- Opowiadanie: JaNuszWu - Kochanie - wróciłem (HAREM 2011)

Kochanie - wróciłem (HAREM 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kochanie - wróciłem (HAREM 2011)

Rześkie powietrze zbliżającego się letniego wieczoru delikatnie muskało moje nagie ciało. Las wokół odgrywał przyjemną dla ucha symfonię naturalnych dźwięków. Na skraju polany gęsto upstrzonej kwiatami na chwilę pojawiły się trzy sarny: dwa dorosłe okazy oraz ich mniejsza kopia. Zapewne przybyły poskubać soczystej trawy, ale zobaczywszy dwunogów, szybko wycofały się w zielono-brązową gęstwinę.

Opierając się o framugę drzwi łazienki, od razu pomyślałam, że to pomysł misiaczka. Rozwalony na łóżku, patrzył na mnie z błyskiem w oku i zapewne zastanawiał się, czy zrozumiałam aluzję, jak to stanowimy jedną wielką, wspaniałą rodzinę. Tak, tak, zrozumiałam, kotku, ale nie od razu usłyszysz pochwałę. Najpierw musisz mnie uszczęśliwić w pewnej dawno niezaspokojonej sferze.

Postawszy dłuższą chwilę, prężyłam jędrne ciało, pozwalając, by tygrysek pożerał je wzrokiem. Nowy tatuaż ze żmiją żebrowaną wypełzającą spomiędzy piersi i wędrującą w dół brzucha nie dawał szerokiego pola do interpretacji tego, na co ja chciałam zwrócić uwagę. Dzielący nas dystans kilku kroków szybko zrobił się nieznośny.

Nie czekając na słodkie słowa zachęty, po krótkim rozbiegu skoczyłam na gigantyczne łoże. Optymalnej miękkości materac oraz osiemdziesiąt cztery procent ziemskiej grawitacji zrobiły swoje, łagodnie amortyzując lądowanie obok boskiego ciała mego słodkiego towarzysza życia.

– Kochanie, wróciłam do domu! – wymruczałam. – I widzę, że jesteś gotów na mój powrót. Mrrr… Tęskniłeś?

– Obłudnico, już wcześniej widziałaś, że czekam na ciebie z wielką niecierpliwością. – Szeroki uśmiech mocniej rozświetlił pozbawione zarostu policzki. – Ile czasu zbałamuciłaś w łazience? Dziesięć sekund? Dwanaście?

O tak… kiedy wróciłam z sypialni naszej córki, czekał nagi i nic a nic nie ukrywał gotowości na nocne igraszki. Długi, słodki i niezwykle namiętny pocałunek, zanim poszłam pod prysznic, jedynie utwierdził go w przekonaniu, że mi również doskwierała nasza rozłąka.

– Zrzucanie ciuchów zajęło mi więcej czasu niż trzy sekundowy suchy prysznic. Może powinnam zamontować dematerializator ubrań?

– Ludzkie drobnostki, pamiętasz?

Chwyciłam jeden z wielu jaśków i pożądanie rąbnęłam go w głowę.

– A masz za ludzkie drobnostki.

Chwytając za drugiego jaśka, zachichotał.

– A masz za cytat z „Lśnienia".

Rozpoczęła się wojna na poduszki.

Po dobrej minucie i jednej rozprutej poszewce jaśka, całując się gorąco, opadliśmy na jedwabną pościel. Ciała splotły się, tworząc jedną zwartą masę. Jego udo wbiło się między nogi, doskonale wiedząc, po co tam zawędrowało. Ręce tańczące po plecach wprawiały mnie w spazmy rozkoszy. Palce, znające każdy wrażliwy zakamarek skóry, w końcu się zniecierpliwiły i postanowiły zastąpić udo.

Odepchnęłam go.

– Hola, hola, nie tak szybko, mój panie. Czekałeś dwa miesiące, możesz poczekać parę minut dłużej… Pieszcząc oczywiście plecy.

Położyłam się na brzuchu, jeden z jaśków podsunęłam pod głowę i patrząc z ukosa, uśmiechnęłam zalotnie.

– Kobiety… – Zgryźliwości skargi towarzyszył uśmiech. Zdecydowanie zbyt dobrze się znaliśmy. – Może, zamiast dwóch miesięcy, powinniśmy się rozstać na cztery? Albo nawet na pół roku? Inaczej byś zaśpiewała. Zamiast czekać w naszym gniazdku, wydreptywałabyś ścieżkę przy śluzie i zaciągnęła do pierwszej z brzegu wolnej kajuty, każąc roboniani zaopiekować się naszym szkrabem.

– Nie bądź taki pewny siebie – wyszeptałam, prężąc ciało. – Zresztą uważaj na życzenia, bo tej nocy musisz kilka razy wspiąć się na wyżyny. A jeżeli nie będę miała tak z pięćdziesięciu orgazmów, wyślę cię do modułu medycznego, żeby uzupełnił ci płyny.

– A pfuj, co to za język? Co ja, samochód, żeby mi płyny uzupełniać?

Pośmialiśmy się dłuższą chwilę. Palce kochanka rozpoczęły delikatną wędrówkę wzdłuż wytatuowanej na plecach kobry królewskiej wijącej się w górę ciała. Natychmiast wyskoczyła mi gęsia skórka, a umysł zelektryzowały przyjemne spazmy.

– A tak swoją drogą – wyszeptałam, przymykając oczy, żeby nie spłoszyć dreszczy. – Po niemal miesiącu smażenia się tuż pod nosem czerwonego karła, mam niedosyt wody.

– Komputer! – rzuciłam nieco głośniej. – Wyspy tropikalne, plaża, dużo żółtego piasku, zachód Słońca czerwienią odciskający ślad na nieboskłonie.

Komputer posłusznie zamienił przestrzenny widok lasu na plażę z falami rozbijającymi się z szumem o brzeg, palmami pochylającymi się w kierunku oceanu i niewielkimi chmurami odbijającymi światło zachodzącej gwiazdy. Nozdrza zaatakował charakterystyczny zapach morskiej wody.

Rzuciłam okiem na nowe tło sypialni.

– Komputer! – Wydałam kolejne polecenia: – Wywal jachty, plażowiczów i w ogóle wszelkie ludzkie ślady. I wywal też płetwy rekinów.

Niepożądane elementy momentalnie znikły. Na tę chwilę w naszej sypialni nie było miejsca na żadnych innych sapiensów, niż nas sapiących od podarowanej sobie nawzajem rozkoszy. I kompletnie nie miało znaczenia, że przez większość czasu będziemy mieć zamknięte oczy lub zwrócone ku czemuś zupełnie innemu – zawsze pozostałaby zdradliwa podświadomość.

– Och, no wiesz? A tyle się napracowałem przy tym lasku. Przyszykowałem kilka fajnych niespodzianek…

– Później, kochanie, później pokażesz ten swój wspaniały las – przerwałam mu jego jęki.

Popatrzył spode łba. Musiał wyczuć determinację, więcej się nie spierał.

– No dobra… Skoro już ochłodziłaś atmosferę, opowiedz, jak tam było na froncie. – Żal w głosie wcale nie przeszkodził palcom pieścić skóry, wręcz ich harce stały się odważniejsze. Dłoń zjechała poniżej ogona kobry, zbliżając się do wewnętrznych stron ud.

– Stop, tygrysku! Ręka wyżej, od pasa w górę. Poniżej obowiązuje zakaz wstępu i bez wizy oraz pieczątek europejskiego ministra do spraw seksu nie można się posunąć dalej ani na milimetr.

Klaps w pośladek zastąpił odpowiedź. Ręka jednak posłusznie spoczęła na talii.

– Wy, Europejczycy, bez stu przepisów unijnych nogi za próg nie możecie wystawić.

– A wy, Amerykanie, bez stu prawników nie możecie ruszyć choćby małym palcem u nogi.

Ponownie się obśmialiśmy z naszych odwiecznych przekomarzań. Nie obraziłabym się za kolejnego klapsa, ale zamiast tego opuszki palców delikatnie sunęły wzdłuż boku, wzbudzając kolejną falę przyjemnej gęsiej skórki. Znał moje ciało aż zbyt dobrze. I bardzo dobrze. Poddałam się fali emocji w rytm rozbijanych fal o plażę.

– To co tam słychać na kosmicznym froncie? Wspominałaś coś o opalaniu się.

– Nic wam nie powiedzieli? – zapytałam, jak mi się wydawało, niewinnie.

– Nie! – Dłoń wstrzymała podróż po pieszczolandi, wyczuwając w moim tonie mało ciekawe nutki. Zdecydowanie zbyt dobrze się znaliśmy.

– Hmm… Może to i dobrze. I tak nic nie mogliście zrobić.

– Zaczynam się coraz bardziej denerwować. Mów, co tym razem nabroiłeś?

– Nabroiłaś. Pamiętaj o płci.

– Zaraz dostaniesz w żebro i zapomnisz o wypominaniu mi płci. Hej! – Nagle przerwał rzucać groźbami. – Odwracasz moją uwagę! Mów szybko, o czym Darczyńcy powinni nas zawiadomić?

Odwróciłam się na bok, podparłam głowę ręką. Patrząc mu prosto w twarz, wzięłam pieszczącą mnie do niedawna dłoń w swoją i położyłam na łóżku między nami. Trzymałam jego dłoń, mając delikatne obawy w kwestii spełnienia groźby. Niby nic wielkiego nie powinno się stać, ale na wszelki wypadek musiałabym natychmiast pójść do modułu medycznego.

– Tylko się nie denerwuj – w końcu się odezwałam. – Już jest po wszystkim. Było, minęło.

Szmaragdowe oczy spojrzały wymownie. Westchnąwszy teatralnie, rozpoczęłam opowieść.

– Jak wiesz, nowa ofensywa posuwała się o pięć procent wolniej, niż wskazywały komputerowe symulacje. – Niecierpliwe kiwnięcie głowy potwierdziło, że jak najbardziej o tym pamięta. – Darczyńcy poprosili, żebym z bliska przyjrzała się stawianemu przez wroga oporowi i odprawił te swoje czary…

– Dobra, dobra, wiem, co się wtedy działo. Oczy ci się zaświeciły, jak dziecku na widok lizaka i co koń wyskoczy, pognałaś za nową przygodą, wcześniej wyrzucając z flagowego okrętu wszystkich ludzi, na czele z własną rodziną. Mów, co się potem stało, kiedy my się tu kisiliśmy na zapleczu.

– Kosmiczne wiatry wywiały mnie głęboko w głąb wrogiego terytorium aż do granicy prowadzonych działań wojennych. – Zmarszczone czoło jasno dawało do zrozumienia, że w niedalekiej przyszłości czeka mnie kolejna rozmowa o bezsensownym podejmowaniu ryzyka. Usta jednak milczały, poganiając do dalszych wyjaśnień. – Wszystko wydawało się iść dobrze, podwyższyłem o dwa i pół punktu procentowego skuteczność niszczenia wrogich formacji, i gdy miałem już wracać, nagle kompletnie siadło zaopatrzenie. Z kilku tysięcy nowych okrętów na minutę pojawiających się w układzie czerwonego karła, zrobiło się zero okrętów wsparcia. W jednej krótkiej chwili zostaliśmy skazani na samych siebie. Jedyne nowe jednostki, na jakie mogliśmy liczyć, to te produkowane we wcześniej sprowadzonych fabrykach, tyle że mieliśmy ich tysiąc razy mniej niż przeciwnik. Wprawdzie napływ ich okrętów z układów zaplecza radykalnie się zmniejszył, ale było to słabe pocieszenie. Naszym atutem było to, że byliśmy skupieni wokół karła, więc tak łatwo nie mogli nas załatwić, chociaż było oczywiste, że wcześniej czy później i tak nas rozwalą.

Ponaglający wzrok nie dał mi chwili wytchnienia.

– Darczyńcy nie mieli pojęcia, co się stało, ale oczywiście wstrzymaliśmy się z podróżą. Po tygodniu w końcu dotarł do nas okręt z informacją, że nasi pomysłowi wrogowie zastosowali nową broń, która fałszuje odczyty nadprzestrzennego kompasu…

– I okręty wędrujące między gwiazdami – przerwał mi ukochany – zamiast trafiać na słońca lub planety, zbaczały z kursu. Bez pomocy masywnych obiektów dalej wędrowały w nadprzestrzeni, gdzie w końcu trafiał je szlag po zużyciu się pola ochronnego.

– Zgadza się – potwierdziłam. – A nawet jeżeli w ramach maksymalnego zasięgu tysiąca lat świetlnych na coś trafiły i tak wyskakiwały na terytorium wroga. Darczyńcy musieli wysłać miliony okrętów, żeby ten jeden przez przypadek otarł się o cień grawitacyjny czerwonego karła. Potwierdziły się nasze wcześniejsze przypuszczenia, co było pocieszające, bo od pewnego czasu przeprowadzaliśmy pewne symulacje i nie poszły one na marne.

Ponaglana w niemy sposób, kontynuowałam.

– Trochę przesiedzieliśmy nad tymi symulacjami i doszliśmy do granicy, której nie mogliśmy przeskoczyć. Wyszło nam, że tylko jeden na dziesięć okrętów uda się uratować. Ponieważ czas się nam kończył, góra dwa dni mogliśmy walczyć, nie doczekawszy się rozwiązania z zewnątrz, postanowiliśmy dłużej nie czekać i skoczyć w nadprzestrzeń.

– I mówisz, że mając dziesięć procent szansy, nie czekaliście do ostatniej chwili? – moja miłość zapytała nieco zdenerwowanym tonem. – Dwa dni to kupa czasu!

– Ależ kochanie, mój wypasiony okręt miał sto procent pewności. Wbrew pozorom, mój wypad na front nie był tak groźny, jak ci się wydaje. Ten okręt ma eksperymentalny napęd, który pozwala wyskoczyć z nadprzestrzeni w dowolnej chwili. Jedyny ewentualny kłopot wiązał się koniecznością dłuższej podróży do jakiejś większej skały, z której pomocą ponownie wskoczylibyśmy w nadprzestrzeń.

Duże oczy mówiły wszystko. Uśmiechnęłam się.

– Ty pokrętna poczwarko, kiedyś przez ciebie dostanę zawału.

– To niemożliwe, moduł medyczny już się o to postarał. Jesteś stu procentowo zdrowym mężczyzną. I piekielnie pięknym, wspominałam ci o tym? – Zamrugałam niewinnie oczami.

– Cicho, wiem. A co do okrętu, nie mówiłaś mi o tym.

– Wiesz, jak jest, to była tajemnica. W sumie nadal jest, więc na razie ta historia zostaje między nami. Jeden z moich słynnych szalonych pomysłów wypalił i jak się okazuje, całkiem na miejscu. Na razie Darczyńcy prowadzą wszechstronne badania, ulepszając wersję pierwotną, ale po tym, co się stało, trzeba będzie ten wynalazek jak najszybciej wdrożyć na całym milionowo-gwiezdnym froncie. Dlatego teraz lecimy do jednego z centrów analiz strategicznych, gdzie popracuję z nimi nad nowym planem.

– Ech, to nie wracamy do domu? – Rozczarowanie w głosie wyraźnie odbiło się na twarzy.

– Spokojnie, wracamy. W centrali spędzimy góra dwa tygodnie. A zanim tam dolecimy, po drodze opracuję z moim sztabem główny zarys. Jak na mój geniusz nie będę potrzebował więcej czasu. A że i tak za mniej niż trzy lata nie rozpocznie się nowa ofensywa, będziemy mieli dużo czasu, żeby narozrabiać na Ziemi. A właśnie, co tam słychać w Kole? Nie miałam czasu, by zagłębić się w najświeższe informacje.

Pocieszające wiadomości i zmiana tematu rozpromieniły oblicze tygryska.

– Można by skrócić to do cytatu: na zachodzie bez zmian. Po tym, jak Wdowy ukróciły porwania kobiet do burdelów, zabrały się za małoletnie dzieci zmuszane do pracy.

– Syzyfowa praca – mruknęłam. – Chyba w końcu zamknę ten projekt.

Moje kochanie aż się uniosło na wolnej ręce.

– No wiesz! Masz w nosie wykorzystywanie małych dzieci?! Chciałbyś, żeby naszą córkę w wieku sześciu lat zagonili do ciężkiej pracy?

– Tylko mi tu bez taniej demagogi – odparłam oburzona. – Wysłałbym w próżnię bez skafandra drania, który by to zrobił. Rozmawialiśmy o tym setki razy, Koło nie może zastąpić ludzkości w borykaniu się z jej słabościami. Ludzie sami muszą dojść ze sobą do ładu. Ludzie w swej sześciomiliardowej masie, a nie kilkunastu obdarowanych i Wdowy. Nie jesteśmy Bogiem! – rzuciłam z pasją. – Przyhamowaliśmy zorganizowaną przestępczość, resztą muszą się zająć inni.

Przez dłuższą chwilę milczeliśmy.

– I co, nie dasz im dokończyć tego dość ważkiego zadania? Nie spotkasz się z szerokim zrozumieniem.

– Przyzwyczaiłam się – stwierdziłam nieco smutnym tonem. – Pocieszam się, że kilka osób bardzo dobrze mnie rozumie. Wiem, że ty też, tyle że to ja będę musiał robić za czarną owcę. Dam im czas do naszego powrotu na Ziemię.

– Musiał? Widzę, że dwa miesiące rozłąki nieco cię wybiły z kobiecej roli.

– No cóż, widok w lustrze codziennie mi o tym przypominał, ale w nawale pracy często zapominałam o myśleniu o sobie, jako o kobiecie. A zresztą przyganiał kocioł garnkowi, też kilka razy się pomyliłeś.

– Może to znak, żebyśmy wrócili do naszych starych płci?

– Starych? Sama jesteś stara, to jest stary. – Pokazałam język. – Już ci się znudziło być pełnokrwistym mężczyzną?

– Wiesz, że nie narzekałem. Przez tych kilka miesięcy było ciekawie, ale jednak wolę swoje poprzednie krągłości – wymruczał lubieżnie.

– Hmm, no cóż. Nie dziwię się, też wolę twoje wcześniejsze krągłości. Nie dziwię się też dlatego, że orgazmy kobiece są po tysiąckroć ciekawsze od męskich. – Popatrzyłam w siną dal, uśmiechając się na wspomnienie intensywności orgastycznych przeżyć.

– To kiedy to zrobimy?

– Możesz już jutro wstąpić do modułu medycznego. Na przykład zaraz po zebraniu naszego okrojonego grona obdarzonych.

– OK, tak zrobię. A ty, kotku zrobisz to pojutrze? Czy też super ważne sprawy odciągną cię od tego.

– Ech, super ważne sprawy jak najbardziej nie pozwolą mi za dnia skorzystać z modułu. Niby można to zrobić w czasie przeznaczonym na sen, tyle że tego nie zrobię.

– Ha, ha, tak podejrzewałem… Stop! Podejrzewałam, że spodoba ci się kobiece ciało i nie zechcesz ponownie założyć męskiej skóry.

– Tiaaa, zwłaszcza że uprzedzałem o mych kobiecych inklinacjach.

– Hipokryta! – wymruczała pieszczotliwie. – W ambulansach Darczyńców zakazałeś przeprowadzania procedury zmiany płci, by ulżyć tym, którzy psychicznie czują się inni, a samemu pławisz się w rozpuście nowego ciała, chociaż w rzeczywistości nigdy nie czułeś do tego przymusu.

– Przywilej maskotki Darczyńców. – Ponownie pokazałem język. – O tym też rozmawialiśmy wiele razy. Nie możemy uleczyć wszystkich ze wszystkiego, żeby istniał nacisk na polityków na ograniczanie wydatków na wojsko, a zwiększanie na badania naukowe i sferę socjalną.

– Znachor nigdy ci nie wybaczy, że nakładasz na niego kajdany.

– Znachor, phi… Niech się kłóci z Darczyńcami – rzuciłam złośliwie. – A nie, zaraz… przecież nie może zbytnio ich naciskać, bo jeszcze się „zirytują" i pozbawią go mocy oraz kierownictwa nad ambulansami. Zresztą, jak na mój gust i tak leczy zbyt dużo ludzi.

– Łachudra. – Miękki ton zaprzeczał ostremu wyzwisku.

– Ale jaka piękna. – Zamrugałam zalotnie rzęsami.

Ręka lubej wyrwała się z uścisku i dotknęła policzka.

– Fakt, śliczniutka – wyszeptała ledwo słyszalnie. Głośniej zaś: – To jak długo chcesz się bawić w lesbijkę? Przez wieczność?

– Kto wie, kto wie. Ale nie jest to główny powód odmowy powrotu do męskiej skóry.

– Ooo! – Dłoń przestała wplatać się w me włosy. – Zadziwiasz mnie. Jeżeli nie chodzi o seks, to zdecydowanie nie wiem, o co chodzi. Miałeś jakąś pouczającą rozmowę z Darczyńcami?

– Eee, nie musimy zaraz we wszystko mieszać kosmitów. Sprawa jest banalnie prosta… – zawiesiłam głos.

– Zaraz cię kopnę. Mów!

– Tylko mi tu bez kopania. Nie bije się kobiet w ciąży! – co oznajmiwszy, uśmiechnęłam się od ucha do ucha.

Mina tygryska była bezcenna. Jutro przejrzę nagrania z sypialni i na tę okazję sporządzę przestrzenny portret dla naszych dzieci. Jej wzrok tańczył między moimi oczami a jeszcze płaskim brzuszkiem.

Położyłam się na wznak, dumnie prezentując krągłości, poza tą jedną.

– Jeszcze nie widać – rzuciłam.

– Ale jak? – Jego ręka powędrowała na brzuch i delikatnie sprawdzała, czy może jednak da się coś wyczuć. – Przecież zaprogramowaliśmy medyka na bezpłodność.

Po chwili zastanawiania się zrobiła minę, jakby odkryła koło.

– Zmieniłeś program, ty podstępna paskudo – stwierdziła z mieszanką miłości i oburzenia.

– Ależ skąd, nic nie gmerałam w medyku. On sam uznał podczas zmiany naszych płci, że wcześniejsze polecenie bezpłodności nie ma tu zastosowania. Oczywiście obsobaczyłem Darczyńców, w końcu to oni programowali sztuczną inteligencja modułu medycznego. – Szybko dodałam: – Ale się cieszysz jak ja, prawda?

– Ależ oczywiście, kochanie. Choć rozumiesz, że takie nieoczekiwane informacje potrafią zbić z tropu. Nie wierzę, żebyś inaczej zareagował.

– I masz rację, też mnie to nieco zszokowało. A wyobraź sobie, jak przyjmą ją w naszym małym wtajemniczonym ludzkim gronie. Już i tak dziwnie się na nas patrzyli, kiedy się dowiedzieli o zmianie płci.

– Tia, ich też powinno nieźle zatkać. Ach! – nagle zrobiła duże A. Kolejna mina do kolekcji. – I znowu będziesz w czymś pierwszy.

– My będziemy pierwsi – sprostowałam. Od razu zrozumiałam, co miała na myśli. – Ale jeżeli będzie to możliwe, pozostawimy tę wiadomość w wąskim gronie.

– Jak zwykle, mój ty tajemniczy mężu… żono, ech… – mruknęła, a jej, to jest jego ręka posunęła się wyżej. Nie protestowałam.

– Masz rację, czas zmienić temat, a w zasadzie wrócić do właściwego. – Przymknęłam oczy. – Czas najwyższy wykorzystać ostatnie godziny twej męskiej wrażliwości.

– Mowa – usłyszałam przy uchu. Nasze zaprojektowane w komputerze usta namiętnie wpiły się w siebie.

 

 

maj 2011 © Ja`Nusz Wu

rysunek: czerwiec 2011 © PT

Koniec

Komentarze

Jest eros, jest kosmos i jeden z miliardów wariantów, co by było, gdyby...

Miłej lektury życzę :D

Pomysł fajny, wykonanie całkiem ok, ale mam dwa zastrzeżenia (które w sumie są jednym):
1. Zgrzyt realizmu - para nie widzi się dwa miesiące. Lądują nego w łóżku... i zaczynają gadać o wojnie/kosmitach/swoich przywarach nardowych. Uważam, że najpierw powinni zrobić swoje, a potem rozmawiać na luzie odpoczywając po miłosnym uniesieniu,
2. Za mało erotyki - nie mam tu na mysli tylko kwestii poruszonej wyżej. Są teksty, w których nie ma seksu, a mimo to atmosfera iskrzy erotyzmem. Tu tego zabrakło. Bohaterowie niby na siebie lecą, ale czytelnik jakoś tego nie czuje (przynajmniej ja). Wydaje mi się, że ładna scena miłosna przed rozmową rozwiązałaby także ten problem (nasycili się sobą i mogą sobie gadać).
Może przeredaguj tekst, póki masz czas?

Poza tym za dużo zaimków (zwłaszcza "mnie" i "mój"). Przeleć tekst opcją "znajdź" i spróbuj wywalić te niepotrzebne (a jest ich trochę).

Ech, gdyby najpierw był seks, a potem gadki, nie zmieściłbym się w limicie :)

A czy taki "układ" jest realny? Kwestia osobistego doświadczenia - zapewniam, że jak najbardziej jest realny.

OKi, zerknę na "mniamy".

Uff, powywalałem ile mogłem mniam, pozostałe resztki proszę wskazywać palcami.

Cytując klasykę: As you wish, my lord (hyy, hyy;))

Las wokół mnie odgrywał przyjemną dla ucha symfonię naturalnych dźwięków.
Dłoń wstrzymała swą podróż po pieszczolandi
Odepchnęłam go od siebie.
...przerwałam mu jego jęki

Moim zdaniem elementy zaznaczone są niepotrzebne (podkreślają pewną oczywistość). Podejrzewam, że nie wyłapałam wszystkiego. Sama mam daleko posuniętą zaimkozę, więc nie jestem ekspertem ;)

Dzęki!

Z lasem wokół... miałem pewne wątpliwości, ale skoro rzuca się w oczy...

done, done, done (to chyba też klasyka :)

Średnio mi sie podobało. Na samym poczatku było czuć trochę tej "chcicy" między bohaterami, ale potem był już tylko nieczego nie wnoszący dialog. Dokładnie ten o wojnie. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebny, mozna było go w ogóle pominąć, a skupić się na motywie zmian płci i bardziej przesiakniętych erotyzmem opisach.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Podoba mi sie pomysł zmiany płci na zawołanie z mozliwością powrotu do własnego ciala. Ile potencjalnych możliwości urozmaicenia życia erotycznego. Ile to razy człowiek zastanawiał się jakby to było gdyby... bardzo fajne opowiadanie. Pozdrawiam

OK, do konkursu.

Pomysł ze zmianą płci bardzo oryginalny. Działa na wyobraźnię. Natomiast dialog bohaterów trochę się dłuży, wydaje się taki "na siłę". Owszem, taka kolejność - najpierw rozmowa, a potem dopiero seks, jest jak nabardziej realna. Po prostu sama rozmowa, mam wrażenie, wyszła mało naturalnie. Wiesz, tak jakbyś chciał wrzucić jak najwięcej informacji w dialogi. Znam ten ból...
 

Fakt, chciałem, żeby historia była bogatsza niż tylko opowieść o konsekwencjach zmiany płci.
Skorzystałem z pretekstu specyficznej gry wstępnej do napisania paru słów więcej o narratorce(rze).
Częściowo może to też wynikać z faktu, że jest to fragment większej historii, która powstała w mojej wyobraźni - nie mogłem się oprzeć, by go nieco opisać :)

 

No cóż, może przedobrzyłem, ale nie żałuję.

Historia jest fenomenalnie ciekawa zarówno jeśli chodzi o wątek zmiany płci jak i zasygnalizowane inne elementy świata (Darczyńcy, wojna). W ogólnym rozrachunku jednak, próba opowiedzenia wszystkiego i to w jednym dialogu wyszła nienaturalnie. Myślę zresztą, że to jest problem wielu z nas, którzy mają kompletny świat w głowie i próbują wszystko to przemycić w ograniczonej ilości znaków. Efekt jest niekorzystny dla głównego wątku (zmiana płci) i pewnie też dla erotyki. Jestem przekonany, że gdyby nie przywiązanie do własnej wizji świata, potrafiłbyś wywołać znacznie lepszy efekt skupiając się na opowiadaniu a nie na tle.

Podobała mi się erotyka – uważam ją za świetnie napisaną, choć jak wspominali przedmówcy nie jest tego zbyt wiele.

Cały wątek zmiany płci zgrabnie wprowadzasz mieszając formę męską z żeńską – to bardzo intryguje i wciąga.

W kilku momentach składnia bardzo mnie raziła – zwłaszcza dziwna wydaje mi się często pozycja „się” w szyku zdania.

Np tu:
„Ponieważ czas się nam kończył”
„Już i tak dziwnie się na nas patrzyli, kiedy się dowiedzieli o zmianie płci.”

Poza tym kila razy wydawało mi się, że zdania brzmią zbyt potoczni np:
„Niepożądane elementy momentalnie znikły” – ja napisałbym „natychmiast zniknĘły (co do tego ostatniego słowa to być może obie formy są poprawne)

 

Nowa Fantastyka