
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
„Fajerwerki" – Harem 2011
Żołnierze pokrzykując i poszturchując mozolnie popychali tłumek zmęczonych, głodnych i zdecydowanie wrogo do nich nastawionych mężczyzn w kierunku statku. Młody kapral z ulgą patrzył jak wchodzą pojedynczo przez ciasny luk. Cieszył się, tak samo jak pozostali chłopcy, że mogą się w końcu pozbyć całej tej hałastry z obozu. Byli porządną planetą więzienną, a nie obozem dla uchodźców. Wszystkich chłopaków oddelegowanych do pilnowania tej grupy jeńców wkurzało, że musieli matkować około dwustu chłopa o których żaden z nich nie wiedział zbyt wiele, a góra nie kwapiła się by cokolwiek ujawnić. Sami więźniowie też zresztą byli raczej milczący. Kapral obrzucił wzrokiem tłoczących się mężczyzn, nie wyglądali na ułomków. Na pewno wiedzieliby co zrobić z gnatem lub nożem gdyby jakimś cudem dostali go w ręce. Niewiedza bywa taka wnerwiająca. Westchnął z irytacją.
– Niech jadą w cholerę – zamruczał sam do siebie.
Borgen wsiadał do oczekującego statku niemal z radością. Czuł, że teraz jest już blisko celu. Jego niezwykle rozwinięta intuicja mówiła, że ta podróż jest ostatnią na drodze do osiągnięcia celu. Wiele lat zajęło mu dojście tak blisko. Rozejrzał się wśród współwięźniów. Posłużył się nimi, ale nie czuł wyrzutów sumienia. Nawet jeśli nie wyjdą z tego żywi, stanowili bandę zbirów, z których każdy miał wystarczająco dużo na sumieniu by zasłużyć na stryczek.
– Panie Przewodniczący, połączenie zostało nawiązane, wszyscy gotowi – głos sekretarki wyrwał mężczyznę z zamyślenia. Jorge Schmidtt podziękował kiwnięciem głowy. Obrócił się w stronę monitorów.
– Witam Panowie. Jak mija dzień? – sześć widocznych na ekranach twarzy odpowiedziało sztucznymi uśmiechami na konwencjonalne przywitanie. Tych siedmiu ludzi utrzymywało ze sobą kontakt, ale spotkanie takie jak to, zebranie siedmiu, zdarzało się raz na kilka lat. Schmidtt poprosił o nie w trybie awaryjnym. Wiedzieli, że sprawa jest poważna.
Orientowali się co mogło zaniepokoić przewodniczącego. Federacja dwudziestu siedmiu planet zaczynała się chwiać. Wyglądało na to, że kilku durniów zapragnęło więcej niż było im przeznaczone. Konflikt szóstej i dwudziestej pierwszej zaczynał mieć wpływ na resztę, nagle wszyscy poczuli, że czegoś im brakuje, że chcą więcej władzy, pieniędzy, wpływów, cholera wie czego. A to mogło mieć wpływ na cały układ. Zniszczyć to co oni i ich przodkowie budowali przez ostatnie dwieście lat. Zdawali sobie sprawę, że nic nie rodzi się bez przyczyny. Konflikty choć na razie niewielkie w efekcie mogłyby mieć wpływ na obecną sytuację polityczną i gospodarczą. A to nie byłoby w interesie grupy. Wyglądało na to, że Schmidtt ma jakieś informacje, na tyle ważne, by chcieć spotkać się ze wszystkimi. Wszyscy wiedzieli, że jeśli chodzi o zdobywanie informacji on jest zawsze krok przed nimi. Nie znali jego źródeł, ale na pewno były bardzo dobre. Najlepsze.
Przewodniczący westchnął, wiedział, że musi być ostrożny. Każde słowo miało tu ogromne znaczenie.
– Wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę, że zaczyna się dziać coś niepokojącego. Sytuacja, jeśli nie zrobimy nic, może stać się bardzo poważna. Wiecie co to oznacza dla nas. Mam podstawy przypuszczać – na chwilę zawiesił głos, przyglądając się każdej twarzy po kolei – że konflikty nie są przypadkowe, a roszczenia szóstej i dwudziestej pierwszej skierowane do władz federacji nie do końca są pomysłem władz tychże planet. Udało mi się zabezpieczyć pewne źródła, będą dostępne do wstępnej weryfikacji za pięć dni w ośrodku Gazda. Chciałbym prosić abyśmy spotkali się tam wszyscy. To ułatwi podejmowanie ewentualnych decyzji.
Po chwili milczenia wszyscy kiwnęli głowami. To wystarczyło. Będą tam. Przewodniczący wiedział, że w ich głowach kłębią się teraz myśli. Nie byli głupcami. Domyślili się już, że ma jakieś informacje których teraz nie ujawnił. Zrozumieli też, że odpowiedzialnym za to całe zamieszanie musi być jeden z nich. Ktoś zapragnął więcej władzy.
Wchodząc do domu Jorge czuł się zmęczony i zniechęcony. Przez wiele lat razem z pozostałymi trzymali Federację w garści, zapewniając ludziom względnie dobre warunki życia na planetach, kontynuowali cel przodków. Władzę. Nad wszystkim. Oczywiście planety miały swoich gospodarzy, którzy często nie wiedzieli nawet, że ich decyzje nie zawsze są wytworem ich własnych przemyśleń. Manipulacja nie była trudna. Sporo osób od lat pracowało nad…komunikacją. Technologia to potęga. Zaszczepienie komuś jakiejś myśli nie sprawiało jego ludziom większych trudności. Oczywiście zdarzało się, że ten czy tamten był mniej podatny na sugestie. Ale to zawsze były jednostki. Żaden problem. Nic nad czym nie mógłby zapanować. Nie znaczyło to, że jego życie było całkowicie wolne od problemów, efekt jednego z nich powinien być teraz w sypialni. Idąc w tym kierunku uśmiechał się do siebie.
Shari czekała. Jorge wrócił. Nie musiała nawet słyszeć trzaśnięcia drzwi, i tak by wiedziała, tak jak wiele innych rzeczy. Niewiele tajemnic mogło się przed nią uchować. Czytała ludziom w myślach. Przy odpowiednim skupieniu potrafiła usłyszeć o czym myślą ludzie znajdujący się daleko od niej. Oczywiście najlepiej jej szło kiedy dana osoba przebywała w najbliższym środowisku. Praca na odległość wyczerpywała ją. Ten talent był efektem ubocznym modyfikacji którym została poddana będąc embrionem w próbówce. Zgodnie z założeniem miała być bowiem żywym wykrywaczem kłamstw. Takim którego nie trzeba podłączać do źródła. Wystarczyło, że była niedaleko. Miała też silną intuicję, szczególnie kiedy chodziło o nią samą. To jej przeczucia trzymały ją u boku Jorge od tylu lat. I to za jej podszeptem dziewczyna nigdy nie odkryła wszystkich swoich talentów przed nikim. Zresztą nawet o wyczuwaniu kłamstwa wiedział tylko Jorge. Musiał, bo to on ją stworzył, on i jego zespół pomylonych medyków. Poczuła znajome ukłucie złości na to wspomnienie. Jorge zatrudniał ich by prowadzili eksperymenty z osobami szczególnie uzdolnionymi. Tak to nazywali. Nie trwało to na szczęście długo, kiedy miała 4 lata, wydarzyło się coś czego nawet Jorge do końca nie rozumiał, tego była pewna. Tak jak całą swoją historię wyczytała to przez lata w jego umyśle. Tego dnia ktoś rozwalił cały ośrodek, dosłownie w proch, niszcząc przy okazji całą dokumentację, zabijając czwórkę pozostałych dzieci i wszystkich lekarzy przebywających w ośrodku. Jorge wyciągnął ją z piekła. Przyjechał tego dnia po papiery które zapomniał zabrać. To było siedemnaście lat wcześniej.
Pomimo wiedzy którą zdobyła przez te lata, ciągle z nim była. Ufała intuicji. Czekała na coś co miało nadejść i zmienić jej życie. Jorge nie był jej przeznaczeniem, ale miał ją do niego doprowadzić.
Przywołała na twarz senny wyraz, chciała wyglądać na wyrwaną z drzemki. Przelotnie pomyślała, że Jorge nie musi nic mówić. Wiedziała jak poszły rozmowy. Znała termin wyjazdu do ośrodka. Mieli jechać tam za trzy dni, nie za pięć. Ona nie musiała tam jechać, bo znała odpowiedź na pytanie Jorge. Kiedy odkryła, że podejrzewa o zdradę jednego z nich słuchała wszystkiego non stop. Wiedziała jednak, że pojedzie. Intuicja mówiła jej, że tam spotka swoje przeznaczenie.
Na dźwięk otwierających się drzwi otworzyła oczy i uśmiechnęła się do wchodzącego mężczyzny. Był już po czterdziestce, ale wciąż wyglądał świetnie. To niewątpliwie ułatwiało jej pozostawanie w tym miejscu.
-Witaj – powitanie zabrzmiało bardzo oficjalnie biorąc pod uwagę, że mówił to do nagiej kobiety, leżącej w jego łóżku, ale z Shari nic nie było takie jak by się mogło wydawać
– Co porabiałaś? Szykuje nam się podróż. Okręg Hamala, co ty na to? – Zapytał z uśmiechem zdejmując jednocześnie ubranie. Nie mógł czekać, nigdy nie mógł jeśli widział ją taką jak teraz. Przypuszczał, że wiedziała o tym jak bardzo jej zawsze pragnie.
Kiedy dorastała wiele dni zabrało mu przekonywanie jej, że tylko on gwarantuje jej bezpieczeństwo. Że tylko on może zapewnić jej spokój. Niewiele żądając w zamian. Ot, rzut oka na kogoś od czasu do czasu. Przysłuchanie się kilku rozmowom. Nic szczególnie męczącego. Wierzył też, że jest z nim szczęśliwa. Starał się i zamierzał postarać się znowu. Nie wymagało to wielkiego wysiłku z jego strony, sam widok jej ciała wyciągniętego na łóżku rozpalał go do nieprzytomności, dręczące pragnienie budziło się w okolicach lędźwi. Zawsze miał ochotę po prostu wejść w nią najgłębiej jak to możliwe. Zatrzymać czas i trwać tak aż do końca świata.
Podszedł do łóżka, nagi położył się obok. Opuszkami palców rozpoczął powolną wędrówkę od jej kształtnej stopy po udo. Przesuwając dłoń przez kość biodrową skierował ją na brzuch, otoczył palcem wskazującym pępek i delikatnie masując mostek przesuwał aż do pełnej piersi. Zamknął dłoń z cichym jękiem. Jej skóra była tak gładka, że ręka niemal ześlizgiwała się z miękkiego wzgórka. Pocałował ja mocno, głęboko. Przesunął szybko rękę na pośladek, ścisnął. Wiedział, że nie jest w stanie dłużej czekać, zsunął się na podłogę, przyklęknął przy łóżku pociągając ja na siebie. Gwałtownie wsunął się w środek. Mocno zacisnął dłonie na jej tali. Kochał ją mocno i gwałtownie. Wiedział, że tak lubiła.
Shari pozwoliła myślom krążyć bezładnie pod zamkniętymi powiekami. Cieszyła się uczuciem wypełniającym jej biodra miłym ciepłem. Jakiś czas wcześniej musiała mu pokazać jak dokładnie ma ją kochać. Początkowo próbował gier wstępnych, długich pieszczot. Pocałunków. Nie bawiło jej to. Pragnęła czułości, tyle tylko, że nie od niego. Od nikogo jak dotąd. Od niego chciała tylko szybkiego odprężenia. Lubiła sex i tyle. Tak jak lubi się czekoladowe ciasto. Wiedziała, że jest atrakcyjna. Wysoka, poruszała się z kocim wdziękiem. Niezwykle regularne rysy twarzy, oczy i włosy barwy miedzi tworzyły niepokojącą całość. Niejednokrotnie słyszała pożądliwe myśli spotykanych mężczyzn czy kobiet. Widziała w ich umysłach co i jak by chcieli z nią zrobić. Wielu chciało zdobyć ja dla siebie. Zdecydowała jednak zostać z Jorge. Do czasu oczywiście.
Potem będzie mogła odejść. Wiedziała już gdzie. Miejsce wybierała długo i starannie. Musiało być wolne od władzy siedmiu. Poza ich obszarem interesów. Oznaczało to długą podróż. Ale nie dbała o to. Ta podróż będzie początkiem jej nowego życia.
Trzy dni później wsiedli na pokład prywatnego promu Jorge. Będąc tym kim jest Jorge musiał podróżować bezpiecznymi środkami transportu. Prywatny prom kosmiczny wyposażony we wszystkie możliwe rodzaje nowoczesnej broni łącznie z kilkoma niedużymi głowicami jądrowymi i armią najemników był tym co miało mu zapewnić bezpieczeństwo. Shari kwaśno uśmiechnęła się do siebie w myślach. I bardzo dobrze, Coś z tego arsenału może jej się przydać.
Jorge, swoim zwyczajem nie mówił jej gdzie konkretnie lecą. Nigdy jej nie mówił zbyt wiele, chyba starając się zachować wrażenie, że to on jest siłą dominującą. Uśmiechnęła się do siebie. Czuła się podekscytowana. Jak dziecko przed gwiazdką. Już niedługo.
– Po drodze zawiniemy na chwilę do portu Gazda. Mam tam coś do załatwienia. Przedstawię Cię paru osobom. Pokażę kilka rzeczy. Być może…poproszę o przysługę. – Jorge zawiesił na chwilę głos oczekując. Kiwnęła głową z miną mającą świadczyć, że w zasadzie nie ma to znaczenia. Słuchała go jednak uważnie, chciała mieć pewność dla jakich dokładnie „atrakcji" ją tu przywiózł. Wiedziała, że ma odczytać kilkaset osób. To nie będzie łatwe. Nawet dla niej.
Wieczorem dotarli do bazy portu. Przewodniczący miał tam swój apartament. Pozwolił jej na chwilę samotności i poszedł załatwić kilka telefonów. Stanęła przy oknie. Poczuła chłód. Objęła się ramionami, miała gęsią skórkę, sutki mocno sterczały pod materiałem sukienki. Nie zwracała na to uwagi. Starała się skupić. Ostatnie trzy dni poświęciła na przygotowania i planowanie konkretnych posunięć na najbliższe godziny. Teraz nadszedł czas na konkretne ruchy. Zamknęła oczy, słuchała. Grupa mężczyzn była ulokowana w podziemiach budynku bazy. Według planów prowadziły tam dwie drogi. Szybka i wygodna winda i korytarz drążony w skale, prowadzący na wybrzeże. Droga ewakuacji w razie niebezpieczeństwa.
Znała już dojścia, hasła. Kilka następnych godzin samotności, kiedy Jorge będzie zajęty gdzie indziej zamierzała poświęcić na ostatnie przygotowania. Najważniejszy był statek. I zabezpieczenie tyłów. Nie miała dużo czasu, Jorge chciał by zaczęła jutro rano, musiała się śpieszyć.
– Shari, jutro będę cię musiał prosić o przysługę… – padło od drzwi, odwróciła się wolno, otwierając oczy. Mężczyzna patrzył jej w oczy, po chwili zsunął wzrok niżej. Wciągnął powietrze patrząc jak materiał sukienki bezwstydnie opina jej sterczące sutki. Nie miała biustonosza, nigdy go nie nosiła. Czuł narastające pragnienie, wolno przesunął wzrok niżej. Złota satyna przepięknie układała się na biodrach i udach. Sukienka sięgała kolan, odsłaniając smukłe łydki i stopy w złotych klapkach. Dziewczyna opuściła ręce ruszyła w jego stronę. Podeszła i położyła mu dłoń z tylu szyi. Wsunęła rękę we włosy, masując przez chwilę. Mężczyzna zamknął oczy i jęknął. Rozpięła mu koszulę odsłaniając opaloną klatkę i twardy brzuch. Opadła na kolana. Rozpięła pasek i spodnie, gorąca męskość uderzyła z impetem w jej dłoń. Oblizała usta. Jorge przełknął ślinę, porozmawiają później…
Była poddenerwowana. Było już popołudnie, w pokoju obok znajdowała się szósta grupa mężczyzn. Nie starała się czytać ich myśli. Miała już to czego oczekiwał przewodniczący. Znała nazwisko zanim tu przyjechali, ale on o tym nie wiedział. Zresztą już pierwsza grupa zdradziła to czego potrzebowali. Była to banda najemników, brutalnych i chciwych. Po kilku tygodniach w więzieniu spuścili nieco z tonu, ale nadal nie chcieli odpowiadać na pytania. W sumie niewiele wiedzieli o zleceniodawcach. Nie musieli. Ktoś wystarczająco inteligentny potrafiłby domyślić się wszystkiego na podstawie tych częściowych informacji które posiadali. Przewodniczący na pewno był inteligentny. No i miał Shari. Mogła mu powiedzieć co chciał wiedzieć, ale czuła, że jest na to za wcześnie. Jej zdenerwowanie było wynikiem oczekiwania. Czuła, że to na co czeka całe świadome życie jest już niedaleko.
Przewodniczący kazał wprowadzić następną grupę.
– To już ostatnia na dziś. – Powiedział do dziewczyny – Widzę, że jesteś zmęczona.
Nie była zmęczona. Przeciwnie. Czuła, że ma coraz więcej energii.
Ostatnia grupa tego dnia składała się z cztenastu ludzi. Wszyscy wyglądali podobnie, brudni, zmęczeni, zniechęceni, wrodzy. Podejrzliwie patrzący na stojących w rogach i pod ścianami żołnierzy i śledczych za stołem.
– Zajmijcie miejsca panowie – powiedział jeden z przesłuchujących.
Usiedli na stojących w rzędach krzesłach. Czekali.
– Dziś tylko kilka pytań – powiedział jeden z mężczyzn za stołem.
– Pierwsze: kto i kiedy was wynajął, co mieliście dokładnie zrobić i jak wam zapłacono.
Patrzyli na niego z krzywymi uśmiechami na ustach. Pytano ich już o to, nawet jeśli któryś z nich coś już powiedział, to i tak w ich mniemaniu nic to nie dało. Podstawione osoby, fałszywe nazwiska, lewe konta. Gotówka gdzieś w skrytkach. Między sobą zastanawiali się po jaką cholerę ich tu w ogóle trzymają. Niewiele wiedzieli. Niewiele zrobili. Ktoś im przeszkodził zanim na dobre rozpoczęli rozróbę. Dawno powinni ich puścić, posadzić albo rozwalić, w zależności od humoru. Cała akcja była stracona zanim na dobre się rozpoczęła.
Siedzieli więc tylko, rzucając wrogie spojrzenia i zaciskając usta w twarde linie. Posrajcie się panowie śledczy jak chcecie a i tak niewiele osiągniecie.
Zgodna myśl wszystkich obecnych była niemalże widoczna w powietrzu.
Shari czuła pulsowanie żył w skroniach. Obserwowała mężczyzn w pokoju obok. Wszyscy wyglądali podobnie i patrzyli w kierunku śledczych. Żaden nie interesował się szybą z boku. Tak to przynajmniej wyglądało, ale czuła, że jeden z nich „patrzy na nią". Słuchał jej serca, umysłu, starał się usłyszeć jej duszę. Wiedziała, że jest podobny do niej. Jego umysł był inny, nie była w stanie usłyszeć co myśli. Kiedy próbowała, miała uczucie odbijania się od gumowej ściany. Nie sądziła, by zamykał się specjalnie, czuła, że już taki był. Musiał też wiedzieć, że ona tu jest i próbuje. Czuła tylko jak spokojne jest jego serce. Jak równe tętno. Starając się nie pokazać po sobie, że jest szczególnie na kimś skupiona przelotnie muskała go wzrokiem starając się zarejestrować jak najwięcej szczegółów. Długie kasztanowe włosy, krystalicznie niebieskie oczy, wąskie podobnie jak u innych zaciśnięte mocno wargi. Ubranie miał brudne i wymięte, tak jak u innych pobyt w bazie nie wpłynął dodatnio na jego formę. Widać było jednak, że pod spodem ma nieźle zbudowane ciało. Sposób w jaki siedział, obserwował otoczenie bez niepotrzebnego kręcenia głową sprawiał, że wyglądał jak przyczajona puma.
Wyglądało na to, że spotkała swoje przeznaczenie. To dla niego tu była. Przez jej głowę przelatywały tysiące myśli naraz, musiała szybko zmodyfikować swój plan. Teraz nie była już sama. Nowy plan powoli kształtował się wśród natłoku myśli. Nie był idealny, ale miała zbyt mało czasu by przygotować cokolwiek innego.
Aby go wykonać musiała dostać się jak najbliżej tego mężczyzny. Był na to tylko jeden sposób. Potrzebowała to tego Jorge, lekko skrzywiła wargi, nie spodoba mu się to.
Borgen zachowywał spokój, kiedy wyprowadzali ich z pokoju, był jednak dziwnie podekscytowany. Wiedział, że tego przyczyna znajdowała się w pokoju za szybą. Kobieta. Intuicja mówiła mu, że odegra w jego życiu poważną rolę. Miał uczucie, że już ją kiedyś spotkał. Nie chciał na razie uwierzyć sam sobie, ale podświadomie czuł, że może być jedną z nich. Jedną z kilkorga dzieci tak bardzo skrzywdzonych przez Schmidtta i jego kolesi. Cholera, był pewien, że wszyscy nie żyją. Uczucia przelewały się przez jego umysł i serce. Wyciągnie ją stąd. Jego głównym celem było znalezienie i zabicie Jorge, ale teraz czuł, że musi zrobić wszystko by uratować tę dziewczynę. Stała się dla niego ważna, tak po prostu.
Wspomnienia wróciły kiedy wracali po przesłuchaniu do sali. Na początku swojej kariery Schmidt chciał skupić wokół siebie grupę lojalnych ludzi, o specyficznych zdolnościach, która pomogłaby mu w utrzymaniu władzy. Lojalność zwykle osiągasz poprzez kompletne wypranie mózgu, im wcześniej zaczniesz tym lepiej. Zaledwie pięcioletni wówczas Borgen potrafił wpływać na otoczenie, jak to się potocznie określa, nikt nie mógł mu niczego odmówić. Było to jednak coś więcej niż tylko urok kilkulatka. Miał także niezwykle rozwiniętą intuicję. To zwróciło na niego uwagę Schmidtta, który uczynił z niego swojego pierwszego królika doświadczalnego.
Modyfikacja genetyczna wzmocniła naturalne predyspozycje. Kiedy pierwsze próby powiodły się zabrano go na stałe do ośrodka. Po wielu latach, kiedy wrócił do domu nie odnalazł nawet śladu po rodzicach, czy rodzeństwie. Rozpłynęli się w powietrzu, nie został nawet ślad. Ktoś skutecznie pozbył się wszystkiego.
Po nim przyszli następni, ale nie byli tacy jak on. Naukowcy hodowali ich jak kaktusy w doniczkach. Dobierając odpowiednie geny starali się stworzyć jednostki posiadające zdolności których potrzebował przewodniczący. Nauka może pozwalać sobie na wiele, ale tworzenie embrionów, hodowla ludzi była zabroniona prawem międzygalaktycznym i karana bardzo surowo.
Kiedy dorósł na tyle, by rozumieć skąd pochodzą inne dzieci, przeraził się. Czuł się z nimi związany, w przeciwieństwie do lekarzy, których nienawidził. Postanowił, że musi coś z tym zrobić. Wiedział, że genetycy nie doceniają go. Dość szybko zrozumiał, że lekarze nie powinni znać jego wszystkich możliwości. Czuł, że lepiej będzie, kiedy będą myśleć, że z wiekiem jego talenty słabną. Przez lata ukrywał jak naprawdę się rozwinął. Dzięki temu bez trudności mógł wykorzystać swoje umiejętności. Grał na emocjach, podmieniał próbki, fałszował dokumenty. Sprawił, że naukowcy zaczęli wpadać w panikę. Bać się wycieku informacji.
Ale aby doprowadzić do zarzucenia programu, potrzebował jednak czegoś więcej. Upozorowanie ataku z zewnątrz, tylko to gwarantowało podjęcie decyzji o zniszczeniu danych i próbek, zajęło mu prawie dwa lata. Kiedy w końcu nadszedł właściwy dzień, wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Niestety, nie do końca po jego myśli. Miał nadzieję wyciągnąć z tego dzieci. Nie udało się, tak przynajmniej myślał. On sam wcześniej przygotował dowody, że zginał na miejscu starając się zapobiec pogoni. Okazało się to skuteczne. Do tej pory myślał, że ocalał tylko on.
– Panie i Panowie wznieśmy toast – Jorge zwrócił się do siedzących wokół stołu osób – za spotkanie. Upił łyk wina. Odstawił kieliszek. Usiadł, uśmiechając się, wokół stołu zaczynały powoli rozwijać się rozmowy. Wiedzieli już, że na następne popołudnie zaplanowano poważne spotkanie. Lekko zaskoczyła i zdziwiła ich ta zwłoka. Ale nie starali się przyspieszać biegu wydarzeń, okazany niepokój mógł być niebezpieczny.
Shari słuchała rozmów jednym uchem, skupiona na własnym wnętrzu. Uprzedziła Jorge, że zanim ostatecznie będzie mogła coś powiedzieć musi zejść do sali na dole, musi posłuchać ich tam, gdzie czuli się bezpieczniej. Na górze, w pokoju z lustrem oni wszyscy byli bardzo spięci, ostrożni nawet w myślach. Odczyt nie był wiarygodny. Jorge niechętnie, ale przystał na to. Musiał być stuprocentowo pewny. Tu nie było miejsca na pomyłkę. Mieli iść tam rano, po południu przewodniczący chciał wszystko zakończyć.
Czekała ją pracowita noc. Wciąż kilka szczegółów czekało na dopracowanie.
Jorge stojąc w windzie obok dziewczyny, mimo napięcia i stresu związanego z sytuacją wciąż czuł napięcie seksualne. Pragnął jej znowu, tu i teraz. Nie podobało mu się, że musiał ją zabrać na dół, gdzie dwustu wygłodzonych ordynusów będzie oblizywać brody na jej widok. Wyobrażał sobie ich sprośne myśli. Czuł złość i zazdrość. Kochał ją. Od wielu lat. Już kiedy była małym brzdącem wiedział, że ona jest inna. Długo na nią czekał i nie chciał jej stracić. Nigdy.
Dźwięk otwieranej windy wyrwał go z zamyślenia. Wyszli na długi korytarz. Shari obrzuciła spojrzeniem układ pomieszczenia, Wiedziała już gdzie powinny być drzwi do właściwej odnogi korytarza. Rzuciła w tamtym kierunku spojrzenie. Są. Nie wiedząc dlaczego, poczuła że to dodało jej pewności siebie. Była chyba spięta bardziej niż sama się przed sobą przyznawała.
Doszli do głównej sali. Jorge nie zamierzał ryzykować. Weszła na przygotowany dla niej podest, tuż nad głowami więźniów. Jorge został z tyłu. Ci ludzie nie powinni go oglądać. Nawet jeśli najprawdopodobniej wszyscy skończą z kulką.
Nadszedł najtrudniejszy moment, nie miała innego wyjścia. Drzwi sali otwierały się tylko od zewnątrz. Aby ich do tego zmusić musiała zrobić to co konieczne. Przeskoczyła barierkę.
Czas jakby zatrzymał się w miejscu, Jorge ze zgrozą patrzył jak Shari przeskakuje balustradę, musiała oszaleć, to było jedyne co mu przyszło do głowy. Ze zgrozą w oczach rzucił się do barierki. Nad dziewczyną zamykał się tłum.
– Otworzyć drzwi – krzyknął biegnąc w kierunku korytarza. – Zabić każdego kto się do niej zbliży.
Borgen od razu ją poznał. Shari. Kiedy zrozumiał co chce zrobić miał ułamki sekund na reakcję, szepnął kilka słów do otaczających go ludzi, rzucając się w kierunku w którym spadała w tłum. Zdołał chwycić ją pierwszy, ściągnął z niej sukienkę jednym szarpnięciem, pozwalając by złapał ją tłum. Przycisnął ją do siebie i pociągnął w kierunku drzwi. Musiała wiedzieć, że ktoś je otworzy, inaczej by nie skoczyła…
Dziewczyna czuła wiele dotykających ją rąk, czuła też te właściwe, ściągały z niej sukienkę i ciągnęły w kierunku drzwi. Czuła jak tłum skupia uwagę na tym kawałku materiału. Jak w letargu szarpali kawałek tkaniny. Kiedy zrozumieli, że to tylko materiał było za późno, huk otwieranych gwałtownie drzwi skierował ich spojrzenia prosto w lufy pistoletów. Ktoś rzucił się na pierwszego z brzegu strażnika, rozległy się strzały. W zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na przesuwający się za plecami strażników ciemny kształt. Zamieszanie się potęgowało.
Na korytarzu Shari pociągnęła Borgena w kierunku sąsiednich drzwi. Musieli pozwolić wszystkim strażnikom dojść do sali. Kiedy kroki kolejnego oddziału zginęły w hałasie, powoli wyszli na korytarz. Bieg do bocznego wyjścia zajął im kilka sekund. Shari dobrze się przygotowała. Zamknęli za sobą drzwi. Pierwszy krok za nimi. Mężczyzna wyciągnął rękę – Borgen. Ujęła jego dłoń czując dziwne nieznane jej mrowienie w dole brzucha. Prawie nie mogła oddychać.
– Shari. – Uścisnęła jego dłoń. Nie była w stanie go czytać, coś ją blokowało i to było wspaniałe. Wiedziała jednak, że on chce tam wrócić. Nie znała przyczyny, ale nie mogła mu na to pozwolić. Nie musiał tam iść.
Popatrzyła mu w oczy
– Już w porządku, nie musisz tam iść. – powiedziała patrząc mu prostu w oczy, nie było czasu na tłumaczenie – O wszystko zadbałam. A teraz chodźmy. Widziała, że się zastanawia. Ale po chwili uśmiechnął się. Kiwnął głową. Odetchnęła z ulgą.
Dojście do końca przejścia zajęło im około dwudziestu minut. Musieli się pośpieszyć. Mieli tylko jedną szansę.
Statek był tam gdzie go ukryła. Szybko podeszła do konsoli. Sprawdziła ekran radaru. W okolicy nikt nie uruchamiał żadnego statku. Szybko wprowadziła sekwencję lotu szybowego. Bardzo nisko. Nie było potrzeby wystawiać się na widok zbyt wcześnie. Odlot na bezpieczną odległość zajął jej około siedmiu minut, cały czas monitorowała radar. Spokój. Nikt nie wykazywał chęci na podróże. Prawdopodobnie ciągle szukali jej w budynku. Spojrzała na zegar. Jeszcze trzy minuty. Z uśmiechem odwróciła się do Borgena. Patrzyła na jego twarz. Był bardzo przystojny, bardzo jej się podobał, a jeszcze bardziej podobał jej się jej wyraz.. W końcu każda kobieta tego właśnie oczekuje od swojego mężczyzny, szczególnie jeśli stoi tylko w majtkach.
– Lubisz sztuczne ognie? – spytała z tajemniczym uśmiechem. – Duże.
– Oczywiście. Im większe tym lepsze. – odpowiedział. Podszedł i objął delikatnie jej talię, gładząc po plecach. Zamruczała cicho, lekko wyginając plecy. Pierwszy raz w życiu miała ochotę na grę wstępną. Pochylił się i lekko pocałował ją w usta. Odpowiedziała dość żarliwie. Płomień w dole brzucha zaczynał rozpalać się coraz intensywniej.
W dole za nimi pojawił się błysk a chwilę potem smuga dymu w charakterystycznym kształcie.
No proszę, pomyślała dziewczyna, więc jednak romanse nie kłamią, rzeczywiście można w takiej sytuacji zobaczyć fajerwerki…
OK, do konkursu.
Kolejne dobrze napisane opowiadanie konkursowe. Wciagająca histria, którą czyta się jednym tchem. Niezłe sceny erotyczne. Jedna szczególnie zapadła mi w pamięć: Rozpięła pasek i spodnie, gorąca męskość uderzyła z impetem w jej dłoń. Cholera facet musiał byc nieźle napalony. Ogólnie, wrażenia z czytania jak najbardziej pzytywne. Pozdrawiam.
A mnie podobało się średnio. Kilka zdanek mi tam zgrzytnęło po drodze i kilka brakujących przecinków rzuciło się w oczy, ale nic szczególnie rażącego. Za to trochę więcej erotyki zabrakło, bo w sumie w całym opowiadaniu jest tylko jedna rozbudowana scena, za to dwie następne są raczej w domyśle.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Dobrze napisane, ale raczej nie pozostanie mi w pamieci na dłużej. Sceny erotyczne są spoko i trzeba przyznać, że to ci wychodzi, nawet jeżeli "pozostaje tylko w domyśle", za to cała historia trochę mnie znudziła i nie miałam ochoty dowiedzieć się, co sie stanie z bohaterami. Ode mnie 4.
Całkiem całkiem, ale niestety bez fajerwerków ;) Zauważyłam bardzo dużo kumulacji słówka "był/była". Sama historia spoko, chociaż relacja Jorge i Shari w ogóle do mnie nie przemawia. Scenki całkiem przyjemne. 4