- Opowiadanie: Dupin - ODBICIE

ODBICIE

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

ODBICIE

Motto: Czymże jest to, co tchnie ogień w równania, i stwarza Wszechświat, aby mogły go opisać?

Stephen Hawking

 

 

Zobaczyły zamknięcie, które nie pozwalało im widzieć. Ciemność powodowały jakieś wklęsłe drzwi.

 

– Otwórz oczy! Nie możemy już tu czekać. Miałyśmy wyjść; trochę materii i materiałów. – powiedział wysoki głos, zwracając się ku komuś w ciemności.

 

– Chyba nie wyobrażasz sobie, że ta prawie bezmasa pokraka mogłaby je uchylić! – drugi głos wyraźnie niski starał się zastukać swym nierozświetlonym ciałem w drzwi. Panowała ciemność, przez którą przelatywały z szybkością światła głoski układające się w słowa gniewu, pewnego zniecierpliwienia oraz niepewności. – Nie krzycz zresztą; wiesz, że jej tu nie ma. Musi się przebić.

 

– A odbijcie się całkowicie wewnętrznie ode mnie! Czy jak tam! Zawsze tylko te wasze załamania – zabrzmiało coś jakby żart z niewidocznych ust, które tu w jakiś sposób wlazły. Gdyby nie całkowita ciemność i atmosfera niecierpliwości, z pewnością byłby to moment zażenowania.

 

– Mówiłaś, że otworzysz przed chwilą! – krzyknął niski głos.

 

– No chciałam, ale przeleciałam! – odpowiedziała dopiero, co przybyła. Tym razem żart zabarwiony był złośliwością. Z pewnością głos należał do bardzo małej cząsteczki, prawie nienamacalnej i niesłyszalnej w tej ciemnicy, gdzie pozostałe głosy próbowały się rozpychać.

 

– Koniec! Zrozum, że nie możesz tak się szlajać, kiedy my tu nie istniejemy zamknięte. Obiecałaś, że znów coś zrobisz, by się otworzyły. Miałyśmy znów spróbować znaleźć trochę materii, byśmy już nigdy nie musiały tu wracać. – wysoki głos zaciemnił jaśniejącą w ciemności kłótnię. – Możemy wyjść?

 

– Tam nic nie ma. Szlajam się, jak mówisz, tam i tu, i jeszcze na nic się nie nadziałam! – odpowiedział głos najmniejszy.

 

– No, wiesz!!! – niski głos zaczął uderzać w niewidoczne drzwi.

 

– Stop, stop – wysoki i powabny strumień zdań znów odezwał się, gdzieś za próbującą żartować. – Mówiłaś, że coś tam może być. Chcemy wyjść i zobaczyć. Otwórz oczy i pozwól nam wyjść.

 

– Sama otwórz. Zresztą – i tak wrócicie.

 

– Zobaczy się.

 

Otworzyły się i wszystko rozbłysło. Świat ni to przepływał, ni to się zderzał. Świat bez materii, czysta energia. Wszystkie trzy płynęły w tej monotonii elementarnych prawd, wypełniając to wszystko w niczym; gdy świat znów zaczął się zamykać.

 

– No to sobie pochadzałyśmy! Taki pożytek z neutrin – niski głos zakwarkał. Przepływy bez przestrzeni zaczęły znów gasnąć. Pozostałości ich świateł zawracały w ciemność.

 

– To nie moja wina, że mruga! – bezmasa towarzyszka gotowała się do bezwładnej ucieczki.

 

– Dziewczyny! – wyraźnie spokojny (ten wysoki) głos zamierzał znów uspokoić atmosferę. – Nie zapominajcie, że przecież możemy się całkowicie wewnętrznie odbić. Jeśli dobrze pójdzie, to u naszego celu, jakaś myśląca materia to udowodni… Mógłby, ktoś przecież zająć się naszymi rozognionymi od samotności wzorami.

 

– Cel?! Przecież znów będziemy zamknięte! – krzyknęła o niskim głosie.

 

– Ale rozświetlnięte! – neutrino zniknęło, przebijając się przez spadające drzwi.

 

Mimo ponownego zamknięcia, załamanie światła w gęstszej atmosferze więzienia pozwoliło na ich widoczność. Dwa głosy – niski i wysoki – znów odbijały się o ściany swojego zamkniętego oglądu. Jednak tym razem ich ciała muskały rażąc i świetlnie szurając o włókna i dziwnie pulsujące czerwone nitki. Miejsce, w którym musiały mieszkać było ohydne. Błyszczący śluz i słonawa wilgoć oblepiała całą powierzchnię ścian, a z tyłu (jeśli gdzieś tu były jakieś kierunki) widniał wąski i ciemny korytarz – nie do rozświetlenia – gdzie one nigdy nie zapuszczały się; miały jedynie odwagę – od czasu do czasu – krzyknąć w ową ciemność, by posłuchać, jak echo porusza tym okrągłym budynkiem – i chyba czymś jeszcze?

 

– Przynajmniej uporałyśmy się z ciemnością na jakiś czas – wysoki głos.

 

– A ta znów lata! – niski naciskał na miękką powierzchnię ściany. – Chyba rzeczywiście tam nic nie ma, oprócz wciskających się w każdą rozbłyszczoną dupę neutrin!

 

– Bez przesady! Nie dość, że razicie mnie w ciemności, to obrażacie jasność, co jest poza moją ciemnością – dobiegł ich głos z kanału. Był jeszcze widoczny, mimo powolnego gaśnięcia ich ciał. – Pominę fakt, że przeczycie prawom zdrowej optyki, ale żeby przeczyć swojej egzystencji. Aktorki!

 

– Chcemy stąd wyjść i przestać się bawić z tobą w suflerkę! – niski głos krzyknął w kanał, starając się wykrzesać ostatnie rażące głoski.

 

– Taka rola… Mimo to pomogę wam trochę poznać to, co w sumie jest waszym wymysłem… Grawitony.

 

– Proszę? – wysoki głos stał się znów powabny. – Co to graw…

 

– Coś, jak wy, ale bardziej podstawowe, choć niepewne. Z nimi powinno być trochę tej waszej materii… Pozwolę wam to znaleźć, ale pod jednym warunkiem.

 

– Tak? – dwa głosy już prawie zgasły.

 

– Nie spróbujecie tego dotknąć.

 

Drzwi się otworzyły i znów bez-przestrzeni się rozświetliło. Tym razem głosy opuściły całość swojego zamknięcia i nastającej ciemności. To, w czym były i czym były zaczęło razić. Wszystko gęstniało, spowalniało, jakby ktoś dosypał jakiś innych cząsteczek. Światło, jakby zaczęło opadać w nieskończoności.

 

– Razi! – słyszały za sobą. Znów jakby wszystko zaczęło ciemnieć, a z drugiej strony otaczało je jakieś przyciąganie: rozrywało nierozrywalne ich ciała. Starały się nie słuchać i łapać otaczającą je gęstą jasność. Aż…

 

…to, co jeszcze przed chwilą było wysokim głosem nagle stanęło na podłożu. Pojawiły się tkanki i czerwone ciecze. Wszystko się prężyło we włóknach i skórach. Podtrzymywało ją światło lepiące, następna rzecz, dziwna cząsteczka, której nie znała. Otworzyła oczy i zobaczyła to samo, co zawsze jednak tym razem rażące i bolesne.

 

– Razi! Razi! – usłyszała za sobą.

 

– Otworzyło i się ucieleśniło! – pojawił się również za nią piskliwy, usiłujący przedrzeźniać ten pierwszy, neutrinowy głos. – Dobra dziewczyny! Trzeba być bezmasą, jak ja, by sobie pozwolić na takie zabawy. Każda z nas zna swoje właściwości, czy jak chcecie powaby. Więc dajcie spokój! Jazda do piwnicy, a ja po staremu się tu poszwendam!

 

– Razi! – nerwy jej usłyszały znów krzyk. Zdążyła tylko zmrużyć oczy i znów nastała ciemność i wilgoć starej celi. I chyba przestała czuć ciepło – następną rzecz nie do końca poznaną. Gdzieś jeszcze słychać było przelatujące neutrina.

 

– Otwórz oczy! – słyszała jeszcze swój wysoki głos.

 

 

 

KONIEC

 

 

(od autora: Słowo zakwarkać nie jest moim pomysłem; wziąłem to z Jamesa Joyce'a)

Koniec

Komentarze

Tekst był publikowany w tutejszym Hyde Parku na ostatni "błyskawiczny konkurs". Jako, że już minął stwierdziłem, że nie będzie to nic złego, jeśli zamieszczę go też tutaj w "opowiadaniach".

E...

I na co te kursywy tu i ówdzie?

dla jaj.

Nowa Fantastyka