- Opowiadanie: Ogórke - Ryblin - Niespodzianka Morskiej Mgły

Ryblin - Niespodzianka Morskiej Mgły

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ryblin - Niespodzianka Morskiej Mgły

 

Bogato zdobiony statek zamożnych handlarzy z południa przecinał zieloną toń spokojnego morza. Pogoda była wprost wymarzona aby rozwinąć żagle i jak najszybciej popłynąć w kierunku odległej ojczyzny. Marynarze mozolnie wypełniali swoje obowiązki. Każdy miał przydzielone zadania,jednak wykonywali je wyraźnie od niechcenia. Jedni czyścili pokład, inni ustawiali żagle. Jednak kto mógł, znajdował sobie kawałek cienia w jakimś ciasnym kącie i starał się ukraść choć chwilkę aby przymknąć powieki. Kapitan ścigał takie nadużycia wrzeszcząc ze swojego mostka:

– Ruszać się gnoje, bo każe, psia wasza mać, na rufie za jajca powiesić!

Wszyscy jednak wiedzieli że są to słowa rzucane na wiatr. Podczas rejsu było zazwyczaj spokojnie. Nawet najstarszy na pokładzie, Blady Gustaw, nie pamiętał żeby kogoś wrzucono do morza na pastwę rekinów. Ot, takie groźby, aby kapitan Joe mógł poczuć się wreszcie kimś powszechnie szanowanym.

 

Większość załogi marzyła już o powrocie do domu. Spoglądali tęsknym wzrokiem w kierunku, w którym według nich znajdował się Półwysep Wiecznego Słońca. Na statku byli obecni jedynie ciałem. Ich myśli krążyły wokół opuszczonych rodzin, miast, kobiet i swądu pieczonego kurczaka.

 

Zbliżał się wieczór. Blady Gustaw, zastępca kapitana, wyciągnął lunetę i spojrzał w dal. Jego czoło przecięła głęboka zmarszczka, a brwi ściągnęły się ukazując niezadowolenie.

– Kapitanie, przed nami rozciąga się gęsta jak mleko mgła. Niedługo w nią wpłyniemy.

– Karwasz twarz, będzie łatwo stracić orientację – zaklął dowódca – nie próbujmy jej ominąć. Trzymać kurs! – krzyknął do sternika.

W niedługim czasie gęste opary skutecznie ograniczyły widoczność załodze ‘Wiosennego Promienia'. Mgła spowiła statek. Lecz było to coś więcej niż zwykłe zjawisko atmosferyczne. Na ciele marynarzy pojawiła się gęsia skórka. Nie podobało im się to. Morze stało się podejrzanie gładkie, niczym tafla jeziora w bezwietrzny dzień. Przerażenie ogarnęło ich jednak dopiero wtedy, gdy na swych ciałach poczuli uderzenie przejmującego do szpiku kości, gwałtownego chłodu. Wszyscy wiedzieli, że zbliżają się kłopoty. Każdy, nawet najlichszy szumowina okrętowy znał legendy opowiadane w nadmorskich, cuchnących gospodach. Zabobony były czymś więcej niż głupimi przepowiedniami. To była religia.

Kapitan Joe wytężył wzrok próbując dojrzeć coś przez śnieżnobiało zasłonę. Załoga stała na pokładzie w niemym napięciu. To było przeczucie, którego się nie lekceważy, nie u marynarzy. Mimo że spodziewali się wszystkiego, niebezpieczeństwo nadeszło z najmniej oczekiwanej strony. Deski górnego pokładu zadrżały od potężnego uderzenia. Jednak nie słychać było żadnego wystrzału, a powietrza nie przeciął świst armatniej kuli. Mimo to w ładowni, gdzie przebywała część marynarzy, wybuchła panika. Blady Gustaw usłyszał krzyk ludzi i trzask łamanych desek. Jego twarz stała się biała niczym wapno, którym w jego stronach pobielano gospodarstwa domowe. Serce zaczęło bić znacznie szybciej. Czuł spływający po szyi pot. W tym momencie usłyszał przytłumiony wystrzał z bandoletu. ‘Co oni wyprawiają? Cholerne szczury lądowe, żeby strzelać w ładowni?!'. Kilku mężczyzn podbiegło do szybu. Słysząc nieustanne hałasy na dole i dźwięki, które napawały ich przerażeniem, zaglądnęli ostrożnie w dół. Dwaj marynarze zostali wciągnięci do środka przez nieznaną siłę. ‘Chyba sam Belzebub po nas przyszedł' – kapitan drżącymi rękoma nieporadnie wykonał dawno zapomniany znak krzyża. Niektórzy członkowie załogi wyciągnęli pistolety celując w złowrogi otwór ładowni. Usłyszeli szum wdzierającej się wody.

Wtem ich uwagę przykuł inny widok. Z gęstych oparów mgły, niedaleko ich łajby wyłonił się ogromny, szary kształt. Zbliżał się w ich kierunku w idealnej ciszy przerywanej jedynie od czasu do czasu trzaskami wydostającymi się spod desek pokładu ‘Wiosennego Promienia'. Dopiero kiedy podpłynął bardzo blisko, na podkładzie ‘Perłowego Pustelnika' z dziesiątków gardeł dzikich, głodnych krwi piratów wydobyły się zwierzęce wrzaski. Wykrzywiając usta w szyderczych uśmiechach, celowali ze swoich pistoletów prosto w osłupiałe z przerażenia twarze marynarzy. Na mostku kapitańskim legendarnego okrętu zbudowanego z masy perłowej stał tęgi babsztyl w długich, postrzępionych szatach. Chwilę potem ciszę rozdarły ogłuszające wystrzały.Wydostający się z metalowych rur bandoletów i muszkietów dym gryzł boleśnie w oczy. Piraci nie wytoczyli ciężkich dział. Wiedzieli o tym co działo się pod pokładem ‘Wiosennego Promienia'.

 

Po krótkiej wymianie ognia przystąpiono do abordażu. Przetrzebiona załogę statku handlowego ponosiła sromotną klęskę w tej nierównej walce. Część wycięto w pień, niektórych napastnicy postanowili zatrzymać. Deski pokładu zabarwiły się intensywnym kolorem czerwieni. Ostatnie pojedynki dobiegały końca.

Po nieopatrznym kroku kapitan Joe stracił równowagę potykając się o nogę konającego marynarza. Walczący z nim pirat natychmiast wykorzystał chwilę przewagi potężnym cięciem oddzielając czerep przeciwnika od reszty ciała. Podniósł z ziemi zakrwawioną głowę i zaniósł pod stopy przywódczyni jako zdobyte trofeum. Matrona pokiwała głową z zadowoleniem. ‘Przez strach do szacunku'. Była z siebie dumna.

 

Kiedy odgłosy walki ucichły, piraci spostrzegli, że statek z każdą chwilą zanurza się coraz głębiej pod wodę. W pośpiechu każdy z zachłannych rzezimieszków próbował znaleźć jakiś łup na zdobytej łajbie. W pewnym momencie bandyci znieruchomieli. Na krawędzi szybu prowadzącego pod pokład zobaczyli kilkucentymetrowej długości pazury. Przeszedł ich nieprzyjemny dreszcz. Nie lubili przebywać w towarzystwie niepewnego sprzymierzeńca. Po chwili potężna postać postawiła swoje połączone błoną palce u nóg na deskach górnego pokładu. Z rany na piersi niczym z górskiego źródła wypływał pulsujący strumień jasnoczerwonej krwi. Twarz wątpliwie zdobiła narośl w postaci drobnych muszli pokrywających prawy policzek. Czy to był człowiek? O tym nie mówiły nawet najstarsze legendy. Sklejone porosty pokrywające głowę postaci spadały niechlujnie na oczy. Schował długie ostrze noża do kieszeni tworzonej przez glony, które porastały jego nogi i okolice krocza.

– Dobra robota, Ryblinie – pochwaliła go potężna kobieta w łachmana będąca przywódczynią bandy.

– Dziękuję, wiedźmo – Ryblin nigdy nie nazywał kobiety inaczej. Dla niego zawsze była wiedźmą. Tak naprawdę jego zadanie nie było trudne. Ot, dopłynąć do statku, wyrąbać dziurę w dnie i załatwić tylu małych ludków ilu się dało. Nużący, utarty schemat działań. Mimo to świeża rana na piersiach boleśnie piekła. To nic, wyliże się.

– Jak zobaczyłam miny tych wystraszonych, zasmarkanych idiotów to myślałam, że nie wytrzymam. Hahaha! – zagrzmiała baba rubasznym, męskim śmiechem.

– Gdzie teraz płyniemy? – rozmówca zachował zimną powagę.

– Do Leśnej Pustelni.

Ryblin nie był zadowolony z tego co usłyszał. Nie lubił przebywać na lądzie. Dobrze, że było to blisko morza, gdzie czuł się jak w prawdziwym domu.

– Wracajcie na ‘Perłowego Pustelnika', tutaj robi się coraz niebezpieczniej. Łajba zaraz zatonie – ostrzegł kobietę niczym lojalny poddany – ja jeszcze zostanę.

– Chcesz coś przekąsić? -wiedźma raczej stwierdziła fakt niż zadała pytanie rzucając okiem na ciała leżące pod jej nogami. Znieruchomiałe gałki oczne martwego kapitana patrzyły na nią z zastygłym przerażeniem. To sprawiało jej niemałą satysfakcję.

Ryblin oblizał się odsłaniając rzędy ostrych brzytew. Przez myśl przemknęło mu dawno zasłyszane zdanie: ‘Ludzie dzielą się na żywych, martwych i tych co pływają po morzu'. A do której grupy zaliczali się zmarli marynarze? A może nie byli już ludźmi? Wtedy Ryblin poczuł, że mogła to być jedyna rzecz łącząca go z tymi śmiesznie słabymi, pogardzanymi istotami.

Koniec

Komentarze

(...) nabrać pełnej prędkości w kierunku odległej ojczyzny.
(...) zadania, które wykonywał z wyraźnym od niechceniem.
Zmiłuj się Waćpan, pisz poprawniej nieco...
Nawet najstarszy marynarz, Blady Gustaw, (...) jako zastępca kapitana wyciągnął lunetę i spojrzał w dal.
Marynarz to marynarz, zastępca kapitana to pierwszy / starszy oficer. (Od bardzo, bardzo dawna...) Gdyby Gustaw nie był, kim był, przez lunetę spojrzałby gdzie indziej?

Sorry Ogórke, może napisz jakąś prozę?

Dobrze przeprowadzony pomysł, ładnie spointowany i tylko błędy gryzą w oczy - na przykład powielanie. Wapnem to się ściany pobiela. :) 

@AdamKB: (...) nabrać pełnej prędkości w kierunku odległej ojczyzny. - myslę, że takie sformułowanie nie jest tragicznym błędem. No nie wiem.
(...) zadania, które wykonywał z wyraźnym od niechceniem. - rzeczy można przecież wykonywać z od niechceniem. Nie za bardzo widzę, gdzie tutaj wkradl się błąd. Jeśli można to proszę o jakieś dokładniejsz wskazówki.
Natomiast zdania o Bladym Gustawie poprawione - dzięki ;)

@gwidon2 - wgle nie rozumiem Twojej wypowiedzi. Napisz co wg Cb jest źle, to uznam to za konstruktywną krytykę.

@Javier ho Pomerania - dziękuję. Ściany zostały już poBielone ;)

Łohooho widzę, że jednak nazbierało się trochę błędów. Jeśli ktoś coś jeszcze wypatrzy to proszę o zwrócenie mojej uwagi:) Zapraszam również do wyrażania opinii na temat treści tekstu. Dziękuję!

No to skoro prosisz, to masz jeszcze pare uwag ode mnie.

Każdy miał przydzielone zadania, które wykonywał z wyraźnym od niechceniem. – Mnie to brzmi dziwnie. A nie lepiej, że po prostu od niechcenia.

 

Kapitan ścigał takie nadużycia wydając ogłuszające okrzyki ze swojego mostka: - Komplikujesz życie :P. A jakby tak po prostu wrzeszczał?

 

- Karwasz twarz, będzie łatwo zgubić orientację - zaklął dowódca – a nie stracić przypadkiem?

 

W niedługim czasie gęste opary skutecznie utrudniły widoczność załodze ‘Wiosennego Promienia'. – utrudnić to mogły rejs. A widoczność raczej ograniczyć.

 

Nie podobało im się to. Morze stało się podejrzanie gładkie, niczym tafla jeziora. – Zabrakło ci tu jakiegoś porównania, bo kiedy wieje wiatr, nawet na tafli jeziora pojawiają się fale. Np. Morze stało się podejrzanie gładkie, niczym tafla jeziora w bezwietrzny dzień.

 

To było przeczucie, którego się nie lekceważy, nie u marynarzy. – Też to dziwnie brzmi. Jakby narrator był lekarzem i diagnozował chorobę, typowa dla wilków morskich. Ja bym to sformułował np.: To było przeczucie, którego żaden marynarz nie ośmieliłby się zlekceważyć.

 

Dopiero kiedy podpłynął na bardzo bliską odległość, - I znów komplikujesz. Nie lepiej po prostu „bardzo blisko”?

 

Statki zakrył dym wydostający się z metalowych rur bandoletów i muszkietów. – Cholera, przecież tam mgła była, że oko wykol. Wątpię, żeby dym z bandoletów cos jeszcze zmienił :P


Ogólnie, to nawet fajne. Krótkie, ale żywe. Jest potwór, jest rzeź. Gdyby jeszcze technicznie było lepiej napisane, to byłoby super :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

=> Ogórke.
Od niechcenia --- utarty zwrot, którego nie modyfikujemy, bo wychodzi bzdura. Znasz połączenie przyimkowe "znienacka"? Samego "nienacka" jako takiego nie ma. "Niechcenia" też, praktycznie, nie uświadczysz we współczesnej polszczyźnie jako samodzielnego --- funcjonuje w symbiozie z "od" jako utarty zwrot. Jak sie uprzesz, możesz pisać: z niechceniem (czyli bez najmniejszej chęci) --- błędu formalnego nie ma, ale smiech może wzbudzać.
To tak najprościej, jak można.
Nabieranie prędkości w kierunku --- to nie błąd, to totalna bzdura. Nawet się nie podejmuję roztłumaczyć w kilku zdaniach --- uwierz na słowo. Co chciałeś przez to wyrazić? Wyraź to jeszcze raz, ale bez dziwactw. Nie szło Ci aby o zwykłe "jak najszybciej płynąć / dopłynąć do domu"?

okej, teraz rozumiem. dzięki:)

AdamKB i Fasoletti, wasze rady są nieocenione. Jestem Wam bardzo wdzięczny :)

Jak to: nieocenione? Spytaj Fasolettiego, jeśli mi nie wierzysz --- wpisane do cennika TOPJ/1999/wi-16A, rozdział XLIV, pozycje od 17. do 418. włącznie.

haha:) miałem na myśli bardzo cenne oczywiście :D

Poza tymi pomyłkami, które wytknęli przedmówcy  i odrobiną przecinkologi, opowiadanie  przypadło mi do gustu. Dobra robota autorze. :)
Pozdrawiam

dziękuję :)

Nowa Fantastyka