraz pokoje w pobliskim „Four Seasons" – wziął szklankę wypełnioną złotym płynem, wziął duży łyk i od razu poczuł działanie napoju. „Bursztynowy Wiatr" był mieszanką soku jabłkowego, proximańskiej whisky oraz naturalnych substancji pobudzających wydzielanie feromonów i potencję. Dodatkowo dla bywalców galaktycznych klubów oznaczał: „Szukam partnera lub partnerki do ostrej jazdy".

 

Russell podszedł do krawędzi parkietu i zaczął obserwować wnętrze klubu. Znajdował się w strefie ciszy więc ogłuszająca muzyka nie zaburzała jego percepcji. Parkiet pełny był par i samotnych tancerzy w pełni korzystających z braku ciążenia i wykonujących pełne wdzięku ewolucje. Wiele piękności z parkietu unosiło się w powietrzu w mini, nie przejmując się, że w pełni ukazują wszystkim swoje wdzięki. Brumby podziwiał je uśmiechnięty, żadna jednak nie była w jego typie. Piętro niżej zauważył grupę marines oblężonych przez napalone nastolatki w prześwitujących kombinezonach, a wyżej na parkiecie czwororękiego Klugza w objęciach ciemnoskórych bliźniaczek o czerwonych włosach. Russ pociągnął kolejny łyk drinka i zamknął oczy delektując się jego smakiem.

 

– Mogę skosztować? – przemytnik otworzył oczy i zamarł. Przed nim, jeszcze na parkiecie unosiła się Ilcyanka. Przedstawicielki tego gatunku zawsze były dla ludzkich mężczyzn seksem w ludzkiej postaci, hurysami prosto z Raju. Miały ogniście pomarańczową skórę, karminowe włosy, szafirowe oczy, błękitne pasma skóry od szyi w dół i ciała, których zazdrościła im każda naturalna lub niezmodyfikowana ludzka kobieta. Ilcyanka, która zaczepiła Russella miała kręcone włosy i promienny uśmiech ukazujący lekko szpiczaste, ale też urocze, ząbki. Ubrana była w luźną, falująca szatę bez ramion z głębokim dekoltem i długimi rozcięciami na biodrach. Brumby na mógł oderwać od niej wzroku, nigdy jeszcze żadna Ilcyanka nie zwróciła na niego uwagi i teraz był jak sparaliżowany. Obca piękność wzięła od niego szklankę muskając lekko jego dłoń. Gdy to zrobiła Russell znalazł się na skraju ekstazy, słyszał o ilcyańskich feromonach, ale to przekraczało jego najśmielsze fantazje. Kosmitka upiła łyk koktajlu i oblizała zmysłowo usta.

 

– Jesteś milczący, ale to mi nie przeszkadza. W końcu nie zamierzamy rozmawiać – uśmiechnęła się figlarnie, a Russell tylko przytaknął. Wiedział, że zachowuje się jak niedorozwinięty idiota, ale nie mógł uwierzyć w swoje szczęście – Jestem Neya, ale nie marnujmy czasu, moja koleżanka się niecierpliwi – Russell rozdziawił usta, ale nie zdążył nic powiedzieć bo Neya wciągnęła go na parkiet i pociągnęła na jedno z wyższych pięter. Jak otępiały wpatrywał się we wznoszącą Ilcyankę, a jej feromony sprawiały, że jedynym co czuł było nieludzkie wprost pożądanie. Neya gładko spłynęła z parkietu i poprowadziła go do stolika, przy którym czekała już jej przyjaciółka. Feromony Neyi upajały go, ale zdołał zauważyć, że na tym piętrze grano pop z początku XXI wieku, a koleżanka Ilcyanki jest niezwykle piękną kobietą o tęczowych włosach. Na stoliku przed nią stała pusta w połowie butelka „Smirnoffa" i szklanka „Bursztynowego Wiatru". Ona również uśmiechnęła się do Russella, bardzo drapieżnie.

 

– Mmm, więc to jest nasz dzisiejszy nabytek, moja droga – przyciągnęła do siebie Ilcyankę i pocałowała ją namiętnie. Russell skamieniał.

 

„Dwie nieziemskie laski" – myślał – „Albo dosypali mi coś do koktajlu i mam zwidy albo to jedyna okazja w życiu" – Russell – powiedział na głos – Jestem oszołomiony waszą urodą.

 

– I powinieneś być, misiaczku. Jestem Irina – mówiąc to wstała, podeszła do Russella i położyła mu rękę na brzuchu – Jednak potrafisz mówić, choć twój głos najmniej nie interesuje – obeszła go dookoła i dała klapsa w pośladek. Russell syknął z zadowolenia, obrócił się i pocałował Irinę w szyję. Kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na Neyę.

 

– Nasz nowy przyjaciel nie chce zwlekać. Idziemy, moja piękna?

 

 

 

Russell nigdy nie przeżył czegoś takiego, doświadczył ekstazy jakiej nie da się opisać słowami, pamiętał całe godziny dzikiego i niepohamowanego seksu. Ostatnim, co zapamiętał były gorące usta Ilcyanki. Russell Brumby obudził się gwałtownie – topił się. Zaczął gwałtownie łapać powietrze, poczuł coś jakby poręcze i wynurzył się z wody. Dopiero wtedy otworzył oczy i zamarł. Otaczał go las, prawdziwy szumiący las stuletnich ziemskich sosen.

 

– Co jest kurwa!? – krzyknął czym spłoszył kilkanaście skrzydlatych salamander, rozejrzał się i nagle stwierdził, że półleży w… wannie – Co to ma znaczyć do jasnej cholery?!

 

– Właśnie się obudziłeś, misiaczku – Russell spojrzał przed siebie i zobaczył miniaturowy hologram Iriny unoszący się nad wanną – Pewnie jesteś zdziwiony taką pobudką, ale cóż. Przejdę od razu do rzeczy, wycięłyśmy ci nerki – Brumby zamarł – Nie martw się, w ich miejsce wstawiłyśmy cyberzamienniki, powinny wystarczyć na miesiąc, zdążysz załatwić sobie klonowane – Irina uśmiechnęła – Przykro mi, że spotkało to akurat ciebie, byłeś naprawdę niesamowitym misiaczkiem, ale biznes to biznes. Żegnaj i nie szukaj nas. Chwilka, Neya chce cię pożegnać. Obok hologramu Iriny pojawiła się roześmiana Ilcyanka – Dziękuję ci, Russell, nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa i przepraszam! – oba hologramy zniknęły, a Russell został sam w wannie pośrodku lasu.

 

Zaczął intensywnie myśleć na głos:

 

– To chyba niemożliwe – z niemałym trudem wstał i spojrzał na swój brzuch. Zobaczył 2 malutkie blizny, spostrzegł też, że jest nagi. Wygramolił się z wanny i stanął boso na trawie – Do kurwy nędzy! Spełniona fantazja okazała się koszmarem. Nie mogę uwierzyć. I co teraz, kuźwa, zrobić? Jestem nagi pośrodku lasu, jak mnie złapią wsadzą mnie za obnażanie się, obym nie spotkał harcerzy. Cazzo! Mam nadzieję, że wciąż jestem na Sankt Hermagor.

 

– Myślę, że tak. To terraformowana planeta i sadzono tutaj sosny – przerażony Russell odwrócił się i zobaczył nagiego człowieka, sądząc po fryzurze był to marine.

 

– Ktoś ty?! – krzyknął Russ – Są tu inne wanny?! – wskazując ją i zauważając, że jest podłączona do samo filtrującego zbiornika wody oraz niewielkiego generatora.

 

– Sierżant Foster, ale teraz ważne jest czy daleko mamy do miasta. A wanien naliczyłem 8, jak dotąd pustych – marine uśmiechnął się – Też byłeś w „7 Piekłach"?

 

– Kurwa, tak! Ja pierdzielę, co to jest, czemu wycinają nerki, nigdy nie słyszałem o czymś takim – spojrzał podejrzliwie na Fostera – Też wycięli ci nerki?

 

Sierżant potaknął:

 

– Tak, słyszałem plotki o tym, ale zdarzyło się to w sąsiednim systemie. Istnieje ponoć gang złodziei nerek, który sprzedaje je potem Celamitom.

 

– Ale po co!?

 

– To ich przysmak – Brumby zamarł

 

– Chcesz powiedzieć, że zjedzą moje nerki? – marine przytaknął – Czemu nie kupią klonowanych?

 

– Podobno są mdłe.

 

Russell nie zdążył zadać kolejnego pytania. Z krzaków wybiegł nagi Thask, ponad dwumetrowy obcy o oliwkowej skórze i gigantycznym cielsku. Był nagi, co już samo w sobie było przerażające. Przyrodzenie Thasków było równie wielkie jak oni sami. Rozjuszony olbrzym podbiegł do nich i podniósł wysoko do góry. Foster i Brumby próbowali kopać Thaska po szyi, ale ten nie zwracał na to uwagi tylko ryczał im prosto w twarze.

 

– Kup miętówki! – krzyknął Russell – I mów po terrańsku – Thask chyba się opanował i spojrzał na obydwu trochę bardziej przytomnie.

 

– Ukradli mi gruczoł trawienny! Wiecie coś o tym? – obcy spojrzał na nich podejrzliwie, jego gatunek nie zaliczał się do wybitnie inteligentnych. Odpowiedział mu Foster:

 

– Jesteśmy goli jak ty i również bez ważnych narządów. Byliśmy w „7 Piekłach" i daliśmy się poderwać niegrzecznym laskom. A efekt masz przed sobą.

 

– Mnie uwiodła smakowicie włochata Gontalka – na te słowa Russella złapał odruch wymiotny, ale Thask nie zwrócił na niego uwagi. Uspokoił się, ale nadal trzymał obu mężczyzn. Nagle rozległ się głośny wizg, Thask upadł ciężko na ziemię, a Brumby i Foster obok niego. Obaj od razu zerwali się na nogi.

 

Na polanie stała Bianca z paralizatorem, w otoczeniu kilku marines w zbrojach bojowych.

 

– Tu jesteś Russ. Szukam cię od rana. Co za okaz! – dodała zerkając na powalonego Thaska

 

– Wszystko ok, sierżancie? – zapytał jeden z marines

 

– Jak nas znaleźliście? – spytał zdziwiony Russ

 

– Gdy rano wróciłam na statek Suutri powiedział, że właśnie dostarczono mu paczkę z twoimi rzeczami i współrzędnymi, kilkadziesiąt kilometrów od Morionstadt. Wystraszyłam się, że coś ci się stało i od razu wystartowaliśmy. Wylądowaliśmy kilkaset metrów stąd, a chwilę później przyleciał porucznik Singh – tu wskazała jednego z marines – Po drodze opowiedział mi, że to może być sprawka złodziei nerek. To prawda? – zapytała zerkając niepewnie na jego brzuch

 

– Tak! Kurwa! Nie ma czasu do stracenia, idziemy.

 

– Russ, musimy lecieć do szpitala.

 

– Mam to gdzieś, dały mi zamiennik, podobno działa miesiąc. A ja nie pozwolę, żeby ktoś zjadł moje kochane nerki! Gdzie jest mój statek?

 

– Russell, najpierw się ubierz, świecisz gołym tyłkiem – Foster, który właśnie wkładał bokserki, i pozostali marines patrzyli się na niego jak na opętanego.

 

– Na statku! – krzyknął Russell i pobiegł w krzaki – Muszę zadzwonić i poprosić kogoś o spłatę długu!

 

 

 

Magazyn w jakiejś zapuszczonej mieścinie na Padyszachu był pusty. Gdy eksplodowały drzwi i wpadli przez nie szturmowcy Służb grupa uwodzicielek właśnie kończyła transakcję.

 

– Nie ruszać się! Ręce do góry! – krzyknął oficer, podczas gdy jego podwładni otaczali zaskoczoną grupę.

 

Po chwili do magazynu wszedł Russell i Bianca, oboje uzbrojeni. Od razu zauważył Neyę, Irinę, nieznaną mu blondynkę, Gontalkę o rudozłotej sierści oraz przerażonego Celamitę, niskiego obcego o fizjonomii płaza. Na podłodze stało kilka pojemników medycznych.

 

– Moje piękne – Irina i Neya od razu go poznały – Oddajcie moje nerki!

 

– Mamy ich tu tyle, nie wiemy gdzie jest twoja – powiedziała Irina, próbując grać na zwłokę

 

– Nie kłam. Piękna Neya jest Ilcyanką, a oni oprócz urody mają też obsesję katalogowania. Na pewno wie, gdzie jest moja. Prawda? – przerażona Ilcyanka przytaknęła i podała mu bez słowa jeden z pojemników.

 

– Dziękuję ci, Neyu. Naprawdę mi przykro, że tak to się kończy – szturmowcy zaczęli już skuwać jej towarzyszki i kupca.

 

– Proszę cię, Russell – Ilcyanka chwyciła go za rękę, przestała już wydzielać feromony – Nie mogę trafić do więzienia. Nie pamiętasz tamtej nocy?

 

– Pamiętam bardzo dobrze, tamten poranek również! – krzyknął Russ

 

– Ale nie pamiętasz co robiliśmy? Ja nadal pamiętam twój smak.

 

– No i co… – nagle zauważył, że szturmowcy i Bianca dziwnie się na niego patrzą

 

– Chyba nie pozwolił pan Ilcyance na robienie loda?! – zapytał jeden ze szturmowców – Mam kumpla, który tak zrobił i teraz płaci alimenty.

 

Zapadła cisza, którą przerwał nagły wybuch śmiechu Bianki, przerażony Russell spojrzał na Neyę, która ze słodką miną powiedziała:

 

– Tak, Russell. Jestem z tobą w ciąży.

Koniec

Komentarze

Może zacznę od skojarzenia ;)
świstokret - skojarzył mi się ze świstoklikiem z Pottera, przez co na starcie podeszłam do tekstu z dystansem.
Końcówka (nie samo zakonczenie) wydała mi się juz trochę naciągana, taka zorganizowana szajka tak łatwo dała się złapać? Ogólnie trochę nie mój klimat całego tekstu, nie wpisał się też w moje wyobrażenie 'klimatu haremowego'. Zauważyłam brak kilku przecinków, ale nikt nie jest doskonały. Nie skupiałam się na wyłapywaniu błędów, bo cały tekst gładko się czytało. ^^
Gdybym mogła ocenić, byłoby 3.
Pozdrawiam.

Skojarzenie było całkowicie niezamierzone, nawet zapomniałem, że jest takie coś :-)

OK, do konkursu.

 

6 za pomysł i 4 za wykonanie. Razem wychodzi całkiem przyzwoita średnia 5. Nieźle się ubawiłem. Intergalaktyczna szajka złodziejek nerek, kto by pomyślał. Opowiadanie z gatunku lekkiej prozy satyrycznej i bardzo dobrze bo właśnie lekkość fabuły jest jego największym atutem. Pozdrawiam.

Całkiem zgrabne ale nie budzi rzadnych emocji. Nie buduje erotycznego napięcia, nie wzrusza i bawi też jakoś na pół gwizdka. Podobał mi się opis klubu - miejscówka naprawdę zacna :)

Nowa Fantastyka