- Opowiadanie: DarkCoreDragon - Nekromanta (odc. I)

Nekromanta (odc. I)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nekromanta (odc. I)

NEKROMANTA

 

Matheus był bardzo rozeźlony. Teraz już na pewno miał powody przypuszczać, że cały świat sprzysiągł się przeciw niemu. Bo i jak inaczej wytłumaczyć, że w gospodach zabrakło miejsca na nocleg, przewoźnicy nie chcieli go zabrać bez względu na pieniądze, które im oferował, a teraz kryształ nawigacyjny zwyczajnie się zepsuł. Spodziewał się praktycznie wszystkiego, ale nie złośliwości przedmiotu martwego. Innymi słowy, był w dupie.

-Pieprzona bazarowa tandeta.-Pomyślał Matheus, wyrzucając kryształ nawigacyjny do najbliższego śmietnika.-Akurat teraz musiała się zepsuć. Ja to mam cholerne szczęście, nie ma, kurwa, co. Teraz na pewno nie wyrobię się z czasem, to więcej niż pewne!

-NIECH TO SZLAG!!!- Wrzasnął, uderzając pięścią w ścianę najbliższego budynku. Prawie nie poczuł bólu. Okoliczni przechodnie patrzyli na niego z mieszaniną zdziwienia i przerażenia na twarzach. Uspokoiwszy się, Matheus zrezygnowany powlókł się powoli na główną promenadę, gdzie opadł powoli na najbliższą ławkę, próbując uporządkować galopujące w szalonym tępię myśli.

-No pięknie stary, po prostu pięknie. Wpadłeś w gówno po samą szyję, a perspektyw na jakiekolwiek pozytywne rozwiązanie jak nie było, tak nie ma. Za pięć dni upływa limit czasowy, a ja co robię? Siedzę sobie na ławeczce i nie mam bladego pojęcia, CO ROBIĆ DALEJ! Spokojnie Mat, spokojnie. Uspokój się, i myśl trzeźwo. Po pierwsze:, Co daje mi pewność, że tu znajduje się miejsce, którego szukam? Wskazują na to instrukcje z księgi ojca oraz podejrzane zachowanie ludzi na trakcie miejskim i w gospodach. Bo i kto to widział, żeby nie dać miejsca na nocleg ani nie podrzucić do miasta kogoś, kto oferuje sto sztuk złota praktycznie za nic? No i dlaczego mój kryształ nawigacyjny poszedł w diabły bez powodu? I jeszcze to nieustanne uczucie, jakby ktoś mnie obserwował. W jedno dziwne zdarzenie skłonny jestem uwierzyć, ale trzy to już przesada. Coś jest definitywnie na rzeczy, ale czegoś ciągle brakuje. Pytanie tylko, czego? Pytania. Tyle pytań, żadnych odpowiedzi. To wszystko nie ma sensu!

-Och, dla mnie aż za dużo w tym sensu, młody człowieku.

Matheus gwałtownie odwrócił głowę. Obok niego siedział na ławce siwy starzec. Włosy sięgały mu do pasa, podobnie jak zmierzwiona broda. Skóra na twarzy była bardzo pomarszczona, spod rzadkich brwi spoglądały na niego niemalże białe oczy. Ubrany był w białą szatę i tegoż koloru płaszcz, w ręku trzymał powykręcaną laskę z korzenia bliżej Matheusowi nieznanego drzewa.

-Szanowny to niby mówił do mnie?

-A do kogóż by innego, młody człowieku? Czy oprócz ciebie i mnie siedzi na tej zacnej ławeczce ktoś inny? Bo kiedy ostatnio sprawdzałem, siedzieliśmy tylko my dwaj.

-Trochę dziwny ten staruszek.

-Na twoim miejscu uważałbym, kogo nazywam dziwnym, mój drogi. Bo możesz kogoś niechcący urazić. Na przykład mnie, żeby daleko nie szukać.

-Ja nie…, to znaczy…, ale zaraz, jak…-Matheus w porę ugryzł się w język.-Jakim cudem ten stary grzyb wiedział, o czym myślę?

-Ach ta dzisiejsza młodzież, sami ignoranci. Zero szacunku dla osób starszych. Trochę to denerwujące, lecz niestety coraz bardziej powszechne. Nie sądzisz, młodzieńcze?

Matheus wpatrywał się czujnie w swego rozmówcę. Z pewnością nie był to zwykły człowiek. Normalni ludzie nie są w stanie czytać w ludzkich myślach. Zdolność ta jest właściwa jedynie magom. W siedzącym koło niego dziadku Matheus nie rozpoznał jednak żadnego znanego mu maga. Jego strój z pewnością nie był zwyczajny, ale nie był też charakterystyczny dla żadnego znanego Matheusowi ugrupowania. Z otaczającej go aury też nie potrafił nic wywnioskować. I chociaż ciekawił go tajemniczy jegomość, czas był na jego niekorzyść. Energicznie wstał z ławki.

-Tak, tak, ma pan rację. Chamstwo się szerzy, inteligencja zanika, i w ogóle za niedługo wszyscy pójdziemy przez podatki pod wodę. Jakkolwiek by to nie był ciekawy temat, szanowny musi mi wybaczyć, bo bardzo się spieszę, i…

-Jeszcze z tobą nie skończyłem!

Ton jego głosu nie spodobał się Matheusowi. Szczególnie nacisk położony na słowa „nie skończyłem". Ale było coś jeszcze. Przez moment, krótki, ale wystarczająco długi dało się wyczuć zmianę aury wokół staruszka. Zmianę złowieszczą, mroczną. Powoli, zachowując ostrożność Matheus skierował wzrok na siedzącego na ławce starca. Jego serce gwałtownie przyspieszyło, oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Stary dalej siedział na ławce, jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się tajemniczo, a nad nim unosił się ledwie widzialny, eteryczny kształt. Przerażenie wywoływały jednak jego oczy. Już nie były białe. Teraz przypominały dwa ciemne kratery. Widniały na nich pomarańczowe gwiazdy.

Matheus stał oniemiały. Czarne oczy z pomarańczowymi gwiazdami. Symbol Wygnanych. Dreszcz przebiegł go po plecach. Wygnani przyjmowali w swoje szeregi tylko najpotężniejszych czarowników, którzy zeszli ze ścieżek wytyczonych przez ugrupowania, do których należeli. W ogólnym rozrachunku cieszyli się ponurą sławą, a członkowie byli traktowani jak najgorsza warstwa nizin społecznych. To znany fakt. Matheusa jednak największym przerażeniem napawał ów kształt unoszący się nad starcem. Już wiedział, z kim ma do czynienia. O tym człowieku krążyły najróżniejsze legendy. Był to człowiek, który zamordował cały garnizon Magów Wojny, po prostu na nich patrząc. Człowiek, który jednym machnięciem ręki doszczętnie zniszczył miasto Elderberg, człowiek, którego bały się nawet anioły i demony, człowiek, który opierał się nawet wpływowi czasu.

-A imię jego…

– Szybko się domyśliłeś chłopcze. Twoja zdolność dedukcji jest naprawdę godna podziwu. Ale pozwól, że sam się przedstawię.– Starzec wstał z ławki, i ukłonił się dwornie.

-Daniel von Ehternacht, do usług.

To już przekraczało granice ludzkiego pojmowania. Największy z pośród Wygnanych stał tuż przed Matheusem. Gdyby się to przytrafiło któremuś z was, pewnie nikt by wam nie uwierzył.

-Czego ode mnie chcesz?

-To zależy.-Odpowiedział Ehternacht.

-od czego?

– Od tego, czego ty chcesz, oczywiście!- Matheus już miał coś powiedzieć, Ehternacht jednak przerwał mu machnięciem ręki.– Dobra, znudziła mnie już gra w pytania, więc pozwól, że zaproponuje coś zgoła odmiennego. Zagramy w zgadywanki. Ale na moich zasadach. To znaczy: ja zgaduję, a ty grzecznie siedzisz i słuchasz. Kto wie, może wynikną z tego korzyści dla nas obu? Usiądź proszę.

-Co to ma ze mną…

-Powiedziałem usiądź, proszę.

Matheus poczuł, że jego ciało w momencie zesztywniało. Choćby nie wiem jak bardzo chciał, nie mógł się poruszyć. Własne ciało nie chciało go słuchać.

-Imponujące. Pomimo działania tak silnej magii ciągle jesteś w stanie stawiać opór. W rzeczy samej obiecujący z ciebie materiał. A teraz chodź, usiądź tu koło mnie, żebyśmy mogli rozpocząć naszą grę.

Tym razem nie był w stanie się oprzeć. Poruszając się wbrew swojej woli, młodzieniec usiadł na ławce obok Ehternachta.

– A więc dobrze…-Wygnany zaczerpnął tchu– Od czego by tu zacząć zgadywankę? Masz może jakieś sugestię?

– Pierdolisz starcze.

-Ano fakt. Pierdolę. Ale to nie był przedmiot pytania. Dobrze więc, sam wybiorę, od czego zacząć, a ty słuchaj. Możesz komentować, jeżeli odczujesz taką potrzebę.

– Zaraz, zaraz… jedną chwilę! A co z ludźmi? Przecież wielu z obecnych tu przechodniów może się bardzo zainteresować twoją „grą".– Odparł sarkastycznie Matheus.

– Ludzie? Masz na myśli tych ignorantów nieumiejących słuchać? Od chwili, gdy zaczęliśmy naszą pogawędkę, żaden z nich nie jest w stanie nas zobaczyć, lub usłyszeć.-Widząc pytające spojrzenie Matheusa dodał, jakby od niechcenia…– Zaklęcie Pełnej Prywatności.

Matheus był pod wrażeniem. Oczywiście, wszyscy siedzący w temacie wiedzieli, że Ehternacht to jeden z najpotężniejszych magów starego pokolenia, więc większość zaklęć mógł rzucać praktycznie ruchem palca, zdumiewającym jednak było, że był w stanie używać magii kompletnie niezauważenie. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że każde, nawet najmniejsze zaklęcie wywołuje swego rodzaju zaburzenia magicznej powłoki otoczenia. Im potężniejsze jest zaklęcie, tym efekt wywierany na powłokę jest mocniejszy. Zwykle są to zagęszczenie lub rozrzedzenie powłoki, zdarzają się jednak znacznie ciekawsze przypadki. Ale o nich później. Powróćmy do nietuzinkowej konwersacji naszych bohaterów.

-Młody, chyba nie muszę mówić, że ani ja, ani tym bardziej ty, nie mamy całego dnia, więc proponuję, żebyśmy przeszli do rzeczy. Usiądź sobie wygodniej, bo trochę nam zleci na tej grze.

Do Matheusa nagle dotarło, że znów może się swobodnie poruszać. Umiejętności Wygnanego były zaiste niesamowite. Prawdę powiedziawszy, ciekawił on Matheusa coraz bardziej. No, skoro już tu siedzi, to może przynajmniej wysłuchać, co ma do powiedzenia. Może staruszek rzeczywiście będzie w stanie mu pomóc. Założył nogę na nogę, ręce rozłożył na oparciu ławki.

– Jesteś gotowy?– Matheus skinął Ehternachtowi głową.– No to zaczynamy. Nazywasz się Matheus Shrine…

– To nazwisko nic już dla mnie nie znaczy.

– Ano fakt, własny ojciec przecież wyklął cię z rodziny. Nie potrafię sobie tylko przypomnieć, za co. Chyba poszło o…

– Jeżeli masz zamiar marnować czas na bezsensowne dywagacje, to nie strzęp sobie języka. A tak zupełnie na marginesie, skąd masz tyle informacji o mnie i mojej przeszłości?

– Powiedzmy, że mam oczy i uszy wszędzie. I niech tak zostanie. Możemy kontynuować?

– Jak tam chcesz. Tylko się streszczaj.

– Chwileczkę, na czym to ja… a tak, już pamiętam. Ojciec wyklął cię z rodziny, a ty w akcie zemsty ukradłeś jego księgę zaklęć.

– Pożyczyłem sobie tylko kilka kartek. Na czas bliżej nieokreślony.

Ehternacht spojrzał na niego z ukosa.

– No co? Zrobiłem to, co uważałem w mojej sytuacji za stosowne.

-Stosowne czy nie, to już nie mój biznes. Kontynuując, po tym, jak zostałeś wygnany opuściłeś rodzinne strony błąkając się bez celu po kraju jak pierwszy lepszy włóczęga. Aż w końcu któregoś pięknego dnia przejrzałeś strony z księgi twojego ojca. I znalazłeś wybawienie. Drogę wyjścia, która, w twoim odczuciu, pozwoliłaby ci stanąć na nogi. Pozwól jednak, że udzielę ci przyjacielskiej rady chłopcze. Jakkolwiek kusząca to propozycja, nie rób tego. Koniec końców będziesz tylko żałował i przeklinał swoją głupotę.

-Dlaczego tak sądzisz, jeśli mógłbym wiedzieć?

– Organizacja, do której tak desperacko starasz się przyłączyć w dość ciekawy sposób traktuję swoich ludzi. Najpierw obsypują cię zaszczytami i tytułami za zasługi, a gdy przestajesz być użytecznym narzędziem lub zadajesz za dużo pytań bezceremonialnie wbijają ci nuż w plecy. Ani się obejrzysz, a zostaniesz Wygnanym, zupełnie jak…

-Jak ty?

Ehternacht westchnął ciężko.– Zgadza się. Jak ja.

– Czym sobie na to zasłużyłeś? Przecież jesteś największym magiem swojego pokolenia. Dlaczego zostałeś Wygnanym?

Starzec przez dłuższą chwilę milczał, wzrok miał nieobecny, jakby coś głęboko rozpamiętywał.

– Wiesz, jesteś pierwszą osobą od pięćdziesięciu lat, która zadała mi to pytanie. Pięćdziesiąt lat. Nasz czas ucieka nam tak szybko. Człowiekowi może wydawać się, że dopiero wczoraj przyszedł na świat pełen nadziei i determinacji, a potem patrzy w lustro i widzi dobitnie, że dni chwały już dawno minęły. I zmuszony jest zaakceptować ponurą, gównianą rzeczywistość taką, jaką jest. Jak zostałem Wygnanym, pytasz? Naprawdę chcesz poznać prawdę?

-Tak.-Odparł młodzieniec– Chcę poznać całą prawdę.

-Dobrze. Zatem usłyszysz ją z moich ust. Wiedz jednak jedno. Wcześniej wspomniałem, że z naszego spotkania mogą wyniknąć korzyści dla nas obu. Jakie one będą, i czy w ogóle wynikną zależeć będzie tylko od ciebie, i od odpowiedzi na pytanie, które zadam ci po podzieleniu się z tobą sekretem mojej przeszłości. Ciągle jesteś zainteresowany? Czy może zrezygnowany? Ja do niczego nie będę cię zmuszał. To twój wybór. I twój upływający czas, nawiasem mówiąc.

Matheus spokojnie przeanalizował wszystko, co usłyszał. Na ukończenie ostatniej próby miał jeszcze pięć dni, nie wiedział jednak, co ma robić. Propozycja Wygnanego wydała mu się więc uczciwa. Odpowiedź na pytanie w zamian za pomoc. Sami chyba przyznacie, że to niezbyt wygórowana cena, prawda. Nie miał nic do stracenia. Był zdecydowany. Usiadł prosto, odchrząknął kilka razy i odpowiedział z powagą:

-Jestem zdecydowany.

-Jesteś absolutnie pewien?– Zapytał starzec.

-Za daleko zaszedłem, żeby się teraz cofnąć. Nie ma już dla mnie odwrotu.

-Wiedziałem, że tak powiesz. No, to skoro jesteś taki zdeterminowany, najwyższy już czas przenieść naszą dysputę w bardziej odpowiednie miejsce.

Ehternacht wstał z ławki. Matheus poszedł w jego ślady.

-A, zanim zapomnę.– Stary mag pstryknął palcami.

-Zdjąłeś zaklęcie zabezpieczające?

-Stary już jestem i utrzymywanie takich sztuczek przez wydłużony okres czasu źle się na mnie odbija. Teraz rzecz najważniejsza: zachowuj się przy mnie naturalnie.– Matheus przytaknął.– Gotowy? Zatem ruszajmy!

Nie uszli nawet trzydziestu kroków, gdy Ehternacht nagle wypalił:

-Powiedz mi, chłopcze, wcześniej zarzekałeś się, że tak ci się spieszy, i ogólnie próbowałeś uniknąć rozmowy ze mną. Co więc skłoniło cię do pójścia ze mną?

-Nie wiem.-Odrzekł Mat.– Może dlatego, że będziesz w stanie mi pomóc, może dlatego, że chcę poznać prawdę o największym czarnoksiężniku poprzedniej generacji.

-Tylko bez wazeliniarstwa, jeśli możesz.

-Ale jest coś jeszcze. Coś, czego nie umiem wyjaśnić słowami. Może to zabrzmi jak ostatnie wariactwo, ale mam przeczucie, że jeśli będę się ciebie trzymał osiągnę swój cel.

-Zabawne. Ja odniosłem to samo wrażenie.

I tak oto ulicami miasta Silron ruszyły dwie skrajnie różne postacie. Ramię w ramię na tle zachodzącego słońca podążali tajemniczy Matheus, i nie mniej tajemniczy Daniel von Ehternacht. Dwa światy, dwa życia, dwa przeznaczenia. Mimo iż Matheus z jakichś nieznanych sobie przyczyn ufał Wygnanemu, nie mógł przestać się zastanawiać, dokąd doprowadzi go ścieżka, którą zdecydował się tak dawno temu podążyć. I choć nie był pewien, co go czeka na końcu drogi, pewien był jednego: za daleko zaszedł, aby się teraz wycofać. Za dużo stracił, by teraz się poddać. Był gotowy.

 

Był gotowy zostać Nekromantą.

 

Przeklęty niech będzie ten, kto stanie mu na drodze.

Koniec

Komentarze

Odcinek pierwszy. Fajne opowiadanie, tyle powiem. Podoba mi się język użyty w tekscie. Pomysł na pierwszy rzut okoa wydał mi się standartowy, ale nie przypominam sobie bym czytał coś w czym został wykorzystany...? 
Malutkie uchybienia (moim zdaniem):
- "wyrzucając kryształ nawigacyjny do najbliższego śmietnika" oraz "opadł powoli na najbliższą ławkę" - opowiadanie wydaje się być umieszczone w klasycznych realiach fantasy, skąd więc śmietniki i ławki w "średniowiecznym" mieście?
- małe powtórzenia: narrator mówi, że bohater jest zdecydowany, potem sam bohater mówi, że jest zdecydowany itp.
To wszystko, co udało mi się wyłapać. Z lektury miałem frajdę tym większą, że sam chciałem coś takiego napisać. Zobaczymy jak będzie, gdy wystawisz kolejną część (części?), ale na razie zapowiada się bardzo dobrze.
Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka, choć mam nadzieję, że będzie trochę dłuższy :-). 

Tekst ogółem dobry, z chcęcią zapoznam sie z kolejnymi częściami. Wszystko zależy też od dalszych losów bohaterów.Jest jednak kilka błędów. Kilka z nich wymienił przedmówca. Jeszcze:

Odpowiedź na pytanie w zamian za pomoc. Sami chyba przyznacie, że to niezbyt wygórowana cena, prawda. - na końcu znak zapytania winien być.

I jeszcze nawet jak Matheus domyślł się już, kim jest Wygnany to i tak zwracał sie do niebo bezczelnie, powiedział nawet że tamted ,,pierdoli'' jakby nie zależało mu na właśnym życiu.
No ale poza tym czytało się przyjemnie. Czekam na kolejne części.
Ave

Uspokoiwszy się, Matheus zrezygnowany powlókł się powoli na główną promenadę, gdzie opadł powoli na najbliższą ławkę, próbując uporządkować galopujące w szalonym tępię myśli. - ojoj, Autorze!

I chociaż ciekawił go tajemniczy jegomość, czas był na jego niekorzyść.
- chyba działał?

O tym człowieku krążyły najróżniejsze legendy. Był to człowiek, który zamordował cały garnizon Magów Wojny, po prostu na nich patrząc. Człowiek, który jednym machnięciem ręki doszczętnie zniszczył miasto Elderberg, człowiek, którego bały się nawet anioły i demony, człowiek(...)

Ja mam nieco inną opinię niż przedpisca. Tekst, moim zdaniem co najwyżej średni. Oprócz błędów, które wypisałem kuleje interpunkcja i żle zapisujesz dialogi. Poza tym, powinieneś po myślnikach używać spacji, bo ciężko to się czyta. Pozdrawiam

Mastiff

-Stary już jestem i utrzymywanie takich sztuczek przez wydłużony okres czasu źle się na mnie odbija. Teraz rzecz najważniejsza: zachowuj się przy mnie naturalnie.

Klasyczny błąd. Wystarczy sam "okres", a pewnie jeszcze lepiej "czas".

Muszę przyznać, że opowiadanie mi się podoba. A raczej bardziej od samego opowiadania podoba mi się jego koncepcja. Wydaje mi się, że z takim pomysłem można napisać coś zdecydowanie lepszego.

Moim zdaniem najsłabszą częścią tekstu, która znacząco wpływa na mój odbiór całości są dialogi. Na samym końcu zostało wyraźnie napisane jak bardzo różne były postacie rozmówców:

"I tak oto ulicami miasta Silron ruszyły dwie skrajnie różne postacie. Ramię w ramię na tle zachodzącego słońca podążali tajemniczy Matheus, i nie mniej tajemniczy Daniel von Ehternacht. Dwa światy, dwa życia, dwa przeznaczenia."

Rozmowa między nimi wygląda mniej więcej tak jakby rozmawiało ze sobą dwóch kolegów ze szkoły średniej lub co najwyżej z jednego roku na studiach - ten styl nie pasuje mi w ogóle do przedstawianego świata. Kolejna sprawa to właśnie te różnice między postaciami. Matheus jest przez całą rozmowę bezczelny lub co najmniej bardzo bezpośredni, a Daniel von Ehternacht dostosowuje się do tego stylu. W świecie rzeczywistym to młodszy zazwyczaj dostosowuje sposób swojej rozmowy do starszego zwłaszcza jeśli ten ma tak mocną osobowość jak von Ehternacht.

Ogromna różnica pomiędzy tymi postaciami to niewątpliwy atut tego opowiadania (wybrany niedoświadczony młodzieniec, który może być najwyżej nieco arogancki względem poważnego i potężnego czarodzieja dającego mu propozycję - tutaj na samą uwagę zasługuje to, że czarodziej chciał z nim w ogóle rozmawiać). Trzeba jednak ten atut mocno podkreślić, a najlepszym miejscem na to są dialogi.

I na koniec jeszcze jeden drobiazg do poprawy, która rzuciła mi się w oczy:

"Najpierw obsypują cię zaszczytami i tytułami za zasługi, a gdy przestajesz być użytecznym narzędziem lub zadajesz za dużo pytań bezceremonialnie wbijają ci nuż w plecy." - to chyba nie a nuż tylko nóż.

Nowa Fantastyka