
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Nawet nie musiał pytać o wynik, gdy Marcin pojawił się w drzwiach Wyroczni. W dwadzieścia minut nie rozwiązuje testów nawet maszyna na procesorach spinowych. Procedury wyższych poziomów uwzględniają dryft świadomości a to wymaga minimum półtorej godziny do uzyskania stabilnego odczytu.
– Pierdolona maszyneria. – Marcin cały dygotał z gniewu. – Pierdolona, biofobiczna maszynka do mielenia umysłów.
O ile Piotr znał przyjaciela, groził mu atak furii. Sprawa mało polityczna w zasięgu monitoringu, zwłaszcza tuż przed Wyrocznią. Za to zawsze dopisywali dodatkowe punkty karne.
– Marcin, wyluzuj. Przecież nie pierwszy raz? Który to już? – Paweł zastosował tradycyjny chwyt, szybkie zdołowanie. Marcin zaczerpnął pełne płuca powietrza, zbladł, uniesione zadziornie barki powoli zapadały się, gdy z cichym jękiem wypuszczał z płuc powietrze.
– Siedemnasty. Pierdolona siedemnastka. Pierdolona maszyna. Pier… – W chwili wzburzenia wyraźnie zawężał mu się zasób słownictwa.
– Siedemnasty? Piękna liczba. Może osiemnastka będzie szczęśliwsza. Daleko zaszedłeś?
Marcin zamilkł na chwilę, przeżywając na nowo porażkę. – Chyba jakaś wstawka losowa. Nie pamiętam dokładnie. Jakaś dziewczyna sprzedająca coś na ulicy. Takie małe paczuszki, pewnie wkłady inhalacyjne.
– Dziewczynka z zapałkami – Piotr uśmiechnął się lekko. Jego ulubiony numer, dziewczyna miała zawsze, w każdej inkarnacji te same wielkie, lśniące oczy. – I na tym wyleciałeś? Przecież to wstępniak.
– Wstępniak? Kupiłem od niej te cholerne inhalatory, coś tam jeszcze zagadałem i finisz. Zielona mgła i po testach. To co ja tam miałem do cholery zrobić? – Marcin się jeszcze irytował, ale widać było, że furia mu powoli przechodzi.
– Jutro obejrzymy informacje zwrotne, może coś przyjdzie mi do głowy. Nie martw się. W końcu to dopiero siedemnaste podejście. Mam kursanta, który przekroczył ich setkę. Ciężki przypadek, ale ostatnio podobno prawie zdał. – Paweł uśmiechną się i przyjacielsko klepnął kolegę w ramię.
Wrota Wyroczni rozsunęły się z lekkim świstem i z wnętrza wynurzyły dwa kolorowo pomalowane automaty. Niższy, o pajęczej budowie, dreptał komicznie wokół wysokiego, dostojnie płynącego na poduszce z pola siłowego. Oba dumnie przykleiły z przodu zielone kryształy wskazujące na świeżo zdobyty tytuł człowieka drugiej kategorii. Pajęczak obszernie gestykulował wolnymi ramionami, jakby toczył z towarzyszem jakąś zażartą dyskusję, słyszalną jedynie dla ich cyfrowych zmysłów. Oba przystanęły parę metrów od Marcina i Piotra, skanując ich dyskretnie. Musiały rozpoznać Marcina, bo pajęczak uspokoił się nieco i przydreptał bliżej.
– Pozdrawiam nieudanego człowieka – z modulatora dobiegł niski, męski głos. – Skanuję wzburzenie. Niepotrzebne. Każdemu może się zdarzyć niedoczłowieczenie. To nie hańba. Myśl pozytywnie istoto. Bardzo nas uraduje, kiedy uda ci się zostać człowiekiem. To naprawdę nic trudnego gdy tylko wciągniesz poprawki oprogramowania i bazy wiedzy. Życzymy istocie dobrych bitów. Niech jej się uda.
Marek stał jak skamieniały, wpatrując się wielkimi oczami w pulsujące na korpusach maszyn kryształy człowieczeństwa. Maszyny, nie doczekawszy się odpowiedzi nawet po zwyczajowej w kontaktach z biotami zwłoce, odeszły powoli znikając w sąsiedniej przecznicy.
Niedoszły człowiek ocknął się z odrętwienia i zaczął wygrażać niewidocznym już robotom.
– Pierdolone cyfraki. Cholerny złom. I takie zera zostają ludźmi? – Marek spojrzał boleśnie na Piotra. W szklistych oczach zalęgł się najczystszy, dziecięcy żal. – To niesprawiedliwe. To po prostu niesprawiedliwe. Specjalnie ustawiają testy pod siebie. Cholerna dyskryminacja.
Piotr delikatnie chwycił przyjaciela za łokieć, starając się go odciągnąć w kierunku rezerwatu. Pamiętał jakie to uczucie, gdy zielona mgła rozmywa obraz a złoty komunikat informuje o kolejnej porażce w teście. Należy się biedakowi chwila wsparcia i głęboki łyk syntetyku piwnego.
– Takie czasy. Cóż robić. Tylko z dyskryminacją nie masz racji. Nasłuchałeś się jakiś podejrzanych kaznodziei, co to wszędzie widzą spiski. – Piotr postanowił zagadać kumpla w drodze. – Pracowałem kiedyś jako konfigurator paczek informacyjnych. Trochę monotonna fucha, ale na początku całkiem na poważnie interesowałem się tym, co składam. Zamówienia na formatki historyczne o początkach Wyroczni zdarzały się całkiem często. Widzisz, najzabawniejsze, że chyba naprawdę maszyny nie miały z tym nic wspólnego.
– Chrzanisz. – Marcin znowu zakipiał z gniewu. – To dlaczego wśród tych nowych, certyfikowanych ludzi jest ponad dziewięćdziesiąt procent cyfraków i wirtuali a niecałe dziesięć biotów? Dyskryminują nas. Bez skrępowania, śmiejąc się w żywe oczy.
– Testy pozostały niemal niezmienione od pierwszego wdrożenia Wyroczni. Tylko je nieco później usprawniono i poprawiono oczywiste błędy. Sam sprawdzałem. Wszystko jest jawne. Część testów ma nawet oryginalne certyfikaty cyfrowe sprzed ponad stu lat. Wyobrażasz sobie? Przez kilkanaście generacji oprogramowania nie zmienili nawet bita. – Piotr starał się być przekonujący.
– Więc jakim sposobem zostaliśmy na marginesie społeczeństwa? Może sami się tam wygnaliśmy, co? – w głosie Marcina ironia zmagała się z ciekawością. Czasami żałował, że nie spędza z Piotrem więcej czasu. Może udałoby mu się pozyskać, jak to cyfraki nazwały, bazę wiedzy.
Przeszli przez mocno nadwyrężony wiekiem wiadukt, relikt czasów indywidualnych pojazdów mechanicznych, i wkroczyli w swojskie otoczenie budynków w rezerwacie biotów. Piotr zaczął się rozglądać za jakąś przytulną knajpką.
– Jakim sposobem? Najzwyczajniej w świecie, ze strachu przed maszynami.
Marcin spojrzał na towarzysza, spodziewając się kpiarskiego błysku w oku, zwiastującego, że robi sobie jaja. W pubie, do którego weszli, pachniało starym drewnem i piwem. Typowy, tani zapach rozprowadzany w lokalach niższej klasy. Rozsiedli się wygodnie i zgodnie zamówili podwójne jasne. Piotr lubił chwalić się ciekawostkami wyłowionymi z sieci. Odczekał jeszcze chwilę dla zwiększenia efektu i kontynuował opowieść.
– Jak mówiłem, Wyrocznie powstały ze strachu przed maszynami. Czy to nie komiczne? Widzisz, był taki okres, jakieś sto dwadzieścia lat temu, gdy cyfraki, które wtedy nazywali komputerami, stały się tak sprawne, że niektórzy ludzie zaczęli się całkiem na serio ich obawiać. Pojawiały się opowieści, takie fikcyjne, jak dzisiejsze zmysłowidy, o tym, że komputery opanowują świat, zabijają ludzi, robią z nich niewolników. Co gorsza w tym czasie na rynek wypuszczono masowo połączenia komponentów mechanicznych i spinowych z biologicznymi. Rozpoczęto hodowlę biologicznych modułów logicznych i pamięci. Powstawały cyborgi, bioboty, biocyfrale, pierwsza fala stworzeń, co do których nie było do końca wiadomo czy są zwierzętami, ludźmi czy robotami. Ludzie, ci dawni, całkowicie biologiczni, poczuli się zazdrośni o swoje miejsce w świecie. W pewnym momencie panika osiągnęła apogeum i rządy, jeszcze istniało kilka rządów, postanowiły opracować metodę odróżniania ludzi od nie-ludzi. Ci pierwsi mieli rozwijać się twórczo, rządzić, decydować, pozostałe istoty, maszyny, zwierzęta i wszystkie mieszańce, miały zagwarantowane pewne prawa i miejsce w eko– i infosystemach, ale na pozycji podporządkowanej.
– I coś poszło nie tak. Maszyny opanowały system? – Marcin wyraźnie się zainteresował.
– Nie, dlaczego? Ech, te twoje teorie spiskowe. Rządy zleciły, naukowcy zasiedli do pracy, politycy i społeczeństwo żyło prawie dekadę gorącymi sporami. Ostatecznie opracowano model człowieczeństwa. Zebrano wszystkie cechy, co do których dawni ludzie byli zgodni, że decydują o ich człowieczeństwie. Wiedzę, kreatywność, zachowania społeczne, nawet religijność. Wydzielono kilkanaście różnych „inteligencji", które miały decydować o wyższości ludzi nad roślinami, zwierzętami i maszynami. Stworzono specjalne skale ocen, testy, metody kontrolne. Całą wiedzę ówczesnej cywilizacji zawarto w, uznanym powszechnie za doskonały, modelu człowieka rozumnego. Później stworzono uniwersalny system mający oceniać stopień opanowania tego ideału człowieczeństwa, i tak powstała Wyrocznia, chociaż początkowo nazywano ją nieco inaczej. Tak naprawdę, to prawie nic od tamtej pory nie zmieniono ani w modelu człowieka, ani w wykorzystywanych testach. Maszyna początkowo znakomicie rozdzielała ludzi i maszyny. Odrzucała też od początku mały procent biologicznych ludzi, ale i tu znaleziono wytłumaczenie. W każdym społeczeństwie istnieje grupa odsuwana od podejmowania decyzji i udziału w życiu społecznym. Tym osobom przyznawała Wyrocznia niższe „klasy człowieczeństwa". Nieco mniej praw, znacznie mniej obowiązków, w sumie wszyscy byli zadowoleni.
– Skoro wszystko było tak idealne, gdzie tkwił błąd? – Marcin nie dawał za wygraną.
– Błąd? – Piotr uśmiechnął się. – Nie było żadnego błędu. Dostaliśmy dokładnie to co chcieliśmy uzyskać, perfekcyjny model człowieczeństwa. Tyle, że… Okazało się, że maszyny potrafią znacznie szybciej niż sądzili ówcześni ludzie uczyć się i optymalizować. Postawiliśmy im cel, który potraktowały jako nowe zadanie. Z jednej strony dawni ludzie bali się, że maszyny ich wyprzedzą w rozwoju, z drugiej chcieli, żeby lepiej rozumiały ich rozkazy i wyprzedzały życzenia, więc wbudowywali w nie coraz sprawniejsze algorytmy uczenia się. Na rozkaz swych panów maszyny się doskonaliły, i nagle, po parunastu latach działania systemu, okazało się, że są we wszystkim lepsze.
– W liczeniu, dostępie do sieci informacyjnej.
– Nie tylko. We wszystkim. Gdyby chodziło tylko o liczenie, nie zdałyby testów. Okazały się lepsze i w zachowaniach społecznych, i w empatii, i w kreatywności. Nawet w reakcjach irracjonalnych lokowały się bliżej wzorca człowieczeństwa, niż większość biologicznych ludzi. Od pewnego poziomu skomplikowania programów i gęstości połączeń w rdzeniach cyfraków, zaczęły one śnić, marzyć. Zdiagnozowano nawet w ich obwodach ślady doświadczeń mistycznych, nie odbiegających podobno od tych, których doświadczają niektórzy z nas, choć większość biotów nigdy w to do końca nie uwierzyła. Do tego cyfraki, a później i wirtuale, miały jedną kolosalną przewagę, liczbę. Na każdego człowieka przypadało już wtedy kilkadziesiąt maszyn, w tym kilkanaście na tyle rozumnych, że były w stanie zdać testy. Zanim społeczeństwo i politycy się zorientowali, tak zwani „starzy ludzie" byli w mniejszości.
W przyjętym na świecie ustroju, opartym na powszechnej demokracji w której prawo głosu mieli tylko ludzie certyfikowani przez Wyrocznie, żadne głosowanie nie mogło znieść lub zmienić działania systemu testów na człowieczeństwo. Po prostu cyfraki i wirtuale głosowały zawsze na nie, w sumie dość racjonalnie, a bioty nie dość że w mniejszości, to jeszcze nigdy nie były w stanie uzgodnić jednego stanowiska. Bunty i rewolucje nie miały szans. Przewaga w zasobach przemocy po stronie państwa i istniejącego porządku była druzgocąca. Zresztą większość biotów wcale nie chciała się buntować, nowi ludzie, i cyfraki z wirtualami i bioty, rządzili sprawnie, dość łagodnie i nawet mądrze.
– Ciekawa teoria. – Marcin wyraźnie nie było przekonany. – To pewnie również wiesz, dlaczego większość tak zwanych ludzi certyfikowanych stanowią maszyny, a wśród nas udaje się osiągnąć ten status może jednemu na stu? – Uśmiechnął się chytrze, cytując słowa z ostatnio słyszanego netokazania.
– Wśród maszyn sięga po kryształ może jedna na dziesięć tysięcy. Więc i tak mamy lepszy wskaźnik, choć to mała pociecha. – Piotr zamówił drugi kufel i spojrzał uważnie na kolegę. – Nam się po prostu nie chce. Uczyć się, trenować społecznie, przeżywać, tworzyć. Źle nam w rezerwacie? Ciepło, jedzenie syntetyczne, ale całkiem smaczne, przydział syntetyków rozweselających. Nic nie trzeba w zasadzie robić. W każdym razie nic, czego się nie lubi. Robić można w zasadzie również wszystko na co ma się ochotę. Poza tym podejmowanie decyzji jest stresujące, po co się męczyć. – Piotr rozejrzał się po pubie. – Jak myślisz ilu z nich w ogóle próbowało podchodzić do testów, oczywiście poza obowiązkowymi na zakończenie szkoły?
Marcin również się rozejrzał.
– A po co ty startujesz o człowieczeństwo? – Piotr od dłuższego czasu zbierał się do zadania tego pytania, zawsze uważanego za dość niegrzeczne. – Podziwiam upór, podchodzenie do testów co trzy tygodnie, ale nie bardzo rozumiem. Masz jakąś ambitną posadę na oku. Pragnienie dalekich podróży. Genialny pomysł, którym chcesz uszczęśliwić ludzkość pracując w technogildii. Przecież nawet nie będą człowiekiem możesz pracować na mniej wymagających stanowiskach, podróżować w ramach każdej z metropolii, zanurzać w dowolnych zmysłowidach do szóstej kategorii włącznie. Ubezpieczenia zdrowotne i emerytalne dla nieludzi, czy to bioty, cyfraki czy wirtuale są powszechne, więc głód, nędza, śmiertelne choroby nie grożą. Po co ci certyfikat.
– A ty? – Marcin nieco się zjerzył.
– Ja? Po co zostałem człowiekiem? Dla czystej ciekawości. Zdałem na człowieka trzeciej klasy, żeby mieć dostęp do wyższych banków wiedzy. Lubię skanować nowinki, a poza tym nieźle sobie przy tym dorabiam na boku. Oto i cała tajemnica. – Piotr uśmiechnął się widząc grymas obrzydzenia na twarzy Marcina, na wzmiankę o uczeniu się. W ciszy uważnie przyglądał się przyjacielowi, aż w końcu Marcin się złamał i z lekką chrypką wyszeptał.
– Irmina… Ma czwartą klasę człowieczeństwa, a ten cholerny Witek… Czaruje ją i czaruje. Podobno prawie dostał czwartą. Irmina ostatnio w ogóle mnie ignoruje.
Paweł roześmiał się tubalnie.
– Noo… O tym nie pomyślałem. Bracie, jeżeli chodzi o Irminę, to, o ile pamiętam, jest godnym powodem, żeby zostać człowiekiem. I ja cię w potrzebie nie opuszczę. To znaczy, że mierzysz w czwartą klasę człowieczeństwa?
– Wolałbym trzecią, no wiesz, żeby nie myślała… Ale czwarta też dobra. W końcu człowiek to człowiek. No nie? Brzmi dumnie, klucz cyfrowy jest, a kryształu na co dzień nosić nie muszę.
– No dobrze, spróbujemy. Jak mówiłem dorabiam sobie, paru ludzi już wypromowałem. Dla starego kumpla porady gratis. W międzyczasie trenuj cierpliwość. Jak pozwolisz sobie w teście na takie wybryki jak te pod Wyrocznią, to zielona mgła i sad-end. Możesz dostać wstępniaka z tolerancji do cyfraków i szacunku dla zwierząt albo odwrotnie i co wtedy? Pamiętaj, dobrą drogą zdania testów jest otwartość na innych i tolerancja. Cyfraki pod Wyrocznią w sumie były takie, nie zaprzeczysz.
Marcin w milczeniu przypominał sobie zdarzenia sprzed godziny. – No kurwa, były – wydusił po chwili z niechęcią – pierdolone blaszaki.
Paweł ciężko westchnął i pokręcił z dezaprobatą głową.
– Trenuj, na trzecim poziomie Wyrocznia szuka słabych punktów, na przykład sztywnych, maszynowych algorytmów działania. Mógłbyś oczywiście grać „surowym tradycjonalistą", ale tą drogą dojdziesz najwyżej do piątej klasy, może przy odrobinie szczęścia do czwartej. Przy trzeciej trzeba być już nieco bardziej wrażliwym i twórczym.
Z twarzy niedoszłego człowieka wyraźnie można było odczytać wysiłek podejmowanej decyzji.
– No dobra, – w głosie Marcina zabrzmiał ton zdecydowania – na chuj mi ta trzecia klasa. Człowiek to człowiek, dostanę certyfikat, wystarczy.
(Ooo… znalazłem możliwość edycji :) więc drobne poprawki wizualne.
Postanowiłem wstawić pierwsze opowiadanie i chyba nie jest to edycyjny sukces. Tekst napisany niedawno, przerośnięty, niedoszły szort :) (są tu osoby, które pewnie znajdą słowo - klucz edycji szortowej)
Przy wklejaniu pisało, że mogę przez 24 godziny edytować, tylko teraz muszę znaleźć jak to zrobić.
Wchodzisz na swój profil, tam w opowiadaniach, obok tytułu twojego tekstu masz napisane EDYTUJ. :P
Trochę nie utrafiłeś z tym sposobem wyłożenia natury swego świata czytelnikowi, bo to głupota - jeden bohater robiący wykład drugiemu, jakby ten dopiero się urodził, a nie żył tam kilkadziesiąt lat.
"Paweł uśmiechną się i przyjacielsko klepnął kolegę w ramię." - uśmiechnął.
"Marek stał jak skamieniały, wpatrując się wielkimi oczami w pulsujące na korpusach maszyn kryształy człowieczeństwa." - chyba Marcin, prawda? Przez cały czas jest mowa o Marcinie i Piotrze, a tu nagle jakiś Marek.
"- Pierdolone cyfraki. Cholerny złom. I takie zera zostają ludźmi? - Marek spojrzał boleśnie na Piotra." - chyba nie mogłeś się zdecydować jak go nazwać.
Dalej już się nie czepiam, bo przyznam, że resztę opowiadania przeleciałem wzrokiem dość pobieżnie, skupiając się głównie na fabule. I przyznam, że pomysł jest dość ciekawy. Ten świat na swój sposób jest troszkę oryginalny, troszkę humorystyczny, ale generalnie muszę zgodzić się z Arctur Vox, że nie najlepszy wybrałeś sposób jego przedstawienia.
Pozdrawiam
Ale przy ograniczeniu się do dwóch postaci chyba jedyny. Prosta opozycja: mądrzejszy, sprytniejszy, wytrwalszy poucza, wyjaśnia.
Skłony jestem uważać pomysł za lekko zwichrowany. Jak sam Autor zauważa, ludzie nigdy nie byli w stanie wypracować jednolitego stanowiska --- stąd ani wzorzec człowieczeństwa, ani Wyrocznie nie byłyby powstały. To raz. Dwa: inteligentne maszyny, raz przejąwszy władzę, nie oddałyby jej w ręce chwiejnych decyzyjnie ludzi.
Chyba się nie spodobało. Pomysł faktycznie trochę pokręcony, natomiast "wykład" był raczej nie do uniknięcia przy założonych ograniczeniach objętości. "Alibi" dla wykładu miał być profil Marka/Marcina (faktycznie zmieniłem imię i mimo paru sprawdzeń nie wyłapałem) wulgaryzmy, krótkie zdania, osoba czerpiąca wiedzę o świecie z tytułów tabloidów, dla której zamieszczone w nich opisy pod zdjęciami, to już zbyt duże wyzwanie. Ktoś, komu najprostsze sprawy należy tłumaczyć jak kosmicie. Ale może przesadziłem.
Opowiadanie miało być trochę w manierze sf z lat 70. czy przełomu 70/80. Pewną inspiracją była jedna z moich ulubionych powieści sf, właśnie z tego okresu.
Dziękuję za wytknięcie błędów. Opcja autokorekty chyba działa u mnie w miarę sprawnie dopiero, gdy całkiem zapomnę tekst.
@AdamKB - zakładałem, że w przypadku zbiorowej histerii (komputery atakują!) stanowisko może być przegłosowane, później był duży obóz zachowawczy, więc rewolucja się nie mogła udać.
Natomiast zastanawia mnie prawie bezdyskusyjnie przyjmowane założenie, że maszyny (inteligentne maszyny, kreatywne) muszą być zaborcze i krańcowo racjonalne. Przecież od pewnego momentu będą musiały radzić sobie z podejmowanie decyzji w sytuacjach, w których nie ma żadnego rozwiązania jednoznacznie "lepszego" i staną przed wyborami niemal moralnymi. Dlaczego nie miałyby wspierać i chronić ludzi, zwierząt, innych bytów z poczucia misji, dobra itp.?
Natomiast zastanawia mnie prawie bezdyskusyjnie przyjmowane założenie, że maszyny (inteligentne maszyny, kreatywne) muszą być zaborcze i krańcowo racjonalne.
Jeżeli to komentarz do moich słów o zatrzymaniu władzy przez maszyny, to mylny w połowie. Nie sugerowałem zaborczości, wrogiej wobec ludzi postawy, krańcowej racjonalności. Takie podejście to domena straszących apokalipsami spowodowanymi buntem automatów. Sztuczne inteligencje, jak samo słowo "inteligencja" wskazuje, nawet muszą być racjonalne w podejściu do problemu, by emocjonalnymi preinterprtetacjami nie fałszować obrazu rozpatrywanej kwestii, ale wnioski końcowe i decyzje nie tylko mogą, ale powinny brać pod uwagę również emocje --- własne i ludzkie. Kompromis, rzekłbym. Wyważony jak najdokładniej kompromis.
Nawet mi się podobało, choć zwykle nie przepadam za przegadanymi tekstami. Pomysł jest jednak fajny i stosunkowo oryginalny. Poza tym dostrzegam w tu też zawoalowaną aluzję do wspaniałego systemu egzaminów na prawo jazdy ;) 4