
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
OSOBY:
Romeo, syn pana Monteki
Julia, córka Capuletta
Brat Wawrzyniec, franciszkanin
Lebiezniatikow, kapitan statku kosmicznego
Raskolnikow, wiecznie pijany majtek i niedoszły student
Świadkowie Romea i Julii
Miejsce; pulpit sterowniczy statku kosmicznego, a na końcu jego mostek
Akt drugi, scena V
Akcja rozgrywa się na pulpicie. Wszędzie migają olbrzymie kolorowe światła. Nad naszymi bohaterami górują duże, kwadratowe guziki.
Romeo
Chyba puściłem bąka.
Mimo to nie martw się, ma piękna.
Nikt tu nie może nas usłyszeć.
Jesteśmy sami,
A ty promieniejesz wśród tych świateł.
Julia
Twój bąk i smród pod czterema pachami,
Dla mnie najpiękniejszy na tym świecie.
Skowronek mu się nie równa,
Ani powiew zefiru o poranku.
Niecierpliwa się staje.
Gdzie brat Wawrzyniec?
Miał tu przybyć ze świadkami,
Zanim przestanie migać to czerwone światełko.
Romeo
Nie denerwuj się mój promyku.
Zaraz przybędzie.
Wie o naszym uczuciu,
I jest świadomy tego,
Że mu skórę przetrzepię,
Gdy zostawi mnie na manowce.
Julia
Pamiętaj, ja cię, mój drogi, pożądam.
Nie wytrzymam tego oczekiwania.
Te światełka, tak migają,
A ty mój słodki tak blisko jesteś.
Moja życiowa pasjo.
Chce cię pochłonąć, schrupać,
I długo, wieczność całą trawić,
W mych rozpalonych gorących wnętrznościach.
Romeo
Ja to samo czuje!
Coś we mnie burczy, trzeszczy.
Chce się z tobą połączyć.
Stać się jednością.
Wspólną protoplazmą.
Twe czułki, ramiona, oczy na szypułkach.
Tyś mą, pani.
Julia
Twe cztery nośne odnóża,
Tak zwinne i żywe.
Biegasz na nich w szaleńczym pędzie.
Nikt cię nie dogoni.
Romeo
Ty jednak możesz.
Do ciebie bowiem wciąż biegnę.
Chce być blisko, tuż przy tobie.
Czuć twe kwasy, żar buchający z wnętrza.
Julia
Czekanie te tak niecierpliwe,
A brat Wawrzyniec nie przybywa.
Chce, aby już nas połączył,
Węzłem na wieki nierozerwalnym.
Romeo
Oto on, nadchodzi. Połączy nasze soki.
Dusza i ciało staną się jednym.
Wchodzi brat Wawrzyniec wraz z dwoma świadkami.
Brat Wawrzyniec
Witajcie, moje owieczki.
Czy zdanie swoje podtrzymujecie?
Romeo
Tak, ojcze, zaczynaj.
Brat Wawrzyniec
Czy ty Romeo, chcesz poślubić,
Swą oblubienice Julie?
Romeo
Tak, chce.
Brat Wawrzyniec
A ty Julio zechcesz wyjść,
Za tego tu męża,
Jadowitego dla wrogów,
A słodkiego dla przyjaciół
Romea?
Julia
Tak, bezwzględnie.
Tak teraz i do końca świata.
Tak, tak i jeszcze raz tak.
Brat Wawrzyniec
Łącze wasze szczypce,
A lepiszczem jest, ma ślina.
Staniecie się jednością,
a jednocześnie się rozpadniecie,
Przekształcicie w gluta.
Ten, przyklejony do pulpitu,
Będzie czekać,
Aż wylęgną się z niego wasze dzieci.
Tego właśnie oczekujecie ode mnie?
Romeo i Julia
Tak
Brat Wawrzyniec
Świadkowie poświadczą me słowa i czyny.
Łącze was i życia pozbawiam,
A poprzez to nowe życie ofiaruje.
Czy świadkowie potwierdzają?
Świadkowie
Potwierdzamy.
Brat Wawrzyniec
A zatem…
PLASK
Typowy mostek jak najbardziej typowego statku gwiezdnego w ultratypowej przestrzeni kosmicznej. Nad wszystkim górująca trzymetrowa postać Włodzimierza Iljicza Lenina. Prawie łysa główka z charakterystyczną bródką i wąsami tkwi na gigantycznym, nieproporcjonalnie wielkim korpusie. Prawa ręka wielkiego, niepokonanego wodza rewolucji komunistycznej jest wycelowana wprost na główny monitor. Wskazuje ona głębie kosmosu. Mówi o sile rewolucji, której nie pokona nawet potęga przyrody; na pohybel kosmitom i supernowym!
Lebiezniatikow z trudem, a jednocześnie wyraźnym obrzydzeniem malującym się na twarzy odrywa dłoń od pulpitu. Niechętnie przygląda się rozciapanej mazi, która z niej spływa, a następnie wyciera ją o spodnie. Na jego mundurze dowódcy floty gwiezdnej widnieje wiele innych tajemniczych plam, ale jakoś się tym nie przejmuje. Jest w końcu jak najbardziej kapitańskim kapitanem w służbie Wielkiej Czerwonej Floty Ziemi i nie musi się przejmować opinią reszty załogi. Szczególnym po tym nieszczęsnym wydarzeniu, gdy oficer propagandy zmarł w wyniku zatrucia pokarmowego. No ale powiedzcie, kto mu kazał jeść kaszankę z domieszką radioaktywnego uranu? Nie mógł jej sobie po prostu posłodzić? Kapitan uważał, a był w tym jak najbardziej przed sobą, jak i wobec innych szczery, że ta dziwna śmierć wynikła ze zwykłego zbiegu okoliczności, a nie w efekcie świadomego działania załogi.
– Kapitanie – z korytarza dobiegł słaby, wymęczony głos, jedynej jeszcze żyjącej, załogi. Należy on do niedoszłego studenta, majtka Raskolnikowa. – Kapitanie.
– Czego?! – Lebiezniatikow niechętnie warknął.
– Zarzygałem korytarz. – Odparł niewyraźny szept.
– Nie trzeba było tyle chlać. Ćwierć wiadra bimbru. To miało nam starczyć na cały tydzień.
– Ale nic się nie działo. Ten kosmos jest strasznie nudny. I to robactwo. Nie jest wkurwiające tylko wtedy, jak człowiek się upije.
– Weź szmatę i wycieraj – warknął kapitan. – Jak skończysz, to przyjdź. Mam coś dla ciebie.
Faktycznie majtek miał racje. To robactwo było dziwne. Może zmutowało w wyniku zbyt długiego pobytu w przestrzeni pozaziemskiej? Wędrowało podzielone na dwie grupy. Jedna zajmowała podłogę i tam krążyła, wchodząc pod nogi, i na szczęście nieco rzadziej, na nie same, a druga wędrowała po suficie, bywało, że spadając na biedną głowę kapitana lub jego podwładnego. Najdziwniejsze działo się, gdy się ono ze sobą spotykało. Sufitowi i podłogowi różnili się nieco wyglądem. Gdy spotykały się dwa inaczej wyglądające robaki, zaczynały ze sobą walczyć. Zawsze na śmierć i życie. Lebiezniatikow o jednym marzył. Chciał połączyć górę z dołem. Wtedy przynajmniej całe to plugastwo by się wygryzło.
Podrapał się po tyłku nerwowym ruchem ręki. Niestety wszy stanowiły odrębny problem. Te jakoś nie chciały zmutować i gryzły tak jak na Ziemi. Od tego swędzenia można było oszaleć.
– Kapitanie. – Raskolnikow wszedł do sterowni. Nie miał na sobie munduru. Jego jedyny strój stanowiły gacie, które przyozdabiały czerwone róże na białym tle. Śmierdziało od niego wymiocinami i potem. W ręce trzymał ścierkę, którą wcześniej wycierał podłogę. – Już posprzątałem.
– Rzuć tę szmatę, bo puszczę pawia.
– Tak, kapitanie!
Raskolnikow wrzucił brudny zwitek do szpary widocznej pod pulpitem sterowniczym.
– Miał, kapitan, coś dla mnie.
– Tak, oczywiście, mój niedoszły studenciku. – Lebiezniatikow podszedł do majtka i objął go w pasie.
– Ale tyłek mnie boli!
– Chłopcze. – Kapitan uśmiechnął się i wskazał na wielki monitor. – Widzisz te migające światełka? Ku nim lecimy, niosąc naszą wielką, czerwoną gwiazdę. Ból twojej chłopięcej pupy nie powinien stanowić tu przeszkody. U naszych stóp leży cały kosmos. Niedługo posiądziemy go.
– Tak, kapitanie, posiądziecie go. – Majtek dwa razy kiwnął głową. Chciał przez to podkreślić, że rozumie i zgadza się z jego słowami.
– Widzę, że wszystko pojąłeś. – Kapitan puścił perskie oko do Lenina, a następnie klepnął studencika przedpierwszego roku w pupę. – Przynieść wazelinę. Dziś pójdzie gładko.
Lenin spoglądał przed siebie. Zdawał się uśmiechać. Miał, z czego się cieszyć. W końcu to on przyczynił się do wybuchu rewolucji.
Zresztą lubił sobie popatrzeć.
Zapraszam do lektury i komentarzy :)
Aj waj, popraw łamanie najpierw!
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
znowu to samo (;
Uff... Udało się :)
mi tam się podoba:) nawet bardzo. trochę wesoło, troszkę smutno... ale chyba niestety też za krótko:(
a co do słownictwa... rzucił mi się tylko w oczy jeden błąd: "zostawi mnie na manowce". można jedynie zejść na manowce albo sprowadzić kogoś na manowce, raczej się nikogo na nich nie zostawia:)
przeczytane
na pohybel kosmitą i supernowym!
kosmitom.
Dosyć zabawne, może być ;P
Błedów jest trochę więcej.
Julia, córka Capuleta - Capuletta pisze się przez dwa "t".
(...)na pohybel kosmitą i supernowym - kosmitom?
- Rzuć tę szmatę, bo puszcze pawia. - puszczę
Szczególnym po tym nieszczęsnym wydarzeniu, gdy oficer propagandy zmarł w wyniku pokarmowego zatrucia. - zatrucia pokarmowego, przestaw wyrazy i będzie git.
Ponadto zauważyłem, że nadużywasz słowa "się". Popraw, masz jeszcze sporo czasu. Tekst, moim zdaniem nie ma szans konkurowania z Ajwenhołem czy Renferiel, ale mój też nie ma:). Pozdrawiam
Mastiff
Dzieki za pomoc. :)
Robercie przeczytałem ale nie podobało mi się.
Nie było dla mnie ani śmieszne ani odkrywcze w jakiś sposób. Takie sobie coś.
Przykro mi:/
"Gdy zostawi mnie na manowce." - poprawne?
Pozdrawiam Robercie, wybacz ale to nie dla mnie.
Choć faktycznie pomysł i forma całkiem całkiem...
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?
a nie w efekcie świadomego działania załogi.
- Kapitanie - z korytarza dobiegł słaby, wymęczony głos, jedynej jeszcze żyjącej, załogi.
Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.
Nie przekonał mnie ten tekst... Chyba klimaty i forma nazbyt odległe od moich oczekiwań.
No cóż. Miałem ochotę napisać ten tekst i zaprezentować innym. Jestem świadomy tego, że nie każdemu on się spodoba. Niemniej nie jest to argumentem za niepisaniem.
Słusznie RobertZ :)
Mie siem tak sobie podobywalo, ale ma ten tekst swoje blaski. Fajnym pomysłem jest "gwałt" na nadętej formie Rome i Julii. Trafione jest także ujęcie statku kosmicznego jako ciasnego, cuchnącego wnętrza. Obiecujący jest pomysł o koegzystujących w takim środowisku cywilizacjach ludzi i insektów.
Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.
Robercie ja nie mówiłem, że masz nie pisać:) to że mi się nie podobało o niczym nie świadczy:)
Pozdrawiam
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?
Przyjemnnie i łatwo się czyta, a błędy, właściwie potknięcia, wytkneli przedmówcy. Gratuluje udanego tekstu. :)
A mi się podobało. Ogromny plus za oryginalny pomysł! Po przeczytaniu tytułu, spodziewałam się czegoś oklepanego, a tu taka miła niespodzianka :) Tekst jest lekki, zabawny i miły w odbiorze. Poza tym właśnie zostałeś Haremowym pionierem w dziedzinie miłości homoseksualnej <fanfary!> ;P 5
Zdziwisz się, jak powiem, że mi się nie podobało? Że tekst jest obleśny, to kwestia gustu, ale że jest obleśny na siłę... Nie rozśmieszyło mnie absolutnie nic, a i jakiegoś większego sensu nie znalazłam. Do tego nie widzę związku między częścia "dramatyczną" a prozaiczną. A mówiłam Ci już, że zjadasz ogonki? :)
www.portal.herbatkauheleny.pl
OK, do konkursu.
Mnie osobiście nie podobało się, mimo że pomysł niezmiernie oryginalny. Początek do tego stopnia nie przypadł mi do gustu, że omal nie porzuciłem tekstu. Skończyło się na pominięciu kilku zwrotek - wstrzymam się więc z oceną tego fragmentu.
Co do okrętowej rzeczywistości to należą się wielkie brawa. Bardzo plastycznie i ładnie wygląda - o ile tak można powiedzieć o mieszance insektów, wszy i rzygowin. Patrząc na tę scenerię, aż by się chciało jakiejś akcji, a tej właściwie nie było.
W motyw konkursowy wszedłeś, że tak to ujmę na siłę i jakby od tyłu. Niestety także w dosłownym znaczeniu :)
Suzuki M. - moja droga, co to znaczy 'zjadasz ogonki"? Szczerze pytam, bo nie wiem:), może ja też zjadam?
Mastiff
Jak z ę ą robisz e a :)
www.portal.herbatkauheleny.pl
A to nie zjadam:)
Mastiff
Suzuki, mówiłaś mi o tym. Zawsze je zjadałem. Niestety. A korekta mi tego akurat nie chce wychwycić.
Co to wejścia od tyłu, to chciałbym zauważyć, że to właśnie haremowy konkurs natchnął mnie do napisania historyjki o zlewających się ze sobą robaczkach (tytułowy Romeo i jego Julia) i dwóch napalonych, bardzo samotnych gejach wędrujących w przestrzeni kosmicznej, aby na innych światach budować komunizm.
Co ciekawe, od razu mi się cała ta historia zaprezentowała przed oczami. Nazwiska marynarzy nie są do końca przypadkowe. Może ktoś się domyślił od jakiego autora je pożyczyłem?
Sorki, ale kompletnie nie zrozumiałem przekazu. Dla mnie to dwa odrębne opki powiązane berdzo wątłą nicią. No i zero erotyki, wspomnienie o wazelinie nie wypełnia tej luki. Pozdrawiam
A teraz kawa na ławę:
czymże Ci Szekspir i Dostojewski zawinili, Autorze?:)
Tylko tym, że się biedaci urodzili i ośmielili się coś napisać.
Andrzeju, a czy musi być wyraźne i czytelne przesłanie? Te "dwa" opki łączy czas i miejsce akcji. Poza tym opowiadają one o miłości i erotyzmie przedstawionych w kilku (nie dwóch, ale to informacja dla "zaawansowanych") odsłonach.
Wracając jeszcze do pytania Seleny. Szekspir został wspomniany przy okazji ogłoszenia konkursu na opowiadanie miłosne "Harem". Dostojewski leżał mi kolo łóżka, a potrzebowałem jakiś rosyjskich nazwisk. Pożyczyłem więc sobie studencika i dorzuciłem jego kompana, a Lenin tak mi się przyśnił w związku z jego miłością (mało rozerotyzowaną) do komunizmu.
Oj, biedny los pisarza:)
Dziekuje wszystkim za komentarze. Zawsze bardzo mi one pomagają. :)
Widzę, że napisaliśmy równocześnie.
Dokończę myśl: biedny los pisarza, bo męczy się taki, męczy, a potem ludzie pastisze tworzą:)
Pisarz starszej daty jest zazwyczaj natchnieniem dla nastepnego pokolenia. Zawsze jakaś nagroda dla niego za wcześniejsze męczarnie.
Zresztą, po co on się tak męczył? Mógł przecież iść na grila.